Ochrona środowiska
- Autor: red.
- Odsłon: 2629
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 4396
Nietoperze od zawsze budziły w ludziach lęk i zainteresowanie. Przypisywano im wszystko co złe i demoniczne, oskarżano o żywienie padliną oraz krwią dzieci i dziewic. Ich nocny i bardzo skryty tryb życia wzbudzał nieufność.
Dziś nadal nie wiemy o nich wszystkiego, a absurdalne mity pozostają wciąż żywe. Jak chociażby ten, że nietoperze wkręcają się we włosy. W Polsce żyje 25 gatunków i wszystkie są chronione.
Latające myszy
Nietoperze są jedynymi zdolnymi do aktywnego lotu ssakami. Mimo, iż bywały nazywane latającymi myszami, z gryzoniami nie mają nic wspólnego. Analizy genetyczne sugerują, że rząd ten (Chiroptera, inaczej rękoskrzydłe) wyodrębnił się dość gwałtownie pod koniec późnej kredy. Najstarsze skamieniałości nietoperzy odkryto w stanie Wyoming w USA. Ich wiek oszacowano na 52 miliony lat! Kolejne, sprzed 47 milionów lat, odnaleziono w Niemczech. W oparciu o analizę ich skamieniałej zawartości żołądkowej stwierdzono, że były owadożercami – głównie żywiły się ćmami i chrząszczami.
Nie bez powodu w sztuce demony i wampiry zazwyczaj posiadają błoniaste skrzydła. Niezwykła budowa skrzydeł nietoperzy, zupełnie niepodobnych do ptasich, w ludziach budziła grozę. Błona lotna rozpięta jest wzdłuż ciała, pomiędzy przednią i tylną kończyną, czasami także między nogami. Przednia kończyna zakończona jest wystającym poza błonę pazurkiem, którym zwierzęta łapią i przenoszą do pyszczka owady. Specjalna budowa tylnej kończyny umożliwia nietoperzom zwisanie do góry nogami bez wysiłku mięśni (i tym samym zużycia energii). W takiej pozycji odpoczywają i zapadają w sen zimowy. Niektórym zdarza się wisieć nawet po śmierci. I o ile w przypadku ważącego 2 gramy osobnika nietrudno to sobie wyobrazić, o tyle zwisająca z gałęzi rudawka wielka (Pteropus giganteus) stanowi nie lada widowisko. Długość ciała tego gatunku może osiągać nawet 32 centymetry, przy wadze 1,5 kilograma i rozpiętości skrzydeł do 170 centymetrów. Jest to największy ze znanych 1100 gatunków nietoperzy, nazywany już nie latającą myszą, ale latającym psem lub lisem.
Budowa skrzydeł nietoperzy zapewnia im dużą zwrotność i szybkość – niektóre gatunki potrafią lecieć z prędkością prawie 100 km/h! Oprócz tego, zwierzęta te dobrze pływają i chodzą, a nawet biegają w bok jak kraby (potrafią to m.in. nietoperze wampiry). Analiza skamieniałości wykazała, że zdolność lotu wykształciła się u tych ssaków w pierwszej kolejności, a dopiero później nabyły one umiejętności echolokacji. I mimo iż głównie z tym nam się kojarzą, nie wszystkie nietoperze jej używają.
Diabelsko dokładny obraz przestrzeni
Oprócz błoniastych skrzydeł, nietoperz niewątpliwie kojarzy się nam z wydatnymi uszami, dzięki którym „widzi”. U większości gatunków spowodowało to uwstecznienie zmysłu wzroku. Jedynie gatunki nie korzystające z echolokacji nadal mają doskonale wykształcone oczy (na przykład wspomniana już owocożerna rudawka wielka).
Echolokacja zapewnia nietoperzom doskonałą orientację w przestrzeni i sprawne zdobywanie pokarmu. Wyprodukowane przez zwierzę dźwięki o wysokiej częstotliwości (ultradźwięki) odbijają się od potencjalnej przeszkody lub ofiary i powracają do właściciela w postaci echa. Odbite wibracje pozwalają nietoperzom ocenić odległość oraz trajektorię ruchu, na przykład napotkanego owada.
Polujący nietoperz emituje średnio 5-10 impulsów na sekundę. Po odebraniu sygnału o niedalekiej obecności pokarmu liczba impulsów zwiększa się. Nietoperz nie spuszcza owada… z ucha. Co ciekawe, poszczególne gatunki charakteryzują się unikatowymi sygnałami, dzięki czemu doświadczony chiropterolog potrafi zidentyfikować gatunek tylko po wydawanych przez osobnika dźwiękach.
Zróżnicowane menu
Nie wszystkie nietoperze żywią się owadami. Owadożernych jest około 70% gatunków (w tym wszystkie obecne w Polsce), pozostałe wybierają głównie owoce, a w dalszej kolejności nektar i pyłki. Trzy gatunki nietoperzy Desmodontinae zamieszkujących Amerykę Południową odżywiają się krwią ptaków i ssaków.
Dieta nietoperzy sprawia, że są to bardzo pożyteczne zwierzęta. Jeden osobnik potrafi w ciągu nocy zjeść nawet 3000 komarów! Z kolei gatunki tropikalne zapylają ponad 500 gatunków roślin (m.in. bananowce), a wiele nasion z owoców roślin budujących lasy deszczowe wydalane są w odchodach w znacznej odległości od miejsca ich spożycia.
Z kolei guano nietoperzy, gromadzące się w zamieszkiwanych przez nie jaskiniach, znajduje zastosowanie jako naturalny nawóz. W XIX wieku Boliwia i Chile toczyły nawet o nie… wojnę! Guano stanowi też ważny składnik prochu strzelniczego (w produkcji saletry) i podobno wykorzystywane było w trakcie wojny secesyjnej.
Niestety, nietoperze stanowią również rezerwuar wścieklizny. Szczególnie niebezpieczne okazuje się to w przypadku wampirów, które żywią się krwią zwierząt (wyłącznie stałocieplnych) w sposób niespostrzeżony. Ostrymi zębami nacinają skórę, zlizując (a nie ssąc!) spływającą krew. Ich ślina, dzięki zawartych w niej antykoagulantach, działa znieczulająco i spowalnia krzepnięcie krwi. Nietoperze wampiry są jednak bardzo rodzinnymi i altruistycznymi zwierzętami. Nie wszystkim członkom stada udaje się codziennie najeść, mogą jednak liczyć na współtowarzyszy i nie grozi im głodówka. Przeżycie stada zależy bowiem od przeżywalności poszczególnych osobników. Wampiry dzielą się zdobyczą z kolegami, którzy mieli akurat mniej szczęścia w polowaniu.
Czy nietoperz mocno śpi?
Nietoperze są zwierzętami termofilnymi – lubią ciepło. Na swoje kryjówki wybierają zatem przytulne i nagrzane słońcem strychy czy bliskie okolice gorących kominów, gdzie tłoczą się całą kolonią, przytulając się do siebie. Dlatego też większość gatunków zamieszkuje tropiki, a w klimacie umiarkowanym spotkać można przedstawicieli tylko dwóch rodzin, mroczkowatych (Vespertilionidae) i podkowcowatych (Rhinolophidae), charakteryzujących się największą plastycznością termiczną.
Zimą, gdy dostępność pokarmu jest bardzo słaba (owady w niskich temperaturach są nieaktywne), nietoperze klimatu umiarkowanego zapadają w hibernację. W tym czasie temperatura ich ciała zostaje obniżona o ponad 30 stopni, procesy życiowe ulegają spowolnieniu, a do przeżycia wykorzystywane są jedynie zapasy tłuszczu, zgromadzone w trakcie intensywnego jesiennego żerowania.
Większość gatunków zimuje na miejscu, w lokalnych jaskiniach, piwnicach, fortach czy nawet dziuplach. Są jednak i takie, które migrują w cieplejsze regiony Europy w poszukiwaniu bardziej dogodnych lokalizacji na sen zimowy. Zdarza się, że hibernację spędzają nawet 2000 kilometrów od domu!
W trakcie snu zimowego najwięcej zapasów tłuszczu zużywanych jest na krótkie przebudzenia, podczas których nietoperze gaszą pragnienie i czasem zmieniają kryjówkę. Niestety, przebudzenie może być również wynikiem nadmiernego hałasu, wzrostu temperatury otoczenia, dotyku lub światła. Za każdym razem zwierzę podnosi temperaturę ciała, zużywając olbrzymie ilości energii. Nadprogramowe przebudzenia doprowadzają zatem do niepotrzebnego wykorzystania zapasów tłuszczowych, a w konsekwencji do śmierci głodowej. Pamiętajmy o tym, jeśli natrafimy na zimującą kolonię!
Warto też zauważyć, że mimo iż czas godów ma u nietoperzy miejsce późnym latem i jesienią, samice regulują czas zapłodnienia i rozwój potomstwa. Nasienie przechowywane jest przez całą zimę w drogach rodnych samicy, a do zapłodnienia dochodzi dopiero wiosną.
Nietoperze oszczędzają energię także latem. Wtedy strategia opiera się na wielokrotnym, krótkotrwałym zapadaniu w odrętwienie (tzw. torpor) w czasie wypoczynku lub niesprzyjających do żerowania warunkach (m.in. podczas długotrwałych, silnych opadów deszczu). Stan ten podobny jest do hibernacji, trwa jednak tylko kilka godzin lub dni, a metabolizm nie ulega tak znacznemu spowolnieniu jak w przypadku snu zimowego.
Chrońmy je!
W Chinach nietoperz jest symbolem szczęścia. Nietoperze są też popularnym symbolem heraldycznym, nawiązującym do uskrzydlonego smoka. Umieszczano je w wielu herbach, głównie hiszpańskich, ale również francuskich, niemieckich czy kolumbijskich. Niestety, niszczenie ich siedlisk czy stosowanie w ochronie drewna budowlanego toksycznych insektycydów i fungicydów doprowadziły do znacznego spadku liczebności tych niezwykłych latających ssaków. Są to zwierzęta bardzo pożyteczne i pozostaje mieć nadzieję, że ochrona czynna pozwoli na powolny, aczkolwiek stabilny wzrost ich populacji. Najważniejsza jest jednak edukacja społeczeństwa, która uświadomi, że nietoperze nie są naszymi wrogami, lecz sprzymierzeńcami w walce z komarami.
Joanna Stojak
Dr Joanna Stojak jest pracownikiem naukowym Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 818
W grudniu 2023 r. zakończyła się 28. Konferencja stron Konwencji klimatycznej, czyli COP28. Podobnie jak w wielu wcześniejszych przypadkach politycy ogłosili sukces, a nawet przełom w walce ze zmianą klimatu. Deklaracje te wydają się równie przedwczesne jak wcześniej. Minęło już ponad 30 lat od uchwalenia wspomnianej konwencji klimatycznej, a roczna emisja gazów cieplarnianych nie tylko nie maleje, ale cały czas rośnie i to w szybkim tempie.
Zagrożenia związane ze zmianą klimatu
Klimat może się zmieniać z przyczyn naturalnych lub w wyniku oddziaływania człowieka. Większość badań naukowych wskazuje, że za obecną zmianę klimatu odpowiedzialny jest człowiek poprzez emisję gazów cieplarnianych, tj. głównie dwutlenku węgla, podtlenku azotu i metanu. Antropogeniczne emisje należy traktować jako czynnik przeważający szalę i powodujący wybicie ziemskiego klimatu ze stanu względnej równowagi i skierowanie go na ścieżkę gwałtownego ocieplenia.
Według klimatologów zmiany, które obecnie obserwujemy są wielokrotnie szybsze niż te, które towarzyszyły ostatniej epoce lodowcowej. Wtedy doszło do masowego wymierania gatunków. Obecnie również je obserwujemy, ale to nie jest jedyny efekt zmiany klimatu. W literaturze jest wiele pozycji opisujących skutki zachodzących procesów klimatycznych. Prowadzą one do wniosku, że w wyniku zmiany klimatu na większości obszaru Ziemi warunki życia dla człowieka ulegną zdecydowanemu pogorszeniu.
W tym kontekście należy wymienić gorszy dostęp do pożywienia i wody, większe ryzyko występowania gwałtownych zjawisk meteorologicznych, w tym tych o znacznej sile niszczącej, rosnące zagrożenie rozprzestrzenianiem się nowych i istniejących chorób, zwłaszcza na obszarach i wśród gatunków niedostosowanych do ich zwalczania, rosnące koszty życia (transport, budownictwo, ubezpieczenia, itp.) i wiele innych. Procesy te najprawdopodobniej nie będą zachodzić gwałtownie, lecz stopniowo – będziemy powoli gotować się jak żaby w garnku, aż będzie za późno na reakcję. Biorąc pod uwagę, że problem ma charakter globalny, ucieczka w inne bezpieczne obszary i strefy klimatyczne jest ograniczona, a więc nawet nie ma dokąd uciec z przysłowiowego gotującego się garnka.
Najprawdopodobniej bogate kraje w większym stopniu będą w stanie pozwolić sobie na dostosowanie się do nowych warunków, np. poprzez wzrost zużycia energii w procesach klimatyzacji, ale z pewnością staną się one celem powszechnej migracji z regionów ubogich, wywołanej czynnikami ekonomicznymi (brak środków do życia w danym regionie) lub środowiskowymi (brak lub bardzo utrudnione warunki przetrwania w danym regionie). W praktyce doprowadzić to może do destabilizacji istniejących społeczeństw w skali całego globu.
A może jednak da się powstrzymać zmianę klimatu?
Pesymizm w zakresie możliwości powstrzymania zmiany klimatu jest coraz większy. Wynika on z obserwacji zmian, które zachodzą w świecie. W 2018 r. Międzyrządowy Panel ds. Zmiany Klimatu (IPCC) opublikował raport, w którym wskazywał, że wzrost średniej temperatury na Ziemi o 1,5°C ponad temperaturę sprzed epoki industrialnej spowoduje nieodwracalne szkody klimatyczne. Dane za 2023 r. wskazują, że ta granica była już wielokrotnie przekroczona. Były to incydentalne przypadki, a nie trwały trend, ale pokazują one, że czasu na reakcję i ograniczenie zmiany klimatu już nie ma.
Nawet gdybyśmy w 2024 r. gwałtownie ograniczyli emisję gazów cieplarnianych (GHG) i osiągnęli tzw. neutralność klimatyczną (to pojęcie oznacza, że dany obszar emituje ilość GHG liczoną w ekwiwalencie CO2 równą zdolności tego obszaru do pochłaniania GHG liczonych tą samą metodą) to i tak średnia temperatura na Ziemi rosłaby ze względu na bezwładność procesów klimatycznych. To oznacza, że o zatrzymaniu się na poziomie +1,5°C możemy już tylko pomarzyć. Zgodnie z Porozumieniem paryskim z 2015 r. taka neutralność ma być osiągnięta dopiero w połowie wieku. Dotyczy to tylko państw sygnatariuszy porozumienia, ale na szczęście reprezentują oni przeważającą większość ludzkości.
Najbardziej ambitne jednostki, jak np. UE, chcą zrealizować cel neutralności klimatycznej do 2050 r., inne, np. Chiny i Ukraina, do 2060 r. Przez ten czas stężenie GHG w atmosferze będzie nadal rosło, być może coraz wolniej, ale trendu malejącego nie należy się spodziewać przed 2030 rokiem.
Podpisanie Porozumienia paryskiego nie oznacza automatycznej realizacji złożonej obietnicy, ponieważ dokument ten nie zawiera kar związanych z niewywiązaniem się ze zobowiązań. Przykładem swobodnego podejścia do tego jest postawa USA, które podpisały ten dokument w 2016 r., następnie wystąpiły z porozumienia, aby w 2021 r. do niego powrócić. Ponowna elekcja Donalda Trumpa na prezydenta może spowodować kolejną zmianę. Również innym krajom zdarzało się mieć poważne potknięcia na tej drodze. Wystarczy wspomnieć, że UE również zawiesiła część przepisów w związku z wojną na Ukrainie.
W grudniu 2023 na COP28 zapowiedziano całkowite odejście od węgla w energetyce do 2050 r. Jednakże w 2022 r. na świecie budowano około 190 elektrowni węglowych, a kolejne 290 było w planach. Średni cykl życia takiej instalacji to 35 lat, czyli znacznie więcej, niż zostało nam do połowy stulecia. Można założyć, że planowane instalacje nie powstaną, ale wiele z tych, które są budowane zostanie ukończonych. Czy należy się spodziewać, że zostaną wyłączone przed czasem? Raczej jest to wątpliwe. W ich miejsce musiałyby powstać inne instalacje zapewniające dostęp do energii, które mogłyby być szybko zbudowane i przyłączone do sieci, a ponadto musiałyby być odpowiednio tanie, aby państwa było na nie stać.
A co z tymi, które powstały w ostatnich latach? W praktyce, nawet jeśli nowe projekty nie ruszą, to można zakładać, że co najmniej 10% emisji obecnych elektrowni węglowych będzie w użyciu. Ponadto rozwiązania przyjęte podczas COP28 nie uwzględniają emisji pochodzącej z gospodarstw domowych, gdzie węgiel jest wykorzystywany do ogrzewania pomieszczeń. W efekcie to wątpliwe porozumienie to kropla w morzu potrzeb. A najważniejszym z tego wnioskiem jest konieczność poważnego myślenia nie tylko o ograniczaniu emisji, ale również o adaptacji do zmieniającego się klimatu.
Skąd się bierze nieskuteczność polityki klimatycznej?
W obecnych warunkach realizacja celów Porozumienia paryskiego i COP28 wydaje się bardzo trudna. Rzeczywiste wysiłki redukcyjne ponosi niewiele państw, a nawet w przypadku tych najbardziej ambitnych, np. UE, uważa się, że ponoszony wysiłek jest niewystarczający do osiągnięcia długookresowych celów. Z tego powodu politykę klimatyczną należy uznać za nieskuteczną.
Powstaje więc pytanie – co powoduje jej brak skuteczności. W mojej opinii należy wyróżnić trzy grupy czynników, które wzajemnie zazębiają się. Należą do nich uwarunkowania: polityczne, gospodarcze i społeczne. Każdą z tych grup można szeroko opisywać. Poniżej wskazałem tylko najważniejsze czynniki.
W kontekście uwarunkowań politycznych problemy występują zarówno na płaszczyźnie międzynarodowej, jak i wewnętrznej. Polityka międzynarodowa opiera się na konsensusie i dobrej woli państw, które są skłonne do ponoszenia wyrzeczeń. W praktyce świat trzeciej dekady XXI w. jest daleki od współpracy. Doświadczenia pandemii Covid-19, wojna na Ukrainie oraz napięcia na linii USA – Chiny to podstawowe czynniki powodujące narastającą nieufność pomiędzy państwami i regionami. W praktyce globalizacja spowolniła i bardziej przybiera kształt integracji regionalnej. W ten sposób trudniej jest rozwiązać problemy wymagające zgody całego świata. Ponadto uwaga najważniejszych aktorów jest skupiona na innych problemach.
Na płaszczyźnie wewnętrznej przeszkodą są również interesy, czyli oczekiwania wyborców. Przeciwdziałanie zmianie klimatu to aktywność, której efektów nie widać, a więc nie ma czym pochwalić się wyborcom. Jeśli w jakimś państwie ograniczy się emisję gazów cieplarnianych, to i tak w niewielkim stopniu wpłynie to na globalne zjawisko. Politycy nie mają więc bodźca do podejmowania radykalnych działań. Bardziej są skłonni do oczekiwania na ruch innych.
Czynniki gospodarcze opierają się na rachunku kosztów i korzyści. Pomiar emisji GHG i przeciwdziałanie zmianie klimatu generują koszty, które społeczeństwo musi ponosić współcześnie. Potencjalne korzyści być może wystąpią, ale dopiero w dalekiej przyszłości. To powoduje, że są niepewne. Jest to pierwsza z barier gospodarczych. Ponadto nie wiadomo kto ma ponosić koszty. Nawet w UE wprowadzanie opłat za emisję powoduje niezadowolenie coraz szerszych grup, których to dotyka.
Współczesne gospodarki są oparte na mechanizmie ciągłego wzrostu. Dotyczy on produkcji i konsumpcji. Istotną rolę w tym zakresie odgrywa marketing, którego jednym z zadań jest ciągłe kreowanie potrzeb. Wzrost gospodarczy oznacza nie tylko zwiększenie podaży i popytu dóbr, ale również towarzyszących im efektów zewnętrznych, w tym emisji gazów cieplarnianych. Tych dwóch zjawisk nie da się rozerwać.
Społeczeństwa wykazują dwojaką postawę odnośnie polityki klimatycznej. Z jednej strony, duża i rosnąca część społeczeństw uważa ją za słuszną, ale tylko w zakresie, który ich bezpośrednio nie dotyczy. W przypadku, gdy trzeba ponosić wspomniane koszty, albo zmienić swoje przyzwyczajenia, sprawa staje się trudniejsza. Pojawia się negacja i próba skierowania działań na inne kierunki. Do tego dochodzą działania związane z dezinformacją, które dotyczą nie tylko odrzucenia idei zmiany klimatu, ale np. podważają zasadność rozwiązań służących temu celowi. To powoduje dezorientację i zniechęcenie do poszukiwania rzetelnej informacji. Pojawia się postawa wyczekiwania.
Styl życia nastawiony na maksymalizację konsumpcji i wyrażanie swojej pozycji poprzez status majątkowy również nie sprzyja polityce klimatycznej. Jak wskazano w listopadowym raporcie Oxfam, roczna emisja GHG 1% najbogatszych ludzi na świecie jest równa emisji najbiedniejszych 5 mld osób, czyli około 2/3 mieszkańców Ziemi.
Ważnym elementem współczesnej cywilizacji jest wizualizacja. Film wyparł słowo pisane. Obrazy, często wyrwane z kontekstu, mają większą siłę informacyjną, niż komentarze do nich zawarte. Współcześnie w mediach dominuje sielankowa wizja bogatych społeczeństw, oddających się konsumpcji. Nie pokazuje się poświęcenia, jakie wiąże się z pozyskaniem tych dóbr. Wyidealizowany obraz jest przekazywany na cały świat, co powoduje, że społeczeństwa rozwijające się chcą naśladować ten wzorzec, potęgując emisję GHG. Już obecnie emisja państw rozwijających się jest większa niż rozwiniętych.
Powyższe czynniki odnoszą się do problemów globalnych, ale na poziomie UE również obserwuje się pęknięcia w polityce klimatycznej. Po pierwsze, budowa tej polityki przychodzi z trudem ze względu na duży stopień jej złożoności, koszty oraz niechęć społeczną. Najtrudniejszy do uchwycenia jest ostatni element.
Z jednej strony, aktywiści klimatyczni przekonują o rosnącej świadomości klimatycznej Europejczyków i coraz większym zaangażowaniu w działania naprawcze. I jest to zgodne z prawdą.
Z drugiej strony, działania podejmowane przez aktywistów i polityków budzą coraz większy opór społeczny, co również jest prawdą. Inicjatywy w postaci przyklejania się do dzieł sztuki lub blokowania dróg wywołują niesmak i zdenerwowanie. Pojawia się polaryzacja społeczeństw. Coraz bardziej skomplikowane przepisy klimatyczne powodują niechęć kolejnych grup przedsiębiorców. Najbardziej jest to widoczne wśród rolników, którzy głośno protestują przeciwko zbyt dużej, ich zdaniem, ingerencji państw i UE w zasady produkcji żywności.
Spadek akceptowalności polityki Unii Europejskiej wynika z kilku czynników.
Po pierwsze, znaczna część społeczeństw państw członkowskich przyzwyczaiła się do korzyści płynących z członkostwa. Wielkie osiągnięcie, jakim jest wprowadzenie czterech swobód i wolności, stało się czymś naturalnym. Współcześnie trudno jest wyobrazić sobie poruszanie się po Europie z koniecznością ubiegania się o wiele wiz. Podobnie jest ze swobodą handlu, która wydaje się oczywistą.
Po drugie, zmieniła się również polityka UE. Na wczesnych etapach integracji polityka wspólnotowa powodowała łatwo zauważalne korzyści i przyczyniała się do ułatwiania życia, np. poprzez ujednolicanie norm. Standardy ochrony środowiska również powodowały zauważalne korzyści. Natomiast współcześnie łatwe rozwiązania zostały już wyczerpane i konieczne jest podejmowanie bardziej złożonych działań, które wymuszają ponoszenie wyrzeczeń. W efekcie społeczeństwa zaczynają postrzegać UE jako uciążliwość, a nie instytucję przyczyniającą się w długim okresie do poprawy jakości życia. Konieczność ponoszenia dodatkowych kosztów polityki klimatycznej, które są przenoszone na obywateli, jest dodatkowym czynnikiem negatywnej oceny UE.
Czy jest jakieś rozwiązanie?
Skuteczność polityki klimatycznej jest silnie zależna od współpracy państw oraz radykalnej zmiany postawy społecznej. W obu tych obszarach nie widać skłonności do zdecydowanych zmian, co powoduje poczucie, że w najbliższych latach nie będzie gwałtownego przyspieszenia działań ograniczających zmianę klimatu. Być może nowa cywilizacja powstająca na naszych oczach i często nazywana informacyjną, będzie oparta nie tylko na dominującej roli informacji w życiu gospodarczym, ale również na większym uwzględnieniu dobra wspólnego w życiu człowieka i społeczeństw. Jednakże taka zmiana nie jest kwestią lat, ale raczej dziesięcioleci, co dla polityki klimatycznej jest zdecydowanie zbyt długim okresem.
Konrad Prandecki
Dr Konrad Prandecki jest pracownikiem naukowym Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – PIB i wiceprzewodniczącym Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus” PAN (jej przewodniczącym w kadencji 2019-2022)
- Autor: Marek Wąsiński
- Odsłon: 2266
Dotychczas zgłoszone krajowe cele redukcyjne nie zapewniają odpowiedniej skali ograniczenia emisji, by zatrzymać globalne ocieplenie poniżej 2°C. Chociaż zadeklarowane wkłady w obecnym kształcie nie są wystarczająco ambitne, mogą stać się solidną podstawą przyszłych działań klimatycznych. Polski rząd powinien wesprzeć ten proces, opowiadając się za zwiększeniem pomocy finansowej i technologicznej dla państw rozwijających się.
Koncepcja planowanych, krajowo określanych kontrybucji (tzw. wkłady krajowe, INDC – Intended Nationally Determined Contributions) powstała podczas Konferencji Stron (COP19) w 2013 r. w Warszawie. Mechanizm ten ma stać się jednym z fundamentów globalnego porozumienia klimatycznego. Pozwolił on wszystkim krajom na włączenie się w negocjacje przy zachowaniu indywidualnego podejścia do kwestii zmian klimatu.
Państwa mają czas do szczytu klimatycznego w Paryżu (COP21), by przedstawić wizję swojego sprawiedliwego udziału w walce z globalnym ociepleniem, przede wszystkim w wysiłkach w celu redukcji emisji gazów cieplarnianych w latach 2020–2030.
Dotychczas złożone INDC pokazują, że planowane przez kraje działania nie wystarczą do osiągnięcia zakładanego celu ograniczenia globalnego ocieplenia na koniec wieku do 2°C względem epoki przedindustrialnej. Deklaracje są nie tylko zbyt zachowawcze, ale również za mało przejrzyste i porównywalne. Z kolei brak prawnego zobowiązania państw do realizacji zadeklarowanych celów stawia pod znakiem zapytania osiągnięcie nawet tych skromnych redukcji. Pomimo to INDC jest jedynym mechanizmem koordynacji działań klimatycznych możliwym do uzgodnienia przez polityków.
Niewystarczająca wysokość redukcji
Do 7 września swoje deklaracje celów redukcyjnych przedstawiło 58 państw odpowiadających za 65% światowej emisji CO2. W specjalnym raporcie nt. energii i zmian klimatu World Energy Outlook 2015 oceniono upublicznione do czerwca 2015 r. plany działań jako prowadzące do wzrostu temperatur na koniec wieku o 2,6°C. By na pewno osiągnąć cel 2°C na koniec wieku, emisje CO2 z sektorów energetycznych do 2030 r. musiałyby być niższe jeszcze o ponad 9 gigaton (równe trzykrotności emisji UE w 2013 r.).
Unia Europejska zadeklarowała najambitniejszy cel – chce obniżyć emisje gazów cieplarnianych (GHG) o co najmniej 40% do 2030 r. względem 1990 r. W porównaniu z poziomem z 2005 r. emisje spadną o 36%. Z kolei USA planują obniżyć emisje o 26–28% do 2025 r. względem poziomu z 2005 r. Porównanie obu deklaracji jest jednak trudne, ponieważ nie tylko przyjęto w nich inne lata bazowe (1990 i 2005 r.), ale przede wszystkim różne daty osiągnięcia celów redukcyjnych (2025 oraz 2030 r.).
Możliwe jest natomiast zestawienie z ogłoszonym w sierpniu przez prezydenta Baracka Obamę Clean Power Plan. USA mają w nim obniżyć emisje z wytwarzania energii elektrycznej do 2030 r. o 32% względem 2005 r.
W ocenie skutków unijnej polityki klimatycznej oszacowano, że do 2030 r. emisje z tego sektora spadną w Unii o 57% względem poziomu z 2005 r., co ilustruje zachowawczość amerykańskich strategii.
Pozostałe rozwinięte gospodarki także nie wykazały się wysokimi ambicjami w dziedzinie ochrony klimatu, np. Japonia chce do 2030 r. obniżyć emisje GHG jedynie o 25,3% względem poziomu z 2005 r.
Brak przejrzystości INDC
Innym problemem jest stosowanie różnych wskaźników do oceny zobowiązań klimatycznych. Chiny, zamiast redukcji emisji GHG, zadeklarowały obniżenie emisyjności swojej gospodarki o 60–65% do 2030 r. względem poziomu z 2005 r. Chiny zamierzają też przyśpieszyć szczyt emisji CO2, tak by miał miejsce najpóźniej w 2030 r., co w praktyce oznacza wzrost emisji CO2 do 2025–2030 r. INDC w takim kształcie jest nieporównywalne z innymi, ale mimo wszystko świadczy o tym, że Chiny chcą przyczynić się do ograniczenia globalnego ocieplenia.
Jednym z największych rozczarowań jest wkład zadeklarowany przez Rosję, która chce zredukować emisję GHG do 2030 r. o 25–30% poniżej poziomu z 1990 r., co w stosunku do 2010 r., przekłada się nawet na wzrost emisji o 4–9%. Rosyjskie zobowiązanie uwzględnia również wykorzystanie sektora LULUCF, czyli użytkowania ziemi, zmian w użytkowaniu ziemi oraz leśnictwa (ang. Land Use, Land Use Change and Forestry). Według szacunków inicjatywy Climate Action Tracker, Rosja, włączając ten sektor, zadeklarowała obniżenie emisji o 6–11% względem 1990 r.
LULUCF kładzie nacisk na rolę lasów w akumulacji dwutlenku węgla – im jest ich więcej, tym więcej go wchłoną. Dlatego zalesianie może być jednym ze sposobów na redukcję emisji. Z kolei wycinanie lasów i złe zarządzanie obszarami leśnymi ma wpływ odwrotny. Uwzględnienie tego sektora zmniejsza przejrzystość INDC, ponieważ nie uzgodniono jeszcze wspólnych zasad wyliczeń redukcji lub wzrostu emisji w związku z działaniami państw w tym sektorze.
UE – podobnie jak większość stron porozumienia – włączając LULUCF do swojego celu redukcyjnego, zmniejszyła przejrzystość deklaracji.
Brak obowiązkowości
W przeciwieństwie do szczytu klimatycznego w Kopenhadze w 2009 r., szczyt w Paryżu ma być oparty na dobrowolnych i oddolnych zobowiązaniach. INDC mają być tego najważniejszym wyrazem. Jednak dużym mankamentem pozostaje fakt, że porozumienie w Paryżu nie zobowiąże międzynarodowo państw do wypełnienia deklaracji. Nie powstanie nawet wspólny system oceniania wysokości zobowiązań – nie zgadzają się na to Chiny i USA. Dlatego dopóki oddolnie zadeklarowane cele nie zostaną w pełni osiągnięte, niemożliwe będzie uznanie tego systemu za sukces.
Z kolei inny czynnik, który wprowadza warunkowość wypełnienia deklaracji, także zwiększa niepewność co do ostatecznego powodzenia zobowiązań, ale jednocześnie jest zaletą procesu INDC.
Meksyk np. zadeklarował bezwarunkowe zmniejszenie emisji o 22% do 2030 r. poniżej poziomu, który zostałby osiągnięty, gdyby nie dokonał żadnych redukcji. Jednak jeśli otrzyma wsparcie innych krajów, będzie się starał zmniejszyć emisje o 36%.
System ten umożliwił państwom rozwijającym się – nawet najmniej rozwiniętym – uczestnictwo w mechanizmie INDC. Etiopia, Kenia, Maroko, Dominikana, Algieria i Demokratyczna Republika Konga złożyły deklaracje pod warunkiem uzyskania międzynarodowego wsparcia finansowego i technologicznego.
W przeciwnym razie te państwa, na których nie ciąży historyczna odpowiedzialność za emisje CO2, skoncentrują się tylko na wzroście gospodarczym i walce z ubóstwem.
Cele na szczyt klimatyczny w Paryżu
Pomimo zastrzeżeń i obaw istnieje szansa, że INDC staną się nie tylko częścią paryskiego porozumienia, ale też solidną podstawą do przyszłych, dostosowanych do potrzeb działań klimatycznych. By tak się stało, w paryskiej umowie należy określić metody mierzenia emisji w LULUCF, by zwiększyć przejrzystość INDC. Wówczas niektóre państwa, po wyłączeniu tego sektora z celów redukcyjnych, mogą poczuć się zmobilizowane do ich podniesienia.
Ważnym pomysłem, który wzmocni INDC, jest też wprowadzenie pięcioletniego cyklu ich rewizji. Gdyby taki mechanizm powstał, przynajmniej te państwa, których obecne zobowiązania wyznaczają cele do 2030 r., musiałyby je uzupełnić o cel pośredni na 2025 r. Niektórzy już wtedy podwyższą zakładane redukcje. Jeśli pierwsze pięć lat przebiegnie sprawnie, państwa będą mogły dokonać rewizji w górę ich celów redukcyjnych na 2030 r.
Pozytywnym sygnałem jest również to, że poza Brazylią i Indiami, które ogłosiły zamiar złożenia INDC przed COP21, wszyscy najwięksi emitenci już ogłosili swoje cele redukcyjne. Włączenie w ten proces państw rozwijających się i najmniej rozwiniętych oznacza, że porozumienie w Paryżu może stać się początkiem wspólnych ogólnoświatowych działań na rzecz ograniczenia zmian klimatycznych.
Nie są one jeszcze wystarczające, ale do innych politycy, podejmujący decyzje w kilkuletnich cyklach wyborczych, nie byliby w stanie długoterminowo się zobowiązać.
Odosobniony lider
Deklaracje państw najmniej rozwiniętych i Meksyku wskazują na bardzo istotny segment, w którym UE powinna podjąć dodatkowe działania. Wsparcie finansowe i przekazywanie technologii dla państw rozwijających się oraz gospodarek wschodzących uzależnionych od paliw kopalnych może stać się uzupełnieniem unijnego INDC i jednocześnie zwiększyć skalę koniecznych globalnych działań.
Deklaracja UE może wydawać się zbyt ambitna w porównaniu z innymi państwami, ale z globalnego punktu widzenia wcale taka nie jest. Można ją bowiem uznać za sprawiedliwy, pod względem możliwości gospodarczych, wkład starego kontynentu w międzynarodowe porozumienie.
Unia jednak zbyt optymistycznie zakłada, że może przewodzić globalnym negocjacjom. Unijne INDC miało zmotywować innych partnerów do równie wysokich redukcji emisji, ale porównanie zadeklarowanych wkładów każe ocenić UE jako lidera pozbawionego naśladowców i nieoddziałującego na innych.
Polscy negocjatorzy powinni uświadamiać unijnych partnerów co do odosobnienia UE w negocjacjach klimatycznych. Dlatego też należy wskazywać na LULUCF jako przestrzeń do ewentualnego obniżenia zakładanego celu UE wobec nieambitnych deklaracji innych państw. Polski rząd powinien propagować także ideę większego zaangażowania Unii we wsparcie innych państw w osiągnięciu zadeklarowanych celów redukcyjnych. By zdobyć w tej kwestii zaufanie europejskich partnerów, rząd musi wypracować najpierw własną politykę finansowania działań klimatycznych dla krajów rozwijających się.
Marek Wąsiński
Powyższy tekst został opublikowany w Biuletynie PISM Nr 77 z 11.09.15 http://www.pism.pl/publikacje/biuletyn/nr-77-1314

