Naukowa agora (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3988
Sądząc z frekwencji, akademików interesowały głównie sprawy korporacyjne (dostosowanie ustroju Akademii do ustawy o PAN z ub. roku), spośród których długą dyskusję wywołały próby określenia roli i zadań PAN (zapis wymuszony przez ustawodawcę, który zażądał od środowiska ustalenia strategicznych kierunków rozwoju PAN – art. 2 ustawy). Nie było bowiem dla zebranych jasne, co ustawodawca miał na myśli tak formułując swoje oczekiwania.
W trakcie dyskusji zabrała głos prof. Ewa Łętowska, która rozumiejąc język ustawodawcy oraz urzędniczy, uświadomiła zebranym, ze ustawodawca często zapisuje coś po to, aby ciało zajęło się samo sobą, skoro tego dotąd nie robiło, a powinno („to nie jest dowcip” – dodała, słysząc gromki śmiech na sali).
W PAN obserwuje się skłonność do nadmiernego procedurowania, a chodzi o to, aby cele sprecyzować, uściślić, wyrazić. Zatem nawet wówczas, kiedy misja PAN była i jest realizowana („Akademia służy rozwojowi, promocji, integracji i upowszechnianiu nauki oraz przyczynia się do rozwoju edukacji i wzbogacania kultury narodowej” – art. 2 ustawy), trzeba ją dokładniej sprecyzować, aby ustawodawca nie miał wątpliwości.
Czy PAN jest zdolna do zreformowania siebie? Obserwując porządek tego (ale i wszystkich poprzednich) zebrania, prowadzonego przez szefa instytucji, można w to wątpić. Skoro bowiem misją PAN ma być działalność służąca nie tylko nauce, ale i społeczeństwu, to logicznym byłoby w innej kolejności ułożyć program zgromadzenia. W pierwszym rzędzie zaakcentować zarówno bardzo ważną ekspertyzę Komitetu Prognoz Polska 2000 Plus, jak i przełożyć na początek sesję dotyczącą energetyki - jako zagadnienia niezwykle ważne dla przyszłości kraju. Sprawy organizacyjne zostawiając na koniec. Tymczasem wystąpienie prof. Jerzego Kleera, pokazujące wielkie zagrożenia rozwoju, jakie pewnie nas wkrótce spotkają (Raport Komitetu – „Wizja przyszłości Polski”) zostało zmarginalizowane, wręcz zlekceważone, wciśnięte tuż przed przerwę i głosowania. Nie miało więc szans ani na spokojne wysłuchanie, ani tym bardziej na dyskusję. Przeznaczono na nie bowiem tylko... 15 minut zamiast całej sesji – a może i niejednej. Po co więc było tyle czasu dywagować o misji Akademii, skoro ma się do tej misji tak lekceważący stosunek? O dyskusję po sesji energetycznej też było trudno, gdyż jak zwykle, już o godzinie 15-tej, po lunchu, duża część akademików spoza Warszawy wyjechała do domu. Czym zatem leczy się Akademia? Ano, leczy się odrabianiem lekcji zadanych przez władzę. Formalnym. Anna Leszkowska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 5130
Z prof. Leszkiem Kuźnickim, długoletnim przewodniczącym Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 Plus, rozmawia Anna Leszkowska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1611
„Szanse i wyzwania dla polskich wydawnictw i czasopism naukowych” – to tytuł konferencji, jaka odbyła się na Politechnice Warszawskiej 21.05.19. Jej organizatorami byli: Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich, Politechnika Warszawska oraz Instytut Problemów Współczesnej Cywilizacji im. Marka Dietricha.
Konferencję otworzył prof. Jan Szmidt, rektor PW, konstatując, iż naukowcom coraz trudniej jest publikować bez pieniędzy i coraz trudniej jest bez pieniędzy o dostęp do publikacji naukowych.
Referat wstępny dotyczący ewaluacji jakości działalności naukowej i kategoryzacji jako zadań Komisji Ewaluacji Nauki wygłosił prof. Błażej T. Skoczeń, przewodniczący KEN. Przytoczył szereg danych liczbowych: ile prac oceniono, ile było „zdarzeń ewaluacyjnych”(1 mln!), porównał polski system ewaluacji z francuskim, odniósł się do polaryzacji na uczelniach związanej z liczbą N, wykazu wydawnictw (jest dwupoziomowy, MNiSW chce zrobić czteropoziomowy), wykazu czasopism i ich oceny. Zauważył, że w Polsce istnieje ok. 30 tys. czasopism, a ostateczna weryfikacja listy czasopism nastąpi po wakacjach.
Do tego wystąpienia odniósł się prowadzący panel dyskusyjny („Wpływ wprowadzonych regulacji prawnych na funkcjonowanie wydawnictw i zrównoważony rozwój nauki”) prof. Andrzej Białas (UJ, PAU), mówiąc że to, co przedstawił przewodniczący KEN to „punktoza”, a tworzenie dodatkowych list spowoduje nowe podziały. „Nie podziwiam rozsądku ludzi, którzy takie listy robią, choć podzielam odwagę. Skoro jednak uznajemy, że oceny są niezbędne, to musimy się zgodzić na jakiś system mierzenia”. Zwrócił też uwagę na potrzebę wykluczenia z listy ministerialnej wydawnictw drapieżnych (wydających za opłatą), także tych, które publikują bez recenzowania tekstów. Zauważył, że w dyskusji nad oceną wydawnictw pomija się fakt, że dobre książki niekoniecznie są wydawane w prestiżowych wydawnictwach. Dla nauki to autor jest ważny, nie wydawca.
Do ocen wydawnictw i czasopism odnosili się następnie przedstawiciele różnych nauk. Prof. Dorota Malec (UJ) reprezentująca nauki prawne przekazała zebranym, iż prawnicy są skonsternowani wykazem wydawnictw i czasopism, zwłaszcza że kryteria ewaluacji zmieniają się bardzo często a utrwalają tuż przed ewaluacją.
Dr Jacek Żurek, historyk, zauważył, iż „wszelka biurokracja jest zabójcza dla rozwoju myśli ludzkiej i postępu”. Tego rodzaju rozporządzenia są względne – przyjdzie nowy rząd, nowy minister, wejdą nowe kryteria, bo zaczną obowiązywać nowe wartości. Jestem pewny, że ten system będzie się zmieniał. W nauce w dłuższej perspektywie liczy się to, co nowe i twórcze, a taki system się petryfikuje. Oceniając obecny stan publikacji stwierdził, iż ok. 90% z nich to chłam, a do historii nauki wejdzie tylko ok. 10%. Uznał jednak, iż skoro cały świat dąży do coraz większej biurokracji, to niech te ewaluacje istnieją, ale jako prawo wewnętrzne urzędników, ale nie należy temu nadawać rangi ustawy czy rozporządzenia ministra.
Dr Anna Perkowska-Klejman (nauki społeczne, APS) zwróciła z kolei uwagę, że uniwersytety dziś odzwierciedlają spór lokalności z globalizacją – zwłaszcza w obrębie nauk humanistycznych. System oceny publikacji w tych naukach jest nieadekwatny do ich charakteru, gdyż często mają one zakres lokalny, nie uniwersalny, bo nie wszyscy naukowcy chcą być globalni, wielu chce służyć krajowi. Mówczyni poruszyła też pomysł wprowadzenia przedstawicieli zachodniej nauki do polskich rad („kwiatek do kożucha”) oraz bardzo niski kapitał społeczny na uczelniach, który ustawa 2.0 jeszcze bardziej zmniejsza (urzędnicy mają większe zaufanie do zagranicznych recenzentów, co skutkuje niezdrową rywalizacją w polskim środowisku naukowym). Przypomniała też, że sumy przeznaczane na badania naukowe zmniejszają się, bo jest coraz więcej naukowców i poszerza się obszar badań.
Prof. Roman Z. Morawski (nauki inżynieryjno-techniczne, PW) skupił się na negatywnym zjawisku presji publikowania (co przyczyniło się do powstania ruchu slow science) i uwiądzie krytyki naukowej.
W dyskusji, jaka wywiązała się po wystąpieniach panelistów, poruszano brak na listach czasopism prestiżowych wydawnictw z Rosji, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji i nadreprezentacji wydawnictw z USA. Z kolei na „liście 500” – 370 polskich wydawnictw uznano za prestiżowe, co jest absurdem (Anna Kędziorek, UW). Bo co to jest wymieniony w ustawie prestiż? Chodzi przecież o prestiż autora, nie wydawcy. Lista wydawnictw jest chybiona i albo winno się z niej zrezygnować, albo stworzyć listę krótką, ale popartą finansowaniem, bo obecnie ciężar finansowania publikacji ponosi autor – wydawca nie ma na to żadnego programu wspierającego.
Do dyskusji odniósł się prof. B. Skoczeń, wyjaśniając, iż lista czasopism jest tworzona tylko przez naukowców (kiedyś tworzona była przez urzędników) i to samo środowisko decyduje, które czasopismo i jak będzie punktowane. Z analizy przeprowadzonej w MNiSW wynika też, że w ostatnich 10 latach wzrosła liczba bardzo dobrych polskich publikacji i że widać naszą aktywność publikacyjną w świecie.
Ale czy lista czasopism punktowanych jest w ogóle potrzebna? Zależy komu – przekonywał prof. Tadeusz Marciniak (PŁ)– jeśli ktoś prowadzi dobre badania i placówka ma kategorię A+, to ta lista nie jest mu do niczego potrzebna.
Na problem porównań dyscyplin i dyskryminacji w ocenach zwrócił uwagę prof. Cezary Mik (nauki prawne, UKSW), akcentując iż z nieznanych powodów z list wypadło ponad 100 czasopism z nauk prawnych. Widocznie przy tworzeniu listy kierowano się tytułami, a nie kryteriami. Skoro ministerstwo nie finansuje wydawnictw, czasopism, to ich liczba na liście nie ma znaczenia.
Prof. Łukasz Niesiołowski-Spano (humanista, UW) przypomniał zebranym, iż celem reform nie jest ocena nauki, ale poziom badań naukowych. Nie chodzi o to, żeby wszyscy polscy naukowcy publikowali w Nature, ale aby robili dobre badania. Powinien zatem być utrzymany mechanizm akredytacji czasopism – trzeba wyrzucić z systemu te czasopisma, które nie powinny się w nim znaleźć. Brak selekcji odczuła zwłaszcza humanistyka, bo wydając byle co – straciła zaufanie.
Polska jest potęgą w liczbie czasopism naukowych – przypomniał prof. Marcin Nowotny (biolog, MIBMiK) – ale ponad połowa z nich nie ma strony internetowej, duża część z nich wychodzi nieregularnie (niektóre prawdopodobnie nie istnieją, choć są na listach – zwracał uwagę prof. UJD Janusz Kapuśniak). Zatem jaka jest rola ewaluacji w nauce? Komu i czemu ma służyć? Jeśli publikacje mają świadczyć o uczelni, to winno to powodować dbałość uczelni o kadry.
Podsumowaniem dyskusji o polskiej „punktozie” czasopiśmienniczej był referat prof. Marka Niezgódki (UKSW) dotyczący Open Access, nowej idei – otwartej nauki, pokazujący przyszłość publikacji i czasopism naukowych, a tym samym miałkość sporów, jakie dziś trawią środowiska naukowe i urzędnicze związane z nauką.
Czy sytuacja w Polsce nadąża za tym, co dzieje się w nauce na świecie a co staje się trendem? – pytał. Dziś na świecie mówi się o otwartym dostępie do nauki, metodyki, metodologii, do źródeł, danych, także o otwartych modelach oceny publikacji. Otwarta nauka to otwarte treści i materiały edukacyjne. W Europie propagowana jest idea Planu S – otwartości publikacji badań naukowych – będzie ona priorytetowa w nadchodzących latach, zwłaszcza w IX Programie Ramowym Horyzont Europa (2021 – 2017).
Idea otwartej nauki nie jest przecież nowa – towarzyszyła uniwersytetom od zarania i dopiero rozwój kapitalizmu z komercjalizacją własności intelektualnej tworzonej na uniwersytetach tę ideę przekreślił.
Dzisiaj potrzebny jest więc nowy (czyli stary) model komunikacji naukowej, którego cechą jest: publikuj i czytaj. Będzie to skutkować m.in. zmianą modeli wydawniczych – odchodzeniem od kontraktu z wydawcami (bo będzie otwarty dostęp do treści). Trzeba będzie też odpowiedzieć sobie na pytanie co to jest publikacja naukowa? Treść? Dane? Narzędzie oprogramowania? Ale Open Access to także nowa szansa dla bibliotek, które mogą się stać miejscem tworzenia dokumentacji naukowej.
Do realizacji tej idei przystąpiło już wiele uniwersytetów w USA (m.in. MIT, Uniwersytet Kalifornijski), ale i Chińska Akademia Nauk, natomiast Harvard jest prekursorem legislacji dotyczącej otwartej nauki.
Anna Leszkowska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 4516