Politologia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1630
ISIS odrodziło się w Afryce Subsaharyjskiej. Warunki społeczne, polityczne, gospodarcze, kulturowe wyraźnie temu sprzyjają. I dziś Państwo Islamskie może być bardziej zabójcze niż kiedykolwiek.
Jeśli chcesz poznać wierzchołek baobabu, poznaj najpierw jego korzenie. (przysłowie z Sahelu)
Osama ibn Laden jeszcze przed 11.09.2001 zasłynął w Afryce Subsaharyjskiej. To w Sudanie stworzył swoją Islamską Armię Shura, kładąc podwaliny pod prawdziwie globalną sieć terrorystyczną znaną jako Al-Kaida. W dużej mierze to na kontynencie afrykańskim Saudyjczyk zaczął wzywać do dżihadu przeciwko siłom zachodnim i zyskał zdolność eksportowania terroryzmu przeciwko Zachodowi. To stąd inicjowano ataki Al-Kaidy na ambasady USA na Czarnym Lądzie.
Mimo trwającej już ponad dekadę tzw. wojny z terroryzmem prowadzonej przez różne koalicje państw zachodnich i afrykańskich ISIS/DAESH (czyli państwo islamskie) ma się doskonale u progu trzeciego dziesięciolecia XXI w. na terenie Afryki. To kolejna hybryda wyewoluowana z Al-Kaidy, struktura bazująca na radykalizmie społecznym, religijnym, politycznym. W pewnym momencie na terenie Bliskiego Wschodu – Iraku, Syrii – dżihadyści kontrolowali obszar porównywany z Wielką Brytanią. Podobne struktury tworzą się w regionach, gdzie brak jest stabilizacji, trwa chaos administracyjny i polityczny, a na to nakłada się dramatyczna nędza miejscowej ludności. No i trwające humanitarne, mające nieść demokrację i wolność w stylu zachodnim, interwencje krajów NATO. To Afganistan, Jemen, a także subsaharyjska Afryka.
Państwo Islamskie jako quasi-struktura zajmująca określone terytorium, z namiastkami administracji i politycznych struktur na terenie Syrii i Iraku upadło, choć dżihadyści działają tu nadal, w ukryciu. Obserwowana jest jednak na przestrzeni ostatnich miesięcy odbudowa – z procesem powstawania i zanikania państwa ISIS/DAESH mieliśmy na tym obszarze do czynienia już kilkakrotnie – struktur Państwa Islamskiego w Afryce Subsaharyjskiej.
Istnieje szereg organizacji dżihadystycznych luźno powiązanych ze sobą, połączonych jedynie ideą walki z Zachodem i skorumpowanymi elitami rządzącymi w krajach tego regionu. No i oczywiście łącząca je religijna, w wersji fundamentalistycznej, narracja i propaganda.
Rozprawa Zachodu z Kaddafim i Libią
Niemałe znaczenie ma także militarna obecność Francji, realizującej pod hasłem „wojny z terroryzmem” swoje postkolonialne interesy. Afganistan, Syria, Jemen przykryły i wyciszyły w światowym mainstreamie zainteresowanie francuskimi dokonaniami na tych obszarach (zbrodnie wojenne i opresja wywierana na społeczności tych krajów będących dawniej koloniami Paryża). Ma to miejsce od Mauretanii i Senegalu, przez Mali, Burkina Faso, Niger i Czad, aż do Kamerunu i Republiki Środkowoafrykańskiej.
Tracąc wpływy w Afryce Zach., Francja podjęła desperackie działania, które stały się niezwykle brutalne (Wikileaks - 2016, Devecioglu – 2020). Z upublicznionych e-maili Hilary Clinton wynika jasno przyczyna francuskiej polityki zniszczenia Libii i Kaddafiego. To konkurencja dla francuskiej hegemonii w Afryce Zachodniej (a także na obszarze całej północnej części Czarnego Lądu) spowodowała działania polityczne a potem wojskowe Paryża, zakończone zabiciem Mu’ammara Kaddafiego i chaosem oraz rozpadem Libii jako zcentralizowanego państwa.
Korespondencja Hilary Clinton z amerykańskimi dyplomatami w Afryce i politykami francuskimi określa pięć przyczyn dla których Kaddafi musiał być unicestwiony, a Libia przestać zagrażać w tej części świata interesom Zachodu: ropa naftowa, wpływy polityczne i gospodarcze, spadek reputacji Sarkozy'ego oraz potwierdzenie potęgi wojskowej Francji i tym samym powstrzymanie wpływów Kadafiego we frankofońskiej Afryce, której zagroził on projektem nowej waluty regionalnej, wspieranej 143 tonami złota i miliardami petrodolarów. Ta nowa waluta nie tylko wyeliminowałaby frank CFA, ale także konkurowałaby z samym euro i dolarem.
Kartagina musiała w takim wypadku zostać zniszczona, a państwo libijskie jako struktura scentralizowana i ustabilizowana – unicestwione.
Destabilizacji, która trwa już 10 lat bez mała, bardzo obawiają się w Algierii, Tunezji i Egipcie, gdyż z Sahelem Libia graniczy bezpośrednio. Węzłowym problemem rozwiązania kryzysu jest wspomniana sytuacja w Libii. Po usunięciu Mu’ammara Kaddafiego podczas interwencji lotnictwa NATO (głównie Francji i Wielkiej Brytanii), w kraju zapanował chaos trwający po dziś dzień. Miejsce administracji centralnej zajęły bojówki różnych lokalnych kacyków czy organizacji, najczęściej dżihadystów (w tym Al-Kaidy i związanych z nią organizacji).
Z magazynów wypłynęło miliony sztuk broni różnego rodzaju i kalibru, które przeszły w ręce mafii, wspomnianych bojówek, lokalnych milicji, grup przemytniczych etc.
Z kryzysu państwa libijskiego korzystają obecnie nie tylko dżihadyści, ale także handlarze bronią, przemytnicy i handlarze ludźmi i to na całym obszarze Sahary oraz na południe od niej (Sahel).
Rola Francji
Szczytne idee interwencji NATO – demokratyzacja, wolności osobiste obywateli Libii, swobody i państwo prawa – zmaterializowały się właśnie bezprzykładnym chaosem, dezorganizacją i tak kruchej stabilizacji, jaka miała miejsce zawsze w całym regionie. Osiągnięto odwrotne skutki niż zamierzone, propagowane przez globalne media. Główną winę za ten stan rzeczy ponosi Francja - najbardziej i konsekwentnie prąca do „demokratyzacji Libii”, chcąc przy tym realizować swe własne, postkolonialne interesy w całej Afryce Subsaharyjskiej i Zachodniej.
Dziś region ten jest świadkiem bezprecedensowego odrodzenia się grup islamistycznych, a członkowie Państwa Islamskiego (ISIS/DAESH) kontrolują teren zamieszkały przez miliony ludzi, mając swe bazy w sześciu krajach afrykańskich, na terytorium wielkości Beneluksu. Problem ten dotyczy całej Afryki, lecz Sahel i Afryka Zachodnia są klasycznym tego przykładem. Tu ISIS/DAESH od kilku lat umacnia swe wpływy. Nawet w leżącym daleko na południu Mozambiku w 2020 r. odnotowano kilkanaście ataków terrorystycznych (w Nigrze ponad 100).
Ofensywa i zainteresowanie ISIS/DAESH Czarnym Lądem jest nowym etapem w historii tej organizacji. Może się to okazać zjawiskiem bardziej niebezpiecznym niż jej działalność z bliskowschodniej przeszłości. Do społecznych, gospodarczych, kulturowych przyczyn popularności idei państwa islamskiego na tym kontynencie dochodzi jeszcze czynnik religijny: od dawna to islam jest najbardziej progresywnym – tak w sensie ilościowym jak i doktrynalnym – wyznaniem na terenie Afryki.
Sprzyjają temu takie czynniki jak prostota wyznania i kultu, brak postkolonialnego bagażu w religii Mahometa, który wiąże chrześcijańskie denominacje i kościoły, ale i utożsamienie skorumpowanych elit w biednych krajach afrykańskich z postkolonialnymi strukturami religijnymi, czy odrodzenie się imperializmu zachodnioeuropejskiego (zwłaszcza odczuwalnego w krajach frankofońskich ze strony dawnej metropolii), eksploatującego bezwzględnie przy pomocy swych megakoncernów dawne kolonie.
ISIS obecnie ma strategicznie ustalone terytorium na obszarach, gdzie państwo (państwa) abdykowało. Transgraniczność, mobilność, korzystanie z nowoczesnej techniki pozwala jej na przeprowadzanie ataków i znikanie poza granicami danego kraju czy regionu. Czyni to z dżihadystów faktycznie nietykalną strukturę dla wszystkich krajów Sahelu - jednych z najbardziej ubogich państw na świecie, pod żadnym względem nieprzygotowanych na tego typu zagrożenia. Niewydolne struktury państwowe, klanowość i megakorupcja dopełniają reszty.
Na dodatek kraje te są obszarem ponownej kolonizacji, choć dziś to przebiega w innym wymiarze – głównie ze strony koncernów francuskich (to była domena do lat 60. XX wieku władzy Paryża – tylko Nigeria i Ghana oraz tzw. Kamerun Brytyjski pozostawały we władaniu Londynu) – i właśnie z tym wiąże się wojskowa obecność Francji w Sahelu. Paryż prowadzi tu od lat regularne działania wojskowe, z licznymi ofiarami wśród ludności cywilnej, ocierające się o zbrodnie wojenne.
Francuską reakcją na kryzys w Mali (2013 r.) była operacja wojskowa pod kryptonimem „Serwal” (Opération Serval). Jej celem było odparcie ofensywy fundamentalistycznych bojowników islamskich, którzy podczas wojny domowej w Mali zajęli północny region tego kraju, Azawad. Na sytuację w Mali nałożyła się wspomniana wcześniej „arabska wiosna” w Libii oraz powstanie Tuaregów (lud berberyjskiego pochodzenia, który od wieków mieszka na terenie kilku krajów zachodnioafrykańskich - głównie w Algierii, Mali, Libii i Nigrze).
Francuzi są stale od tego czasu obecni militarnie w regionie i podejmują co jakiś czas działania przeciwko wzbierającej fali islamizmu oraz działających w oparciu o radykalny islam bojówek. Al-Kaida jawi się jedynie jako symbol walki z Zachodem (nie tylko politycznym, ale przede wszystkim cywilizacyjno-kulturowym). Głównie chodzi o tzw. koncepcję państwa islamskiego (znanej z Bliskiego Wschodu jako ISIS/DAESH).
Boko Haram
Francuzi zaczęli tworzyć panafrykańskie siły zbrojne wywodzące się z krajów będących w przeszłości ich koloniami. Aktualnie tworzą je żołnierze z Beninu, Kamerunu, Nigru, Nigerii i Czadu (tylko Nigeria nie była kolonią francuską). Wojska te używane są do walk z różnymi grupami dżihadystów, jakie funkcjonują na tym terenie. Ale główną organizacją, stanowiącą o sile dżihadyzmu na tym obszarze jest owiane złą sławą wywodzące się z północnej Nigerii Boko Haram, na czele którego stoi Abubakar Shekau. To salafita, osobnik owiany złą sławą, religijny fanatyk, podobnie jak Joseph Kony, przez kilkanaście lat pustoszący ze swoją młodocianą armią rejony Ugandy, Konga i Południowego Sudanu.
Jak podają różne źródła, w ciągu ostatniej dekady Boko Haram zabiło ok. 40 tys. ludzi, wysiedliło 2,5 miliona cywilów, próbując ustanowić kalifat. Początkowo Al-Kaida starała się w jakimś sensie koordynować działania dżihadystów na terenie Afryki Zachodniej, ale po 2016 r. nastąpił podział i jakiekolwiek, w sensie strategicznym, współdziałanie tych grup nie jest obecnie możliwe. Boko Haram skupiło się na obaleniu rządów w Nigerii, może podziale kraju na muzułmańską północ i chrześcijańskie południe, które z kolei rozpadłoby się wg narodowych i plemiennych tradycji. Organizacja Abubakara Shekau działa też na północy Kamerunu.
Nigeria nie jest w stanie sama powstrzymać Boko Haram choć to najludniejszy kraj Afryki, z olbrzymim potencjałem gospodarczo-społecznym, posiadający jedną z najmocniejszych i najlepiej (jak na warunki afrykańskie) wyszkoloną armię. Inne kraje regionu się absolutnie w tej mierze nie liczą: gdy wojsko Nigerii zajmuje 42. miejsce na 138 badanych krajów, pozostałe zajmują najdalej 87. miejsce. Brakuje im również środków finansowych, bo są to państwa najbiedniejsze na świecie. Pod względem PKB na mieszkańca Nigeria i Kamerun plasują się na 141. i 145. miejscu, a Czad i Niger poniżej 174. Nie wspominając już o tym, że Czad, następny pod względem jakości sił militarnych w regionie, boryka się od dekad z kolosalnymi trudnościami gospodarczymi, pustynnieniem północnych i środkowych części kraju, falami głodu i katastrofą humanitarną w wyniku konfliktu granicznego z Sudanem i masy uchodźców z Darfuru w obozach na wschodzie kraju.
I to jest źródło (oprócz cienia jaki rzuca na całą Afrykę subsaharyjską rozpad i unicestwienie Libii w 2011 r.) popularności radykalnego islamu w tej części kontynentu: powszechna bieda i obszary nędzy, beznadzieja, abdykacja władzy centralnej na rzecz lokalnych wodzów, książąt, naczelników plemion itd. Taki obraz dopełnia wszechogarniająca korupcja kasty urzędniczej pozostającej w symbiozie z korporacjami zachodnimi kolonizującymi na nowo swe dawne terytoria zależne. Antykolonialne – nie tylko w wymiarze religijnym i politycznym, ale przed wszystkim kulturowym i społecznym - hasła dżihadystów padają na żyzne podłoże. Wystarczy obejrzeć film dokumentalny „Delta Nigru: wojna o ropę” (jest na YT), pokazujący jak megakorporacje zachowują się w tej części świata. To wszystko tłumaczy.
Nigeria bowiem pełni – z racji swego potencjału ludnościowego (ponad 200 mln ludzi), gospodarczego, kulturowego, a zwłaszcza pozyskiwania ropy naftowej na południu kraju (10 państwo na świecie pod względem wydobycia) – niezwykle ważną rolę w skali całego kontynentu afrykańskiego. To kolejny, potencjalny światowy gracz w geopolityce (po RPA, która już do tego „klubu” w jakimś sensie weszła). 40% benzyny używanej w USA pochodzi w węglowodorów nigeryjskich. We Francji to ponad 10%.
Teraz widać, jakie znaczenie ma ten kraj dla potentatów światowej gospodarki. I dlatego wszelkimi silami Zachód stara się zahamować rosnące wpływy Chin na Czarnym Lądzie. Pekin już umocnił się w Afryce Wschodniej (Sudan, Sudan pd., Etiopia, Dżibuti). Teraz sięga po Afrykę Centralną i Zachodnią, do tej pory zdominowaną przez wpływy francuskie.
Następni do majdanu
Wzmożenie działań dżihadystów różnej maści oraz ich aktywność – podobnie ma się sprawa z Somalią czy niepokojami w Etiopii – wielu komentatorów i analityków wiąże z próbami powstrzymywania ofensywy (obecności gospodarczej) Chin w Afryce. Chiny, w przeciwieństwie do krajów zachodnich, interesują się jedynie gospodarczymi inwestycjami i swoim interesem ekonomicznym. Nie obchodzą ich absolutnie sprawy praw człowieka, wewnętrzne stosunki w poszczególnych krajach, ich problemy językowe, rasowe, religijne. Są w tej mierze kompletnie asertywni politycznie, co daje im przewagę nad Zachodem uwikłanym w szerzenie demokracji. To na fali antykolonializmu i oferty ze strony narastających nacjonalizmów jest nie bez znaczenia.
W niezależnych analizach można znaleźć pytanie o zainteresowanie mediów fenomenem akurat Boko Haram: co to jest, czyj interes jest w działalności tej organizacji (ponad 20 lat)? Niektórzy wysuwają przypuszczenia, popierane różnymi mniej lub bardziej wiarygodnymi informacjami – iż jest to tajna operacja spec służb Zachodu (zwłaszcza USA), która oprócz swych agenturalnych korzeni poczęła żyć swoim życiem i działa często na rachunek różnych grup interesów. Takie przypuszczenia można np. spotkać już w połowie II dekady XXI w. w African Renaissance News czy Global Reaserch.
W tym samym czasie Wikileaks upubliczniła raporty ambasady USA w Nigerii, gdzie dokładnie opisano, jakie przedsięwzięcia należy podejmować wobec Nigerii i Nigeryjczyków, aby zaczęli działać w interesie Stanów Zjednoczonych. Był tam także akapit o sponsorowaniu grup „wywrotowych”, działaniach na rzecz podziałów językowych, religijnych i społecznych etc .([za]: Mavengira, op. Cit. – to obywatelski wolontariat, w skład którego wchodzą Nigeryjczycy ze wszystkich grup etnicznych i wyznań religijnych).
Celem amerykańskich tajnych operacji w tym kraju jest wyeliminowanie Nigerii jako potencjalnego strategicznego rywala Zachodu na kontynencie afrykańskim.
Z kolei Greenwhite Coalition – nigeryjska organizacja non profit prowadząca śledztwo w sprawie Boko Haram – doszła do konkretnego wniosku, że kampanie Boko Haram były oraz są tajną operacją zorganizowaną przez CIA i koordynowaną przez ambasadę amerykańską w Nigerii.
Raport Greenwhite Coalition w tej sprawie ujawnił trzystopniowy plan Narodowej Rady Wywiadu Stanów Zjednoczonych, który miał w ostatecznym celu segmentację Nigerii, umiędzynarodowienie kryzysu i podział kraju pod mandatem ONZ i sił okupacyjnych.
Plan ten zakładał docelowo rozpad Nigerii. To standard realizowany przez USA (i nie tylko) w Afryce. Np. konsulat w Benghazi okazał się swego czasu bazą dla tajnej organizacji zaopatrującej w broń najemników walczących w Syrii (atak na niego nastąpił we wrześniu 2012).
Podobne informacje dochodziły z Kijowa, gdzie ambasada amerykańska koordynowała przebieg zajść na Majdanie (2013/14). Również dziś wiadomo, iż członkowie Al-Kaidy i Libijskiej Islamskiej Grupy Walczącej – części libijskich rebeliantów - otrzymywali bezpośrednio broń i wsparcie logistyczne od państw bloku NATO podczas konfliktu w Libii w 2011 r.
Wzrost znaczenia Państwa Islamskiego akurat w tym regionie, mimo poważnych różnic doktrynalno-ideowych i sfer zainteresowania poszczególnych grup dżihadystów (Boko Haram jest najbardziej znane i jemu to media światowe poświęcają najwięcej miejsca), układa się w jakąś całość.
Faktem jest, iż postkolonialna mapa zachodniej Afryki (i nie tylko) nijak się ma do kultury, tradycji, tożsamości (o religii czy językach nawet nie warto wspominać) jakże rozdrobnionej tej części kontynentu. Ofensywa – najszerzej rozumiana (przede wszystkim ilościowa) – islamu jest faktem od dekad. I to kosztem wszystkich denominacji europejskich, chrześcijańskich. Przyśpieszyła ona, zwłaszcza po wydarzeniach w Rwandzie, gdzie Kościół rzymski się absolutnie skompromitował, dając wyraz swym postkolonialnym, nie afrykańskim, tradycjom w stylu divida et impera.
Wzbierająca fala nacjonalizmu afrykańskiego, mająca ponownie (jak w latach 50 - 60. XX wieku) ostrze antykolonialne – co jest samo przez się wymierzone w neokolonialne interesy państw zachodnich – w pewnych przestrzeniach jest kompatybilna z wieloma argumentami islamistów. Oba te zjawiska padają na podatny grunt wśród populacji wszystkich krajów Afryki.
Radosław S. Czarnecki
- Autor: Claudio Mutti
- Odsłon: 3305
W swojej słynnej książce na temat eurazjatyckiej „Wielkiej Szachownicy” Zbigniew Brzeziński nakreśla „geostrategiczne imperatywy” amerykańskiego supermocarstwa. Rozdział, w którym autor sugeruje Stanom Zjednoczonym, by zdominowały cały kontynent, wykorzystując i szerząc etniczną, religijną i polityczną anarchię, nosi wymowny tytuł: „Eurazjatyckie Bałkany” (The Eurasian Balkans).
„W Europie – pisze Brzeziński – słowo Bałkany przywodzi na myśl obrazy konfliktów etnicznych i regionalnych rywalizacji między wielkimi potęgami. Także Eurazja ma swoje Bałkany, jednakże eurazjatyckie Bałkany są jeszcze większe, bardziej zaludnione, jeszcze bardziej zróżnicowane pod względem religijnym i etnicznym. Położone są one na owym rozległym, podłużnym terytorium, które stanowi centrum globalnej niestabilności (...), obejmującym część południowo-wschodniej Europy, Azji Środkowej, Azji Południowej, obszar Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu”.
Natomiast badacz geopolityki François Thual, analizując zjawisko kształtowania się państw na świecie i związanej z nim politycznej fragmentaryzacji globu, porównuje powstanie państw Ameryki Łacińskiej do narodzin krajów bałkańskich. Ponadto stosuje pojęcie bałkanizacji w odniesieniu do dezintegracji arabskiej części Imperium Osmańskiego: „upadek Imperium Osmańskiego na Bałkanach, a później w świecie arabskim, zapoczątkował proces rozpadu, który trwał przez 90 lat w części europejskiej i 140 lat w pozostałej”.
Dwa przytoczone przykłady wystarczająco dobrze obrazują, w jaki sposób język geopolityki korzysta z metafory Bałkanów i pojęcia bałkanizacji, by opisać obszary, które borykają się z chronicznym zamętem i brakiem stabilności z uwagi na etniczne i religijne konflikty, a także, by nazwać powiązany z nimi proces rozpadania się państw.
Termin bałkanizacja powstał w kancelariach europejskich pod koniec I wojny światowej, która przypieczętowała upadek czterech imperiów i narodziny pewnych nieistniejących przedtem bytów państwowych, takich jak Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, lecz nawet poprzedzający te wydarzenia okres stu lat (między rewolucją serbską z 1815 r. a końcem drugiej wojny bałkańskiej w 1913 r.) był czasem ostatecznego osłabienia Imperium Osmańskiego, kiedy ukształtowało się sześć nowych państw: Grecja, Serbia, Czarnogóra, Rumunia, Bułgaria oraz Albania.
Niemniej jednak nawet Wielka Wojna nie zakończyła definitywnie bałkańskiego procesu dezintegracji. Rozpad Jugosławii, do którego doszło w latach 1991–2008, dał początek siedmiu państewkom: Słowenii, Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Serbii, Czarnogórze, Macedonii oraz Kosowu. Postępujący rozpad dodatkowo utwierdził zachodnioeuropejską opinię publiczną co do trafności pojęcia bałkanizacja, wzmacniając jego negatywne konotacje, które nie odnoszą się jedynie do zjawiska terytorialnej dezintegracji czy niestabilności politycznej, ale również do etniczno-religijnych konfliktów oraz czystek etnicznych.
Region, którego nazwa stała się metaforą wyżej wspomnianych zjawisk, to wyspa otoczona przez Morze Egejskie na wschodzie, Morze Śródziemne na południu oraz Morze Jońskie i Adriatyk na zachodzie. Jeśli chodzi natomiast o północ, granicę półwyspu zwykło się wytyczać wzdłuż umownej linii Triest-Odessa; niekiedy przyjmuje się jednak, że północna granica przebiega wzdłuż dolnego biegu Dunaju, Sawy i jej dopływu – rzeki Kupa (między Słowenią a Chorwacją, nieopodal Rijeki).
Zgodnie z drugim punktem widzenia za państwa w pełni bałkańskie można uznać Bułgarię, Albanię, Grecję i kraje powstałe po rozpadzie Jugosławii (za wyjątkiem Słowenii, którą zalicza się do grupy „państw alpejskich”, choć z różnych powodów można uznać ją za integralną część Bałkanów). Do krajów częściowo bałkańskich należą natomiast Rumunia i Turcja.
Terytorium Bałkanów zamieszkuje kilkanaście narodowości, a także wiele pomniejszych grup etnicznych. Używa się tam języków różnego pochodzenia (trzech lub czterech języków słowiańskich, rumuńskiego, albańskiego, języka nowogreckiego oraz tureckiego) i wyznaje różne religie (prawosławie, katolicyzm, islam).
Skomplikowana mozaika, na którą składa się ogromna różnorodność grup etnicznych i kultur, daje zwolennikom „zderzenia cywilizacji” możliwość rozniecania szczególnego rodzaju konfliktów nazywanych „wojnami kresowymi”. I rzeczywiście – to właśnie federacja jugosłowiańska, najbardziej charakterystyczna dla bałkańskiej mozaiki forma państwowa, „na początku lat dziewięćdziesiątych stała się widownią najbardziej złożonego i kompletnego zestawu wojen kresowych”.
Ze względu na swoje położenie geograficzne Półwysep Bałkański, nazywany „przedłużeniem Azji Przedniej na terytorium Europy” , jest – o wiele bardziej niż inne regiony – narażony na uderzenie destabilizujących fal migracyjnych, które podążają w głąb Europy.
W pierwszych dwóch miesiącach 2016 r. Grecja odnotowała przybycie 132.200 osób, podczas gdy w poprzednim roku w tym samym okresie były to 3.952 osoby. Jeśli chodzi o inne państwa tzw. szlaku bałkańskiego, dane za okres od początku 2016 r. do końca lutego przedstawiają się następująco: Macedonia – 89.000, Serbia – 93.600, Chorwacja – 103.200, Słowenia – 98.400 osób. Na Węgry i do Austrii przybyło natomiast odpowiednio 3.600 i 110.700 osób.
Sytuacja, do której doprowadziły owe fale migracyjne sprawiła, że sam europejski komisarz ds. migracji i spraw wewnętrznych, Dimitris Awramopoulos, zaczął mówić o ryzyku całkowitego załamania się systemu.
W tym samym czasie były minister obrony Włoch, Mario Mauro, ujawnił, że siły zbrojne misji KFOR otrzymały rozkaz przetransportowania 150 tys. nielegalnych imigrantów, którzy utknęli między Kosowem a Albanią, na włoskie wybrzeże.
27 stycznia sam dowódca wspomnianej misji NATO, generał Guglielmo Luigi Miglietta, powiadomił komisję obrony Senatu Włoch, że zgodnie z informacjami dostarczonymi przez europejskie tajne służby w tłumie imigrantów mogło ukryć się około kilkuset terrorystów tzw. Państwa Islamskiego.
Fakt, że siły zbrojne NATO przyczyniają się do migracyjnego chaosu, jest kolejnym dowodem na to, iż /…/ opracowane przez USA „planowane migracje przymusowe” (coercive engineered migrations) to swego rodzaju broń niekonwencjonalna, która, podobnie jak inne niekonwencjonalne narzędzia stosowane w tzw. wojnie bez ograniczeń, wykorzystywana jest przeciwko Europie.
Claudio Mutti
Przekład: Martyna Pałys
Prof. Claudio Mutti, kulturoznawca, jest redaktorem naczelnym czasopisma Eurasia. Rivista di studi geopolitici.
Źródło: http://www.eurasia-rivista.org/i-balcani-3/22557/
Pełna wersja – http://www.geopolityka.org/analizy/claudio-mutti-geopolityczny-wymiar-wspolczesnych-balkanow
Tytuł pochodzi od Redakcji SN.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2366
Z prof. Longinem Pastusiakiem, dyrektorem Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Akademii Finansów i Biznesu Vistula rozmawia Anna Leszkowska
- Panie Profesorze, John Perkins, autor bestsellerowej książki Hitman, były „ekonomista od brudnej roboty”, twierdzi, że dzisiejszy ekspansjonizm USA wynika z doktryny Boskiego Przeznaczenia, która od początków państwowości Stanów Zjednoczonych Ameryki odgrywa decydującą rolę w kształtowaniu polityki zagranicznej tego państwa. Czy rzeczywiście jej znaczenie nie maleje od ponad 170 lat?
- Doktryna Boskiego Przeznaczenia – Manifest Destiny - pojawiła się później niż powstały Stany Zjednoczone Ameryki (1776) i odegrała bardzo ważną rolę w zagospodarowaniu terytorium Ameryki Północnej przez Stany Zjednoczone.
Autorem pierwszej wersji Boskiego Przeznaczenia był John O’Sullivan, redaktor nowojorskiego dziennika Democratic Review, który w jednym ze swoich artykułów w 1845 roku pisał, że „naszym Boskim Przeznaczeniem jest rozprzestrzenić się i zająć cały kontynent, który Opatrzność ofiarowała nam. Bóg natury i narodów określił te prawa dla nas. Z jego błogosławieństwem zdecydowanie podtrzymamy obowiązki nałożone przez niego”.
W różnych okresach doktryna ta miała jednak różne wersje: najpierw celem było dojście Amerykanów do rzeki Missisipi, potem – do Oceanu Spokojnego, a później ambicje ekspansjonistów amerykańskich coraz bardziej rosły i wykraczały poza półkulę zachodnią.
Trzeba pamiętać, że Stany Zjednoczone pojawiły się na mapie politycznej świata jako kraj bardzo słaby, nieduży, złożony z 13 kolonii. Ekspansja na terytorium prawie całego kontynentu zajęła kolonistom kilkadziesiąt lat, bo przecież Północna Ameryka nie była terytorium całkowicie wolnym. Swoje kolonie mieli tam Hiszpanie, Francuzi, Anglicy. Jednak duży napływ imigrantów do Stanów Zjednoczonych powodował, że zwiększały się ich ambicje i potrzeby terytorialne, zwłaszcza że na kontynencie amerykańskim były bardzo żyzne ziemie.
To oczywiście rodziło konflikty i z Indianami, których Amerykanie spychali do rezerwatów, i z kolonistami, co skończyło się wojną z Anglią w roku 1812. Jej podłożem były właśnie ambicje amerykańskie związane z wyzwoleniem Kanady, która była kolonią angielską. Anglicy się temu przeciwstawili, zajęli wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, w tym Waszyngton, i spalili Kapitol. Nie zniszczyli Białego Domu, ale zabrali z niego całe wyposażenie – ocalał jedynie portret Jerzego Waszyngtona, uratowany przez żonę prezydenta Madisona.
- W 1785 roku John Adams twierdził, że USA jest przeznaczona rola największej potęgi na Ziemi, z kolei dyplomata Joel Barlow przepowiadał, że owoce rewolucji amerykańskiej zostaną rozciągnięte na cały obszar kuli ziemskiej…
Propagatorzy Boskiego Przeznaczenia ten ekspansjonizm tłumaczyli potrzebą wprowadzenia wszędzie republiki, sprawiedliwości i równości społecznej, społeczeństwa bezklasowego, państwa bez wyzysku, w którym panują swobody i równość.
- Pamiętajmy, że Stany Zjednoczone pojawiły się na politycznej mapie świata jako zwycięzca nad ustrojem monarchistycznym, jako republika sprawiedliwa, ludzi wolnych, która respektuje prawa człowieka. W związku z tym ta ideologia w sposób naturalny była zawarta w doktrynie Boskiego Przeznaczenia.
USA jednak, jako kraj kapitalistyczny, przede wszystkim dbały o swoje interesy gospodarcze. Kiedy rozwinęły się gospodarczo i po opanowaniu kontynentu szukały rynków zbytu w różnych regionach świata, doktryna Manifest Destiny zmieniła swój charakter na ekspansję zewnętrzną i dała temu religijne uzasadnienie.
Zwycięska wojna hiszpańsko - amerykańska w 1898 roku, w której Hiszpanie stracili większość swoich posiadłości w Ameryce Środkowej i nad Pacyfikiem, uzasadniła poczynania Stanów Zjednoczonych jako kraju, który ma obowiązek walczyć z kolonializmem, wspierać wszystkie społeczności uciskane. Świat wówczas już był podzielony, ale Amerykanie zaczęli interesować się wzmocnieniem swojej pozycji przede wszystkim w Ameryce Łacińskiej i Azji, gdzie próbowali „wypchnąć” Anglików m.in. z Chin.
- Ekspansjonistyczna doktryna Boskiego Przeznaczenia, podkreślająca szczególną rolę USA jako państwa woli Boga, niosącego innym wolność i sprawiedliwość, jest niejako rewersem wcześniejszej, z 1823 roku, doktryny Monroe’a, zakładającej désintéressement USA w wojnach i polityce europejskiej, także kolonialnej. Zatem z jednej strony izolacjonizm, a z drugiej –ekspansjonizm – co przeważa w polityce USA?
- Doktryna Monoroe’a dotyczyła wyłącznie Ameryki Południowej i Środkowej – ich wyzwolenia spod panowania Hiszpanów, Portugalczyków czy Anglików. Nie miała zresztą praktycznego znaczenia, bo jak wspominałem, Stany Zjednoczone były krajem słabym i nie były w stanie wyzwolić krajów tego kontynentu. O tej doktrynie Stany Zjednoczone przypomniały sobie w połowie XIX wieku, bo dopiero wówczas zaczęła ich interesować ekspansja w kierunku południowym i zaczęli lansować hasło „Ameryka dla Amerykanów”.
Ta zmiana doktryny z izolacyjności na ekspansjonizm wynikała ze wzmocnienia pozycji USA. Początkowo państwo musiało przede wszystkim zadbać o wewnętrzną konsolidację, stąd USA trzymały się z dala od wszelkich konfliktów światowych, obawiając się porażki. Było to zgodne z doktryną zawartą w pożegnalnym przemówieniu (nb. nigdy nie wygłoszonym) pierwszego prezydenta USA, Jerzego Waszyngtona, że podstawowym zadaniem Stanów Zjednoczonych jest trzymanie się z dala od konfliktów z mocarstwami europejskimi.
Doktryna izolacjonizmu w gruncie rzeczy towarzyszyła amerykańskiej myśli dyplomatycznej do wybuchu II wojny światowej. USA trzymały się z dala od konfliktów w Europie w latach 30. XX w., także wówczas, kiedy Niemcy rozpoczęły II wojnę światową - zadeklarowały wtedy neutralność. Zaangażowały się w wojnę dopiero wówczas, kiedy same zostały zaatakowane. Historycy amerykańscy uważają, że doktryna izolacjonizmu dotrwała do grudnia 1941 roku, do ataku na Pearl Harbour.
- Dr Alicja Curanović z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW uważa, że zarówno USA jak i Rosję cechują mesjanizmy, które można metaforycznie przedstawić jako miecz (USA) i tarczę (Rosja). Ich cel jest taki sam, różnią się tylko typem misji – USA akcentują krucjatę, Rosjanie – zamknięcie się w twierdzy, aby uchronić misję.
- Amerykanie w pewnym sensie są mistykami i w polityce USA ten mesjanizm jest ciągle widoczny. Uważają, iż są narodem wybranym przez Boga, że mają misję do spełnienia w świecie. Stąd też popularność w USA różnych misjonarzy, religii, sekt, które akcentują tę misję. Żaden kraj nie ma na świecie tylu aktywnych misjonarzy co USA. Amerykanie uważają, iż mają moralny obowiązek szerzyć prawdę, religię, prawa człowieka itd., choć sami mają w tym względzie wiele do zrobienia w swoim kraju, do czego rząd amerykański rzadko się przyznaje.
Ekspansja Stanów Zjednoczonych miała różne etapy, ale dopiero II wojna światowa pozwoliła USA zająć pierwsze miejsce w świecie i zdobyć pozycję mocarstwa globalnego o globalnych interesach. Stąd też późniejszy konflikt ze ZSRR, Wschód-Zachód, stworzenie NATO, doktryna globalizmu, powstrzymania komunizmu, itd. - wszystko to służyło umacnianiu pozycji USA. Nigdy wcześniej kraj ten nie zajmował tak dominującej pozycji w świecie jak w pierwszym dziesięcioleciu po II wojnie światowej.
Ale kraje Europy Zachodniej nie stały w miejscu, odbudowały się i dystans między Europą Zachodnią a USA zmniejszał się, podobnie z Chinami. I dzisiaj mamy taką sytuację, że Stany Zjednoczone są bogatsze i silniejsze niż kiedykolwiek przedtem, ale ich pozycja w międzynarodowym układzie sił jest słabsza niż 20 - 30 lat temu. To jest zjawisko relatywnego słabnięcia pozycji amerykańskiej w świecie, bo inni zmniejszyli dystans do USA rozwijając się szybciej.
Prezydent Trump zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że dzisiaj możliwości ekspansji amerykańskiej są ograniczone i nie do utrzymania jest ta pozycja, którą USA zajmowały przez ostatnie kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej. Stąd ta zapowiedź lekkiego wycofywania się USA z pozycji światowych.
- A czy wskutek tego zmienia się doktryna USA znów na izolacjonizm?
- Hasłem wyborczym i politycznym prezydenta Trumpa jest America first! Ale to można rozumieć dwojako. Albo jako zajęcie się przede wszystkim sprawami wewnętrznymi, albo jako próbę odzyskania pozycji globalnych USA. Jednak prezydent Trump jest człowiekiem wyjątkowo nieprzewidywalnym, więc tę jego doktrynę America first! można rozumieć różnie, tak jak on różnie ją interpretuje w swoich wypowiedziach.
- Czy w zglobalizowanym świecie, gdzie rządzą silne ponadnarodowe koncerny, doktryny polityczne państw – często słabszych niż one - mają jeszcze znaczenie?
- Tak, gdyż te koncerny oczekują, iż właśnie państwa będą je wspierać. I tak się dzieje. Jeżeli interesy jakiegoś amerykańskiego koncernu gdzieś na świecie są zagrożone, to Amerykanie nie mają żadnych zahamowań, żeby wysłać tam interwencyjny korpus w celu przywrócenia pozycji koncernu. I to zjawisko będzie trwało.
Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 515
Większość ludności na świecie doskonale rozumie, że BRICS rozwija się na plus, w 2024 roku wręcz na piątkę plus, wszak tylu doszło nowych członków. Za to wśród mniejszości nierzadko ujawnia się syndrom schizofrenii poznawczej polegającej na rozdziale poszczególnych państw od ich uczestnictwa w grupie. Jakby tylko jako atomy „były sobą”, czyli niezachwianie egoistycznymi aktorami walczącymi o przetrwanie na geopolitycznej szachownicy (1). Rozłączność, która zresztą w mgnieniu oka znika przy analizie organizacji zarządzanych przez oś anglosaskiego Heartlandu (Kees Van der Pijl).
Twórca akronimu BRIC, Jim O'Neill (były analityk Goldman Sachs, mylony czasem jak twórca realnej grupy), przed szczytem w 2023 roku w RPA stwierdził, że członkowie BRICS „nigdy niczego nie osiągnęli od czasu, gdy po raz pierwszy zaczęli się spotykać" i że poza „potężną symboliką" nie ma pewności, co w ogóle mają nadzieję osiągnąć (2). Ot i liberalna iluzja własnej wyjątkowości w najlepszym wydaniu, ale nie ma się co dziwić, przecież „wybitnie amerykański światopogląd został zuniwersalizowany przez ruch, dla którego uniwersalizm jest grzechem śmiertelnym” (3).
Tymczasem BRICS plus stanowi obecnie prawie 34% światowej powierzchni lądowej, podczas gdy G7 stanowi 16%. Kraje BRICS obejmują 45,2% światowej populacji, w porównaniu do zaledwie 9,7% w G7. Łączny PKB oparty na parytecie siły nabywczej wyniesie tam 36,7% w 2024 r., w porównaniu do 29,6% dla G7. Dane dotyczące rezerw ropy naftowej pokazują, że kraje BRICS posiadają obecnie 45,8% globalnych wolumenów, podczas gdy G7 posiada tylko 3,7%.
Tak więc pod wieloma względami ilościowymi BRICS przewyższa G7 (4), chociaż trzeba podkreślić, że to tylko jądro Zachodu. Faktem jest także, że Nowy Bank Rozwoju w całej swojej historii zatwierdził projekty warte zaledwie 33 miliardy dolarów; około dwie trzecie było zresztą w amerykańskiej walucie. Dla porównania Bank Światowy zobowiązał się do zainwestowania 128 miliardów dolarów w samym 2023 roku. Co więcej, nie sprzeciwiono się nawet zachodnim sankcjom wobec Rosji, wstrzymując nowe transakcje z Moskwą. Ale przecież nie od razu Kraków zbudowano!
BRICS plus określam jako międzycywilizacyjne stowarzyszenie państw dla „nowej ery”. Dlatego pochylmy się nad rozwijaną wizją przyszłości, gdyż nawet realista Edward Carr, wskazywał, że „utopia i rzeczywistość są dwiema stronami nauki o polityce. Tylko tam, gdzie istnieją razem, można mówić o zdrowej myśli politycznej i zdrowym życiu politycznym” (5).
Utopia „nowej ery” stosunków międzynarodowych
Istotę „starej ery” trafnie opisał prezydent Brazylii Lula da Silva, dokonując krytyki Agendy 2030 ONZ (na rzecz zrównoważonego rozwoju), gdy podkreślił, że promowana przez Zachód walka o ograniczenie zmian klimatycznych jest z gruntu niesprawiedliwa. Wiele krajów rozwijających jest dotkniętych głodem, ubóstwem i innymi plagami życia, a faktycznie to „ci, którzy przewodzili rewolucji przemysłowej i niczym drapieżcy praktykowali kolonialną grabież surowców w celu ich sprzedaży na rynku światowym, ponoszą główną odpowiedzialność za kryzys” (6).
„Nowa era” stosunków międzynarodowych ma swoje korzenie w chińskiej narracji o rozwoju wewnętrznym, a później również wymiarze międzynarodowym. Osiągając bezprecedensowy rozwój społeczny i status globalnego mocarstwa, zdecydowano o budowie nowego ładu międzynarodowego i alternatywnego centrum globalizacji. Stąd to chińska „wizja wspólnego losu ludzkości” sprzyja podstawowej filozofii BRICS, która oznacza: wzajemne uwzględnianie interesów, demokratyzację, czyli upodmiotowienie w stosunkach międzynarodowych, poszanowanie suwerenności narodów i ich prawa do określania własnych trajektorii rozwoju zgodnie z afrykańskim przysłowiem: „jeśli chcesz iść szybko, idź sam, a jeśli chcesz iść daleko, idź razem z innymi”.
Chiński przywódca, Xi Jinping wspomniał również o normie zaczerpniętej z filozofii ubuntu: „Jestem, ponieważ jesteśmy”, która pochodzi z afrykańskiego dialektu Nguni Bantu i oznacza humanizm (człowieczeństwo), w którym jednostka i społeczność stanowią uzupełniającą się jedność (7). BRICS nie gra więc w tej samej lidze znaczeń co G-7 czy G-20, o czym świadczą liczne wydarzenia.
W czerwcu w Kazaniu odbyły się pierwsze Igrzyska BRICS, gromadząc sportowców z 82 krajów, którzy rywalizowali o 387 medali, w tym z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, USA, Japonii i Izraela, z udziałem Palestyny. Tym samym zapoczątkowano alternatywę dla Igrzysk Olimpijskich, które Zachód postrzega jako narzędzie sprawowania hegemonii kulturowo-politycznej.
W bieżącym roku odbył się również Szczyt Mody BRICS+, którego głównymi tematami były „decentralizacja i demokratyzacja”. Przedstawiciele 60 krajów zebrali się, aby omówić transformację branży modowej. Wzięło w nim udział ponad 130 marek w tym z Nigerii, Tunezji, Argentyny i wielu innych. W sferze kultury należy także odnotować już ósmy Festiwal Filmowy BRICS będący popularnym wydarzeniem wśród miłośników kina działając jako ważna platforma promująca dialog międzykulturowy. Nie do przecenienia jest dalszy rozwój Sieci Uniwersytetów BRICS, tym bardziej, że rozpoczęto pracę nad tworzeniem własnych rankingów uczelni, alternatywy wobec zachodnich mierników jakości i wpływu.
W sferze geoekonomicznej niewątpliwe ważną inicjatywą stał się projekt utworzenia giełdy zbożowej. Na kraje BRICS przypada obecnie około 30% wszystkich gruntów ornych na świecie. Razem produkują około 40% światowych upraw zbóż, 50% światowych ryb, 50% światowych produktów mlecznych. Dlatego też BRICS może stać się kluczową platformą dla globalnego bezpieczeństwa żywnościowego.
Kolejny wymiar współpracy wyraża irańska idea utworzenia sieci informacyjnej BRICS. Pogłębienie relacji między mediami krajowymi i stworzenie wspólnych ram informacyjnych ma służyć dyplomacji cyfrowej. Kwestia nader paląca nie tylko ze względu na dotychczasowe przewagi Zachodu w rywalizacji informacyjno-psychologicznej, ale postępujące próby cenzury i zastraszania „wrogów wolności”, czego najnowszym przypadkiem jest aresztowania twórcy niezależnego portalu Telegram, Pawła Durova we Francji. Znamienne, że John Shipton, ojciec Juliana Assange'a, otrzymał podczas Tygodnia Cyfrowego w Kazaniu nagrodę od stowarzyszenia dziennikarzy BRICS. Wobec zmediatyzowanej rzeczywistości jakość przyszłej współpracy informacyjnej wzrasta.
Warto się również pochylić nad wrześniowym spotkaniem przedstawicieli ds. bezpieczeństwa BRICS. Skład delegacji sugeruje, które państwa mogą zostać wkrótce nowymi członkami, a byli tam przedstawiciele m.in. Indonezji, Turcji, Kazachstanu, Serbii, Tajlandii, Białorusi, Wietnamu, Wenezueli, Uzbekistanu, Nikaragui, Kuby, Azerbejdżanu, Bahrajnu, Bangladeszu, Sri Lanki, Mauretanii i Laosu. Sekretarz generalny irańskiej Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego (SNSC) Ali Akbar Ahmadian zaproponował stworzenie „specjalnej struktury bezpieczeństwa dla BRICS pod nazwą „Komisji Bezpieczeństwa BRICS", która może pomóc w stworzeniu nowej struktury bezpieczeństwa światowego (8).
Wielowymiarowość BRICS potwierdza szereg dokumentów, które pojawiły się dotąd podczas prezydencji Rosji w 2024: Wspólne oświadczenie wiceministrów spraw zagranicznych BRICS i specjalnych wysłanników ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej; Wspólne oświadczenie ministrów spraw zagranicznych i stosunków międzynarodowych BRICS; Deklaracja spotkania ministrów edukacji BRICS; Dokument ze spotkania szefów prokuratur państw BRICS; Wspólne oświadczenie Ministrów Sportu; Wspólna deklaracja z 14. posiedzenia ministrów rolnictwa państw BRICS; Wspólna deklaracja z 10. forum parlamentarnego BRICS; Wspólne oświadczenie z pierwszego posiedzenia szefów służb geologicznych BRICS; Stanowisko grupy roboczej BRICS ds. zwalczania terroryzmu; Deklaracja szczytu młodzieży BRICS; Deklaracja Najwyższych Organów Kontroli BRICS z Ufy; Wspólny komunikat z 14. Spotkania Ministrów Handlu Państw BRICS (9).
Wzmocnienie strategicznego partnerstwa w ramach trzech filarów współpracy BRICS - polityki i bezpieczeństwa, gospodarki i finansów, wymiany kulturalnej i międzyludzkiej przekonuje, że to międzycywilizacyjne stowarzyszenie państw dla „nowej ery” realizuje strategię wykraczającą poza zachodnie mantry o reformie istniejących instytucji globalnego zarządzania gospodarką. Jak się wydaje wezwania do kompleksowej reformy MFW, Banku Światowego i Organizacji Narodów Zjednoczonych, które mają wspierać uzasadnione aspiracje krajów Globalnego Południa ma zasadniczo jeden cel: uzasadnienie, że wymienione organizacje stają się ahistoryczne.
O tym, że BRICS ma potencjał, aby wypierać ONZ mówił ambasador Indii w Chinach, Pradeep Kumar Rawat, a także wpływowy rosyjski badacz Siergiej Karaganow. Podczas przemówienia na sesji plenarnej 10. Forum Parlamentarnego BRICS w Petersburgu rosyjski prezydent zasugerował, że przyszła struktura grupy będzie uzupełniona o własną organizację parlamentarną (10), bez państw wyróżnionych prawem weta.
Państwa BRICS w budowie świata wielobiegunowego utrzymują neutralne stanowisko wobec wojny Rosji z Ukrainą, odrzucając zachodnie próby izolowania Moskwy na arenie międzynarodowej. Odmiennie interpretują jednak działania Izraela w strefie Gazy, tak jednoznacznie wspieranego przez mocarstwa zachodnie. Ministrowie spraw zagranicznych BRICS uznali, „środki tymczasowe Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w postępowaniu sądowym wszczętym przez RPA przeciwko Izraelowi (…) wyrazili poważne zaniepokojenie ciągłym rażącym lekceważeniem przez Izrael prawa międzynarodowego, Karty Narodów Zjednoczonych, rezolucji ONZ i nakazów Trybunału” (11).
Fakt, że na czele batalii przeciwko praktykom izraelskim wobec okupowanych Palestyńczyków stanęło państwo BRICS jest wymownym potwierdzeniem różnicy pomiędzy Starą i Nową Erą. Nie przypadkowo Nkosi Zwelivelile Mandela, wnuk Nelsona Mandeli, przypominając poparcie Chin i Rosji dla walki z apartheidem wspieranym przez Margaret Thatcher i Ronalda Reagana, wskazał, że dążenie BRICS do obalenia jednobiegunowej hegemonii przypomina antyimperialistyczne i narodowowyzwoleńcze walki XX wieku. Podkreślił, że RPA ponownie odgrywa tu kluczową rolę (12).
Na uwagę zasługuje także zwiększona aktywność Chin, czego przejawem jest „Deklaracja Pekińska” będąca owocem konsolidacji stanowisk kilkunastu organizacji, na czele z Hamasem, walczących o wolność Palestyny,. Z kolei prezydent Autonomii Palestyńskiej (PA) Mahmud Abbas podczas wizyty w Moskwie nie tylko otrzymał poparcie dla pełnego członkostwa Palestyny w Organizacji Narodów Zjednoczonych i rozwiązania dwupaństwowego, ale przede wszystkim perspektywę przystąpienia do BRICS.
Oczekując na szczytowe „kazanie” podczas szczytu w Kazaniu
Jak dotąd, 36 zagranicznych przywódców zostało zaproszonych na XV szczyt w Kazaniu, który odbędzie się w dniach 22-24 października, a 18 z nich już przyjęło zaproszenie. W 2024 roku nie przewiduje się rozszerzenia podstawowego składu BRICS plus, za to pojawią się nowe formuły partycypacji w formie „outreach” i krajów partnerskich dotyczące 34 państw.
BRICS plus jako alternatywa dla hegemonii Zachodu jest żywym przykładem trafności prognoz Wallersteina, który twierdził, że walka „między uniwersalizmem europejskim a uniwersalizmem jest centralną walką ideologiczną współczesnego świata (…) a jej wynik ma fundamentalny wpływ na strukturę nadchodzącego systemu-świata, który ukształtuje się za 25 do 50 lat. Opowiedzenie się po którejś ze stron jest nieuniknione” (13). Dlatego jednym z ważniejszych wydarzeń przed tegorocznym szczytem jest ogłoszenie zamiaru przystąpienia do grupy BRICS przez Turcję, wszak ważnego członka NATO. Ankara dąży także do statusu partnerstwa w dialogu ze Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) oraz Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Co ciekawe, turecki prezydent Receip Erdogan oddał dobrze sens nowego paradygmatu stosunków międzynarodowych: „nie musimy wybierać między UE a SOW, jak twierdzą niektórzy. Wręcz przeciwnie, musimy rozwijać nasze stosunki z tymi i innymi organizacjami na zasadzie win-win” (14).
Ten nowy kod geostrategiczny natrafił błyskawicznie na opór starego. „Turcja ma prawo decydować o swoich sojuszach, ale jako państwo-kandydat do UE podlega ograniczeniom” - stwierdził rzecznik Komisji Europejskiej Peter Stano, albowiem „BRICS i UE to zupełnie różne organizacje zarówno pod względem celów i struktury, jak też zasad organizacyjnych" (15). W swoisty sposób potwierdził te słowa turecki minister spraw zagranicznych Hakan Fidan precyzując, że „różnica i piękno BRICS w porównaniu z UE polega na tym, że obejmuje on wszystkie cywilizacje i rasy. Jeśli stanie się nieco bardziej instytucjonalny, przyniesie poważne korzyści”. Tak więc inkluzywność przeciwko eksluzywności to prawdziwa miara ich jakościowej różnicy. W kolejce do członkostwa w BRICS stanął szybko sojusznik Ankary, czyli Azerbejdżan.
Pomimo niepewności co do pełnej akceptacji członkostwa przez Arabię Saudyjską, to decyzja Rijadu ze stycznia 2023 roku o gotowości sprzedaży ropy nie tylko w dolarach, ukazała faktyczny zwrot geostrategiczny tego państwa. Już w listopadzie Królestwo zawarło wtedy umowę wymiany walut z Chinami, co jest wyraźną zapowiedzią upadku petrodolara - jakby nie było - podstawy amerykańskiej hegemonii od pół wieku. To uzbrojony dolar jako instrument „starej ery” wisi nad wieloma krajami rozwijającymi się niczym miecz Damoklesa, stąd nawet jeśli tak wielu różni tak wiele, to właśnie BRICS plus oferuje im drogę ucieczki od zagrożenia egzystencjalnego (16), czyli destrukcji bronią geokonomiczną.
Widać jak na dłoni, że jeśli dążenia krajów BRICS do dobrobytu służą jako „siła przyciągająca" inne rynki wschodzące i kraje rozwijające się, to upór kilku krajów rozwiniętych jest właśnie „siłą popychającą” Globalne Południe do stopniowego dostosowywania się. Tym bardziej, że szybkim krokiem zbliża się stworzenie nowego mechanizmu rozliczeniowego tzw. BRICS Blockchain Payment System, niezależnego od SWIFT i Stanów Zjednoczonych.
W tych warunkach geopolitycznych oś anglosaskiego Heartlandu staje się nader świadoma zagrożenia dla własnej dominacji. Nie bezzasadnie twierdzi się, że eurazjatycki blok Iran-Chiny-Rosja staje się dla niej bardziej niebezpieczny od nazistów (17). O tym, że sytuacja jest nadzwyczajna, świadczy wezwanie do pełnej mobilizacji, które było funkcją opublikowanego po raz pierwszy w historii („starej ery!”) wspólnego artykułu dyrektora MI6, Richarda Moore oraz dyrektora CIA, Williama Burnsa.(18)
Donald Trump, tak oczekiwany na kolejną kadencję prezydenta USA, podkreślił, że dolar jest „pod poważną presją”, grożąc nałożeniem 100% ceł na kraje, które prowadzą interesy w innej walucie. Cła zamiast sankcji – tak rysuje się właściwa różnica w stosowaniu przemocy geoekonomicznej prze dwie, dominujące partie amerykańskie.
A co z Polską?
Polska jest trwałym i niezastąpionym elementem osi anglosaskiego Heartlandu i trudno oczekiwać tu wielkich zmian. Czy światełkiem w tunelu „pociągu do BRICS plus” stanie się Strategiczne Partnerstwo Indii z Polską zawarte w czasie (pierwszej od 45 lat!) wizyty premiera Modiego w Warszawie? (19) Owszem podkreślono współpracę państw już w świecie wielobiegunowym (pkt. 9) oraz uznanie porządku opartego na zasadach (pkt. 10), opartych jednak o kartę ONZ, a nie wolę hegemona.
„Zaangażowanie na rzecz budowy wolnego, otwartego i opartego na zasadach regionu Indo-Pacyfiku” (pkt. 14) to już jednak czytelny znak zaangażowania obu państw w proces powstrzymywania Chin. Z pewnością jednak nie Rosji, gdyż bez geoekonomicznego, a w istocie geostrategicznego wsparcia udzielanego jej przez Delhi łączące je marzenia o świecie wielobiegunowym nie miałyby szans na realizację (20). Pozostaje wierzyć, że do Polski przybył choć podmuch wiatru „nowej ery” gdyż pokojowa inicjatywa Indii, po chińskiej i węgierskiej, dąży realnie do zakończenia wojny na Ukrainie i powstrzymania rozlewu słowiańskiej krwi, która tak cieszy amerykańskiego senatora, Lindseya Grahama i amerykański przemysł zbrojeniowy. Ciekawe, czy polski premier otrzymał hinduską lekcję na temat kodów geostrategicznych przyszłości, a przede wszystkim czy zda z niej później egzamin.
***
Podkreślanie „nowej ery” stosunków międzynarodowych jako strategicznego celu pozwala o wiele łatwiej jest zrozumieć dlaczego BRICS nie buduje swojej struktury na czymś, co istnieje w funkcjonujących dotąd organizacjach międzynarodowych, ale uważnie zwraca uwagę na to, co byłoby odpowiednie w danym momencie trwającego długiego marszu.
Podobnie do synergii UE i NATO, BRICS uzupełnia już coraz wyraźniej Szanghajska Organizacja Współpracy. W jej sformalizowanych ramach na szczycie w Kazachstanie zaproponowano utworzenie nowego euroazjatyckiego systemu bezpieczeństwa opartego o zasadę niepodzielności. Ma być ono otwarte dla „wszystkich krajów euroazjatyckich, które chcą w nim uczestniczyć”, a nawet „krajów europejskich i NATO”, chociaż „stopniowe wycofywanie obecności wojskowej zewnętrznych mocarstw w regionie euroazjatyckim” (21) odnosi się zapewne do nich.
Podczas szczytu przyjęto jako pełnoprawnego członka Białoruś oraz zapowiedziano rozpoczęcie rozmów chińsko –indyjskich w celu rozwiązania kwestii wzdłuż ich granic. Przykład pogodzenia Arabii Saudyjskiej i Iranu napawa optymizmem. Jednocześnie odrzucenie zaproszenia do BRICS przez Argentynę oraz rozgorzały na nowo konflikt Armenii i Azerbejdżanu, który to pierwsze państwo oddalił a drugie zbliżył do grupy potwierdzają, że intensywności rywalizacji nie maleje.
Także sierpniowy spór nowych członków, Etiopii i Egiptu dotyczący Somali i Somaliland potwierdza, że BRICS plus nie jest magiczną różdżką na wszystkie sprzeczności trapiące państwa Globalnego Południa. Szczyt w Kazaniu ma jednak wprowadzić grupę na jakościowo nowy poziom integracji i rozwoju wielowymiarowych relacji. Zmierzamy do nowej ery stosunków międzynarodowych.
Gracjan Cimek
Autor jest politologiem, profesorem Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni AMW
Przypisy
(1) Por. P. Plebaniak, Prawidła geopolitycznej gry o przetrwanie, Kraków 2023.
(2) Brics creator slams ‘ridiculous’ idea for common currency, 15.08.2023, https://www.ft.com/content/d8347bd0-cc4f-4c3b-9225-0ccd272330a6
(3) T. Eagleton, Po co nam kultura, Warszawa 2012, s. 65.
(4) Zob. L. Cochrane, E. Zaidan, Shifting global dynamics: an empirical analysis of BRICS + expansion and its economic, trade, and military implications in the context of the G7, „ Cogent Social Sciences”, 10(1). https://doi.org/10.1080/23311886.2024.2333422
(5) E. H. Carr, Kryzys dwudziestolecia 1919–1939. Wprowadzenie do badań nad stosunkami międzynarodowymi, Kraków 2021, s. 24.
(6) Rich nations must pay for historic environmental damage, says Brazil's Lula, https://www.reuters.com/sustainability/rich-nations-must-pay-historic-environmental-damage-says-brazils-lula-2023-06-22/
(7) The BRICS Way Jointly Building a Better World . „News form China. China-Inida Review”., July-September 2023, s. 9 http://in.china-embassy.gov.cn/eng/xwfw/zgxw/202309/P020230926733898082523.pdf
(8) Iran’s security chief: BRICS could help create new world security structure, https://www.presstv.ir/Detail/2024/09/11/733086/BRICS-could-help-create-new-security-structure-to-ensure-world%E2%80%99s-security,-future--Iran%E2%80%99s-security-chief
(9) Zob. https://brics-russia2024.ru/en/docs/
(11) Joint Statement of the BRICS Ministers of Foreign Affairs/International Relations, Nizhny Novgorod, Russian Federation 10 June 2024.
(12) BRICS Bloc Has Taken Up the Mantle of 20th Century’s Anti-Imperialist Struggle: Mandela’s Grandson, 5.09.2024 https://southafricatoday.net/world-news/brics-bloc-has-taken-up-the-mantle-of-20th-centurys-anti-imperialist-struggle-mandelas-grandson/
(13) I.Wallerstein, Europejski uniwersalizm. Retoryka władzy, Warszawa 2007, s. 13.
(14) Turkiye requests BRICS membership: Report, 2.09.2024, https://thecradle.co/articles/turkiye-requests-brics-membership-report?fbclid=IwY2xjawFLtYpleHRuA2FlbQIxMAABHa3shYHPQpyt1CC-oxMdtfDwnBJ2-pMIwWUIFJoTfLbTHC2_W-g4h5juaw_aem_0BGUPk9V_QNCHiDABrQ_ew,
(15) Turcja chce do BRICS. Bruksela komentuje
https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/turcja-chce-do-brics-bruksela-komentuje/8d2wndq?fbclid=IwY2xjawFLoxlleHRuA2FlbQIxMAABHUH0HUyEmSV7zojabAj7Lk3yobnYPAzN-zxN49JMCQoMfwxR0BH4Sr-D6Q_aem_d1kmcrLSz1I-UKNLnnRDYA
(16) A. Lo, My Take: Why so many nations suddenly want to become part of Brics, https://www.scmp.com/comment/opinion/article/3232465/why-so-many-nations-suddenly-want-become-part-brics
(17) Ex-army chief issues WW3 warning and brands 'new axis powers' more dangerous than the Nazis, 9.07.24 https://news.sky.com/story/ex-army-chief-issues-ww3-warning-and-brands-new-axis-powers-more-dangerous-than-the-nazis 13175523?fbclid=IwY2xjawFLuGpleHRuA2FlbQIxMAABHa3shYHPQpyt1CC-oxMdtfDwnBJ2-pMIwWUIFJoTfLbTHC2_W-g4h5juaw_aem_0BGUPk9V_QNCHiDABrQ_ew
(19) Wspólne oświadczenie Polski i Indii „Ustanowienie partnerstwa strategicznego”, Warszawa, 22 sierpnia 2024 r.
(20) https://kresy.pl/wydarzenia/financial-times-rosja-zbudowala-tajny-kanal-handlowy-z-indiami/#google_vignette
(21) Shanghai Cooperation Organization takes another giant step, 9.07.24, https://asiatimes.com/2024/07/shanghai-cooperation-organization-takes-another-giant-step/