Historia el.
- Autor: Leszek Stundis
- Odsłon: 13872
Tajemnica materii intrygowała człowieka od zarania dziejów. Już jońscy filozofowie przyrody odnajdywali w żywiołach takich jak woda, powietrze czy ogień pierwotny składnik świata przenikający wszystkie znane jej postacie.
Zwłaszcza ogień jako symbol wiecznej przemiany uważany był w większości starożytnych kultur za święty. Płonący w mrocznych cellach świątyń był przedmiotem nabożnej czci, a kapłani stale pilnowali by płonął, bowiem jego zgaśnięcie oznaczało koniec odwiecznej przemiany, jaka dokonuje się w świecie.
Metalurdzy i szarlatani
Od samego początku opanowania technologii wytopu metali metalurgowie i kowale cieszyli się poważaniem w swoim otoczeniu, które z zabobonnym lękiem podziwiało efekty ich okrytej tajemnicą pracy. Owi dawni mistrzowie pracujący w swych rozgrzanych warsztatach tworzyli bardzo często tajemne stowarzyszenia, których celem była ochrona sekretów obróbki metalu, przekazywanych z pokolenia na pokolenie tym, którzy okazywali się godni, aby być w nie wprowadzonymi.
Trudno dziś odpowiedzieć jak dawno narodziła się alchemia i co pierwotnie oznaczało owo pojęcie. Współcześni badacze kultury najczęściej przyjmują dwa znaczenia tego słowa. W wąskim, najbardziej rozpowszechnionym rozumieniu tego terminu alchemia oznacza wszelkie praktyki zmierzające do przemiany, czyli transmutacji jednych substancji w drugie, a zwłaszcza pospolitych metali w szlachetne kruszce, głównie złoto.
Istnieje jednak pogląd, że alchemia to cały filozoficzny sposób patrzenia na świat, wyrosły na gruncie najstarszych dociekań nad istotą natury. Pierwsze filozofie bowiem zakładały, że świat w naturalny sposób dąży do doskonałości, którą pojmowano jako mniej lub bardziej sprecyzowaną harmonię. Proces wytapiania, a następnie obróbki metali był przez starożytnych postrzegany jako przyspieszona przemiana od prymitywnych, bezładnych kawałków rudy do form coraz bardziej doskonałych. Przenosząc wyniki tych najstarszych obserwacji dotyczących metalurgii na całą rzeczywistość, łatwo sobie wyobrazić jak narodził się pogląd, który zakładał możliwość przyspieszenia owej ewolucji w kierunku wspomnianej harmonii. W chwili, kiedy pierwsi anonimowi twórcy rozpoczęli świadome eksperymenty zmierzające do przemiany jednej substancji w inne, narodziła się alchemia.
Praojciec alchemii
Tradycja uważa za ojca alchemii legendarnego, pierwszego z wielkich mędrców starożytności, Hermesa Trismegistosa, żyjącego ponoć około 3000 roku p.n.e. Od jego imienia utworzony został stosowany powszechnie po dziś dzień przymiotnik „hermetyczny”, oznaczający ni mniej ni więcej jak „szczelnie zamknięty”. W odniesieniu do wiedzy znaczy on tylko jedno: wiedzę niedostępną ogółowi, a zrozumiałą dla wtajemniczonych.
O wydawanych w średniowieczu traktatach alchemicznych zwykło się mówić jako o księgach hermetycznych, co podkreślała zresztą zawarta w nich bogata symbolika i pozornie niezrozumiały zapis treści.
Pierwsze historyczne wzmianki o rytuałach towarzyszących wytapianiu i przeróbce miedzi pochodzą z II tysiąclecia p.n.e. i związane są z semickimi kultami bóstw ognia, jak choćby Molochem. Grecy mieli osobnego patrona metalurgów i kowali w postaci niezbyt urodziwego syna Zeusa i Hery, Hefajstosa, który prawie nigdy nie opuszczał swej podziemnej kuźni. W Rzymie Hefajstos przybrał imię Wulkana i po dziś dzień słowo to oznacza kapryśną górę mogącą zalać mieszkających u jej podnóża ludzi deszczem ognia i lawą.
Te początkowe przekazy naukowo-religijne trudno zaliczyć do dzieł alchemicznych, choć, niewątpliwie, arystotelesowska koncepcja samodzielnego bytu, zwanego „substancją” oddziałała na wyobraźnię późniejszych alchemików. Dopiero jednak rzekome odnalezienie traktatów Hermesa Trismegistosa w pierwszych wiekach naszej ery przyczyniło się do ponownego zainteresowania tajemną wiedzą metalurgów.
Najstarsze, typowe zapiski alchemiczne zawarte zostały w tak zwanym papirusie z Lejdy pochodzącym z III wieku n.e. Głównymi jednak inicjatorami odrodzenia alchemii stali się Arabowie, którzy stworzyli ów termin. Zajmując ogromne połacie Azji Mniejszej i Afryki, mieli dostęp do mnóstwa pism starożytnych zapomnianych przez średniowieczną Europę. Jeden z największych uczonych arabskich z przełomu X i XI wieku, Awicenna, napisał w dziele „Księga wiedzy” (Kitab asz szifa), że „alchemia jest darem boga”.
Między magią, a nauką
Alchemicy przez cały czas poszukiwali tajemniczego proszku, zwanego poetycko kamieniem filozoficznym, który wsypany do dowolnego metalu byłby w stanie zainicjować proces transmutacji. Przez wiele stuleci sądzono, że jest on mieszaniną siarki, rtęci i arsenu, lub jak podają niektóre traktaty alchemiczne - bliżej nieokreślonej, „soli”.
Przez wieki bezskutecznie przeprowadzano tysiące eksperymentów, w wyniku których odkrywano najrozmaitsze związki chemiczne, tyle, że nie poszukiwany kamień.
W średniowieczu do grona wybitnych alchemików należeli Albert Wielki i Roger Bacon. Choć Kościół katolicki niechętnym okiem patrzył na praktyki alchemiczne, oficjalnie nigdy ich nie potępił.
W okresie renesansu wykształcił się cały przemysł alchemiczny, skupiający zarówno rzeczywistych badaczy, jak i nieprzebrane rzesze oszustów.
Wizja możliwości „produkowania” złota rozniecała wyobraźnię władców, którzy gotowi byli zapłacić każdą sumę za zgłębienie tajemnicy alchemicznej przemiany.
Do legendy przeszedł cesarz Rudolf II Habsburg. Choć rzymskokatolicka wiara nie pozwalała mu przyznawać się oficjalnie do zainteresowania alchemią, Rudolf II posiadał całą kolekcję przyborów potrzebnych alchemikom, tudzież magiczne kamienie z wygrawerowanymi znakami kabalistycznymi, korzenie mandragory, a nawet postać diabełka zamkniętego w kryształowym puzdrze. Jego zainteresowania nie kończyły się na transmutacji metali.
W XVI wieku pojawia się specyficzna odmiana alchemii, zwana jatrochemią, lub inaczej alchemią lekarską. Jej twórcą był szwajcarski lekarz Paracelsus, przemierzający w pierwszej połowie XVI wieku kraje europejskie i głoszący konieczność nowego spojrzenia na człowieka.
Paracelsus piętnował wprawdzie tradycyjnych alchemików i otwarcie wyśmiewał ich kamień filozoficzny, jednak jego metody również nie były pozbawione elementów magii.
Głoszony przezeń witalizm przyjmował istnienie w każdej żywej istocie niematerialnej siły życiowej niepoddającej się fizykalnemu badaniu. Choć zalecał medykom dokładną obserwację pacjentów i badanie procesów chemicznych zachodzących w ich organizmach, stosowane przez niego preparaty niewiele różniły się od związków popularnych wśród alchemików. Miedź, żelazo, antymon, sole rtęci i siarki były jego ulubionymi lekami. W wielu przypadkach okazywały się zresztą skuteczne, co nadało mu przydomek „cudotwórcy”.
Sławę Paracelsusa rozprzestrzenili w Europie jego uczniowie, a zwłaszcza jeden z nich - Martin Ruland, autor skompilowanego dziełka alchemicznego „Leksykon”. To właśnie on znalazł się na dworze Rudolfa II i zaraził go nowymi prądami w alchemii. Przede wszystkim wmówił władcy, że Paracelsusowi udało się wynaleźć eliksir wiecznej młodości i „laboratoryjnie” stworzyć miniaturowego człowieczka - homunculusa.
Trudno przyjąć, że Rudolf wierzył w podobne brednie. Nie ulega jednak wątpliwości, że jego nadwornemu alchemikowi żyło się dość wygodnie u boku władcy przepełnionego miłością do wszystkiego co miało diabelski posmak.
Mniej szczęścia miał jego „uczony” kolega Edward Kelley, który przez długi czas twierdził, iż zna sekret transmutacji. Rudolf II nigdy nie otrzymał obiecywanych mu przez sprytnego Anglika gór złota i w końcu nakazał uwięzić go w wieży. Keely’ego zgubiła prawdopodobnie zbytnia chciwość i obnoszenie się z łatwo zdobytym majątkiem. Niewykluczone też, że pozostawał na usługach dworu angielskiego w charakterze szpiega.
Podobny los spotkał wielu szarlatanów, z których najsłynniejszy był żyjący w drugiej połowie XVIII wieku włoski lekarz, podający się za „cudotwórcę”, Giuseppe Balsamo, znany lepiej jako Alessandro Cagliostro.
Trzeba jednak powiedzieć, że właśnie alchemicy przyczynili się do rozwoju współczesnej chemii. Ich pracom przypisuje się odkrycie fosforu, a także wyjaśnienie procesu produkcji porcelany. Wiele związków chemicznych, jak sole rtęci, arsenu, kwasy mineralne, czy woda królewska, także zawdzięcza swe „istnienie” ich dociekliwości. Współczesna chemia dowiodła zresztą możliwości uzyskania sztucznie złota, choć jej metody daleko odbiegły od stosowanych w średniowiecznej alchemii.
Leszek Stundis
Kalendarium:
III wiek n.e. - powstają najstarsze zapiski ściśle alchemiczne na Bliskim Wschodzie i w Egipcie (tzw. papirus z Lejdy)
VIII wiek - do Europy przedostają się pierwsze pisma alchemiczne za pośrednictwem arabskiego uczonego Gebera
X/XI wiek - Awicenna w swojej „Księdze wiedzy” zawiera wiele przepisów alchemicznych, choć nie dotyczą one transmutacji
XIII wiek - Roger Bacon w swoich dziełach Opus maius, Opus minus i Opus tertium zawiera całą ówczesną wiedzę, a wśród niej wiele informacji dotyczących przemian alchemicznych
1597 - Andreas Libavius wydaje słynny traktat Alchymia
1604 - najsłynniejszy alchemik polski, Michał Sędziwój, publikuje słynne dzieło Cosmopolitani novum lumen
1612 - umiera najwybitniejszy spośród władców, „mecenas” alchemików, cesarz Rudolf II Habsburg
XVII wiek - większość koncepcji alchemicznych upada, choć jeszcze w następnym stuleciu działają sprytni, sławni szarlatani; działają także jatrochemicy, którzy cieszą się nadal dużym powodzeniem
XX wiek - pojawia się moda na „alchemię współczesną”, doszukującej się nieznanej natury świata.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 546
Poniżej przedstawiamy czwartą część e-booka Robeta J. Burrowesa pt. Analiza historyczna globalnej elity: Plądrowanie światowej gospodarki, „aż „nic nie będziesz posiadać”. Pierwszą część - Historia globalnej elity (1) - zamieściliśmy w SN Nr 6-7/24, drugą - Kim jest globalna elita i jak działa? w SN Nr 8-9/24, a trzecią – System Rezerwy Federalnej USA w SN Nr 10/24. (red.)
Kolejnym krytycznym wydarzeniem w tym okresie było utworzenie Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) – jako „banku centralnego banków centralnych” – w 1930 r. Jak opisał profesor Carroll Quigley, BIS był zwieńczeniem wysiłków elitarnych bankierów mających na celu „stworzenie światowego systemu kontroli finansowej w rękach prywatnych, zdolnego do zdominowania systemu politycznego każdego kraju i gospodarki całego świata”.
Ale naciski rozpoczęły się wiele lat wcześniej, a zaangażowali się w nie Montagu Norman (Bank Anglii) i Benjamin Strong (pierwszy prezes Banku Rezerw Federalnych w Nowym Jorku). „W latach dwudziestych XX wieku byli oni zdeterminowani wykorzystać potęgę finansową Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, aby zmusić wszystkie główne kraje świata do przejścia na standard złota i operowania nim za pośrednictwem banków centralnych, wolnych od wszelkiej kontroli politycznej, przy czym wszystkie kwestie finansów międzynarodowych miały być rozstrzygane w drodze porozumień między tymi bankami centralnymi, bez ingerencji rządów”.
System ten miał być kontrolowany w sposób feudalny przez banki centralne świata działające w porozumieniu, na mocy tajnych porozumień zawieranych podczas częstych prywatnych spotkań i konferencji. Szczytem systemu miał być Bank Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei w Szwajcarii, prywatny bank będący własnością i kontrolowany przez światowe banki centralne, które same były prywatnymi korporacjami. Każdy bank centralny, w rękach takich ludzi jak Montagu Norman z Banku Anglii, Benjamin Strong z Banku Rezerwy Federalnej Nowego Jorku, Charles Rist z Banku Francji i Hjalmar Schacht z Reichsbanku, starał się zdominować swój rząd za pomocą swoich zdolność kontrolowania kredytów skarbowych, manipulowania kursami walutowymi, wpływania na poziom aktywności gospodarczej w kraju i wpływania na polityków spółdzielczych poprzez późniejsze korzyści ekonomiczne w świecie biznesu. BIS jako instytucja prywatna był własnością siedmiu głównych banków centralnych i był zarządzany przez szefów tych banków, którzy wspólnie tworzyli jego zarząd.
Ale Quigley zauważa:
Nie należy uważać, że ci szefowie głównych banków centralnych świata sami byli znaczącą siłą w światowych finansach. Nie byli. Byli raczej technikami i agentami dominujących bankierów inwestycyjnych w swoich krajach, którzy ich wychowali i byli w stanie ich obalić.
Istotna władza finansowa na świecie była w rękach bankierów inwestycyjnych (zwanych także bankierami „międzynarodowymi” lub „handlowymi”), którzy w dużej mierze pozostawali za kulisami w swoich własnych, nieposiadających osobowości prawnej bankach prywatnych. Utworzyli oni system międzynarodowej współpracy i dominacji narodowej, który był bardziej prywatny, potężniejszy i bardziej tajny niż system ich agentów w bankach centralnych.
Ta dominacja bankierów inwestycyjnych opierała się na ich kontroli nad przepływami kredytów i funduszy inwestycyjnych we własnych krajach i na całym świecie. Mogli dominować nad systemami finansowymi i przemysłowymi własnych krajów poprzez swój wpływ na przepływ bieżących funduszy w postaci pożyczek bankowych, stopę dyskontową i ponowne dyskontowanie długów handlowych; mogli dominować nad rządami poprzez kontrolę bieżących pożyczek rządowych i grę na giełdach międzynarodowych. Prawie cała ta władza była sprawowana przez osobisty wpływ i prestiż ludzi, którzy w przeszłości wykazali się zdolnością do przeprowadzenia udanych przewrotów finansowych, dotrzymywania słowa, zachowywania spokoju w czasie kryzysu i dzielenia się zwycięskimi okazjami ze swoimi wspólnikami. W tym systemie Rothschildowie dominowali przez większą część XIX wieku.(p.Tragedia i nadzieja: historia świata w naszych czasach , s. 242-3 i 245.)
Aby zapewnić, że ta wybrana grupa międzynarodowych bankierów będzie mogła działać bez jakiejkolwiek formy odpowiedzialności przed jakimkolwiek innym organem na świecie, artykuły 4 i 12 „Umowy w sprawie siedziby BIS ze Szwajcarią” szczegółowo określają zakres „przywilejów i immunitetów”, które, m.in. stanowią, że „Bank korzysta z immunitetu jurysdykcyjnego”, a „członkom Zarządu Banku wraz z przedstawicielami banków centralnych będących członkami Banku” przysługuje „immunitet od aresztowania lub pozbawienia wolności”. (p. „Umowa pomiędzy Szwajcarską Radą Federalną a Bankiem Rozliczeń Międzynarodowych w sprawie ustalenia statusu prawnego Banku w Szwajcarii” .)
Mówiąc wprost, BIS i jego członkowie są poza zasięgiem rządów, kluczowych organizacji międzynarodowych i praworządności. Nie odpowiadają przed nikim. I dlatego nigdy BIS nie został pociągnięty do odpowiedzialności za popełnienie zbrodni wojennych. (p. „Historia – BIS w czasie II wojny światowej (1939-48)” . Doskonały i szczegółowy opis Banku Rozrachunków Międzynarodowych można znaleźć w książce Adama LeBora Tower of Basel: The Shadowy History of the Secret Bank that Runs the World .
Poza tym, jak zauważa Anthony C. Sutton, ponieważ politycy sympatyzujący z kapitalizmem finansowym i naukowcy z pomysłami na kontrolę świata są utrzymywani zgodnie z systemem nagród i kar, „na początku lat trzydziestych XX wieku narzędziem przewodnim tego międzynarodowego systemu kontroli finansowej i politycznej” był BIS z siedzibą w Bazylei. BIS „kontynuował swoją pracę podczas II wojny światowej jako medium, za pośrednictwem którego bankierzy – którzy nie byli ze sobą w stanie wojny – kontynuowali wzajemnie korzystną wymianę pomysłów, informacji i planowania na powojenny świat”. Tylko w tym sensie wojna nie miała dla nich znaczenia. (p. Wall Street i Dojście Hitlera , s. 11-12.)
Tak więc, podczas gdy elity, w tym Rothschildowie, nadal kształtowały instytucje i wydarzenia, aby zrestrukturyzować porządek świata i uczynić go bardziej opłacalnym dla siebie, praktycznie wszyscy inni na świecie byli nieświadomą ofiarą ich tajnych programów, wielu kosztem własnego życia. Godnym uwagi wyjątkiem był amerykański generał dywizji Smedley Butler, który przynajmniej wyjaśnił kluczową rolę, jaką wojna odegrała w tworzeniu bogactwa elity. Po ponad trzydziestu latach służby odznaczony odznaczeniami w amerykańskiej piechocie morskiej Butler opisał później swoje doświadczenia w następujący sposób: „Przez większość czasu byłem wysokiej klasy mięśniakiem dla wielkiego biznesu, Wall Street i bankierów. Krótko mówiąc, byłem oszustem dla kapitalizmu. (p. „Generał dywizji Smedley Butler”.)
W swojej książce wydanej w 1935 roku napisał: „Wojna to oszustwo. Zawsze tak było. Jest to prawdopodobnie najstarsza, z pewnością najbardziej dochodowa i z pewnością najbardziej okrutna. Jest jedyną, w której zyski liczone są w dolarach, a straty w życiu. Prowadzona jest dla dobra nielicznych, kosztem bardzo wielu. Na wojnie kilku ludzi zbija ogromne fortuny. Następnie opisał niektóre osoby i korporacje, które osiągnęły ogromne zyski na I wojnie światowej. (p. Wojna to oszustwo.)
Robert J. Burrowes
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1881
Food History, czyli dzieje imperium z innej perspektywy
Prekursorem pracy badawczej nad rozmaitymi aspektami historii pożywienia jest prof. Maciej Kokoszko z Katedry Historii Bizancjum Uniwersytetu Łódzkiego, którego pierwsze teksty poświęcone żywności, a konkretnie daniom z ryb jadanym na przełomie późnego antyku i wczesnego Bizancjum, publikowane w czasopiśmie Eos, powstały u progu XXI stulecia. Ten początkowy okres zaowocował monografią Ryby i ich znaczenie w życiu codziennym ludzi późnego antyku i wczesnego Bizancjum (II–VII w.), wydaną w roku 2005.
W kolejnych latach prof. Kokoszko rozszerzył zakres podejmowanej tematyki, przyciągając jednocześnie młodszych zainteresowanych nią badaczy. Tytuły artykułów, które powstały w tym czasie i publikowane były zarówno w polskich, jak i zagranicznych specjalistycznych periodykach, dobrze ukazują zróżnicowanie zainteresowań osób wchodzących w skład tej nieformalnej grupy, rozwijających się w obrębie wspólnego pola badawczego, choć jednocześnie wskazują często na charakter dopiero wprowadzający do dalszych, pogłębionych studiów. Zarysowane zostały wówczas, między innymi, pewne kwestie związane z popularnymi napojami (również alkoholowymi) pitymi w rejonie wczesnobizantyńskiego Konstantynopola, takimi, jak piwo, wino i phouska, czyli woda zmieszana z octem winnym i aromatyzowana ziołami, ponadto z niektórymi warzywami i rodzajami mięs oraz dodatkami do potraw, jak sos karyke i luksusowa, wieloskładnikowa potrawa kand aulos, pochodząca z obszaru małoazjatyckiej Lidii.
Na stole i w medycynie
Po publikacji obszernego, przekrojowego rozdziału na temat jedzenia i picia w Bizancjum zamieszczonego w pracy zbiorowej pt. Konstantynopol – Nowy Rzym. Miasto i ludzie w okresie wczesnobizantyńskim (PWN, 2011), prof. Kokoszko z zespołem, którego rdzeń stanowili autorzy niniejszego artykułu, działający już w nowopowstałym interdyscyplinarnym centrum Ceraneum UŁ, zwrócił się ku szczegółowym badaniom poświęconym spożyciu i zastosowaniu w medycynie późnego antyku i Bizancjum zbóż i otrzymywanych z nich produktów – czyli absolutnej podstawy codziennego jadłospisu ówczesnych ludzi – oraz warzyw i mięsa.
W efekcie powstały dwie monografie (WUŁ, 2014) i seria kilkunastu artykułów, w których omówiona została rola pszenicy zwyczajnej, jęczmienia, płaskurki, samopszy, orkiszu, prosa, owsa, włośnicy ber, ryżu, żyta, kapusty, cebuli, sałaty, soczewicy i innych gatunków roślin, wreszcie mięs, wędlin i podrobów stosowanych w gastronomii i lecznictwie tego okresu.
W pracach tych udało się wykazać, że produkty spożywcze były na szeroką skalę wykorzystywane przez lekarzy jako hapla farmaka, czyli lekarstwa proste, niezłożone oraz częsty składnik syntheta farmaka, a więc lekarstw złożonych, wieloskładnikowych. W praktyce oznaczało to, że autorzy pism medycznych, zarówno wykształceni, zawodowi lekarze, jak i dobrze zorientowani w tematyce amatorzy, opisując praktyki terapeutyczne i dając swym czytelnikom zalecenia w celu powrotu do zdrowia, bądź zapobieżenia chorobie, musieli wiele miejsca poświęcić jedzeniu. Tym bardziej, że odpowiednia dieta (rozumiana jako zespół czynności koniecznych do zachowania równowagi humoralnej w ciele człowieka, a więc należytego, zależnego od wielu czynników, balansu między ilością krwi, flegmy, żółci i czarnej żółci) uważana była za klucz do zachowania dobrostanu ludzkiego organizmu.
Z jednej strony mamy więc u autorów takich jak Galen czy Orybazjusz, rozbudowane opisy właściwego przygotowania i stosowania pewnych dań, które uważano za znakomite leki. Przykładem niech będzie ptisane.
Była to szeroko rozpowszechniona w świecie grecko-rzymskim i w czasach Bizancjum pożywna zupa, niekiedy tak gęsta, że przypominała papkę. Przyrządzano ją najczęściej z kaszy jęczmiennej i moglibyśmy porównać ją do polskiego krupniku, który również, w zależności od naszych chęci, może być rzadszy, albo treściwszy. Do smaku dodawano czasem sól, nasiona roślin strączkowych, zieleninę, buraki, mięso, ale można też było ugotować słodką wersję, dolewając do garnka wina zmieszanego z miodem.
Ptisane określana była przy tym jako uniwersalny pokarm dla chorych, który nawilża organizm, oczyszcza go ze złych substancji, odżywia. Z tej racji zalecano ją, między innymi, w przypadku występowania różnych typów gorączek, przy dolegliwościach układu oddechowego, a także problemach z układem trawiennym wymagających zastosowania lewatyw, a zewnętrznie, jako składnik kataplazmów na dolegliwości o różnej etiologii.
Rozległe właściwości prozdrowotne przypisywano też niektórym gatunkom roślin jadalnych. Dobrym przykładem jest tu kapusta, warzywo tanie i powszechnie w owych czasach znane. W literaturze medycznej antyku i czasów Bizancjum poświęcono jej tak wiele miejsca, że można odnieść wrażenie, iż traktowano ją nieomal jak panaceum. Zalecano jeść ją nie tylko po ugotowaniu, w tym także w zupach, ale nawet na surowo, na przykład maczaną w occie i jako składnik sałatek. Wiemy też, że nadziewano nią mięsiwo, między innymi, prosięta.
W medycynie – znów ograniczymy się do podania jedynie kilku przykładów – wykorzystywano jej właściwości przeczyszczające, a jednocześnie potrafiono przygotować ją przez wielokrotne gotowanie tak, by miała działanie zgoła odwrotne i spowalniała pracę układu trawiennego. Jedzenie jej surowej miało pomagać na zapalenia stawów i dnę moczanową, gotowanej – na gruźlicę płuc.
Sok kapuściany zakraplano do oczu, a trzymany w jamie ustnej zwalczać miał obrzęki i owrzodzenia gardła. Kapustę stosowano też zewnętrznie. W formie okładów pomagała przy gojeniu się ran i owrzodzeń skóry. Autorzy zauważyli też, że jej konsumpcja pomaga zwalczyć uciążliwe skutki nadmiernego spożycia wina.
Melancholia i czarna żółć
Głębokie oddziaływanie na antyczną i bizantyńską praktykę medyczną i dietetykę wspomnianej już teorii humoralnej – obecnej, siłą rzeczy, zarówno w tych, jak i późniejszych publikacjach działającej w Katedrze Historii Bizancjum i w Ceraneum grupy – dobrze ukazuje następujący przykład: oto mięsa takie jak wołowina, baranina, koźlina i dziczyzna uznawane były za melancholiczne. Innymi słowy uważano, że po ich zjedzeniu wzmaga się w organizmie produkcja czarnej żółci, a zatem zaburzona może zostać kluczowa dla zdrowia równowaga humoralna. W tym przypadku autorzy naszych źródeł informowali, że grozi to gorączką, pojawieniem się nowotworów, a nawet trądu.
Aby uniknąć niebezpieczeństwa należało, ich zdaniem, jeść mięso młodych zwierząt ze wspomnianych czterech grup, po nim bowiem nie powstawało tyle czarnej żółci. Mięso takie trzeba było długo dusić, dzięki czemu miękło, nie tracąc swej naturalnej soczystości, a tym samym zapewniało właściwe trawienie.
Dalsze badania łódzkiej grupy bizantynologów zaowocowały kolejnym tomem poświęconym znaczeniu jajek, mleka i przetworów mlecznych w ars coquinaria i medycynie w okresie od I w. n.e. do VII w. n.e. (WUŁ, 2016). Mocną stroną wszystkich książek (podobnie jak wcześniejszych publikacji) jest baza źródłowa złożona z oryginalnych starogreckich tekstów, z których lwia część nie była pod tym kątem analizowana i wciąż nie została przetłumaczona na żaden język nowożytny i opracowana naukowo.
Chodzi tu przede wszystkim o potężny korpus traktatów medycznych, będący, z racji szerokiego wykorzystywania w ówczesnym lecznictwie produktów spożywczych, bezcenną skarbnicą informacji o zwyczajach żywieniowych żyjących wtedy ludzi. Tworzą ten zbiór liczne pisma Galena (II/III w. n.e.), który był jednym z najbardziej płodnych literacko twórców całej starożytności, oraz dzieła autorów, takich jak Dioskurydes (I w. n.e.), Orybazjusz (IV w. n.e.), Aecjusz z Amidy (VI w. n.e.), Aleksander z Tralles (VI w. n.e.) czy Paweł z Eginy (VII w. n.e.).
Wykłady i degustacje
Ostatnie lata przyniosły w łódzkich badaniach nad zwyczajami kulinarnymi Bizantyńczyków przede wszystkim zwrot w kierunku pogłębionych studiów nad trzema zagadnieniami. Była to enologia autorów pism medycznych, pogłębiona analiza VI-wiecznego przekazu Antimusa zawartego w jego De observatione ciborum oraz badanie dorobku Ojców Kościoła z perspektywy Food History. W 2019 r. w poświęconym Bizancjum dodatku historycznym ukazującym się przy jednym z czołowych polskich tygodników łódzcy badacze bizantyńskiej sztuki kulinarnej zamieścili popularnonaukowy, zdecydowanie lżejszy w swym charakterze tekst pt. „Za stołem nad Bosforem”, chcąc uprzystępnić swoją pracę szerszemu, niż tylko specjalistyczne, gronu odbiorców.
Zainteresowanie Food History w łódzkim ośrodku bizantynologicznym nie ogranicza się tylko do prowadzenia badań i publikowania ich wyników. Drugą stroną aktywności osób związanych z Katedrą Historii Bizancjum i Centrum Ceraneum UŁ jest organizacja wydarzeń o charakterze naukowym i popularnonaukowym.
W przypadku tych pierwszych na czoło wysuwa się coroczna, międzynarodowa, interdyscyplinarna konferencja Colloquia Ceranea odbywająca się od roku 2019, na której jeden z paneli tematycznych poświęcony jest zawsze historii jedzenia i medycyny. Ponadto naukowcy zrzeszeni w centrum Ceraneum prezentowali wyniki swoich badań na zagranicznych uczelniach, między innymi, na Międzynarodowym Kongresie Mediewistycznym w Leeds (2017) oraz organizowanej w Tours cyklicznej konferencji naukowej promującej badania nad historią pożywienia Convention Internationale d’Histoire et des Cultures de l’Alimentation (2018, 2019).
Jeśli zaś chodzi o imprezy popularyzatorskie, to podzielić je można na te o charakterze teoretycznym i praktycznym. Odbywały się bowiem nie tylko liczne wykłady otwarte z pogranicza historii medycyny, gastronomii i dietetyki (a więc dziedzin przenikających się w badanej epoce), ale też przygotowanie i degustacje przysmaków przyrządzanych na podstawie antycznych przepisów liczących ponad półtora tysiąca lat.
Początkowo były to sporadyczne pokazy zainicjowane przez prof. Kokoszkę dla grupy entuzjastów z Uniwersytetu Łódzkiego, które ze względu na szybko rosnącą popularność wśród społeczności akademickiej przerodziły się w cykliczne wydarzenia (Jedz, pij i wesel się…, Palce lizać? Kulturowe przygody kulinariów). Dodajmy, że ceranejskie pokazy dwukrotnie odbyły się też w gościnnych murach Uniwersytetu św. św. Cyryla i Metodego w Wielkim Tyrnowie, a degustacje, które organizowane były we współpracy z Kołem Młodych Klasyków działającym przy Katedrze Filologii Klasycznej UŁ stały się jedną z atrakcji łódzkiego uniwersyteckiego Festiwalu Nauki, Techniki i Sztuki.
Podczas tych imprez można było próbować współczesnych interpretacji antycznych i bizantyńskich specjałów, na przykład pieczonego tuńczyka, szynki w cieście, nadziewanych oliwkami kurcząt, serowych ciasteczek obsypanych makiem i dzisiejszych odpowiedników ówczesnych sosów, jak słynne garum. Niektóre spotkania miały charakter warsztatów, podczas których uczestnicy mogli spróbować swych sił w przygotowywaniu przekąsek.
Sztuka kulinarna, lecznictwo i życie codzienne w zbiorach książnicyNie można wreszcie nie wspomnieć o systematycznie poszerzanej kolekcji książek poświęconych sztuce kulinarnej, lecznictwu i, szerzej, życiu codziennemu opisywanego z perspektywy spraw stołu gromadzonych w księgozbiorze Ceraneum (mieszczącym się w Bibliotece Uniwersytetu Łódzkiego) od początku funkcjonowania jednostki.
W okresie dziesięciu lat udało się zebrać kilkadziesiąt tytułów skatalogowanych w działach obejmujących pozycje z zakresu historii medycyny, życia codziennego i, osobno, źródeł. Czytelnicy mają tym samym do dyspozycji bazę, na którą składają się najważniejsze nowości pojawiające się na międzynarodowym rynku wydawniczym, jak również starsze publikacje.
Dzięki aktywności naukowej zespołu zgłębiającego tajniki antyczno-bizantyńskiej sztuki kulinarnej (oraz ściśle z nią związanej ars medica) centrum Ceraneum stopniowo umacnia swoją pozycję wśród innych krajowych i zagranicznych ośrodków akademickich specjalizujących w badaniach nad Food History, a co ważniejsze, tworzy z wolna sieć kontaktów z naukowcami z europejskich uczelni, które w przyszłości mogą zaowocować wspólnymi projektami badawczymi.
* * *
W części historiografii poświęconej starożytności i nierozerwalnie związanym z nią dziejom Bizancjum obserwujemy od kilku dziesięcioleci wzrost zainteresowania niedocenianym wcześniej polem badawczym jakim jest historia pożywienia, to znaczy tego, co jadano, w jakich ilościach i proporcjach to robiono, w jaki sposób przyrządzano, jakie zwyczaje towarzyszyły konsumpcji, jak wyglądała technologia żywności, jakie istniały przesądy i stereotypy związane z jedzeniem itd.
Ten przybierający na sile nurt historiografii, reprezentowany przez badaczy takich jak Johannes Koder, John Wilkins czy Ilias Anagnostakis, wpisuje się w pewne szersze zjawisko. Dotyczy ono coraz częściej podejmowanych przez współczesnych historyków wysiłków, mających na celu przybliżenie rzeczonych zagadnień w odniesieniu do różnych okresów (a niekiedy odwrotnie – całości) dziejów. Ta gałąź nauki określana jest często zbiorczo jako Food History.
Krzysztof Jagusiak, Zofia Rzeźnicka
Centrum Badań nad Historią i Kulturą Basenu Morza Śródziemnego i Europy Południowo-Wschodniej im. prof. Waldemara Cerana (Ceraneum) jest pozawydziałową interdyscyplinarną placówką naukowo-badawczą, oficjalnie powołaną 7 lutego 2011 r. decyzją Senatu Uniwersytetu Łódzkiego
Foto 1:
Konferencja studencko-doktorancka „Kim jest Romajos?”, Łódź 24–26.IV.2014; demonstracja, połączona z degustacją przekąsek, rodem z antyku i czasów Bizancjum, przyrządzonych przez prof. Macieja Kokoszko
Fot. ze zbiorów Ceraneum
Foto 2
Wykład prof. Macieja Kokoszko nt. „Świat antycznej kuchni” podczas XII Festiwalu Nauki, Techniki i Sztuki w Łodzi; prelegent (na pierwszym planie) przygotowuje sos na podstawie receptur pochodzących ze starożytnych źródeł greckich
Fot.: Krzysztof Jagusiak
Foto 3
Okładka czasopisma Byzantina Lodziensia, publikowanego przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego; numer zawiera tekst „Dietetyka i sztuka kulinarna antyku i wczesnego Bizancjum (II–VII w.)”, cz. I, „Zboża i produkty zbożowe w źródłach medycznych antyku i wczesnego Bizancjum (II–VII w.)”, autorzy: M. Kokoszko, K. Jagusiak, Z. Rzeźnicka
Foto 4
Okładka kolejnego numeru Byzantina Lodziensia, tym razem publikowanego pod hasłem: „Dietetyka i sztuka kulinarna antyku i wczesnego Bizancjum (II–VII w.)”, cz. II, „Pokarm dla ciała i ducha”, red. M. Kokoszko
- Autor: Leszek Stundis
- Odsłon: 2384
Kontrowersyjny Nobel (3)
Od czasu porozumienia w Camp David niewiele się tak naprawdę zmieniło na Bliskim Wschodzie. Może tylko to, że zostało otwarte przejście graniczne w Taba i świątobliwi Żydzi znaleźli możliwość obejścia surowych izraelskich przepisów dotyczących hazardu i zaczęli korzystać z przygranicznego kasyna…
Nobliści - Menachem Begin i Anwar as-Sadat - mieli swoje pięć minut, ale wkrótce o nich zapomniano, a nawet pojawiły się głosy krytyczne, co do zasadności przyznania im Pokojowej Nagrody Nobla.
Palestyńczycy i ich intifada raz po raz dawały dotkliwie znać o sobie niczym ropiejący wrzód, który trzeba było w końcu przeciąć. Nad tym jak tego dokonać zastanawiali się zarówno premier Izraela Icchak Rabin (1922-1995) jak i jego zaufany minister spraw zagranicznych Szimon Peres (1923-2016). Mniej skłonny do rozwiązywania napiętych stosunków był przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jasir Arafat (1929-2004), który musiał się liczyć z niechęcią fanatyków we własnym ugrupowaniu do jakichkolwiek rozmów z Żydami.
Szimon Peres (Szimon Perski) przyszedł na świat w międzywojennej Polsce w Wiszniewie, małym miasteczku na Kresach Wschodnich, w którym leniwe życie kręciło się wokół małych interesów, plotek i synagogi, a na bazarze rozbrzmiewał śpiewny chór, w którym przeważał rosyjski, jidysz i hebrajski. Jego ojciec, Icchak Perski, był dość obrotnym handlarzem starzyzną, natomiast matka miejscową bibliotekarką, dzięki czemu wyniósł z dzieciństwa ogładę i pewne wykształcenie. Z kolei jego dziadek, rabin, wpoił mu surowe zasady religii mojżeszowej. Po latach przyszły prezydent Izraela wspominał, że choć rodzice nie byli zbyt religijni, on dzięki dziadkowi stał się heredi (ortodoksyjny) i gdy pewnego razy przyłapał ich na słuchaniu radia w szabas zniszczył „siejący zgorszenie odbiornik”.
Rodzinie nie wiodło się najlepiej. W 1932 Perski wyjechał do Mandatu Palestyny i po dwóch latach ściągnął do siebie rodzinę. Była to zapewne najmądrzejsza decyzja w jego życiu, gdyż pozostali w Polsce krewni padli ofiarą holokaustu.
W 1947 roku, jako żarliwemu syjoniście, powierzono mu funkcję „zaopatrzeniowca” paramilitarnej Hagany w broń, a już pięć lat później, w niepodległym Izraelu, został dyrektorem ministerstwa obrony odpowiedzialnym za zakup broni dla armii.
Od tego czasu prowadził niejasne interesy z Francją, która stała się duchem opiekuńczym młodego państwa żydowskiego, dostarczając mu czołgów, samolotów i innych akcesoriów, niezbędnych do prowadzenia wojny.
Skuteczny desant w Strefie Kanału Sueskiego wzmocnił pozycję Izraela jako lokalnego mocarstwa.
Zaufani członkowie sztabu armii izraelskiej zaczęli snuć fantastyczne marzenia o własnej broni nuklearnej, a Peres wydawał się człowiekiem zdolnym do ich urzeczywistnienia. W II połowie lat 50. udało mu się w tajemnicy zorganizować ośrodek badawczy na pustyni Negew, który oficjalnie był … fabryką włókienniczą, tyle, że bardzo pilnie strzeżoną. Po cichu zakupił od zaprzyjaźnionych Francuzów niewielki reaktor, a następnie, doprowadził do powstania ściśle zakonspirowanego Naukowego Biura Łączności (Lakam), które przejęło od Mosadu (wywiadu cywilnego) i Amanu (wywiadu wojskowego) kontrolę nad realizacją programu nuklearnego Izraela.
Zaniepokojony prezydent USA przestrzegł w 1960 państwo Izrael przed podjęciem prób budowy własnego potencjału śmiercionośnej broni, co stało się powodem rezygnacji legendarnego przywódcy i premiera Izraela Dawida Ben Guriona.
Peres nie dawał jednak za wygraną i z pokerową miną zaprzeczał, aby rząd Izraela miał zamiar stworzyć własny potencjał atomowy. Miał jednak pewien problem. Jego agenci nie mogli oficjalnie zakupić uranu, a bez niego marzenia o własnej bombie były mrzonką. Zatrudnił zatem bystrego chłopaka Rafiego Eitana, który wcześniej zyskał uznanie jako dowódca porywaczy Adolfa Eichmanna z Argentyny. Powierzył mu zdobycie cennego materiału, nie informując o tym nawet szefa Mosadu Issera Harela.
Bystry chłopak stanął na wysokości zadania. Od szemranej amerykańskiej firmy NUMEC z Pensylwanii nabył cenny surowiec, a kiedy rządy i organizacje międzynarodowe zaczęły zadawać niewygodne pytania, Izrael bez zaproszenia wszedł tylnymi drzwiami do „klubu atomowego”.
Nie obyło się przy tym bez przykrości. Dość boleśnie odczuli skutki działań izraelskich Amerykanie, gdy wyszło na jaw, iż pewien oficer wywiadu marynarki USA Jonathan Pollard szpiegował na rzecz ich bliskowschodniego sojusznika. W 1986 LAKAM został rozwiązany, ale Izrael osiągnął już status jedynego mocarstwa w regionie.
Poufne rozmowy z Mahmudem Abbasem w sierpniu 1993 roku w Oslo, zaowocowały podpisanym w Waszyngtonie rok później porozumieniem w obecności prezydenta Billa Clintona. Izrael reprezentowali premier Icchak Rabin i szef dyplomacji Szimon Peres, a stronę palestyńską Jasir Arafat.
W Izraelu jednak zawrzało, gdyż wiele środowisk uznało je za akt zdrady, o czym wkrótce przekonał się Rabin zastrzelony przez fanatycznego studenta Yigala Amina.
Jego śmierć otworzyła natomiast Peresowi drogę do stanowiska szefa rządu. Premier Peres kontynuował politykę swego poprzednika. W 1996 w ramach operacji „Grona gniewu” zbombardował obozy Hezbollahu w Libanie, ale nie zlikwidował zagrożenia zamachami terrorystycznymi ze strony tej organizacji.
W 2008, już czasie swojej prezydentury, otrzymał od brytyjskiej królowej Elżbiety II order św. Michała i św. Jerzego.
Porozumienie z Oslo, Pokojowa Nagroda Nobla, a następnie poufne rokowania z przedstawicielami syryjskiego dyktatora al-Asada, których owocem miała być ewakuacja wojsk izraelskich ze Wzgórz Golan wzbudziły nienawiść skrajnych żydowskich nacjonalistów do Rabina. Zginął od kul zamachowca podczas wiecu na Placu Królów Izraela w Tel Awiwie w pewien jesienny wieczór 1995 roku.
Ani wojskowa kariera, ani afera z jego żoną Leą, która złamała prawo, otwierając „ciche” kontro zagraniczne, nie zaszkodziły wizerunkowi Rabina. Po jego śmierci wiele ulic i szkół zostało nazwanych jego imieniem, a dzień zamachu stał się dniem pamięci narodowej.
Jasir Arafat przeszedł zupełnie inną drogę bojową. Pochodził z kupieckiej rodziny, ale w młodości czasem cierpiał biedę, więc jego ojciec oddał go na wychowanie do egipskiej gałęzi rodziny swojej żony. Z Egiptem jego związki były bardzo silne. Tutaj zdobywał pierwsze konspiracyjne szlify jako przemytnik broni dla rozmaitych ugrupowań arabskich, tu rozpoczął studia na inżynierii lądowej, a w 1948 pospieszył w szeregi koalicyjnych wojsk muzułmańskich, które chciały w zarodku zdusić rodzące się państwo Izrael.
W 1949 powrócił na uczelnię i po siedmiu latach studiów otrzymał upragniony dyplom. Świeżo upieczony inżynier po raz kolejny wyruszył na wojnę - tym razem jako podporucznik armii egipskiej w obronie strefy Kanału Sueskiego, którą zajęli izraelscy komandosi. Na studiach poznaje dwóch późniejszych współpracowników Salaha Chalafa (Abu Ijada) i Chalila al-Wazira (Abu Dżihada), z którymi zakłada nielegalną, na poły terrorystyczną organizację Al-Fatah (Walka). Obaj zresztą giną w zamachach, pierwszy z rąk swoich pobratymców myślących inaczej, drugi zastrzelony w Tunisie przez izraelskie komando.
Po kolejnej klęsce Arabów opuszcza Egipt i zaczyna prowadzić działalność polityczną w Syrii. Ze względu bezpieczeństwa stale przenosi się z miejsca na miejsce, tak więc z tego okresu wzięło się powiedzenie, że „Arafat nigdy nie sypia w tym samym łóżku więcej niż jedną noc”.
W 1964 tworzy Organizację Wyzwolenia Palestyny (OWP) i już wtedy rozpoczyna intensywną działalność polityczną, stopniowo odchodząc od terroru na rzecz bardziej cywilizowanych metod działania.
Mieszka i działa w Jordanii, ale wkrótce ją musi opuścić z powodu wmieszania się w wewnętrzne sprawy tego kraju. W Jordanii niemal milionowa mniejszość palestyńska tworzy prawdziwe państwo w państwie, okazując lekceważenie królowi i jego administracji. Członkowie jej milicji otwarcie noszą broń i nawołują do zniszczenia izraelskiego sąsiada, co spotyka się jawnym sprzeciwem władz.
Arafat przenosi się do Libanu, ale tutaj akurat trwa wojna domowa i też nie jest zbyt chętnie widzianym gościem. Wrzesień 1970 roku przynosi wiele ofiar i sprawa palestyńska na jordańskiej ziemi wydaje się przegrana. Dla upamiętnienia tego wydarzenia fanatyczni aktywiści zakładają terrorystyczną organizację „Czarny Wrzesień”, który jest odpowiedzialny za masakrę izraelskich sportowców na igrzyskach olimpijskich w Monachium w 1972 roku.
Jego zaangażowanie przynosi jednak pewne efekty. W 1974 roku OWP uzyskuje status obserwatora przy ONZ, a jej przywódca jako pierwszy przedstawiciel organizacji pozarządowej przemawia na forum Zgromadzenia Ogólnego.
W późniejszych latach prowadzi ożywioną działalność polityczną, choć liczne akty terroru ze strony różnych odłamów OWP nie wykluczają jego sprawstwa. Ponownie na emigracji, tym razem w Tunezji, choć podróżuje po wielu krajach arabskich. W 1988 ogłasza powstanie niepodległego Państwa Palestyńskiego i staje na jego czele jako prezydent. Jednocześnie rezygnuje z żądania przywrócenia Arabom Palestyny w granicach dawnego Mandatu Brytyjskiego, a więc uznaje istnienie Izraela.
Kolejnym potknięciem politycznym jest poparcie irackiej agresji na Kuwejt w 1991, kiedy to naraża się na bojkot większości arabskich krajów, potępiających Saddama Husajna. Prowadzi jednak tajne rozmowy pokojowe z wysłannikami Izraela, w wyniku których zostaje podpisane porozumienie w Oslo, a on sam otrzymuje Pokojową Nagrodę Nobla…
W 1995 powraca do Strefy Gazy i zwycięża w wyborach prezydenckich w Autonomii Palestyńskiej. Umiera w 2004, niewykluczone, iż otruty polonem 210.
Przez całe swoje burzliwe życie wzbudzał skrajne emocje. Raz postrzegany był jako terrorysta, autor zamachów i porwań samolotów, innym razem jako mąż opatrznościowy i jeden z architektów pokoju na Bliskim Wschodzie. Nie jest do końca jasne za iloma stał zamachami, ani o ilu wiedział. Pokoju też nie udało mu się zbudować i jeszcze ta jego zagadkowa śmierć we francuskim szpitalu wojskowym...
Obrońca środowiska
Albert Arnold Gore (ur. 1948) dowiódł, jak szeroko można rozumieć pojęcie „utrwalania pokoju i redukcji armii”. Urodzony w zamożnej rodzinie przez całe swoje życie realizował dwie pasje: polityczną i przyrodniczą.
Jego tatuś, Albert senior, był znanym politykiem ze stanu Tennessee, wieloletnim senatorem i kongresmanem z partii demokratów. Syn kontynuował tę tradycję i, jak na dobrego Amerykanina przystało, odbył dwuletnią służbę w Wietnamie. Nie narażał się zbytnio na kule Wietkongu, gdyż jego bronią było… pióro, a „macierzystą jednostką” dział prasowy.
Ukończył studia na renomowanym Uniwersytecie Harvarda, broniąc pracy dyplomowej na temat wpływu telewizji na kampanie prezydenckie. Jako polityk należał do konserwatywnych demokratów. Ostro występował przeciwko liberalizacji prawa do aborcji, a także głośno zwalczał tych, którzy starali się ograniczyć prawo do posiadania broni.
Po zdobyciu niezbędnych politycznych szlifów w Senacie, Kongresie i na stanowisku wiceprezydenta USA, w 2000 roku uzyskał upragnioną nominację demokratów na pretendenta do prezydenckiego fotela. Pech chciał, że jego kontrkandydatem był George Bush junior, syn popularnego prezydenta Georga Busha seniora. Kolejny pech, że obaj kandydaci prowadzili bardzo wyrównaną kampanię i na samym finiszu doszło do decydującego starcia o elektorskie głosy w stanie Floryda. Coś tam się nie zgadzało. Głosy należało przeliczyć ponownie, słowem - powstał galimatias. W sprawę wmieszał się gubernator stanu, a był nim … brat kandydata republikanów Jeb Bush.
W końcu Sąd Najwyższy rozstrzygnął wątpliwości na korzyść Busha juniora, mętnie tłumacząc swoją decyzją tym, iż prawo nie powinno działać wstecz. Utarło się wówczas powiedzenie, że można mieć mniej głosów i wygrać wybory, a prasa obnażyła słabość amerykańskiej ordynacji wyborczej.
Po porażce Gore poświęcił się swoim dociekaniom klimatycznym i w 2006 roku wydał książkę Niewygodna prawda o zagrożeniach czyhających na naszą planetę ze strony efektu cieplarnianego. Szybko została zekranizowana, a w 2007, 7 lipca, z inicjatywy niedoszłego prezydenta odbyły się na całym świecie koncerty w ramach projektu Live Earth. Z wielką pompą, z udziałem wybitnych artystów, wśród których znalazła się Madonna i jej, napisany specjalnie na tę okazję, przebój Hey You. Trzy miesiące później otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.
Gore nie zapomniał również o Polsce. W innej książce Ziemia na krawędzi umieścił wzruszającą opowieść o polskich dzieciach zwożonych do kopalni w obawie przed skażeniem na … powierzchni naszego kraju. A kanarki, występujące w tej powiastce, miały jakoby swym świergotem ostrzegać przed plagą zanieczyszczeń…
I choć groteskowa wizja naszego kraju nijak się miała do rzeczywistości, dzieło „dyżurnego ekologa świata” trafiło na listę bestsellerów magazynu „New York Times”, a Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu przyznał jej autorowi doktorat honoris causa…
Cud mniemany
Barack Hussein Obama (ur. 1961) pierwszy ciemnoskóry prezydent USA urodził się na Hawajach, choć fakt ten był wielokrotnie kwestionowany przez jego przeciwników. Jego ojciec, rodowity Kenijczyk, pochodził z plemienia Luo i przybył do USA na studia, matka zaś była rodowitą Amerykanką o angielsko- irlandzkich korzeniach z domieszką krwi indiańskiej.
Rodzice niedługo tworzyli zgodne stadło. Rozwiedli się, gdy mały Barack był maleńki, a następnie wstąpili ponownie związki małżeńskie, dzięki czemu przyszły prezydent miał sporą gromadkę przyrodniego rodzeństwa. Przez kilka lat mieszkał w rodzinnym kraju ojczyma - Indonezji i nawet nauczył się tamtejszego j języka.
Podczas studiów prawniczych na Harvardzie został pierwszym czarnoskórym redaktorem naczelnym renomowanego pisma „Harvard Law Review”, a od 1993 do 2004 wykładał prawo konstytucyjne na uniwersytecie prawniczym w Chicago.
Polityczną karierę rozpoczął w 2004 udanym startem do Senatu USA. Już wtedy jego obsesją stała się reforma służby zdrowia, która gwarantowałaby ubezpieczenie i opiekę medyczną każdemu obywatelowi USA oraz zmiana systemu podatkowego, korzystnego dla najbogatszych. Także polityka imigracyjna wymagała, jego zdaniem, zmian.
Pierwszym aktem prawnym, za który był odpowiedzialny była Ustawa o odciążeniu, bezpieczeństwie i promocji demokracji w Demokratycznej Republice Kongo. Ujawnił się wtedy jego talent do owijania istoty sprawy w gładkie i niewiele znaczące ogólniki.
Obama zresztą interesował się światem, o czym mogły świadczyć jego liczne podróże do Europy Wschodniej, Afryki i na Bliski Wschód, kiedy jeszcze uczestniczył w pracach senackiej komisji spraw zagranicznych. Podczas spotkań towarzyszyli mu agenci Secret Service, gdyż obawiano się, że kolorowy polityk padnie ofiarą zamachu.
Kampania prezydencka w 2008 nie obyła się bez skandali. Największy z nich dotyczył przyjaźni Baracka Obamy z kontrowersyjnym pastorem Zjednoczonego Kościoła w Chrystusie Jeremiahem Wrightem, który publicznie głosił, że Ameryka zasłużyła na zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 roku oraz śpiewał „Boże, przeklnij Amerykę”. Jego pogląd, że biali rzymscy żołnierze ukrzyżowali czarnego Jezusa również nie przysparzał sympatii kolorowemu kandydatowi do fotela w Białym Domu, toteż nominat szybko rozstał się z tą podejrzaną kongregacją.
W polityce zagranicznej nowy prezydent kontynuował politykę swoich poprzedników divide et impera (dziel i rządź), a nawet zaostrzył jej kurs, jeśli zgodzić się z poglądem o znaczącym amerykańskim udziale w Arabskiej Wiośnie Ludów i w konsekwencji powstaniu Państwa Islamskiego.
„Demokratyczny” Obama nie zlikwidował więzienia w bazie Guantanamo na Kubie, w której przetrzymywani są nie tylko terroryści, ale nawet osoby podejrzane o kontakty z nimi bez żadnego wyroku sądowego, w uwłaczających warunkach, nawet po kilkanaście lat. Czyste bezprawie.
Odmówił podpisania Traktatu ottawskiego o zakazie stosowania min przeciwpiechotnych, za to zwiększył wydatki na armię. Jego myśliwce i drony zabijają nie tylko fanatycznych bojowników, ale także, a może przede wszystkim, ludność cywilną, w tym kobiety i dzieci.
W stosunku do Rosji prowadzi dość pokrętną grę pozorów, mając na uwadze tylko interes swego kraju. Nic więc dziwnego, że nie interesuje go tacza antyrakietowa w Polsce czy krajach bałtyckich.
A jednak w 2009 roku „za wysiłki w celu ograniczenia światowych arsenałów nuklearnych i pracę na rzecz pokoju na świecie” został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla.
Żart? Nie, ponura prawda.
Kto następny?
Komu w najbliższych latach zostaną wręczone medal, dyplom i pokaźna sumka pieniędzy za ratowanie rodzaju ludzkiego przed samym sobą? Nawiedzonemu przywódcy religijnemu, stetryczałemu politykowi czy zagorzałemu obrońcy mniejszości seksualnych? A może którejś z organizacji terrorystycznych, jeśli łaskawie zwolni zakładników, zniesie niewolnictwo, albo poniecha jakże widowiskowej praktyki ścinania głów. Poczekamy, zobaczymy…
Leszek Stundis