Ochrona środowiska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3294
Metale ziem rzadkich (w literaturze często występujące pod nazwą rare earth oxides – REO) w gospodarce opartej na wiedzy (GOW) zyskują znaczenie surowca o charakterze strategicznym. Znajdując zastosowanie w wielu technologiach wykorzystywanych zarówno do celów cywilnych, jak i militarnych stały się przedmiotem zainteresowania wszystkich globalnych graczy obecnych na rynkach dóbr zaawansowanych technologii. Ich rozmieszczenie w geologicznej historii Ziemi nie gwarantuje obecnie bezproblemowego dostępu do nich przez najwyżej rozwinięte współczesne gospodarki.
W przypadku Unii Europejskiej kwestią o fundamentalnym znaczeniu dla dalszego rozwoju GOW i możliwości podnoszenia przewagi konkurencyjnej na arenie międzynarodowej stało się zapewnienie dostępu do metali ziem rzadkich. Naturalne miejsca ich występowania w Europie są bardzo ograniczone. Zmiana nastawienia Chin odnośnie do eksploatacji i eksportu tych metali w najbliższych latach będzie miała ogromny wpływ na dostępność tych surowców w rozwoju gospodarki nowoczesnych technologii. Oznaczać to może spełnienie się aspiracji państwa chińskiego do wystąpienia w roli nowego światowego lidera w produkcji wysoko zaawansowanych technologicznie wyrobów i konieczność poszukiwania nowych źródeł zaopatrzenia w metale ziem rzadkich dla pozostałych wysoko rozwiniętych gospodarek.
Nie rzadkie, tylko rozproszone
Metale ziem rzadkich inaczej zwane pierwiastkami ziem rzadkich obejmują 17 pierwiastków chemicznych, takich jak: lantan, cer, prazeodym, neodym, promet, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb i lutet (są to lantanowce) oraz skand i itr. Wszystkie te pierwiastki współwystępują w minerałach zawierających lantanowce i mają podobne właściwości chemiczne. Stanowią siódmą część wszystkich pierwiastków, które występują w naturze, co oznacza, że nie są aż tak rzadkie, jak sugerować mogłaby nazwa. Jednak stanowią złoża rozproszone, co utrudnia eksploatację. Spotykane są zazwyczaj w formie tlenków, węglanów, fosforanów i krzemianów. Lantanowce występują w przyrodzie zespołowo a ich rozdzielenie jest bardzo trudne. Lantanowce o nieparzystej liczbie atomowej są mniej rozpowszechnione od tych o liczbie atomowej parzystej.
W środowisku naturalnym na każde 100 atomów itru przypada 7 atomów lantanu, 31 ceru, 5 prazeodymu, 7 samaru, 0,2 europu, 7 gadolinu, 1 terbu, 7 dysprozu, 1 holmu, 6 erbu, 1 tulu, 7 iterbu, 1,5 lutetu.
Większość tych pierwiastków została odkryta w XIX w. Jednak pionierskie badania w latach 1792–1794 podjął fiński mineralog i chemik Johan Gadolin. W minerale iterbicie, wydobytym w okolicach Ytterby koło Sztokholmu przez Carla Arrheniusa, wykrył tlenek nieznanego pierwiastka chemicznego. Wyizolowaną substancję nazwał pierwotnie ytterbia, co zostało następnie skrócone do yttria. Surowcem tym okazał się tlenek itru, z którego uzyskano metaliczny itr.
W roku 1843 Carl Gustaf Mosander wydzielił z yttrii dwa kolejne składniki: erbię i terbię, z których otrzymał metale erb i terb. Na cześć J. Gadolina nazwę minerału iterbitu zmieniono na „gadolinit”. Jego nazwiskiem nazwano też pierwiastek gadolin, odkryty w 1880 roku przez Jeana Charles’a Galissarda de Marignaca. Nazwa miejscowości Ytterby była inspiracją do nazwania czterech spośród nowoodkrytych pierwiastków: itru, erbu, iterbu, terbu.
Metale ziem rzadkich związane są z występowaniem niektórych minerałów, najczęściej obecnych w skałach magmowych, rzadziej metamorficznych. Są to przykładowo: monacyt, bastnazyt, ksenotym, fergusonit, gadolinit, euksenit, polikraz, eszynit-(Y). Jedne z najczęściej eksploatowanych surowców stanowią piaski monacytowe. Monacyt eksploatuje się między innymi: na Madagaskarze (Antisirabe, Ampangabe), w Rosji (Ural), na Tasmanii (Mount Bishoff), zaś piaski monacytowe: w Brazylii (Minas Gerais), Indiach (Travancore i Madras), Ameryce Północnej (Wirginia, Karolina Północna, Kolorado), w Norwegii, Szwecji.
W Polsce obecność monacytu stwierdzono w pegmatytach w rejonie Szklarskiej Poręby.
Do państw o potwierdzonym największym potencjale wydobywczym metali ziem rzadkich należą Chiny, Stany Zjednoczone, Brazylia, Sri Lanka, Indie, Australia. Z Mountain Pass w Ameryce Północnej od połowy lat 60. aż do lat 90. XX w., kiedy zamknięto kopalnie, pochodziła większość pierwiastków ziem rzadkich. Od tej pory na czołowe miejsce wysunęły się Chiny. Istnieją uzasadnione podejrzenia, że znaczne ilości metali ziem rzadkich mogą znajdować się na obszarze Afryki. Jest to jednak potencjał niezbadany i trudno dostępny ze względu na znaczną niestabilność polityczną w wielu krajach tego regionu. Utrudnia to prowadzenie prac rozpoznawczych i zniechęca do podejmowania kosztownych inwestycji.
W odniesieniu do kilku pierwiastków metali ziem rzadkich istnieją bardziej szczegółowe dane odnośnie do miejsc występowania i wielkości zasobów. Naturalne złoża skandu znajdują się w Australii, Chinach, Kazachstanie, Rosji, USA, na Ukrainie i na Madagaskarze. Neodym wydobywany jest głównie w Chinach, USA, Brazylii, Indiach, Sri Lance i Australii. Dostępne zasoby są oceniane na około 8 mln ton. Roczne wydobycie to około 7 tys. ton. Dysproz nigdy nie jest spotykany w stanie wolnym, ale może być znaleziony w wielu minerałach. Często występuje wraz z erbem, holmem i innymi metalami ziem rzadkich. Obecnie najwięcej dysprozu jest uzyskiwane z adsorbujących jony złóż gliny w południowych Chinach. Zasoby gadolinu szacuje się na 1 mln ton przy wydobyciu 400 ton rocznie. Zasoby holmu określa się na poziomie 400 tys. ton, zaś iterbu – 1 mln ton.
Niezbędne w nowoczesnych technologiach
Lista zastosowań metali ziem rzadkich jest naprawdę imponująca. Zwraca uwagę przede wszystkim wiele bardzo nowatorskich zastosowań i corazszersze wykorzystywanie w dziedzinie nowoczesnych technologii cywilnych i militarnych. Metale ziem rzadkich stosowane są do produkcji noktowizorów, pocisków manewrujących i innych elementów uzbrojenia. Są używane w diagnostyce i terapiach medycznych, w optyce, w technologiach jądrowych i laserowych, w telekomunikacji, jako domieszki w stopach metali wykorzystywanych lotnictwie i kosmonautyce, jako katalizatory w procesach rafinacji ropy naftowej i innych pracach laboratoryjnych, źródło promieniowania w przenośnych aparatach Roentgena, a także jako kolorant, np. w jubilerstwie.
Bardzo obiecujące staje się ich wykorzystanie w technologiach związanych z rozwojem gospodarki niskoemisyjnej, zwłaszcza w turbinach wiatrowych i samochodach hybrydowych, w których korzysta się z silnych właściwości magnetycznych niektórych z tych pierwiastków. Akumulator w Toyocie Prius zawiera 10 kg lantanu. Magnes w dużej turbinie wiatrowej ma aż 260 kg (albo więcej) neodymu.
Wypada jednak dodać, że chociaż wiele zastosowań ziem rzadkich przyczynia się do ograniczenia emisji, wątpliwości dotyczą wpływu na środowisko związanego z ich pozyskaniem. Chodzi zwłaszcza o radioaktywność materiałów, które zwykle towarzyszą złożom ziem rzadkich. Ponadto w procesie rafinacji stosowane są związki chemiczne, takie jak kwas siarkowy i kwas fluorowodorowy.
W Stanach Zjednoczonych główną przyczyną zaniechania wydobycia metali ziem rzadkich były (oprócz wejścia na rynek tańszych dostaw z Chin) właśnie względy środowiskowe. Górnictwo i przetwórstwo ziem rzadkich jest bardzo energochłonne, co oznacza, że analizując cały cykl życia produktu trudno jednoznacznie stwierdzić, czy spadek emisji dzięki zastosowaniu metali ziem rzadkich rekompensuje emisje powstające w procesie ich pozyskania.
Stwierdzono również, że surowce te mogą przedostawać się do atmosfery z odpadów poprodukcyjnych, a skutki ich uwalniania do środowiska nie są dotychczas dokładnie rozpoznane. Kopalnie wokół Botou w Chinach zrzucają rocznie 10 mln ton wód silnie zakwaszonych, bądź radioaktywnych. Praktycznie nie poddaje się ich żadnemu oczyszczaniu i dezaktywacji. Musiano przesiedlić mieszkańców okolicznych wiosek, bo woda i uprawy zostały skażone.
Bardzo utrudniony jest nadzór nad małymi kopalniami w południowych Chinach. W prowincjach Jiangxi i Guangdong grupy mafijne uruchomiły dziesiątki rujnujących przyrodę wyrobisk. Oficjalna agencja prasowa Xinhua doniosła, że gangi przemyciły za granicę w 2008 r. 20 tys. ton metali ziem rzadkich. To niemal jedna trzecia całkowitego ówczesnego eksportu Chin.
W ciągu ostatnich 30 lat zastosowanie pierwiastków ziem rzadkichw ochronie środowiska bardzo się zwiększyło, jak stwierdza amerykańska agenda rządowa US Geological Survey, która spodziewa się utrzymania tego trendu. Notowana na giełdzie w Toronto spółka górnicza Avalon Rare Metals potwierdza, że około 25% nowych technologii bazuje na metalach przejściowych i ziem rzadkich.
Kto ma a kto potrzebuje?
Większość podaży metali ziem rzadkich pochodzi z kilku kopalni. Największa w świecie jest kopalnia Bayan Obo, położona w chińskiej prowincji Mongolia Wewnętrzna. Tuż za nią plasuje się Mountain Pass w Stanach Zjednoczonych, a następnie kopalnia Mount Weld w Australii. W ostatnich kilkunastu latach funkcjonowanie rynku metali ziem rzadkich było po stronie podaży zdominowane przez Chiny.
Szacuje się, że państwo chińskie dysponuje 35% ogółu rozpoznanych światowych zasobów metali ziem rzadkich. Od lat 70. XX wieku kraj ten inwestował w rozwój wydobycia i przetwarzania tych kruszców. W 1992 r. ówczesny chiński przywódca Deng Xiaoping ogłosił, że metale ziem rzadkich są dla Chin tym samym, czym jest dla Bliskiego Wschodu ropa, jednocześnie zapalając zielone światło dla rozwoju tego sektora. Górnictwo, korzystając na szeroką skalę z pomocy państwa, mogło dostarczać surowce na światowe rynki po zaniżonych cenach. Sprzyjały temu również mniej rygorystyczne przepisy ochrony środowiska przyrodniczego. To z kolei zniechęcało innych potencjalnych producentów do podejmowania wydobycia. W ten sposób Chiny na wiele lat zdominowały światowy rynek REO po stronie podaży.
Jednak w ostatnich latach nastąpiła widoczna zmiana w podejściu do eksploatacji ziem rzadkich. Chińczycy wprowadzili kontyngenty ilościowe w eksporcie produktów powstałych z tego rodzaju metali. Dały się też odczuć opóźnienia w wysyłce spowodowane pracą chińskich służb celnych.
Obserwowana zmiana podejścia do handlu tymi metalami wynika z jednoczesnego zadziałania kilku czynników, świadczących o ważnych przeobrażeniach w chińskiej gospodarce i podejściu do kwestii ochrony środowiska. Dość zaskakujące mogą wydawać się zwłaszcza argumenty ekologiczne, ale rzeczywiście od pewnego czasu daje się zauważyć w Chinach wzrost zainteresowania przyrodniczymi aspektami gospodarowania.
Eksploatacja metali ziem rzadkich znana jest ze swego bardzo polutogennego charakteru, co w połączeniu z rabunkowym i niekontrolowanym wydobyciem skutkowało poważnymi obciążeniami środowiska i negatywnym oddziaływaniem na ludność. Przyczyniło się także do skażenia wód i gleb. Dostrzegając potencjał rozwojowy związany z GOW, postanowiono również w większym stopniu zachować zasoby naturalne na zaspokajanie przyszłych potrzeb chińskiej gospodarki.
Po stronie popytu na rynku metali ziem rzadkich głównymi graczami są kraje wysoko rozwinięte. Na pierwszym miejscu znajduje się Japonia, którą okresowo w najwyższym stopniu dotknęły ograniczenia zastosowane przez Chiny. Znaczne ilości importują też Stany Zjednoczone, najwyżej rozwinięte kraje UE oraz Korea Południowa. Zdaniem Dudley’a J. Kingsnortha, analityka Industrial Minerals Company of Australia Pty Ltd uznawanego za jednego z najwybitniejszych znawców rynku metali ziem rzadkich, w najbliższych latach czeka nas większa niezależność od dostaw z Chin, gdzie nastąpi konsolidacja producentów, poszukiwanie substytutów i możliwości opłacalnego recyklingu. Ceny powinny utrzymywać się na wysokim poziomie.
W latach 2009–2010 przeciętna wartość metali ziem rzadkich płacona przez nabywców spoza Chin wzrosła w przypadku niektórych surowców nawet dziesięciokrotnie. Ceny na chińskim rynku też zwiększyły się, jednak w mniejszym stopniu.
W dłuższej perspektywie czasowej należy się spodziewać normalizacji sytuacji w międzynarodowym handlu, gdyż zmiana polityki przez Chiny w odniesieniu do własnego sektora wydobywczego powinna pozytywnie oddziaływać na opłacalność eksploatacji w innych regionach świata.
W ostatnich latach podjęto wzmożone prace rozpoznawcze w Brazylii w rejonie Minas Gerais, gdzie już wcześniej odkryto występowanie metali ziem rzadkich. Wśród dostawców pojawił się również Kazachstan.W grudniu 2010 r. wznowiła produkcję kalifornijska spółka Molycorp Minerals. W kopalni Mount Weld w Australii (własność Lynas Corporation) eksploatację rozpoczęto w 2012 r. Kolejna australijska kopalnia – źródło w Nolans (własność spółki Arafura Resources Ltd.) określiła przewidywane roczne wydobycie na poziomie 20 tys. ton REO w 2013 r.
Oczekuje się, że największy wzrost popytu będzie w najbliższych latach dotyczyć neodymu, dysprozu i prazeodymu. Ze względu na ich silnie działanie magnetyczne znajdują one zastosowanie w produkcji pojazdów o napędzie elektrycznym i turbin wiatrowych. W dobie wzmożonego nacisku na rozwój gospodarki niskoemisyjnej można się spodziewać znacznego wzrostu popytu właśnie na te metale. Magnesy neodymowo-żelazo-borowe mogą mieć do 6% neodymu zastąpionego dysprozem w silnikach napędowych dla elektrycznych pojazdów hybrydowych. Ta zamiana wymagałaby ok. 100 g dysprozu na każdy wyprodukowany samochód. Opierając się na przewidywanej produkcji Toyoty na poziomie 2 mln sztuk rocznie, użycie dysprozu w takich zastosowaniach szybko wyczerpie znane zasoby tego metalu. Zastępowanie neodymu dysprozem może być użyteczne także ze względu na poprawę odporności magnesów na korozję.
Surowce dla Europy
Zapewnienie dostępu do kluczowych dla rozwoju gospodarki opartej na wiedzy surowców znajduje się w centrum zainteresowania Komisji Europejskiej. Z jej inicjatywy została powołana specjalna grupa robocza Zadaniem komisji było zbadanie, które z surowców będą miały krytyczne znaczenie dla UE. W opublikowanym 2010 r. raporcie wymieniono: antymon, beryl, kobalt, fluoryt, german, grafit, ind, magnez, niob, platynowce, ziemie rzadkie, tantal i wolfram.
W odniesieniu do metali ziem rzadkich stwierdzono, że występujące uzależnienie od importu z Chin jest trudne do przezwyciężenia ze względu na brak własnej produkcji. Prace nad uruchomieniem / wznowieniem produkcji w innych lokalizacjach wymagają czasu, zaś opracowane technologie odzysku są jak na razie ekonomicznie nieopłacalne a znane substytuty nie gwarantują zachowania jakości, jaką dają metale ziem rzadkich.
Poszczególne kraje będą jednak wykazywały zróżnicowaną wrażliwość na zawirowania cen i podaży metali ziem rzadkich na rynku światowym, co wynika ze znaczenia w ich strukturze produkcji technologii uzależnionych od tych surowców. Nie zalecano jednak gromadzenia zapasów, natomiast rozważano interwencje na forum Światowej Organizacji Handlu, uznając wyjaśnienia Chin odnośnie do ekologicznych przesłanek ograniczania produkcji i eksportu za wygodny, ale mało przekonujący argument. Z państw UE największymi importerami metali ziem rzadkich są Niemcy, Francja i Holandia.
Biorąc pod uwagę często śladową obecność tego rodzaju surowców i ich związków w wyrobach gotowych, nie należy oczekiwać dramatycznego wzrostu cen tych produktów. Warto jednak rozważać rozwój alternatywnych technologii wolnych od stosowania REO. Najtrudniej będzie to osiągnąć w zastosowaniach wykorzystujących silne własności magnetyczne niektórych metali ziem rzadkich. Ponadto w interesie państw UE leży poszukiwanie nowych źródeł zaopatrzenia w metale ziem rzadkich, w tym zwiększanie nakładów na badania nad ich recyklingiem i prace nad pełnowartościowymi zamiennikami trudniej dostępnych pierwiastków.
Małgorzata Burchard-Dziubińska
Prof. UŁ, dr hab. Małgorzata Burchard-Dziubińska jest pracownikiem naukowym w Instytucie Ekonomii UŁ, a zajmuje się m.in. ekonomią zasobów naturalnych i zrównoważonym rozwojem.
Powyższy tekst jest skrótem obszernego artykułu pt. „Strategiczna rola metali ziem rzadkich w gospodarce opartej na wiedzy”, dostępnego pod adresem: http://dspace.uni.lodz.pl:8080/xmlui/handle/11089/11867
Tytuł i śródtytuły oraz podkreślenia pochodzą od Redakcji SN.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3018
Zmiany technologiczne, których jesteśmy świadkami, powodują zwiększone zapotrzebowanie na wiele deficytowych już dziś surowców. Do produkcji telewizorów z płaskim ekranem i telefonów komórkowych potrzebne są: antymon, kobalt, lit, tantal i wolfram. Samochody elektryczne wymagają litu i neodymu; katalizator samochodowy nie może funkcjonować bez platyny, a kolektory słoneczne są produkowane przy użyciu galu i indu.
Zwiększony popyt na te surowce wynika też z szybkiego rozwoju państw do niedawna biednych. Z kolei państwa, czy koncerny międzynarodowe, które dysponują cennymi z punktu widzenia nowych technologii minerałami (Chiny zaspokajają ponad 90% światowego zapotrzebowania na pierwiastki ziem rzadkich i antymon, około 90% zużywanego na świecie niobu pochodzi z Brazylii, a 77% platyny - z Afryki Płd.) mogą wykorzystywać swoją przewagę na rynku i ograniczać dostępność ważnych dla ludzkości surowców.
Z raportu*, jaki opublikowała Komisja Europejska wynika, iż popyt na antymon, beryl, kobalt, fluoryt, gal, german, grafit, ind, magnez, niob, metale grupy platyny, pierwiastki ziem rzadkich, tantal, wolfram mogą wzrosnąć wielokrotnie do 2030 r., w porównaniu z 2006 r.
Wskutek tych uwarunkowań, uwaga biznesu i polityków skierowała się ku morzom i oceanom (nie wspominając o kosmosie), których dno obiecuje obfitość minerałów – zwłaszcza tych, których podaż jest z różnych względów ograniczona. Dotyczy to zarówno stref ekonomicznych państw, jak i otwartych mórz i oceanów, nad którymi sprawuje pieczę Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego (MODM) z siedzibą na Jamajce, utworzona na mocy Konwencji Prawa Morskiego ONZ.
Marzenia o górnictwie morskim powoli stają się realnością (przykład Japonii), choć naukowcy są ostrożni w ocenie możliwości eksploatacji surowców z oceanów z uwagi na niedostateczną wiedzę dotyczącą biosfery oceanów i ochronę gatunków zasiedlających głębiny.
Obawy o dewastację mórz i oceanów podczas eksploatacji surowców z dna wydają się na razie przedwczesne: brakuje bowiem prawnych regulacji dotyczących wydobycia surowców z dna morskiego, więc nie można złożyć w MODM wniosku o koncesję wydobywczą. Zasady takie mają być gotowe w 2020 roku. Ale jest jeszcze jedna przeszkoda: techniczna. Na razie nikt nie dysponuje technologią, która pozwalałaby na wydobycie surowców z dna morskiego na skalę przemysłową. Tutaj jednak postęp może być szybki, skoro Japończykom udało się zrobić pierwszy krok na swoich wodach terytorialnych w 2017 roku.
Polska bierze udział w tym wyścigu surowcowym na obu oceanach. W 2017 roku wynegocjowała z MODM 15-letni kontrakt na rozpoznanie złóż na ryfcie śródatlantyckim (działka liczy ok. 10 tys.m2), od 30 lat mamy też - jako jeden z sześciu członków konsorcjum Interoceanmetal - prawo do eksploracji działki (75 tys. km2) na Pacyfiku ok. 3000 km na zachód od Meksyku.
W przypadku Pacyfiku liczymy na m.in. zasoby manganu (np. do produkcji ogniw), niklu (produkcja stali nierdzewnej), cynku (produkcja blach), miedzi (produkcja kabli i drutów), selenu (fotokomórki, kserokopiarki), kadmu (metalurgia) i kobaltu (elektronika).
Na Atlantyku szukamy natomiast siarczków metali kolorowych, jak miedź i srebro, ale i złota, i platyny. Według wstępnych analiz, surowce zalegają na głębokości od 1400 do 2800 m.
Przemysł wydobywczy na powierzchni Ziemi niestety, nie jest dla planety obojętny. Z reguły wiąże się z dewastacją środowiska. To samo może być z eksploatacją dna morskiego – ciągle w dużej mierze tajemniczego, bo słabo zbadanego przez naukowców.
Rozpoczynając cykl artykułów na ten temat, zaczynamy od przedstawienia opinii ekologa – prof. Jana Marcina Węsławskiego, dyrektora Instytutu Oceanologii PAN.(red.)
Przed wejściem do sklepu z porcelanąZłoża mineralne na głębokim dnie oceanu mają różną postać - od konkrecji - czyli grudek czy "buł" cennych pierwiastków i związków leżących na płaskim dnie, przez złoża rozsypowe - w postaci ławic żwirów czy piasków zawierających cenne materiały, aż do różnego rodzaju naskorupień i form powstałych w wyniku działalności podwodnych wulkanów i wylewów lawy z pęknięć dna morskiego.
Wiele z takich złóż jest wstępnie rozpoznanych - wiadomo gdzie leżą i jaka jest wartość handlowa minerałów - zwykle rzadkich metali, które można stamtąd wydobywać.
Ponieważ większa część światowego głębokiego oceanu leży poza strefami ekonomicznymi poszczególnych państw, gdzie rządzą prawa narodowe, ONZ powołała międzynarodowy urząd d/s dna oceanicznego, który przyznaje prawa do eksploatacji konsorcjom międzynarodowym, uznającym kontrolę ONZ nad taką eksploatacją. Polska ma udziały w co najmniej dwóch takich obszarach - na Pacyfiku i na Atlantyku (trwa obrót tymi prawami, więc może się to zmieniać).
Kłopot polega na tym, że takie złoża na głębokości 2-4 km wymagają najwyższej technologii dostępnej na morzu. Koszty porównywalne są z kosztami eksploracji kosmosu, więc nikt jeszcze nie rozpoczął eksploatacji, natomiast wiele państw prowadzi rozpoznanie, wycenę,
testowanie metod.
Roboty podwodne pracujące na głębokości kilku kilometrów to dosłownie kosmiczna technologia - dość przypomnieć, że do dziś w największych głębiach oceanu było zaledwie kilka (mniej niż 5) osób, a łodzie podwodne czy roboty pracujące poniżej 2 km głębokości można policzyć na palcach dwóch rąk. Nie mówię tu o prostych urządzeniach typu kamery z napędem czy różne sondy.
Do tego trzeba dodać problem nieznanego środowiska dna oceanu, większa jego część leży poniżej 3,5 km głębokości i znamy zaledwie ułamek procenta tego, co tam żyje. Nie wiemy - a zmusza nas do tego prawo międzynarodowe - jakie skutki dla tej fauny będzie miała eksploatacja (czyli fizyczne niszczenie podłoża).
Nie są to sprawy banalne, bo np. przypadkowo odkryte w 1977 roku zbiorowiska głębinowej fauny zasiedlającej pęknięcia skorupy dna morskiego to zwierzęta żyjące dzięki symbiozie z bakteriami, które przetwarzają metan i związki siarki - całkowicie niezależne od życia na powierzchni ziemi - opartego na energii Słońca.
To jest alternatywne życie, takie jakie może istnieć poza Ziemią - o ogromnym znaczeniu poznawczym i światopoglądowym. Zniszczenie przez chciwość i nieostrożność czegoś, czego nie znamy i nie rozumiemy byłoby wielką zbrodnią przeciwko Biosferze.
Podsumowując - dopóki nie jesteśmy zmuszeni wyższą koniecznością - np. dla ratowania życia, nie powinniśmy ruszać tych zasobów. Zbadać, ocenić, zrozumieć jakie jest ich znaczenie - tak, ale nie wpadać w nocy po pijaku z pałką do sklepu z antyczną porcelaną.
Jan Marcin Węsławski
* https://publications.europa.eu/en/publication-detail/-/publication/5d0ca1b4-aaff-11e6-aab7-01aa75ed71a1/language-en/format-PDF
- Autor: al
- Odsłon: 5020
Położona w powiecie zamojskim, w gminie Grabowiec wieś Żurawlów jest od ponad roku miejscem oporu mieszkańców przeciwko poczynaniom na tym terenie światowego koncernu Chevron, znanego zarówno z działalności wydobywczej, jak i dewastacji środowiska (np. w Nigerii i Brazylii).
Chodzi o eksploatację gazu z łupków i roboty wiertnicze koncernu Chevron.
Licząca ponad 150 osób grupa okupuje teren Chevronu 24 godziny na dobę, aby zapobiec szczelinowaniu. Według nich, inwestycja ta może doprowadzić do skażenia wody i ich ziemi, zwłaszcza że podczas wcześniej wykonanych badań sejsmicznych zanieczyszczono im wodę, która od tego czasu nie nadaje się do picia.
Według mieszkańców, koncesja poszukiwawcza odnośnie tego terenu wygaśnie 6 grudnia 2013 i obejmuje tylko badania sejsmiczne. Zezwolenie na prace wiertnicze zostało anulowane w czerwcu 2012 roku. W związku z tym Chevron nie ma podstaw prawnych, aby wykonać planowane tu prace.
Protestujący bezskutecznie odwołują się do polskiego rządu o wysłuchanie ich argumentów, bezskutecznie domagają się przestrzegania procedur i norm. Poddawani są opresji zarówno ze strony samego koncernu, jak i ze strony rządu, i lokalnej władzy.
Mieszkańcy Żurawlowa w opublikowanym 4 czerwca 2013 na portalu Eko.org.pl komunikacie przedstawili swoje stanowisko w sprawie działalności Chevronu. Czytamy w nim:
„Działalność Chevronu nie jest akceptowana wśród mieszkańców gmin, które obejmuje koncesja; pod listem otwartym adresowanym do wójta Miączyna, do wiadomości m.in. Starosty, Marszałka, Chevronu, podpisało się ok. 600 mieszkańców gmin objętych koncesją.
Firma Chevron ignoruje mieszkańców i polskie prawo.
W dniu 02 czerwca 2013 r. o godzinie 6.00 rano Chevron ponownie wtargnął na teren wydzierżawiony pod budowę wiertni. Mieszkańcy okolicznych wsi zablokowali samochody i nie dopuścili do rozpoczęcia robót. W asyście Policji, firmy ochroniarskiej wynajętej przez Chevron, trwały "negocjacje" do późnych godzin nocnych - bez efektu porozumienia. Według dokumentów, Chevron nie ma prawa na tym terenie prowadzić działalności koncesyjnej. Trwa wznowione z urzędu postępowanie w Ministerstwie Środowiska w sprawie wydanych decyzji koncesyjnych.
Do prokuratury wysłano zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa korupcji podpisane przez kilkudziesięciu mieszkańców okolicznych miejscowości.
Władze samorządowe wykazują bezczynność, firma prowokuje mieszkańców do obrony koniecznej. Sytuacja taka stwarza zagrożenie dla mieszkańców, możliwości popełnienia przestępstwa w sytuacji zagrożenia, które powoduje bezprawne działanie Chevronu”.
Sprawa oporu mieszkańców Żurawlowa opisywana była głównie w mediach niszowych. Na temat mieszkańców broniących ziemi użytkowanej rolniczo powstał też film Lecha Majewskiego pt. Przekleństwo gazu łupkowego (La malédiction du gaz de schiste)*, który był emitowany, ale... we francuskim kanale TV Arte.
Profesor Andrzej Szczepański, hydrolog z AGH, który walczy o zachowanie zasobów wód podziemnych**, przedstawia szczególnie niebezpieczne precedensy związane z hydroszczelinowaniem, które mogą mieć wpływ na powszechną praktykę, nim uda się zmienić prawo w tym względzie. Otóż ministerstwo środowiska, mimo wiedzy o technologii szczelinowania, wydało koncesje na poszukiwania gazu łupkowego w obszarach szczególnie cennych z uwagi na wody mineralne, jakie tam występują – m.in. w Muszynie, Piwnicznej i Nowym Targu. Jest to tym bardziej groźne, że zgodnie z art. 20 Ustawy Prawo geologiczne i górnicze, koncerny zwolnione są z opłat za wodę. Skutki tego odczuli już mieszkańcy gminy Wejherowo, gdzie do szczelinowania otworu Lubocino użyto wody komunalnej!
W dodatku w przypadku niektórych z ponad 100 wydanych koncesji na poszukiwania już pojawiły się niepokojące zjawiska, np. nie ujawnia się informacji o sposobie zagospodarowania odpadów i osadów oraz wpływie szczelinowania na środowisko (np. koncesja Lębork, otwór Łebień LE-2H).
A pamiętać należy, że zgodnie z Europejską Kartą Wodną, woda jest wspólnym dobrem, którego wartość powinna być uznawana przez wszystkich. Rozważne korzystanie z wody jest powszechnym obowiązkiem, a zanieczyszczanie wody to godzenie w Człowieka i we wszystko co żywe, od wody zależne.(al)
Co warto wiedzieć o hydroszczelinowaniu
- Na jedno hydroszczelinowanie zużywa się średnio od 8 do 20 tysięcy m3 (8 -20 mln litrów) wody (podziemnej!).
- Liczba odwiertów w złożu- od kilkunastu do kilkuset
- Liczba szczelinowań – od kilku do kilkunastu na 1 otwór w trakcie jego eksploatacji
- Skład płynu szczelinującego – 97-99,5% woda, 0,5-3% piasek oraz substancje chemiczne (chlorek potasu, biocyd, kwasy, inhibitory korozji, kamienia, korekta pH, etc.)
- Efekt zatłaczania zwrotnego wód – wzrost zasolenia wód podziemnych i zmiana ich składu chemicznego (zanieczyszczenie związkami bromu, strontu, baru, potasu)
(dane prof. Andrzeja Szczepańskiego)
O desperacji mieszkańców Żurawlowa można przeczytać m.in. na stronach:
http://eko.org.pl
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/kraj/20130612/zurawlow-chcemy-zeby-chevron-sobie-stad-poszedl http://iddd.salon24.pl/382674,inwazja-z-usa-zurawlowo-walczy-o-wode-z-koncernem-chevron
>
O zachowaniach koncernu Chevron w Brazylii - http://ebe.org.pl/przeglad-prasy/brazylia-wyrzuci-chevron-ze-swego-kraju.html i w Ekwadorze - http://www.indianie.info/viewtopic.php?f=32&t=9024
>
Warto też obejrzeć film - Drill, baby, drill - http://www.youtube.com/watch?v=lTL11N4Tp-k
* http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/film/20130612/kowalski-dzis-underground-jest-rolnik-spod-zamoscia
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 633
Fundacja Heinricha Bolla w Warszawie opublikowała Atlas pestycydów 2024, w którym przedstawiono fakty na temat toksycznych substancji chemicznych w rolnictwie. Poniżej przedstawiamy jego fragment dotyczący glifosatu. (red.)
Genetycznie zmodyfikowane uprawy miały ograniczyć stosowanie chemikaliów w rolnictwie, zmniejszyć nakład pracy i zwiększyć plony. Tak się, niestety, nie stało.
W ostatnich latach glifosat był tematem sporów dotyczących pestycydów częściej niż jakakolwiek inna substancja. W 2017 r. państwa członkowskie UE głosowały za przedłużeniem licencji na ten herbicyd o co najmniej pięć lat, pomimo głosów nawołujących do ostrożności, a nawet demonstracji organizowanych w wielu krajach. Jak właściwie działa ten herbicyd?
W skrócie: glifosat jest stoso¬wany w uprawach polowych roślin spożywczych i nieżywnościowych, takich jak soja oraz kukurydza. Hamuje enzym EPSPS potrzebny roślinom do produkcji ważnych aminokwasów. Powoduje to zaburzenie metabolizmu i śmierć rośliny. Genetycznie zmodyfikowane rośliny uprawne (GMO) są chronione przed tym efektem, dlatego mogą kontynuować produkcję aminokwasów i przetrwać pomimo oprysków.
Tak więc genetycznie zmodyfikowana soja w fazie wzrostu może być traktowana glifosatem bez żadnego uszczerbku – podczas gdy wszystkie rośliny, które konkurują z nią o wodę, przestrzeń i składniki odżywcze, zamierają. Przed modyfikacjami genetycznymi konkurujące rośliny były zazwyczaj zwalczane poprzez stosowanie herbicydów przedwschodowo, płodozmian lub ręczne pielenie.
Obecnie 74% soi uprawianej na całym świecie to soja modyfikowana genetycznie. Zwiększone wykorzystanie organizmów modyfikowanych genetycznie wiąże się z ogromnym wzrostem zużycia glifosatu. W latach 1995–2014 jego zużycie w rolnictwie w USA wzrosło dziewięciokrotnie, osiągając 113 tys. ton rocznie – całkowitej ilości stosowanych herbicydów. W latach 2012–2016 stosowano średnio ok. 127 tys. ton glifosatu na 120 mln hektarów rocznie.
Najwięcej glifosatu zastosowano w uprawie soi (53 tys. ton), kukurydzy (43 tys. ton) i bawełnie (9 tys. ton). W skali globalnej całkowite zużycie glifosatu wzrosło prawie 15–krotnie: z 51 tys. ton w 1995 r. do 747 tys. ton w 2014 r. Wzrost ten koreluje ze zwiększeniem uprawy genetycznie modyfikowanej soi w Ameryce Łacińskiej. Po jej wprowadzeniu w Argentynie w 1996 r. ilość stosowanego glifosatu podwoiła się tam w ciągu zaledwie jednej dekady.
W Brazylii zużycie herbicydów w uprawie soi potroiło się w latach 2002–2012 – do 230 tys. ton rocznie, głównie za sprawą glifosatu. Pomimo drastycznego wzrostu ilości stosowanych herbicydów plony z hektara wzrosły tylko o ok. 10%. Brazylia i Argentyna należą obecnie do krajów o najwyższym zużyciu herbicydów na świecie, zajmując trzecie i czwarte miejsce po Chinach i USA.
Intensywne stosowanie glifosatu doprowadziło do pojawienia się na całym świecie gatunków chwastów odpornych na ten herbicyd. Pierwsze doniesienia z Delaware w USA trafiły na nagłówki gazet w 2000 r. Okazało się, że przymiotna kanadyjskiego nie da się już zwalczać za pomocą glifosatu. Do 2012 r. chwasty odporne na herbicydy rozprzestrzeniły się na 25 mln hektarów gruntów ornych w Stanach Zjednoczonych. Obecnie istnieją 53 gatunki chwastów, które rozwinęły odporność na glifosat, w tym szarłat w uprawach bawełny i soi. Aby zwalczać chwasty mniej wrażliwe na glifosat, rolnicy zaczęli zwiększać jego dawki, a potem także ponownie zintensyfikowali stosowanie innych herbicydów.
Inną modyfikacją genetyczną, która miała przyczynić się do ograniczenia stosowania pestycydów, było wprowadzenie określonych sekwencji DNA do roślin uprawnych w celu zwiększenia ich odporności na szkodniki owadzie.
Transfer genów z bakterii Bacillus thuringiensis prowadzi do powstawania w roślinach białek znanych jako toksyny Bt. Białka te są śmiertelne dla kilku rodzajów owadów. Rośliny odporne na owady zostały po raz pierwszy wyhodowane w połowie lat 90., obecnie stanowią 57% wszystkich genetycznie modyfikowanych upraw na całym świecie, głównie kukurydzy i bawełny. Fakt, że toksyny zawarte we wszystkich częściach rośliny działają jako środki owadobójcze przez cały okres wegetacji, ma konsekwencje dla środowiska. Na przykład, ucierpieć mogą motyle i inne owady. Podobnie jak chwasty w uprawie soi, szkodniki również rozwijają odporność.
W USA osobniki zachodniej kukurydzianej stonki korzeniowej są już odporne na więcej niż jedną toksynę Bt. Na początku uprawy roślin Bt liczba stosowanych pestycydów faktycznie spadła, ale tylko nieznacznie, a sprzedaż insektycydów używanych w produkcji kukurydzy w USA znacznie wzrosła. W 2018 r. indyjscy rolnicy wydali o 37% więcej pieniędzy na hektar na insektycydy niż przed wprowadzeniem genetycznie modyfikowanej bawełny w 2002 r. Ponadto wzrosły koszty nasion i nawozów.
Te zastrzeżenia nie są niczym nowym: już ponad 10 lat temu 20 organizacji społecznych z Indii, RPA i innych krajów stwierdziło w swojej deklaracji „A Global Citizens Report on the State of GMOs” (Globalny raport obywatelski na temat stanu sektora GMO), że inżynieria genetyczna nie zwiększyła plonów roślin spożywczych, ale za to znacznie podniosła zużycie herbicydów i rozwój odpornych na nie chwastów. Podczas gdy duże firmy zdobywają kontrolę nad rynkiem nasion i windują ceny, rolnicy i rolniczki się zadłużają, co jest uważane za przyczynę setek tysięcy samobójstw w ostatnich latach.
Glifosat zabójczy nie tylko dla chwastów
Bayer i inne firmy walczą o ponowne zatwierdzenie glifosatu w UE. Ale aby to zrobić, muszą udowodnić, że aktywna substancja, którą zawiera ich pestycyd, nie jest rakotwórcza. Przedstawione badania są jednak stare i wskazują na coś wręcz przeciwnego.
W grudniu 2019 r. niemiecka firma farmaceutyczna i biotechnologiczna Bayer wraz z innymi firmami pod nazwą Glyphosate Renewal Group (GRG) złożyła wniosek o ponowne zatwierdzenie glifosatu w Unii Europejskiej.
Glifosat to najczęściej stosowany herbicyd chemiczny na świecie. Procesowi zatwierdzania towarzyszy dotąd nierozwiązany spór między władzami UE a Międzynarodową Agencją Badań nad Rakiem (IARC) Światowej Organizacji Zdrowia, która skupia się na toksyczności glifosatu.
W 2015 r. IARC sklasyfikowała tę substancję chemiczną jako „prawdopodobnie rakotwórczą dla ludzi”. Niemiecki Federalny Instytut Oceny Ryzyka (BfR) i Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) – oba odpowiedzialne w tamtym czasie za proces zatwierdzania w UE – doszły do innych wniosków. W wyniku tej debaty UE przedłużyła licencję na środek chwastobójczy na 5 lat, czyli o 10 lat krócej niż w przypadku zwykłych zezwoleń na środki ochrony roślin. Glifosat jest obecnie zatwierdzony do stosowania jako substancja aktywna w pro-duktach pestycydowych w UE do grudnia 2033 r.
Wniosek firmy Bayer o ponowne zatwierdzenie jest poparty setkami badań producenta i opracowań naukowych, ale nie zawiera żadnych nowych badań obalających klasyfikację glifosatu jako „prawdopodobnie rakotwórczego”, nadaną przez IARC. Zamiast tego GRG opiera się na dwunastu badaniach nad rakiem u myszy i szczurów prowadzonych na zlecenie producentów, które firma agrochemiczna Monsanto – przejęta przez Bayer w 2018 r. – przedstawiła już w poprzednim procesie zatwierdzania.
IARC oceniła wagę dowodów i przeanalizowała cztery z dwunastu badań nad rakiem, wykorzystanych przez ówczesne władze jako dowód bezpieczeństwa glifosatu. Opierając swój osąd właśnie na tych badaniach, naukowcy WHO wywiedli „wystarczające dowody rakotwórczości w badaniach na zwierzętach”. BfR zignorował statystycznie istotny wzrost nowotworów we wszystkich badaniach nad rakiem zleconych przez producentów – a zgodnie z obowiązującymi przepisami, dwa niezależne badania z pozytywnymi wynikami dotyczącymi raka są wystarczające, aby sklasyfikować substancję jako rakotwórczą. BfR uzasadnił to zaniedbanie w uzupełnieniu do swojego raportu oceniającego i stwierdził, że oparł się na ocenach statystycznych raportów z badań producentów. Oznacza to, że władze niemieckie same nie oceniły wyników badań, mimo że ich uprawnienia wynikają właśnie z niezależności naukowej.
Mimo monitów, władze podtrzymały swoje pierwotne wnioski, inaczej tylko uzasadniły uznanie glifosatu za nierakotwórczy. Stwierdziły, że wynik wskazujący na liczne przypadki nowotworów nie był efektem działania substancji aktywnej pestycydów, lecz wynikał z uchybień w prowadzeniu badań: zbyt wysokich dawek, chorych zwierząt laboratoryjnych lub zwykłych zbiegów okoliczności. Pozostają dwie wątpliwości: po pierwsze, w jaki sposób władze mogły dokonać obiektywnej oceny ryzyka zachorowania na raka w oparciu o wadliwe badania; po drugie, dlaczego producenci nie przedstawili nowych, nieobarczonych wadami badań nad rakiem w ramach obecnego procesu odnawiania zatwierdzenia.
Dopisek:
W ciągu ostatniej dekady Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) drastycznie zwiększyła tolerancję na glifosat. Organizacje społeczeństwa obywatelskiego twierdzą, że EPA nie posiada kluczowych informacji, w tym oceny ryzyka ekologicznego.
Za: https://pl.boell.org/pl/2024/01/08/atlas-pestycydow