Politologia (el)
- Autor: Stanisław Bieleń
- Odsłon: 2416
W stosunkach międzynarodowych mamy obecnie do czynienia z groźnymi zawirowaniami między Rosją a Zachodem. Rosji przypisuje się promowanie strategii wojennej, agresji i dezinformacji, tak jakby strona zachodnia, zwłaszcza USA, były w tym względzie bez winy.
A przecież to nie Rosja wchodzi w obszar wpływów amerykańskich, lecz dzieje się dokładnie odwrotnie – to Zachód ingeruje w tradycyjne sfery oddziaływań rosyjskich, przyjmując pozy misyjne i wyzwolicielskie.
Jeśli konsekwentnie opowiadać się przeciw sferom zależności i wpływów, to ani USA, ani Unia Europejska nie mają racji, gdy wypierając Rosję same dążą do poszerzenia swoich domen i korzyści (następuje powrót do „gry o sumie zerowej”, co przypomina rywalizację zimnowojenną między blokami Wschodu i Zachodu).
Przyjęcie założenia, że przynależność cywilizacyjno-geopolityczna państw położonych między Polską a Rosją jest kwestią otwartą powoduje, że usprawiedliwia się trwającą rywalizację o nowe wpływy. Oznacza to podsycanie nadziei na wyrwanie tych państw, zwłaszcza Ukrainy spod oddziaływań rosyjskich.
Tymczasem wiele spośród państw i społeczeństw poradzieckich jeszcze nie wie, gdzie naprawdę chce być. Mało kto zastanawia się nad kosztami i skutkami takich rekompozycji geopolitycznych, gdy tymczasem przelewana jest krew niewinnych ludzi, a Ukraina pod każdym względem jest ofiarą tej konfrontacji. Jeśli państwa Zachodu nie spojrzą krytycznie na swoją w tej sprawie rolę, to żadne moralizowanie nie przesłoni ich rzeczywistej roli współsprawcy ukraińskich nieszczęść. Dozbrajanie Ukrainy jest prostą drogą do eskalacji wojny, a nie ratowania pokoju.
Czas też zrozumieć, że Rosjanie mają takie samo prawo do obrony swoich racji, jak inne państwa i narody. Zachód nie może budować ładu międzynarodowego opartego wyłącznie na swoich wartościach i poczuciu wyższości nad „resztą świata”. Kompromis w stosunkach międzynarodowych wymaga rezygnacji każdego z ich uczestników z „jedynie słusznych” rozwiązań, opartych na samouwielbieniu i poczuciu przewagi. Ponadto, obywatele Rosji mają swoje prawo do strachu przed agresją zewnętrzną. Lekceważenie rosyjskich fobii powoduje narastanie napięć, które nieuchronnie doprowadzą do wybuchu konfliktu na wielką skalę.
Dramatyczne wydarzenia na Ukrainie w 2014 roku, nazwane „rewolucją godności”, spowodowały zasadniczą zmianę w stosunkach między Rosją a Zachodem. Rozmaite gremia międzynarodowe wyraziły swoje oburzenie, a nawet potępienie dla aktów pogwałcenia przez Rosję prawa międzynarodowego. Zgromadzenie Ogólne ONZ uznało referendum krymskie z 16 marca 2014 roku za nielegalne, zaś Rada Bezpieczeństwa 13 głosami przy sprzeciwie Rosji i wstrzymaniu się Chin opowiedziała się na wniosek USA za utrzymaniem ukraińskiej integralności.
W kwietniu 2014 roku Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy zawiesiło prawo głosu Rosji w tym gremium, zaś po wykluczeniu ze swojego grona Grupa G7 potępiła ją za aneksję Krymu, wyrażając zgodę na nałożenie skoordynowanych sankcji.
Od roku trwa izolacja Rosji na arenie euroatlantyckiej, co wpływa negatywnie na stan rosyjskiej gospodarki. Wprawdzie Rosja nadal zaopatruje państwa UE w gaz ziemny (31%) i ropę naftową (27%), ale dramatycznie maleją u niej inwestycje zachodnie, co skłania ją do poszukiwań partnerów w Azji. Z tego powodu Chiny mają szanse zająć miejsce strategicznego inwestora na Syberii i Dalekim Wschodzie.
Obecnej konfrontacji Zachodu z Rosją nie można zrozumieć bez spojrzenia na aktywizowanie się antyrosyjskich nurtów myśli politycznej w Stanach Zjednoczonych, dążących do wykorzystania słabości Rosji w celu zapewnienia swemu państwu hegemonicznej pozycji w świecie. Rozmaite plany ekspansji USA kosztem Rosji, aż po jej rozczłonkowanie (Zbigniew Brzeziński, William Kristol, Robert Kagan, George Friedman) nie mogą być w Moskwie traktowane inaczej jak tylko sygnały ostrzegawcze, wywołujące naturalny odruch mobilizacyjno-obronny.
Konsolidacja władzy i stabilizacja Rosji zostały odebrane jako zagrożenie dla pozycji Stanów Zjednoczonych. Stworzono negatywną narrację, z której usunięto na daleki plan wspólne interesy Rosji i Zachodu. Mimo prób otwierania się nowej Rosji w jego stronę w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych ub. wieku, ten nie potraktował jej przyjaźnie, jako sojusznika i partnera, lecz raczej jako potencjalnego wroga.
Nie wiadomo, czy brakło wyobraźni, czy tylko woli politycznej ówczesnych liderów Zachodu. „W zamian za zgodę na demontaż imperium, rozwiązanie Paktu Warszawskiego oraz zjednoczenie Niemiec Gorbaczow otrzymał jedynie obietnicę prezydenta Busha (seniora), a także niemieckiego ministra Genschera, że NATO nie rozszerzy się na terytoria byłego bloku wschodniego, a odrodzona Rosja uzyska pomoc na przeprowadzenie reform i uznana zostanie za cennego partnera międzynarodowej współpracy” (A. Walicki: Czy Władimir Putin może stać się ideowym przywódcą światowego konserwatyzmu? , Przegląd Polityczny 2015, nr 130).
Okazuje się, że na gorbaczowowską Idealpolitik, pełną naiwnej wiary i ufności wobec Zachodu, ten ostatni odpowiedział arogancją i zlekceważeniem przyjętych „nieformalnych” zobowiązań. Konstatacje te są trudne do przyjęcia przez główny nurt publicystyki politycznej, w którym to Rosja i sam Putin są głównymi sprawcami wszelkich nieszczęść, a Zachód występuje w aureoli niewinnego świadka, a nawet ofiary.
Podstawy rosyjskiej Realpolitik
Mówiąc o powrocie Rosji do Realpolitik (twórcą terminu był Ludwig August von Rochau, niemiecki pisarz i polityk XIX w., zaś propagatorem Otto von Bismarck), uwagę kieruje się w stronę faktycznie uprawianej polityki, odwołującej się raczej do siły niż ideałów, zasad czy moralności. Liczy się cel pojmowany w wymiernych kategoriach, nie zaś postępowanie oparte na ideologicznych założeniach, prawie czy legalności.
Termin ten kojarzy się pejoratywnie i często jest przywoływany w kontekście makiawelizmu (stosowania technik nagannych z punktu widzenia etyki i moralności).
W encyklopedii niemieckiej Der Grosse Brockhaus Realpolitik to „polityka możliwości”, która nie jest identyczna ani z czystą polityką interesów (Interessenpolitik), ani z pozbawioną skrupułów polityką siły (Machtpolitik). Oznacza dopasowywanie politycznych celów do realnych okoliczności, rezygnację z przekonań na rzecz pewnych konieczności.
„Politykę realną” prowadziły i prowadzą różne mocarstwa. Klasycznym przykładem stosowania się do reguł Realpolitik była polityka Anglii, a następnie Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy często rezygnowali z przekonań na rzecz pewnych konieczności, podporządkowując się regułom balance of power, w myśl dewizy Henryka VIII – cui adhereo, praeest (zwycięży ten, do kogo przyłączę się). Kierując się mądrością, że „Anglia nie ma ani wiecznych wrogów, ani wiecznych przyjaciół, ma jedynie wieczne (wieczyste) interesy”, politycy brytyjscy zasłużyli sobie w oczach Francuzów na miano „perfidnego Albionu”. Wspominana z niechęcią brytyjska polityka appeasement wobec Hitlera miała w sobie wiele z Realpolitik. Trzeba było bowiem czasu na dokończenie własnego procesu zbrojeń, o czym mało kto dzisiaj pamięta.
Stany Zjednoczone w okresie „zimnej wojny” wspierały wiele krwawych dyktatur, o ile były one antykomunistyczne. Dotyczyło to zwłaszcza reżimów latynoamerykańskich. Realpolitik wiązano z polityką Henry’ego Kissingera w administracji Richarda Nixona, który odrzucał założenia doktrynalne czy etyczne na rzecz praktycznego poszukiwania kompromisu między wielkimi mocarstwami (na przykład normalizacja stosunków z ChRL, niezależnie od opozycji wobec komunizmu i doktryny powstrzymywania).
Realpolitik nastawiona jest przede wszystkim na skuteczne zaspokajanie interesów kosztem kompromisów ideologicznych. Także obecnie Amerykanie często wspierają reżimy autorytarne za cenę zabezpieczenia stabilności regionalnej czy lojalności sojuszniczej (na przykład Arabia Saudyjska czy Pakistan). Stosunkowo przychylnym okiem spoglądają na współczesne Chiny, licząc się przede wszystkim z ich potęgą gospodarczą, a pomijając milczeniem charakter reżimu wewnętrznego. USA realizują także swoją Realpolitik wobec Rosji. Są gotowe wspierać wszelkie reżimy polityczne, także niedemokratyczne, jeśli tylko są antyrosyjskie.
Realpolitik jest sprzeczna z wieloma zasadami prawa międzynarodowego, choćby prawem narodów do samostanowienia. Większość mniejszości narodowych, etnicznych, językowych czy religijnych na świecie nie może skorzystać z tego prawa w imię poszanowania innych zasad, zwłaszcza integralności terytorialnej i nienaruszalności granic, dyktowanych przez interesy państw istniejących. Jeśli mniejszości zdobywają poparcie zewnętrzne i są włączane na drodze aneksji czy agresji, tak jak to się stało w przypadku Krymu, wówczas świat wyraża słuszne oburzenie z powodu naruszenia standardów prawnych. Tymczasem to jest właśnie przejaw prawdziwej Realpolitik.
Rosja uwzględniła konkretne czynniki sprawcze i uznała, że warto podjąć określoną akcję na rzecz aneksji i inkorporacji Krymu. Musiała liczyć się z jej kosztami zarówno w wymiarze psychologiczno-moralnym, jak i materialnym (Rosja podobnie postępuje wobec tzw. zamrożonych konfliktów w quasi-państwach w „bliskiej zagranicy”, traktując je jako instrument nacisku na państwa w nie zaangażowane. Dotyczy to Naddniestrza, Górskiego Karabachu oraz Osetii Południowej i Abchazji. Polityka divide et impera jest pozostałością po czasach, kiedy Moskwa miała pełnię władzy nad tymi obszarami. Odmawianie Rosji przez Zachód prawa do decydowania o losie tych ziem i ludów spowodowało opór, wyrażający się w bojkotowaniu wszelkich inicjatyw, które prowadziłyby do zwiększania samodzielności wymienionych jednostek geopolitycznych).
Rosja wielokrotnie w swojej historii odwoływała się do Realpolitik. Postępowała tak w XIX wieku, kiedy odbudowywała swoją pozycję po przegranej wojnie krymskiej, ale także za czasów bolszewickich (pokój brzeski i Rapallo) i w ZSRR czasów Stalina (Pakt Ribbentrop-Mołotow i wielkie konferencje czasów II wojny światowej).
W okresie „zimnej wojny” stawiała na pryncypia ideologiczne, ale dla szukania przeciwwagi wobec Zachodu gotowa była zawierać „egzotyczne sojusze” z państwami Trzeciego Świata, które nie miały nic wspólnego z komunizmem. Po XX zjeździe KPZR w 1956 roku kierownictwo radzieckie postawiło na „pokojowe współistnienie” z Zachodem, czego praktycznym wyrazem było odprężenie lat siedemdziesiątych.
Między Europą a Azją
Nowa Rosja stanęła przed trudnym zadaniem redefinicji swojej tożsamości wewnętrznej i międzynarodowej. Ze względu na utratę imperium i spadek rangi w hierarchii potęg, Rosja poszukuje pośredniej drogi między europejskością, do której zawsze dążyła, a możliwościami, jakie otwiera przed nią Azja. „Geograficzna rzeczywistość Rosji, jej kontynentalny wymiar, łączy te dwa bieguny jej losu, choć dzisiaj kraj jest bardziej eurazjatycki niż kiedykolwiek i niż życzyli sobie tego ci, którzy od wieków nim rządzili” – pisze H. Carrère d’Encausse (Eurazjatyckie imperium. Historia Imperium Rosyjskiego od 1552 do dzisiaj).
W Rosji występuje wiele patologii (manipulacje wyborcze, kontrola mediów masowych, reglamentacja działań organizacji pozarządowych, wzrost roli aparatu przemocy, w tym służb specjalnych, rozrost biurokracji i wszechobecna korupcja, interwencje państwa w gospodarkę, brak respektu dla prawa, sterowanie legislaturą i sądownictwem, koncentracja władzy spersonalizowanej w ręku prezydenta), które hamują procesy modernizacji.
Rosja zachowuje jednak poważny potencjał zbrojeniowy, dysponuje wielkim kapitałem ludzkim, rozwija cybertechnologie, które pozwalają jej odgrywać ważne role międzynarodowe. Ogólnospołeczna mobilizacja na bazie uniesień patriotycznych jest ważnym czynnikiem legitymizacji władzy prezydenckiej. Póki to się nie zmieni, nie ma szans na jakąkolwiek modyfikację kursu w polityce wewnętrznej i zewnętrznej.
Transkontynentalna specyfika Rosji warunkuje szczególną wagę przywiązywaną przez nią do realnego układu sił w systemie międzynarodowym. Od niego bowiem zależy kształt ładu normatywnego, interpretacja, ewolucja i dyfuzja reguł gry. To stanowisko Rosji jest rezultatem doświadczenia z pierwszej dekady po zakończeniu „zimnej wojny”, kiedy Zachód wykorzystał słabość jelcynowskiej Rosji i narzucił światu strukturalną i normatywną „hegemonię”.
Rosyjska krytyka amerykańskiego unilateralizmu odnosiła się przede wszystkim do bezprawnego użycia siły przez USA i państwa NATO (Irak, Jugosławia). Wzmocnienie potencjału Rosji, w dużej mierze dzięki koniunkturze na rynku surowców energetycznych, pozwalało Rosjanom przybierać postawy bardziej zdecydowane i asertywne.
Promowanie uniwersalistycznej wizji ładu normatywnego i sprzeciw wobec relatywizmu narzucanego przez amerykańskiego hegemona znalazły swoje apogeum w wystąpieniu Władimira Putina na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa w lutym 2007 roku. Opowiedział się wówczas przeciw koncentracji władzy, decyzji i siły w ręku jednego mocarstwa, promując świat policentryczny i multilateralny. Przywódca Rosji naciskał na przywrócenie właściwej rangi Radzie Bezpieczeństwa, której decyzje nie powinny być omijane czy podważane przez akty organizacji regionalnych, zwłaszcza NATO i Unii Europejskiej.
Na tle własnej wizji ładu międzynarodowego Rosja realnie ocenia swoje zasoby i jest świadoma ich znaczenia w północnej hemisferze. Jej geopolityczne wpływy opierają się na kontroli największej w świecie przestrzeni, nieprzebranych zasobach surowcowych, uznanym statusie w instytucjach międzynarodowych oraz globalnych ambicjach i aspiracjach.
Sąsiedztwo z regionami o ważnym znaczeniu dla bezpieczeństwa międzynarodowego czyni ją współuczestnikiem procesów decydujących o stabilności i bezpieczeństwie w Azji Środkowej, na Bliskim i Środkowym Wschodzie, na Dalekim Wschodzie i na Pacyfiku, w Arktyce, w Europie Północnej i Wschodniej. Żaden z problemów ważnych dla bezpieczeństwa międzynarodowego – koreański, afgański, irański, syryjski – nie może być rozwiązany bez udziału czy przynajmniej uwzględnienia stanowiska Rosji. Dotyczy to także zwalczania terroryzmu międzynarodowego, czy zapobiegania proliferacji broni masowej zagłady.
Te przykłady pokazują, na czym polega ranga mocarstwowości rosyjskiej. W dziedzinie strategicznej jedynie Stany Zjednoczone mogą ją skutecznie przeciwważyć. Dzięki zasobom wojskowym i surowcowo-energetycznym Rosja może zarówno stabilizować, jak i destabilizować stosunki międzynarodowe. Kontrolując szlaki tranzytowo-transportowe między Europą i Azją wpływa istotnie na międzynarodowe przesyły surowców i obrót towarowy.
Rosja jest uczestnikiem wszystkich najważniejszych gremiów decydujących o losach planety - od Rady Bezpieczeństwa ONZ poczynając (stałe członkostwo), poprzez G20, OBWE, BRICS, Szanghajską Organizację Współpracy, Radę Europy, kończąc na afiliacjach stowarzyszeniowych z APEC czy ASEAN. Inicjatywy dotyczące integracji eurazjatyckiej, nawet gdy na razie nie wychodzą poza fazę projektową, także nie mogą być lekceważone, zwłaszcza że towarzyszy im duża determinacja władz politycznych Rosji.
Motywacje w polityce rosyjskiej mają związek z gotowością i intensywnością jej wysiłków, a ściślej decydentów politycznych i kół gospodarczych, na rzecz zdobycia jak największego prestiżu i najwyższego statusu w stosunkach międzynarodowych. Są one warunkowane przez wartości ideologiczne, narodowe tradycje i aspiracje, osobowość i ambicje polityków oraz sprawność i skuteczność dyplomacji.
Opierając się na tych przesłankach, Rosja lokuje siebie pośród najważniejszych graczy światowych, bez których nie sposób rozwiązać żadnej istotnej sprawy. Ponosi też szczególną odpowiedzialność za masyw eurazjatycki, co stawia ją naprzeciw takich aktorów, jak Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Chiny. Jednocześnie taka pozycja daje jej możliwość rozgrywania tych potęg, negowania ich polityki, bądź wchodzenia w relacje partnerskie o charakterze przeciwważącym. (Rosja priorytetowo traktuje relacje z USA i z Chinami, a na dalszym miejscu stawia obecnie UE. W jej optyce ważniejsze są stosunki z Niemcami i z Francją, co oznacza podważanie dotychczasowych osiągnięć we wzajemnej współpracy rosyjsko-unijnej. Także sama UE nie pozostaje bez winy, przyjmując w wielu aspektach stanowisko proamerykańskie).
Klasyczni realiści, na przykład Henry Kissinger, największy ze współczesnych zwolenników Realpolitik, uznają, że jedynym sposobem utrzymania pokoju jest zachowanie obiektywnej równowagi sił, nawet gdyby to oznaczało konieczność podejmowania współpracy między państwami demokratycznymi i dyktatorskimi. W tym sensie nawołują do pokojowego układania się z Rosją, a nie kolejnego „zaangażowania”, na przykład poprzez nowe „powstrzymywanie”.
Państwa różnią się między sobą rozmaitymi koncepcjami urządzania się i pojmowania sprawiedliwości, ale to powinna być sprawa wtórna względem tego, co jest najważniejsze – zachowania stabilności ładu międzynarodowego.
W takim ujęciu Rosja spełnia ważną funkcję balansjera w regionalnych układach sił, co w rezultacie sprzyja utrzymaniu globalnego przywództwa przez Stany Zjednoczone.
Amerykańskim interesom sprzyja także rosyjskie zaangażowanie w zwalczanie ruchów fundamentalistycznych i terrorystycznych, udział w handlu światowym na zasadach WTO, gwarantowanie bezpieczeństwa energetycznego poprzez wiarygodność dostaw i ochronę szlaków transportowych oraz wpływ na handel bronią.
Na wszystkie te funkcje można oczywiście spoglądać także z perspektywy negatywnej, ale i wówczas nie można lekceważyć roli Rosji w strategii amerykańskiej jako liczącego się - i kto wie czy nie ważniejszego dla bezpieczeństwa międzynarodowego ze względu na czynnik jądrowy - państwa niż są Chiny jako rywal gospodarczy. Krytykując Stany Zjednoczone, Rosja prowadziła kampanię na rzecz stworzenia mechanizmów kolektywnego przywództwa opartego na głównych potęgach. Na świecie kojarzono to z tendencją do zbudowania nowego „koncertu mocarstw”, przypominającego XIX-wieczny system wiedeński. Tyle, że oprócz mocarstw zachodnich Rosja widziała w nim miejsce dla „wschodzących” potęg, zwłaszcza Chin, Indii, Brazylii czy RPA. Wraz z postępującą globalizacją, Zachód – zdaniem Rosji - stracił monopol na ustanawianie reguł gry i dyktowanie standardów międzynarodowych zachowań.
W lutym 2014 roku relacje między Rosją a Stanami Zjednoczonymi pogorszyły się tak gwałtownie, że w warunkach epoki przednuklearnej sytuacja wystarczyłaby do wypowiedzenia wojny. Tymczasem strony świadome groźby zbrojnej konfrontacji na wielką skalę postawiły na „wojnę nerwów”, czyli eskalację napięcia poprzez dyfamację, dywersję psychologiczną i wojnę informacyjną, politykę sankcji ekonomicznych, zrywanie forów konsultacyjnych i kanałów komunikacyjnych. Rosja zajęła twarde stanowisko w sprawach Ukrainy. Stawia na osłabienie jej władz i pozbawienie ich legitymizacji politycznej. Oficjalnie odcinając się od wspierania separatystów w samozwańczych republikach na wschodzie Ukrainy, Rosja zapewnia im nie tylko przetrwanie, ale także chroni własne interesy przed ich „niezależnymi” decyzjami i pochopnymi inicjatywami. Kierownictwo polityczne Rosji (ów „zbiorowy Putin”) postępuje metodycznie i pewnie, nie ustępując pod naciskiem Stanów Zjednoczonych. Ma świadomość, że schyłek amerykańskiej hegemonii będzie wywoływał odruchy agresywne.
Waszyngtońskie elity polityczne w okresie ćwierćwiecza, jakie upłynęło od zakończenia konfrontacji zimnowojennej i zniknięcia głównego wroga w postaci ZSRR, przywykły bowiem do statusu „właścicieli” świata. Nie wyobrażają sobie utraty supremacji hegemonicznej, której ktoś może rzucić wyzwanie. Tym bardziej, gdy czyni to Rosja, której nie brano pod uwagę, aby mogła współpracować „jak równy z równym” po okresie dewastacji lat dziewięćdziesiątych ub. wieku.
Zadaniem rosyjskiego kierownictwa jest więc utrzymanie pokoju, lub choćby jego pozorów tak długo, jak tylko to będzie możliwe. (Realpolitik nakazuje uwzględniać stosunek sił we wszystkich strategiach, tych nastawionych na rywalizację, i tych o charakterze kooperacyjnym czy akomodacyjnym. Wykorzystywanie jednostronnej przewagi zawsze musi być obwarowane gwarancją zwycięstwa bądź niepogorszenia sytuacji wyjściowej. Lekceważenie tych uwarunkowań prowadzi nieuchronnie do katastrofy po każdej ze stron). Realpolitik wymaga cierpliwości i rozwagi. Rosja, zgodnie z maksymą chińskiego stratega Sun Tzu, ma świadomość, że „największym zwycięstwem jest to, które nie wymaga bitwy”. W tym sensie Rosja uniknęła bezpośredniej inwazji Ukrainy, starając się wpływać na przebieg konfliktu i propozycje jego rozwiązania.
W sukurs jej myśleniu idzie stanowisko Henry’ego Kissingera, który uważa, że proces kształtowania i modelowania społeczeństw jest zwykle rozłożony na wiele dekad, jeśli nie stuleci. Zatem wszelkie interwencje zewnętrzne celem przyspieszenia zmian ustrojowych w jakimś państwie w sposób naturalny prowadzą do destabilizacji istniejącej równowagi.
Po przewrocie konstytucyjnym na Ukrainie Kissinger w marcu 2014 roku wypowiedział się na łamach „The Washington Post”. W swoim wywodzie ostrzegał przed konfrontacją Stanów Zjednoczonych i Rosji, która może przekształcić się w konflikt jądrowy. Postulował dla Ukrainy drogę neutralizacji, przypominającą położenie Finlandii w okresie zimnowojennym pomiędzy blokami. Mimo krytyki, stanowisko to nie ma do dzisiaj alternatywy.
Stanisław Bieleń
Prof. Stanisław Bieleń pracuje w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji. Jest to część pierwsza eseju prof. Stanisława Bielenia. Drugą zamieścimy w SN Nr 3/16.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2279
W roku 1896 Republikanie, którzy w czasie kampanii wyborczej deklarowali wiarę w „objawione przeznaczenie” Stanów Zjednoczonych, przejęli władzę w Białym Domu i utrzymali ją przez kolejne 16 lat. Przez ten okres zmodyfikowana wersja koncepcji Manifest Destiny okazała się skuteczna w uzasadnianiu amerykańskiej ekspansji zamorskiej i zdobywania nowych rynków, dzięki którym kryzys ekonomiczny w USA oraz problem nadprodukcji miał zostać zażegnany raz na zawsze.
Według teorii Alfreda T. Mahana, USA powinny zabezpieczyć swe wpływy poprzez rozbudowę floty wojennej i uzyskanie rangi potęgi morskiej. Umożliwić to miała budowa kanału w Ameryce Południowej (ostatecznie w Panamie) oraz utworzenie handlowo-militarnej bazy na Pacyfiku, by stymulować handel z Chinami. Z tego też względu, głównymi terenami zainteresowania USA w tym okresie stały się Ameryka Południowa, obszar Pacyfiku oraz Chiny.
Do uzasadnienia obecności Stanów Zjednoczonych w tych rejonach posłużył tzw. New Manifest Destiny, czyli nieco zmodyfikowana wersja koncepcji Manifest Destiny. Mówiła ona o tym, że krzewienie demokracji i cywilizacji potrzebne jest nie tylko w Ameryce Północnej, ale i poza nią, a misją Amerykanów jest niesienie pomocy przede wszystkim ludom będącym pod opresją Hiszpanów. Amerykanie mieli na terytoriach wyzwolonych spod „hiszpańskiej opresji” pomagać w tworzeniu lepszej formy rządów oraz w „skuteczniejszym” kierowaniu gospodarkami byłych kolonii hiszpańskich. Natomiast element pierwotnej wersji koncepcji dotyczący rozszerzania amerykańskiej demokracji poprzez włączanie nowych terytoriów do Stanów Zjednoczonych stał się kontrowersyjny, głównie ze względów rasowych. Pod koniec XIX wieku preferowano raczej tworzenie protektoratów, na które, jak orzekł Sąd Najwyższy, pełne prawa konstytucyjne nie rozciągają się automatycznie.
Do przeinterpretowania pierwotnej wersji koncepcji Manifest Destiny przyczynili się też Josiah Strong, John Fiske i John Burgess. Pierwszy z nich nawoływał do cywilizowania i chrystianizowania świata przez Anglosasów, ponieważ w tym celu Bóg dał im cywilizację. John Fiske oraz John Burges również postrzegali amerykańskie Manifest Destiny jako cywilizowanie świata, ale w mniejszym stopniu odwoływali się do religii. John Fiske tak interpretował nauki Spencera, aby dojść do wniosku, że wyższość rasy anglosaskiej to efekt naturalnej selekcji. Burgess natomiast uważał, że państwa cywilizowane miały nie tylko prawo, ale i obowiązek ustanawiania politycznego i prawnego porządku wszędzie, gdzie panowało „prepolityczne barbarzyństwo”. Na większość tych teorii wpływ wywarł darwinizm społeczny, który Stephanson nazywa darwinizmem zwulgaryzowanym.
Tak zmodyfikowana koncepcja pozwoliła uzasadnić aneksję Hawajów w roku 1898, wojnę hiszpańsko-amerykańską, która toczyła się na terytorium Kuby, Porto Rico, Guam, i Filipin, przejęcie ich jako protektoratów USA (choć w wypadku Kuby było to nieco bardziej skomplikowane), jak również przejęcie wyspy Wake w 1899 roku. Wojna hiszpańsko-amerykańska, która wybuchła w kwietniu 1898 roku i trwała do sierpnia 1898, toczona była, jak uzasadniali Amerykanie, w obronie ludności przed jarzmem hiszpańskim. Opinii publicznej jawiła się, mimo wielu ofiar, jako interwencja humanitarna.
Nowa koncepcja tłumaczyła też krwawe stłumienie powstania niepodległościowego na Filipinach, wysłanie wojsk amerykańskich do Pekinu w celu stłumienia Powstania Bokserów w ramach promocji polityki „otwartych drzwi”, przejęcie kontroli nad finansami Haiti (1903), okupację Dominikany w latach 1903-05, jak również zaangażowanie się w wojnę domową w Kolumbii (1903). Wojna ta zakończyła się odłączeniem się od Kolumbii jej dotychczasowej prowincji Panamy, której nowe władze w zamian za amerykańską pomoc wyraziły zgodę na budowę Kanału Panamskiego (1903).
Najkrwawszą interwencją z tego okresu była wojna filipińsko-amerykańska, która oficjalnie trwała w latach 1899-1902, ale walki toczone były aż do 1913 roku. Gdy William McKinley uzasadniał przejęcie Filipin, mówił o konieczności niesienia edukacji, cywilizacji oraz chrześcijaństwa ( w wydaniu protestanckim). Było to, wedle określenia Rudyarda Kiplinga, „jarzmo białego człowieka”.
Wojna wybuchła, gdy okazało się, że Amerykanie nie zaoferowali Filipinom większej autonomii niż dostali Hiszpanie po wojnie z 1898 roku. Interwencja Amerykanów przyniosła ofiary liczone w setkach tysięcy, w tym szczególnie wysoką liczbę ofiar cywilnych. W czasie wojny dochodziło do palenia filipińskich wiosek przez amerykańskich żołnierzy, torturowania zarówno filipińskich żołnierzy, jak i cywilów, zakładania obozów koncentracyjnych. Wśród żołnierzy popularnie postrzegano wojnę jako walkę z „czarnuchami”, których trzeba ucywilizować. Wzbudziła ona liczne kontrowersje w Stanach Zjednoczonych, gdzie powstało wiele grup sprzeciwiających się jej kontynuowaniu. Oficjalnie jednak prowadzona była w imię dobra niecywilizowanych Filipińczyków.
Modyfikacje Doktryny Monroe’a
Jeszcze w czasie wojny na Filipinach, w 1904 prezydent Theodore Roosevelt ogłosił pewną modyfikację zasad polityki zagranicznej USA. Od 1823 roku jedną z jej podstaw była Doktryna Monroe’a, której głównym założeniem był sprzeciw wobec dalszemu kolonializmowi europejskiemu w obu Amerykach. USA obiecały nie wtrącać się w interesy istniejących kolonii europejskich, ani w ich wewnętrzne sprawy. Najważniejsze jednak było dla Amerykanów niedopuszczenie, by rozpadające się kolonie hiszpańskie trafiły w ręce innego kraju europejskiego. Deklarując poparcie dla niepodległości byłych kolonii, Stany Zjednoczone nie rezygnowały z chęci zdobycia w nich wpływów politycznych i ekonomicznych.
Do lat 90. XIX w. Doktryna Monroe’a interpretowana była w kontekście koncepcji Manifest Destiny, rozumianej w kategoriach ekspansji terytorialnej. Sama Doktryna Monroe’a co prawda takiej ekspansji nie postulowała wprost, ale dla wielu polityków ekspansja terytorialna była nieunikniona, jeśli doktryna miała zostać wypełniona. Tylko w ten sposób, jak twierdziła część polityków, można było powstrzymać europejskie wpływy na kontynentach amerykańskich.
Ogłoszone przez Roosevelta „uzupełnienie” Doktryny Monroe’a (Roosevelt Corollary) pozwalało ostatecznie zrezygnować z dosłownego rozumienia ekspansji terytorialnej USA zawartego w Manifest Destiny. Uzupełnienie zakładało bowiem, że Stany Zjednoczone w celu szerzenia demokracji nie muszą koniecznie poszerzać swego terytorium, ale powinny w rejonie swoich wpływów (czyli głównie w rejonie Ameryki Południowej i Pacyfiku) działać jako międzynarodowa siła policyjna. Odtąd ekspansja polityczna i „misja niesienia amerykańskiej demokracji” miała się odbywać za pomocą interwencji „policyjnych”.
Do misji Amerykanów zostały też włączone kolejne elementy: stanie na straży porządku i bezpieczeństwa oraz dyscyplinowanie krajów w regionie, jeśli „postępowały niezgodnie z prawami obowiązującymi w cywilizowanym kraju”, „potrzebowały one bowiem nadzoru i pomocy ze względu na ich niższy stopień rozwoju cywilizacyjnego”.
Dzięki tak usankcjonowanemu interwencjonizmowi uzasadniona była między innymi okupacja Dominikany (1916-24), pomoc partyzantom w Nikaragui (1909), okupacja Nikaragui (1912-33), interwencja w Meksyku i okupacja Veracruz (1914-16), czy okupacja Haiti (1915-34).
Projekt Wilsona
Przez pewien czas kolejni prezydenci amerykańscy nie odwoływali się bezpośrednio do koncepcji Manifest Destiny. Prezydentem, który do niej powrócił był Woodrow Wilson. Kontynuował on politykę interwencjonizmu w Ameryce Południowej, ale podjął też próbę kolejnego zredefiniowania zarówno koncepcji Manifest Destiny, jak i „amerykańskiej misji”. Tym razem misja ta nie miała się ograniczać jedynie do regionu obu Ameryk, ale miała mieć wymiar światowy.
Wilson, który sam początkowo sprzeciwiał się przystąpieniu USA do I wojny światowej, wprowadził do niej swój kraj, używając argumentu, że „należy sprawić, by [cały] świat stał się bezpieczny dla demokracji”. Podkreślał, że demokracja poddawana była ostatecznemu testowi, a Europa cierpiała właśnie ze względu na odrzucenie zasad demokracji i zastąpienie ich zasadami autokratyzmu. Dlatego za wojnę obwinił Niemcy, które „cofnęły się do stadium despotyzmu”. Twierdził, iż Objawionym Przeznaczeniem Stanów Zjednoczonych w czasie I wojny było „zgnieść cesarza” oraz udowodnić, że demokracja posiada czystość i duchową moc przetrwania.
Jak podkreśla historyk Alexander de Conde, Wilson nieco na wyrost przedstawiał jednak rządy głównych państw alianckich jako demokratyczne. Bezpośrednią przyczyną przystąpienia USA do wojny była sprawa okrętów podwodnych oraz tzw. telegram Zimmermana, w którym Niemcy oferowali Meksykanom pomoc w odzyskaniu utraconych w wojnie ze Stanami Zjednoczonymi ziem.
Jednak przyczyny przemawiające za interwencją były bardziej złożone. Jednym z istotniejszych powodów było żywione przez W. Wilsona i jego doradców przekonanie, że dla dobra narodu korzystniejsze będzie zwycięstwo aliantów niż Niemców. Przywódcy amerykańscy obawiali się również, że zwycięskie Niemcy zniszczą równowagę sił niezbędną dla nowego porządku, który Wilson chciał widzieć w powojennym świecie.
Według projektu Wilsona, po wojnie misją Stanów Zjednoczonych miało być przewodzenie w działaniach na rzecz tego, by duch demokracji przetrwał poprzez zaangażowanie w działalność Ligii Narodów. Jednak, o ile przystąpienie do I wojny światowej z czasem zyskało poparcie opinii publicznej, o tyle idea budowy nowego ładu światowego oraz strzegącej go Ligi Narodów została przez Amerykanów odrzucona.
Wśród historyków istnieją spory, co do rzeczywistych powodów odrzucenia uczestnictwa w tym nowym ładzie. Jedni podkreślają, że powrót do izolacjonizmu wynikał z tego, że Stany Zjednoczone nie chciały już więcej uczestniczyć w wojnach Europejczyków, zwłaszcza ze względu na koszty, inni natomiast wysuwają tezę, że Amerykanie obawiali się, iż Liga Narodów mogłaby ograniczać Stanom Zjednoczonym pole działania w amerykańskiej strefie wpływów.
Misja lidera wolnego świata
Po okresie prezydentury Wilsona politycy nigdy więcej bezpośrednio nie odwoływali się do koncepcji Manifest Destiny w swoich przemówieniach. Jednak wydaje się, że jej element dotyczący misji Stanów Zjednoczonych w świecie pozostał silnie zakorzeniony w ich świadomości. Misja ta niezmiennie wiązała się z krzewieniem demokracji oraz moralnym ku temu prawem i obowiązkiem. Odwołania do misji USA pojawiły się ponownie w przemówieniach polityków, którzy starali się przekonać opinię publiczną o konieczności przyłączenia się do II wojny światowej.
Co prawda, w okresie międzywojennym uchwalono szereg ustaw o neutralności USA, ale już w 1939 roku prezydent Franklin Delano Roosevelt, dążył do ich korekty, tak aby USA uzyskały możliwość wsparcia Wielkiej Brytanii w walce z Niemcami. Uzasadniał to koniecznością przeciwstawienia się przez zachodnie demokracje agresji ze strony „barbarzyńskich dyktatur”. Oprócz tego jednak, że faszyzm, a zwłaszcza nazizm, był realnym zagrożeniem dla demokracji, prezydent doskonale zdawał sobie sprawę również z tego, że dopiero co podreperowana po Wielkim Kryzysie gospodarka amerykańska potrzebuje partnerów handlowych. A najsilniejsi z nich znajdowali się w stanie wojny.
Decyzję o przyłączeniu się do wojny ułatwił atak na Pearl Harbour.
Kiedy Stany Zjednoczone przystępowały do II wojny światowej, priorytetem była dla nich wojna z Japonią, niemniej jednak front europejski był dla Amerykanów równie istotny, gdyż wojnę w Europie postrzegano jako obronę wolnego świata. Podsumowując znaczenie II wojny światowej dla USA, należy stwierdzić, iż polega ono na zasadniczej zmianie polityki zagranicznej, wskutek czego Stany Zjednoczone po dziś dzień spełniają aktywną rolę na forum międzynarodowym. Element misji zawarty w koncepcji Manifest Destiny natomiast używany jest często do uzasadniana operacji amerykańskich na całym świecie.
Ideą Roosevelta było rozwinięcie po II wojnie światowej pokojowej współpracy międzynarodowej oraz szerzenie demokracji, m.in. za pomocą Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jak się wkrótce okazało, misja Stanów Zjednoczonych w okresie powojennym nabrała po raz kolejny nowego znaczenia. Tym razem była to „misja lidera wolnego świata”. Przedstawianie polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych w okresie zimnej wojny jako „misji w walce dobra ze złem” było o tyle proste, że komunizm rzeczywiście był ideologią, która pozbawiała wiele krajów i ich obywateli zarówno wolności, jak i godności.
Jednak wydaje się, że Stany Zjednoczone były zainteresowane nie tylko niesieniem wolności zniewolonym narodom czy „szerzeniem amerykańskich form demokracji”. Oprócz tego, skutecznie potrafiły wykorzystać sytuację międzynarodową dla innych, bardziej prozaicznych, choć dla ekonomii niezwykle istotnych celów.
Pomocna była w tym celu demagogia. Uciekały się do niej, oczywiście, obie strony konfliktu zimnowojennego. Demagogia służyła im bowiem do tego, by przedstawiać się jako uosobienie uniwersalnej ideologii słuszności.
Zamiast demokracji
W demagogii amerykańskiej wykorzystywano wiele elementów koncepcji Manifest Destiny, poczynając od „misji” i „moralnego obowiązku” po „błogosławieństwo Boże”. Ronald Reagan, na przykład, określał naród amerykański, jako „wybrany przez Wyższą siłę po to, by być drogowskazem nadziei dla reszty świata”. W czasie jego prezydentury do popularyzacji postrzegania walki z komunizmem jako przypisanego Amerykanom przez Boga zadania przyczyniły się też znacznie grupy związane amerykańską prawicą religijną. Ich przywódcy opisywali np. broń nuklearną znajdującą się w posiadaniu Stanów Zjednoczonych jako zbrojne ramię Chrystusa, a broń Związku Radzieckiego jako narzędzie Szatana.
Wiara w misję niesienia światu lepszego systemu i zmienianie go na podobieństwo USA dla ogólnego dobra była bardzo silna. Dzięki tej wierze w okresie zimnej wojny łatwo było uzasadnić wiele interwencji zbrojnych. Wśród interwencji uzasadnianych „ochroną demokracji i wolnego świata” można wymienić m.in.: wojnę w Korei (1950-53), wysłanie wojsk do Libanu (1958), próbę interwencji w Zatoce Świń (1961), wojnę w Wietnamie (1964-75), interwencję w Republice Dominikany (1965), bombardowanie Szlaku Ho Chi Minha w Kambodzy i Laosie (1968), inwazję na Grenadę (1983), inwazję Panamy i aresztowanie Manuela Noriegi (1989).
Oprócz tego, podobnie uzasadniano finansowe i militarne wspieranie stron konfliktów, m.in.: partyzanki tzw. Contras, walczących przeciw rządom tzw. sandinistów w Nikaragui oraz mudżahedinów walczących przeciw ZSRR w Afganistanie.
W wyniku tych interwencji życie straciło tysiące żołnierzy i jeszcze więcej cywilów. Wojna w Wietnamie okazała się szczególnie krwawa. Amerykanie użyli tam wielu kontrowersyjnych metod walki. Szczególne emocje wzbudziło użycie napalmu oraz liczba ofiar cywilnych.
Powstaje więc pytanie, czy wszystkie te ofiary były konieczne do szerzenia przez USA demokracji i czy demokracja i wolność powinny być narzucane siłą?
Wątpliwości, co do rzeczywistych motywów polityki USA wzbudza też liczba wspieranych przez “lidera wolnego świata” dykatur i reżimów. Wystarczy tu wymienić choćby rząd Ngo Dinh Diema w Wietnamie Południowym, rządy szacha Rezy Pahlawiego w Iranie, autorytarny reżim Ferdinanda E. Marcosa na Filipinach, rządy generała Augusta Pinocheta w Chile, reżimy bądź autokratyczne formy rządów w Afryce czy na Bliskim Wschodzie.
Misja globalnego policjanta
Po zakończeniu zimnej wojny w 1989 roku misję Stanów ciężko było określić. Coraz bardziej zaczęto natomiast podkreślać potrzebę ochrony wolnego rynku i ogólnie pojętego bezpieczeństwa. Interwencje amerykańskie z lat dziewięćdziesiątych przypominały natomiast działania uzasadniane swego czasu rooseveltowskim uzupełnieniem Doktryny Monroe’a w połączeniu z elementami New Manifest Destiny. Chodziło bowiem o swego rodzaju dyscyplinowanie państw nie postępujących zgodnie z zasadami, które obowiązują „cywilizowane” kraje. Stany Zjednoczone występowały więc ponownie w roli „międzynarodowego policjanta”, tym razem na skalę globalną.
Na zdyscyplinowanie w takim sensie „zasłużyły” w tym okresie m.in. Kolumbia w 1990 roku, czy Irak zarówno w 1991 jak i w 1998 roku. Eksperci spierają się natomiast, ile kryteria stosowane do oceny postępowania tych krajów miały wspólnego z wymogami bezpieczeństwa, a ile z interesami gospodarczymi.
Kwestią sporną jest też konsekwencja USA w polityce wobec Iraku. W 1998 roku przeprowadzono też ataki w Afganistanie oraz Sudanie, które miały być odwetem za ataki terrorystyczne na amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii. W ich wyniku oprócz obiektów wojskowych zniszczono fabryki leków ze względu na podejrzenie dotyczące produkcji broni chemicznej.
W latach 90. Stany Zjednoczone interweniowały też na Bałkanach. Interwencja wydawała się konieczna ze względów humanitarnych. Jednak zwłaszcza interwencja w Kosowie w 1999 roku wzbudziła spore kontrowersje. Okazało się bowiem, że obrana przez Amerykanów metoda ataków z powietrza pociągała za sobą zniszczenie obiektów użyteczności publicznej i pozbawienie ludności cywilnej dostępu do wody, czy elektryczności. Dodatkowo bombardowania przyczyniły się do dewastacji środowiska naturalnego, gdyż toksyczne substancje dostały się do Dunaju. Użycie zubożonego uranu natomiast zagroziło znacznie zdrowiu mieszkańców Kosowa. Rodziło się więc pytanie o to, czy cel uświęcał środki zastosowane podczas niesienia amerykańskiej misji.
Kiedy do władzy dochodził George W. Bush Jr., opinia publiczna w USA nie spodziewała się za jego rządów żadnych istotnych zmian w polityce zagranicznej. USA wypełniały swoją „misję”, a gospodarka prosperowała nieźle. Nie zdawano sobie też w dużej mierze sprawy z tego, do jakiego stopnia w niektórych częściach świata wpływy ekonomiczne USA wzbudzają sprzeciw. Dlatego ataki 11 września 2001 roku były ogromnym zaskoczeniem.
Z czasem jednak okazało się, że wydarzenie to przyczyni się do „odnalezienia” przez Stany Zjednoczone kolejnego elementu swej „misji”. Po atakach Bush zapowiedział jedynie odwet, jednak już niedługo zaczął mówić o „wojnie wypowiedzianej terroryzmowi”, która właśnie od tej pory stała się stałym elementem amerykańskiej misji.
Kontrowersje, zarówno w Europie, jak i w krajach arabskich wzbudziło natomiast sformułowanie, którego użył prezydent. Określił on bowiem nowo wypowiedzianą wojnę, jako „krucjatę”. 4 grudnia 2003 w „Newsday” pojawił się artykuł na ten temat. Autor pisał, że choć Zachód nie jest już „chrześcijaństwem”, które wyruszało na krucjaty, to jednak w działaniach podjętych przez Amerykanów duch krucjaty jest jasno widoczny: chodzi o niesienie cywilizacji i zbawienia ludziom zacofanym. Ponadto, jak w każdej krucjacie, tak też i teraz podkreślano „walkę dobra ze złem”: wojna z terroryzmem miała być „wojną prewencyjną przeciwko złu”.
Pomijając kontrowersje związane z terminologią, wojna wymierzona w terroryzm wydawała się światowej opinii publicznej słuszna. Dlatego akcja zbrojna w Afganistanie, gdzie ukrywali się członkowie Al-Kaidy, zyskała nie tylko międzynarodową akceptację, ale i wsparcie.
Kiedy jednak administracja Busha zaczęła nalegać na zaatakowanie w ramach wojny z terroryzmem również Iraku, wzbudziło to wielkie kontrowersje. Po pierwsze, ciężko było udowodnić związki Saddama Husajna z atakami 2001 roku. Po drugie, niepewny był też argument, mówiący o tym, że Irak będący obok Iranu i Korei Północnej częścią „osi zła”, jest w posiadaniu broni masowego rażenia, która ma być wykorzystana do celów terrorystycznych.
Niemniej jednak, to właśnie na takiej podstawie (i bez akceptacji ONZ) w 2003 roku rozpoczęto wojnę w Iraku. Gdy jednak wyszło na jaw, że założenie to było błędne, a wojna w Iraku nie okazała się takim sukcesem, jakiego się spodziewano, retoryka służąca do jej uzasadnienia uległa modyfikacji.
Elastyczna koncepcja
W przeformułowaniu tej retoryki przydatne okazały się ponownie tradycyjne elementy Manifest Destiny. Wątek terroryzmu w kontekście Iraku zaczął pojawiać się coraz rzadziej. Prezydent Bush zaczął natomiast w swoich przemówieniach coraz częściej podkreślać, że głównym celem wojny było „niesienie Irakijczykom demokracji” oraz uwolnienie ich spod władzy dyktatora.
W takiej argumentacji amerykańskiego prezydenta wspomagał Tony Blair, główny sojusznik USA w tej wojnie. Podkreślał on, że wojna jest słuszna, ponieważ świat bez takiego dyktatora, jakim był Hussajn, będzie lepszy. G.W. Bush natomiast coraz częściej podkreślał „moralne prawo i obowiązek” Amerykanów „w misji zmieniania świata” i niesienia cywilizacji. Poprzez podkreślenie tak szczytnego celu, starano się, jak się zdaje, usprawiedliwić ciągle rosnącą liczbę ofiar wojny.
Prezydent podkreślał, że wierzy w „naturalne prawo do wolności każdego mężczyzny i każdej kobiety” oraz w to, że „Wszechmogący dał ten dar każdemu, nie tylko w Ameryce, ale i na świecie”. Amerykanie, według niego, dzieląc się tym przeświadczeniem z innymi, „odmienią świat”. Zaznaczał też często, że „wrogowie Stanów Zjednoczonych”, którzy boją się rozprzestrzenienia się demokracji są „brutalni i bezlitośni”.
Za użyciem takich argumentów przemawiały badania opinii publicznej przeprowadzone 27.04.04, które wykazały, że ponad 60% Amerykanów wierzyło, że ich społeczeństwo jest przyzwoite, porządne i uczciwe, a świat byłby lepszy, gdyby był bardziej podobny do Stanów Zjednoczonych.
Niemniej jednak, wielu komentatorów stawiało pod znakiem zapytania wiarygodność argumentów wysuwanych przez G.W. Busha. Zbigniew Brzeziński podkreślał, iż argumentacja prezydenta była niespójna. Jeśli bowiem brać ją dosłownie, to Stany Zjednoczone powinny walczyć nie tylko z Irakiem, ale i z niedemokratycznymi Chinami, Rosją, uciskającą Czeczenów, a nawet Izraelem, odmawiającym podstawowych praw wolności Palestyńczykom.
Dodatkowo na światło dzienne zaczęły wychodzić skandale związane z traktowaniem więźniów przez amerykańskich żołnierzy, które zdawały się podważać podział na „dobrych Amerykanów” i „brutalnych i bezlitosnych” muzułmańskich terrorystów. Okazało się, że zarówno w Obozie X –Ray w Guantanamo, jak i w więzieniu Abu Ghraib nie tylko poniżano więźniów i bezczeszczono ich religię, ale i stosowano brutalne tortury, m.in.: straszenie psami, bicie, przetrzymywanie w celi w skrajnych temperaturach, symulowanie egzekucji i topienia więźniów. Zdjęcia dokumentujące te wydarzenia, które ukazały się w prasie ujawniły jeszcze inne wyrafinowane metody zadawania bólu, upokarzania, okaleczania i zastraszania więźniów. Dodatkowo okazało się, że odnotowano przypadki śmierci więźniów podczas przesłuchań.
W oczach międzynarodowej opinii publicznej informacje te coraz bardziej podkopywały wiarę w szczerość i słuszność amerykańskiej misji. Coraz częściej zaczęto kwestionować autorytet moralny największej demokracji świata.
Nawoływano też do tego, by Amerykanie przestrzegali zarówno Trzeciej Konwencji Genewskiej, która mówi o traktowaniu jeńców wojennych, jak i Konwencji ONZ Przeciw Torturom (CAT) z 1984 roku. Amerykanie jednak konsekwentnie odmawiali stosowania Konwencji Genewskiej odnośnie talibów, argumentując to tym, iż nie spełniają oni jej kryteriów, gdyż reprezentują nielegalny (według USA) reżim.
Miało to uzasadniać traktowanie ich jako Unlawful Enemy Combatants (nielegalnie walczących po stronie wroga), którzy nie podlegają jurysdykcji sądów cywilnych czy wojskowych. Nie przedstawiano im też formalnych zarzutów oraz odcinano dostęp do adwokatów.
Jeśli chodzi o tortury, rząd amerykański utrzymywał, że przestrzega Konwencji ONZ, a przypadki poniżania więźniów są odosobnione.
Problem jednak w tym, że przyjął on na własny użytek bardzo wąską definicję tortur. W 2002 roku ówczesny radca prawny Białego Domu Alberto Gonzales zaaprobował memorandum ministerstwa sprawiedliwości, w którym stwierdzono, że nawet zadanie więźniowi silnego bólu nie jest torturą, jeżeli „nie jest równoznaczne swoją intensywnością z załamaniem funkcjonowania organizmu lub nawet śmiercią”.
Gdy analizuje się stanowisko Amerykanów w tych kwestiach oraz gdy weźmie się pod uwagę liczbę ofiar w Iraku, zniszczenie tamtejszych zabytków kultury, brak poszanowania dla religii w amerykańskich więzieniach, jak również retorykę G.W. Busha, który często mówił o „wrogach Ameryki” jako „złoczyńcach i barbarzyńcach”, nasuwają się na myśl pewne pytania.
Pierwsze z nich o to, czy słusznym jest krzewienie demokracji siłą. Drugie o to, czy w świadomości Amerykanów, oprócz elementu misji krzewienia demokracji, nie przetrwały też inne elementy Manifest Destiny, zwłaszcza te związane z przekonaniem o niższości cywilizacyjnej podbijanych ludów. Część działań Amerykanów może bowiem świadczyć o tym, iż nadal traktują oni mieszkańców krajów, w których prowadzą działania wojenne jako nieświadomych i niedojrzałych, a ich kulturę czy religię jako bezwartościową.
Podsumowując, należy stwierdzić, iż koncepcja Manifest Destiny okazała się niezwykle skuteczna w uzasadnianiu amerykańskich interwencji zbrojnych. Mimo, iż sformułowana została w połowie XIX w., wiele jej wątków nadal przewija się w retoryce współczesnych nam amerykańskich polityków. Można je odnaleźć nawet w przemówieniach Baracka Obamy. Dopóki jednak politycy odwołują się do tych elementów koncepcji, które podkreślają wartość systemu demokratycznego, nie wzbudza to większych kontrowersji.
Nie tylko kontrowersje, ale i ostry sprzeciw moralny budzi natomiast wykorzystywanie dawno skompromitowanych wątków koncepcji w celu uzasadniania użycia siły i łamania umów międzynarodowych. Tym bardziej, że użycie siły w stosunkach międzynarodowych, nawet motywowane „wyższym dobrem”, związane jest w często z ekspansjonizmem politycznym i ekonomicznym, a ponadto pociąga za sobą straty i cierpienia ludności cywilnej.
Paulina Napierała
Są to obszerne fragmenty drugiej, ostatniej części eseju pt. „Rola koncepcji Manifest Destiny w uzasadnianiu amerykańskich interwencji zbrojnych”. Pełna jego wersja została opublikowana w czasopiśmie Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego Meritum - http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Meritum/Meritum-r2010-t2/Meritum-r2010-t2-s219-239/Meritum-r2010-t2-s219-239.pdf
Pierwszą część – zatytułowaną Manifest Destiny - opublikowaliśmy w numerze październikowym.
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji SN.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 646
Rola cywilizacji w historii świata stanowi przedmiot wielu badań naukowych. Wraz ze zmianami zachodzącymi na światowej scenie politycznej oraz postępem technologicznym, pytania o relacje dominacji — podporządkowania lub współpracy i harmonizacji ich rozwoju stają się niezwykle aktualne.
Współcześnie podejście cywilizacyjne sprowadza się do przekonania, iż tworzący się ład międzynarodowy determinowany będzie przez oddziaływania współistniejących cywilizacji. Stąd rozwinięcie interpretacji cywilizacyjnej, które wywodzi się z nauki o cywilizacji. W polskiej refleksji naukowej jej ważnym przedstawicielem był Feliks Koneczny, który tworzył porównawczą naukę o cywilizacjach.
Takiemu ujęciu sprzyjają również standardy obowiązujące w światowej metodologii nauk społecznych i humanistycznych, które ujawniają tendencje, m.in.:
- do odwrotu od badań faktograficznych na rzecz syntez teoretycznych,
- koncentracji na dynamicznym, procesowym charakterze życia społecznego,
- uwzględnianiu długiego horyzontu czasowego pozwalającego na dostrzeganie roli tradycji oraz tworzenie prognoz,
- odejścia od problematyki instytucji i organizacji społeczeństwa na rzecz problematyki kultury, tj. systemów wartości, mentalności zbiorowej itp.,
- interdyscyplinarności badań,
- preferowaniu metod jakościowych, hermeneutycznych.
Jesteśmy świadkami kryzysu cywilizacji zachodniej, która nie tylko straciła przewagi i możliwości w narzucaniu swoich wartości światu, ale nie potrafi zaproponować odpowiedzi na wyzwania, które pojawiły się w XXI wieku. Właśnie dlatego warto dokonać identyfikacji i porównania cywilizacji rosyjskiej i zachodniej pod kątem odpowiedzi na pytanie: która z nich bardziej odpowiada potrzebom rozwoju społecznego XXI wieku?
Rosnące zainteresowanie poszukiwaniem alternatywny dla zachodniego liberalizmu, wyrażającego ideę kapitalizmu, wolnego rynku i demokracji celnie ujmuje polska badaczka, Barbara Krygier: „Coraz bardziej ujawnia się niewydolność globalizmu, jako zwyrodniałego systemu powstałego w wygasającym nurcie cywilizacji zachodniej, a zwłaszcza amerykanizmu, jako jej wykwitu” (B. Krygier, Czas dla słowiańskiej cywilizacji ducha).
W moim artykule weryfikuję hipotezę, że cywilizacja rosyjska ujawnia artefakty kulturowe, które sprzyjają zmianie świata na lepsze.
Przedmiotem analizy jest podstruktura świadomościowa bytu społecznego, który składa się także z podstruktury polityczno-prawnej i ekonomicznej. Określenie roli każdej z nich w wybranym społeczeństwie pozwala scharakteryzować daną cywilizację, ponieważ to właśnie system wartości motywuje do działania, wywołuje konflikty oraz stanowi podłoże ideologii i doktryn politycznych.
Należy zauważyć, że wszystkie z trzech struktur bytu społecznego są w istocie rzeczy kreowane przez ludzkie zachowanie. Adam Jan Karpiński wskazuje, że „każda podstruktura jest (...) wytworem człowieka, dzięki jego specyficznym cechom biologicznym, psychicznym, społecznym i duchowym”.
Fenomen rosyjskiej idei
Wybór porównywanych obiektów nie jest przypadkowy. Fenomen rosyjskiej idei skłania bowiem do refleksji, iż Rosja stanowi twór diametralnie odmienny od innych państw, które częstokroć poddają się bezkrytycznie światowym tendencjom. Jak pisał dziewiętnastowieczny rosyjski filozof Piotr Czaadajew: „Nie należymy do żadnej z wielkich wspólnot rodu ludzkiego; nie należymy ani do Zachodu, ani do Wschodu i nie posiadamy tradycji ani jednego, ani drugiego. Umieszczonych jak gdyby poza czasem, nie objęła nas powszechna edukacja ludzkości”.
Owa historyczna izolacja (mylona często z zacofaniem) w warunkach dzisiejszego kryzysu globalistycznego nie powinna być już postrzegana jako cecha negatywna, lecz jako atut i szansa zaproponowania przez Rosjan swojej narracji we wzroście ogólnej świadomości i humanitaryzmu ludzkości.
Jak pisał Andrzej Piskozub: „dopiero nadchodząca cywilizacja postindustrialna stwarza warunki dla realizacji słowiańskiej myśli dziejowej; brak zmysłu państwowego, piętnowany od ponad tysiąclecia jako organiczna wada Słowian, staje się cnotą w nowych warunkach więzi społecznej, kiedy nie odgórna przemoc władzy, lecz oddolne, samorządne jej formowanie poczyna stawać się regułą. Po dziejowym wkładzie innych wielkich odłamów Indoeuropejczyków w rozwoju cywilizacji, w perspektywie postindustrialnej nastają warunki dla słowiańskiej godziny w dziejach powszechnych ludzkości”.
Rozłąka Wschodu z Zachodem
Źródeł procesu rozłączania się Rosji z Zachodem należy szukać już w starożytności. Państwa Europy Zachodniej rozwijały się bowiem w kulturze łacińskiej (następczyni rzymskiej), natomiast Ruś Kijowska skorelowała się z obyczajami obrządku bizantyńskiego (który pojmować należy jako kontynuację hellenizmu), przyjmując chrzest z rąk Konstantynopola.
Mimo utożsamiania starożytnej Grecji z Rzymem, nazywanych społem Antykiem, niezależnie od wielu wspólnych cech, warto zwrócić uwagę na rozbieżności tych cywilizacji, ponieważ mogą być one kluczem do zrozumienia różnic pomiędzy narodami czerpiącymi wzorce z dwóch odrębnych kolebek cywilizacyjnych.
Zwraca na to uwagę Wojciech Klag, pisząc o wierzeniach Greków i Rzymian: „Pomimo przyjęcia przez Rzymian wielu bóstw greckich, zasadnicza różnica pomiędzy religiami Grecji i Rzymu polegała na odmiennym postrzeganiu bóstwa. Rzymianie pojęcia abstrakcyjne jak np. Victoria, Nike traktowali jako bóstwa, natomiast Grecy każdemu bóstwu nadawali postać ludzką, co sprzyjało apoteozie ludzi (...) Rzymianie natomiast mieli tendencję do ulegania synkretyzmowi religijnemu”.
Religia odgrywa niewątpliwie istotną rolę w procesie powstawania cywilizacji. Kreuje ona bowiem uniwersalne wartości życia społecznego i pojmowania kategorii dobra. Jeszcze przed 1054 rokiem można zauważyć pewne rozbieżności pomiędzy społeczeństwami obrządku chrześcijaństwa wschodniego i zachodniego. Klag, analizując dorobek naukowy Konecznego, definiuje cywilizację łacińską jako personalistyczną, natomiast bizantynizm opisuje jako kolektywistyczną.
W poszukiwaniu źródeł wspólnotowej istoty nurtu wschodniego warto zwrócić uwagę na pojęcie emanatyzmu, pochodzące z hellenizmu. Jednym z jego założeń jest kontakt z bóstwem w sposób zbiorowy, a nie osobowy. Światopogląd ten odnalazł swoje odzwierciedlenie w bizantynizmie, a następnie wpłynął na swoistość duchowości rosyjskiej.
Pierwszym momentem dziejowym procesu rozłączania się cywilizacji Wschodu i Zachodu był rozpad Cesarstwa Rzymskiego w 476 roku. W kontekście problematyki niniejszej pracy warto spojrzeć na to wydarzenie z perspektywy Konstantynopola. Jak pisze Dariusz Brodka: „Upada tylko i wyłącznie zachodnia część imperium, władzę przejmują na Zachodzie Goci, Zachód zostaje opanowany przez barbarzyńców. Wschód stoi na stanowisku trwałości Cesarstwa Rzymskiego. (...) Generalnie na Wschodzie (...) dominuje opinia o ciągłości Cesarstwa Rzymskiego, Cesarstwo Wschodniorzymskie jest naturalnym kontynuatorem dawnego imperium”.
Jedną z konsekwencji rozdziału były nasilające się z biegiem czasu różnice kulturowe między Konstantynopolem a Rzymem. W dużej mierze przyczynił się do tego fakt, iż we wschodnim Cesarstwie mówiono po grecku, a w zachodnim posługiwano się łaciną. Nieuniknione były zatem czerpanie informacji z różnych źródeł, uznawanie innych autorów jako religijnych autorytetów, a co za tym idzie, stopniowe oddalanie się od siebie.
Schizma wschodnia
Kolejnym bodźcem dla rozłamu chrześcijaństwa na katolicyzm i prawosławie stały się wydarzenia roku 1054, które przeszły do historii pod nazwą wielkiej schizmy wschodniej. Jej przyczyną teologiczną była debata między Kościołami Wschodu i Zachodu o łacińską doktrynę zstąpienia Ducha Świętego od Ojca i Syna. Nauczanie oparte na poglądach św. Augustyna i innych ojców łacińskich, doprowadziło do zmiany słów nicejsko-konstantynopolitańskiego wyznania wiary, odnoszącego się do Ducha Świętego. Zamiast „od ustępującego Ojca” na Zachodzie zaczęto używać słów „od Ojca i Syna”.
Według wschodnich chrześcijan wyrażenie „pochodzi od Ojca” jest niekwestionowane, ponieważ opiera się na słowach samego Chrystusa. Co ciekawe, początków zaistniałego w późniejszych wiekach w rosyjskiej świadomości i widocznego do dnia dzisiejszego utożsamiania całej Europy Zachodniej z protestantyzmem możemy doszukiwać się już w wielkiej schizmie wschodniej.
Jako następstwo zachodniej samowoli rosyjski XIX-wieczny myśliciel Aleksiej Chomiakow wskazuje reformację luterańską. To właśnie ją, pomimo wielu wydarzeń historycznych, mających wpływ na kształtowanie się idei rosyjskiej, Siergiej Kara-Murza uznaje za moment przełomowy procesu rozłączenia się Rosji z Zachodem. Wystąpienie Marcina Lutra oraz wynikające z niego konsekwencje opisuje jako „zerwanie z ideą zbiorowego zbawienia duszy (a więc także z ideą braterstwa religijnego)” (tłum. własne). Jego opinia dowodzi, że wraz z odwróceniem się od wspólnotowego postrzegania religii przez świat zachodni, podział ten przybrał formę nieodwracalną oraz udowadnia fundamentalność, przypisywaną przez społeczeństwo rosyjskie idei soborowości.
Współczesnym propagatorem tej koncepcji jest rosyjski filozof i geopolityk Aleksander Dugin: „Protestanci zastąpili tożsamość zbiorową Kościoła w rozumieniu katolicyzmu (i w jeszcze większym stopniu prawosławia) odrębnymi jednostkami, które odtąd mogły interpretować Pismo Święte w oparciu o własny rozum, odrzucając wszelką tradycję. W ten sposób wiele aspektów chrześcijaństwa takich, jak tajemnice, cuda, aniołowie, nagroda po śmierci, koniec świata itd., zostało zrewidowanych i odrzuconych jako nieodpowiadające „racjonalnym kryteriom”.
Wyodrębnienie się takiego sposobu postrzegania świata dało podwaliny szerokiemu przyznawaniu własności prywatnej i rozwojowi kapitalizmu oraz, co niezwykle istotne, przyczyniło się do otwarcia sztuki na abstrakcjonizm. Nurt ten przejawiał się w protestantyzmie poprzez rezygnację z sacrum i treści — wartości kluczowych dla prawosławia. Właśnie dlatego Wschód zarzuca Europie odrzucenie bosko-ludzkiego charakteru rzeczywistości odkupionej przez Chrystusa.
Zapoczątkowana przez Władimira Sołowjowa idea bogoczłowieczeństwa, zgłębiana przez prawosławnych myślicieli, stała się jedną z najważniejszych teorii duchowości rosyjskiej. Protestancka koncepcja: „Tylko Bóg jest boski, jest on ponad tym wszystkim, co ludzkie”, stanowi jej przeciwieństwo.
W kontekście kompleksowego potępiania przez Wschód Zachodu ze względu na protestantyzm, Wojciech Błaszczyk dodaje: „prawosławni teolodzy twierdzą, że prawosławie posiada lekarstwo na wewnętrzne bolączki Zachodu, że powrót do nauki prawosławnej może zapobiec kryzysowi wiary na Zachodzie (A. Chomiakow, P. Evdokimov. O. Clément). Teoria ta jest bardzo dyskusyjna, choć niepozbawiona głębokich intuicji.
Prawosławie i katolicyzm
Problem rozumienia ekumenizmu na tle trzech najważniejszych gałęzi chrześcijaństwa, widoczny w poruszanym zagadnieniu, najlepiej unaoczniają następujące słowa: „Prawosławie i katolicyzm dążą do jedności Kościoła, ponieważ wierzą, że Kościół jest jeden, niepodzielny ze swej natury, takim chciał go Chrystus. Każdy rozłam jawi się jako prawdziwa wewnętrzna rana, zło, które wypacza sam obraz chrześcijaństwa. Jedność stanowi niezbywalny przymiot Kościoła. Natomiast protestantyzm, (...) rozumie jedność w sposób bardziej praktyczny. Protestantyzm nie szuka jedności dla niej samej, lecz rozważa, jaka sytuacja bardziej sprzyja wypełnieniu celów i zadań, które sobie stawia” (A. Dugin, Manifest Wielkiego przebudzenia).
Warto zauważyć, że kwestia ta niejednokrotnie była poruszana także przez Jana Pawła II. W odniesieniu do Wschodu pisał on: „pewne istotne dla życia ludzkiego wartości mniej się tam zdewaluowały niż na Zachodzie. Tam żywe jest (...) przekonanie, iż to Bóg jest najwyższym gwarantem godności człowieka i jego praw. Na czym wobec tego polega ryzyko? Polega ono na bezkrytycznym uleganiu wpływom negatywnych wzorców kulturowych rozpowszechnionych na Zachodzie”.
Prawosławie i katolicyzm zachowały postrzeganie Boga w sposób konkretno-abstrakcyjny, uznając wartość rzeczywistości ziemskich, które służą do uzyskania zbawienia. Zostało to potwierdzone przez drugi Sobór Watykański: „Wszystkie rzeczy bowiem z samego faktu, że są stworzone, mają własną trwałość, prawdziwość, dobroć i równocześnie własne prawa i porządek, które człowiek winien uszanować, uznawszy właściwe metody poszczególnych nauk czy sztuk”. Natomiast teologia protestancka, przeciwnie, pojmuje sacrum w kategoriach abstrakcyjnych, co prowadzi do, charakterystycznego na Zachodzie, zachwiania integralności. Dowodzą tego następujące słowa Tomasza Gałkowskiego: „Luter dochodzi do wniosku, iż prawo Boże jest związane jedynie z życiem religijnym człowieka, a prawo ludzkie dotyczy jedynie wymiaru jego życia naturalnego”.
Małgorzata Rudnik
Akademia Marynarki Wojennej im. Bohaterów Westerplatte.
Od Redakcji: Jest to pierwsza z trzech części obszernego artykułu Autorki pt. Wybrane różnice cywilizacyjne między Rosją a Zachodem. Pozostałe części przedstawimy w kolejnych numerach Spraw Nauki.
Tytuł, śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji SN.
Miejsce pierwodruku: „Nauka i Społeczeństwo. Przegląd nauk społecznych, technicznych, medycznych i pedagogicznych”, Wydawnictwo GSW, tom 2 nr 1 (2021) https://ojs.gsw.gda.pl/index.php/NiS/issue/view/16/17
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 505
Rola cywilizacji w historii świata stanowi przedmiot wielu badań naukowych. Wraz ze zmianami zachodzącymi na światowej scenie politycznej oraz postępem technologicznym, pytania o relacje dominacji — podporządkowania lub współpracy i harmonizacji ich rozwoju stają się niezwykle aktualne.
Antropologia w ujęciu cywilizacji Wschodu i Zachodu
Rozważania dotyczące specyfiki kultury rosyjskiej, nazywanej często szerzej prawosławną lub słowiańską, nawiązują do mitologicznej postaci Sfinksa. Potwór o tułowie lwa, skrzydłach orła, ogonie węża i głowie kobiety w tragedii Sofoklesa zadaje tytułowemu Edypowi sławetne pytanie, na które odpowiedź brzmi: człowiek.
Sfinks symbolizuje sens i obraz śmierci, podporządkowanie się przeznaczeniu. Według Macieja Brody twór ten „rodzi postawy ambiwalentne, charakterystyczne dla doświadczenia sacrum, budzącego jednocześnie fascynację i trwogę, mogącego ocalić, wyzwolić, ale również zwodzić i zgubić. (...) kieruje świat ku Boskości”. Sfinks jest utożsamiany przez Friedricha Nietschego z „wolą życia” i „wolą pytania dalej”.
Próbując zgłębić tajemnicę rosyjskiej duszy, nie sposób nie nawiązać do tamtejszej tradycji filozoficznej. Odnosząc się do problemu odmienności nacji rosyjskiej w porównaniu z narodami zachodnimi, Fiodor Dostojewski pisze: „dla Europy Rosja to jedna z zagadek Sfinksa. Zachód prędzej wynajdzie perpetuum mobile lub eliksir życia, niż zgłębi istotę rosyjskości, ducha Rosji, jej charakter i nastawienie”.
Ten cytat w pełni obrazuje złożoność problemu zrozumienia rosyjskiej tożsamości, wyraźnie zorientowanej na tak polemiczne wartości, jak jedność, pełnia i ostateczność.
Przyczyn niemożliwości zrozumienia swojej nacji w kategoriach racjonalnych doszukiwał się także wybitny rosyjski filozof Władimir Sołowjow. Jego zdaniem, „to, co osobiste i to, co społeczne, to, co historyczne i to, co powszechne, to, co ziemskie i to, co kosmiczne, to, co ziemskie i to, co pozaświatowe zjednoczyły się w Rosjaninie w jedną całość, stawiając go po części na granicy, a po części poza granicą bytu”.
Podobnego zdania był Mikołaj Gogol, który uważał, że mentalność rosyjską charakteryzuje pragnienie uniesienia się ponad życie, w najwyższe wymiary sfer idealnych.
Jak pojmować Rosję?
Dochodzimy tutaj do problemu nierozumienia rosyjskości przez Zachód, którego idee oparte są na oświeceniu, stawiającym na pierwszym miejscu rozum. Nawiązując do myśli Samuela Huntingtona, zauważmy, że Rosja ze względu na niewolę tatarską nie miała kontaktu z poglądami panującymi w Europie. W rozumieniu Zachodu stanowi to swego rodzaju niedostatek. Upowszechniła się opinia, że Rosja jest za mało rozwinięta, by dorównać kapitalistycznemu światu na poziomie modernizacji. Tymczasem odmiennie tę sytuację przedstawiają sami Rosjanie; w czasie, gdy w Europie panowały idee oświecenia, Fiodor Tiutczew pisał o Rosji:
Nie sposób pojąć jej rozumem
nie sposób zwykłą miarką mierzyć,
ma w sobie tyle skrytej dumy,
że w Rosję można tylko wierzyć. (tłum. Anna Kamieńska)
Niniejsze strofy skłaniają do refleksji nad pytaniem, w jaki sposób należy pojmować Rosję, skoro nie jest to możliwe za pomocą rozumu. Podmiot liryczny wskazuje wiarę jako kluczowy element procesu poznania, który opiera się na zaufaniu i wymaga zaangażowania emocjonalnego. Szczególna postać Rosji sprawia, że wykracza ona poza racjonalne pojmowanie, nie może być zatem ograniczana przez logiczne schematy. Jak widzimy, wiersz propaguje wartości przeciwstawne do ówczesnych oświeceniowych europejskich koncepcji.
W badaniach nad antropologicznymi różnicami cywilizacyjnymi Siergiej Kara-Murza typuje dwa rodzaje społeczeństwa — tradycyjne i nowoczesne. Pierwsze z nich charakteryzuje się podejściem do życia, w którym wartość człowieka nie jest podyktowana ilością nagromadzonych przez niego dóbr materialnych, a renomą w swojej rodzimej zbiorowości. Zatem rodząc się w danej wspólnocie, ludzie stają się jej częścią i to nadaje sens ich życiu. Natomiast podstawowymi elementami społeczeństwa nowoczesnego są pojedyncze jednostki, których reputacja jest uzależniona od dobytku.
Jak pisze Kara-Murza: „Mały człowiek w tym społeczeństwie zostaje zamieniony w widza, dla którego tworzy się „wirtualną rzeczywistość”, tak że nie jest on już w stanie odróżnić jej od „prawdziwej rzeczywistości” i traci swoją wolną wolę”. (tłum. własne).
Według rosyjskiego badacza, taka tendencja jest widoczna w państwach Zachodu, natomiast w Rosji, utożsamianej przez niego ze społeczeństwem tradycyjnym, przeciwnie: „człowiek nie jest jednostką, ale członkiem społeczności”.Przynależność cywilizacji rosyjskiej do kategorii społeczeństwa tradycyjnego potwierdza wiara w nieograniczone możliwości człowieka. Jest to szczególnie widoczne w filozofii tego narodu. Jako przykład można przytoczyć nurty takie jak bogoczłowieczeństwo czy kosmizm. Ich założenia opierają się na dążeniu do szczęścia wszystkich ludzi.
Gracjan Cimek z kolei stwierdza: „Idea rosyjska wynika z całościowego oglądu rzeczywistości, uznając człowieka za mikrokosmos ogniskujący w sobie całość — makrokosmos. Więzią między człowiekiem a światem jest religia — struktura wewnątrz świata, a nie na zewnątrz, stanowiąca jej integralną część”.
Natomiast społeczeństwo nowoczesne ogranicza człowieka do osiągania określonych dóbr materialnych, nie zważywszy na krzywdę innych ludzi. Kara-Murza uważa, że Zachód udowodnił swoją przynależność do tej kategorii przez prowadzenie na przełomie wieków szeroko rozumianej ekspansji i kolonizacji. Wśród efektów tych działań można wymienić: śmierć członków odmiennych grup etnicznych, destrukcję ich kultur oraz narzucenie okcydentalnego schematu życia. Ludzi, którzy zamiast wyznawania teorii własności prywatnej żyli w myśl zasady: „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, Zachód traktował jak dzikusów, których trzeba skolonizować.
Wymownym przejawem tej postawy była eksterminacja milionów Indian przez anglosaskich przybyszów w Ameryce Północnej. W ten sposób tak waloryzowane w idei społeczeństwo obywatelskie w rzeczywistości zrodziło rasizm. Wymienione powyżej czynniki stały się przesłankami do utożsamiania postaw społeczeństwa rosyjskiego z soborowością, natomiast cywilizacji zachodniej ze sprzedawaniem siebie jako produktu, co doprowadziło do powstania populacji atomów, które charakteryzuje indywidualność.
Ważny element tożsamości narodowej stanowi kultura. Warto zatem rozpatrzeć jej przejawy w kontekście charakteru danego społeczeństwa. Nietzsche określił sztukę jako obszar, w którym człowiek „napawa się sobą jako doskonałością”. Odnajdujemy tutaj zbieżność z humanizmem estetycznym, którego wartości związane są z wieloma nurtami filozofii rosyjskiej, ukazującej człowieka jako jednostkę posiadającą moc tworzenia.
To właśnie nietzscheański idealizm wkomponował się w system kolektywistyczny, w którym dominującą rolę kultury stanowiły mistyczne przeżycia masy i zbiorowości. Nurt ten odzwierciedla rosyjską soborowość. Najpełniej znaczenie tego terminu oddają przemyślenia Mikołaja Bierdiajewa: „Pełnią życia jest wspólnota (‘sobornost’), w której osoba znajduje swe ostateczne urzeczywistnienie i spełnienie. Poszukiwanie prawdy jest wyzwaniem dla całej społeczności wierzących. Nie można jej poznać pojedynczo, subiektywnie, ale zawsze we wspólnocie.
Marcin Cielecki zaznacza, że na przestrzeni lat znaczenie tego słowa ewoluowało za sprawą najwybitniejszych rosyjskich myślicieli i teologów (Mikołaj Bierdiajew, Aleksiej Chomiakow, Siergiej Bułgakow czy Paul Evdokimov). Także przez współczesnych badaczy podkreślany jest przeciwstawny indywidualistycznemu, rozsądkowemu — wspólnotowy, intuicyjny charakter świadomości rosyjskiej.
Natomiast zachodnia ideologia odrzuciła wartości soborowości na rzecz indywidualizmu. Proces ten doprowadził do powstania alienacji („wyobcowania”). Jakub Karpiński opisuje to zjawisko w sposób następujący: „człowiek tworzy „coś”, następnie ten wytwór usamodzielniając się, wyobcowuje się podporządkowując sobie swego wytwórcę. Przykładem są tu produkty pracy, które wymykają się spod rozumnej kontroli ich wytwórców i panując nad nimi, stają się wrogą wobec nich siłą. Procesowi temu podlegają zarówno przedmioty materialne, rzeczy wytworzone przez człowieka, jak i rezultaty jego wysiłku duchowego, czyli system pojęć, wartości, systemy ideologiczne”.
Konsekwencje rzymskiego imperializmu
Według Huntingtona tożsamość Zachodu określiły następujące cechy: rzymski katolicyzm, feudalizm, Renesans, Reformacja, zamorska ekspansja i kolonizacja, Oświecenie i wyłonienie się państwa narodowego. Autor Zderzenia cywilizacji dodaje, że Rosja nie miała kontaktu z przytoczonymi zjawiskami historycznymi ze względu na trwającą od połowy XII do połowy XV wieku niewolę tatarską.
Rozważania politologów i socjologów zajmujących się badaniem współczesnych doktryn jako przyczyny rzymskiej ekspansji wskazują m. in. takie czynniki jak korzyści materialne, natura psychologiczna osiągana ze względu na prowadzenie agresywnej polityki oraz atawistyczne skłonności tego społeczeństwa do stosowania przemocy.
Swoistym ugruntowaniem cywilizacji zachodniej, z której swoje początki wziął system liberalny, była średniowieczna debata o uniwersalia. Wówczas to platońskiemu idealizmowi wyłożono nurt przeciwstawny, zwany nominalizmem. Dysputę tę celnie opisuje Aleksander Dugin: „Spór ten podzielił katolickich teologów na dwa obozy, z których jeden uznawał istnienie ogólności (rodzaju, gatunku, uniwersaliów), a drugi sądził, że istnieją wyłącznie odrębne, konkretne i indywidualne przedmioty, których nazwy traktował wyłącznie w kategoriach zewnętrznych, umownych systemów klasyfikacji, pozbawionych wewnętrznej treści”.
Propagatorem pierwszego kierunku był Tomasz z Akwinu, który łącznie z całą tradycją zakonu dominikańskiego opierał się na założeniach Platona i Arystotelesa. Natomiast za głównych przedstawicieli nominalizmu uznaje się Jeana Roscelina i Williama Ockhama. Światopogląd zwolenników tego nurtu Cimek opisuje w sposób następujący: „pojęcia: człowiek, Bóg, moralność, prawda nie są uznane za realne, a więc ich istnienie ma charakter wąsko pragmatyczny”.
Wraz z popularyzacją na Zachodzie teorii nominalizmu, zaczęto obserwować na tym obszarze dualizm w sferze religijnej. Natomiast w odniesieniu do Wschodu Cimek zauważa: „Brak tej rewolucji w rosyjskim kręgu kulturowo-cywilizacyjnym umożliwiał zachowanie «łączności» ze starożytnością”. Potwierdzeniem tej opinii są słowa Jadwigi Staniszkis: „to przetrwanie platonizmu w tomizmie (stanowiącym do dziś fundament katolicyzmu w Europie Wschodniej i wszędzie tam, gdzie nie doszło do nominalistycznej rewolucji intelektualnej) łączy go w sposób ukryty z prawosławiem i tworzy grunt do odmiennego niż na zachodzie Europy przeżywania wielu prądów ideowych”.
Dugin słusznie nazywa zatem nominalizm „filozoficzną matrycą Nowożytności”. Indywidualne relacje człowieka z Bogiem dowodzą bowiem ingerencji tego prądu myślowego w sferę religijną ówczesnego świata. W nauce kierunek ten uwidocznił się poprzez atomizm oraz materializm. Polityka zaczęła chylić się ku demokracji burżuazyjnej. W gospodarce znalazł wyraz w wolnym handlu i własności prywatnej. Natomiast etyka została przesiąknięta utylitaryzmem, indywidualizmem, relatywizmem oraz pragmatyzmem. Możemy zatem stwierdzić, że nominalizm zainaugurował proces rozpadu dotychczasowego uniwersalnego konsensusu, stając się fundamentem liberalizmu w ideologii i gospodarce.
Kolejnym etapem historii geopolitycznej ekspansji państw Zachodu był niewątpliwie kolonializm, skutkujący m.in. podporządkowywaniem przez europejskie mocarstwa kultur podbijanych społeczeństw, co przyniosło zgubne skutki w dziedzinie antropologii. Dorobek ludzkiego ducha został bowiem podzielony na kulturę dominującą (europejską) oraz kulturę zdominowaną (nieeuropejską).
Jak pisze Cimek: „Siłą kulturotwórczą cywilizacji zachodniej stał się handel i pieniądz. (...) pojawił się określony system wartości, który tworzyły: inicjatywa, egocentryzm, współzawodnictwo, kapitał, bogactwo, władza, przenikające filozofię, teologię, a nawet modę, sztukę i smak. Cywilizacja zachodnia dała impuls epoce nowożytności, a dzięki rozwojowi nauk przyrodniczych, technice i racjonalizmowi, stała się cywilizacją eksperymentu, pozostawiając Wschodowi miano ostoi wartości humanistycznych. Czołowe państwa cywilizacji zachodniej identyfikowały siebie jako centrum cywilizacji światowej.
Wolność i prawo
Zgodnie z opinią Witolda Kwaśnickiego: „definicjami wolności i równości można manipulować dowolnie, zależnie od przyjętego systemu wartości i chęci wykorzystania tych pojęć do wykazania z góry założonych tez”. Według twórcy liberalizmu Johna Locke’a: „Wolność człowieka w społeczeństwie sprowadza się do niepodlegania żadnej innej władzy ustawodawczej, a tylko tej powołanej na mocy zgody we wspólnocie, ani też panowaniu czyjejkolwiek woli, ani ograniczeniom jakiegokolwiek prawa innego niż to, które uchwali legislatywa zgodnie z pokładanym w niej zaufaniem. Wolność ludzi pod władzą rządu oznacza życie pod rządami stałych praw, powszechnych w tym społeczeństwie i uchwalanych przez powołaną w nim władzą ustawodawczą. Jest to wolność do kierowania się moją własną wolą we wszystkich sprawach, w których prawa tego nie nakazują, oraz niepodlegania zmiennej, niepewnej, nieznanej, arbitralnej woli innego człowieka”.
W kontekście przytoczonych słów warto rozważyć opinię wyrażoną przez Bierdiajewa: „W głębinach narodu rosyjskiego zakorzeniona jest większa wolność ducha niż u bardziej wolnych i oświeconych narodów Zachodu. W głębinach prawosławia kryje się większa wolność niż w katolicyzmie. Potęga poczucia wolności jest w narodzie rosyjskim jednym z biegunowych źródeł, z którym związana jest rosyjska idea”.
Na czym polega różnica w interpretacji kategorii wolności pomiędzy Wschodem a Zachodem? Chomiakow dopatruje się w katolicyzmie, w zachodnim racjonalizmie oraz w filozofii Hegla przewagi świata materialnego nad duchem. Bierdiajew wolność wewnętrzną Rosjan opisuje jako „wysoce rozwiniętą”.
Ciekawe uwagi w tej kwestii czyni Wojciech Błaszczyk: „Oczywiście Wschód mówi o wolności na nieco innym poziomie niż Zachód, który zresztą nigdy nie stracił takiego duchowego patrzenia na wolność. (...) Kwestie zarządzania wolnością przyrodzoną, zostawiał gestii państwa. W czasach najbardziej autorytarnych rządów, czy to w Bizancjum, czy w carskiej Rosji, opór wiernych wobec władzy był znikomy. A przecież w przypadku Rosjan nie można powiedzieć, żeby brakowało im odwagi, a nawet pewnej skłonności do ekstremalnej walki. W tym jednak przypadku ekstremizm został przełożony na zdolność znoszenia czasami krańcowo despotycznych rządów. U źródeł takiej postawy z pewnością stoi prawosławne pojęcie wolności”.
Prawosławne pojęcie wolności całościowo odnosi się bowiem do nowotestamentowego przykazania miłości. Fakt ten stanowi punkt wyjściowy do rozpatrzenia różnic w rozumieniu pojęcia „prawo” pomiędzy Wschodem a Zachodem.
Jak zauważa Błaszczyk, Rosja od zawsze mocno krytykowała zachodni jurydyzm, w którym wszystko było regulowane prawem.
Opinię tę potwierdzają słowa dziewiętnastowiecznego słowianofila, Konstantina Aksakowa: „Na Zachodzie zabija się duszę, poprzestając na doskonaleniu form państwowych, ustroju policyjnego; sumienie zastępuje się prawem, wewnętrzne pobudki — regulaminem, nawet filantropia staje się mechaniczną działalnością; na Zachodzie dba się tylko o formę państwa”.
W takiej postawie widzimy niezgodność z rosyjską ideą. Według Rosjan bowiem ustawy prawa nie są skutecznym zamiennikiem więzi sumienia i miłości. Jak pisze Kara-Murza: „Pojęcie wolności w społeczeństwie tradycyjnym jest równoważone przez mnogość zakazów, które wspólnie generują silne poczucie odpowiedzialności (dlatego właśnie takie społeczeństwo wygląda jak społeczeństwo bezprawne — nie ma tak pilnej potrzeby formalizowania zakazów w formie ustaw).
W społeczeństwie zachodnim kontrola etyki powszechnej została zastąpiona kontrolą prawa. W społeczeństwie tradycyjnym prawo zapisane jest w dużej części w normach kulturowych, zakazach i tradycjach. Normy te wyrażone są w języku tradycji, przekazywanym z pokolenia na pokolenie”. (tłum. własne).
Warto zauważyć, że jest to źródło wielu nieporozumień, ponieważ postrzega pojmowanie przez społeczeństwa zachodnie prawa w ujęciu tradycyjnym jako bezprawie. W celu zobrazowania wciąż aktualnego problemu odmiennych punktów widzenia w kwestii wolności oraz granic stawianych przez legislację, pragnę przytoczyć słowa współczesnego rosyjskiego pisarza Wiktora Jerofiejewa: „W Europie wciąż obserwuję coraz większą liczbę zakazów (choćby palenia tytoniu w miejscach publicznych), przekonanie, że cukier jest już niepożądany, a sól wprost zakazana, że w jednym miejscu należy założyć kask, a w innym nie wolno nosić kapelusza. Czyż nie jest to swoista kastracja człowieka? Oczywiście, człowiek posiada wiele złych nawyków, lecz wprowadzanie zakazów nie jest sposobem na ich zwalczenie”.
Małgorzata Rudnik
Akademia Marynarki Wojennej im. Bohaterów Westerplatte.
Od Redakcji: Jest to druga z trzech części obszernego artykułu Autorki pt. Wybrane różnice cywilizacyjne między Rosją a Zachodem. Ostatnią przedstawimy w następnym numerze (SN 10/23) Spraw Nauki.
Pierwsza część dostępna pod linkiem - https://www.sprawynauki.edu.pl/archiwum/dzialy-wyd-elektron/305-politologia-el/4936-rosja-cywilizacja-malo-znana
Tytuł i wyróżnienia pochodzą od Redakcji SN.
Miejsce pierwodruku: „Nauka i Społeczeństwo. Przegląd nauk społecznych, technicznych, medycznych i pedagogicznych”, Wydawnictwo GSW, tom 2 nr 1 (2021) https://ojs.gsw.gda.pl/index.php/NiS/issue/view/16/17