Humanistyka el
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2256
Na zachód od Zatoki Gdańskiej rozciąga się bodaj najdziwniejsza kraina Polski, Kaszuby. Na jej obszarze znajdują się największe polskie wydmy, jedyne w Europie Muzeum Hymnu Narodowego i wierna kopia Jerozolimskiej Kalwarii. Zamieszkuje ją lud mówiący niezrozumiałym, nawet dla Polaków, dialektem.
Nie ma wyraźnie wyodrębnionych granic poza północną, pomiędzy Puckiem a Słupskiem. Na zachodzie jej obrzeża pokrywają się w przybliżeniu z granicami dawnej Marchii Brandenburskiej, na południu zaś Kaszuby sięgają w głąb Borów Tucholskich. Stanowią zatem głównie region kulturowy. Obecnie wiele przewodników zalicza do Kaszub następujące powiaty województwa pomorskiego: słupski, lęborski, wejherowski, pucki, bytowski, kartuski, człuchowski, kościerski i chojnicki.
Obecny krajobraz Kaszub jest wynikiem ostatniego zlodowacenia oraz późniejszej akumulacji morskiej i procesów erozyjnych w okresie ocieplania się klimatu. Stąd jego cechą charakterystyczną są wzgórza morenowe (najwyższe - Wieżyca 329 m) i liczne jeziora na Pojezierzu Kaszubskim (tzw. Szwajcarii Kaszubskiej) i Krajeńskim (stanowiącymi zachodnie fragmenty Pojezierza Wschodniopomorskiego), a także nadmorskie wydmy i piaszczyste urwiska (Jastrzębia Góra). Pozostałością po plejstoceńskich lasach są złoża bursztynu (skamieniałej żywicy sosny bursztynowej Pinus succinifera), a po czwartorzędowych puszczach - Bory Tucholskie.
Dziwny dialekt
Kaszubi po dziś dzień zachowali własny język, częściej określany mianem dialektu. Stanowi on zdaniem językoznawców swoistą mieszankę języka polskiego oraz dawnych dialektów zachodniosłowiańskich plemion Ranów, Drzewian i Obodrytów. Jest on jednak na tyle różny od polszczyzny, że niektórzy badacze, zwłaszcza niemieccy, usiłowali powiązać go z językami germańskimi. Ponadto przez wiele wieków funkcjonował jedynie w użyciu potocznym, stąd nie zostały jak dotąd wypracowane jego ścisłe normy, zwłaszcza dotyczące pisowni i transkrypcji.
Jako pierwszy nadał kaszubskiemu formę literacką w XIX wieku Florian Ceynowa. W 1850 na odrębność językową Kaszubów zwrócił rosyjski uczony Aleksander Hilferding. W 30 lat później mowę Kaszubów i Słowińców badał Alfons Parczewski. Od końca XIX wieku na potrzeby uporządkowania „bałaganu językowego” Kaszubów wydawano rozmaite słowniki oraz tłumaczenia, jednak zapis aż do 1996 pozostawał nieuporządkowany. Obecnie badacze wyróżniają aż 76 dialektów kaszubskich, co znajduje odzwierciedlenie w lokalnych wyrażeniach.
Od 1990 język kaszubski trafił do wielu szkół w regionie, a od 1993 w lokalnej telewizji gdańskiej (także w radiu Gdańsk) Kaszubi mają program w swoim języku.
Co ciekawe, kaszubska odrębność językowa bywa manifestowana także poza granicami Polski. W kościele Pater Noster na Górze Oliwnej w Jerozolimie, w którym zostały umieszczone tablice z tekstem modlitwy Ojcze nasz w 62 językach, znajduje się, obok polskiej, również jej wersja kaszubska.
Godło i hymn
Kaszubi posiadają także oficjalne atrybuty swojej odrębności, jak godło (a więc i flagę) oraz hymn. Godłem Kaszubów jest czarny gryf, umieszczony w żółtym polu. Niekiedy posługują się uproszczoną, żółto-czarną flagą. Jeśli chodzi o hymn, spawa nieco się jednak komplikuje.
Otóż dla większości Kaszubów jest nim pieśń Jana Trepczyka Ziemia ojczysta (Ziemia radnô), która nawiązuje do tradycji i związków Kaszubów z Gdańskiem. W niektórych środowiskach z kolei chętniej śpiewany jest Marsz kaszubski, którego tekst został zapożyczony z poematu emigracyjnego poety kaszubskiego Hieronima Derdowskiego, z 1880 roku - O panu Czorlińskim, który do Pucka po serce jechał (Ò panu Czorlinsczim co do Pucka pò secë jachôł). Pieśń ową śpiewał tytułowy bohater, aby zagrzać do marszu starego rumaka, który niegdyś służył w polskiej armii. Początkowo nawet amatorzy tej nieco groteskowej pieśni śpiewali ją na melodię Mazurka Dąbrowskiego. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i uznaniu Mazurka za hymn państwowy, Feliks Nowowiejski skomponował w latach 30. nową muzykę dla kaszubskiego marsza.
Odrębność obyczaju
Obyczaje kaszubskie wynikają z połączenia kościelnego kalendarza liturgicznego, rocznego cyklu prac rolnych i echa pradawnych zwyczajów pogańskich, podobnie jak na pozostałym obszarze Polski. Kilka świąt ma jednak wyłącznie kaszubski charakter.
Jednym z nich było żegnanie zimy, które obchodzono nie w pierwszy dzień astronomicznej wiosny jak gdzie indziej, ale w pierwszą niedzielę maja. W tym dniu chłopcy i dziewczęta obnosili po wsi niewielkie drzewko świerkowe, maik, przystrojone kolorowymi wstęgami i obrazkami świętych.
Latem typowym kaszubskim świętem, obok Zielonych Świątek, był obrzęd „ścinania kani”, który odbywał się 24 czerwca (stąd był łączony z sobótką). Kania, drapieżny ptak, symbolizowała zło. Święto zaczynało się rankiem, kiedy kobiety przystępowały do pieczenia specjalnych kołaczy. Chłopcy w tym czasie szykowali stosy chrustu i beczki ze smołą zawieszane na drągach, aby odpędzić czarownice i uniemożliwić im spotkanie się na sabacie. Palono również miotły, aby nie mogły odlecieć na Łysą Górę. By odpędzić uroki od zwierząt, zatykano klonowymi gałęziami wrota do obór i wejścia do kurników.
Najważniejszy jednak był pochód z kanią przywiązaną do drąga, którą kowal rytualnie ścinał lemieszem. W pochodzie uczestniczyli kat, sędzia, oskarżyciel, krasnale, przebierańcy i czterej pachołkowie, którzy wygrywali ponurą muzykę (porównywalną do marsza żałobnego) na klekotach, knarach, burczybasach i rozmaitych piszczałkach. Po „egzekucji” ptaka następowała wrzawa, a następnie pochód udawał się poza wieś, aby w niepoświęconej ziemi (tzw. niczyjej) pochować symbol zła. Potem zielonymi gałązkami przystrajano chaty, zabudowania gospodarcze, a także zwierzęta. Krowom nakładano zieloną dekorację na rogi, aby żadne czary nie pozbawiły ich mleka.
W tym dniu, w dzień, przed procesją, kobiety chodziły do lasu po zioła, wierząc w ich wyjątkową moc. O północy natomiast poszukiwano kwiatu paproci. Znaleźć go jednak mogła tylko naga dziewczyna, która udając się do lasu nie miała prawa obejrzeć się ani razu za siebie.
Bardzo uroczyście obchodzono również zakończenie żniw, któremu towarzyszyła procesja mężczyzn i kobiet z kukłą i wiankiem wykonanymi z zebranych plonów. Wcześniej odświętnie ubrani żniwiarze ostrzyli i stroili kwiatami kosy, zdejmując na znak szacunku do nich kapelusze. Kukła i wianek były przez gospodarza u którego kończyła się procesja przechowywane do następnych zbiorów. Jak większość kaszubskich świąt, tak i dożynki kończyły się huczną zabawą.
Ciekawym obyczajem, kultywowanym do dzisiaj, jest zażywanie przez Kaszubów tabaki. Przez wiele lat działacze kaszubscy toczyli boje o swobodny dostęp do tej używki i nie obejmowanie jej podwyżkami cen na tytoń. Tabaka jest tak popularna, ze wolno ją zażywać nawet w kościele podczas nabożeństwa.
Walory turystyczne
Kaszuby należą do najczystszych regionów Polski, a niezwykłe bogactwo krajobrazu i zabytków sprawia, że chętnie odwiedzane są przez turystów.
Najbardziej znanym miejscem jest Słowiński Park Narodowy, obejmujący m.in. Mierzeję Łebską oraz jeziora Łebsko i Gardno. Największą atrakcją parku są ogromne, ruchome wydmy. We wsi Kluki na terenie parku zlokalizowano skansen, w którym eksponowane są tradycyjne chaty, łodzie i sprzęt gospodarczy, używany jeszcze w pierwszej połowie XX wieku przez Słowińców, nieliczną grupę etniczną, pokrewną Kaszubom, której ostatni przedstawiciele, wskutek prześladowań przez polskie władze, prawie wszyscy po roku 1945 wyjechali do Niemiec.
Z kolei Wdzydzki Park Krajobrazowy położony w centrum Szwajcarii Kaszubskiej to kraina jezior. Oprócz Jeziora Wdzydzkiego obejmuje teren, na którym jest 160 jezior i oczek wodnych z unikalną fauną i florą.
Na obszarze parku znajduje się również najstarszy w Europie skansen, którego pełna nazwa brzmi Muzeum Kaszubskiego Parku Etnograficznego we Wdzydzach Kiszewskich. Został on utworzony dzięki inicjatywie Izydora i Teodory Gulgowskich w 1906 roku nad jeziorem Gołuń. Na powierzchni 22 ha zgromadzono stare domy z Kaszub i Kociewia, a także wiatraki.
Największe zbiory muzealne związane z kulturą Kaszubów posiada Muzeum Zachodniokaszubskie, którego siedzibą jest zamek w Bytowie. Obok cennej kolekcji wytworów kultury materialnej Kaszubów są tam także współczesne rzeźby i obrazy kaszubskich twórców.
W Będominie zaś przyciąga uwagę Muzeum Hymnu Narodowego usytuowane w dworku rodziny Wybickich. Stąd wywodził się autor słów pieśni Jeszcze Polska nie umarła, Józef Wybicki. W zbiorach muzeum, oprócz najstarszych nagrań hymnu, znajdują się archiwalne płyty z nagraniami innych patriotycznych pieśni, jak Rota, Chorał, Boże coś Polskę czy też Warszawianka.
Akcentowanie polskości
Pod koniec XIX wieku walkę o polskość Kaszub podjął Aleksander Majkowski, twórca ruchu młodokaszubskiego, przywódca Towarzystwa Młodokaszubów, lekarz.
W 1908 roku założył pierwsze pismo propagujące kulturę kaszubską jako czysto polską - Gryf, które władze pruskie rozwiązały w 1912, co skłoniło Majkowskiego w roku następnym do powołania do życia Muzeum Kaszubsko-Pomorskiego.
W okresie 1906-10 dom Majkowskiego w Kościerzynie był miejscem spotkań działaczy pragnących uznania polskości Kaszub i ich mieszkańców. Równolegle z inicjatywy Majkowskiego na Kaszubach powstało Towarzystwo Czytelni Polskiej. W latach 1918-20 Majkowski aktywnie walczył o włączenie regionu do Polski, a w 1936 wydał alegoryczną powieść o walce Kaszubów Życie i przygody Remusa (Źecó i przigodë Remusa) oraz Historię Kaszubów (1938).
Obecnie najpoważniejszą organizacją społeczno-kulturalną Kaszubów jest Związek Kaszubsko-Pomorski (Kaszëbskò-Pomòrszczé Zrzeszenié) utworzony w 1956 roku, który posiada własną oficynę wydawniczą oraz kluby. Związek prowadzi również Kaszubski Uniwersytet Ludowy w Wieżycy, który kształci w zakresie języka i kultury kaszubskiej.
Leszek Stundis
Fot. powyżej - rzeźba Remusa autorstwa Tomasza Radziewicza na rynku w Kościerzynie (al)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1060
Naomi Klein w swoim słynnym dziele pt. Doktryna szoku podkreśla, że zasadniczym celem i założeniami polityki w końcu XX i na początku XXI wieku państw zachodnich, działających w imieniu swojego megakapitału, jest umożliwienie jego ekspansji i zależności wolnorynkowej krajów, które są poddawane takim terapiom. Dlatego zaprowadza się na tych obszarach chaos, prowadzący do dezintegracji społecznej, a w konsekwencji do sytuacji, gdzie rządzące klany, grupy przestępcze, mafie itd. w takich upadłych krajach zainteresowane są wyłącznie swoimi, utylitarnymi i prywatno-grupowymi zyskami.
Megakapitał najlepiej w takich sytuacjach – przystosowując się do takich warunków społeczno-politycznych – pomnaża swoje zyski, nie będąc kontrolowanym przez nikogo. Bo państwa jako takiego nie ma. Wystarczy się opłacać wspomnianym landlordom i umawiać się z nimi na czysto gangsterskiej – acz nader zyskownej – płaszczyźnie.
Atmosfera paniki i niepewności, zainteresowanie wyłącznie egzystencjalnymi sprawami oddziela zwykłych ludzi od spraw publicznych, od zainteresowania tym kto i jak rządzi, kto czerpie (i w jaki sposób) zyski w niecywilizowany i niemal feudalny sposób. Nie ma praw pracowniczych, nie ma swobód obywatelskich, nie istnieją przepisy BHP i inne zabezpieczenia uzyskane przez w wyniku XX-wiecznej rewolucji społecznej. Prawo jest tylko prawem siły. Taka jest konkluzja kanadyjskiej intelektualistki i oskarżenie późnego kapitalizmu w globalnym wymiarze.
Idee wolnego rynku są z definicji antydemokratyczne i muszą być narzucane społeczeństwom z góry siłą w momentach, gdy obywatele są zagubieni, bezwolni.
Naomi Klein
Forma panicznego odwrotu armii USA oraz koalicjantów z NATO z Afganistanu po 20 latach wojny – jak widać bezsensownej i toksycznej dla sytuacji globalnej - spowodowała, iż sytuacja w tym środkowoazjatyckim kraju, ogarniętego od dekad militarnym i społeczno-politycznym chaosem znów zainteresowała cały cywilizowany, zachodni, euroatlantycki świat. Objęcie władzy w Kabulu przez talibów jest różnie - najczęściej negatywnie i w formie bardzo jednostronnej – komentowane w mainstreamowych mediach. Podkreśla się ich krwiożerczość, antymodernizm, nieucywilizowanie (oczywiście wedle europejskich norm i wartości), mizoginizm i opresyjność systemu jaki niosą ich rządy.
Brak jest jednak logicznych i racjonalnych refleksji dlaczego tak się dzieje. Co jest przyczyną, że po 20 latach interwencji największego hegemona współczesnego świata (oraz jego sprzymierzeńców) sytuacja wraca do punktu wyjścia czyli lat 2001/02? I dlaczego światłe, uniwersalne, najlepsze i absolutnie słuszne – jak uważamy w Europie i Ameryce Płn.- wartości kultury Zachodu są jednak odrzucane przez obywatelki i obywateli Afganistanu.
Sytuacja w Afganistanie, ale nie tylko gdyż takie wnioski dają obserwacje dostrzegane w całym pozazachodnim świecie, coraz dobitniej pokazuje, że to my, Zachód, się mylimy. Bo nie rozumiemy na czym ma polegać pluralizm i wielobiegunowość świata i kanony wielokulturowości. I wszystkiego tego, co z tym się bezpośrednio wiąże.
Pewność nieomylności
Fundamentalistom wszelkiej maści zależy zawsze na oczyszczeniu przestrzeni publicznej ze wszystkich naleciałości, uzupełnień, dodatków, które zostały zmaterializowane w wyniku upływu czasu. To próba tradycyjnych kultur (a także doktryn i związanych z nimi wyznawców czy akolitów) powrotu do norm i wartości kultywowanych w przeszłości. Można to interpretować jako sprzeciw i bunt przeciwko hegemonii cywilizacji Zachodu. I hipokryzji, jakiej pozaeuropejskie wspólnoty i kultury doznawały ze strony tej cywilizacji w historii. Także tej najnowszej, po upadku bipolarnego podziału świata.
Zdaniem Bassama Tibi - profesora nauk politycznych i stosunków międzynarodowych, wykładowcy m.in. Harvardu, Princeton, Berkeley i Cornell University, niemieckiego uczonego syryjskiego pochodzenia - fundamentalizm jest ideologią alternatywną do modernistycznego, pooświeceniowego, euroatlantyckiego systemu wartości, norm, zachowań etc. Jest także sposobem patrzenia na świat i ludzi z perspektywy innej niż nasza kultura czy nawet cywilizacja (np. chińskiej, hinduskiej, islamskiej, latynoskiej, afrykańskiej czy rosyjskiej). To również przekonanie o swoich racjach, które zdaniem każdego fundamentalisty są bezalternatywne (B. Tibi, Fundamentalizm religijny).
Jest to więc wiara w doskonałość, w absolut, wiara w to, iż każdy problem musi być rozwiany tu i teraz. I to wedle naszych projektów. Gdyż one są bezalternatywne, bo najlepsze. Zakłada się tym samym istnienie jakiegoś autorytetu (cokolwiek pod tym terminem się rozumie – chodzi o ideę), który jest wyposażony w wiedzę doskonałą, nawet jeśli ta wiedza nie jest łatwo dostępna dla zwykłych śmiertelników, ale której oni muszą się poddać (G. Soros, Kryzys światowego kapitalizmu).
Georg Soros, agresywny finansista, gracz na rynkach światowej finansjery, filantrop (jak go niektórzy tytułują), pisząc te słowa przed laty pokazał swoim życiem, że to jest absolutna prawda. Bowiem sam jest przypadkiem i przykładem, który opisuje a który zacytowano. Jego podstawowa idea, którą nazywa społeczeństwem otwartym, czyli obywatelskim, ma zostać zaprowadzona na całym świecie. I jego działania, fundacje, rozdzielane granty i finansowane projekty społeczne ku temu cały czas zmierzają.
Socjolog i badacz zagadnień związanych z fundamentalizmem, szkocki naukowiec Steve Bruce, uważa, iż „ogólnie rzecz ujmując, fundamentalizmy opierają się na przekonaniu że pewne źródło idei, zazwyczaj jakiś tekst, jest nieomylne i kompletne” (S. Bruce, Fundamentalizm). To jest jego zdaniem punkt wyjścia do rozważań o każdym fundamentalizmie implikujący większość zagadnień z nim związanych. Ta absolutna pewność o swej nieomylności pochodząca z zadekretowanych źródeł i wartości niesionych przez wyznawaną ideę – bo tak to trzeba nazywać i nie jest to tylko immanencja religijnych ruchów czy takich doktryn - ostro deprecjonuje jednocześnie wszystko, co nie mieści się w tak nakreślonym kanonie. Ponieważ dotyczy to także absolutnie świeckich ideologii, (które przez to stają się parareligiami lub quasi-ruchami religijnymi) mówiących przy okazji o umiłowaniu, bądź admiracji pluralizmu, wolności obywatelskich, praw człowieka, swobody wyznania i politycznych poglądów, taka sytuacja jest wybitnie szkodliwa dla życia publicznego, gdyż jawnie promuje hipokryzję.
Rodzi się więc zasadnicza, podbudowana naszym (właśnie) oświeceniowym myśleniem wątpliwość: dlaczego pomysły i doświadczenia Zachodu mają być najlepsze, najbardziej uniwersalne, stanowić w rozwoju kultury i cywilizacji apogeum, czyli być szczytowym osiągnięciem ewolucji naszego gatunku? I dlaczego inne kultury czy cywilizacje mają te zasady, zgodnie z naszym, euroatlantyckim mniemaniem, przyjąć?
Wartościowanie demokracji
Żyjemy w epoce, w której można dyskutować o wszystkim. Pluralizm poglądów jest naczelnym kanonem współczesności. Ale dziwnie na jeden temat w ogóle się nie dyskutuje: to demokracja. Bo czy definicja, a co za tym idzie - jej pojęcie, jej rozumienie, nie mówiąc o funkcjonowaniu i praktyce - jest tylko jedna i sprowadzać się ma do wąskiego zakresu liberalnej demokracji postrzeganej i praktykowanej w nielicznych krajach Zachodu? Wynika to przecież z ich doświadczeń dziejowych oraz kultury. Elity tych nielicznych państw uzurpują sobie – na zasadzie jakiegoś dyktatu i przypisania sobie cnót oraz wartości najwyższych (bo ponoć uniwersalnych) – monopol nie tylko na definiowanie i określanie jak winno się rozumieć owe terminy, ale na wartościowanie realizacji demokracji (i wszystkiego co się z nią wiąże) w pozazachodnich kulturach, bądź cywilizacjach. Dziś i w czasach minionych (co jest oczywistą paranoją nie uwzględniającą zmienności w czasie i przestrzeni jak również lokalnych, kulturowych uwarunkowań).
Rodzi się pytane dlaczego tak się dzieje? Czym jest podyktowane, czemu i komu ma to służyć? I dlaczego uniwersalne, humanistyczne, ponadczasowe wartości i pojęcia sprowadza się do utylitarnej, politycznej i hegemonistycznej praktyki? Odpowiedź może być jedna: władza, podporządkowanie, eksploatacja, zyski. Czyli nowa forma kolonializmu i ekspansjonizmu. Nie tylko w wymiarze gospodarczym, ale przede kulturowym, który z czasem przekłada się właśnie na dominację w sferze ekonomii powodując potęgowanie owych zysków.
Taliban w euroatlantyckim przekazie to uosobienie ciemnogrodu, zacofania, skrajnego mizoginizmu i religijno-islamskiej opresji. To niejako clou religijnego fundamentalizmu, za którym idą określone rozwiązania i prawodawstwo w dziedzinie polityki, kultury, preferowanych wartości itd. Pewnie tak i jest z naszego, euroatlantyckiego punktu widzenia i wedle prawideł mających rządzić naszą cywilizacją. Jest jednak mały szkopuł. Otóż większość państw europejskich „nie chce uznać swej winy, jeżeli chodzi o wykorzystywanych przez długie wieki niewolników, czy też kolonializm jako taki” (G. Corm, Religia i polityka w XXI wieku). Tu też m.in. leży renesans islamu (a także i innych religii w integrystycznej, fanatycznej formie) owocujący takimi ruchami i ideologiami jak afgańscy talibowie. To próba obrony przed nowoczesnością, modernizmem, postępem i rozwojem, które wskutek błędów są odbierane jednak jako opresja i dyktat ze strony Zachodu.
Zderzenie fundamentalizmów
Zalążkiem ruchu talibów była grupa ok. 30 studentów medresy (szkoły koranicznej) w Kandaharze, skupiona wokół mułły Mohammada Omara.
Grupa ta w połowie lat 90. była jedną z wielu nieformalnych organizacji planujących zbrojne przejęcie władzy w kraju i wprowadzenie nowego ustroju opartego na prawie koranicznym. Wcześniejszych źródeł takich ruchów i trendów należy szukać w latach 80-tych, gdy pod Hindukusz ściągnięto za pieniądze transferowane przez Arabię Saudyjską (i osobiście rodzinę ibn Ladenów) dziesiątki tysięcy mudżahedinów – zazwyczaj wyznawców islamu w wersji wahabickiej, (czyli super ortodoksji rodem z państw Saudów) – którzy mieli walczyć z Armią Czerwoną na terenie Afganistanu w imieniu wolności, demokracji i liberalnych wartości Zachodu. Dało to m.in. takie oto efekty, iż w kilka lat po odwrocie ZSRR spod Hindukuszu, talibowie objęli władzę.
Bo w międzyczasie popularność talibów rosła, a do ruchu przyłączały się kolejne osoby. Wynikło to zarówno z powszechnego rozczarowania ówczesną rzeczywistością Afganistanu – po odwrocie ZSRR - i powszechnym zniechęceniem do rządu prezydenta Burhanuddina Rabbaniego, który nie potrafił rozwiązać problemów kraju, jak też z osobowości i zdolności organizacyjnych mułły Omara, a nade wszystko jego charyzmatycznych cech. Poza tym trzeba wspomnieć, że Afganistan jest zlepkiem wielu narodowości i grup etnicznych, mozaiką języków i wyznań (w ramach islamu). To równocześnie społeczeństwo oparte o silne, plemienno-klanowe związki i relacje. Tradycjonalistyczne, mocno konserwatywne i wsobne.
Ruch talibów - przede wszystkim na terenach wiejskich których ludność stanowi ponad ¾ populacji Afganistanu od początku cieszył się sporym poparciem. Uważa się, że do popularyzacji ruchu przyczyniły się też pakistańskie służby specjalne, które w sposób niejawny popierały Taliban, pragnąc zyskać większy wpływ na sytuację w Afganistanie. Nie ma też wątpliwości, iż przy tworzeniu i wspieraniu ruchu talibów (oprócz ówczesnych kuratorów z Pakistanu i tamtejszych służb specjalnych) uczestniczyli w jakimś sensie Amerykanie.
Świat oglądał w mediach przebieg ewakuacji wojsk interwencyjnych z Afganistanu, które odbywało się na mocy porozumienia zawartego jeszcze w 2020 roku przez prezydenta Donalda Trumpa z talibami. Widział też jak szybko umacniała się ich władza i jak pada bez jakiejkolwiek walki władza „demokratyczna” (jak ją określały płaczący dziś z tego tytułu politycy i media), utrzymywana dzięki pomocy wojsk interwencyjnych.
Wszystkie zachodnie oceny są obarczone tym stygmatem i błędem „zanurzenia w kulturze”, w jakiej od urodzenia pogrążony jest każdy człowiek. I nie chodzi o oceny, wartościowanie, potępienia – może i słuszne – ideologii Talibanu czy wartości, jakim talibowie hołdują. Wiele z nich rzeczywiście sprawia wrażenie odrażających, szpetnych i koszmarnych. Warto tu tylko wspomnieć, iż podobne w swym wyrazie prawa (i to państwowe) oraz praktyki, funkcjonują od lat w krajach będących ścisłymi sojusznikami Zachodu, a takie dramatyczne epizody z ich przestrzeni publicznej się przemilcza (np. Arabia Saudyjska).
Czy nie jest to więc konflikt dwóch fundamentalizmów, na podobieństwo tego, co Samuel Huntington wieści jako zderzenie cywilizacji? (S. P. Huntington, The Cash of Civilization and the Remaking of the Word Order). Fundamentalizm jest zawsze w jakimś stopniu częścią każdej kultury, każdej cywilizacji. Jako forma i sposób patrzenia na świat, na ludzi przez pryzmat swojego, lokalnego i personalnego „zanurzenia w kulturze”. Czy interpretując pojęcie wolności - naczelnej wartości jak od trzech dekad autorytarnie podkreśla mainstream - w zachodnioeuropejskim, utrwalonym historycznie, kulturowo, politycznie etc. formacie, nie zawęziliśmy aby wolności wyłącznie do gry rynkowej i wolności robienia interesów? Czyli mnożenia własnych zysków i neokolonialnej władzy? (B. Barber, Consumed: How markets corrupt children, infatilize adults and swallow citizens whole)
W takim kontekście nie może dziwić – choć to sprzeczne z wszechogarniającym przekazem w postzimnowojennej przestrzeni - zachowanie w wielu przypadkach Zachodu niczym kowboja z westernu: wchodząc do salonu wpierw strzela, a potem się rozgląda, zastanawiając się co dalej i dlaczego.
Radosław S. Czarnecki
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 0
Dlaczego zrozumienie końcowej fazy gry jest kluczowe
Na arenie światowej dochodzi do poważnych wstrząsów. Historia jest pełna przykładów zerwania z przeszłością na skutek wielkich wstrząsów politycznych, gospodarczych, technologicznych i społecznych.
Przez stulecia wiele osób i grup kierujących się własnymi interesami przyjmowało rolę władców, finansistów, dobroczyńców i liderów myśli, aby kierować zmianami w preferowanym przez siebie kierunku. Począwszy od faraonów starożytnego Egiptu, aż po rewolucję francuską pod przewodnictwem jakobinów i Napoleona pod koniec XVIII wieku, miały miejsce liczne wstrząsy społeczne, w trakcie których jedna forma rządów była zastępowana inną.
Dotarliśmy właśnie do kolejnego historycznego punktu zwrotnego. Pragnienie odbudowy politycznej i gospodarczej rośnie na całym świecie, w miarę jak pogłębia się przepaść między ultrabogatymi a resztą społeczeństwa.
W ostatnich latach populizm zyskał na sile, inspirując masy do odrzucenia rządów „elit” i obrania nowego kursu. Jednakże bez dokładnej analizy ruch ten i jego kluczowe postacie mogą okazać się równie niebezpieczne, jak instytucja, którą próbują przejąć. W rzeczywistości to, czego jesteśmy świadkami, to nie populizm w prawdziwym tego słowa znaczeniu, lecz technopopulizm, albo technokracja, jak nazywano ją od czasu jej powstania w 1920 roku.
„Technokracja narodziła się zimą 1918–1919 r., kiedy Howard Scott założył grupę naukowców, inżynierów i ekonomistów, która w 1920 r. stała się znana jako Technical Alliance, organizacja badawcza. W 1933 roku została zarejestrowana na mocy prawa stanu Nowy Jork jako organizacja non-profit, apolityczna i bezwyznaniowa”. (The Technocrat, grudzień 1964)
Czym jest technokracja?
Historycznie rzecz biorąc, technokracja nie była dobrze przyjmowana. W rzeczywistości wielu z tych, którzy właściwie rozumieli cele tych instytucji, postrzegało je jako zagrożenie dla demokracji i opartego na długu porządku gospodarczego, zarządzanego przez banki centralne, które zdominowały ostatnie stulecie. Technokraci wystąpili przeciwko temu „systemowi cen” argumentując, że jest on jedyną przyczyną nierówności i nieefektywności społeczeństwa. Z pewnością w ich twierdzeniach jest ziarno prawdy.
„W najlepszym przypadku nie będzie ani jednego obszaru w systemie cenowym, w którym obowiązywałyby najlepsze standardy techniczne. Innymi słowy, ubóstwo, marnotrawstwo, przestępczość, słaba opieka zdrowotna, złe warunki życia, wymuszony niedobór i niskie współczynniki obciążenia są bezpośrednimi i koniecznymi konsekwencjami systemu cenowego… Staraliśmy się jasno powiedzieć, że sam system cenowy, a nie jednostka, jest winny”.(Kurs studiów nad technokracją, Technocracy Inc. 1933, s. 176)
Technokrację można najprościej zdefiniować jako „bezosobową i naukową wszystkimi aspektami metodę zarządzania społeczeństwem”. Jej główne obawy dotyczą sposobu wytwarzania i wykorzystywania energii. Ale to sięga o wiele głębiej. Jedno z najlepszych wyjaśnień można znaleźć w wydaniu magazynu The Technocrat z września 1937 r. , w którym napisano:
„Technokracja jest nauką o inżynierii społecznej, naukowym funkcjonowaniem całego mechanizmu społecznego służącego produkcji i dystrybucji dóbr i usług dla całej populacji tego kontynentu. Po raz pierwszy w historii ludzkości zajęto się tym problemem jako problemem naukowym, technicznym i inżynieryjnym. Nie będzie miejsca dla polityki i polityków, finansów i profesjonalistów finansowych, oszustów i cwaniaków”.
Marzenie technokratów ma rewolucyjny charakter i przewiduje całkowitą reorganizację przemysłu, rządu, prawa i porządku. Chętnie przyznają, że ich intencją jest uspołecznienie całego społeczeństwa, przejęcie kontroli nad produkcją i dystrybucją wszystkich dóbr i usług oraz uwolnienie świata od dominacji polityków i (tradycyjnych) kontrolerów finansowych.
Konstytucja Stanów Zjednoczonych jest również postrzegana jako relikt, który zupełnie nie nadaje się jako podstawa rządów i praw człowieka.
„Innym zadaniem, które było zaniedbywane przez zbyt długi czas jest odbudowa naszego aparatu rządowego, od szczebla wiejskiego po Kongres. Nie można już dłużej zwlekać, po prostu dlatego, że kraj wyrósł już ze swoich konstytucyjnych ram, które Ojcowie Założyciele stworzyli dla niego prawie dwa wieki temu. Stały się one tak anachroniczne i niepraktyczne jak kostium pielgrzyma dla astronauty.”(Edith Chamberlain, „Technocrat”, grudzień 1964).
Technokraci nie udają, że chcą utrzymać reprezentatywną formę rządu, czy to będzie republika (jak powstała Republika Stanów Zjednoczonych), czy demokracja (w którą przekształciły się Stany Zjednoczone). Ich celem jest ustanowienie dyktatury naukowej, która będzie inicjować i kontrolować wszystkie funkcje społeczne. Technokraci dystansowali się od faszystów, komunistów, socjalistów i innych ruchów politycznych i byli wobec nich bardzo krytyczni, ale nie mieli nic przeciwko własnemu totalitarnemu stylowi rządzenia, zwanemu technacją.
„Technokracja utrzymuje, że produkcja i dystrybucja obfitości dóbr materialnych na skalę kontynentalną dla wszystkich obywateli kontynentu może być osiągnięta jedynie poprzez kontynentalną kontrolę technologiczną, funkcjonalny rząd, Technat”.(Kurs nauki technokracji, Technocracy Inc. 1933)
[…] Technokracja to po prostu kolejna forma rządów odgórnych, w której dyrektor kontynentalny ma pełną władzę nad wszystkimi funkcjami społecznymi.
Zostało to szerzej wyjaśnione w numerze magazynu The Technocrat z grudnia 1964:
„Technokracja zakłada, że wszystkie decyzje dotyczące funkcjonowania społeczeństwa – produkcji i dystrybucji dóbr i usług, badań i zarządzania – powinny być podejmowane przez mężczyzn i kobiety zajmujących się techniką. Nie oznacza to jednak, że osoby techniczne powinny porzucić swoje stanowiska i zająć się polityką, prawem, rozwojem gospodarczym, public relations czy filozofią moralną. Oznacza to raczej, że naukowcy, technolodzy, inżynierowie i technicy powinni nadal pracować w tym charakterze, a podejmowanie decyzji w społeczeństwie powinno zostać przeniesione na ich obszary funkcjonalne”.
Dolina Krzemowa i Waszyngton to siedziby współczesnej technokracji
Niezależnie od stanowiska wobec programów technokratycznych, dokonuje się monumentalna transformacja rządów, gospodarek i społeczeństw, jednak nie odbywa się ona za pośrednictwem wybieranych urzędników, konstytucji, wyznań ani woli ludu. Władza jest obecnie skoncentrowana w rękach ekskluzywnej klasy naukowców, technologów, inżynierów i techników, z których wielu prowadzi również firmy warte miliardy dolarów.
„Widzimy również, że technologia powoduje większą izolację ludzi i narusza ich prywatność, czego konsekwencje nie są jeszcze możliwe do przewidzenia. Kiedy widzimy rozkwit relacji między firmami technologicznymi a rządem, jesteśmy ostatecznie świadkami wdrażania pełnoprawnej technokracji”. (Pendleton, Joseph. Californication: Narodziny amerykańskiej technokracji (str. 20). Conservatarian Press)
Dolina Krzemowa jest siedzibą współczesnej technokracji. Big Tech to eufemizm, pod którym jest obecnie nazywana. Światowe Forum Ekonomiczne definiuje tę dynamikę jako partnerstwo publiczno-prywatne (PPP).
Elon Musk, Peter Thiel i Marc Andreeson to jedni z najwybitniejszych przedstawicieli technopopulizmu naszych czasów. Wielu uważa, że są współczesnymi bohaterami pokroju Ligi Sprawiedliwości, którzy prowadzą świat (przynajmniej Stany Zjednoczone) ku nowo odkrytej wolności. Wszyscy oni wnieśli znaczący wkład w kampanię reelekcyjną Donalda Trumpa w 2024 roku. Wiceprezydent-elekt JD Vance ma bliskie powiązania z Peterem Thielem, co pokazuje, jak blisko w rzeczywistości do rządzenia krajem są technokraci.
Jeff Bezos, Tim Cook i Sam Altman to również niektórzy z licznych guru technologii, którzy dołączyli do nowo wybranej administracji Trumpa. Te poparcia wskazują, że technokraci na razie zadowalają się wykorzystywaniem polityków i systemu politycznego do cichej transformacji rządu w pełnoprawną technokrację od wewnątrz i odwrotnie.
„To człowiek, który opanował informacje techniczne, podejmuje prawdziwe decyzje w fazach funkcjonalnych współczesnego życia. Tylko on rozumie, co trzeba zrobić i jak to zrobić. Politycy i manipulatorzy finansowi, którzy twierdzą, że mają prawo podejmować decyzje, są bezradni bez pomocy ekspertów technicznych. (Technocrat, grudzień 1964)
Kolejną rzeczą, którą technokraci zauważyli poprawnie, jest pozorność glosowania i wyborów. Być może to jest kolejny powód, dla którego w przeszłości pozostawali w ukryciu, ponieważ zdawali sobie sprawę, że społeczeństwo nie było jeszcze gotowe na zaakceptowanie tej prawdy.
„W Stanach Zjednoczonych panuje powszechne przekonanie, że ludzie głosują na taki rząd, jakiego chcą, ale nie jest to do końca prawdą. Technicznie rzecz biorąc, nie wybierają nawet bezpośrednio swojego prezydenta; wybierają elektorów, którzy następnie milcząco zgadzają się głosować na wskazanych kandydatów, choć dokładne zasady różnią się w zależności od stanu. Ponadto społeczeństwo ma niewielki wpływ na wybór kandydatów; Z reguły mają wybór pomiędzy dwoma mężczyznami wybranymi przez odpowiednie aparaty partyjne. Mają też mniejszy wpływ na politykę prezydenta. Po wyborze prezydent nie ma żadnego obowiązku brania pod uwagę życzeń obywateli i często działa wbrew obietnicom wyborczym. (Technocrat, grudzień 1964)
Czy Donald Trump zostałby „ponownie wybrany” bez pomocy wspomnianych wyżej technokratów? Czy teraz, gdy ma powrócić na urząd prezydenta, będzie czuł się bardziej odpowiedzialny wobec ludzi czy wobec bogatych inwestorów z Doliny Krzemowej?
Dlaczego technokracja rośnie w siłę dopiero teraz?
Tradycyjne mocarstwa długo sprzeciwiały się technokracji, która pierwotnie miała obowiązywać wyłącznie na kontynencie północnoamerykańskim. Obecnie technokracja odradza się niczym Feniks z popiołów i staje się globalną siłą, z którą należy się liczyć. Myślę, że jest to spowodowane głównie zbliżającym się kryzysem gospodarczym.
System pieniądza fiducjarnego oparty na długu dobiega końca, a banki centralne szukają nowych sposobów utrzymania kontroli nad systemem pieniężnym. Połączyły siły z technokratami, którzy słusznie przewidzieli upadek systemu (choć do tej pory tak się nie stało ze względu na manipulacje mające go powstrzymać).
„Jeśli ludzkość na tym kontynencie ma przetrwać upadek systemu cenowego, technokracja musi zostać wprowadzona w życie”. (Technokracja w prostych słowach, Technocracy Inc. 1939)
Wprowadzając technokrację, elita bankowa może nie tylko utrzymać kontrolę nad systemem monetarnym, ale także skonsolidować swoją władzę nad wszystkimi gałęziami przemysłu, zasobami naturalnymi, rządami, instytucjami i ludźmi.
Technokracja nie istniałaby bez postępu technologicznego
Produkty Big Tech są wszechobecne i uważane za niezbędne w naszym ultramodernym, nastawionym na przyszłość świecie. Sztuczna inteligencja, robotyka i Internet rzeczy (IoT) są przedstawiane jako katalizatory, które mogą doprowadzić do przyszłości pełnej dobrobytu i wygody dla wszystkich.
Te i inne technologie uważa się za część czwartej rewolucji przemysłowej, znanej również jako Przemysł 4.0, w której przejście na technologie cyfrowe zastąpi obecne metody prowadzenia biznesu, komunikacji i administracji, z jednym poważnym zastrzeżeniem: istnieje potencjał, aby wyprzedzić samą ludzkość i zamienić ludzi w „ zwierzęta podatne na hakowanie ” i „ bezużytecznych ludzi ”. Rozważ poniższe wypowiedzi niektórych z najwybitniejszych liderów myśli na świecie.
„Technologie, które pojawiają się dziś, wkrótce ukształtują świat jutra i dalekiej przyszłości – co będzie miało wpływ na gospodarkę i społeczeństwo jako całość. Teraz, gdy jesteśmy w trakcie Czwartej Rewolucji Przemysłowej, musimy o tym porozmawiać i zadbać o to, aby te nowe innowacje służyły ludzkości, abyśmy mogli nadal się rozwijać”. (Mariette DiChristina , (była) redaktor naczelna Scientific American i przewodnicząca Komitetu Sterującego ds. Nowych Technologii)
„Musimy wypracować kompleksowy i globalnie wspólny pogląd na to, w jaki sposób technologia wpływa na nasze życie i zmienia nasze środowisko gospodarcze, społeczne, kulturowe i ludzkie. Nigdy wcześniej nie było takich czasów, w których istniały większe możliwości, ale też większe niebezpieczeństwa”.(Klaus Schwab , założyciel i przewodniczący Światowego Forum Ekonomicznego)
„Teraz, na początku XXI wieku, po prostu nie potrzebujemy już ogromnej większości populacji. Większość ludzi nie wnosi niczego, poza ewentualnie swoimi danymi, a cokolwiek innego ludzie robią, co jest przydatne, te technologie staną się coraz bardziej zbędne i będzie można zastąpić ludzi”.(Yuval Noah Harrari , autor, historyk i filozof)
„Prawdopodobnie nikt z nas nie będzie miał pracy”. (Elon Musk o rozwoju sztucznej inteligencji)
Paradoksalnie, technokracja twierdzi, że umożliwia powszechny dobrobyt, jednocześnie czyniąc los ludzkości zbędnym, bezużytecznym i pozbawionym znaczenia. Jak to możliwe? Dla wczorajszych technokratów nie było wielkiej różnicy między ludźmi, psami, świniami i samochodami.
Pogląd, że człowiek jest koroną stworzenia i został stworzony na obraz Boga, jest regularnie wyśmiewany i dyskredytowany. W rozdziale zatytułowanym „Zwierzę ludzkie” kurs studiów nad technokracją szerzej omawia się podstawowy pogląd na ludzkość, stwierdzając:
„Rozwój w dziedzinie fizjologii, biochemii i biofizyki, zwłaszcza od roku 1900, w końcu sprowadza nas z powrotem na ziemię. Już wcześniej wspomniano, że pod względem chemicznym ciało ludzkie składa się z tych samych zwykłych substancji, z których zbudowane są skały. Dotyczy to również psów, koni i świń. W poprzedniej lekcji, omawiając „silnik ludzki”, wskazaliśmy, że ludzkie ciało podlega tym samym prawom konwersji energii co maszyna parowa. Dotyczy to również psów, koni i świń. Fakty te mogą prowadzić do założenia, że człowiek jest bardzo daleki od półnadprzyrodzonych istot, za które wcześniej uważał się…
Gdy obserwujemy jakąś osobę, postrzegamy po prostu obiekt wykonujący pewną liczbę ruchów i wydający pewne dźwięki. Ale to samo dotyczy sytuacji, gdy obserwujemy psa lub samochód marki Ford.”
Współcześni technokraci również postrzegają ludzi jako zwykły materiał biologiczny, którym można manipulować w razie potrzeby, jak dowodzi założyciel i przewodniczący Światowego Forum Ekonomicznego, Klaus Schwab:
„Jednakże ta czwarta rewolucja przemysłowa jest zasadniczo inna. Charakteryzuje się ona szeregiem nowych technologii, które łączą świat fizyczny, cyfrowy i biologiczny, oddziałując na wszystkie dyscypliny, gospodarki i branże, a nawet podważając pojęcia tego, co znaczy być człowiekiem”.
Współczesna technokracja połączyła się z transhumanizmem, tworząc niebezpieczną kombinację, jak zauważył autor Patrick Wood, który napisał:
„Technokraci widzą w nauce i technologii odpowiedź na pytanie, jak można ulepszyć i kontrolować społeczeństwo; Transhumaniści widzą w tej samej nauce i technologii odpowiedź na pytanie, w jaki sposób można udoskonalić i kontrolować ludzi”.(Złe bliźniaki: technokracji i transhumanizmu (str. 19). Wydawnictwo Coherent Publishing, LLC)
Dlaczego powinieneś interesować się rozwojem technokracji
Mam nadzieję, że wszystkie kropki zaczynają się łączyć i widzisz, do czego to wszystko zmierza. Rozwój technokracji stanowi zagrożenie dla całej ludzkości. Technokraci obiecują utopijną egzystencję, w której dostatek jest normą, a praca jest opcjonalna, jeśli nie zupełnie niepotrzebna.
Samozwańczy przywódcy wierzą, że wiedzą najlepiej, jak zarządzać zasobami świata i jego mieszkańcami. Aby osiągnąć te ambitne cele, struktura społeczna musi przejść drastyczne zmiany, obejmujące m.in. nową definicję pracy i płacy. Poniższy fragment kursu poświęconego technokracji przedstawia szczegółowy przegląd tego, co to oznacza.
Aby produkcja nie podlegała wahaniom i utrzymywała się na wysokim poziomie, gwarantującym wysoki standard życia, konieczne jest utrzymanie konsumpcji na poziomie produkcji oraz opracowanie systemu dystrybucji, który to umożliwi. System dystrybucji musi spełniać następujące zadania:
1. Rejestracji w sposób ciągły przez 24 godziny na dobę całkowitą konwersję energii netto, która określi (a) dostępność energii na potrzeby budowy i konserwacji obiektów lądowych oraz (b) ilość dóbr materialnych w postaci dóbr konsumpcyjnych i usług przeznaczonych do spożycia przez całą populację w okresie zrównoważonego obciążenia.
2. Dzięki rejestracji energii przetworzonej i zużytej możliwe jest zrównoważone obciążenie
3. Zapewnić ciągłą, 24-godzinną inwentaryzację całej produkcji i zużycia.
4. Należy zapewnić szczegółową rejestrację rodzaju, charakteru itp. wszystkich towarów i usług, miejsca ich wytworzenia i miejsca ich wykorzystania.
5. Zapewnić szczegółowy rejestr zużycia każdej osoby oraz opis i dane tej osoby.
6. Należy zapewnić obywatelom jak największą swobodę wyboru w zakresie konsumpcji ich indywidualnej części bogactwa fizycznego kontynentu.
7. Zapewnić dystrybucję dóbr i usług dla każdego członka populacji.
Krótko mówiąc, celem technokracji jest kontrolowanie wszystkiego, co robisz, produkujesz i konsumujesz, poprzez stały nadzór. Technicznie nie było to możliwe przy prymitywnych metodach papierowych zaproponowanych przez pierwszych technokratów. Jednak wraz z pojawieniem się technologii cyfrowych, takich jak biometria, duże zbiory danych, wywiad geoprzestrzenny, waluta cyfrowa, sztuczna inteligencja i 5G, staje się to możliwe.
W Technacie nie będzie gospodarki wolnorynkowej, w której przeciętny obywatel mógłby osiągnąć bogactwo, zakładając firmę lub podejmując lukratywną karierę. Zamiast tego technokraci obiecują każdemu udział w całkowitym bogactwie wygenerowanym dzięki wydawaniu certyfikatów energetycznych.
„W ramach technologicznego zarządzania obfitością istnieje tylko jedna skuteczna metoda – wykorzystanie systemu certyfikatów energetycznych… Te certyfikaty to po prostu kawałek papieru z pewnymi nadrukami na nim. Wydawane są one indywidualnie każdemu dorosłemu członkowi populacji. Certyfikaty wydawane danej osobie mogą być uważane za rodzaj czeku bankowego i czeku podróżnego. Są podobne do czeków bankowych, ponieważ nie mają wartości nominalnej. Otrzymują one wartość nominalną dopiero w momencie emisji. Są podobne do czeków podróżnych, ponieważ mają formę łatwą do identyfikacji , np. banknotu. kontrasygnatę, fotografię lub podobne środki, które umożliwią łatwą identyfikację osoby, której zostały wydane, pozostając jednocześnie całkowicie bezużyteczne w rękach kogokolwiek innego”.(Kurs studiów technokracji, s. 230)
Obecnie świadectwa charakterystyki energetycznej mogłyby być wydawane w formie powszechnych płatności podstawowych/dochodowych w formie cyfrowej waluty banku centralnego (CBDC) lub innej formy cyfrowej waluty. Transakcje korporacyjne mogłyby być rozliczane za pomocą uprawnień emisyjnych.
Niezależnie od mechanizmu transferu finansowego, jednostka będzie całkowicie zależna od technatu, a do wszystkich czynności będzie musiała posiadać cyfrowy identyfikator.
Amerykański sen o awansie społecznym, będący już na skraju wyginięcia, zostanie ostatecznie zniszczony przez reżim technokratyczny. Zamiast tego, konformizm i zużycie energii będą decydować o twoim dobrobycie. Prawa własności zostaną również zniesione, ponieważ istnieją plany przekształcenia budynków mieszkalnych w jednostki energooszczędne, z niewielką różnorodnością i niewielką liczbą producentów.
Mogłoby się to zdarzyć już dziś na skutek połączenia kryzysu gospodarczego niszczącego bogactwo jednostek i masowego drukowania domów w technologii 3D, odpowiednich dla ery technokratycznej.
Zgodnie z zamierzeniem, technokracja nie jest lepsza od komunizmu, faszyzmu czy socjalizmu. To po prostu kolejna próba przejęcia władzy przez jednostki, które uważają się za mądrzejsze od nas, z obietnicą utopii, która nigdy nie stanie się rzeczywistością.
Te przewidywania mogą się teraz wydawać nieprawdopodobne, ale dalsza część serii pokaże szczegółowo, jak blisko technokratycznej fantazji jest rzeczywistość.
Ważne jest, aby ludzie na całym świecie zrozumieli konsekwencje tego, co się dzieje, i nie dali się nabrać wilkom w owczej skórze, zwiastującym nową złotą erę dla ludzkości.
Pytanie brzmi: Dla kogo będzie to złoty wiek? Cui bono?
Jesse Smith
Jesse Smith jest amerykańskim dziennikarzem i redaktorem Truth Unmuted, serwisu informacyjnego i opiniotwórczego poświęconego kwestionowaniu globalistycznych planów i ideologii, takich jak technokracja, transhumanizm, Wielki Reset i Agenda 2030.
Za: https://www.globalresearch.ca/technocracy-rising-crucial-understand-end-game/5873853
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 860
Kiedy patrzę na narcyza przez pryzmat wrażliwości, widzę oparty na wstydzie strach przed byciem zwyczajnym.
Widzę strach, że nigdy nie poczuję się na tyle nadzwyczajnie, aby zostać zauważonym, być
kochanym, należeć lub pielęgnować poczucie celu.
Casandra Brené - Brown
Segmentacja współczesnej zbiorowości – zarówno w wymiarze globalnym jak i w poszczególnych krajach, regionach czy mniejszych strukturach - przybiera karykaturalne formy. Ma to efekt taki, jak z „Panem Bogiem” u Durkheima. Według niego Bóg istnieje w taki sposób, jak istnieją fakty społeczne. Można dojść do przykrego wniosku, iż w obliczu globalnych wyzwań zagrażających całej wspólnocie ludzkiej, planetarnego Armagedonu, znów wracamy do epoki zwalczających się plemion, wrogich sobie klanów, grup i wspólnot coraz bardziej „wsobnych” i egotycznie pojmujących swój byt.
Czym jest plemię? Plemię to grupa spokrewnionych rodów, wywodzących się od wspólnego przodka (w odróżnieniu od szczepu), zamieszkujących jeden obszar i połączonych wspólnymi związkami społecznymi oraz ekonomicznymi. Plemię ma świadomość bliskiego pokrewieństwa, posługuje się tym samym językiem (lub dialektem) i jest połączone wyznawaniem tego samego kultu. Najczęściej religijnego. Tyle definicja.
Plemię posiadać musi swój totem. Czym jest z kolei totem? To w pierwotnych wierzeniach religijnych przedmiot, zwierzę lub roślina otoczone sakralną czcią. Uważa się go w pierwotnych formach religii za mitycznego przodka, bądź opiekuna. Najczęściej symboliczne wizerunki – przedmiot w postaci rzeźby lub innego namacalnego przedstawienia totemu - są godłem, bądź atrybutem zbiorowości oddającej się tak pojmowanemu kultowi, zwanemu totemizmem.
Totemizm musi mieć jakieś tabu, święty lęk, sakralną wzniosłość, o której można mówić w pokorze, darzyć je miłosnym i czołobitnym uczuciem. To takie mzimu (z języka suahili) otaczane czcią, po części lękiem, ale i podziwem. Ograniczenia tabu są zakazami same przez się, nie da się ich włączyć w jakiś system. Uważa się je za zakazy konieczne. Zakazom tym brak jakiegokolwiek usprawiedliwienia, a geneza ich nie jest znana. To zakazy nieformalne. Np. nie można powiedzieć czegoś negatywnego i skrytykować nieprzystojne, będące pospolitym chamstwem, wypowiedzi i postawy zaangażowanej feministki, bo chór plemiennie myślących akolitów oskarża od razu takiego człowieka o mizoginizm, paternalizm i antydemokratyczne ciągoty.
Ale jednocześnie ci sami akolici krzyczą pod niebiosa o wolności słowa i pluralizmie.
Dotyczy to nie tylko zwolenników płaskiej Ziemi, wrogów nowoczesnej medycyny i szczepionek (bez względu na argumentacje czy źródła owej wrogości – często uzasadnionej opresyjnością, chciwością i totalizmem big pharmy), członków bojówek pro-life etc. Tu również kwalifikują się nader często przedstawiciele wielu ruchów alternatywnych, uznających się a priori za progresywne. Stanowią oni widoczną opozycję nie tylko wobec społeczności i zbiorowości do tej pory uznawanych za normę (nie mieszczących się w ich widzeniu świata i ludzi). Używają najczęściej wobec oponentów retoryki i podejmują działania namierzone na pozbawienie ich głosu w przestrzeni publicznej. Czasami nawet ma się wrażenie, iż chcą totalnego zniszczenie oponentów, bądź adwersarzy. I to wszystko w oparach solennych zapewnień o wolności słowa, swobodach obywatelskich i prawach człowieka. Często retoryka, grymasy czy gesty uczestniczącego w debacie publicznej reprezentanta owych neoplemion – i co gorsza: admirowanego i obdarzanego protekcją mediów - same w sobie już są dehumanizujące i odczłowieczające interlokutorów.
Współcześnie prezentowana plemienna i zarazem totemistyczna tożsamość przekonuje, iż reprezentanci takiej obecności w debacie publicznej wierzą nie tyle w owego „bałwana”, czyli w totem będący przedmiotem kultu, co w swoją doskonałość, a tym samym unikatowość. To z kolei namaszcza ich do posiadania jedynej prawdy. Ta genialność owego neoplemienia, która nakazuje czcić i wynosić ponad wszystko swoje JA oraz wartości z nim związane często zapomina, iż najważniejszym winien być człowiek. I właśnie wobec planetarnych zagrożeń, jakie niesie ludzkości przyszłość taka segmentacja jest kolejną oznaką zbliżającej się cywilizacyjnej katastrofy. Zapominamy, że musimy ze sobą rozmawiać i okazywać sobie minimum szacunku. A swoją ważność, pewność siebie i absolutyzację swoich racji choć trochę poskromić.
Wiele tych neoplemion postępuje jak naród wybrany opisywany w Starym i Nowym Testamencie. Jednak owo wybranie nie może stać ponad innymi narodami, innymi plemionami, innymi ludźmi. Bo wtedy mamy do czynienia z czymś takim jak ludobójstwo i masowe mordy, których doświadczył Kanaan podczas zdobywania go przez plemiona Izraelitów uważających siebie za „naród wybrany” i działających „w imieniu swego Boga”.
Ta neoplemienność jest formą zbiorowego narcyzmu uważanego do tej pory przez psychologię za stan rzadki i niebezpieczne odstępstwo od normy. Dzisiejszy cyfrowy kapitalizm w wersji turbo – funkcjonujący według neoliberalnych kanonów – jest odpowiedzialny za tę epidemię postaw narcystyczno-egoistycznych, tworzącą ową neoplemienność. Permanentne tornado informacji (często bezsensownych i toksycznych), w których jedynym kryterium jest aktualna moda i popularność mierzona oglądalnością ma na celu związanie narcyza z ciągłym ruchem informacyjno-reklamowym.
Tak prof. Andrzej Szahaj (filozof i psycholog z Torunia) widzi związki narcyzmu – zbiorowego i indywidualnego – z interesem globalnych korporacji medialnych. Każde klikniecie i potwierdzenie przez to swej obecności w przestrzeni wirtualnej jest ich zyskiem. I tak ten turbokapitalizm hoduje i wydobywa najgorsze cechy człowieka: próżność, brak skromności, pogardę dla cnoty umiaru, deptanie dyskrecji, wścibskość i podglądactwo, predylekcję do szyderstwa, nihilizm, znieczulicę na zło i cierpienie i egoizm (brak wrażliwości). A potem to się przekłada na sferę publiczną.
Dramatem narcyza – i współczesności zderzającej się coraz bardziej z epidemią neoplemion, czyli narcyzmu zbiorowego (p. dr hab. Magdalena Szpunar) - jest to, że kocha się przede wszystkim siebie. I chce się to rozszerzać na otoczenie, na świat. To potrzeba uznania, absolutnego kultu, powszechnej miłości. Tu właśnie następuje sprzężenie z tym, o czym mówi prof. Andrzej Szahaj: kompatybilność interesu internetowych korporacji i dążeń narcyza (obojętnie w jakiej wymiarze – indywidualnym bądź zbiorowym). Narcyz funkcjonuje w dwóch płaszczyznach: jest ona zarówno arogancka, nadmiernie pewna siebie, uważająca siebie za centrum wszechświata, a z drugiej – niepewna, lękliwa, depresyjna. I ten klincz powoduje, iż narcyz to de facto gigant na glinianych nogach. I łatwy do zniewolenia, do poddania niewoli, do wykorzystania tak, by nie widział zasadniczych zagrożeń czających się w opanowanej przez turbokapitalizm internetowo-inwigilacyjny rzeczywistości.
I to jest problemem dzisiejszej rzeczywistości, stającej przed planetarnymi zagrożeniami, w obliczu których te neoplemienne czy nawet narodowo-państwowe problemy staną się pyłkiem czy ziarenkiem piasku na pustyni.
Radosław S. Czarnecki