Historia el.
- Autor: Magdalena Barbaruk
- Odsłon: 26582
Historia Hiszpanii jest „straszliwym przykładem samobójstwa narodu, przykładem, nad którym inne narody długo myśleć powinny" pisał Alfred Fouillée w „Szkicu psychologicznym narodów europejskich". /.../
Historia Hiszpanii ma w sobie coś z dobrze znanego dziejopisom i historiozofom polskiej przeszłości nieumiarkowania: sukcesy wydają się zbyt wielkie, a kryzysy permanentne, długotrwałe, nie mające końca. W opisach przeszłości słabo obecne są kategorie związane z postępem, powolnym lecz systematycznym wzrostem miast czy cywilizowaniem instytucji, obyczajów /.../
Skupione na „krańcowości" narracje o przeszłych wydarzeniach, jak i tożsamości hiszpańskiej czynią z Hiszpanii wdzięczny materiał do refleksji o naturze kryzysów i istocie „kryzysowości". Są też interesującym materiałem dla badań nad związkami kryzysu i procesów globalizacji, jako że państwo to było głównym aktorem co najmniej jednego z najważniejszych wydarzeń w nowożytnej historii Europy i świata - podboju Ameryki - a fakt ten bywał często podawany za przyczynę ekonomicznego upadku Hiszpanii.
Zofia Szmydtowa w eseju „Z wieku Cervantesa" pytała: „Jak to się stało, że już z końcem wieku XVI zaczęły podnosić się głosy, później coraz częstsze, że wszystkie dziedziny życia kraju zagrożone są ciężkim kryzysem. Rok 1492, uznany zrazu powszechnie za początek wielkości i tryumfu Hiszpanii zaczęto uważać za datę w jej dziejach fatalną". /.../ Co równie ważne: tylko takiej rangi wydarzenie jak odkrycie Nowego Świata, wyprawy krzyżowe czy rekonkwista zdaniem José Ortegi y Gasseta nadawało temu krajowi „bez kośćca" spójność, jedność, siłę.
Myśl madryckiego filozofa rozwija Michel del Castillo w „Hiszpańskich czarach" następująco: „temu krajowi nie udaje się nic przeciętnego. Potrzebuje on wielkich planów do realizowania. Jeżeli Hiszpanie nie dokonują podboju Ameryki, stają się niczym i Hiszpania rozpada się". Historia Hiszpanii składa się zatem z momentów załamania, nieciągłości, które sprawiają, że jest niezrozumiała dla zewnętrznych obserwatorów.
Optyka „wszystko albo nic" znajduje też odzwierciedlenie w hiszpańskiej historiografii. Wokół mitu kryzysu uformowało się rozumienie hiszpańskiego XVII wieku przypadającego na panowanie Habsburgów - Filipa III i Filipa IV (oraz częściowo Karola II). Znamienny tytuł „Kryzys XVII stulecia" nosi większość rozdziałów podręczników poświęconych dziejom Hiszpanii tego okresu, a autor jednego z nich, Antonio Domínguez Ortiz, wskazując na popularność „kryzysowej" perspektywy oglądu dziejów zwraca uwagę na szczególnie ciekawy globalny aspekt problemu: „Polemika wokół kryzysu XVII w. trwa już od ponad 20 lat i choć daleko jeszcze od jej rozstrzygnięcia, nastąpiło wyraźne zbliżenie stanowisk.
Zainteresowanie samym zjawiskiem bierze się z faktu, iż nie dotknęło ono jednego tylko państwa, lecz miało zasięg ogólnoeuropejski, może nawet światowy, a jego przyczyny wciąż pozostają dla nas nie do końca jasne. Owo nieszczęsne stulecie weszło klinem miedzy dwa wieki wyraźnego postępu, co kłóci się z powszechnym przekonaniem o nieprzerwanym rozwoju świata zachodniego. Nieporozumienia biorą się w dużej mierze z pojmowania kryzysu w kategoriach abstrakcyjnych, gdy tymczasem należałoby spojrzeć na Europę jak na szereg rozwijających się niezależnie terytoriów; Europa inaczej wyglądała u progu wieku i u jego schyłku.
Odmiennie kształtowała się koniunktura w Anglii niż w Hiszpanii, znaczne różnice występowały nawet w obrębie poszczególnych państw. Wreszcie warto pamiętać, iż choć wszystkie procesy historyczne są ze sobą w jakimś stopniu powiązane, nie zawsze biegną tym samym rytmem: jakiś kraj może przechodzić głęboki kryzys gospodarczy czy demograficzny, ale jednocześnie znajdować się u szczytu rozwoju kulturalnego i naukowego. Tak właśnie działo się w XVII- wiecznej Europie, w której ludzkie krzywdy i narodowe klęski współistniały ze wspaniałymi osiągnięciami kultury. Te jaskrawe kontrasty dotyczyły również Hiszpanii".
Upadek gospodarki, ale wzlot kultury
Istnieją dwa obiegowe poglądy dotyczące źródeł i funkcji kryzysu w siedemnastowiecznej Hiszpanii, które łączą się z problematyką globalizacji w odmienny sposób. Pierwszy pogląd ująć można następująco: bogactwo może w pewnych okolicznościach ekonomiczno - kulturowych być źródłem kryzysu, upadku, nędzy zarówno wielkich organizmów państwowych, jak i pojedynczych jednostek. Drugie zaś podejście opisuje współwystępowanie kryzysu ekonomicznego, politycznego, państwowego i rozkwitu w dziedzinach kultury: sztuki, literatury, filozofii.
Dobrym przykładem narodzin arcydzieła pomimo upadku państwa jest powieść Miguela de Cervantesa „Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy" i dorobek twórczy hiszpańskiego Złotego Wieku./.../ Rożnie datowany Złoty Wiek kultury, liczący w zależności od szacunków historyków od lat ok. 50 lat do ok.150 przypada na wiek XVI a kończy się w połowie wieku XVII, kiedy zaczyna towarzyszyć kryzysowi w innych dziedzinach życia kraju.
By uświadomić sobie, jaką potęgą artystyczną była Hiszpania doby Siglo de Oro wystarczy przywołać dobrze znane sylwetki mistyków, ascetów, poetów: św. Teresy z Avila, św. Jana od Krzyża, Fray Luisa de Granada czy piszących na potrzeby teatru jak Lope de Vega, Tirso de Molina, Calderón de la Barca. Hispanista i historyk sztuki, Leszek Biały podaje, że w ciągu XVII wieku wystawiono 10 tysięcy sztuk (komedii i tragedii) i około tysiąca autos sacramentales, miarą ówczesnej teatromanii może być więc to, że premiery odbywały się co 3-4 dni. W dziedzinie sztuk plastycznych także mamy największych: Diego de Velázqueza, El Greco, Francisco de Zurbarána, José de Riberę, Bartolomé Murillo.
Rozkwit artystyczny pogrążającej się w upadku Hiszpanii prowadzi Carlosa Fuentesa do nakreślenia następującej wizji ogólnych prawideł kultury hiszpańskiej: „Skuteczność polityki i gospodarki Hiszpanii (...) była niewielka, wkład naukowy i techniczny tego kraju - względny, lecz jego talenty w dziedzinie sztuki - ogromne. Nie wiem, czy można przyjąć jako absolutną regułę fakt, że największe dzieła hiszpańskiego geniusza przypadają na okresy kryzysu i dekadencji hiszpańskiego społeczeństwa (...). Złoty Wiek rozkwita (...) w miarę jak więdnie siła Hiszpanii. Velázquez jest malarzem podupadającego dworu Filipa IV, a Goya tworzy za czasów ślepych i sprzedajnych Burbonów, Karola IV i Ferdynanda VII, którym Bonaparte wyrwał korony, a kolonie - zbuntowani Kreole"./.../
Upadek supermocarstwa
Jakie zjawiska ukrywają się pod hasłem „kryzys XVII wieku"? Już w 1600 roku M. G. de Cellorigo twierdził, iż: „Wydaje się, że chciano zrobić z tego państwa państwo ludzi zaczarowanych, żyjących poza naturalnym porządkiem rzeczy". Ten bystry obserwator Hiszpanii krytykował w istocie pozorność bogactwa Hiszpanii opartego na papierach wartościowych, a nie na produkcji.
A przecież jeszcze w XVI wieku żaden kraj nie mógł się równać z ekonomiczno -polityczną potęgą Hiszpanii, Karol V bliski był utworzenia monarchii światowej, a tysiące ton srebra i złota płynęło do portu w Sewilli. Jak podaje Tadeusz Miłkowski, „Po odkryciu wielkich pokładów srebra w Potosí (Peru, 1545) i Zacatecas (Meksyk, 1546), kruszec ten dominował w lukach hiszpańskich galeonów. Przyjmuje się, że Srebrna Góra w Potosí dawała w drugiej połowie XVI w. połowę światowej produkcji srebra. Oznaczało to dla Hiszpanii, że może finansować swoje europejskie wojny, a dla Indian peruwiańskich - straty ludzkie porównywalne z epidemiami".
Leszek Biały z kolei pisze, że ilość srebra w obiegu europejskim zwiększyła się w latach 1531-1660 o 300 %, a złota o 20%. W czasie największej świetności Karol V, król hiszpański i cesarz rzymski narodu niemieckiego, władał także Niderlandami, połową terytorium Włoch, północną Afryką, Nowym Światem, a o Morzu Śródziemnym mawiano „nasze morze". „Ten niezwykły upadek supermocarstwa (...) zostanie przyrównany później przez Monteskiusza do dekadencji cesarstwa rzymskiego" - przypomina Biały.
Co tak szybko doprowadziło kraj, „w którym słońce nie zachodzi" do bankructwa?
We współczesnym dyskursie historycznym dotyczącym hiszpańskiego kryzysu XVII wieku podaje się następujące jego przyczyny (i przejawy):
1. Kryzys demograficzny
- wyludnienie kraju na skutek epidemii dżumy i ospy, głodu związanego z upadkiem rolnictwa, emigracji ludności do Ameryki oraz wygnania morysków. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że poziom zaludnienia Hiszpanii z końca XVI w. (ok. 8 mln) został powtórnie osiągnięty dopiero w połowie XVIII wieku
2. Kryzys gospodarczy
- nieopłacalność produkcji z powodu inflacji;
- upadek najważniejszego przemysłu Hiszpanii czyli włókiennictwa (destrukcyjna rola tzw. Mesty), związany z nim upadek wielkich centrów handlu (Medina del Campo, Burgos);
- upadek przedsiębiorstw produkujących statki;
- kryzys rolnictwa (opuszczanie ziemi przez chłopów - w 1600 roku 1/3 ziem uprawianych sto lat wcześniej leży odłogiem);
- drożyzna.
Jak pisze Biały, „Stopniowo Hiszpania stawała się przedziwnym krajem, w którym nikomu nie opłacała się działalność produkcyjna. Nikomu prócz cudzoziemców".
Trzeba też pamiętać o ekonomicznych skutkach wygnania żydów w 1492 roku, które -zdaniem Domíngueza - były czysto religijne. Reyes Católicos „zdawali sobie bowiem sprawę, co tracą wraz z wychodzącymi żydami, wiedzieli, że byli to wierni poddani i cenne źródło dochodów Korony. Nie sposób dociec, ilu żydów zdecydowało się przyjąć chrzest, by uniknąć wypędzenia".
Ogólną liczbę wypędzonych żydów szacuje się na ok. 100 tysięcy, „W kategoriach ekonomicznych straty były dużo poważniejsze. Hiszpania pozbyła się ludzi wykształconych i pracowitych, spory odsetek stanowili rzemieślnicy i kupcy, a wiec przedstawiciele burżuazji, której nie było w Kastylii za wiele" (tamże).
Nie mniejsze były też skutki wygnania morysków - „Dzisiejsze oceny strat gospodarczych wygnania morysków są mniej krytyczne niż te, które pojawiły się w Hiszpanii już w 10 lat po wygnaniu - twierdzi Miłkowski. - Wówczas uważano, że exodus morysków był główną przyczyną upadku Hiszpanii. Obecnie historycy widzą w nim czynnik pogłębiający już wcześniej istniejące negatywne zjawiska w gospodarce".
3. Upadek finansów
- inflacja z powodu napływu kruszcu z Ameryki, który w Hiszpanii zjawia się na krótko, destabilizując wartość pieniądza, by zniknąć w sejfach banków niderlandzkich;
- wysychanie źródła dostawy srebra i złota (Miłkowski podaje, że „W okresie największych dostaw przypłynęły z Ameryki kruszce o wartości 13 mln dukatów (1596-1600). Potem nastąpił spadek do 2 mln za okres 1646-1650" );
- bicie miedzianych monet vellón (Miłkowski: „W połowie XVII w. największy na świecie producent złota i srebra nie dysponował złotymi i srebrnymi monetami w normalnym obiegu. Vellón w torbie o określonej wadze [nie liczono oficjalnego nominału] był używany do zakupu podstawowych produktów, np. 3 kg vellón za 5 kg sera");
- zadłużenie państwa (np. w 1623 roku państwowe pożyczki tzw. juros wynosiły 112 mln dukatów);
- brak pieniędzy na spłatę zagranicznych długów i wypłatę procentów od państwowych pożyczek;
- ogłoszenie bankructwa państwa: w 1607 r. (za Filipa III) i za Filipa IV w 1627, 1647, 1652, 1662 roku. „O nienormalności (przewlekłej chorobie) hiszpańskich finansów - zdaniem Miłkowskiego - najlepiej świadczy rozłożenie wydatków państwa za okres 1621-1640: ponad 90% dochodów pochłaniała spłata długów (i odsetek od nich) oraz koszty operacji militarnych";
- zwolnienie z płacenia podatków rzesz ludności (stąd powszechny handel tytułami szlacheckimi, gdyż „szlachectwo zwalnia z więzień za długi, zwalnia z szeregu podatków za domy, konie, muły i broń, oraz pozwala próżnować") na rzecz konfiskaty majątków różnych grup ludności, np. morysków;
- utrzymywanie się co najmniej 20% ludności z żebraniny, pomocy Kościoła, państwa lub osób prywatnych
4. Głęboki kryzys społeczny
- protesty, rozruchy, powstania ludowe, bandytyzm, rosnąca liczba włóczęgów i żebraków; kryzys dotyka wszystkich warstw społecznych, także arystokracji szlacheckiej, której majątek jest olbrzymie zadłużony, a jej dochody pochłaniają odsetki od długów
- dewaluacja tytułów szlacheckich (sprzedaż tytułów).
- mający dwojaką przyczynę kryzys miejskiej warstwy średniej: kupcy i rzemieślnicy nie mogąc konkurować z obcymi kupcami i produktami, inwestują w bezpieczniejsze źródło dochodu czyli dług państwa.
Jak roztrwonić majątek
Jako że „w bogactwach zaoceanicznych widziano źródło biedy, jakiej nie znała Hiszpania przed odkryciem Ameryki" (Szmydtowa), mocniej zaakcentować trzeba znaczenie konkwisty i napływu kruszcu z Ameryki dla hiszpańskiej kultury rozumianej jako swoiste sposoby życia ludzi.
Rola, jaką odegrały tu czynniki kulturowe wymaga podkreślenia wydaje się bowiem, że to głównie wartości stoją za roztrwonieniem amerykańskich skarbów oraz brzemiennym w skutki, nieprzezwyciężonym aż do końca wieku XIX, „kryzysem Hiszpanii".
Choć niektórzy historycy kwestionowali zasadność związku miedzy napływem złota i srebra a późniejszym upadkiem ekonomicznym Hiszpanii (inflacja), ta teza amerykańskiego historyka, Earla J. Hamiltona, jest zdaniem Miłkowskiego wciąż niepodważalna: „Przyzwyczajeni do skali współczesnej inflacji nie potrafimy zrozumieć, czym dla człowieka żyjącego w wieku XVI była średnia roczna 2% inflacja, która dała przez cały wiek 500% wzrost cen. W porównaniu z końcem średniowiecza, charakteryzującym się deflacją, była to prawdziwa cenowa rewolucja".
Hiszpania jako najdroższy kraj Europy, który nie miał własnej siły roboczej, przyciągał cudzoziemców magnesem dobrej zapłaty, co prowadziło do nieopłacalności własnego przemysłu. Do zacofania gospodarki „amerykański pieniądz" prowadził także zdaniem Miłkowskiego w inny sposób: „Produktem eksportowym Hiszpanii był pieniądz. Bity w Ameryce real de a ocho (moneta srebrna real o nominale 8) okazał się pierwszym w historii ludzkości pieniądzem międzynarodowym uznawanym na całym świecie (był m.in. podstawą wymiany handlowej miedzy azjatyckimi kupcami).
Dzięki temu, że Hiszpania mogła wszystko kupić, zaniechała zmodernizowania własnej gospodarki. Kraj przestał się rozwijać, zaczął działać mechanizm podobny do stworzonego przez polski eksport zboża, zapewniający zyski na dziś i prowadzący do zacofania w przyszłości".
Podkreślmy jeszcze raz, że to nie srebro i złoto zrujnowało Hiszpanię, lecz specyficzny splot czynników gospodarczych i kulturowych. Zgodni są co do tego chyba wszyscy autorzy, pisze o tym m. in. Tadeusz Miłkowski: „Dla gospodarki hiszpańskiej napływ kruszców z Ameryki nie miał bynajmniej wyłącznie negatywnego znaczenia. Kryzys wynikał ze złego ich wydatkowania przez państwo" czy Edmund Lewandowski: „Najbardziej szokuje lekkomyślne roztrwonienie skarbu amerykańskiego. W latach 1503-1560 przywieźli z Ameryki 185 ton złota i 16 tys. ton srebra. Na tej podstawie można przypuszczać, że państwo stało się niezwykle bogate. W rzeczywistości zaś król Hiszpanii był bankrutem".
Zastaw się a postaw się
Jeden z ówczesnych ekonomistów proponował, żeby Hiszpanie wzięli się do pracy i zmniejszyli import, ale było już za późno. Sekretarz Filipa II zanotował „Przyzwyczajenia wzięły górę, okoliczności sprawiły, że Hiszpania żyła ponad stan, bez wystarczającej produkcji własnej. Pozornie bogata we wszystkie skarby amerykańskie, ubożała bezustannie, a kiedy zdała sobie z tego sprawę, nie miała już ani środków, ani ochoty, by się podnieść". Zdaniem Lewandowskiego najpoważniejszą utratę sił przez imperium spowodowało „140 lat bezsensownych wojen" prowadzonych w imię obrony chrześcijaństwa. /.../
Na ławie oskarżonych zasiadają więc przede wszystkim „hiszpańskie" wartości. Głównie kulturowe przyczyny kryzysu wykazuje w swej książce nie stroniący od emocjonalnych, subiektywnych ocen Hiszpanii, Michel del Castillo: „Łatwo przewidzieć ekonomiczne skutki tej polityki [zastąpienia pracy i podatków konfiskatą mienia - MB]: Hiszpania pogrąży się w nędzy, z której już nigdy się nie podniesie.
Z psychologicznego punktu widzenia konsekwencje te będą jeszcze poważniejsze: wartości uznawane przez świat mieszczański, takie jak praca, powodzenie, postęp, zastąpi postawa typowa dla arystokracji: pogarda dla pracy rąk, kult wojny traktowanej jako przemysł i duma kastowa związana z tradycją nazwiska. Najbiedniejsi pogrążyli się w tym micie. Mogli nie mieć co jeść, ale z dumą mówili, że są chrześcijanami od wieków".
Nie chodziło oczywiście tylko o dumę z wyznania religijnego. Powodem do chluby było też nie utrzymywanie się z pracy własnych rąk i stoicki, by nie powiedzieć lekceważący, stosunek do bogactwa (Jerzy Borejsza przytacza wymowny przykład takiej postawy, którą opisał znany moralista hiszpański XVI w. Fray Juan de la Cerda: „Mieszkankom Sewilli podoba się raczej to, co jest rzadkie i kosztowne, aniżeli to, co naprawdę przedstawia jakąś wartość. Sukno winno pochodzić z Flandrii, zaś ambra aż z samego końca świata, by nadać miły zapach rękawiczce i skórzanemu kaftanowi. Również obuwie powinno być perfumowane i mieć odpowiedni połysk, albowiem złoto powinno w nim się odbijać, tak samo jak wstążki... Wszystko powinno być nowe, spod igły po to, by od razu po znoszeniu - zostało następnego dnia wyrzucone...").
Do pieniędzy, które można było pozyskać w sposób honorowy i zgodny ze stanem szlacheckim, można było zyskać dostęp w sposób trojaki: „Iglesias, o mar, o casa real: dochody kościelne, morze, czyli rabunek zamorski, oraz wysługi na dworze królewskim" (Borejsza). Jednak również najuboższa szlachta ironicznie sportretowana w „Don Kichocie" dzieliła z królem podobny status - zgodnie zresztą z przysłowiem „hidalgos como el Rey, dineros menos" (szlachcice jak król, jeno bez pieniędzy). Właśnie tych siedemnastowiecznych arystokratów ducha miał na myśli król Alfons XIII, kiedy mawiał, że sprawował władzę nad 21 milionami królów.
Przyczyny kryzysu Hiszpanii XVII wieku były zatem dwie - finansowa (przede wszystkim inflacja) i kulturowa (w tym wojny religijne oraz roztrwonienie bogactwa w konsumpcyjnym stylu życia). Trudno powiedzieć czy wygasły one całkowicie wraz z obwieszczeniem końca kryzysu XVII wieku.
Warto zapytać na ile świadomi byli Hiszpanie tego, że żyją w epoce kryzysu, trwał on przecież tak długo, że niektórzy mogli nie znać innej Hiszpanii. Mimo analfabetyzmu i nieporównywalnego z dzisiejszym dostępem do informacji, wydaje się, że świadomość „kryzysu XVII wieku" i reakcje na niego były dość podobne do współczesnych.
W XVII wieku o kryzysie dyskutowano równie powszechnie i gorliwie jak obecnie, gdy media i naukę ogarnęła prawdziwa kryzysowa mania. Nad hiszpańskim kryzysem również obradowało wielu ekspertów. Zdaniem Miłkowskiego, „Kontrast pomiędzy minionym dobrobytem kraju przy ciągle napływających bogactwach z Ameryki a katastrofalnym spadkiem poziomu życia jego mieszkańców był tak wyrazisty, że Hiszpanię zalała masa pism i traktatów próbujących wyjaśnić przyczyny takiego stanu rzeczy i proponujących władcom sposoby (arbitrios) wyjścia z kryzysu. Ich autorzy (arbitristas) byli urzędnikami, kupcami, duchownymi, oficerami.
Skala publicznej dyskusji o stanie państwa, gospodarce czy polityce nie miała sobie równych w ówczesnej Europie. Ulotki, pamflety, teksty satyryczne, jak i większe traktaty były wydawane w dużych nakładach (...), powszechnie je czytano i dyskutowano o nich.
Znane osobistości polityczne (...) poddawały krytyce poczynania władz, zwykli ludzie (mający łatwiejszy dostęp do króla niż my dzisiaj do przywódców politycznych) zarzucali publicznie królowi, w jego obecności, nieczynienie niczego dla ratowania kraju. Poczucie upadku Hiszpanii było tak dominujące, że sam Filip IV i Olivares uznawali to za rzecz bezsporną".
Czy kryzys skończył się jak za dotknięciem różdżki w wieku XVIII (wraz z rządami Burbonów), czy też Hiszpania nigdy się z niego nie otrząsnęła, czego dowodem była zapaść, której świadkiem było tzw. Pokolenie '98 - w tej sprawie opinie są podzielone. Historycy przychylają się do odpowiedzi pierwszej, posiłkując się konkretnymi danymi. Ich troską jest raczej ustalenie najlepszej cezury oddzielającej upadek Hiszpanii od jej ponownego wzrostu.
Magdalena Barbaruk
- Autor: Leszek Stundis
- Odsłon: 3171
Legia Cudzoziemska (La Légion étrangère) to jedna z elitarnych jednostek wojskowych, najlepiej przygotowana do wykonywania najcięższych i najbardziej niebezpiecznych zadań. Jest obecna we wszystkich zapalnych punktach na świecie, w których zagrożone są interesy Francji lub bezpieczeństwo francuskich obywateli.
Po klęsce w wojnie siedmioletniej i upokarzającym traktacie paryskim w 1763 roku, na mocy którego Francja utraciła na rzecz Wielkiej Brytanii Nową Francję (obecnie Kanadę), część Luizjany (ziemie na wschód od Missisipi), Dominikę, Grenadę i Tobago, a w Afryce m.in. wybrzeże Senegalu, rządzący tym krajem długo nie mogli pogodzić się z utratą pozycji dominującego mocarstwa w Europie.
Ludwik XVI (1754-93) był władcą słabym, zainteresowanym jedynie majsterkowaniem i licznymi romansami(?). Dopuścił do wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej, co przypłacił życiem swoim i znienawidzonej (przez lud chyba?) żony Marii Antoniny Habsburg (1755-93), zwanej Austriaczką. Po śmierci królewskiej pary, uwikłana w morderczą wojnę z koalicją antyfrancuską młoda republika nie była w stanie zadbać o kolonie.
Także Napoleon Bonaparte nie interesował się zamorskimi podbojami zajęty krwawą ekspansją na kontynencie europejskim. Jeszcze zanim włożył na skronie koronę cesarską, odsprzedał w 1803 Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej Luizjanę, obejmującą wówczas cały pas kontynentu od granicy z Kanadą aż do Zatoki Meksykańskiej. Zachował jedynie niektóre wyspy na Morzu Karaibskim z powodu uprawianej na nich trzciny cukrowej.
W epoce napoleońskiej odżyła natomiast idea wojsk najemnych, złożonych z cudzoziemskich autoramentów. U boku Francuzów przeciwko Rosji walczyli Polacy, Sasi, Austriacy, Prusacy i przedstawiciele wielu pomniejszych państw niemieckich, zmuszonych do wystąpienia jako sojusznicy.
Po zdziesiątkowaniu Wielkiej Armii na rosyjskich pustkowiach oraz klęskach pod Lipskiem (1813), Waterloo (1815) i ostatecznym upadku Napoleona, I Święte Przymierze zawarte na Kongresie Wiedeńskim przez Austrię, Rosję i Prusy miało zapewnić długotrwały pokój w Europie.
Nowy król Francji Ludwik XVIII nie zapomniał jednak o mocarstwowych ambicjach swoich rodaków. Jako obszar ekspansji wybrał zachodnie rubieże osłabionego imperium otomańskiego, a mianowicie Maroko, Algierię i Tunezję, jednak przedwczesna śmierć w 1824 przekreśliła jego marzenia.
Starania o odzyskanie prestiżu na arenie międzynarodowej podjęli jego następcy: Karol X (1757-1836) i Ludwik Filip I (1773-1850). Zwłaszcza ten ostatni rozumiał, że do realizacji swych dążeń będzie potrzebował sprawnej armii, która byłaby w stanie utrzymać porządek wśród berberyjskich plemion i lokalnych władców, formalnie tylko zależnych od Wielkiej Porty.
Z powodu trudnych warunków klimatycznych, upałów i burz piaskowych, najlepiej nadawali się do tego ochotnicy z innych krajów, rekrutujący się z weteranów pokonanych armii. I tak w marcu 1831 roku została powołana do życia Legia Cudzoziemska. W jej szeregach znaleźli miejsce wszelkiej maści buntownicy, poszukiwani przez tajne policje powstańcy, a w późniejszych latach także bojownicy Wiosny Ludów, poszukiwacze przygód i… zwyczajni kryminaliści, którym Legia mogła zapewnić całkowitą anonimowość i bezkarność.
W Afryce, na Krymie, w Meksyku…
Powołanie do życia Legii Cudzoziemskiej zbiegło się z nasileniem antyfrancuskich wystąpień w Afryce Północno-Zachodniej na terenach dzisiejszej Algierii i Maroka. Iluzoryczna władza turecka na tych ziemiach była przejmowana przez lokalnych bejów, „sułtanów” i emirów, którzy z lekceważeniem traktowali centralny rząd w Istambule zajęci ujarzmianiem niepokornych berberyjskich koczowników, zwłaszcza Tuaregów.
Pojawienie się charyzmatycznego przywódcy Algierii Abd al-Kadira (1808-83) bardzo zaniepokoiło Paryż. W 1832 roku przyjął on godność sułtana, a następnie emira. Przez kolejnych pięć lat odnosił sukcesy w walkach z Francuzami i odzyskał niemal całą północną Algierię. W okresie największych zwycięstw podpisał nawet traktat z Francuzami, jednak zawieszenie broni nie trwało długo.
W 1847 jego oddziały zostały rozbite przez walecznych legionistów, a on sam został internowany we Francji. Cieszył się jednak dużym autorytetem i już w latach 50. osiedlił się w Turcji, a następnie w Syrii. W 1860 zapobiegł rzezi chrześcijan w Damaszku, za co francuskie władze udekorowały go Legią Honorową.
Legia Cudzoziemska stopniowo opanowała całą Afrykę Zachodnią od wybrzeży Morza Śródziemnego po Zatokę Gwinejską. Podstawą jej działania był system fortów, z których oddziały noszące charakterystyczne białe kepi na głowach wyruszały na karne ekspedycje przeciw buntującym się muzułmanom. Nie chodziło, rzecz jasna, o „ewangelizację” czy inne formy oddziaływania. Głównym celem było zapewnienie porządku na zajętych obszarach, utrzymanie w ryzach taniej siły roboczej i ewentualne pozyskanie miejscowych elit do współpracy.
Dużą wagę do wyszkolenia legionistów przywiązywał Napoleon III Bonaparte (1808-73). Jego generałowie narzucili im surową dyscyplinę i mordercze treningi, w tym wielogodzinne marsze w upale w pełnym rynsztunku. Było to konieczne ze względu na utrzymanie gotowości bojowej oddziałów i perspektywę przerzucenia ich w rejon Morza Czarnego i do Meksyku.
Legioniści wzięli udział w wojnie krymskiej (1853-56), choć ich obecność nie była zbyt liczna z racji konieczności pilnowania francuskich posiadłości w Afryce. Kolejną kartę swych dziejów (zgodnie z francuską racją stanu - chlubną), Legia zapisała w Meksyku, który w 1821 roku został wyzwolony spod panowania Hiszpanii.
W kraju tym bowiem w II połowie XIX wieku nasiliły się nastroje republikańskie i antyklerykalne, zwłaszcza gdy urząd prezydenta objął potomek wojowniczego ludu Zapoteków - Benito Pablo Juárez Garcia (1806-72). Zaniepokojone mocarstwa Starego Kontynentu, rządzone przez konserwatystów, postanowiły poskromić ewentualny eksport rewolucji. W nagonce na meksykańskich republikanów przodowała Francja, która godziła się nawet na restaurację monarchii z Maksymilianem I Habsburgiem, bratem cesarza Franciszka Józefa I, jako… cesarzem Meksyku.
Maksymilian I nie miał szczęścia. Kiedy opuścił go francuski sojusznik został schwytany przez żołnierzy meksykańskich i w 1867 roku rozstrzelany, pomimo licznych protestów zarówno koronowanych głów, jak i niektórych zasłużonych rewolucjonistów, np. Giuseppe Garibaldiego.
Obecni niemal wszędzie
Legia aktywnie uczestniczyła w I wojnie światowej, a jej żołnierze uczestniczyli w słynnym alianckim desancie na półwyspie Gallipoli (ob. Gelibolu) w 1915 roku zakończonym klęską.
Traktat Wersalski, który nałożył surowe ograniczenia na Niemcy, zakazał im m.in. służby w wojskach innych krajów, jednak w artykule 179 uczynił wyjątek dla ochotników do… Legii Cudzoziemskiej. Po I wojnie światowej znaleźli się w jej szeregach także ochotnicy z innych krajów. Wśród nich słynny polski rzeźbiarz Xawery Dunikowski i niemiecki malarz Hans Hartwig, który obawiał się nazistów.
Po II wojnie światowej sytuacja powtórzyła się. W Legii znaleźli się wszyscy ci, którzy odrzucili nowy europejski porządek rzeczy i przedstawiciele nowej emigracji, jak ojciec późniejszego prezydenta Francji - Pál Sárközy de Nagy-Bócsa.
W latach 20. XX wieku Legia strzegła interesów francuskich m.in. w Syrii, Maroku i Algierii. W latach 40. w uczestniczyła w walkach o Narwik, a w Afryce Północnej usiłowała zwalczać korpus pancerny „lisa pustyni” gen. Erwina Rommla. Co ciekawe, właśnie tam jeden jedyny raz pojawiła się w szeregach Legii kobieta, Susan Travers, która była… szoferem, m.in. w bitwie pod Bir Hakeim.
W tym samym czasie Legia zaangażowała się również w Indochinach, zwalczając Japończyków, a następnie partyzantów Ho Chi Minha (1890-1969). Tutaj jednak poniosła w 1954 sromotną klęskę pod Dien Bien Phu, co znacznie osłabiło jej wizerunek jako niezwyciężonej formacji.
Dość dwuznaczną rolę odegrała w konflikcie algierskim w okresie 1954-62 i nieudanym puczu OAS zorganizowanym przez generała Raoula Salana (1899-1984). To wydarzenie zresztą posłużyło prezydentowi Francji Charlesowi de Gaulle’owi (1890-1970) do zreorganizowania tej formacji, wymianie jej kadry oficerskiej i narzucenia nowych form szkolenia.
W kolejnych dekadach legioniści byli obecni niemal wszędzie, gdzie toczyły się konflikty zbrojne z udziałem Francji. A więc w Strefie Kanału Sueskiego, Kambodży, Libanie, Czadzie, Mali, Rwandzie, Gabonie, Kongo, Dżibuti, Czadzie, Afganistanie, Kosowie, Macedonii, Bośni i rzecz jasna – obu wojnach w Zatoce Perskiej.
Narodziny tradycji
Bitwa o farmę w meksykańskiej wiosce Camerone, jaka rozegrała się 30 kwietnia 1863 roku, stała się punktem zwrotnym w historii Legii Cudzoziemskiej. W miejscu tym, słabo ufortyfikowanym, ok. 120 legionistów stawiło opór prawie dwóm tysiącom żołnierzy meksykańskich, wśród których było ok. 600 dobrze uzbrojonych kawalerzystów. Francuzi mieli zabezpieczyć linię zaopatrzeniową łączącą port w Veracruz z Puebla w głębi lądu i przez 11 godzin dzielnie odpierali ataki prawie 20-krotnie liczniejszego przeciwnika. A warto pamiętać, że tylko niespełna połowa z nich było zdolnych do walki, gdyż w ich szeregach było wielu rannych i chorych. Co więcej, stan ich uzbrojenia także pozostawał dużo do życzenia, a zapas amunicji był nader skromny. Zginęli niemal wszyscy, ale straty wśród wroga były jeszcze wyższe, gdyż padło prawie 300 meksykańskich piechurów i jeźdźców.
Jako jeden z pierwszych poległ dowódca oddziału, legendarny kapitan Jean Danjou (1828-63), który jedenaście lat wcześniej stracił w jednej z bitew rękę i pod Camerone posługiwał się protezą.
Po nim padł porucznik Villain, a następnie kolejny najstarszy stopniem, podporucznik Maudet.
Ich odwagę Francuzi na Placu Inwalidów w Paryżu upamiętnili pomnikiem opatrzonym następującą inskrypcją:
„Było ich mniej niż sześćdziesięciu naprzeciw całej armii, która ich zgniotła. Życie prędzej niż odwaga opuściła tych żołnierzy francuskich dnia 30 kwietnia 1863 roku. W pamięci wdzięczna Ojczyzna wzniosła ten monument”
Ten dzień jest zresztą po dziś dzień najważniejszym świętem legionistów, a proteza kapitana Danjou najświętszą relikwią w muzeum Legii w Aubagne (koło Marsylii). I choć można różnie interpretować ingerencję Francji w obronie narzuconego Meksykowi cesarza, podobieństwo ich do trzystu Spartan samo się narzuca…
Legioniści mają swój hymn, który właściwie nie ma tytułu, a jest nazywany pieśnią Pierwszego Regimentu. Można go śpiewać wyłącznie na baczność, ewentualnie maszerować przy jego dźwiękach.
W swoich barwnych wyjściowych mundurach żołnierze Legii prezentują się wspaniale. Białe kepi, brązowe fartuchy, czerwone epolety i przerzucone przez lewe ramię topory, to ich atrybuty podczas wszystkich parad i uroczystości, a zwłaszcza najważniejszej defilady z okazji każdej rocznicy zburzenia Bastylii 14 lipca 1789 roku. Aby podkreślić wyjątkową pozycję Legii we francuskich siłach zbrojnych, jej żołnierze maszerują dostojnie i znacznie wolniej, aniżeli inne pododdziały, bowiem w tempie 88 kroków na minutę, podczas, gdy ich koledzy -120.
Ta dosyć tajemnicza formacja posiada własne rytuały i kodeks honorowy. Podkreśla się w nim, iż każdy legionista jest ochotnikiem, który - jeśli zajdzie potrzeba - jest gotów oddać życie za Francję. Żołnierz Legii zawsze musi kierować się zasadami honoru, szanować swego przeciwnika i nie zostawiać swego rannego towarzysza na polu bitwy. Ma z szacunkiem odnosić się do pokonanego przeciwnika i koniecznie musi dbać o czystość munduru i broni. Legionista ma być chlubą Francji, choć tak naprawdę dla niego to Legia jest ojczyzną (Legio Patria Nostra).
Legia ma swoją flagę, a każdy regiment swój sztandar. Jedno z naczelnych jej haseł brzmi: Honor i wierność (Honneur et Fidélité), a także obowiązująca zasada: Maszeruj, albo giń (Marche ou meurs).
Rekrutacja
Nie każdy może być legionistą. Dawniej było znacznie łatwiej wstąpić w jej szeregi i udawało się to nawet byłym zbrodniarzom wojennym czy groźnym przestępcom. Obecnie przepisy znacznie uszczelniły sito rekrutacyjne.
Osoba ścigana europejskim listem gończym czy poszukiwana w innej formie przez Interpol dziś nie ma takich możliwości. Owszem, mający na sumieniu niewielkie wykroczenia mogą ubiegać się o wstąpienie do Legii, ale oprócz dobrych chęci wymagana jest doskonała kondycja fizyczna, sprawdzana podczas morderczych testów oraz odpowiednie predyspozycje psychiczne, zwłaszcza pod względem umiejętności pracy zespołowej. Dowództwo Legii nie potrzebuje psychopatów czy osób niestabilnych emocjonalnie.
No i trzeba mieć ukończone 17 lat i posiadać dowód tożsamości. W Legii wprawdzie można zmienić dane osobowe i uzyskać nową tożsamość, ale jest dość niewygodne rozwiązanie, gdyż w takim przypadku nie można w czasie urlopu odwiedzić rodzinnego kraju czy kupić samochodu, a nawet zarejestrować telefonu komórkowego. Zresztą na te czynności prawne, jak i na zawarcie małżeństwa, wymagana jest zgoda przełożonego. Co więcej, przed upływem pierwszego pięcioletniego kontraktu takiej zgody z reguły się nie wydaje.
W okresie zimnej wojny po odbyciu pięcioletniej służby legionista mógł ubiegać się o obywatelstwo francuskie, z czego najchętniej korzystali uciekinierzy z demoludów. Po odbyciu trzech kontraktów, a więc piętnastu latach służby, mógł przejść na emeryturę, stąd zawsze pojawiała się pokusa, aby zostać trzydziestokilkuletnim rentierem.
W Legii mogą służyć przedstawiciele wszystkich narodowości bez względu na rasę, wyznawaną religię czy światopogląd. Wykluczeni są w zasadzie Francuzi, ale i oni mogą obejść ten zakaz, przyjmując obywatelstwo Belgii, Szwajcarii, Luksemburga czy Kanady i z odpowiednim paszportem zameldować się w punkcie meldunkowym.
Legia dzisiaj
Przez cały okres swego istnienia, więc przez 175 lat, Legia ponosiła ogromne straty. We wszystkich konfliktach, w jakich uczestniczyła, straciła prawie 36 tysięcy żołnierzy. A więc prawie pięciokrotnie więcej, aniżeli wynosi jej obecny stan osobowy. Ostatnim poległym żołnierzem Legii był 45-letni chorąży (chief-adiutant) Dejvid Nikolic, który zginął 17 lipca 2014 roku w Mali.
Dzisiaj w kilku zakątkach świata stacjonuje niespełna 7 700 legionistów, którymi dowodzi 413 oficerów i 1741 podoficerów. Zmienia się jednak oblicze Legii. Nie pełni ona jak kiedyś funkcji policyjno-pacyfikacyjnych, a jest wyspecjalizowaną siłą do zadań specjalnych. Spadochroniarze z 2.Cudzoziemskiego Regimentu Powietrzno-Desantowego Calvi (Korsyka), pułk pancerny z 1. Cudzoziemskiego Regimentu Kawalerii z Orange czy piechota zmotoryzowana z 2.Cudzoziemskiego Regimentu Piechoty z Nîmes wchodzą w skład francuskich sił szybkiego reagowania (Force d’Action Rapide) i muszą w każdej chwili być gotowi na odparcie niespodziewanego ataku nieprzyjaciela. Dlatego żołnierze tych jednostek są szkoleni zarówno w skokach spadochronowych, jeździe na nartach, wspinaczce wysokogórskiej, jak i nurkowaniu. I oczywiście, w walce wręcz.
Ponadto legioniści stacjonują w Castelnaudary (Pireneje), Gujanie Francuskiej, na wyspie Mayotta i w Zjednoczonych Emiratach, dokąd została przeniesiona 13. Półbrygada Legii Cudzoziemskiej w związku ze wzrostem napięcia w regionie. A oddziały inżynieryjne są nawet na Tahiti.
Leszek Stundis
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 368
Poniżej przedstawiamy piątą część e-booka Robeta J. Burrowesa pt. Analiza historyczna globalnej elity: Plądrowanie światowej gospodarki, „aż „nic nie będziesz posiadać”. Pierwszą część - Historia globalnej elity (1) - zamieściliśmy w SN Nr 6-7/24, drugą - Kim jest globalna elita i jak działa? w SN Nr 8-9/24, trzecią – System Rezerwy Federalnej USA w SN Nr 10/24, czwartą - Bank Rozrachunków Międzynarodowych w SN Nr 11/24 (red.)
Zaledwie kilka lat później II wojna światowa po raz kolejny pokazała, że „wojna to rakieta”. Uważnie penetrując płaszcz oszustwa, za którym była ukryta, profesor Antony C. Sutton przeanalizował oryginalną dokumentację i relacje naocznych świadków, aby odkryć jeden z najbardziej niezwykłych i niedostatecznie zgłaszanych faktów II wojny światowej. W swoim opisie tej zorganizowanej pożogi Sutton szczegółowo dokumentuje, jak wybitne banki z Wall Street i amerykańskie przedsiębiorstwa wspierały dojście Hitlera do władzy poprzez finansowanie i handel z nazistowskimi Niemcami, dochodząc do nieprzyjemnego wniosku, że „katastrofa II wojny światowej była niezwykle korzystna dla wybranych grup finansowych insiderów, w tym JP Morgan, TW Lamont, interesy Rockefellera, General Electric, Standard Oil i National City, Chase i banki Manhattan, Kuhn, Loeb and Company, General Motors, Ford Motor Company i dziesiątków innych w „najkrwawszej i najbardziej niszczycielskiej wojnie w historii”. (p. Wall Street i Powstanie Hitlera).
Aby zilustrować złożoną i szeroko zakrojoną współpracę pomiędzy amerykańskimi interesami biznesowymi a nazistami przez całą wojnę, rozważmy tylko jeden przykład: w przededniu II wojny światowej niemiecki kompleks chemiczny IG Farben, w którego zarządzie zasiadał bankier Max Warburg (brat Paula z Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych), był największym przedsiębiorstwem zajmującym się produkcją chemiczną na świecie, posiadającym niezwykłą władzę polityczną i gospodarczą w nazistowskim państwie Hitlera. Kartel Farben powstał w 1925 r. i został utworzony przy wsparciu finansowym Wall Street przez geniusza organizacyjnego Hermanna Schmitza, wybitnego wczesnego nazistę, który za pośrednictwem IG Farben pomógł sfinansować przejęcie władzy przez Hitlera w marcu 1933 r. Schmitz stworzył super gigantyczne przedsiębiorstwo chemiczne z sześciu i tak już ogromnych niemieckich firm chemicznych.
IG Farben było tak ważne dla nazistowskich wysiłków wojennych, skoro produkowało 100% oleju smarowego i różnych innych produktów, 95% gazu trującego – „wystarczająco dużo gazu, aby zabić 200 milionów ludzi” – używanego w komorach zagłady, 84% materiałów wybuchowych, 70% prochu strzelniczego i bardzo duże ilości wielu innych kluczowych produktów, w tym paliwa lotniczego. Jak podsumowuje Sutton: „Bez kapitału dostarczonego przez Wall Street, nie byłoby w ogóle IG Farben i prawie na pewno nie byłoby Adolfa Hitlera i II wojny światowej”. (p. Wall Street and The Rise of Hitler , s. 17-20).
Koszt II wojny światowej w ludziach wyniósł 70-85 milionów. Ale korporacje z Wall Street i ich koledzy, spekulanci wojenni, którzy czerpali zyski z wojny i współpracowali z nazistowskimi Niemcami, nie ponieśli żadnych kosztów. Tylko ogromne zyski.
Po II wojnie światowej
Dokumentując to, co stało się długotrwałą zmową między elitami politycznymi, korporacyjnymi i wojskowymi, profesor socjologii C. Wright Mills opublikował swoją klasyczną pracę The Power Elite w 1956 roku. To naukowe przedsięwzięcie było jednym z pierwszych w okresie powojennym dokumentującym naturę elity USA i sposób jej funkcjonowania, podkreślającym powiązanie władzy elit korporacyjnych, politycznych i wojskowych, gdy sprawowały one kontrolę nad amerykańskim społeczeństwem i zajmowały się wyzyskiem ogółu społeczeństwa.
Słabością tej pracy Millsa było jednak to, że nie potrafił uporać się z faktem, iż globalna elita od dawna ma władzę nad manipulowaniem kluczowymi wydarzeniami w dowolnym kraju, a na pewno w Stanach Zjednoczonych, nawet jeśli w dużej mierze odbywało się to za pośrednictwem odpowiednich elit krajowych.
Ten „globalny zasięg” elity jest ponownie wyraźnie widoczny w każdym badaniu własności światowych zasobów ropy naftowej. W swojej książce z 1975 r. The Seven Sisters , Anthony Sampson spopularyzował tę zbiorową nazwę dla tajemniczego kartelu naftowego, który przez całą swoją historię energicznie pracował nad wyeliminowaniem konkurentów i kontrolowaniem światowych złóż ropy naftowej. (p. The Seven Sisters: The Great Oil Companies and the World They Shaped ). Kilka dekad później Dean Henderson po prostu zauważył, że „Po fali fuzji na przełomie tysiącleci, Siedem Sióstr Sampsona to Czterech Jeźdźców: Exxon Mobil, Chevron Texaco, BP Amoco i Royal Dutch/Shell”. Poza tym jednak Henderson zauważył:
Bogactwo ropy naftowej wytwarzane w regionie Zatoki Perskiej jest głównym źródłem kapitału [dla międzynarodowych megabanków]. Sprzedają szejkom Rady Współpracy Zatoki Perskiej 30-letnie obligacje skarbowe po oprocentowaniu 5%, a następnie pożyczają pieniądze szejków z ropy naftowej rządom Trzeciego Świata i zachodnim konsumentom z oprocentowaniem 15-20%. W trakcie tego procesu ci finansowi władcy – którzy nie wytwarzają niczego mającego znaczenie gospodarcze – wykorzystują dług jako dźwignię w konsolidacji kontroli nad światową gospodarką. (p. Big Oil i ich bankierzy w Zatoce Perskiej: czterech jeźdźców, osiem rodzin i ich globalna sieć wywiadowcza, narkotykowa i terrorystyczna , s. 168, 451).
Po serii fuzji, a następnie kryzysie bankowym w 2008 r., wyłoniły się cztery gigantyczne banki, które zdominowały amerykańską gospodarkę: JP Morgan Chase, Citigroup, Bank of America i Wells Fargo. Co więcej, banki te, wraz z Deutsche Bank, Banque Paribas, Barclays „i innymi europejskimi gigantami starego pieniądza”, są właścicielami czterech gigantów naftowych, a także znajdują się „wśród 10 największych posiadaczy akcji praktycznie każdej korporacji z listy Fortune 500”, co daje im ogromną kontrolę nad globalną gospodarką. (p. Big Oil i ich bankierzy w Zatoce Perskiej: czterech jeźdźców, osiem rodzin i ich globalna sieć wywiadowcza, narkotykowa i terrorystyczna , s. 470, 473).
Kto więc jest właścicielem tych banków? Nie powinno już dziwić, że kilku uczonych w różnych okresach w ciągu ostatnich 100 lat badało tę kwestię i doszło zasadniczo do tego samego wniosku: główne rodziny, w coraz większym stopniu powiązane więzami krwi, małżeństwem i/lub interesami biznesowymi, po prostu skonsolidowały swoją kontrolę nad bankami. Oprócz wspomnianych już wyżej uczonych, w rewizji swojej książki z 1983 r. Eustace Mullins zauważył, że kilka rodzin nadal kontrolowało banki w Nowym Jorku, które z kolei posiadają pakiet kontrolny Banku Rezerw Federalnych w Nowym Jorku. Mullins zidentyfikował rodziny Rothschildów, Morganów, Rockefellerów, Warburgów i innych. (p. Tajemnice Rezerwy Federalnej , s. 23. 224).
Kilku uczonych pisało na temat władzy elitarnej od czasu, gdy Mills wraz z profesorem Peterem Phillipsem napisał w 2018 r. książkę Giants: The Global Power Elite, w której dokonano przeglądu „przejścia od elit władzy państwa narodowego opisanych przez Millsa do ponadnarodowej elity władzy skupionej na kontroli globalnego kapitału na całym świecie. Global Power Elit funkcjonuje jako pozarządowa sieć podobnie wykształconych bogatych ludzi, których wspólne interesy polegają na zarządzaniu, ułatwianiu i ochronie skoncentrowanego światowego bogactwa oraz zapewnianiu ciągłego wzrostu kapitału.
Oprócz oczywistej krytyki, Phillips w rzeczywistości powtarza błąd Millsa zakładając, że nie istniała wcześniej „ponadnarodowa elita władzy”, nawet jeśli miała ona inną formę, choć następnie identyfikuje siedemnaście największych na świecie firm zajmujących się zarządzaniem aktywami, takich jak BlackRock i JP Morgan Chase, które wspólnie zarządzają (obecnie) ponad 50 bilionami dolarów w ramach samodzielnie zainwestowanej sieci powiązanego kapitału obejmującej cały świat.
Mówiąc dokładniej, Phillips identyfikuje 199 indywidualnych dyrektorów siedemnastu światowych gigantów finansowych oraz znaczenie tych ponadnarodowych instytucji, które pełnią funkcję jednoczącą – w tym Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, G20, G7, Światowej Organizacji Handlu (WTO), Światowej Organizacji Gospodarczej Forum (WEF), Komisji Trójstronnej, Grupy Bilderberg (z recenzją książki Daniela Estulina The True Story of the Bilderberg Group, tutaj: „The True Story of the Bilderberg Group” and What They May Be Planning Now” ), Banku Rozrachunków Międzynarodowych i Rady ds. Stosunków Zagranicznych (patrz „Jeden Światowy Rząd i Rada ds. Stosunków Zagranicznych. „Będziemy mieli Rząd Światowy… na drodze podboju lub zgody.”) – a w szczególności dwóch bardzo ważnych globalnych elitarnych organizacji planujących politykę: Grupy Trzydziestu (liczącej 32 członków) oraz rozszerzonego komitetu wykonawczego Komisji Trójstronnej
(liczącego 55 członków).
Phillips dokładnie wyjaśnia, dlaczego i w jaki sposób Globalna Elita broni swojej władzy, zysków i przywilejów przed buntem „niesfornych wyzyskiwanych mas”: „Globalna Elita Władzy wykorzystuje NATO i imperium wojskowe Stanów Zjednoczonych dla swojego światowego bezpieczeństwa. Cały system kontynuuje koncentrację bogactwa dla elit i rozszerzanie żałosnej nierówności dla mas. Opowiadając się za znaczeniem zmian systemowych i redystrybucji bogactwa, Phillips dalej argumentuje, że „ta koncentracja chronionego bogactwa prowadzi do kryzysu ludzkości, w wyniku którego ubóstwo, wojny, głód, masowa alienacja, propaganda medialna i dewastacja środowiska osiągają poziom krytyczny, zagrożenie na poziomie gatunku”.
Dlatego warto powtórzyć: Wojna odgrywa ciągłą i istotną rolę w sprawowaniu władzy przez elitę w celu zmiany porządku światowego w celu maksymalizacji koncentracji bogactwa przez elitę. Jeśli szukasz dalszych dowodów na to, najnowsze raporty mogą okazać się pouczające: raport Służby Badawczej Kongresu USA „Przypadki użycia sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych za granicą, 1798–2022” , raport Fletcher Center for Strategic Studies na Uniwersytecie Tufts „Interwencja wojskowa” Project (MIP) Research” oraz artykuł i wideo podsumowujące i omawiające te dwa raporty w „Stany Zjednoczone przeprowadziły 251 interwencji wojskowych od 1991 r. i 469 od 1798 r . ”
Jednak, jak pokazuje powyższa i poniższa dyskusja, wojna nie jest jedynym mechanizmem, z którego korzysta Elita.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat wielu największych korporacji na świecie działających w wielu branżach, a następnie poznać powiązany charakter własności korporacyjnej, pokazujący, że wszystkie należą do tej samej małej grupy gigantycznych korporacji zarządzających aktywami – w szczególności Vanguard, BlackRock i State Street –bardzo pouczający jest film „Monopoly: Kto jest właścicielem świata?” Wnikliwą krytykę BlackRock i jego ogólnej strategii przejęcia ogromnej kontroli na całym świecie, w tym poprzez wykorzystanie technologii analizy inwestycji Aladdin (która wykorzystuje masowe gromadzenie danych, sztuczną inteligencję i uczenie maszynowe w celu uzyskania wglądu w inwestycje), można znaleźć w artykule „BlackRock: Bringing Together Man” and Machine” oraz w trzyczęściowej serii Jamesa Corbetta: „How BlackRock Conquered the World” .
W filmie „Monopoly” ponownie zobaczysz nazwiska kilku znanych osób i rodzin, które posiadają znaczne udziały w tych korporacjach i firmach zarządzających aktywami. Po przedstawieniu rodzin takich jak Rothschildowie, Rockefellerowie i Morganowie, narrator po prostu zauważa w odniesieniu do Vanguard, że jej „największymi udziałowcami są prywatne fundusze i organizacje non-profit tych rodzin”.
A jeśli myślisz, że elity narodowe w krajach takich jak Chiny i Rosja nie są w jakiś sposób zaangażowane w to wszystko, interesujące może okazać się przeczytanie artykułów omawiających bogactwo i wpływy polityczne chińskich „nieśmiertelnych” i rosyjskich oligarchów – patrz „Chińska czerwona arystokracja” i „Lista oligarchów i elit rosyjskich objętych dochodzeniami ICIJ” – lub przeczytać „ Wspólne oświadczenie Federacji Rosyjskiej i Chińskiej Republiki Ludowej w sprawie wchodzenia w nową erę stosunków międzynarodowych i globalnego zrównoważonego rozwoju” .
Poza tym Emanuel Pastreich zwraca jednak uwagę, że jeśli ktoś przypisuje odpowiedzialność za chińską politykę w zakresie gromadzenia i kontroli danych w oparciu o kody QR i śledzenie kontaktów, nieuchronnie identyfikuje chiński rząd. „Ale prawda jest taka, że niewiele z tych polityk lub żadna z nich nie została wymyślona lub wdrożona przez sam chiński rząd, ale raczej że chiński rząd jest okupowany przez korporacje IT, które podlegają miliarderom (często za pośrednictwem Izraela i Stanów Zjednoczonych) i całkowicie omijają chiński rząd. Następnie Pastreich oferuje pewien wgląd w to, w jaki sposób kluczowe elitarne korporacje wywiadowcze i finansowe napędzają technokratyczną politykę kontroli społecznej wdrażaną pod przykrywką „wirusa” w Chinach. Zobacz „Trzecia wojna opiumowa, część pierwsza: Program ataku Covid-19 na Chiny” i „Trzecia wojna opiumowa, część druga: Prawdziwe zagrożenie stwarzane przez Chiny” lub obejrzyj „Western Tech & China: Kto komu służy?”
W rzeczywistości, jak zauważa Patrick Wood, odwołując się do znacznie wcześniejszej książki swojej i profesora Antony’ego Suttona – Trilaterals Over Washington tomy I i II – „Dzięki pierwszym członkom Komisji Trójstronnej [elitarnej] Chiny zostały wyprowadzone z mrocznych wieków dyktatury komunistycznej na scenę światową. Co więcej, Komisja Trójstronna zorganizowała, a następnie ułatwiła masowy transfer technologii do Chin w celu zbudowania nieistniejącej infrastruktury…. Jako nieudana dyktatura komunistyczna Chiny były czystą kartą, pod kontrolą której znajdowało się ponad 1,2 miliarda obywateli. Jednak chińscy przywódcy nic nie wiedzieli o kapitalizmie i wolnej przedsiębiorczości, a [kluczowy zwolennik trójstronności Zbigniew] Brzeziński nie starał się ich tego uczyć. Zamiast tego zasadził nasiona technokracji…. W ciągu 20 lat od 1980 do 2000 roku nastąpiła transformacja, którą uznano za cud gospodarczy; ale nie było to dziełem Chin. Można to raczej w pełni przypisać mistrzom technokracji w szeregach Komisji Trójstronnej. Po wymienieniu kilku kluczowych cech chińskiej technokracji (5G, sztuczna inteligencja, ocena zdolności kredytowej), Wood dochodzi do wniosku, że „Chiny są technokracją w pełni rozwiniętą i pierwszą tego rodzaju na planecie Ziemia”. Zobacz ten artykuł na temat Chin jako jeden z 12-częściowej serii Wooda na temat technokracji: „ Dzień 7: Chiny to technokracja” .
W odniesieniu do Rosji Riley Waggaman po prostu zauważa, że „Jeśli chodzi o restrukturyzację gospodarczą „wywołaną przez CoVID”, rząd rosyjski otwarcie przyjął czwartą rewolucję przemysłową Światowego Forum Ekonomicznego. W październiku [2021] rząd rosyjski i WEF podpisały memorandum w sprawie utworzenia Centrum Czwartej Rewolucji Przemysłowej w Rosji. Rosja przyjęła już ustawę zezwalającą na „eksperymentalne reżimy prawne” umożliwiające korporacjom i instytucjom wdrażanie sztucznej inteligencji i robotów w gospodarce bez obciążania biurokracją regulacyjną. Wracając do Grefa i jego cyfrowego Sbercoina: rosyjski bank centralny już planuje przetestowanie cyfrowego rubla, który oprócz innych przydatnych funkcji mógłby zostać wykorzystany do ograniczenia zakupów. Zobacz : „ Wierzę, że stoimy w obliczu zła, które nie ma sobie równych w historii ludzkości ” .
Co więcej, zdaniem zastępcy Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej Michaiła Deliagina: „W latach 90. za Jelcyna zewnętrzne zarządzanie światowymi bankierami odbywało się za pośrednictwem MFW i [rosyjskiego oligarchy Anatolija] Czubajsa. Teraz, pod rządami Putina, zarządzanie zewnętrzne będzie realizowane przez Big Tech, globalne platformy społecznościowe i Big Pharma za pośrednictwem WHO. Dokładnie to samo kierownictwo. Cytowany w „Poseł Dumy: „Chrońcie siebie i Rosję przed zamachem stanu!” rosyjski parlamentarzysta publikuje apel wideo do narodu. Czy ktoś mnie wysłucha?
Niezależnie od tego należy pamiętać, że Elita, a także jej agenci i organizacje (w tym te w Chinach i Rosji) posiadają ogromne bogactwa ukryte w „tajnych jurysdykcjach” (lepiej znanych jako raje podatkowe): lokalizacjach na całym świecie, gdzie bogate osoby fizyczne, przestępcy i terroryści, a także rządy i agencje rządowe (takie jak CIA), banki, korporacje, fundusze hedgingowe, organizacje międzynarodowe (takie jak Watykan) i syndykaty przestępcze (takie jak mafia) mogą ukrywać swoje pieniądze w ten sposób, aby mogli uniknąć regulacji i nadzoru oraz uchylać się od płacenia podatków.
Ile bogactwa jest ukryte w rajach podatkowych? Chociaż nie da się tego dokładnie określić, można to zmierzyć jedynie w dziesiątkach bilionów dolarów oraz w nieznanej liczbie złotych cegieł, dzieł sztuki, jachtów i koni wyścigowych. Zobacz „Elitarna bankowość na Twój koszt: jak tajne raje podatkowe są wykorzystywane do kradzieży Twoich pieniędzy” .
Jak to jest możliwe? Cóż, jest to chronione przez ustawodawstwo rządowe i systemy prawne, a „armia” elitarnych agentów – księgowych, audytorów, bankierów, przedsiębiorców, prawników i polityków – zapewnia ich ochronę. Sprawa jest prosta: jeśli masz dość pieniędzy, prawo po prostu nie istnieje. Możesz także legalnie unikać płacenia podatków, mając pełną świadomość, że twoje ogromne zyski (nawet z bogactwa zdobytego w sposób niemoralny, taki jak handel ludźmi w celach seksualnych, handel bronią, handel gatunkami zagrożonymi, diamentami z konfliktów i handel narkotykami) są „zgodne z prawem” i wymkną się regulacjom i jakiemukolwiek rodzajowi nadzoru. Zobacz „Praworządność: niesprawiedliwa i brutalna” .
Jednak systemy prawne ułatwiają potworną niesprawiedliwość także w inny sposób. Na przykład, zapewniają właścicielom korporacji możliwość bezwzględnego wyzysku zarówno swoich pracowników, jak i wszystkich podatników. Przemyślany i prosty opis tego, jak to działa, można znaleźć w artykule profesora Jamesa Petrasa: „Jak miliarderzy stają się miliarderami” .
I pokrótce wracając do tematu omówionego powyżej: Kto jest teraz właścicielem Systemu Rezerwy Federalnej USA ? Według pisma Deana Hendersona z 2010 r. są to „Goldman Sachs, Rockefellers, Lehmans i Kuhn Loebs z Nowego Jorku; Rothschildowie z Paryża i Londynu; Warburgowie z Hamburga; Lazardowie z Paryża; i Izrael Mojżesz Seifs z Rzymu.
Henderson stwierdza dalej, że „kontroli, jaką te rodziny bankowe sprawują nad gospodarką światową, nie można przecenić i celowo jest ona owiana tajemnicą. Ich korporacyjne ramię medialne szybko dyskredytuje wszelkie informacje obnażające tę władzę pieniężną jako niedopracowaną teorię spiskową. Samo słowo „spisek” zostało zdemonizowane, podobnie jak słowo „komunizm”. Każdy, kto odważy się wypowiedzieć to słowo, jest szybko wykluczany z debaty publicznej i uznawany za szaleńca. Jednak fakty pozostają niezmienne. Zobacz Big Oil i ich bankierzy w Zatoce Perskiej: czterech jeźdźców, osiem rodzin i ich globalna inteligencja, sieć narkotykowa i terrorystyczna , s. 473-4.
Inni uczeni w tej dziedzinie zgadzają się z tym.
W swoim wyjątkowo szczegółowym badaniu trzech głównych wydarzeń historycznych XX w. - rewolucji bolszewickiej, dojścia do władzy Franklina D. Roosevelta i dojścia Hitlera do władzy – profesor Antony Sutton uznał, że siedzibą władzy politycznej w Stanach Zjednoczonych nie są upoważnione przez Konstytucję USA, lecz „nowoczesny establishment finansowy: prywatni bankierzy międzynarodowi, a dokładniej domy finansowe JP Morgana, kontrolowany przez Rockefellera Chase Manhattan Bank, a wcześniej (przed połączeniem ich Manhattan Bank z dawnym Chase Bank) Warburgowie”.
„Przez większą część XX wieku System Rezerwy Federalnej, w szczególności Bank Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku (pozostający poza kontrolą Kongresu, nieaudytowany i niekontrolowany, posiadający władzę drukowania pieniędzy i tworzenia kredytu według własnego uznania), sprawował wirtualny monopol nad kierunkiem amerykańskiej gospodarki. W sprawach zagranicznych Rada Stosunków Zagranicznych, z pozoru niewinne forum dla naukowców, biznesmenów i polityków, kryje w swojej skorupie, być może nieznany wielu jej członkom, ośrodek władzy, który jednostronnie określa politykę zagraniczną USA. Głównym celem tej zanurzonej – i oczywiście wywrotowej – polityki zagranicznej jest zdobycie rynków i władzy gospodarczej (zysków, jeśli wolisz) dla małej grupy gigantycznych międzynarodowych korporacji znajdujących się pod wirtualną kontrolą kilku bankowych domów inwestycyjnych i kontrolujących rodziny” (p. Wall Street i Dojście Hitlera , s. 125-126.
Co się zatem zmieniło?
Nic się nie zmieniło.
Ale nie tylko wybitni uczeni doszli do tego wniosku. Rozważmy urojeniowe wybielanie przez Davida Rockefellera kluczowej roli jego własnej rodziny w opisanych powyżej zabijaniu, dewastacji i zniszczeniu: „Niektórzy nawet uważają, że jesteśmy częścią tajnej kliki działającej przeciwko najlepszym interesom Stanów Zjednoczonych, charakteryzując moją rodzinę i mnie jako „internacjonalistów” i spiskujących z innymi na całym świecie w celu zbudowania bardziej zintegrowanej globalnej struktury politycznej i gospodarczej – jednego świata, jeśli wolisz. Jeśli taki jest zarzut, jestem winny i jestem z tego dumny… jednym z najtrwalszych [spisków] jest to, że tajna grupa międzynarodowych bankierów i kapitalistów oraz ich sługusów kontroluje światową gospodarkę…. [ale ci ludzie] ignorują wymierne korzyści, jakie wyniknęły z naszej aktywnej roli międzynarodowej w ciągu ostatniego półwiecza”. (p. Wspomnienia , s. 23. 483).
Jeśli zastanawiasz się, jak to wszystko dzieje się bez znaczącego sprzeciwu ze strony kręgów elit, istnieje prosta odpowiedź: wszyscy są szaleni, a kontrola mająca na celu maksymalizację akumulacji zasobów stała się trwałym substytutem ich zniszczonej zdolności do emocjonalnego angażowania się we własne życie i współczucia swoim bliźnim. Więcej szczegółów można znaleźć w artykułach „Odmowa miłości: psychologia materializmu, przemocy i wojny” oraz „Ponowna wizyta globalnej elity w szaleństwie” .
Tak więc, chociaż niektórzy z nas od czasu do czasu zastanawiają się, w jaki sposób możemy w większym stopniu przyczynić się do poprawy kondycji ludzkiej i stanu świata, a następnie starają się zrobić coś w tym kierunku, jest wielu przerażonych ludzi, których codzienne życie jest pochłaniane (świadomie lub nieświadomie) poprzez pytanie: „Jak mogę wziąć więcej?” A tacy ludzie brali więcej od zarania ludzkiej cywilizacji i niewątpliwie wcześniej.
Globalna Elita to po prostu ci, którzy byli szalenie bezwzględni i wystarczająco zorganizowani, aby zdobyć więcej, bez względu na koszt dla ludzkości i całego życia na Ziemi.
Robert J. Burrowes
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 375
Poniżej przedstawiamy drugą część eseju dr. Jacquesa R. Pauwelsa pt. Pierwsza wojna światowa i imperializm. Pierwszą zamieściliśmy w SN 8-9/24. Trzecią, ostatnią, zamieścimy w SN 11/24.
To, że bezlitosna rywalizacja pomiędzy wielkimi mocarstwami imperialistycznymi – walka na śmierć i życie, widziana z punktu widzenia darwinizmu społecznego – praktycznie z pewnością doprowadzi do wojny, pokazał także przypadek Wielkiej Brytanii. Kraj ten wkroczył w XX wiek jako światowe supermocarstwo, kontrolujące bezprecedensowy zbiór posiadłości kolonialnych. Ale potęga i bogactwo Imperium oczywiście zależały od faktu, że dzięki potężnej Królewskiej Marynarce Wojennej Brytania rządziła falami. I pod tym względem na przełomie wieków pojawił się bardzo poważny problem. Jako paliwo dla statków węgiel został szybko zastąpiony ropą naftową ze względu na jej znacznie większą wydajność. Albion miał mnóstwo węgla, ale nie miał ropy naftowej, nawet w swoich koloniach, a przynajmniej w niewystarczających ilościach. Trwały więc poszukiwania obfitych i niezawodnych źródeł ropy naftowej, „czarnego złota”. Na razie ten cenny towar musiał być importowany z USA, ówczesnego największego producenta i eksportera na świecie. Na dłuższą metę było to jednak nie do przyjęcia, ponieważ Wielka Brytania często kłóciła się ze swoją byłą kolonią transatlantycką w kwestiach takich jak wpływy w Ameryce Południowej, a Stany Zjednoczone stawały się także poważnym rywalem w imperialistycznym wyścigu szczurów.
Poszukując alternatywnych źródeł, Brytyjczycy znaleźli sposób, aby choć częściowo zaspokoić swoje pragnienie ropy naftowej w Persji. W tym kontekście powstała Anglo-Iranian Oil Company, później znana jako British Petroleum (BP). Ostateczne rozwiązanie problemu pojawiło się jednak dopiero, gdy jeszcze w pierwszej dekadzie XX wieku odkryto w Mezopotamii, a dokładniej w rejonie miasta Mosul, znaczne złoża ropy naftowej. Patrycjat rządzący Albionem – uosabiany przez takich panów jak Churchill – zdecydował wówczas, że Mezopotamia, dotychczas nieistotny zakątek Bliskiego Wschodu, który po I wojnie światowej miał stać się Irakiem, ale wówczas nadal należał do Imperium Osmańskiego, musi zostać poddana kontroli brytyjskiej. Nie był to cel nierealistyczny, gdyż Imperium Osmańskie było dużym, ale słabym krajem, z którego rozległego terytorium Brytyjczykom udało się już wcześniej wykroić atrakcyjne kąski, na przykład Egipt i Cypr. W rzeczywistości już w 1899 r. Brytyjczycy zagarnęli bogaty w ropę Kuwejt i ogłosili go protektoratem; mieli go w 1914 roku przekształcić w rzekomo niezależny emirat. Posiadanie Mezopotamii było postrzegane zatem jako jedyny sposób umożliwiający niezakłócony przepływ nieograniczonych ilości ropy naftowej w kierunku wybrzeży Albionu.
Jednak w 1908 roku Imperium Osmańskie stało się sojusznikiem Niemiec, co oznaczało, że planowane przejęcie Mezopotamii niemal na pewno wywoła wojnę między Wielką Brytanią a Rzeszą. Jednak zapotrzebowanie na ropę naftową było tak duże, że mimo to planowano działania militarne. I te plany trzeba było jak najszybciej wdrożyć. Niemcy i Turcy rozpoczęli budowę Bagdad Bahn, linii kolejowej, która miała połączyć Berlin przez Stambuł z Bagdadem, mezopotamską metropolią położoną niedaleko Mosulu, co stworzyło perspektywę, że pewnego dnia beczki pełne mezopotamskiej ropy zaczną płynąć ku Niemcom na rzecz rosnącej kolekcji pancerników Rzeszy, które okazały się najniebezpieczniejszym rywalem Królewskiej Marynarki Wojennej! Ponieważ budowa kolei bagdadzkiej miała zostać ukończona w 1914 r., wielu brytyjskich decydentów politycznych i wojskowych było zdania, że lepiej nie czekać zbyt długo z rozpoczęciem wojny, która i tak wydawała się nieunikniona.
W tym kontekście dobiegła końca tradycyjna przyjaźń Londynu z Niemcami, Wielka Brytania dołączyła do dwóch byłych arcywrogów, Francji i Rosji, w sojuszu znanym jako Potrójna Ententa, a dowódcy armii brytyjskiej zaczęli opracowywać szczegółowe plany wojny przeciwko Niemcom we współpracy ze swoimi francuskimi odpowiednikami. Pomysł był taki, że ogromne armie Francuzów i Rosjan rozbiją niemieckie wojska, podczas gdy większość sił zbrojnych Imperium dokona najazdu na Mezopotamię z Indii, pokona Osmanów i zagarnie pola naftowe. Królewska Marynarka Wojenna obiecała także uniemożliwić niemieckiej marynarce wojennej atak na Francję przez kanał La Manche, a na lądzie armia francuska miała skorzystać z (głównie symbolicznej) pomocy stosunkowo niewielkiego Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego (BEF).
Ten makiaweliczny układ został wymyślony w największej tajemnicy i nie poinformowano o nim ani parlamentu, ani opinii publicznej.
W przededniu Wielkiej Wojny kompromis z Niemcami nadal był możliwy i cieszył się nawet przychylnością niektórych frakcji w brytyjskiej elicie politycznej, przemysłowej i finansowej. Kompromis zapewniłby Niemcom przynajmniej część mezopotamskiej ropy, ale Londyn dążył do osiągnięcia wyłącznej kontroli nad „czarnym złotem” Mezopotamii.
Brytyjskie plany inwazji na Mezopotamię przygotowywane były już w 1911 roku i przewidywały zajęcie strategicznie ważnego miasta Basra, a następnie marsz wzdłuż brzegów Tygrysu do Bagdadu. Uzupełniona równoczesnym atakiem sił brytyjskich działających z Egiptu, inwazja ta miała zapewnić Wielkiej Brytanii kontrolę nad Mezopotamią i znaczną częścią pozostałej części Bliskiego Wschodu.
Scenariusz ten rzeczywiście rozwinął się podczas Wielkiej Wojny, ale w zwolnionym tempie, gdyż okazało się, że jest to zadanie znacznie trudniejsze, niż oczekiwano, a cele zostaną osiągnięte dopiero po zakończeniu konfliktu. Nawiasem mówiąc, słynny Lawrence z Arabii nie pojawił się nagle znikąd; był zaledwie jednym z licznych Brytyjczyków, którzy w latach poprzedzających rok 1914 zostali starannie wybrani i wyszkoleni do „obrony” interesów swojego kraju – głównie w odniesieniu do ropy – na Bliskim Wschodzie.
Podbój pól naftowych Mezopotamii stanowił główny cel przystąpienia Wielkiej Brytanii do wojny w 1914 r. Kiedy wybuchła wojna, a partnerzy niemieccy i austro-węgierscy rozpoczęli wojnę przeciwko duetowi francusko-rosyjskiemu i Serbii, wydawało się, że nie ma powodu, aby Wielka Brytania angażowała się w konflikt. Rząd w Londynie stanął przed dylematem; honorowo zobowiązany był dotrzymać obietnic złożonych Francji, ale to ujawniłoby, że plany te zostały obmyślone w tajemnicy. Jednak naruszenie przez Niemcy neutralności Belgii dało Londynowi doskonały pretekst do rozpoczęcia wojny. W rzeczywistości los małego kraju obchodził brytyjskich przywódców w niewielkim stopniu lub wcale, przynajmniej dopóki Niemcy nie przystąpili do zajęcia Antwerpii. Nie uważano też, że naruszenie neutralności kraju jest czymś wielkim; podczas wojny sami Brytyjczycy nie zawahaliby się naruszyć neutralności szeregu krajów, a mianowicie Chin, Grecji i Persji.
Podobnie jak wszystkie plany sporządzone w ramach przygotowań do tego, co miało stać się „Wielką Wojną”, scenariusz wymyślony w Londynie nie rozwinął się zgodnie z oczekiwaniami. Francuzom i Rosjanom nie udało się rozbić armii teutońskiej, dlatego Brytyjczycy musieli wysłać na kontynent znacznie więcej wojsk – i ponieść znacznie większe straty – niż przewidywano. Natomiast na odległym Bliskim Wschodzie armia osmańska – fachowo wspomagana przez niemieckich oficerów – nieoczekiwanie okazała się trudnym orzechem do zgryzienia.
Pomimo tych niedogodności, które w samej Wielkiej Brytanii spowodowały śmierć około trzech czwartych miliona żołnierzy, ostatecznie wszystko przebiegło pomyślnie; w 1918 roku Union Jack powiewał nad polami naftowymi Mezopotamii.
Ta krótka analiza pokazuje, że zdaniem władców Wielkiej Brytanii I wojna światowa nie toczyła się po to, by ocalić „dzielną małą Belgię”, ani by bronić sprawy międzynarodowego prawa i sprawiedliwości. Stawką były interesy gospodarcze, interesy brytyjskiego imperializmu, które tak się składa, że są interesami bogatych i potężnych brytyjskich arystokratów i mieszczan, których korporacje i banki pożądały surowców takich jak ropa naftowa – i wielu innych rzeczy.
Jest także oczywiste, że dla patrycjuszy sprawujących władzę w Londynie wojna nie była wcale wojną o demokrację. Na podbitym Bliskim Wschodzie Brytyjczycy nie zrobili nic, aby promować sprawę demokracji, wręcz przeciwnie. Imperialistycznym interesom Wielkiej Brytanii lepiej służyły subtelne i niezbyt subtelne, niedemokratyczne, a nawet antydemokratyczne porozumienia. Okupowana Palestyna była przez nich rządzona mniej więcej w taki sam sposób, w jaki okupowana Belgia była rządzona przez Niemców. Natomiast w Arabii działania Londynu uwzględniały jedynie własne interesy – a także interesy garstki rdzennych rodzin, które uważano za użytecznych partnerów. Rozległa ojczyzna Arabów została podzielona i rozdzielona pomiędzy tych partnerów, którzy przystąpili do zakładania państw, którymi mogli rządzić tak, jakby były własnością osobistą. A kiedy wielu mieszkańców Mezopotamii odważyło się stawić opór swoim nowym brytyjskim szefom, Churchill nakazał zrzucić na ich wioski bomby, w tym bomby z trującym gazem.
W przededniu wybuchu Wielkiej Wojny we wszystkich krajach imperialistycznych była niezliczona liczba przemysłowców i bankierów opowiadających się za „wojowniczym ekspansjonizmem gospodarczym”. Niemniej jednak wielu kapitalistów – a być może nawet większość – doceniało zalety pokoju i niedogodności wojny i dlatego wcale nie byli podżegaczami wojennymi, jak podkreślił Eric Hobsbawm. Jednak ta obserwacja błędnie skłoniła konserwatywnego brytyjskiego historyka Nialla Fergusona do pochopnego wniosku, że interesy kapitalistów nie odegrały żadnej roli w wybuchu Wielkiej Wojny w 1914 r. Po pierwsze, niezliczeni przemysłowcy i bankierzy oraz członkowie wyższej klasy średniej wykazywali ambiwalentne nastawienie do wojny. Z jednej strony nawet najbardziej wojowniczy z nich zdawali sobie sprawę, że wojna będzie miała bardzo nieprzyjemne aspekty i dlatego woleli jej unikać. Jednak jako członkowie elity mieli także podstawy sądzić, że nieprzyjemności doświadczą głównie inni – głównie prości żołnierze, robotnicy, chłopi i inni plebejusze, którym tradycyjnie powierzano zabijanie innych i umieranie.
Co więcej, założenie, że miłujący pokój kapitaliści nie chcieli wojny, odzwierciedla binarny, czarno-biały rodzaj myślenia, a mianowicie, że pokój jest alternatywą dla wojny i odwrotnie. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona. W rzeczywistości istniała inna alternatywa dla pokoju, a mianowicie rewolucja. Ale ta alternatywa była o wiele bardziej odrażająca niż wojna dla większości, jeśli nie wszystkich, kapitalistów i innych burżuazyjnych i arystokratycznych członków elity. Arystokracja i burżuazja były opętane strachem przed rewolucją, odkąd wydarzenia z lat 1848 i 1871 ujawniły rewolucyjne intencje i potencjał proletariatu. Później powstały partie robotnicze popierające rewolucyjny socjalizm Marksa, zyskiwały coraz większą popularność i były oficjalnie zaangażowane w obalenie ustalonego porządku politycznego i społeczno-gospodarczego poprzez rewolucję, mimo że, jak widzieliśmy, w rzeczywistości dyskretnie stały się reformistyczne.
Dekada poprzedzająca wybuch wojny, w końcu ironicznie nazwana Belle Époque, była świadkiem nie tylko nowych rewolucji (w Rosji w 1905 r., w Chinach w 1911 r.), ale także w całej Europie niekończącej się serii strajków, demonstracji i zamieszek, które wydawały się zwiastunami rewolucji w samym sercu imperializmu. W tym kontekście wojnę promowali nie tylko filozofowie, tacy jak Nietzsche i inni intelektualiści, przywódcy wojskowi i polityczni, ale także czołowi przemysłowcy i bankierzy, jako skuteczne antidotum na rewolucję.
W latach poprzedzających rok 1914 niezliczona liczba członków burżuazji (i arystokracji) wyobrażała sobie, że jest świadkiem wyścigu między wojną a rewolucją, sprintu, którego wynik może być przesądzony w każdej chwili. Który z nich miał wygrać? Mieszczanie, obawiając się rewolucji, modlili się, aby wojna zwyciężyła. Ponieważ rewolucja zamiast pokoju była najbardziej prawdopodobną alternatywą dla wojny, nawet najbardziej miłujący pokój kapitaliści zdecydowanie woleli wojnę. A ponieważ obawiali się, że rewolucja może wygrać wyścig, to znaczy wybuchnąć przed wojną, kapitaliści oraz burżuazyjni i arystokratyczni członkowie elity w ogóle mieli w rzeczywistości nadzieję, że wojna nastąpi jak najszybciej, i dlatego wybuch wojny latem 1914 roku uznali za wybawienie od nieznośnej niepewności i napięcia. Tę ulgę odzwierciedlał fakt, że słynne zdjęcia ludzi entuzjastycznie świętujących wypowiedzenie wojny, robione głównie w „lepszych” dzielnicach stolic, przedstawiały prawie wyłącznie dobrze ubrane panie i panów, a nie robotników czy chłopów, którzy byli w większości przygnębieni tą wiadomością.
W swojej imperialistycznej postaci kapitalizm był z całą pewnością odpowiedzialny za wiele wojen kolonialnych, a także za Wielką Wojnę, która wybuchła w 1914 roku. Niezliczeni współcześni zdawali sobie z tego sprawę aż za dobrze. Jak już w 1895 roku oświadczył wielki francuski przywódca socjalistyczny Jean Jaurès, „kapitalizm niesie w sobie wojnę, tak jak chmura burzowa niesie burzę”. Jaurès był oczywiście zadeklarowanym antykapitalistą, ale wielu członków elity burżuazyjnej i arystokratycznej było również w pełni świadomych związku między wojną a ich interesami gospodarczymi i czasami to potwierdzało. Na przykład generał Haig, który dowodził armią brytyjską od 1915 r. do końca wojny, oświadczył przy pewnej okazji, że nie „wstydzi się wojen toczonych, aby otworzyć światowe rynki dla naszych handlarzy”.
Zatem to fatalne pojawienie się imperialistycznej wersji kapitalizmu, używając słów Erica Hobsbawma, „pchnęło świat do konfliktu i wojny”. Dla porównania fakt, że wiele osób wśród przemysłowców i bankierów mogło prywatnie zabiegać o pokój, ma niewielkie lub żadne znaczenie i z pewnością nie pozwala na wniosek, że kapitalizm nie doprowadził do Wielkiej Wojny. Równie błędny byłby wniosek, że nazizm nie był w rzeczywistości antysemicki i nie odegrał żadnej roli w początkach Holokaustu, ponieważ całkiem sporo nazistów nie było osobiście antysemitami.
Również dlatego, że były za to odpowiedzialne aspiracje imperialistyczne, wojna, która wybuchła w 1914 roku, będąc w istocie konfliktem europejskim, przekształciła się w wojnę światową. Nie powinniśmy zapominać, że walki toczyły się nie tylko w Europie, ale także w Azji i Afryce. Podczas gdy wielkie mocarstwa walczyłyby ze sobą przede wszystkim i „w najbardziej widoczny sposób” w Europie, ich armie toczyły także bitwy na swoich posiadłościach kolonialnych w Afryce, na Bliskim Wschodzie, a nawet w Chinach. Wreszcie w Wersalu zwycięzcy podzielili się i zagarnęły nie tylko stosunkowo skromne łupy, jakie reprezentowały byłe kolonie Niemiec, ale zwłaszcza bogate w ropę naftową regiony Bliskiego Wschodu, które należały do Imperium Osmańskiego.
dr Jacques R. Pauwels
Autor jest pracownikiem naukowym Centrum Badań nad Globalizacją (CRG).
Za: https://www.globalresearch.ca/first-world-war-imperialism/5857486