Ochrona środowiska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2565
Zmiany technologiczne, których jesteśmy świadkami, powodują zwiększone zapotrzebowanie na wiele deficytowych już dziś surowców. Do produkcji telewizorów z płaskim ekranem i telefonów komórkowych potrzebne są: antymon, kobalt, lit, tantal i wolfram. Samochody elektryczne wymagają litu i neodymu; katalizator samochodowy nie może funkcjonować bez platyny, a kolektory słoneczne są produkowane przy użyciu galu i indu.
Zwiększony popyt na te surowce wynika też z szybkiego rozwoju państw do niedawna biednych. Z kolei państwa, czy koncerny międzynarodowe, które dysponują cennymi z punktu widzenia nowych technologii minerałami (Chiny zaspokajają ponad 90% światowego zapotrzebowania na pierwiastki ziem rzadkich i antymon, około 90% zużywanego na świecie niobu pochodzi z Brazylii, a 77% platyny - z Afryki Płd.) mogą wykorzystywać swoją przewagę na rynku i ograniczać dostępność ważnych dla ludzkości surowców.
Z raportu*, jaki opublikowała Komisja Europejska wynika, iż popyt na antymon, beryl, kobalt, fluoryt, gal, german, grafit, ind, magnez, niob, metale grupy platyny, pierwiastki ziem rzadkich, tantal, wolfram mogą wzrosnąć wielokrotnie do 2030 r., w porównaniu z 2006 r.
Wskutek tych uwarunkowań, uwaga biznesu i polityków skierowała się ku morzom i oceanom (nie wspominając o kosmosie), których dno obiecuje obfitość minerałów – zwłaszcza tych, których podaż jest z różnych względów ograniczona. Dotyczy to zarówno stref ekonomicznych państw, jak i otwartych mórz i oceanów, nad którymi sprawuje pieczę Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego (MODM) z siedzibą na Jamajce, utworzona na mocy Konwencji Prawa Morskiego ONZ.
Marzenia o górnictwie morskim powoli stają się realnością (przykład Japonii), choć naukowcy są ostrożni w ocenie możliwości eksploatacji surowców z oceanów z uwagi na niedostateczną wiedzę dotyczącą biosfery oceanów i ochronę gatunków zasiedlających głębiny.
Obawy o dewastację mórz i oceanów podczas eksploatacji surowców z dna wydają się na razie przedwczesne: brakuje bowiem prawnych regulacji dotyczących wydobycia surowców z dna morskiego, więc nie można złożyć w MODM wniosku o koncesję wydobywczą. Zasady takie mają być gotowe w 2020 roku. Ale jest jeszcze jedna przeszkoda: techniczna. Na razie nikt nie dysponuje technologią, która pozwalałaby na wydobycie surowców z dna morskiego na skalę przemysłową. Tutaj jednak postęp może być szybki, skoro Japończykom udało się zrobić pierwszy krok na swoich wodach terytorialnych w 2017 roku.
Polska bierze udział w tym wyścigu surowcowym na obu oceanach. W 2017 roku wynegocjowała z MODM 15-letni kontrakt na rozpoznanie złóż na ryfcie śródatlantyckim (działka liczy ok. 10 tys.m2), od 30 lat mamy też - jako jeden z sześciu członków konsorcjum Interoceanmetal - prawo do eksploracji działki (75 tys. km2) na Pacyfiku ok. 3000 km na zachód od Meksyku.
W przypadku Pacyfiku liczymy na m.in. zasoby manganu (np. do produkcji ogniw), niklu (produkcja stali nierdzewnej), cynku (produkcja blach), miedzi (produkcja kabli i drutów), selenu (fotokomórki, kserokopiarki), kadmu (metalurgia) i kobaltu (elektronika).
Na Atlantyku szukamy natomiast siarczków metali kolorowych, jak miedź i srebro, ale i złota, i platyny. Według wstępnych analiz, surowce zalegają na głębokości od 1400 do 2800 m.
Przemysł wydobywczy na powierzchni Ziemi niestety, nie jest dla planety obojętny. Z reguły wiąże się z dewastacją środowiska. To samo może być z eksploatacją dna morskiego – ciągle w dużej mierze tajemniczego, bo słabo zbadanego przez naukowców.
Rozpoczynając cykl artykułów na ten temat, zaczynamy od przedstawienia opinii ekologa – prof. Jana Marcina Węsławskiego, dyrektora Instytutu Oceanologii PAN.(red.)
Przed wejściem do sklepu z porcelaną
Złoża mineralne na głębokim dnie oceanu mają różną postać - od konkrecji - czyli grudek czy "buł" cennych pierwiastków i związków leżących na płaskim dnie, przez złoża rozsypowe - w postaci ławic żwirów czy piasków zawierających cenne materiały, aż do różnego rodzaju naskorupień i form powstałych w wyniku działalności podwodnych wulkanów i wylewów lawy z pęknięć dna morskiego.
Wiele z takich złóż jest wstępnie rozpoznanych - wiadomo gdzie leżą i jaka jest wartość handlowa minerałów - zwykle rzadkich metali, które można stamtąd wydobywać.
Ponieważ większa część światowego głębokiego oceanu leży poza strefami ekonomicznymi poszczególnych państw, gdzie rządzą prawa narodowe, ONZ powołała międzynarodowy urząd d/s dna oceanicznego, który przyznaje prawa do eksploatacji konsorcjom międzynarodowym, uznającym kontrolę ONZ nad taką eksploatacją. Polska ma udziały w co najmniej dwóch takich obszarach - na Pacyfiku i na Atlantyku (trwa obrót tymi prawami, więc może się to zmieniać).
Kłopot polega na tym, że takie złoża na głębokości 2-4 km wymagają najwyższej technologii dostępnej na morzu. Koszty porównywalne są z kosztami eksploracji kosmosu, więc nikt jeszcze nie rozpoczął eksploatacji, natomiast wiele państw prowadzi rozpoznanie, wycenę,
testowanie metod.
Roboty podwodne pracujące na głębokości kilku kilometrów to dosłownie kosmiczna technologia - dość przypomnieć, że do dziś w największych głębiach oceanu było zaledwie kilka (mniej niż 5) osób, a łodzie podwodne czy roboty pracujące poniżej 2 km głębokości można policzyć na palcach dwóch rąk. Nie mówię tu o prostych urządzeniach typu kamery z napędem czy różne sondy.
Do tego trzeba dodać problem nieznanego środowiska dna oceanu, większa jego część leży poniżej 3,5 km głębokości i znamy zaledwie ułamek procenta tego, co tam żyje. Nie wiemy - a zmusza nas do tego prawo międzynarodowe - jakie skutki dla tej fauny będzie miała eksploatacja (czyli fizyczne niszczenie podłoża).
Nie są to sprawy banalne, bo np. przypadkowo odkryte w 1977 roku zbiorowiska głębinowej fauny zasiedlającej pęknięcia skorupy dna morskiego to zwierzęta żyjące dzięki symbiozie z bakteriami, które przetwarzają metan i związki siarki - całkowicie niezależne od życia na powierzchni ziemi - opartego na energii Słońca.
To jest alternatywne życie, takie jakie może istnieć poza Ziemią - o ogromnym znaczeniu poznawczym i światopoglądowym. Zniszczenie przez chciwość i nieostrożność czegoś, czego nie znamy i nie rozumiemy byłoby wielką zbrodnią przeciwko Biosferze.
Podsumowując - dopóki nie jesteśmy zmuszeni wyższą koniecznością - np. dla ratowania życia, nie powinniśmy ruszać tych zasobów. Zbadać, ocenić, zrozumieć jakie jest ich znaczenie - tak, ale nie wpadać w nocy po pijaku z pałką do sklepu z antyczną porcelaną.
Jan Marcin Węsławski
* https://publications.europa.eu/en/publication-detail/-/publication/5d0ca1b4-aaff-11e6-aab7-01aa75ed71a1/language-en/format-PDF
- Autor: al
- Odsłon: 4370
Położona w powiecie zamojskim, w gminie Grabowiec wieś Żurawlów jest od ponad roku miejscem oporu mieszkańców przeciwko poczynaniom na tym terenie światowego koncernu Chevron, znanego zarówno z działalności wydobywczej, jak i dewastacji środowiska (np. w Nigerii i Brazylii).
Chodzi o eksploatację gazu z łupków i roboty wiertnicze koncernu Chevron.
Licząca ponad 150 osób grupa okupuje teren Chevronu 24 godziny na dobę, aby zapobiec szczelinowaniu. Według nich, inwestycja ta może doprowadzić do skażenia wody i ich ziemi, zwłaszcza że podczas wcześniej wykonanych badań sejsmicznych zanieczyszczono im wodę, która od tego czasu nie nadaje się do picia.
Według mieszkańców, koncesja poszukiwawcza odnośnie tego terenu wygaśnie 6 grudnia 2013 i obejmuje tylko badania sejsmiczne. Zezwolenie na prace wiertnicze zostało anulowane w czerwcu 2012 roku. W związku z tym Chevron nie ma podstaw prawnych, aby wykonać planowane tu prace.
Protestujący bezskutecznie odwołują się do polskiego rządu o wysłuchanie ich argumentów, bezskutecznie domagają się przestrzegania procedur i norm. Poddawani są opresji zarówno ze strony samego koncernu, jak i ze strony rządu, i lokalnej władzy.
Mieszkańcy Żurawlowa w opublikowanym 4 czerwca 2013 na portalu Eko.org.pl komunikacie przedstawili swoje stanowisko w sprawie działalności Chevronu. Czytamy w nim:
„Działalność Chevronu nie jest akceptowana wśród mieszkańców gmin, które obejmuje koncesja; pod listem otwartym adresowanym do wójta Miączyna, do wiadomości m.in. Starosty, Marszałka, Chevronu, podpisało się ok. 600 mieszkańców gmin objętych koncesją.
Firma Chevron ignoruje mieszkańców i polskie prawo.
W dniu 02 czerwca 2013 r. o godzinie 6.00 rano Chevron ponownie wtargnął na teren wydzierżawiony pod budowę wiertni. Mieszkańcy okolicznych wsi zablokowali samochody i nie dopuścili do rozpoczęcia robót. W asyście Policji, firmy ochroniarskiej wynajętej przez Chevron, trwały "negocjacje" do późnych godzin nocnych - bez efektu porozumienia. Według dokumentów, Chevron nie ma prawa na tym terenie prowadzić działalności koncesyjnej. Trwa wznowione z urzędu postępowanie w Ministerstwie Środowiska w sprawie wydanych decyzji koncesyjnych.
Do prokuratury wysłano zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa korupcji podpisane przez kilkudziesięciu mieszkańców okolicznych miejscowości.
Władze samorządowe wykazują bezczynność, firma prowokuje mieszkańców do obrony koniecznej. Sytuacja taka stwarza zagrożenie dla mieszkańców, możliwości popełnienia przestępstwa w sytuacji zagrożenia, które powoduje bezprawne działanie Chevronu”.
Sprawa oporu mieszkańców Żurawlowa opisywana była głównie w mediach niszowych. Na temat mieszkańców broniących ziemi użytkowanej rolniczo powstał też film Lecha Majewskiego pt. Przekleństwo gazu łupkowego (La malédiction du gaz de schiste)*, który był emitowany, ale... we francuskim kanale TV Arte.
Profesor Andrzej Szczepański, hydrolog z AGH, który walczy o zachowanie zasobów wód podziemnych**, przedstawia szczególnie niebezpieczne precedensy związane z hydroszczelinowaniem, które mogą mieć wpływ na powszechną praktykę, nim uda się zmienić prawo w tym względzie. Otóż ministerstwo środowiska, mimo wiedzy o technologii szczelinowania, wydało koncesje na poszukiwania gazu łupkowego w obszarach szczególnie cennych z uwagi na wody mineralne, jakie tam występują – m.in. w Muszynie, Piwnicznej i Nowym Targu. Jest to tym bardziej groźne, że zgodnie z art. 20 Ustawy Prawo geologiczne i górnicze, koncerny zwolnione są z opłat za wodę. Skutki tego odczuli już mieszkańcy gminy Wejherowo, gdzie do szczelinowania otworu Lubocino użyto wody komunalnej!
W dodatku w przypadku niektórych z ponad 100 wydanych koncesji na poszukiwania już pojawiły się niepokojące zjawiska, np. nie ujawnia się informacji o sposobie zagospodarowania odpadów i osadów oraz wpływie szczelinowania na środowisko (np. koncesja Lębork, otwór Łebień LE-2H).
A pamiętać należy, że zgodnie z Europejską Kartą Wodną, woda jest wspólnym dobrem, którego wartość powinna być uznawana przez wszystkich. Rozważne korzystanie z wody jest powszechnym obowiązkiem, a zanieczyszczanie wody to godzenie w Człowieka i we wszystko co żywe, od wody zależne.(al)
Co warto wiedzieć o hydroszczelinowaniu
- Na jedno hydroszczelinowanie zużywa się średnio od 8 do 20 tysięcy m3 (8 -20 mln litrów) wody (podziemnej!).
- Liczba odwiertów w złożu- od kilkunastu do kilkuset
- Liczba szczelinowań – od kilku do kilkunastu na 1 otwór w trakcie jego eksploatacji
- Skład płynu szczelinującego – 97-99,5% woda, 0,5-3% piasek oraz substancje chemiczne (chlorek potasu, biocyd, kwasy, inhibitory korozji, kamienia, korekta pH, etc.)
- Efekt zatłaczania zwrotnego wód – wzrost zasolenia wód podziemnych i zmiana ich składu chemicznego (zanieczyszczenie związkami bromu, strontu, baru, potasu)
(dane prof. Andrzeja Szczepańskiego)
O desperacji mieszkańców Żurawlowa można przeczytać m.in. na stronach:
http://eko.org.pl
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/kraj/20130612/zurawlow-chcemy-zeby-chevron-sobie-stad-poszedl http://iddd.salon24.pl/382674,inwazja-z-usa-zurawlowo-walczy-o-wode-z-koncernem-chevron
>
O zachowaniach koncernu Chevron w Brazylii - http://ebe.org.pl/przeglad-prasy/brazylia-wyrzuci-chevron-ze-swego-kraju.html i w Ekwadorze - http://www.indianie.info/viewtopic.php?f=32&t=9024
>
Warto też obejrzeć film - Drill, baby, drill - http://www.youtube.com/watch?v=lTL11N4Tp-k
* http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/film/20130612/kowalski-dzis-underground-jest-rolnik-spod-zamoscia
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 297
Fundacja Heinricha Bolla w Warszawie opublikowała Atlas pestycydów 2024, w którym przedstawiono fakty na temat toksycznych substancji chemicznych w rolnictwie. Poniżej przedstawiamy jego fragment dotyczący glifosatu. (red.)
Genetycznie zmodyfikowane uprawy miały ograniczyć stosowanie chemikaliów w rolnictwie, zmniejszyć nakład pracy i zwiększyć plony. Tak się, niestety, nie stało.
W ostatnich latach glifosat był tematem sporów dotyczących pestycydów częściej niż jakakolwiek inna substancja. W 2017 r. państwa członkowskie UE głosowały za przedłużeniem licencji na ten herbicyd o co najmniej pięć lat, pomimo głosów nawołujących do ostrożności, a nawet demonstracji organizowanych w wielu krajach. Jak właściwie działa ten herbicyd?
W skrócie: glifosat jest stoso¬wany w uprawach polowych roślin spożywczych i nieżywnościowych, takich jak soja oraz kukurydza. Hamuje enzym EPSPS potrzebny roślinom do produkcji ważnych aminokwasów. Powoduje to zaburzenie metabolizmu i śmierć rośliny. Genetycznie zmodyfikowane rośliny uprawne (GMO) są chronione przed tym efektem, dlatego mogą kontynuować produkcję aminokwasów i przetrwać pomimo oprysków.
Tak więc genetycznie zmodyfikowana soja w fazie wzrostu może być traktowana glifosatem bez żadnego uszczerbku – podczas gdy wszystkie rośliny, które konkurują z nią o wodę, przestrzeń i składniki odżywcze, zamierają. Przed modyfikacjami genetycznymi konkurujące rośliny były zazwyczaj zwalczane poprzez stosowanie herbicydów przedwschodowo, płodozmian lub ręczne pielenie.
Obecnie 74% soi uprawianej na całym świecie to soja modyfikowana genetycznie. Zwiększone wykorzystanie organizmów modyfikowanych genetycznie wiąże się z ogromnym wzrostem zużycia glifosatu. W latach 1995–2014 jego zużycie w rolnictwie w USA wzrosło dziewięciokrotnie, osiągając 113 tys. ton rocznie – całkowitej ilości stosowanych herbicydów. W latach 2012–2016 stosowano średnio ok. 127 tys. ton glifosatu na 120 mln hektarów rocznie.
Najwięcej glifosatu zastosowano w uprawie soi (53 tys. ton), kukurydzy (43 tys. ton) i bawełnie (9 tys. ton). W skali globalnej całkowite zużycie glifosatu wzrosło prawie 15–krotnie: z 51 tys. ton w 1995 r. do 747 tys. ton w 2014 r. Wzrost ten koreluje ze zwiększeniem uprawy genetycznie modyfikowanej soi w Ameryce Łacińskiej. Po jej wprowadzeniu w Argentynie w 1996 r. ilość stosowanego glifosatu podwoiła się tam w ciągu zaledwie jednej dekady.
W Brazylii zużycie herbicydów w uprawie soi potroiło się w latach 2002–2012 – do 230 tys. ton rocznie, głównie za sprawą glifosatu. Pomimo drastycznego wzrostu ilości stosowanych herbicydów plony z hektara wzrosły tylko o ok. 10%. Brazylia i Argentyna należą obecnie do krajów o najwyższym zużyciu herbicydów na świecie, zajmując trzecie i czwarte miejsce po Chinach i USA.
Intensywne stosowanie glifosatu doprowadziło do pojawienia się na całym świecie gatunków chwastów odpornych na ten herbicyd. Pierwsze doniesienia z Delaware w USA trafiły na nagłówki gazet w 2000 r. Okazało się, że przymiotna kanadyjskiego nie da się już zwalczać za pomocą glifosatu. Do 2012 r. chwasty odporne na herbicydy rozprzestrzeniły się na 25 mln hektarów gruntów ornych w Stanach Zjednoczonych. Obecnie istnieją 53 gatunki chwastów, które rozwinęły odporność na glifosat, w tym szarłat w uprawach bawełny i soi. Aby zwalczać chwasty mniej wrażliwe na glifosat, rolnicy zaczęli zwiększać jego dawki, a potem także ponownie zintensyfikowali stosowanie innych herbicydów.
Inną modyfikacją genetyczną, która miała przyczynić się do ograniczenia stosowania pestycydów, było wprowadzenie określonych sekwencji DNA do roślin uprawnych w celu zwiększenia ich odporności na szkodniki owadzie.
Transfer genów z bakterii Bacillus thuringiensis prowadzi do powstawania w roślinach białek znanych jako toksyny Bt. Białka te są śmiertelne dla kilku rodzajów owadów. Rośliny odporne na owady zostały po raz pierwszy wyhodowane w połowie lat 90., obecnie stanowią 57% wszystkich genetycznie modyfikowanych upraw na całym świecie, głównie kukurydzy i bawełny. Fakt, że toksyny zawarte we wszystkich częściach rośliny działają jako środki owadobójcze przez cały okres wegetacji, ma konsekwencje dla środowiska. Na przykład, ucierpieć mogą motyle i inne owady. Podobnie jak chwasty w uprawie soi, szkodniki również rozwijają odporność.
W USA osobniki zachodniej kukurydzianej stonki korzeniowej są już odporne na więcej niż jedną toksynę Bt. Na początku uprawy roślin Bt liczba stosowanych pestycydów faktycznie spadła, ale tylko nieznacznie, a sprzedaż insektycydów używanych w produkcji kukurydzy w USA znacznie wzrosła. W 2018 r. indyjscy rolnicy wydali o 37% więcej pieniędzy na hektar na insektycydy niż przed wprowadzeniem genetycznie modyfikowanej bawełny w 2002 r. Ponadto wzrosły koszty nasion i nawozów.
Te zastrzeżenia nie są niczym nowym: już ponad 10 lat temu 20 organizacji społecznych z Indii, RPA i innych krajów stwierdziło w swojej deklaracji „A Global Citizens Report on the State of GMOs” (Globalny raport obywatelski na temat stanu sektora GMO), że inżynieria genetyczna nie zwiększyła plonów roślin spożywczych, ale za to znacznie podniosła zużycie herbicydów i rozwój odpornych na nie chwastów. Podczas gdy duże firmy zdobywają kontrolę nad rynkiem nasion i windują ceny, rolnicy i rolniczki się zadłużają, co jest uważane za przyczynę setek tysięcy samobójstw w ostatnich latach.
Glifosat zabójczy nie tylko dla chwastów
Bayer i inne firmy walczą o ponowne zatwierdzenie glifosatu w UE. Ale aby to zrobić, muszą udowodnić, że aktywna substancja, którą zawiera ich pestycyd, nie jest rakotwórcza. Przedstawione badania są jednak stare i wskazują na coś wręcz przeciwnego.
W grudniu 2019 r. niemiecka firma farmaceutyczna i biotechnologiczna Bayer wraz z innymi firmami pod nazwą Glyphosate Renewal Group (GRG) złożyła wniosek o ponowne zatwierdzenie glifosatu w Unii Europejskiej.
Glifosat to najczęściej stosowany herbicyd chemiczny na świecie. Procesowi zatwierdzania towarzyszy dotąd nierozwiązany spór między władzami UE a Międzynarodową Agencją Badań nad Rakiem (IARC) Światowej Organizacji Zdrowia, która skupia się na toksyczności glifosatu.
W 2015 r. IARC sklasyfikowała tę substancję chemiczną jako „prawdopodobnie rakotwórczą dla ludzi”. Niemiecki Federalny Instytut Oceny Ryzyka (BfR) i Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) – oba odpowiedzialne w tamtym czasie za proces zatwierdzania w UE – doszły do innych wniosków. W wyniku tej debaty UE przedłużyła licencję na środek chwastobójczy na 5 lat, czyli o 10 lat krócej niż w przypadku zwykłych zezwoleń na środki ochrony roślin. Glifosat jest obecnie zatwierdzony do stosowania jako substancja aktywna w pro-duktach pestycydowych w UE do grudnia 2033 r.
Wniosek firmy Bayer o ponowne zatwierdzenie jest poparty setkami badań producenta i opracowań naukowych, ale nie zawiera żadnych nowych badań obalających klasyfikację glifosatu jako „prawdopodobnie rakotwórczego”, nadaną przez IARC. Zamiast tego GRG opiera się na dwunastu badaniach nad rakiem u myszy i szczurów prowadzonych na zlecenie producentów, które firma agrochemiczna Monsanto – przejęta przez Bayer w 2018 r. – przedstawiła już w poprzednim procesie zatwierdzania.
IARC oceniła wagę dowodów i przeanalizowała cztery z dwunastu badań nad rakiem, wykorzystanych przez ówczesne władze jako dowód bezpieczeństwa glifosatu. Opierając swój osąd właśnie na tych badaniach, naukowcy WHO wywiedli „wystarczające dowody rakotwórczości w badaniach na zwierzętach”. BfR zignorował statystycznie istotny wzrost nowotworów we wszystkich badaniach nad rakiem zleconych przez producentów – a zgodnie z obowiązującymi przepisami, dwa niezależne badania z pozytywnymi wynikami dotyczącymi raka są wystarczające, aby sklasyfikować substancję jako rakotwórczą. BfR uzasadnił to zaniedbanie w uzupełnieniu do swojego raportu oceniającego i stwierdził, że oparł się na ocenach statystycznych raportów z badań producentów. Oznacza to, że władze niemieckie same nie oceniły wyników badań, mimo że ich uprawnienia wynikają właśnie z niezależności naukowej.
Mimo monitów, władze podtrzymały swoje pierwotne wnioski, inaczej tylko uzasadniły uznanie glifosatu za nierakotwórczy. Stwierdziły, że wynik wskazujący na liczne przypadki nowotworów nie był efektem działania substancji aktywnej pestycydów, lecz wynikał z uchybień w prowadzeniu badań: zbyt wysokich dawek, chorych zwierząt laboratoryjnych lub zwykłych zbiegów okoliczności. Pozostają dwie wątpliwości: po pierwsze, w jaki sposób władze mogły dokonać obiektywnej oceny ryzyka zachorowania na raka w oparciu o wadliwe badania; po drugie, dlaczego producenci nie przedstawili nowych, nieobarczonych wadami badań nad rakiem w ramach obecnego procesu odnawiania zatwierdzenia.
Dopisek:
W ciągu ostatniej dekady Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) drastycznie zwiększyła tolerancję na glifosat. Organizacje społeczeństwa obywatelskiego twierdzą, że EPA nie posiada kluczowych informacji, w tym oceny ryzyka ekologicznego.
Za: https://pl.boell.org/pl/2024/01/08/atlas-pestycydow
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 167
Zakłócenia ekologiczne i militaryzacja Antarktydy zbliżą planetę do punktów krytycznych.
Antarktyda, kontynent o powierzchni około 40% większy od Europy, nazywana jest także największą pustynią świata oraz najzimniejszym, najbardziej wietrznym i najbardziej samotnym kontynentem. Takie opisy nie czynią tego kontynentu najatrakcyjniejszym, ale zgodnie z naszymi czasami, ci, którzy szukają minerałów i korzyści geostrategicznych, mogą w tym widzieć jego uroki.
Jak dotąd, kontynent ten należał do stosunkowo lepiej zarządzanych miejsc na świecie, ale może się to szybko zmienić wraz z coraz bardziej pojawiającymi się przerażającymi możliwościami zakłóceń ekologicznych, a nawet militaryzacji.
Jeśli dojdzie do takiego dryfu, będzie to tragedia wykraczająca daleko poza ten kontynent, ponieważ Antarktyda odgrywa bardzo ważną rolę w ochronie poważnie zagrożonej ekologii całej planety.
Ogromne pokrywy lodowe pokrywające prawie w całości ten kontynent w istotny sposób przyczyniają się do utrzymania bilansu cieplnego poprzez naturalne odchylanie promieni słonecznych, co odgrywa coraz większą rolę ochronną dla Ziemi. Kontynent ten przyczynia się również do utrzymania systemu cyrkulacji wody.
Szacuje się, że tutejsze lodowce zapewniają 70% światowych zasobów słodkiej wody.
Jest to siedlisko wielu gatunków występujących tylko tutaj, a niektóre z występujących tu gatunków, np. większe wieloryby, same pełnią ważną rolę ochronną.
Chociaż Antarktyda jest najbardziej znana z wielu gatunków pingwinów i fok, jest także domem dla wyjątkowych kryli, które oprócz pełnienia innych ważnych ekologicznie ról stanowią pożywienie dla wielu gatunków.
Chociaż ekolodzy ostrzegają przed rosnącymi zagrożeniami związanymi z wprowadzaniem tu w ostatnim czasie tworzyw sztucznych, innych substancji zanieczyszczających, a przede wszystkim gatunków inwazyjnych, a także zagrożeniem wynikającym z niszczycielskich praktyk połowowych, to ogólnie rzecz biorąc, kontynent był jak dotąd dość dobrze chroniony pod względem ochrony środowiska. Wszelkie zniszczenia miały charakter lokalny. Jednakże jeśli chodzi o skutki szerszej zmiany klimatu i globalnego ocieplenia, oczywiście delikatna ekologia tego kontynentu ucierpiała w wyniku intensywnego topnienia lodu i lodowców, a w tym procesie zagrożone były siedliska kilku gatunków.
Jeżeli jednak przyszłe działania w znacznie większym stopniu przyczynią się do lokalnych zniszczeń ekologicznych, wówczas błędne koło się zamknie. Z jednej strony, globalne ocieplenie stopi kontynent, powodując uwolnienie związanego w lodach węgla, a z drugiej strony lokalne zniszczenia zakłócą ochronną rolę kontynentu i przyczynią się jeszcze bardziej do zmiany klimatu i innych poważnych zniszczeń ekologicznych., Tym samym kontynent znajdzie się bliżej punktów krytycznych.
Jak dotąd, wielu szkód można było uniknąć dzięki systemom wprowadzonym w ramach Systemu Traktatu Antarktycznego (ATS) utworzonego na mocy Traktatu w sprawie Antarktyki z lat 1959/1961, który wprowadził system unikania eksploatacji i eksploracji minerałów, a także zakazujący działań wojskowych (militaryzacja). Zostało to dodatkowo wzmocnione protokołem uzupełniającym, opracowanym w 1998 r., w którym uzgodniono zachowanie Antarktydy jako „Międzynarodowego Rezerwatu Przyrody Poświęconego Nauce i Pokojowi”. Protokół ten ma obowiązywać co najmniej przez 50 lat, aż do roku 2048, kiedy to, miejmy nadzieję, uda się go przedłużyć.
Jednakże system ten mógł jak dotąd funkcjonować w miarę skutecznie, ponieważ większość zaangażowanych krajów nie miała motywacji, aby go zakłócać. Teraz, w obliczu coraz bardziej podzielonego świata, który jest bardziej jastrzębi w poszukiwaniu korzyści geostrategicznych i który staje się coraz bardziej zachłanny na niektóre rzadkie minerały lub inne cenne zasoby naturalne, może się to zmienić.
Chociaż istniejące systemy sprawdziły się w tym przypadku jak dotąd dobrze, ich luki i słabości zostaną ujawnione, gdy główni zaangażowani uczestnicy staną się bardziej agresywni. Dla przykładu, obecny system przewiduje wszelkie zwolnienia dla stacji badawczych, nawet dla części personelu wojskowego. Można to wykorzystać do pozyskania większej liczby personelu wojskowego.
Badania mają służyć celom cywilnym, ale wykorzystując możliwości podwójnego zastosowania oraz badania ukryte, można podejmować także prace o znaczeniu wojskowym.
Podobnie praca badawcza może obejmować również tajne poszukiwania minerałów, co najprawdopodobniej doprowadzi do szerszych poszukiwań minerałów, a ostatecznie do prac wydobywczych, jeśli perspektywy okażą się bardzo kuszące.
Istnieją perspektywy lukratywnego rybołówstwa, a także stworzenia nowych szlaków morskich. Dominacja nieba tutaj może prowadzić do dużej przewagi militarnej na dużym obszarze. Czyste niebo tutaj może zachwycić miłośników przyrody, ale osoby zainteresowane badaniami nad wojnami kosmicznymi i śledzeniem satelitarnym mogą mieć zupełnie inny pogląd na te możliwości.
Pierwotny traktat podpisało 12 krajów. Siedem z nich zajęło terytoria – Argentyna, Australia, Chile, Francja, Nowa Zelandia, Norwegia i Wielka Brytania. Nie mniej istotny jest raportowany fakt, że USA, Rosja i Chiny zastrzegły sobie prawo do zgłaszania przyszłych roszczeń. O wiele więcej krajów, ponad 30, utworzyło stałe bazy badawcze. Dyskutowano nawet o próbach podziału regionu według wyimaginowanych linii, co stanowiło kpinę z istniejącego traktatu i protokołu. Jednakże jak dotąd traktat i protokół obowiązują, co stanowi ratunek.
Jednakże wyraźnie potrzeba znacznie więcej wysiłków na rzecz wzmocnienia postanowień dotyczących pokoju i ochrony środowiska. Jedną z opcji jest całkowite zniesienie roszczeń terytorialnych i przekazanie kontynentu Organizacji Narodów Zjednoczonych w celu całkowitego zarządzania nim w oparciu o całkowity pokój i ochronę ekologiczną jako wspólne dziedzictwo całej ludzkości i wszystkich form życia.
Bharat Dogra
Autor jest pisarzem i honorowym koordynatorem Kampanii Ratowania Ziemi Teraz, współpracownikiem portalu Global Research.
Za: Global Research z 20.05.2024
https://www.globalresearch.ca/ecological-disruption-militarization-antarctica/5857650