Ochrona środowiska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 6990
Łąki kwietne to element, który coraz częściej jest spotykany w przestrzeni miast. Pojawiają się jednak pewne głosy niechęci do tego typu rozwiązań. Warto zatem przeanalizować sytuację, dokonując bilansu zalet i wad.
Niektórzy uważają, że łąki kwietne to element przypominający czasem zbiorowiska ruderalne, miejsca zaniedbane lub wręcz zapomniane. Jest tu pewnego rodzaju ziarenko prawdy, gdyż część wysiewanych gatunków jest spotykana właśnie w tego rodzaju zbiorowiskach. To tylko pokazuje, że niezwykle istotny jest odpowiedni skład mieszanki.
W Polsce dostępne są mieszanki kilku firm, których kompozycja jest zróżnicowana pod względem różnych czynników np. liczba gatunków, barwy kwiatów, warunki siedliskowe.
W przypadku pierwszego z czynników zróżnicowanie jest wyjątkowo duże – mieszanki składają się z kilkunastu do nawet kilkudziesięciu gatunków (przykładowo dla obszarów przydrożnych występują zarówno mieszanki zawierające tak 11, jak i 34 czy 71 gatunków).
Różnorodność biologiczna w składzie jest elementem pożądanym i cenionym przez użytkowników. Wiąże się to m.in. z możliwością dłuższego utrzymywania efektu kwitnienia – jak sama nazwa wskazuje, łąka kwietna powinna być bogata w kwiaty. Dlatego też warto uzupełniać mieszanki gatunków wieloletnich o te jednoroczne i dwuletnie. Wydłużenie okresu kwitnienia w znaczny sposób niweluje negatywne odczucia obserwatorów.
Według niektórych zielone trawniki wyglądają lepiej niż łąki kwietne. I tu powstaje pytanie, czy sytuacja ta jest stała przez cały rok? Jeżeli przyjrzymy się miejskim trawnikom w okresie lata, zauważymy, że bardzo często przypominają one bardziej wysuszone siano aniżeli gęstą murawę. Łąki kwietne bywają zielonymi oazami, które wyraźnie wyróżniają się na miejskich pustyniach. Wiąże się to m.in. z większym systemem korzeniowym oraz możliwościami fotosyntezy ze względu na większą powierzchnię blaszek liściowych gatunków występujących na łąkach kwietnych. Aby uzyskać zielony, kwitnący efekt zadowalający użytkowników, niezbędne jest dostosowanie składu gatunkowego mieszanki do uwarunkowań siedliskowych, które w różnych elementach zielono-błękitnej infrastruktury będą nieco odmienne. Warto również zauważyć, że łąki kwietne nie są rabatami, gdzie rośliny są sadzone w odpowiednich rozstawach pod linijkę. Ich zadaniem jest przypominanie naturalnych zbiorowisk, w których linie proste rzadko występują. Toteż mogą one przywodzić na myśl nieład lecz odpowiedni dobór powinien umożliwić zniwelowanie negatywnego wrażenia na rzecz przywołania wrażeń związanych z naturalnymi pejzażami.

Łąka kwietna na pasie rozdziału może być wyjątkowo dekoracyjna.

Łąka kwietna to jedno z ulubionych miejsc dla owadów, również pożytecznych zapylaczy.
Zagrożenie alergologiczne
Przeciwnicy łąk kwietnych twierdzą również, że przyczyniają się one do wzmożenia reakcji alergicznych. Wśród swoich obaw podają tutaj dwa elementy: użądlenia przez owady oraz pyłki roślin. Nie da się ukryć, że pojawienie się łąk kwietnych przyczynia się do wzrostu liczby owadów, ale takie też jest ich zadanie. Mają być rezerwuarem różnorodności biologicznej pod różnym kątem, zarówno florystycznym, jak i faunistycznym. Obszary te przyciągają nie tylko pszczoły, ale również inne owady ot chociażby barwne motyle, które wspólnie z kwiatami tworzą wyjątkowe przedstawienia.
Oczywiście, przebywanie w pobliżu łąk kwietnych jest obarczone podwyższeniem ryzyka użądlenia ze względu na większą populację owadów, jednak nie atakują one zazwyczaj bez powodów. Osoby, które wiedzą, że może wystąpić u nich reakcja anafilaktyczna, powinny być zawsze na nią przygotowane i mieć ze sobą odpowiednie medykamenty.
W kwestii alergenów należy stwierdzić, że otaczają nas one niemal ze wszystkich stron. Ludzie mogą być uczuleni m.in. na gluten, skrobię, kurz, jak również na pyłki roślin. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o gatunki kwitnące na łąkach, ale także trawy, drzewa, krzewy.
Najważniejsze jest nauczenie się życia z alergią i tyczy się to nie tylko samych alergików. W przypadku alergii pokarmowej jest to wyjątkowo proste – wystarczy wyeliminować z diety alergen. W przypadku pyłków sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana – można wspierać się środkami farmakologicznymi, ale nie zawsze są one wystarczająco skuteczne. W odniesieniu do łąk kwietnych rozwiązaniem jest rzetelne wyznaczanie lokalizacji przez projektantów.
Odpowiednia lokalizacja
Czy zatem powinno się tworzyć łąki kwietne tuż pod oknami wielorodzinnego bloku? Jest to pewne ryzyko, gdyż ciężko sprawdzić, czy nikt z mieszkańców nie jest uczulony na gatunki występujące na łące kwietnej, chociażby ze względu na nieświadomość lokatorów. Nie oznacza to jednak, że nie można ich zakładać w przestrzeni osiedlowej, wystarczyć wydzielić strefy, które będą znajdowały się w pewnej odległości od zabudowy.
Na przykładzie Warszawy można wskazać też kilka innych doskonałych lokalizacji m.in. w pobliżu ogrodów działkowych. Są to założenia, w których występuje niesamowite bogactwo różnego rodzaju gatunków roślin. Uprawia się tam również rośliny, które bez zapylaczy nie wydadzą plonu, na który liczą działkowcy. Taka lokalizacja może stanowić symbiozę przynoszącą obopólne korzyści. Podobny efekt można uzyskać, łącząc łąkę kwietną z nowymi nasadzeniami drzew owocowych.
Inny z przykładów to pasy zieleni przydrożnej. Współcześnie znaczna część samochodów jest wyposażona w klimatyzację, toteż możliwość wpadnięcia owada przez okno do wnętrza pojazdu jest znacznie ograniczona, za to natura może zapełnić kolejny bank flory i fauny. Łąka kwietna w takim miejscu może też przyczynić się do wzrostu poziomu bezpieczeństwa poprzez rozbicie monotonii trawnika i podkreślenie barwnymi kwiatami miejsc wymagających skupienia np. rozjazdy, skrzyżowania, ostre zakręty.
Kolejnym z przykładów są parki oraz obszary kampusów uniwersyteckich. W tych przypadkach łąki kwietne odgrywają dodatkową i jakże istotną rolę związaną z aspektem edukacyjnym. Ustawienie obok tablicy informacyjnej daje możliwość poznania świata przyrodniczego, co rzadko jest możliwe w sposób namacalny w zalanych betonem miastach. Dla niektórych jest to jedna z nielicznych okazji na zobaczenie pewnych gatunków w granicach miasta.
Kolejna z możliwości to okolice biurowców i centrów handlowych. Ta propozycja jest szczególnie istotna dla inwestorów zainteresowanych uzyskaniem certyfikatu środowiskowego (np. BREEAM) dla obiektu. Powstające kompozycje przy tego rodzaju obiektach mogą przeplatać się z zielenią formowaną, co pozwala uzyskać niezwykłe, ale również bardzo estetyczne efekty. W tym przypadku również może zachodzić element edukacyjny dzięki ustawieniu tablic, które będą obserwowane przez użytkowników np. podczas przerw. Tym samym tu również możemy mówić o synergii elementów.

Synergia łąki kwietnej i ogrodów działkowych

Wykorzystanie łąk kwietnych w połączeniu z topiarami przy budynku biurowym
Wpływ na otoczenie
Rozważając zalety łąk kwietnych należy podkreślić ich pozytywny wpływ na otoczenie. Oprócz tego, iż umożliwiają retencjonowanie wody, to także wpływają na szybsze wychładzanie powierzchni w porównaniu z betonem czy asfaltem – w przypadku nawierzchni betonowych różnica ta może wynosić nawet 30°C. Toteż są rozwiązaniem łagodzącym efekt wysp ciepła. Umożliwiają także redukcję hałasu.
Według niektórych źródeł stosowanie łąk kwietnych na torowiskach tramwajowych umożliwia obniżenie poziomu hałasu nawet o kilka decybeli. Oczywiście tego rodzaju rozwiązania są stosowane szczególnie przy typowych zielonych torowiskach w obszarze skrajni i jest lokalizowane głównie na odcinkach prostych, nie wpływając na bezpieczeństwo poruszania się taboru.
Ważną przeciwwagą na zarzuty alergików jest również fakt, że łąki kwietne wpływają na lokalne obniżenie zawartości drobnego pyłu i stężenia zanieczyszczeń w powietrzu. Jest to powiązane również z częściową adhezją i metabolizmem zanieczyszczeń przez rośliny. Co więcej, niektóre z gatunków mają zdolności jonizujące powietrze. Ponadto część roślin wydziela również fitocydy mające działanie antybakteryjne, pierowtniakobójcze i grzybobójcze (są to np. bodziszek, szałwia, piołun, tymianek, macierzanka, mietlica biaława, czy życica trwała).
Ekonomia
Wiele osób uważa, że łąki kwietne są elementem znacznie kosztowniejszym aniżeli wysiewane trawniki, lecz aby uzyskać obiektywną odpowiedź, należy tu spojrzeć holistycznie. Koszty zakupu nasion rzeczywiście są nieco większe niż w przypadku zakupu mieszanki traw, ale są to pozorne oszczędności. Początkowo większy nakład zwróci się już w pierwszych latach użytkowania m.in. ze względu na mniejszą liczbę koszeń koniecznych do wykonania.
Poza tym w przypadku łąk kwietnych występuje zdecydowanie mniejsze prawdopodobieństwo konieczności wykonania dosiewów, co również umożliwia ograniczenie kosztów. Co więcej, można jeszcze uzyskać zysk, szczególnie w dobie pytań o paliwa energetyczne.
Obecnie biomasa uznawana jest za najbardziej perspektywiczne paliwo do celów grzewczych w sektorze komunalno-bytowym. Niestety funkcja energetyczna łąk kwietnych jest często niedoceniana. Odpowiednio dobrany skład gatunkowy może doprowadzić do sytuacji, kiedy wydajność biogazu i stężenie metanu w biomasie pochodzącej z łąk kwietnych będzie wyższe aniżeli w przypadku biomasy zebranej z obszaru trawników miejskich.
Podsumowując, należy stwierdzić, że łąki kwietne są szansą potrzebną i możliwą do wykorzystania w strukturze zieleni miejskiej zarówno ze względów różnorodności biologicznej, jak i edukacyjnych, społecznych czy ekonomicznych. Głównym zagrożeniem dla łąk kwietnych są ludzie. Wynika to m.in. z błędnego projektowania składu mieszanek i niedostosowania lokalizacji, co w konsekwencji prowadzi do niechęci do tego typu rozwiązań u niektórych osób. Do tej grupy zagrożeń należy zaliczyć również dezinformację, która jest widoczna niekiedy w przypadku prowadzenia prac pielęgnacyjnych, kiedy to łąki kwietne są omyłkowo koszone, co zwiększa koszty. Rozważne gospodarowanie tym zasobem prowadzi do synergii przestrzeni, człowieka i natury. Zakładanie łąk kwietnych powinno być podejmowane przez zarządy zieleni, ale również inne instytucje publiczne i prywatnych inwestorów w celu realizacji zadań zrównoważonego rozwoju.
Maciej Żołnierczuk
dr inż. Maciej Żołnierczuk jest specjalistą ds. ochrony krajobrazu w Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie.
Artykuł pochodzi z nr 10 (146), 2019 miesięcznika „Zieleń Miejska” - http://www.abrys.pl/wydawnictwa/zielen-miejska/
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3888
Z prof. Andrzejem Szczepańskim, hydrogeologiem z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH rozmawia Anna Leszkowska
- Panie Profesorze, w wywiadzie, jakiego udzielił pan SN* dwa lata temu, na pytanie o możliwe negatywne skutki dla wód podziemnych podczas wydobywania gazu łupkowego powiedział pan: Z tego, co wiemy - bo szczegółów nie znamy - jest to technologia bezpieczna. /.../ Najprawdopodobniej będzie to czysta, podgrzana woda, zatem nie powinno się wydarzyć nic, co byłoby niekorzystne dla środowiska pod względem chemicznym. Woda ta najprawdopodobniej wypełni szczeliny po gazie i tam zostanie, gdyż ma tylko wypychać gaz. Jest natomiast kwestia, jak Amerykanie rozwiązali ograniczenie uciekania gazu do wyżej położonych struktur geologicznych, zawierających zwykłe wody podziemne używane do picia czy w lecznictwie - np. wody mineralne. Łupki występują na dużej głębokości, w granicach 1,5 - 4 km , a trzeba pamiętać, że w Polsce wody podziemne słodkie, zwykłe, z których korzystamy na potrzeby gospodarki komunalnej czy rolnictwa, występują na ogół na głębokości 200 -250 m. Sporadycznie tylko mamy do czynienia z wodą słodką położoną głębiej, jak w niecce łódzkiej - ok. 1000 m.
Jaką wiedzę przez te ostatnie dwa lata posiedli polscy geolodzy, skoro obecnie przestrzega pan przed hydraulicznym szczelinowaniem skał, w których występują gaz i olej łupkowy, uznając takie działania za głęboką i niebezpieczną ingerencję w środowisko wodne?
- Proces hydraulicznego szczelinowania jest wykonywany w dwóch etapach: rozpoznania i dokumentowania zasobów tych substancji, oraz eksploatowania gazu i oleju łupkowego. Zatłaczanie, pod wysokim ciśnieniem, mieszaniny wody (ok. 93-95% objętości), piasku (ok. 4-6%) i substancji chemicznych (ok. 0,5%) zmienia przede wszystkim przepuszczalność skał w otoczeniu pionowego otworu wiertniczego i wierceń poziomych. Zmienia też ciśnienie w skałach zbiornikowych gazu lub oleju skalnego oraz w otaczającym górotworze. Zmienia się tym samym chemizm wód występujących w skałach zbiornikowych i otaczających poprzez ługowanie (rozpuszczanie) części skał, oraz pole temperaturowe (cieplne) w otoczeniu systemu wydobywczego. Nie są to zatem działania obojętne dla środowiska.
Podczas badań i eksploatacji tą metodą część zatłaczanych mieszanin (od kilku do kilkudziesięciu %) jest odzyskiwana w postaci tzw. wód zwrotnych zawierających wody słone (zmineralizowane) i piasek. Znaczna część tych wód może być wykorzystywana do kolejnych szczelinowań; pozostała i piasek powinny być utylizowane i deponowane (zrzucane, odprowadzane) w sposób bezpieczny dla środowiska.
Do wiercenia otworów, szczelinowania i eksploatacji potrzebne są znaczące ilości wody (do kilku tysięcy m3 na etapie wykonywania otworów wiertniczych oraz od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy m3 w procesie szczelinowania). Powstaje zatem pytanie skąd pobierać takie ilości wody?
Przy poborach z rzek może to grozić obniżeniem przepływu poniżej granic wymaganego, nienaruszalnego jego natężenia. Z warstw wodonośnych o znaczeniu użytkowym (zaopatrzenie w wodę pitną) jest to zabieg niedopuszczalny. Wody te chroni prawo, ale mamy już i w Polsce przykłady takiego poboru - na przeprowadzonych już (z sukcesem, jeśli chodzi o gaz) szczelinowaniach badawczych w obszarze koncesyjnym Wejherowo korzystano z wód zakupionych od przedsiębiorstw wodociągowych.
Uważam to za skandal i lekceważenie obowiązującego prawa. Sprzedawane nadwyżki wody poprawiają bilanse finansowe tych przedsiębiorstw, ale przecież nie należymy do" krezusów wodnych", a prawo znaczy prawo!
Woda podziemna, słodka (zwykła), służy do zaspokajania potrzeb bytowych (Prawo wodne) ludności i nie może być przeznaczana na inne cele. W innym przypadku firma poszukująca gazu wierciła i szczelinowała po odwierceniu studni, na co uzyskała pozwolenie władz lokalnych – co też jest niezgodne z prawem.
Pozostają do wykorzystania zasolone wody podziemne występujące na ogół na większych głębokościach. Wykonanie studni do głębszych poziomów wodonośnych podnosi jednak koszty szczelinowania. W niektórych rejonach wody zasolone stanowią pierwszy płytki poziom wodonośny i w takich warunkach ich pobór na cele wiercenia i szczelinowania jest dopuszczalny.
- Ale te sprawy są chyba uregulowane w koncesjach? Do tej pory obawy związane były ze środkami chemicznymi, jakie w tej metodzie są wtłaczane pod ziemię i o miejsce do składowania odpadów w postaci szlamu. O poborze wody prawie się nie mówiło, a jeżeli, to uspokajająco – że można ją brać z rzek.
- W koncesjach geologicznych na poszukiwania, rozpoznawanie i dokumentowanie zasobów gazu i oleju łupkowego oraz w koncesjach na ich eksploatacje uwarunkowania dotyczące poboru wód na cele wiercenia i szczelinowania powinny być jednoznacznie określone. A nie są, co wymaga poprawienia prawa w tym zakresie.
Do ust. 13 A ustawy winno się wprowadzić poprawkę dotyczącą bezwzględnego zakazu szczelinowania hydraulicznego na obszarach występowania wód podziemnych szczególnie wrażliwych, tj. mineralnych, leczniczych i termalnych oraz wychodniach użytkowych zbiorników wód słodkich (zwykłych), w strefach ochrony ujęć wodnych oraz w granicach obszaru i terenu górniczego czynnych, podziemnych, odwadnianych zakładów górniczych. podziemnych, odwadnianych zakładów górniczych.
Realizacje prac geologicznych i podjęcie eksploatacji gazu i oleju łupkowego powinny być dopuszczone pod rygorystycznym warunkiem stosowania się do przepisów ustaw: „Prawo wodne”, „Prawo geologiczne i górnicze”, „O odpadach” oraz aktów wykonawczych do nich. Na każdą czynność związaną z użyciem wód obowiązkiem musi być uzyskanie stosownych pozwoleń wodno-prawnych.
Szczególnie na pobór wody na cele wierceń i szczelinowania koncesjobiorca musi uzyskać pozwolenie wodno-prawne. Pod żadnym pozorem wody do tego celu nie mogą być eksploatowane z użytkowych poziomów wodonośnych.
Monitorowana też winna być ilość wód w całym cyklu badawczym i eksploatacyjnym oraz jakość (skład chemiczny) cieczy służącej do wiercenia i szczelinowania. Zrzutowe wody powiertnicze oraz wody zwrotne i osady po szczelinowaniu muszą być monitorowane ilościowo od punktu pojawienia się do punktu zrzutu i/lub zdeponowania, z obowiązkiem oczyszczania ich.
- I dlatego tak pan protestuje przeciwko wierceniom w dolinie Popradu – bogatej w bardzo cenne wody mineralne?
- Tak, gdyż prowadzenie poszukiwań i badań w obszarach współwystępowania wód zwykłych, mineralnych i leczniczych na niedużych głębokościach jest problemem szczególnym. Stosowanie na tym etapie prac metod sejsmicznych (strzelanie w otworach lub stosowanie wibratorów) może nieodwracalnie zakłócić równowagę hydrodynamiczną oraz hydrochemiczną systemów wodnych poprzez zaciskanie lub rozszczelnianie spękań, szczelin i płaszczyzn uskokowych.
Stosowanie tych metod w obszarach górskich może dodatkowo skutkować rozwojem procesów osuwiskowych i uniemożliwić w konsekwencji zasilanie warstw wodonośnych i odnawianie zasobów wodnych. Zmiany warunków zasilania i krążenia (przepływu) wody prowadzą z kolei do zmian jej składu chemicznego i utratę naturalnych, leczniczych i użytkowych właściwości.
Tym samym gminy o statusie uzdrowiskowym stracą racje bytu. Dotyczy to przykładowo doliny Popradu (Krynica, Muszyna, Żegiestów, Piwniczna i Szczawnica).
Dalsze badania, poprzez wiercenie otworów w takich obszarach i szczelinowanie skał należy uznać za całkowicie niedopuszczalne. Może to bowiem prowadzić do połączenia wód związanych z różnymi poziomami wodonośnymi i o różnej mineralizacji.
Reasumując - na etapie rozpoznawania i dokumentowania złóż gazu i oleju łupkowego metody sejsmiczne, wiercenie otworów poziomych i szczelinowanie nie powinny być dopuszczane w obszarach występowania wód mineralnych i leczniczych.
- Niektóre gminy jednak liczą na złoża gazu łupkowego, uważając że ich położenie nie zagraża eksploatacji nie tylko wód podziemnych, ale i innych kopalin.
- Prace tego typu (wiercenie głębokich otworów i szczelinowanie) nie mogą być prowadzone także w obszarach i terenach górniczych ustanowionych dla złóż wód termalnych oraz prowadzonej podziemnej eksploatacji złóż kopalin użytecznych (rud metali, surowców chemicznych i węgla kamiennego). Zatłaczanie pod ciśnieniem znaczących ilości wody grozi zaburzeniem warunków hydrodynamicznych i pola temperaturowego w odniesieniu do złóż wód termalnych oraz możliwościami zwiększenia zagrożenia wodnego i ewentualne metanowego (wyciskanie gazu) w czynnych, odwadnianych zakładach górniczych. Za niedopuszczalną w tych warunkach należy zatem uznać także eksploatację gazu i olejów łupkowych z wykorzystaniem technologii szczelinowania górotworu.
- Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 6314
Z prof. Jerzym J. Małeckim oraz dr Dorotą Porowską z Instytutu Hydrogeologii i Geologii Inżynierskiej Wydziału Geologii Uniwersytetu Warszawskiego rozmawia Anna Leszkowska
- Na terenie Lubelszczyzny, gdzie znajdują się dwa największe z Głównych Zbiorników Wód Podziemnych – GZWP nr 406 i 407 - wydano koncesje na poszukiwanie gazu łupkowego. Mieszkańcy protestującego ponad rok Żurawlowa (wsi położonej w obszarze jednego ze zbiorników) argumentują, iż taka działalność górnicza na tym terenie może zagrażać jakości wód w tych zbiornikach, poprzez możliwe ich zanieczyszczenie. Czy obawy mieszkańców są uzasadnione?
- D.P. - Obszar koncesyjny Grabowiec zlokalizowany jest w centralnej części Głównego Zbiornika Wód Podziemnych 407 Niecka Lubelska (Chełm-Zamość), którego zasoby wodne związane są z górnokredowym poziomem wodonośnym.
W obrębie występowania opok (skał zbudowanych głównie z krzemionki i węglanu wapnia) strefa intensywnej wymiany wód podziemnych jest najgłębsza i sięga nawet do 150 m pod poziom terenu, w marglach sięga do 120–130 m p.p.t., zaś w kredzie tylko do 100 m p.p.t. Poniżej tych głębokości, na skutek wzrastającego ciśnienia geostatycznego, szczeliny się zaciskają i skały nie przepuszczają wody.
Korzystne warunki infiltracji z jednej strony są walorem, bo powodują szybką odnawialność zasobów wodnych, ale z drugiej strony stanowią poważne zagrożenie dla jakości tych wód, które łatwo można zanieczyścić z powierzchni terenu.
Główne Zbiorniki Wód Podziemnych znajdują się na ponad 1/3 powierzchni Polski, trudno więc z tego powodu wykluczyć z działalności przemysłowej tak duży obszar. Zdarza się, że w obrębie tych zbiorników znajdują się ogniska zanieczyszczeń wielokrotnie bardziej niebezpieczne dla środowiska, jak np. mogilniki.
- Mogilniki zostały już zlikwidowane...
- J.J.M. - Niezupełnie, bo funkcjonuje ich nadal około 300, z czego ok. 1/3 – w obrębie GZWP. Moim zdaniem, im mocniej wejdziemy w energetykę gazową, tym dla środowiska będzie lepiej. Jako nośnik energii, gaz ziemny emituje wielokrotnie mniej gazów cieplarnianych od węgla czy oleju opałowego. Stany Zjednoczone, które nie podpisały Protokołu z Kioto, dzięki eksploatacji taniego gazu z łupków ograniczyły emisję CO2 dwa razy więcej niż Unia Europejska dążąca do takiego celu metodami administracyjnymi. Obecnie 30% energii w USA pochodzi z gazu z łupków, a prognostycznie w 2030 roku będzie to 50%.
- W „Studium uwarunkowań potencjalnych obszarów górniczych dla wykorzystania gazu z łupków w województwie lubelskim” z 2012 r. mówi się o tym, że te dwa zbiorniki Lubelszczyzny powinny podlegać szczególnej ochronie. Czy prace górnicze i ewentualne wydobywanie na tym terenie gazu łupkowego nie kłóci się z ochroną wód podziemnych?
- J.J.M. - Żaden rozsądny hydrogeolog nie odpowie na to pytanie jednoznacznie. Zawsze mogą się zdarzyć przypadki ucieczki płynu szczelinującego z formacji łupkowych nieszczelnościami w górę odwiertu, powstania mikroszczelin poza wyznaczoną strefą czy przecięcia istniejących nieciągłości tektonicznych. Jednak GZWP 406 i 407 to zbiorniki położone na głębokości maksymalnie kilkuset metrów, natomiast łupki gazonośne zalegają na głębokości około 3 km. Wynika z tego, że zawodnione szczeliny skał węglanowych dzieli od dolnych granic warstw wodonośnych przynajmniej 2,5 kilometrowy kompleks skał praktycznie nieprzepuszczalnych. Czyli oddziaływanie wierceń, szczelinowania i zatłaczania płynu szczelinującego na wody użytkowych poziomów wodonośnych teoretycznie może nastąpić, ale praktycznie jest to wykluczone.
W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na inne, dużo bardziej realne zagrożenia, wynikające z funkcjonowania infrastruktury związanej z poszukiwaniem i eksploatacją gazu na powierzchni terenu. Przygotowywanie płuczek wiertniczych, płynów szczelinujących i ich zatłaczanie może powodować degradację gleb i dewastację terenu. Nie obawiam się tego, co może się zdarzyć na głębokości kilku kilometrów, ale tego, co na powierzchni.
Licząc bardzo oszczędnie, zapotrzebowanie na wodę w przypadku jednego otworu eksploatującego gaz z łupków to ponad 15 000 m3 . Przeliczając to na powierzchnię 100 km2, na której może być zlokalizowanych wiele otworów, to potrzeba nawet 900 000 m3 wody!
- Tę wodę czerpie się ze zbiornika wód podziemnych?
- D.P. - Można z wód powierzchniowych.
- Ale na Lubelszczyźnie nie ma takich możliwości, to obszar ubogi w wody powierzchniowe. Czy tak duży pobór wód nie grozi lejem depresyjnym w zbiorniku?
- D.P. - Państwowy Instytut Geologiczny, który pełni rolę państwowej służby geologicznej i hydrogeologicznej w swych ekspertyzach wykazał - porównując zasoby wód podziemnych z zapotrzebowaniem na wodę w obrębie obszarów, w których może być prowadzona eksploatacja gazu łupkowego - iż takiego niebezpieczeństwa nie ma. Jeśli będziemy pompować wodę ze studni z wydajnością nieprzekraczającą zasobów eksploatacyjnych dla danego otworu studziennego, to nie powstaną regionalne, rozległe leje depresji. Jednocześnie chciałbym podkreślić, że gaz ziemny zarówno konwencjonalny, jak i z łupków wydobywany z dużych głębokości, wymaga zużycia znacznie mniejszej ilości wody w przeliczeniu na uzyskaną energię niż biopaliwa, węgiel kamienny czy energia nuklearna (z uranu).
- Prawo dotyczące ochrony środowiska takich terenów, gdzie są zbiorniki wód podziemnych, cenne gleby, obszary Natura 2000, itd. jest dość rygorystyczne, niemniej nie zawsze przestrzegane.
- J.J.M. - Nie da się funkcjonować bez przekształceń środowiska. Gdybyśmy zrezygnowali z eksploatacji węgla brunatnego, bo jego wydobycie degraduje środowisko, to mielibyśmy w skali kraju ogromne problemy energetyczne. Sądzę, że również mieszkańcy, którzy tak zdecydowanie protestowali przeciwko budowie kopalń odkrywkowych, współcześnie bardzo doceniają fakt, że mieszkają w najbogatszych gminach w Polsce o najniższym wskaźniku bezrobocia*.
- Przed przystąpieniem do wydobycia wykonuje się badania środowiska – państwo wykonywali badania hydrogeologiczne obszaru przed inwestycją koncernu Chevron - na czym one polegają?
- D.P. - Są to badania stanu bazowego wykonywane na zlecenie inwestora, który przed wejściem z robotami poszukiwawczymi na przydzielony obszar, zleca dwóm niezależnym zespołom specjalistów wykonanie tzw. zdjęcia sozologicznego terenu, obejmującego różne jego elementy. Badania te mają nie tylko znaczenie poznawcze, ale służą przede wszystkim jako materiał porównawczy, gdyby w przyszłości wykonywane były prace eksploatacyjne.
My określaliśmy stan bazowy wód podziemnych. W strefie potencjalnego oddziaływania inwestycji badano studnie, z których korzysta ludność (studnie wiercone należące do gminnych wodociągów lub prywatnych właścicieli oraz studnie kopane) oraz wody powierzchniowe, będące w kontakcie hydraulicznym z wodami podziemnymi.
W ramach tych badań, oprócz powszechnie wykonywanych pomiarów fizykochemicznych (temperatura wody, pH, przewodność elektrolityczna właściwa, podstawowy skład jonowy: HCO3-, SO42-, Cl-, Na+, K+, Ca2+, Mg2+), badaliśmy też składniki specyficzne: jednopierścieniowe węglowodory aromatyczne (BTEX), wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (WWA), pestycydy, indeks fenolowy po destylacji, benzyny, olej mineralny, eter tertbutylometylowy (MTBE), eter tertbutylowy (ETBE). Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że niektóre z powyższych składników będą używane podczas prac wiertniczych i eksploatacyjnych gazu. Rozszerzono również zakres badań o analizę izotopów promieniotwórczych (potasu, uranu, toru, radu, radonu), ponieważ łupki sylurskie, w obrębie których znajduje się gaz, mogą wykazywać promieniotwórczość.
Najbardziej istotnym elementem jest analiza wód pod kątem obecności metanu. Gaz ten występuje dość powszechnie w środowisku redukcyjnym przy dostępności substancji organicznej i jest to tzw. metan biogeniczny. Nie ma on nic wspólnego z gazem wydobywanym z głęboko zalegających łupków sylurskich i określanym mianem metanu termogenicznego.
- Czy przy udzielaniu koncesji bierze się pod uwagę obszary ochronne, czy wychodzi się z założenia, że koncesje poszukiwawcze to jeszcze nie wydobycie, więc nie ma o co podnosić larum? Choć z drugiej strony, one były wydawane z prawem kupna ziemi na 30 lat.
- J.J.M. - Nie znam procedur i warunków, na jakich koncesje te zostały przydzielone; głównym adresatem tego pytania jest Ministerstwo Środowiska, a dokładnie Departament Geologii i Koncesji Geologicznych. Jestem przekonany, że ówczesny Główny Geolog Kraju dr Jacek Henryk Jezierski nie miałby trudności z odpowiedzią na to pytanie.
Chciałbym nadmienić, że umiejscowienie przyznanych obszarów koncesyjnych nierzadko koliduje z szeroko rozumianą ochroną środowiska. Pamiętam negatywne opinie Komisji Dokumentacji Hydrogeologicznych - organu doradczego Ministra Środowiska - dotyczące projektów poszukiwań gazu z łupków. Przykładem niech będzie dolina Popradu, gdzie wspólnie z profesorami Ewą Krogulec, Andrzejem Szczepańskim i Józefem Chowańcem udało się nam zablokować badania zagrażające bardzo cennym wodom mineralnym i leczniczym tego rejonu.
- W tej gorączce łupkowej nie ma chyba sensu mówić o ochronie środowiska, skoro z góry złożono przyrodę na ołtarzu pieniędzy. Bo przecież nawet nie wiemy, czy ten gaz jest, a jeśli jest, czy jego wydobycie będzie opłacalne.
- J.J.M. - W tej chwili w Polsce na aktywnych 110 koncesjach poszukiwawczych wykonano kilkadziesiąt otworów, a tych ze szczelinowaniem – kilkanaście. Do tej pory nie stwierdzono żadnego przypadku zanieczyszczenia wód podziemnych. Nie można więc powiedzieć, że eksploatacja gazu to metoda zagrażająca tym wodom. Podkreślam jednak, że wnioski te wyciągam na podstawie danych z kilkudziesięciu otworów, jakie w Polsce wykonano.
Również dotychczasowa ocena zasobów tego paliwa i opłacalności jego eksploatacji jest bardzo szacunkowa. Zaczęliśmy od 5,3 bln m3, obecnie PIG-PIB wraz z Amerykańską Służbą Geologiczną określa zasoby gazu z łupków na 1920 mld m3, a za zakres bardziej prawdopodobny uważa się 346–768 mld m3.
Tymczasem, kiedy w USA technologia szczelinowania hydraulicznego stała się opłacalna, w ciągu 5 lat wykonano ponad 15 tys. odwiertów, tak więc firmy amerykańskie dysponują znacznie większą wiedzą i doświadczeniem od europejskich.
Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że nierzadko zasadniczo odmienne warunki geologiczne występowania złóż w USA i w Polsce nie pozwalają na proste przeniesienie technologii wydobywczej. Ponadto nasza wiedza dotycząca polskich złóż jest ograniczana w związku z utajnieniem danych uzyskanych przez zagranicznych inwestorów.
Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że w Polsce nie są to pierwsze otwory tak głęboko wiercone. Prowadzone prace poszukiwawcze w latach 80. i 90. wykonywano również ze szczelinowaniem pionowym, tyle, że nikt wówczas nie zajmował się gazem z łupków. Mało tego – przecież cały czas w Polsce poszukujemy i bezkonfliktowo eksploatujemy gaz konwencjonalny, między innymi również w obszarach Głównych Zbiorników Wód Podziemnych (wydobywamy 4,1 mld m3, co stanowi 30% krajowego zapotrzebowania). Dotychczas w tych obszarach nie stwierdzono pogorszenia jakości wód podziemnych.
- Ale tam jest technologia znana, a tutaj przychodzi inwestor i przynosi technologię i nową, i dla nas nieznaną, więc obawy są uzasadnione.
- J.J.M. - Nikt nie stwierdzi autorytarnie, czy ta technologia jest w 100% bezpieczna. Należy być realistami i prowadzić cały czas badania. Kiedyś przyjdzie taki moment, że będziemy mieć wszystkie dane z otworów wykonanych w Polsce i wtedy nasze odpowiedzi będą formowane znacznie pewniej, ponadto dzięki tym pracom lepiej poznamy budowę geologiczną Polski. Tego gazu może nie uda się eksploatować, ale uzyskana w czasie poszukiwań wiedza zostanie. Obecnie nie mamy dostatecznie dużych funduszy z budżetu pozwalających na prowadzenie głębokich wierceń strukturalnych.
- Czy służby ochrony środowiska mają prawo wstępu na teren eksploatowany przez koncern?
- D.P. - Po to one są przecież powołane. Służby mają prawo wejścia na każdy teren, nawet ten objęty koncesją. Wyższy Urząd Górniczy na podstawie 90 kontroli w 46 otworach poszukujących gaz z łupków stwierdził zgodność wykonywania robót z dokumentacją oraz skuteczność stosowania bezpiecznych dla środowiska technologii, ponadto wskazał, że wiercenia te są bezpieczniejsze od wierceń konwencjonalnych.
- Czyli prawnie jesteśmy dobrze zabezpieczeni.
- J.J.M. Tak, tylko trzeba to prawo konsekwentnie stosować i uczciwie wykorzystywać.
Dziękuję za rozmowę.
*Od Redakcji: dane o bezrobociu w subregionie konińskim - http://www.wup.poznan.pl/obser/php/90.php
- Autor: Anna Dyl-Schmelcer
- Odsłon: 4824
Żadne wizje katastrof ekologicznych i społecznych nie są w stanie przestraszyć mnie bardziej niż cynizm polityków i wielu naukowców, którzy prezentują korzyści związane z wydobywaniem gazu łupkowego w Polsce, nie dbając zupełnie o to, że wizja ta jest coraz bardziej niespójna i coraz bardziej niezgodna z rzeczywistością.
W listopadzie 2012 roku Komisja Europejska przyjęła raport środowiskowy w sprawie gazu łupkowego, przygotowany przez Bogusława Sonika, traktowany jak wielki polski sukces. Jak twierdzi europoseł, „do Komisji Europejskiej popłynął jasny przekaz, iż gaz łupkowy przy zachowaniu najwyższych standardów można wydobywać bezpiecznie i bez szkody dla środowiska naturalnego”. Bogusław Sonik powtarza też w swoich wypowiedziach znane argumenty, że od gazu łupkowego zależy nasze bezpieczeństwo energetyczne, a ceny energii w wyniku jego wydobycia spadną. Zapomniałabym – to wszystko będzie możliwe przy pełnym poszanowaniu praw społeczności lokalnych. Piękna wizja, prawda? Mnie się podoba. Całym sercem przyklasnęłabym jej, gdyby tylko miała szansę na realizację.
Nie jestem naukowcem ani ekonomistą. Nieocenioną pomocą w formułowaniu zastrzeżeń są dla mnie zapiski z otwartej debaty „Łupki – nasza przyszła energia?” zorganizowanej 17 marca 2014 roku na AGH przez posła Sonika, na którą zostali zaproszeni eksperci zajmujący się tematem gazu łupkowego. Posłużyłam się też raportem NIK z 2013 roku i stanowiskiem PAN z marca 2014 roku* w sprawie gazu łupkowego, oraz materiałami zamieszczonymi na oficjalnej stronie posła Sonika. Wnioski zielonych i ekologów wszelkiej maści odłożyłam na bok, bo – szczerze powiedziawszy – niczego już więcej nie potrzebuję, żeby odnieść wrażenie, iż oto znajduję się w „domu wariatów”.
Zacznijmy od ekonomii
Jest już oczywiste (nawet dla ekspertów Bogusława Sonika), że nie uda się w Polsce powtórzyć sukcesu amerykańskiego. W Polsce skały łupkowe zalegają znacznie głębiej niż w USA i mają inną strukturę. Konsekwencją tego jest znaczny wzrost kosztów wydobycia (w USA wykonanie otworu wraz ze szczelinowaniem kosztuje 4 – 5 milionów dolarów, w Polsce – do 20 milionów dolarów).
Według prof. Piotra Sucha z Instytutu Nafty i Gazu, „aby wydobycie gazu z łupków mogło być ekonomicznie uzasadnione, potrzebna jest redukcja kosztów nie o 20 – 30%, lecz trzykrotnie!” Według PAN, te ogromne koszty spowodują, że gaz z łupków w Polsce nie będzie tańszy od konwencjonalnego.
Prawdziwie zadziwiająca, w kontekście tych informacji, była dla mnie wypowiedź dr. Adama Czyżewskiego, głównego ekonomisty w PKN Orlen S.A., który stwierdził, że „nawet jeżeli wydobycie gazu łupkowego będzie nieopłacalne, będzie to korzystne dla gospodarki”. Gaz łupkowy – jak widzę – ma w Polsce moc niezwykle inspirującą, motywuje do tworzenia nowych paradygmatów w ekonomii. Coś, co jest nieopłacalne, jest jednak korzystne… Dr Czyżewski użył nawet określenia, że wydobycie gazu łupkowego jest „olbrzymią szansą dla gospodarki”. Być może jest to „olbrzymia szansa” dla pracowników Orlenu, którzy przez jakiś jeszcze czas korzystać będą z hojnych dotacji państwowych (czyli naszych, obywateli) przy realizacji programu, który – jak przewiduje Czyżewski – „może być nieopłacalny”.
Przyjazna atmosfera i dobrowolność …
Ogromne koszty wydobycia wiążą się ściśle z jakością środowiska naturalnego. Konieczność oszczędzania i obniżania kosztów może być pokusą, aby - wydobywając gaz - rezygnować ze stosowania „najwyższych standardów”. Trudno się dziwić firmom wydobywczym – które przecież chcą zarobić – że mogą zechcieć tym pokusom ulegać. Nie do przyjęcia jest natomiast konsekwentna polityka naszego państwa, które robi wszystko, aby firmom to umożliwić.
Zgodnie z nowym prawem geologicznym i górniczym, obowiązek wykonywania oceny oddziaływania na środowisko przy poszukiwaniu gazu łupkowego zostanie zniesiony, a nadzór nad działalnością firm wydobywczych w zakresie przestrzegania norm środowiskowych będzie pełniony przez Urzędy Górnicze i Inspektoraty Ochrony Środowiska.
Za zapowiedź tego, jak „surowe” będą to kontrole mogą posłużyć słowa Głównego Inspektora Ochrony Środowiska Andrzeja Jagusiewicza: „Kontrole wobec przedsiębiorców poszukujących i rozpoznających złoża gazu z łupków powinny być dla nich przyjazne i w żadnym wypadku nie zniechęcać ich do dalszych eksploracji surowca. Z kolei przedsiębiorcy w ramach odpowiedzialnej przedsiębiorczości powinni stosować dobrowolnie najlepsze dostępne techniki i praktyki zapewniające wysokie standardy ochrony środowiska”.
Nie brzmi to dobrze, sugeruje możliwość zaistnienia sytuacji, że przedsiębiorca nie zechce dobrowolnie stosować „wysokich standardów ochrony środowiska”, a urząd odpowiedzialny za nadzór nad dopełnieniem tego obowiązku (zawahałam się przy tym słowie – czy działanie, które podejmuje się dobrowolnie jest jeszcze obowiązkiem?) nie będzie psuć atmosfery przyjaźni i wzajemnego zaufania uciążliwymi kontrolami.
Warto przypomnieć w tym miejscu o wnioskach z kontroli NIK w 2013 roku: Urzędy Górnicze nie skontrolowały wszystkich wykonanych odwiertów poszukiwawczych, a Ministerstwo Środowiska nie prowadziło kontroli przedsiębiorców w zakresie zgodności wykonywanej działalności z udzieloną koncesją. Tak było do tej pory. Będzie prawdopodobnie jeszcze gorzej, skoro wśród najwyższych urzędników i polityków panuje przekonanie, że trzeba „ułatwiać”, „zachęcać”, „przyspieszać”… W sytuacji niewystarczającego nadzoru jeszcze długo będzie można bronić tezy, że szczelinowanie hydrauliczne jest technologią „całkowicie bezpieczną”.
Swoją drogą, trudno naprawdę dociec, na czym opiera się to przekonanie, skoro w czasie krakowskiej debaty kilkakrotnie padało stwierdzenie, że metody stosowane przy wydobyciu gazu łupkowego są „innowacyjne”, trzeba je dopiero dopracowywać, bo doświadczenia zdobyte na złożach północnoamerykańskich, w warunkach polskich mają ograniczoną wartość. Mimo tych zastrzeżeń, Główny Inspektor Ochrony Środowiska jest „całkowicie spokojny”, uważa, że „zagrożenie migracji i wycieku płynów wiertniczych do wód gruntowych jest minimalne” i „daje gwarancję”, że eksploatacja gazu łupkowego nie będzie szkodziła środowisku. Kolejny złotousty urzędnik!
Gwarancja bezpieczeństwa?
Jakie to ma znaczenie, skoro brak zapisów prawa, które by te gwarancje zabezpieczały? W marcu 2014 roku premier Tusk zapowiedział, że „jeżeli pojawi się potrzeba zadośćuczynienia czy niwelowania ewentualnych strat wspólnot gminnych w związku z poszukiwaniem i wydobyciem gazu łupkowego, to główne ciężary spadną na samorządy” (PAP). Innymi słowy – firmy będą wydobywać i zarabiać, a samorządy będą sprzątać.
Jest to w rażącej sprzeczności z zapewnieniami posła Sonika, że obowiązywać będzie w Polsce reguła „zanieczyszczający płaci” i będą opracowywane zasady odpowiedzialności przedsiębiorstw w wypadku awarii. Trudno wyobrazić sobie lepszą zachętę dla inwestorów – przyjazne kontrole i zwolnienie z odpowiedzialności za ewentualne zaniedbania. Trudno też znaleźć powód, dla którego firmy miałyby stosować „najwyższe standardy ochrony środowiska” w działalności wydobywczej.
Bogusław Sonik w swoich wypowiedziach z 2012 roku zapewniał, że parki narodowe i obszary objęte szczególną ochroną ze względu na zasoby wody pitnej, przy wydobywaniu gazu łupkowego będą omijane. Na konferencji w Krakowie nie powtórzył już tych zapewnień. Można się tylko domyślać dlaczego.
Zamojszczyzna, gdzie swoje koncesje ma firma Chevron (przedstawiciel firmy brał udział w krakowskiej debacie) znajduje się na największych udokumentowanych zbiornikach wód podziemnych w Polsce. Na Zamojszczyźnie nie ma rzek ani jezior zasobnych w wodę, można więc założyć, że woda używana do szczelinowania będzie pochodziła z tych cennych zasobów (firma Chevron już dziś wierci studnie dla swoich celów), a jakakolwiek awaria, wyciek płynu szczelinującego czy toksycznych ścieków do warstw wodonośnych może spowodować skażenie całego zbiornika.
Ponadto Chevron planuje zlokalizować jedną z wiertni poszukiwawczych w gminie Susiec. To serce Roztocza, w bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się Roztoczański Park narodowy i Puszcza Solska. Wiadomo – szuka się po to, by znaleźć i wydobywać. Jeżeli koncern natrafi w tym rejonie na złoża, które będzie mógł uznać za „perspektywiczne” co stanie się z tak cennym przyrodniczo i krajobrazowo obszarem?
W lipcu 2013 roku w zamojskiej prasie znalazłam informację, że Ministerstwo Środowiska i lokalni samorządowcy podjęli inicjatywę, aby Roztocze i Puszcza Solska zostały wpisane na listę rezerwatów biosfery w ramach programu UNESCO. Ma to oznaczać większy prestiż dla regionu i zapewnić przyjazd zagranicznych turystów. To samo Ministerstwo Środowiska wydaje koncesję na poszukiwanie gazu łupkowego, na terenie, który planuje w sposób szczególny chronić! Rezerwat biosfery na obszarze górniczym? Czy to ma sens!? Kto zechce wypoczywać w takim miejscu? Słowa posła Sonika z 2012 roku pozostały tylko słowami. Fakty wskazują na to, że interes koncernu jest ważniejszy od obietnic złożonych obywatelom.
Niemal w każdej wypowiedzi o problemach związanych z wydobyciem gazu łupkowego nasz „poseł od spraw najtrudniejszych” nie zapomina o prawach społeczności lokalnych. Według niego, będą odbywały się konsultacje i dialog z obywatelami tak, aby byli oni dokładnie poinformowani, co dziać się będzie na terenie, gdzie mieszkają. „Spokój i akceptacja społeczna są ważniejsze niż wydobywanie gazu łupkowego za wszelką cenę. /…/ Mieszkańcy muszą mieć prawo do wyrażania opinii i protestowania”. I znowu muszę przyznać – dobrze brzmi, ale niestety tylko tyle.
Ignorowanie obywateli
Znakomitym przykładem jak bez znaczenia są to słowa jest sytuacja wsi Żurawlów (gm. Grabowiec) na Zamojszczyźnie. Mieszkańcy tej wsi od ponad dwóch lat konsekwentnie i z determinacją sprzeciwiają się inwestycjom firmy Chevron, początkowo korzystając wyłącznie z drogi prawnej, a od roku czynnie blokując wjazd na teren planowanej wiertni. Próbują też zainteresować swoim problemem polityków i urzędników wszystkich szczebli, a także dziennikarzy. W styczniu br. radni gminy Grabowiec podjęli uchwałę, że nie zgadzają się na poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego w swojej gminie. Ich działania nie przynoszą do tej pory efektu – firma nie rezygnuje ze swoich planów**. Rodzi się w tym miejscu pytanie: co dokładnie ma na myśli Bogusław Sonik mówiąc o konsultacjach i dialogu ze społeczeństwem, skoro mieszkańcy Żurawlowa zostali ze swoim problemem sami?
W czerwcu ubiegłego roku marszałek województwa lubelskiego odwiedził protestujących, obiecał „przyjrzeć się sprawie”, minął prawie rok i … nic. Prawdopodobnie już się nie przygląda bo zajęty jest swoją kampanią wyborczą do Europarlamentu. A poseł Sonik? Stwierdził w Krakowie, że protest jest groteskowy a „mieszkańców tej wsi straszy się rzeczami, które nie mają miejsca”. Jeżeli polityk tej rangi, co europoseł, używa podobnego typu sformułowań – powinien umieć je wyjaśnić. Po pierwsze – kto straszy tych ludzi i - czym? Po drugie- co niby „nie ma miejsca”?
Jednym z wielu argumentów protestujących jest to, że prawo geologiczne i górnicze przewiduje wywłaszczenia z gruntów w przypadku eksploatacji złóż gazu łupkowego. Mieszkańcy Żurawlowa są w posiadaniu pisemnego potwierdzenia tego faktu przez Ministra Skarbu. Źródłem obaw rolników jest również to, że decyzją wojewody plany zagospodarowania przestrzennego mogą być zmieniane dla potrzeb przemysłu wydobywczego, dosłownie z dnia na dzień. Skoro koncesje na wydobycie gazu łupkowego obejmują całą Lubelszczyznę, jak planować swoją przyszłość, inwestować, budować domy w obliczu takiej niepewności?
Bogusław Sonik zapewniał wcześniej, że konsultacje i dialog ze społeczeństwem będą poprzedzać wydobycie, aby ludzie nie byli zaskoczeni działaniem firm na swoim terenie. Tymczasem w trakcie krakowskiej debaty, pytany o to, dlaczego koncern Chevron mimo tak zdecydowanego sprzeciwu ludności kontynuuje swoje działania, europoseł odpowiada: „należy pamiętać, że firma otrzymała koncesję zgodnie z prawem”.Typowa kwadratura koła.
Koncesja została przyznana w 2007 roku bez poinformowania ludzi i lokalnych władz samorządowych, nie wspominając nawet o konsultacjach. Teraz mieszkańcy nie zgadzają się na inwestycje, wierząc naiwnie, że mają do tego prawo. I dowiadują się, że za późno na sprzeciw, bo to nie oni, lecz firma działa zgodnie z prawem. Z pewnością rolnicy z Żurawlowa byliby wdzięczni posłowi za wskazanie właściwego czasu na przeprowadzenie skutecznego protestu.
Mało tego. Według Głównego Geologa Kraju, Sławomira Brodzińskiego, ludzie i tak mają za dużo praw. Należy bowiem – wg niego – dokonać takich regulacji, aby przeciwnicy gazu łupkowego nie mogli używać prawa do wstrzymania procesu wydobycia. Myślę, że dobrze by było, aby poseł Sonik napisał i wydał poradnik, w jaki sposób obywatele powinni „wyrażać swoją opinię”, aby mieli szansę być potraktowani przez polityków i urzędników poważnie. Bo niestety, do tej pory wskazówki pana posła w tej kwestii przypominają mi słynne „jestem za, a nawet przeciw”.
Anna Dyl-Schmelcer
*Pisaliśmy o tym w Nr. 4/14 - Stanowisko PAN w sprawie gazu łupkowego
oraz w Nr. 5/14 - Geolodzy z PAN o łupkach
** Żurawlów ciągle się broni (SN 5/14) ; Walka Żurawlowa o środowisko (SN 8-9/13)

