Informacje (el)
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 1700
W nocy z 8 na 9 października 2015 roku astronauci Międzynarodowej Stacji Kosmicznej sfotografowali Warszawę, dostarczając najaktualniejszej i jak dotąd najbardziej szczegółowej satelitarnej fotografii nocnych świateł stolicy Polski. Dane – zebrane na prośbę naukowców Centrum Badań Kosmicznych PAN – pomogą w badaniu zanieczyszczenia świetlnego w Polskich miastach.
Serię ponad 30 zdjęć astronauci Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wykonali późnym wieczorem 8 października 2015, gdy Stacja przelatywała nad terytorium Polski w kierunku Białorusi i Ukrainy. Stacja znajdowała się wtedy na wysokości około 400 km nad powierzchnią planety. Do uzyskania kosmicznych zdjęć astronauci wykorzystali sprzęt, jakiego na Ziemi używają setki zawodowych fotoreporterów: cyfrowej lustrzanki z 400-milimetrowym teleobiektywem. Pozwoliło to uzyskać obrazy na tyle szczegółowe, że można na nich dostrzec nawet wiele ulic osiedlowych. Najlepsze ze zdjęć można obejrzeć na stronie: http://zoz.cbk.waw.pl/nocne/.
Na zdjęciach w pierwszej kolejności rzuca się w oczy sieć dróg z najwyraźniej zaznaczonymi fragmentami Ekspresowej Obwodnicy Warszawy. Najjaśniejsze punkty można odnaleźć w centrum miasta (m.in. światła reklam na budynkach), ale także na obrzeżach, są to m.in. wielkie centra handlowe. Charakterystycznym owalnym kształtem wyróżnia się Stadion Narodowy. Uwagę zwraca także ciemny pas Wisły poprzecinany jasnymi mostami, pośród których swą nieobecność zaznacza wyłączony z użytkowania Most Łazienkowski.
Najciemniejsze miejsca Stolicy to przede wszystkim parki, ogródki działkowe i lasy miejskie. Ciekawym obiektem na mapie miasta jest też Lotnisko Chopina (Okęcie), na terenie którego można zaobserwować zarówno obszary bardzo ciemne, pokrywające się z pasami startowymi, jak i bardzo jasne – światła bardzo silnych lamp używanych do oświetlania płyt postojowych samolotów. W wielu miastach świata oświetlenie lotniskowe należy do najbardziej intensywnego w całej aglomeracji.
Satelitarne fotografie nocnych świateł miast mają nie tylko walor estetyczny, ale i naukowy. „Każdy świecący punkt na zdjęciu wskazuje źródło światła, które skierowane jest nie tylko na chodnik czy ulicę, ale również w jakimś stopniu w górę, w niebo. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że w niektórych miastach nawet połowa światła z oświetlenia publicznego jest emitowana prosto w kosmos” – mówi dr Andrzej Kotarba z Zespołu Obserwacji Ziemi w Centrum Badań Kosmicznych PAN, specjalista w zakresie analizy obrazów nocnych świateł Ziemi.
Światło trafiające w atmosferę jest przez nią rozpraszane, co powoduje powstanie tzw. łuny miejskiej. W efekcie nocne niebo jest jasne, czasami tak bardzo, że faktyczna noc nigdy nie nastaje. „Łuna miejska to jeden z przejawów zanieczyszczenia świetlnego. W Polsce to zagadnienie jest wciąż mało znane, choć nie bez znaczenia dla naszego zdrowia. Przybywa badań, które pokazują, że wiele chorób cywilizacyjnych może być wywoływane lub intensyfikowane przez nadmiar światła nocą, w tym zanieczyszczenie światłem” – dodaje dr Kotarba.
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ang. International Space Station, ISS) jest wspólnym przedsięwzięciem agencji kosmicznych USA, Europy, Japonii, Kanady, Brazylii i Rosji. Służy przede wszystkim jako laboratorium dla eksperymentów wymagających środowiska mikrograwitacji. Obserwacje Ziemi – w tym fotograficzne – są aktywnością dodatkową. Od listopada 2010 roku Stacja jest nieustannie zamieszkała. Z masą ponad 400 ton i kosztem budowy przekraczającym 100 miliardów dolarów, Stacja jest największym i najdroższym sztucznym satelitą naszej planety.
Grafika:
http://zoz.cbk.waw.pl/nocne/dane/warszawa20151008_duze.jpg
Zdjęcie nocnych świateł Warszawy wykonane 8 października 2015 roku z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Fot.: Zespół Obserwacji Ziemi/CBK PAN/NASA JSC
Interaktywna mapa (online):
http://zoz.cbk.waw.pl/nocne/mapa.html
Interaktywne grafiki (online):
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2099
W dwa lata po ukazaniu się pierwszego raportu dotyczącego rozwoju obszarów wiejskich, a przygotowanego przez Instytut Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN oraz Fundację Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej powstał kolejny - „Raport MROW 2016”.
Wyniki aktualnych badań, jakie w nim zawarto przedstawili 28.09.16 na konferencji w Pałacu Staszica w Warszawie dr Monika Stanny i prof. Andrzej Rosner, a także inicjator tego projektu Marek Zagórski z EFRWP.
W najnowszym raporcie badaniem objęto wszystkie 2173 gmin wiejskich i miejsko-wiejskich w Polsce. Badacze poszukiwali odpowiedzi na pytanie od czego, od jakich cech gminy, zależy realizowany kierunek rozwoju?Tym samym podjęto próbę zdefiniowania różnych mechanizmów w różnych typach gmin, mających wpływ zarówno na dynamikę, jak i kierunki tego rozwoju. Autorzy raportu mają nadzieję, że wnioski z niego będą stanowiły podstawę do dalszej pracy nad kierunkami rozwoju terytorialnego kraju.
„Monitoring rozwoju obszarów wiejskich. Etap II” to precyzyjna diagnoza społeczno-gospodarcza obszarów wiejskich, pokazująca jak zróżnicowana jest wieś, jaki poziom rozwoju osiągają gminy, jakie jest tempo i kierunki przemian oraz jakie czynniki są za to odpowiedzialne. Zdefiniowane są typy obszarów wiejskich i profile dynamiki rozwoju. Łącznie przy analizie rozwoju obszarów wiejskich przetwarzanych jest około 1 miliona informacji, które dają obraz przemian na polskiej wsi.
Wieś to już nie rolnictwo!
Powolny jest proces dezagraryzacji gospodarki lokalnej, czyli wzrost udziału funkcji pozarolniczych w dostarczeniu mieszkańcom źródeł utrzymania. Szczególnie bardzo niska jego dynamika, wskazująca na powolny rozwój, wystąpiła w gminach o rozdrobnionej strukturze agrarnej województw podkarpackiego i świętokrzyskiego. Z kolei wysoki poziom odchodzenia od rolniczych źródeł utrzymania zaobserwowano w gminach województw wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego. Czyli tam, gdzie już ten poziom był relatywnie wysoki, jeszcze wzrósł.
Rola rolnictwa jako źródła utrzymania ludności wiejskiej zmniejsza się; podobnie, coraz mniejsza część wiejskiej siły roboczej znajduje zatrudnienie w produkcji rolnej.
Zdaniem prof. Andrzeja Rosnera, problemy strukturalne rolnictwa (m.in. rozdrobnienie gospodarstw, niska wydajność pracy) powinny być rozwiązywane poza nim, poprzez zmniejszanie zatrudnienia rolniczego. Jest to jedno z podstawowych wyzwań, jakie stoją przed polską wsią. Ponieważ lokalnie liczba miejsc pracy poza rolnictwem jest zbyt mała, więc zmniejszenie zatrudnienia w nim staje się bardzo trudne, a w konsekwencji zmiany strukturalne gospodarstw następują powoli.
Pamiętać też trzeba, że większość kraju to obszary dominacji w rolnictwie gospodarstw rodzinnych, podatnych na przetrzymywanie przerostów zatrudnienia (bezrobocia ukrytego). Wysokie zatrudnienie w produkcji rolnej powoduje, że dochód w przeliczeniu na jednego zatrudnionego jest relatywnie niski.
Dlatego w projekcie MROW największą wagę przyznano zagadnieniom opisującym sytuację gospodarczą, w tym stopień dezagraryzacji gospodarki lokalnej. Przez dezagraryzację rozumie się tu postępujący wzrost roli funkcji pozarolniczych w dostarczaniu mieszkańcom źródeł utrzymania, a więc odchodzenie od dominacji funkcji rolniczej w strukturze gospodarczej obszarów wiejskich.
Stagnacja struktury rolnictwa
Struktura sektora rolniczego nie ulega znaczącym zmianom. Obserwujemy trwałość struktury sektora rolniczego, a w konsekwencji utrzymuje się również bardzo niska dynamika restrukturyzacji rolnictwa (procesów koncentracji ziemi, pracy).
Niska aktywność społeczna występuje w gminach, w których dominuje rolnictwo (zarówno wielkoobszarowe jak i rozdrobnione). Jednocześnie występuje tam niekorzystna dynamika przemian, co jednoznacznie potwierdza, że jest to obszar wymagający interwencji publicznej, wspomagającej budowę kapitału społecznego, który niezbędny jest do uruchomienia działalności na rzecz rozwoju lokalnego.
Dezagraryzacja stwarza warunki do zmian strukturalnych wewnątrz funkcji rolniczej, zwłaszcza jeśli pod uwagę weźmiemy kwestie związane z przerostami zatrudnienia rolniczego w sektorze gospodarstw rodzinnych (bezrobocie ukryte). Dlatego przedmiotem tych badań jest wieś jako środowisko społeczno-gospodarcze, a nie rolnictwo jako dominująca funkcja gospodarcza na wsi.
Renta położenia
Najzamożniejsze lokalne społeczności występują głównie w sąsiedztwie dużych miast oraz na terenach o wielofunkcyjnej strukturze gospodarki. Tego rodzaju gospodarka wytwarza rozwinięty lokalny rynek pracy, premiuje kompetencje uzyskiwane przez mieszkańców i stwarza im większe szanse realizacji i zaspokajania aspiracji.
Zdaniem prof. Andrzeja Rosnera, nadal dużą rolę odgrywa czynnik historyczny, związany z dawnymi granicami rozbiorowymi i z okresu międzywojennego. Ukształtowana struktura gospodarcza w gminach Polski centralnej i wschodniej wykazuje silną inercyjność i nadal utrzymuje się stosunkowo monofunkcyjny jej charakter.
Drugi czynnik jest związany z lokalizacją względem ośrodków regionalnych. Można to zaobserwować na terenie całego kraju. Jednak szczególnie rozległy jest rejon oddziaływania miast na sąsiednie obszary wiejskie m.in. w przypadku Warszawy, Poznania, Wrocławia, Gdańska.
Nowy porządek rozwoju
Po raz pierwszy w badaniach udokumentowana jest linia podziału procesów rozwojowych, która biegnie wzdłuż osi wyznaczonej od Suwałk do Opola. Dr Monika Stanny podkreśla, że linię tę widać przy badaniu warunków mieszkaniowych, procesu dezagraryzacji lokalnej gospodarki i procesów demograficznych.
Zapowiada to złamanie dotychczasowego podziału Polski pod względem rozwoju gmin na wschód-zachód, czy centrum-peryferia. Na wschód od linii łączącej Suwałki i Opole, w Polsce południowo-wschodniej, zlokalizowane jest 20% gmin, które mają powolną dezagraryzację gospodarki i niską zdolność do generowania dochodu.
Największe skupisko tego rodzaju gmin występuje na terenach dawnej Galicji, a więc w rejonie silnie rozdrobnionego rolnictwa wielodochodowego, a także na tzw. ścianie wschodniej, zwłaszcza jej północnej części – rejonie silnie depopulacyjnym. Gminy wyróżniające się względnie wysoką dynamiką większości składowych rozwoju społeczno-gospodarczego (25%) dominują w północno-zachodniej części kraju, na zachód od wspomnianej linii Suwałki–Opole, jednak poza obszarami podmiejskimi.
Demografia – ból także wsi
Największe znaczenie dla dokonujących się przemian na wsi miały kwestie: demograficzne, edukacyjne i związane z rynkiem pracy. Wskazuje to na bardzo duże znaczenie procesów migracyjnych (zarówno wewnętrznych, jaki i zagranicznych) dla doraźnego rozwiązywania problemów rozwojowych.
Pogłębia się zróżnicowanie tempa i kierunku przemian demograficznych, a w szczególnie niekorzystnym stopniu dotyka to terenów Polski Wschodniej. Tu najszybciej ubywa ludności z powodów migracyjnych. Przyczynia się do tego oczywiście brak miejsc pracy poza rolnictwem.
Fatalne są skutki migracji wewnętrznych (krajowych) dla środowiska wiejskiego. Jak przypomina dr M. Stanny, migrują przede wszystkim ludzie młodzi, dobrze wykształceni, zaradni i przedsiębiorczy. W rezultacie w rejonach, z których pochodzą migranci, pojawiają się specyficzne zmiany struktur demograficznych: starzenie się ludności, niedostatek osób dobrze wykształconych, w tym zwłaszcza młodych, wykształconych kobiet. To z kolei skutkuje niemożnością rozwoju funkcji pozarolniczych wsi i brak zainteresowania innowacjami technologicznymi i społecznymi.
Dynamika procesów demograficznych potwierdza kształtowanie się nowego układu przestrzennego dwóch rejonów: północno-zachodniego i południowo-wschodniego. Tak jak w przypadku dezagraryzacji, granicę między tymi dwiema częściami kraju tworzy linia Suwałki–Opole. Niemal wszystkie gminy znacznie poprawiające sytuację pod względem procesów demograficznych znajdują się po zachodniej stronie tej granicy. W gminach poniżej tej granicy (poza obszarami podmiejskimi) problemy demograficzne narastają.
Więcej - http://www.efrwp.pl/news/show/297/zroznicowanie-polskiej-wsi-wzrasta-lecz-w-nowym-porzadku-wnioski-z-mrow-2016
- Autor: kh
- Odsłon: 3265
Władza lokalna a obywatel. Dialog czy monolog? – taki był temat seminarium zorganizowanego w Warszawie przez Instytut Spraw Publicznych (25 czerwca 2013).
Jest to problem bardzo ważny i aktualny, nie tylko dlatego, że w przyszłym roku czekają nas wybory samorządowe a wyborcy nie bardzo wiedzą, kogo będą wybierać. Gorzej, że wśród Polaków spada wiara w demokrację, co potwierdziła także ostatnia Diagnoza Społeczna. Tymczasem komunikacja między władzą lokalną a obywatelami pozostawia wiele do życzenia i nie sprzyja partycypacji społecznej. Podczas seminarium przedstawiono badania na ten temat, ze szczególnym uwzględnieniem funkcji Internetu.
Dr Katarzyna Dzieniszewska - Naroska (PW) zwróciła uwagę na wzrastającą rolę, ale i nie wykorzystane możliwości Internetu w prowadzeniu dialogu władza lokalna – obywatel. Obecnie niemal wszystkie gminy mają swoje strony internetowe, o podejmowanych decyzjach informują przede wszystkim w Biuletynie Informacji Publicznej, do czego są zresztą zobligowane. Inną sprawą jest jakość tego przekazu, mało zrozumiały język, brak wyjaśnień przedstawianych danych, dotyczących np. budżetu, czy podejmowanych problemów.
Z drugiej strony, sprawność Polaków jako użytkowników Internetu jest bardzo zróżnicowana. Dla młodych jest to najważniejsze źródło informacji, ale jest też niemała grupa wykluczonych (sięgająca 30%)- głównie ludzi po 60. roku życia, w gorszej sytuacji materialnej. Z badań wynika, że 25% obywateli poszukuje informacji o decyzjach władz lokalnych. 1/3 twierdzi jednak, że nie znajduje na stronie internetowej interesujących ich danych czy wyjaśnień. Często wolą odwiedzić urząd i zapytać osobiście. Zresztą władze też preferują bezpośrednie kontakty z mieszkańcami.
Z pewnością Internet, rozmaite fora, media internetowe mogłyby być lepiej wykorzystane do konsultacji społecznych, które sprowadzają się najczęściej do zbierania opinii mieszkańców. W sumie jednak Internet jako narzędzie komunikacji jest wyżej ceniony przez władze lokalne niż przez samych mieszkańców. W konkluzji dr K. Dzieniszewska – Naroska wyraziła przekonanie, że Internet jest ważnym kanałem informacji, ale nie może obecnie zastąpić źródeł tradycyjnych, jak tablice czy zebrania.
Dr Anna Olech (UW) odpowiadając na tytułowe pytanie seminarium stwierdziła, że mamy jednak do czynienia nie z dialogiem, ale z monologiem władzy. Wśród preferowanych sposobów zarządzania gminą na pierwszym miejscu znalazło się samodzielne podejmowanie decyzji i wyjaśnianie ich mieszkańcom, ewentualnie konsultowanie; władze nie cenią sobie włączania obywateli w procesy decyzyjne czy delegowania pewnych spraw (najbardziej otwarte na delegowanie są gminy wiejskie). Mieszkańcy nie są usatysfakcjonowani takim sposobem zarządzania gminą, ale też ich aktywność jest niewielka, rzadko uczestniczą w życiu publicznym. Dzięki Internetowi mogą pozyskać informacje dotyczące działań władz, ale w niewielkim stopniu wykorzystują nowe technologie komunikacyjne do przekazania swojej opinii w określonej sprawie. Procesy partycypacyjne wymagają jednak zaangażowania obu stron.(kh)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 537
Czy neutrinowe oczy ludzkości, obserwatoria takie jak IceCube na Antarktydzie, naprawdę widzą neutrina napływające z głębi kosmosu?
Odpowiedź zaczynają przynosić między innymi eksperymenty przy akceleratorze LHC, gdzie bada się wewnętrzną strukturę protonów. Zgodnie z najnowszym modelem, opracowanym przez fizyków z IFJ PAN, struktura ta wydaje się być bogatsza o cząstki powabne w stopniu, który ziemskim obserwatorom neutrin może utrudnić interpretację tego, co widzą.
Wbrew popularnym wyobrażeniom, proton może się składać nie z trzech, ale nawet z pięciu kwarków. Dodatkową parę tworzą wtedy kwark i antykwark powstałe w interakcjach gluonów we wnętrzu protonu. Od dawna przypuszczano, że te „nadmiarowe” pary mogą niekiedy być zbudowane nawet z tak masywnych kwarków i antykwarków jak powabne. Teraz się okazuje, że uwzględnienie wewnętrznego powabu protonów pozwala dokładniej opisać przebieg zjawisk zarejestrowanych niedawno w jednym z niskoenergetycznych eksperymentów w detektorze LHCb przy Wielkim Zderzaczu Hadronów. Stosowny model teoretyczny zaprezentowali fizycy z Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk (IFJ PAN) w Krakowie na łamach czasopisma „Physical Review D”.
Szkolne podręczniki malują obraz protonu jako cząstki będącej prostym zlepkiem trzech kwarków: dwóch górnych oraz jednego dolnego, sklejonych oddziaływaniami silnymi przenoszonymi przez gluony. W fizyce tak uproszczony model nie zrobił długiej kariery. Już w końcu lat 80. ubiegłego wieku okazało się, że aby wytłumaczyć obserwowane zjawiska trzeba uwzględnić lekkie kwarki pochodzące z chmury mezonowej w nukleonie (są to tzw. wyższe stany Flocka). Co zaskakujące, efekt wcale nie jest marginalny: może stanowić nawet poprawkę na poziomie 30% w stosunku do prostego modelu trzykwarkowego. Niestety, dotychczas nie potrafiono określić, jak duży jest analogiczny wkład kwarków powabnych.
„Nasze wcześniejsze modele powstawania powabu wielokrotnie wykazywały się zgodnością z eksperymentami. Przy dużych energiach zderzeń protonów, gdy w LHC wzajemnym oddziaływaniom poddawano ich dwie przeciwbieżne wiązki, potrafiliśmy całkiem dobrze opisać produkcję par z udziałem kwarków i antykwarków powabnych. Rzecz jednak w tym, że choć tworzyły się one w trakcie zderzeń protonów, nie pochodziły z ich wnętrz. Powstawały wskutek fuzji gluonów nieco wcześniej wyemitowanych przez protony”, mówi prof. Antoni Szczurek (IFJ PAN).
Nadzieję na postęp w tropieniu powabu wewnątrz samych protonów przyniosły niedawne pomiary zrealizowane w detektorze LHCb z użyciem pojedynczej wiązki protonów, wycelowanej w nieruchomą, gazową tarczę z helu bądź argonu. „Gdy w LHC dochodzi do zderzeń przy największych energiach, spora część cząstek będących produktami kolizji protonów porusza się w kierunku 'do przodu', wzdłuż wiązek protonów. W rezultacie trafiają w obszar, gdzie z przyczyn technicznych nie ma detektorów. Tymczasem zderzenia protonów z jądrami helu, które właśnie poddaliśmy analizie, zachodziły przy energiach nawet kilkadziesiąt razy mniejszych od maksymalnych osiąganych przez LHC. Produkty zderzeń rozbiegały się pod większymi kątami, bardziej na boki, w konsekwencji były rejestrowane w detektorach i mogliśmy się im przyjrzeć”, wyjaśnia dr Rafał Maciuła (IFJ PAN).
Do opisu danych z eksperymentu w detektorze LHC krakowscy fizycy użyli modelu rozbudowanego o możliwość wybicia z wnętrza protonu kwarku lub antykwarku powabnego. Wyliczenie prawdopodobieństwa takiego procesu z zasad pierwszych nie było możliwe. Badacze postanowili więc sprawdzić, przy jakich wartościach prawdopodobieństwa zgodność przewidywań modelu z zarejestrowanymi danymi będzie największa. Otrzymany wynik sugerował, że wkład par powabnych we wnętrzu protonu nie jest większy niż około 1%. Po wybiciu z wnętrza protonu powabna para kwark-antykwark szybko się zmienia w krótkożyjące mezony i antymezony D0, te zaś produkują kolejne cząstki, w tym neutrina. Fakt ten zainspirował fizyków z IFJ PAN do skonfrontowania nowego modelu z danymi zarejestrowanymi przez obserwatorium neutrinowe IceCube na Antarktydzie.
Obecnie dzięki stosowanym technikom naukowcy z IceCube mają pewność, że jeśli rejestrują neutrino o ogromnej energii (rzędu setek teraelektronowoltów), to oznacza, że cząstka pochodziła z głębi kosmosu. Przyjmuje się ponadto, że neutrina o nieco niższych, ale wciąż rzadko spotykanych dużych energiach, również mają naturę kosmogeniczną. Jeśli jednak z wnętrza protonu można wybić powabną parę kwark-antykwark, rozpadającą się w kaskadzie zawierającej wysokoenergetyczne neutrina, ta interpretacja może zostać podważona. Neutrina w pewnym zakresie energetycznym, rejestrowane obecnie, mogą bowiem pochodzić nie z kosmosu, ale właśnie z kaskad inicjowanych zderzeniami cząstek pierwotnego promieniowania kosmicznego z jądrami gazów atmosferycznych. Artykuł analizujący taką możliwość trafił do druku w czasopiśmie „European Physical Journal C”.
„Przy analizie danych z obserwatorium IceCube przyjęliśmy następującą taktykę. Przyjmijmy, że praktycznie wszystkie obecnie rejestrowane neutrina w badanym przez nas zakresie energetycznym pochodzą z atmosfery. Jaki musiałby być wkład powabnych par kwark-antykwark we wnętrzu protonu, abyśmy za pomocą naszego modelu uzyskali zgodność z dotychczasowymi pomiarami? Proszę sobie wyobrazić, że otrzymaliśmy wartość rzędu jednego procenta, praktycznie identyczną z wartością z modelu opisującego zderzenia proton-hel w detektorze LHCb!”, mówi dr Maciuła.
Zbieżność oszacowań dla obu omówionych przypadków nakazuje zachować dużą ostrożność w określaniu źródeł neutrin rejestrowanych przez współczesne obserwatoria. Krakowscy badacze podkreślają jednak, że ich wyniki nakładają tylko górne ograniczenie na wkład kwarków i antykwarków powabnych w strukturę protonu. Jeśli okaże się on mniejszy, przynajmniej część obecnie wykrywanych neutrin o wielkich energiach zachowa swoją kosmiczną naturę. Jeśli jednak górna granica będzie oszacowaniem poprawnym, nasza interpretacja źródeł ich pochodzenia będzie musiała ulec istotnej zmianie, a IceCube okaże się nie tylko obserwatorium astronomicznym, ale również... atmosferycznym.
Więcej - http://www.ifj.edu.pl/