Ochrona środowiska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3396
W majowym numerze Spraw Nauki – Nr 5/18 pisaliśmy (Walka o surowce schodzi na dno) o szybko rozwijających się w ostatnich latach badaniach dna morskiego i planach – a także pierwszych działaniach – jego eksploatacji przez niektóre państwa. Poruszyliśmy w pierwszej kolejności aspekt ochrony środowiska mórz i oceanów, na co zwrócił uwagę prof. Jan Marcin Węsławski z Instytutu Oceanologii PAN („Przed wejściem do sklepu z porcelaną”).
W tym numerze wracamy do tematu od strony geograficzno-geologicznej i prawnej, a piszą o tym naukowcy z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Szczecińskiego: prof. US Teresa Radziejewska i dr hab. Kamila Mianowicz.(red.)
Ostatnia granica poznawania Ziemi
Jeśli popatrzymy w atlasie (czy w Google Maps) na odwzorowanie kuli ziemskiej, łatwo dostrzeżemy wszechobecny kolor błękitny – barwę przedstawiającą obszary morskie. Jest on wszechobecny z uzasadnionych przyczyn, bowiem ok. 71% całkowitej powierzchni Ziemi (ok. 510 mln km2) zajmują morza i oceany. A więc dno oceaniczne to najrozleglejsze środowisko naszej planety.
Fizyczna mapa powierzchni Ziemi pokazuje też, że powierzchnia lądowa – kontynentów i wysp – ukształtowana jest w sposób bardzo urozmaicony, niziny sąsiadują ze wzniesieniami, a te mogą występować jako niewielkie pagórki lub jako łańcuchy stromych i wysokich gór.
Ukształtowania dna morskiego nie zobaczymy jednak w zwykłym atlasie, jednakże doświadczenie tysięcy lat żeglowania po morzach mówiło żeglarzom, że nie wszędzie jest jednakowo płytko – że im dalej od lądu, tym głębokości są większe.
Dopiero jednak ostatnie mniej więcej dwieście lat i specjalne badania, (które same w sobie są fascynującą historią), dały pewne pojęcie, jak naprawdę wygląda rozkład głębokości w morzach i oceanach. I okazało się, że rejony płytkowodne, przybrzeżne, najlepiej znane ludziom i najpełniej wykorzystane, stanowią jedynie niewielki ułamek całkowitej powierzchni dna mórz i oceanów. Znacznie większą powierzchnię (z grubsza biorąc ok. 80%) zajmuje dno obszarów głębokowodnych.
Pod głęboką wodą
Obszary głębokowodne definiuje się w dwojaki sposób: jedna z definicji (topograficzna) mówi, że obszary głębokowodne rozciągają się poza rejonami szelfu kontynentalnego, a więc dna morskiego przylegającego do wybrzeży kontynentów i na ogół bardzo łagodnie opadającego na większe głębokości aż do osiągnięcia granicy mniej więcej 200 m głębokości, kiedy ta zaczyna bardzo szybko się zwiększać.
Druga definicja natomiast (hydrograficzna) zakłada, że o obszarach głębokowodnych mówimy, gdy mamy do czynienia z akwenami o głębokościach przekraczających 1000 m. Na tej granicy we wszystkich oceanach występuje tzw. stała termoklina, czyli warstwa wyraźnej zmiany temperatury. Definicja hydrograficzna jest znacznie częściej stosowana, również dlatego, że działalność człowieka koncentruje się przede wszystkim na głębokościach płytszych niż 1000 m.
Wiemy więc, że głębie morskie stanowią trzy czwarte powierzchni oceanów, ale – żeby zacytować Sylvię Earle, znaną amerykańską badaczkę mórz – lepiej znamy powierzchnię Księżyca niż to, jak wygląda dno oceaniczne.
Jednak z każdym rokiem, z każdą ekspedycją oceaniczną zbliżamy się do tej „ostatniej granicy” poznania Ziemi – małymi fragmentami i niejako skokowo odkrywamy ukształtowanie dna oraz warunki panujące na dużych i największych głębokościach, także życie biologiczne w tych rejonach.
Warunki środowiskowe w obszarach głębokowodnych są na tyle niezwykłe dla nas, mieszkańców lądów, że określa się je często jako ekstremalne. Na czym polega ta ekstremalność? Przy stopniowym zanurzaniu się na coraz większe głębokości, widzialność systematycznie spada z powodu coraz mniejszego dopływu światła. Na pewnym poziomie – właśnie na głębokościach ok. 1000 m - światło zanika zupełnie, panuje kompletna ciemność. Jest to tzw. strefa afotyczna. Jest tu również zimno – pod wspomnianą termokliną temperatura gwałtownie spada, by przy dnie osiągnąć wartości ok. 1-2oC.
I wreszcie najbardziej może istotny czynnik stanowiący o ekstremalności głębin oceanicznych dla człowieka – ciśnienie hydrostatyczne. Wzrasta ono wraz z głębokością o 1 atmosferę (1 bar) na każde 10 m głębokości. Wyobraźmy sobie więc ciśnienie panujące na głębokościach rzędu 3 – 4 tysięcy metrów!
To wysokie ciśnienie hydrostatyczne wymaga od organizmów zasiedlających głębiny specyficznych adaptacji fizjologicznych, których poznawanie odsłania nam ich mechanizmy przystosowawcze do takich warunków życia.
Jednocześnie tak wysokie ciśnienie wymaga odpowiedniego dostosowania przyrządów obserwacyjnych i pomiarowych oraz pojazdów podwodnych, załogowych i bezzałogowych, dzięki którym pozyskujemy informacje o środowisku głębinowym.
Ulubioną „zabawą” badaczy w czasie rejsów w rejony głębokowodne jest „produkcja” swoistych suwenirów, polegająca na opuszczaniu na dno styropianowych kubków (na ogół specjalnie ozdobionych i opisanych) i wyciąganie tych samych kubków, tylko że już znacznie skurczonych wskutek działania ciśnienia.
Prądy przydenne są na ogół bardzo powolne, choć zdarzają się epizody tzw. sztormów przydennych, dużego przyspieszenia ruchu wody nad dnem.
Cenne osady
Dno głębin oceanicznych pokrywa specyficznie, na ogół strefowo, zróżnicowany materiał zwany osadem dennym, powstały wskutek gromadzenia się, powoli i w ciągu milionów lat, cząstek różnego pochodzenia opadających w toni wody. Tempo akumulacji osadu (przyrostu grubości warstwy osadzającego się materiału) oceniane jest przez geologów na 0,1 – 1 mm na tysiąc lat (dla porównania, w płytkich rejonach przybrzeżnych, np. we wschodniej części Bałtyku, tempo akumulacji osadu może wynosić nawet do 3 cm na rok).
Tak nagromadzony osad to przede wszystkim iły i glinki, materiał drobnoziarnisty i bardzo miękki. W pewnych rejonach głębokowodnych spotkamy również krańcowo inne pokrycie dna – materiał twardy, występujący w postaci litej (choć bynajmniej nie gładkiej) skały lub twardych naskorupień, bądź jako fragmenty twardego materiału rozrzuconego na miękkim osadzie, tzw. konkrecje polimetaliczne. To jeden z typów cennych surowców zalegających na dnie oceanu.
Głębie oceaniczne obejmują pewne charakterystyczne obszary siedliskowe o unikalnych cechach środowiskowych. Jednym z nich są równie abysalne – rozległe, pozornie mało urozmaicone topograficznie obszary dna na głębokościach przekraczających 3000 m.
Kontrastuje z nimi fascynujący element topografii dna wszystkich oceanów, jakim są tzw. grzbiety śródoceaniczne, czyli podwodne łańcuchy silnych wypiętrzeń dna na podobieństwo łańcuchów górskich. Ich powstanie i trwanie wiąże się z procesami sejsmiczno-tektonicznymi pod dnem morskim, we wnętrzu Ziemi, a powstają na styku oddziaływujących na siebie krawędzi płyt litosferycznych tworzących powierzchnię Ziemi.
W wielu rejonach grzbiety śródoceaniczne pokryte są złożami innego cennego zasobu oceanicznego – siarczków polimetalicznych.
Oazy, gujoty, rafy i rowy
Biologom grzbiety śródoceaniczne odkryły jedne z najbardziej niezwykłych ekosystemów na Ziemi – zespoły unikalnych, nigdzie indziej niespotykanych organizmów gromadzących się wokół tryskających spod powierzchni dna „gejzerów” płynu hydrotermalnego.
Odkrycie tych „oaz hydrotermalnych” w latach 70-tych XX w. zalicza się do przełomowych momentów w historii poznawania środowiska przyrodniczego globu ziemskiego i bardzo silne jest dążenie do poddania ich ochronie prawnej.
Istnieją również pojedyncze wzniesienia nad dnem, występujące jako tzw. góry podmorskie, z których wiele ma charakterystyczną formę ze spłaszczonym wierzchołkiem – są to tzw. gujoty. Zbocza szeregu z nich pokrywa gruba skorupa skalna, często zawierająca cenne surowce mineralne w postaci tzw. naskorupień kobaltonośnych.
Wiele gór podmorskich jest miejscem występowania głębokowodnych raf koralowych, niezwykle ciekawych, unikalnych i cennych zespołów organizmów stowarzyszonych z gatunkami koralowców zaadaptowanych do życia w niskich temperaturach, w wodach pozbawionych światła. Niektóre z tych głębokowodnych raf koralowych poddano już ochronie prawnej.
I wreszcie najgłębsze miejsca na Ziemi – rozpadliny w dnie oceanicznym zwane rowami morskimi, od dawna interesujące oceanografów, a od niedawna coraz intensywniej eksplorowane. Rów Mariański na Pacyfiku mieści w sobie najgłębsze miejsce na Ziemi, Głębię Challenger (10 916 m wg bezpośredniego pomiaru z pojazdu podwodnego), do której Amerykanin James Cameron dotarł w marcu 2012 r. swoim pojazdem podwodnym „Deep Challenger”.
Choć dzięki postępowi technologicznemu i doskonaleniu metod zbierania informacji wiemy już coraz więcej, głębie oceaniczne, z racji swej rozległości, pozostają nadal najmniej poznaną częścią Ziemi. Wiemy jednak, że w żadnym wypadku nie są to pozbawione życia pustynie. Wręcz przeciwnie, są zasiedlone przez niesłychanie różnorodne formy żywych organizmów, ich zespoły i zbiorowiska. Większości z nich ręka ludzka nie dotknęła, wiele z nich oko ludzkie już zobaczyło – ale ogromnie wiele jest jeszcze do odkrycia.
Teresa Radziejewska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 38
Naukowcy ostrzegają przed nadchodzącą globalną zimą spowodowaną erupcjami wulkanów.
Jako przykład wulkanolodzy podali wydarzenia z 1816 roku w Europie i Ameryce Północnej, kiedy w czerwcu ludzie nosili zimowe ubrania, a w środku lata padał śnieg. Przyczyny tego zjawiska – roku bez lata - ustalono dopiero w 1920 roku, kiedy naukowcy znaleźli dowody, iż tak chłodne lato na północy kuli ziemskiej było związane z erupcją wulkanu Tambora w Indonezji w 1815 roku.
Była to jedna z największych erupcji wulkanu w historii ludzkości - wulkan Tambora wypuścił do atmosfery 100 km3 popiołów. Naukowcy twierdzą, że późniejsze zmiany klimatyczne w Stanach Zjednoczonych i Europie przerodziły się w tzw. zimę wulkaniczną. Według przybliżonych szacunków średnia temperatura na świecie spadła wówczas o jeden stopień.
W 1883 równie katastrofalna była erupcja wulkanu Krakatau w Indonezji – uznana za jedną z największych klęsk żywiołowych w dziejach ludzkości. Wybuch miał siłę ok. 200 megaton trotylu, a do atmosfery dostało się 46 tys. km3 pyłów, które pokryły 70% powierzchni globu.
Obecne pokolenie pamięta wybuch wulkanu Pinatubo na Filipinach w 1991 r. Doszło wówczas do erupcji 15 milionów ton popiołu i gazu, co spowodowało czasowe schłodzenie Ziemi o pół stopnia.
A dzisiaj w Europie budzi się niebezpieczny wulkan Pola Flegrejskie w rejonie Neapolu. Skutki jego erupcji mogą dotknąć 3 miliony ludzi.
Ostatnie doniesienia z kolei wskazują, że budzi się też wulkan Yellowstone – jeśli doszłoby do jego erupcji, do atmosfery przedostałoby się 2 mld ton siarki i ponad 1000 km3 skał i popiołu wulkanicznego. To spowodowałoby zimę wulkaniczną na całym globie.
Amerykańscy wulkanolodzy spodziewają się wulkanicznej katastrofy w bieżącym stuleciu, zauważając, że dla współczesnego świata ochłodzenie będzie poważniejsze. Zdaniem prof. Marcusa Stoffela z Uniwersytetu Genewskiego, kolejna tak potężna erupcja doprowadzi do prawdziwego „chaosu klimatycznego”, stąd uznano, że konieczne jest opracowanie algorytmów działania na całym świecie na wypadek takiej katastrofy.
Ale nie tylko erupcje wulkanów mogą spowodować chaos klimatyczny - w 2025 roku ludzkość stanie w obliczu poważnych klęsk żywiołowych, które mogą zmienić oblicze Ziemi. Przewiduje to heliofizyk Scott William Mackintosh.
Według niego, planetę nawiedzą powodzie i huragany. Ziemię czekają także podwodne erupcje wulkanów, które mogą wyrządzić poważne szkody ekosystemowi, a także stabilności gospodarczej wielu krajów.
Inne przewidywania Mackintosha obejmują wzrost aktywności geomagnetycznej wraz z końcem aktywności słonecznej i początkiem szczytu cyklu Hale'a.
Z kolei klimatolodzy Leonard Ohenhen i Manuchehr Shirazi w rozmowie z Nature przyznali, że świat wkrótce stanie w obliczu niezwykłych upałów i topniejących lodowców, co może doprowadzić do zalania części amerykańskich miast, a także powodzi w Bhutanie, Chinach i Nepalu.
Wcześniej 44 czołowych klimatologów planety zwróciło się do przywódców krajów nordyckich z ostrzeżeniem o nieuchronnej katastrofie spowodowanej załamaniem się kluczowych prądów na Oceanie Atlantyckim. Atlantycka południkowa cyrkulacja wywrotna (AMOC) włącza Prąd Zatokowy i transportuje ciepło na półkulę północną. Jednak wiele badań wykazało spowolnienie AMOC w wyniku globalnego ocieplenia.
Zdaniem naukowców taka zmiana w cyrkulacji oceanicznej miałaby niszczycielskie i nieodwracalne konsekwencje. W tym przypadku, według ich prognoz, pierwszy i najsilniejszy cios spadnie na północną Europę – Danię, Szwecję, Norwegię, Islandię i Finlandię. Oczekuje się, że w tym regionie nastąpi znaczne ochłodzenie i bardziej ekstremalne warunki pogodowe.(red)
Za: https://life.ru/p/1715311
https://news.rambler.ru/tech/53985663/?utm_content=news_media&utm_medium=read_more&utm_source=copylink
oraz: https://www.m24.ru/news/obshchestvo/24122024/755482
- Autor: red.
- Odsłon: 5135
Dyrektorzy parków narodowych nie zadbali o uregulowanie stanu prawnego zarządzanych przez siebie terytoriów. Rozbieżności dotyczą m.in. określenia powierzchni terenów objętych ochroną. Bałagan w statusach prawnych gruntów może grozić niespodziewanymi roszczeniami wobec Skarbu Państwa.
- Autor: red.
- Odsłon: 4917
W 2011 roku WWF obchodzi podwójne urodziny: światowe - 50-lecia i polskie - 10-lecia, kiedy to rozpoczął działania na rzecz utworzenia Biebrzańskiego Parku Narodowego i ochrony obszarów wodno-błotnych.