Filozofia (el)
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 4004
Gatunek ludzki szczyci się tym, że – w odróżnieniu od innych - potrafi myśleć i jest świadomy swego postępowania.
Na ogół ludzie myślą zanim coś zrobią, myślą w trakcie wykonywania czynności i myślą o skutkach tego, co czynią. Dzięki temu w większości przypadków działają świadomie.
Ale myślenie i świadomość zobowiązują; przede wszystkim do odpowiedzialności za swoje postawy, zachowania i czyny – również za ich konsekwencje w bliskiej i odległej przyszłości.
Zdolność do myślenia dała ludziom przewagę nad innymi istotami żywymi, a myślenie stało się najpotężniejszym i najskuteczniejszym narzędziem w walce o byt i przetrwanie w świecie rywalizacji i zagrożeń.
To jest walorem myślenia.
Natomiast jego stroną ujemną jest to, że stworzyło ludziom pretekst do wywyższania się nad innymi gatunkami, do ideologii antroposzowinizmu oraz do przedmiotowego traktowania zwierząt. Im bardziej w systematyce biologicznej odległy jest od nas jakiś gatunek zwierząt, tym mniej ma się skrupułów do traktowania go jak rzeczy – bez współczucia i serca.
Walka o byt w środowisku przyrodniczym zmusiła ludzi do myślenia racjonalnego, czyli podporządkowanego wymogom logiki i pragmatyzmu. Taki sposób myślenia miał zapewnić większą skuteczność podejmowanych działań oraz oszczędność środków potrzebnych do zwycięstwa.
Do myślenia racjonalnego zmusiła też ludzi walka o byt w środowisku społecznym, przede wszystkim na płaszczyźnie ekonomii, zwłaszcza, odkąd w świecie zapanowała gospodarka wolnorynkowa. Tutaj zwycięstwo zależy od skuteczności działań gospodarczych (biznesowych), wydajności pracy i minimalizacji kosztów produkcji.
Toteż myślenie racjonalne rozwija się najbardziej w sferze gospodarki i w nierozłącznie związanych z nią sferach wytwórczości materialnej i usług.
Obecnie, wskutek uznania kryteriów ekonomicznych za powszechne i najważniejsze, coraz bardziej znajduje ono zastosowanie w dziedzinie wytwórczości niematerialnej, a nawet w twórczości naukowej i artystycznej.
Racjonalnie, czyli oszczędnie
Dość dobrze znane są negatywne konsekwencje myślenia racjonalnego doprowadzonego do skrajności. Ukazało się wiele publikacji na ten temat; sam również wielokrotnie pisałem o tym. Powszechne są narzekania na myślenie pozbawione uczuć, postępowanie oparte na zimnej kalkulacji i podobne do maszyn oraz wynikające stąd przedmiotowe odnoszenie się do ludzi i urzeczowienie relacji międzyludzkich.
Ale myślenie racjonalne na gruncie ekonomii i produkcji ma pewną niewątpliwą zaletę – dało impuls do oszczędzania i wykształciło w ludziach nawyk oszczędności.
Konieczność oszczędzania nasila się także ze względów ekologicznych. Odkąd ludzie uświadomili sobie fakt, że zasoby przyrody, z których korzystają w życiu codziennym we wzrastających ilościach, są ograniczone, zmuszeni zostali do tego, by gospodarować nimi racjonalnie, czyli oszczędnie. Myślenie racjonalne w ekologii sprowadza się do szanowania tego, co zawiera środowisko naturalne człowieka oraz do oszczędzania samego środowiska w całości.
W racjonalnym, czyli oszczędnym korzystaniu, wyraża się też troska o środowisko. Oszczędność można rozumieć na dwa sposoby: albo jako gromadzenie zapasów, by posiadać pewne nadwyżki do wykorzystania, gdy zajdzie potrzeba, albo jako korzystanie z czegoś lub użytkowanie w jak najmniejszym stopniu. Im bardziej zracjonalizowane są gospodarka i zarządzanie, tym więcej mogą przysparzać oszczędności.
Oszczędzanie, zwłaszcza przesadne, ze szkodą dla siebie i innych, jest także uwarunkowane subiektywnie, na przykład przez chciwość. Nie zawsze oszczędność jest dobra. Może okazać się zła, a gdy nie zachowuje się umiaru, przeradza się w chciwość.
Zdarza się też, że można stracić na oszczędzaniu, na przykład lokując oszczędności w niepewnym banku. Mimo to, oszczędność w rozsądnych granicach jest czymś pożytecznym i niewątpliwie stanowi warunek przetrwania.
Tak więc, pod wpływem gospodarki wolnorynkowej ukierunkowanej na maksymalizację zysku cecha rozumności łączyła się z oszczędnością, a homo rationalis - człowiek rozumny - coraz bardziej stawał się również homo frugi, czyli człowiekiem oszczędnym.
Rozrzutność i marnotrawstwo
Jednak ten sam zracjonalizowany system ekonomiczny spowodował w naszych czasach pojawienie się u ludzi - z wyjątkiem biedoty, która i tak praktycznie nie ma żadnego wpływu na politykę gospodarczą i z którą nikt, oprócz populistów, faktycznie się nie liczy - cech krańcowo różnych od oszczędności, a mianowicie rozrzutność i marnotrawstwo.
Gospodarka ukierunkowana na maksymalizację zysku wykorzystuje wszelkie sposoby i środki - od stałego obniżania kosztów produkcji, zazwyczaj w wyniku obniżania płac realnych, do tworzenia sztucznego popytu i generowania towarów i usług dalece ponad potrzeby.
Elity rządzące rynkiem światowym tak nim sterowały, że rozwój gospodarki stawał się coraz bardziej niezrównoważony, a system ekonomiczny – coraz bardziej dynamiczny i jednocześnie coraz mniej stabilny.
Wydaje się wysoce prawdopodobne, że destabilizacji i niezrównoważenia gospodarki dokonywano świadomie po to, by trudno było połapać się w mechanizmach rządzących nią. Zresztą, nawet jeśli dokonywało się to przypadkowo, to i tak niczego to nie zmienia.
Wzrastające marnotrawstwo stało się faktem i jest zjawiskiem nieodwracalnym we współczesnym modelu gospodarki światowej. Nawet lansowana od niedawna idea rozwoju zrównoważonego nie zdoła chyba spowodować spowolnienia jego rozwoju.
Ta idea ma na celu nie tyle oszczędne gospodarowanie zasobami energetycznymi, ile zastępowanie tradycyjnych surowców energetycznych (węgla, drewna i ropy naftowej) alternatywnymi źródłami energii (wiatr, woda, słońce). Nie głosi ona wcale rezygnacji z nadmiernego wykorzystywania energii, na przykład na zbyteczne iluminacje, reklamy itp., ani z przesadnego zużycia materiałów. Mieści się bowiem w ramach modelu gospodarki nastawionej na wzrost konsumpcji ponad rozsądne potrzeby, czyli na nadkonsumpcję i - co za tym idzie – na nadprodukcję, a więc na coraz większe i szybsze nadzużywanie energii oraz różnych materiałów.
Wzrost zużycia energii będzie postępować w związku ze wzrostem produkcji, mimo stosowania energooszczędnych urządzeń technicznych. Nie ma wszak pewności, czy zaoszczędzona przez nie energia zrekompensuje narastające zapotrzebowanie na energię, wynikające ze wzrostu produkcji i usług. W przypadku energii nie chodzi o to, by zmniejszyć ilość jej zużycia w ogóle, ile o to, by nie zabrakło jej do postępującej nadprodukcji wobec perspektywy szybkiego wyczerpywania się tradycyjnych źródeł energii. A że przy okazji spełnia się jakieś wymogi ekologiczne, to całkiem inna i raczej drugorzędna sprawa.
To, co szczególnie oburza
Rozrzutność i marnotrawstwo idzie w parze z postępem cywilizacji i ze wzrostem stopy życiowej. Przejawia się w różnych formach i dotyczy różnych dóbr. Najbardziej widoczne i oburzające jest marnotrawstwo sprzętu, obuwia, odzieży, żywności i papieru.
Niszczenie dobrego jeszcze sprzętu jest spowodowane postępem technicznym, w którego wyniku bardzo szybko pojawiają się na rynku nowsze i doskonalsze przedmioty, a do starych nie produkuje się części zamiennych, albo ich naprawa jest nieopłacalna - lepiej kupić nowszy i lepszy sprzęt za cenę naprawy starego. Nie chodzi się w dobrych jeszcze butach ani ubraniach, ponieważ nie są już modne, a moda zmienia się coraz szybciej.
Wyrzuca się żywność kupowaną w nadmiarze (im więcej się kupuje i w większych ilościach, tym jest taniej), której nie jest się w stanie potem skonsumować.
Według badań przeprowadzonych w 2011 r. przez Szwedzki Instytut Żywności i Biotechnologii w ramach międzynarodowego programu Global Food Losses and Foot Waste pod auspicjami FAO, każdego roku traci się około 1,3 mld ton żywności, co stanowi 1/3 całkowitej globalnej produkcji rocznej.
W krajach uprzemysłowionych 40% żywności zdatnej do spożycia wyrzucają detaliści i konsumenci z różnych powodów. Można by nią nakarmić 12 mld ludzi.
Badania przeprowadzone w marcu 2012 r. na Uniwersytecie w Stuttgarcie pokazały, że rocznie w Niemczech marnuje się 11 mln ton żywności, z czego 60% w gospodarstwach domowych, tj. ok. 82 kg przez jednego mieszkańca.
Epoka cyfrowa kocha papier
Ogromne jest również marnotrawstwo papieru. Do nadmiernego i niepotrzebnego zużycia papieru przyczyniło się masowe - w urzędach i domach - korzystanie z drukarek i kserokopiarek. Pisanie ręczne i maszynowe wyszło z obiegu; łatwiej pisze się na komputerze i drukuje. Teraz już nikt nie liczy się z papierem.
Szczególne marnotrawstwo papieru występuje w reklamie i propagandzie przedwyborczej. Wytwarza się ogromne ilości różnych ulotek i plakatów, które wciska się przechodniom, wiesza na słupach i wysyła pocztą. (Np. w Niemczech około 30 kg ulotek reklamowych wrzuca się rocznie do jednej skrzynki listowej.) Prawie nikt ich nie czyta i dlatego bardzo szybko lądują w koszach na śmieci. A płacą za nie konsumenci i podatnicy.
To samo dotyczy druków urzędowych (nasz Sejm zużywa prawie 6 tys. kartek papieru dziennie), gazet i czasopism, których ukazuje się bez liku (prawie 7,5 tys. tytułów wydawanych jest obecnie, podczas gdy dziesięć lat temu było ich 5,5 tys., a dwadzieścia lat temu 3,2 tys.). A wystarczyłoby kilka, bo przecież wszystkie zawierają te same informacje i ilustracje czerpane z jednego źródła, z jednej światowej agencji informacyjnej, odpowiednio wyselekcjonowane czy ocenzurowane.
W ciągu ostatnich 40 lat, mimo - a może dzięki – komputeryzacji, 4-krotnie wzrosło zużycie papieru w świecie. U nas jedna przeciętna instytucja państwowa zużywa rocznie 4 863 029, 33 stron papieru formatu A4; ich wyprodukowanie wymaga wyrębu 405 drzew (z jednego drzewa otrzymuje się ok. 60 kg papieru). Roczne zużycie papieru w Polsce wynosiło w końcu lat 80. ok. 40 kg na osobę, a ostatnio wynosi już 72 kg.
Dla porównania, w USA w 2012 r. wynosiło ono 340 kg (najwięcej na świecie), a w Szwecji, Finlandii i Niemczech jest dwukrotnie wyższe niż w Polsce (Niemcy zużywają tyle, ile Ameryka Płd. i Afryka razem).
Pamiętam, że zanim zaczęto wprowadzać komputery do masowego użytku, twierdzono - a to miało między innymi świadczyć o zaletach komputeryzacji - że w wyniku dygitalizacji dokumentów nastąpi znaczny spadek zużycia papieru. Ale to się wcale nie sprawdziło. Wręcz przeciwnie, znacznie wzrosło zużycie papieru i jego marnotrawstwo.
A ilość zużywanego papieru uznaje się – o zgrozo, bo to przypomina czasy, kiedy o postępie decydowały ilości ton stali na głowę mieszkańca - za jeden ze wskaźników postępu cywilizacyjnego. Drukuje się różne mniej lub bardziej potrzebne dokumenty w niezliczonych ilościach, powiela się je, kopiuje i gromadzi, chociaż dokumenty można digitalizować, a wszystkie dane można zapisywać na nośnikach pamięci komputerowej i sięgać do nich w każdej chwili w razie potrzeby.
Upadek rozumu
Postęp cywilizacji zachodniej oraz permanentne ogłupianie spowodowały, że współczesny człowiek wykazuje wyjątkowy brak rozsądku w wielu swoich postępowaniach. Natomiast konsekwencją ideologii konsumpcjonizmu oraz ekonomii żywiącej się niepotrzebną nadprodukcją i nadkonsumpcją oraz nadzużyciem jest ukształtowanie się u ludzi zachowań, charakteryzujących się brakiem umiaru w konsumpcji. Toteż w życiu codziennym ludzie bez namysłu oraz poczucia odpowiedzialności szastają czym się da i ile się da, byleby tylko zaspokoić swoje - a w gruncie rzeczy narzucone przez dyktatorów mody i reklamy - zachcianki i poczuć się dowartościowanymi.
Przy tym często i nagminnie zaciągają pożyczki albo kredyty, które coraz trudniej im spłacać i w końcu pauperyzują się. Za to zapewniają rosnące zyski właścicielom koncernów globalnych i finansjerze światowej.
Tak oto skutecznie wypierana jest rozumność z życia ludzi, którzy może jeszcze w jakimś sensie są istotami racjonalnymi, ale już coraz bardziej pozbawionymi rozsądku i coraz mniej odpowiedzialnymi w swej działalności gospodarczej. To w znacznej mierze uszczupla ich racjonalność.
O ile wcześniej racjonalność wiązała się z oszczędnością, to dzisiaj bardziej wiąże się z rozrzutnością. Człowiek oszczędny, będący wytworem racjonalnej ekonomii, przekształca się już zauważalnie w człowieka rozrzutnego (homo prodigus). Ten proces przekształcania się będzie nadal postępować, ponieważ nic nie wskazuje na to, żeby miało być inaczej, przynajmniej w przyszłości dającej się przewidzieć.
Wiesław Sztumski
2 listopada 2012
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3482
Nie przeżywa najsilniejszy z gatunków ani najinteligentniejszy, ale taki, który najlepiej dostosowuje się do zmian.
Charles Darwin
Spirala ewolucji
Ewolucja biosfery, jak inne procesy w świecie sensorycznym, przebiega nieodwracalnie. Zaczęła się od organizmów najprostszych i jednorodnych, a z biegiem czasu czyni je coraz bardziej złożonymi i zróżnicowanymi. Nie wiadomo, czy zróżnicowanie i złożoność będą rosnąć nieograniczenie. Prawdopodobnie nie, ponieważ w świecie sensorycznym, wszystko przemija, nic nie trwa wiecznie, a co się zaczyna, kiedyś musi się skończyć. Podobnie ewolucja jakiegoś gatunku tworzy coraz bardziej skomplikowane odmiany i osobniki, ale tylko do pewnego momentu.
Zgodnie z ogólną koncepcją rozwoju, ewolucja całej biosfery nie przebiega liniowo, lecz raczej po wielowymiarowej i wielokształtnej spirali. Zakreśla ona zwoje, które w najprostszym przypadku są okręgami o różnych średnicach. Po nich, z biegiem czasu, gatunki wznoszą się na coraz wyższe poziomy ewolucji.
Ewolucja jakiegoś gatunku jest jednym z ogniw (epizodem) w jego filogenezie, albo w łańcuchu ewolucji całej biosfery. Rozwój gatunku przebiega po zwojach takiej spirali. Zaczyna się od powstania a kończy na pojawieniu się jakiejś jego odmiany lub na wyginięciu. Przechodzi kolejno fazy: wzrostu, apogeum (względnej stabilizacji lub plateau) i schyłku. W tych fazach, które zazwyczaj są długotrwałe, dokonują się stopniowe zmiany.
Po pełnym cyklu ewolucji możliwe są dwie sytuacje: albo istotna, przełomowa zmiana jakościowa, np. pojawienie się mutacji, albo wymarcie gatunku. Każda z nich zaznacza moment nieciągłości. Tak więc ewolucja jest procesem ciągłym i skokowym. Jak długo gatunek jest w stanie przystosowywać się do zmian środowiska, tak długo transformuje się, tworząc odpowiednie mutacje. A kiedy wyczerpie swój potencjał przystosowawczy (zdolność adaptacyjną) i zdolność do tworzenia mutacji, wtedy wymiera. Gatunek może też wcześniej zginąć - mimo zapasu możliwości adaptacyjnych i zdolności mutacyjnej - w wyniku utraty zdolności rozrodczych, zdarzeń katastroficznych lub wyniszczania go przez inne gatunki.
Ewolucja charakteryzuje się tym, że w marszu ku coraz wyższym formom istot żywych nie zanika wszystko, co stare. W filogenezie wiele elementów dawniejszych form zachowuje się i dziedziczy w przyszłych pokoleniach w postaci atawizmów. Dlatego mówi się, że występują w niej powtórzenia. Jednak nie są to dokładne powroty do tego samego co było, tylko częściowe i ograniczone do niektórych elementów lub funkcji - genomów, cech, struktur anatomicznych itp. Te „powtórzenia” - przeskoki od jednego zwoju spirali ewolucji do drugiego, wyższego - dokonują się za każdym razem po zakończeniu cyrkulacji po kolejnych zwojach spirali ewolucji.
Ewolucja ludzkości
Ewolucja gatunku ludzkiego przebiega również zgodnie z takim modelem. Losy ludzkości i jej szanse na przetrwanie zależą od:
• Trwałości genomu (odporności na działania bodźców destrukcyjnych z zewnątrz lub z wewnątrz),
• Zdolności przystosowawczej (elastyczności fenotypu),
• Zdolności rozrodczej,
• Zwycięstwa w walce o byt biologiczny z innymi gatunkami i sukcesu w rywalizacji lub w walce o byt społeczny z osobnikami własnego gatunku.
Zależą też od czynników zewnętrznych - od szkodliwych dla życia zmian w środowisku przyrodniczym i społecznym. Te czynniki są jednak ważniejsze od wewnętrznych, bo to raczej one kształtują się pod wpływem czynników zewnętrznych, a nie na odwrót. W walce o przetrwanie gatunek ludzki (podobnie jak inne) tworzy odpowiednie mutacje. Zdalność mutacyjna jest orężem w walce o byt, podobnie jak zdolność adaptacyjna.
Mutacje biologiczne i społeczne
W przypadku ewolucji gatunku ludzkiego powstają nie tylko mutacje biologiczne, ale i społeczne. Mutacje biologiczne powstają ze względu na konieczność przystosowania się do zmian środowiska przyrodniczego, a społeczne pod wpływem zmian środowiska społecznego i z chęci przetrwania w nim. Mutacje społeczne polegają nie tyle na strukturalnych lub funkcjonalnych zmianach genetycznych, (chociaż to też może wystąpić jako efekt wtórny), co na zmianach sposobów zachowań, stylów myślenia, postaw, postrzegania sensu i celu życia, hierarchii wartości, relacji międzyludzkich itp.
O ile mutacje biologiczne tworzą się po bardzo długim upływie czasu, to społeczne pojawiają się dość szybko. Dlatego tak jest, że zmiany w biosferze i procesy przystosowania się do nich dokonują się o wiele wolniej niż w socjosferze. Dopiero od niedawna ludzie zaczęli coraz szybciej zmieniać swe środowisko przyrodnicze dzięki postępowi technicznemu i pod presją czasu. Toteż kiedyś może dojść do wyrównania tempa zmian w środowisku przyrodniczym i społecznym.
Żeby człowiek mógł sprostać tempu zmian i życia w środowisku społecznym, dyktowanemu przez zasadę akceleracji, powinien niezwłocznie adaptować się do zmian zachodzących w tym środowisku. Jednak nie da się tego łatwo zrobić, zwłaszcza, gdy są to zmiany radykalne. Ewolucja biologiczna nie przygotowała organizmu ludzkiego i psychiki do tak szybkich i istotnych zmian. Zdolność adaptacyjna jest ograniczona nie tylko ze względu na zakres i rodzaj zmian, ale też na czas ich następowania po sobie; zawsze jest pewien interwał retardacji, różny dla różnych osobników. Niektórzy ludzie nie mogą, nie potrafią, albo nie chcą dostosowywać się, a ich liczba wzrasta. Wskutek tego coraz częstszymi zjawiskami są: niedostosowanie się do aktualnych warunków życia społecznego i związane z tym choroby, przede wszystkim psychiczne (np. autyzm).
Adaptacja do środowiska
Problem dostosowywania się do środowiska społecznego, w szczególności kulturowego, rozwiązała w pewnym stopniu ewolucja biologiczna człowieka. Otóż powołała ona do istnienia w mózgu tzw. neurony lustrzane (zostały odkryte w latach 90. XX w. przez Giacoma Rizzolattiego, Leonarda Fogassi’ego i Vittoria Gallesego. Znajdują się w mózgach małp i ludzi, ale u ludzi jest ich o wiele więcej). Nazwano je tak, ponieważ odzwierciedlają one, jak lustro, czynności wykonywane przez innych ludzi, ich zachowania, a nawet uczucia. Dzięki tym neuronom mamy zdolność uczenia się i do adaptacji przez naśladowanie. Zdaniem Michaela Tomasella, stanowi ona podstawę dla kumulatywnej ewolucji kulturowej, czyli rozwijania przez kolejne pokolenia otrzymanego dziedzictwa kulturowego.
Marco Iacoboni napisał, że neurony lustrzane „są maleńkimi cudeńkami, które pozwalają nam jakoś przetrwać każdy dzień. Znajdują się w sercu tego, w jaki sposób poruszamy się przez nasze życia. Wiążą nas z innymi, mentalnie i emocjonalnie” (p. Mirroring People: The New Science of How We Connect with Others).
Tylko od drugiej połowy XX wieku, odkąd nastała era antropocenu, w wyniku różnych zawirowań społecznych - zmian sposobów produkcji, rewolucji technologicznych i społecznych, wojen, buntów, transformacji ustrojowych, ekonomicznych i ideologicznych, kryzysów gospodarczych, masowych transmigracji, dyfuzji kultur itp. - pojawiło się wiele społecznych mutacji człowieka.
Ci mutanci rywalizują ze sobą o dominację w społeczeństwie. Należą do nich: człowiek ekologiczny, ekonomiczny, marnotrawny, zabawowy, wirtualny, cyfrowy, konsumujący, rozrzutny, zegarowy i chciwy. Masowy przyrost terrorystów, fanatyków religijnych i politycznych, aferzystów, hipokrytów i oszustów świadczy o narodzinach nowych mutantów społecznych. Tacy ludzie byli dużo wcześniej, chyba od zarania ludzkości, ale nigdy nie występowali w skali masowej z wyraźną tendencją wzrostu i nie odgrywali tak wielkiej roli, jak obecnie.
Zbliża się przełom
Wiele zjawisk i symptomów wskazuje na to, że gatunek ludzki kończy cyrkulację po aktualnym zwoju spirali swojej filogenezy. I coraz szybciej, proporcjonalnie do tempa rozwoju cywilizacji i przyspieszania aktywności ludzi, zbliża się do momentu przełomowego.
Nie wiadomo, czy dojdzie do wymarcia (zagłady ludzkości), do przeskoku na kolejny zwój (na wyższy poziom rozwoju) i pojawiania się w konsekwencji bifurkacji bliżej nieokreślonej mutacji w postaci postczłowieka, czy do relatywnego powrotu do stanu wyjściowego - do człowieka małpopodobnego nie ze względu na wygląd, co na inne cechy.
Coraz szybsze i częstsze mutacje społeczne człowieka, kumulacja zmian w środowisku (szkodliwych dla zdrowia ludzi), osłabianie genomu w wyniku manipulacji genami (inżynierii genetycznej), malejąca zdolność przystosowawcza i rozrodcza, przybliżają moment przełomowy w ewolucji gatunku ludzkiego.
Wpływ zanieczyszczenia środowiska przyrodniczego na trwałość naszego gatunku nie budzi wątpliwości.
Ingerencja w genom ludzki, a zwłaszcza tworzenie organizmów transgenicznych, grozi poważnymi, nie do końca przewidywalnymi, konsekwencjami, przed czym przestrzegają uczeni.
Zdolność rozrodcza - nawet na ogół zdrowych osobników - zmniejsza się na razie w krajach wysoko rozwiniętych ekonomicznie i cywilizacyjnie (jednej z przyczyn bezpłodności upatruje się np. w piciu wody z butelek plastikowych, w wyniku czego do układu hormonalnego przedostają się ksenoestrogeny). Jednak w miarę globalizacji będzie ona szerzyć się również w innych krajach, gdzie przyrost demograficzny jest jeszcze bardzo wysoki.
Z różnych powodów zmniejsza się też zdolność przystosowawcza u ludzi. Warunkiem koniecznym do przeżycia gatunku i osobników jest zdolność do szybkiej adaptacji do zmian zachodzących w ich środowisku życia. To odnosi się w szczególności do gatunku ludzkiego. Ani siła człowieka, ani inteligencja nie gwarantują przeżycia w takim stopniu, jak jego potencjał adaptacyjny – zakres możliwości przystosowawczych (zdolność do przystosowania się do zmian jak największej liczby parametrów określających środowisko), elastyczność dostosowawcza i szybkość adaptacji.
Natura wyposażyła ludzi w określone potencjały adaptacyjne - jednych w większe, innych w mniejsze – dzięki czemu stworzyła im warunki do rozwoju w różnych sytuacjach. Jednak te potencjały wyczerpują się proporcjonalnie do liczby zmian w środowisku i z wiekiem ludzi. W trakcie ewolucji kurczą się one, mimo wyposażania organizmów ludzkich w różne sztuczne (techniczne) elementy wspomagania i substytuty dostarczane przez nowoczesne technologie i osiągnięcia nauki. Tak, jakby ludzkość od momentu pojawienia się została zaprogramowana przez naturę lub stwórcę na ściśle określony czas istnienia.
Bez względu na to, co ludzie wymyślą, albo wytworzą w wyniku rozwoju kultury, muszą przegrać w walce z naturą. Jednak świadomość tego smutnego faktu nie powinna skłaniać do rezygnacji z tej walki, ani kapitulacji. Instynkt samozachowawczy nakazuje czynić wszystko co można, by przeżyć. Pomaga mu w tym ewolucja społeczna i kulturowa, która wytworzyła specyficzne mechanizmy adaptacyjne i w ten sposób do arsenału narzędzi adaptacyjnych dodała kulturowe przystosowanie się.
Małpowanie orężem
Jednym z tych narzędzi jest naśladownictwo. Jeśli nie jest się w stanie pokonać wroga, to trzeba nauczyć się współżyć z nim na bazie kompromisu lub dostosowania się, między innymi wskutek upodobnienia się do niego i naśladowania go. A skądinąd, postęp cywilizacyjny, ogromny wzrost populacji, procesy globalizacyjne, nowoczesne systemy produkcji i zarządzania oraz podejmowanie działań proekologicznych i na rzecz uniknięcia konfliktu światowego wymuszają konieczność zgodnej koegzystencji i kooperacji coraz liczniejszych zbiorowości ludzi. A to wymaga rezygnacji z egocentryzmu i indywidualizmu oraz dostosowywania się jednostek do ogółu i jest sprzeczne z założeniami neoliberalizmu.
Dlatego w efekcie powszechnego naśladownictwa w sposób naturalny postępuje globalna uniformizacja, stereotypizacja i standaryzacja sposobów myślenia, postrzegania, bycia, wysławiania sie, zachowań, wartościowania, ubioru itd. Stereotypy i standardy narzucane są głównie przez jednostki lub grupy wiodące - dzierżące władzę polityczną, ekonomiczną, ideologiczną i religijną - a także przez jednostki charyzmatyczne i posiadające autorytet lub prestiż społeczny.
Naśladowanie samo w sobie nie jest czymś złym. Przecież służy przetrwaniu człowieka i jest potrzebne do tego, by się asymilować, zapewnić sobie bezpieczeństwo i uniknąć wykluczenia społecznego dzięki maskowaniu się i manifestowaniu swojej tożsamości z grupą, narodem lub społeczeństwem. Natomiast naganne i szkodliwe jest naśladownictwo bezkrytyczne i bezrefleksyjne, tj. takie, które pospolicie nazywa się małpowaniem, a więc zwykłe małpowanie z różnych powodów i dla różnych celów, czasami ze szkodą dla siebie, czyli po prostu głupkowate. (Zob. W. S., Dyskurs z małpą - medytacje o człowieczeństwie, w: „SN”, Nr 10, 2012). Takie naśladownictwo mam na myśli, mówiąc o transformacji czekającej gatunek ludzki w istoty małpopodobne.
Ta transformacja dokonuje się za sprawą kultury wbrew naturze, a więc w sposób sztuczny. Zwyczajem małp przebywających wśród ludzi jest naśladowanie gestów i zachowań człowieka. W przeciwieństwie do ludzi, naśladują człowieka nie bezinteresownie, lecz w celu uzyskania czegoś od niego. Robią to wtedy, gdy mają jakiś interes w bezpośrednim kontakcie z człowiekiem, a więc sporadycznie i w warunkach lokalnych. Pod tym względem są one mądrzejsze od małpujących ludzi.
Natomiast ludzie małpują bezustannie, coraz bardziej na skalę globalną, często bezinteresownie (bo „tak się robi”) i prześcigają się w małpowaniu, przekraczając granice własnej głupoty.
Sztuczne małpowanie rozwija się również za sprawą elit rządzących, które starają się jak najbardziej ogłupić ludzi - masy poddanych i zniewolonych na różne sposoby - żeby zapewnić sobie niezakłócone panowanie w wyniku skutecznej manipulacji nimi w zależności od koniunktury.
Małpowanie jest prostą konsekwencją ogłupiania i postępuje proporcjonalnie do stopnia głupoty. Naśladuje się przede wszystkim tych, których uznaje się za idoli, a raczej tych, których mass media kreują na nich. Często są to osobnicy, których nie powinno się publicznie pokazywać z wielu względów, a tym bardziej zachęcać do naśladowania ich debilnych zachowań, fasonów, stylów bycia, ubiorów i wypowiedzi urągających przyzwoitości, dobrego smaku i zdrowego rozsądku.
Substytucja idoli
W różnych okresach historycznych i ustrojach kreowano idoli (bohaterów): np. w średniowieczu - rycerzy (ludzi honoru), w renesansie - ludzi wszechwiedzy (odkrywców i wynalazców), w pozytywizmie - ludzi czynu, w kapitalizmie - biznesmenów, w socjalizmie - ludzi pracy (robotników i inteligentów zwanych „bohaterami pracy socjalistycznej”). Zawsze byli to ludzie solidni, prawi i etycznie nienaganni. Po prostu, warto było ich naśladować.
W dzisiejszych czasach na idoli kreuje się na siłę niegodziwców i oszustów zamiast rycerzy, nieuków zamiast ludzi wykształconych, nierobów zamiast ludzi czynu, cwaniaków i obiboków zamiast ludzi pracy, aferzystów i złodziejów zamiast biznesmenów, miernoty i nieudaczników zamiast fachowców oraz wszelkiego sortu łotrów zamiast ludzi prawych i spolegliwych.
Jeśli masy małpują takie kreatury, głównie za sprawą skomercjalizowanych mass mediów, to chyba nie należy się dziwić temu, że w społeczeństwie zaczynają przeważać i nadawać ton różne indywidua wyzbyte wszelkich skrupułów obyczajowych, pseudoartyści, fałszywi prorocy, fanfaroni polityczni, pospolici cwaniacy i dorobkiewicze wzbogacający się w sposób nieuczciwy, dewianci oraz męty społeczne. A będzie ich coraz więcej i to oni, wraz z manipulantami oraz małpopodobnymi masami, będą kształtować wizerunek społeczeństwa i decydować o jego jakości na kolejnym cyklu filogenezy gatunku ludzkiego.
Powrót do stanu wyjściowego
Jeśli pojawi się kolejny mutant gatunku ludzkiego w nowym cyklu ewolucji gatunku ludzkiego w postaci jakiegoś postczłowieka, to najprawdopodobniej będzie nim nie tylko głupi naśladowca, ale wtórny niewolnik, barbarzyńca i dzikus. To przypuszczenie potwierdzają liczne oznaki neoniewolnictwa, powszechnego zdziczenia i obskuranctwa, obserwowane codziennie.
Kilka lat temu napisałem: "Typowymi zjawiskami dla barbarzyństwa są: agresja, bandytyzm, bestialstwo, wandalizm, bezduszność, bezprawie, bezwzględność, brak kultury i ogłady, brak litości, skrupułów, okrucieństwo, brutalizacja, chamstwo, chuligaństwo i różnego rodzaju akty przemocy i terroryzmu. Obserwacja życia społecznego i doniesienia mass mediów potwierdzają hipotezę o stałym nasilaniu się tych zjawisk w naszych czasach.
Z agresją ma się teraz stale do czynienia od najmłodszych lat w rodzinach, placówkach oświatowych i opiekuńczych, zakładach pracy i w różnych miejscach publicznych. Bezmyślnie niszczy się nie tylko środowisko, ale co popadnie: drzewa, ogrodzenia, budynki, znaki drogowe, wiaty przystankowe, kosze na śmieci oraz wnętrza tramwajów, autobusów i pociągów; a celuje w tym rozwydrzona, znudzona, bezmyślna i nieodpowiedzialna młodzież.
Rośnie liczba napadów zagrażających zdrowiu i życiu, nawet bez powodu - ot tak, dla rozrywki; charakteryzują się one coraz większą bezwzględnością, brutalnością, okrucieństwem i brakiem zmiłowania. Zachowania się ludzi w różnych sytuacjach coraz bardziej oddalają się od kulturalnych. Bezmyślne okrucieństwo dotyka nie tylko ludzi, ale także zwierzęta. Grubiaństwo, wulgarność i chamstwo jest tak nagminne, że nie zwraca się na nie uwagi; stały się one jakby signum temporis, kanonem mody i normą społeczną". (W. S., Globalne dziczenie, w: „SN”, Nr 10, 2015).
Te cechy barbarzyństwa posiadają i manifestują ludzie niezależnie od ich pochodzenia, wykształcenia i pozycji społecznej.
Tak oto ewolucja człowieka zmierza do odrodzenia się starożytnego człowieka-barbarzyńcy, głupiego naśladowcy i istoty małpopodobnej. Możliwe, że taki mutant okaże się najlepiej przystosowanym do życia w przyszłym środowisku zdegradowanym przez postęp cywilizacji zachodniej - zdigitalizowanym, stechnicyzowanym oraz pełnym sztuczności i irracjonalności – i to on pozwoli jeszcze jakiś czas przetrwać gatunkowi ludzkiemu, przynajmniej do kolejnego momentu przełomowego.
Wiesław Sztumski
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1864
W państwach, oprócz legalnie wybranych władz, funkcjonują mafie, grupy lożopodobne, „układy”, „sieci”, podziemia, grupy nacisku (lobbyści) i inne nieformalne lub niejawne organizacje wyznaniowe i świeckie. Uzupełniają one jakby władzę oficjalną, stawiają się ponad nią, zazwyczaj kontrolują ją z ukrycia i dyktują, co ma robić, jakie prawa stanowić, na co wydawać pieniądze państwowe i komu przyznawać różne przywileje.
Od niedawna coraz większy wpływ na władze formalne wywierają też grupy, w większości nieformalne, działające jawnie. Są to coraz liczniejsze społeczności ludzi rozwydrzonych, roszczeniowych i szantażystów. Do tych ostatnich należą też terroryści, którzy są świetnie zorganizowani i zmilitaryzowani, a nawet utworzyli własne państwo aspirujące do sprawowania rządów nad światem.
Rozwydrzeni
Jedną z konsekwencji demokracji liberalnej rozumianej jako ustrój umożliwiający maksymalizację wolności, jest to, że ludzie coraz częściej pozwalają sobie manifestować ją w aktach samowoli. Czują się przy tym bezkarni, ponieważ prawo jest zbyt liberalne, wychowanie staje się coraz bardziej „bezstresowe”, tj. likwidujące rygory, a działania organów wymiaru sprawiedliwości nie nadążają za wzrostem przestępczości i są ograniczane przez różne ruchy „obrońców praw człowieka”. To wszystko sprawia, że rozwija się coraz większe rozwydrzenie społeczne.
Jednej z jego przyczyn upatruje się w niedostosowaniu społecznym, biorącym się z nieumiejętności dostosowania swoich ambicji, potrzeb i działań do możliwości wynikających z pozycji społecznej, do roli pełnionej w nim oraz do obowiązujących norm i zachowań. Drugą przyczynę stanowią cechy charakterologiczne i osobowościowe. U podstaw obu przyczyn leży przesadnie liberalne wychowanie, czynniki środowiskowe (społeczne) i warunki życia oraz brak chęci dostosowania się jednostek do ogółu. Innymi słowy, winy narastającego rozwydrzenia należy upatrywać tak w ustroju społecznym jak i w ludziach.
Rozwydrzenie jest formą protestu lub buntu przeciwko czemuś, głównie przeciw rygorom narzucanym z zewnątrz. Przejawia się ono w niezwykle swobodnym zachowywaniu się, biorącym się z braku hamulców i skrupułów moralnych oraz braku poszanowania ładu społecznego i uwzględniania interesów innych ludzi. A u jego podstaw leży wygórowany egocentryzm jednostek (egoszowinizm) – troska wyłącznie o interesy własne lub grup (partii), z którymi jednostki się utożsamiają. Rozwydrzenie społeczne narasta i szerzy się proporcjonalnie do rozwoju demokracji neoliberalnej, stopnia bezkarności i tolerowania jej ze strony innych ludzi.
Z jednej strony, regulacje prawne, podporządkowane nakazowi poszanowania godności i osoby ludzkiej, paraliżują działania służb powołanych do przestrzegania ładu społecznego, a z drugiej strony, hasło miłości bliźniego przyczynia się do litości nad tymi, którzy naruszają ład, a w konsekwencji – do akceptacji zaistniałych sytuacji rozwydrzenia.
Po pierwsze, bierze się to ze źle pojmowanej równości, jakoby w demokracji wszyscy byli równi, co jest jawnym fałszem, ponieważ są równi i równiejsi. (Jeśli są równi, to wobec prawa, chociaż też są coraz częstsze odstępstwa od tego - świadczy o tym chociażby ostatni przykład sędziego, który najzwyczajniej ukradł pieniądze w sklepie, ale sąd uniewinnił go, bo uznał, że nie ukradł, lecz „zabrał pieniądze przez roztargnienie”. Kuriozalnym przykładem jest też uniewinnienie pijanego syna prezydenta, bo sąd uznał, że nie był pijany, tylko znajdował się w stanie „pomroczności jasnej”).
A po drugie, ze źle rozumianej godności; nie każdy zasługuje na miano człowieka godnego. Przecież godność nie jest cechą wrodzoną, lecz nabywaną w trakcie życia, dzięki godziwym uczynkom i zachowaniom. Niestety, coraz więcej niegodziwców spotyka się w swoim otoczeniu. Propagacja rozwydrzenia grupowego (społecznego) jest na rękę różnym ruchom (partiom) opozycyjnym i anarchistycznym, żądnym zmian istniejącego ładu, ustroju, albo rządu, by ich przywódcy i aktywiści mogli dojść do władzy i przysłowiowego koryta. Są oni bezradni i bezsilni, ponieważ zazwyczaj brak im siły (potencjału politycznego) i przebicia społecznego.
Dlatego instrumentalnie wykorzystują rozwydrzonych, którzy są na tyle głupi, że nie wiedzą o tym i naiwnie ufają manipulantom oraz graczom politycznym - wierzą, że obiecywane „dobre zmiany” zmienią ich życie na lepsze jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozczarowują się za późno, kiedy nie da się już cofnąć dokonanych („dobrych”) zmian, ani zaistniałej sytuacji politycznej. Ogłupiałym społeczeństwem rządzą głupi władcy, satrapy albo - posługując się terminologią Carlo Cippoli – „bandyci”, którzy żerują na naiwności rozwydrzonych. („Bandyta” to człowiek, który dąży do władzy wszelkimi sposobami, również per fas et nefas, by sam mógł odnosić z tego korzyści i nie dzielić się nimi z innymi ludźmi).
Rozwydrzeni są przydatni i władzy, i opozycji. Władzy, bo dzięki nim łatwo dzielić społeczeństwo i rządzić w myśl zasady „dziel i rządź”, a opozycji, żeby dać znać o swoim istnieniu i ewentualnie ugrać coś dla siebie, tzn. zbić kapitał polityczny. O ile można sobie jakoś stosukowo łatwo poradzić z rozwydrzonymi dziećmi za pomocą łagodnej perswazji albo drastycznego wymierzenia klapsa, to sprawa wcale nie jest taka prosta z rozwydrzonym tłumem dorosłych. Rozprawić się z nim można poprzez użycie metod siłowych, które nie są dobrze widziane w demokracji. A zatem, rządzący i opozycja znajdują się sytuacji klinczu („złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”), z którego nie udaje się znaleźć sensownego wyjścia.
Roszczeniowcy
Z jednej strony, do kształtowania i szerzenia się postaw roszczeniowych przyczyniają się hasła populistyczne głoszone przez różne partie i rządy w celu pozyskiwania dla siebie elektoratu i akceptacji społecznej. Efektem prób realizacji tych haseł - dawniej w ustrojach socjalistycznych, a obecnie w demokratycznych, rządzonych przez tzw. lewicę - jest nie tyle polepszenie doli ludu, tzn. ubogich, bezradnych lub niezadowolonych, co wzrost roszczeniowości.
Z drugiej strony, do propagacji takich postaw przyczynia się przyspieszony rozwój społeczeństwa konsumpcyjnego wskutek odpowiednich manipulacji dokonywanych za pomocą oddziaływań na świadomość i podświadomość, triki handlowe i reklamy (głównie telewizyjne), które wpływają na szerzenie się postaw konsumpcyjnych. Chodzi o to, by wzrosła konsumpcja wszelkich dóbr, a w szczególności dóbr jednorazowego, albo krótkotrwałego użytku (modnych i ekstrawaganckich), ponieważ to napędza produkcję i wzrost gospodarczy.
Posiadanie takich dóbr rzekomo nobilituje i stwarza pozory awansu społecznego i utożsamiania się z wyższymi warstwami społecznymi, przede wszystkim z tzw. celebrytami - wzorcami dla biednych i głupich. Biedota i niższe warstwy społeczne łudzą się, że posiadanie drogich i modnych gadżetów automatycznie czyni z nich jednostki elitarne, powszechnie podziwiane i godne naśladowania oraz posiadające prestiż i zrównuje je z nimi. W rzeczywistości elity oceniają takich ludzi jako głupców, którzy dali się nabrać oszustom i cieszą się jak dzieci z posiadania zabawek.
O ile postawy roszczeniowe można tolerować u dzieci, bo nie szkodzą społeczeństwu, to nie powinno się ich akceptować u ludzi dorosłych, którzy w wyniku infantylizacji w ciągu całego życia zachowują się jak dzieci, gdyż ich postawy roszczeniowe rodzą wciąż ostrzejsze konflikty, stresy, rozczarowania itp. negatywne zjawiska. A ponadto - co też ważne - szkodzą im samym, ponieważ chcąc kupować drogie „zabawki”, albo pracują ponad siły i w coraz szybszym tempie, często ponad realne możliwości swojego organizmu, co kończy się chorobą, albo kupują je na kredyt, którego nie są w stanie spłacić i bankrutują, bądź popadają w ubóstwo.
Powszechna infantylizacja, która objawia się chęcią posiadania modnych zabawek dla dorosłych (gadżetów) i postępuje proporcjonalnie do dojrzewania społeczeństwa konsumpcyjnego, jest siłą napędową gospodarki i to jest chyba jedyną jej zaletą.
Ale jakim kosztem odbywa się ten wzrost gospodarczy i jak długo będzie trwać? Przecież kiedyś musi osiągnąć wartość krytyczną. A co stanie się potem, nie wiadomo, ponieważ myślenie ekonomistów nie jest futurystyczne - jest ukierunkowane głównie na rozwiązywanie w najprostszy sposób problemów bieżących, a nie tych, które pojawią się w odległej przyszłości. Czy naprawdę ekonomiści nie potrafią znaleźć innego sposobu na wzrost gospodarczy i czy nie powinno się go przyhamować lub spowolnić zgodnie z ideą rozwoju zrównoważonego albo odpowiedzialnego?
Wzrost postaw roszczeniowych skutkuje rozczarowaniami coraz większymi i częstszymi, a w konsekwencji stresami i depresjami, które dotykają coraz więcej ludzi. Bowiem roszczeniowość nie jest już zjawiskiem jednostkowym ani sporadycznym, lecz regularnym i masowym, ponieważ obejmuje niemal wszystkie grupy zawodowe z osobna, a nawet wiele z nich na raz. Swoje niezadowolenie manifestują one w różnych formach protestów i strajków lokalnych, ostrzegawczych, albo głodowych. Jednak najostrzejszym i najdotkliwszym dla społeczeństwa i władzy jest strajk generalny, który ogarnia cały kraj, a przynajmniej wszystkie ważniejsze ośrodki przemysłowe i dziedziny usług, zakłóca prawidłowe funkcjonowanie państwa i w skrajnym przypadku powoduje paraliż władzy.
Władze, chcąc przywrócić ład lub uniknąć strat, godzą się w wyniku negocjacji na kompromis i w jakimś stopniu zaspokajają w miarę swych możliwości żądania roszczeniowców, nieraz wbrew poczuciu sprawiedliwości i ze szkodą dla innych grup zawodowych i ogółu społeczeństwa. Im słabsza i bardziej „demokratyczna” (populistyczna) jest władza, tym częściej i bardziej idzie na ustępstwa pod naciskiem roszczeniowców. Tym samym niejako zachęca ich do kolejnych roszczeń. Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, a im ktoś więcej dostaje, tym więcej chce mieć. W konsekwencji postępuje niepohamowane potęgowanie się roszczeń i ustępstw, co grozi bankructwem państwa. Nie tak dawno miało ono miejsce w kilku krajach.
Szantażyści
W efekcie eskalacji rozwydrzenia i roszczeniowości, spośród ludzi wyjątkowo rozwydrzonych i roszczeniowych wyłaniają się ekstremiści w postaci różnych grup szantażystów. Domagają się oni różnych przywilejów, przede wszystkim płacowych, gdyż z pozycji skrajnego egoizmu i pychy wydaje im się, jakoby byli niezastąpieni i z tej racji wszyscy powinni padać im do nóg i realizować ich żądania (w wielu przypadkach mocno wygórowane i bezzasadne). Nie obchodzi ich to, że spełnienie tych żądań musi dokonywać się na koszt innych grup i krzywdzi resztę społeczeństwa. Szantażują władze i społeczeństwo, bo demokracja, którą kojarzą z samowolą, pozwala im na to, a ugrupowania opozycyjne i populiści wspierają ich. Przecież im gorzej dzieje w państwie i im więcej buntów, tym lepiej dla opozycji.
Szczególnym przypadkiem szantażu jest terroryzm polityczny. Terroryści stanowią specyficzne i ekstremalnie agresywne ugrupowanie szantażystów, którzy również chcą wymusić na rządach spełnienie swych roszczeń przez zastraszanie, ale nie tyle władców, co społeczeństwa. Różnią się od zwykłych szantażystów tym, że są uzbrojeni i działają skrycie, znienacka i nieprzewidywalnie, a ich akcje nie są wymierzone bezpośrednio w rządy, tylko w przypadkowo zgromadzonych ludzi w miejscach publicznych w celu zadania im jak największych strat – zabitych i rannych. Różni ich też od pospolitych szantażystów to, że dokonują aktów terrorystycznych poświęcając własne życie. Jest to czymś więcej od głodówki, która z reguły nie kończy się śmiercią.
Na koniec
1. Do najbardziej rozwydrzonych osobników należą zauroczeni (raczej ogłupieni) ideologią konsumpcjonizmu celebryci, nowobogaccy oraz ludzie, którzy obojętnie jak dorwali się do władzy i chcą odnosić maksymalne korzyści z tego w czasie sprawowania władzy. Do roszczeniowców należą głównie przedstawiciele tych zawodów, którzy najbardziej przyczyniają się do wzrostu dochodu narodowego i które na gruncie anachronicznego pojęcia pracy (pracuje, kto się najbardziej narobi, czyli zmęczy wysiłkiem cielesnym) wciąż jeszcze są specjalnie uprzywilejowani. Należą do nich w szczególności górnicy, których promował zwłaszcza poprzedni ustrój. A szantażyści rekrutują się przede wszystkim spośród rozwydrzonych i roszczeniowców, którzy działają przez zastraszanie.
2. Zjawiska rozwydrzenia, roszczeniowości i szantażu występują nie tylko w poszczególnych krajach, ale w skali międzynarodowej. Przykładem są choćby pseudouchodźcy. W większości są to ludzie młodzi, pełni sił, zdolni do pracy i niezagrożeni bezpośrednio działaniami wojennymi, ani prześladowaniem politycznym lub wyznaniowym. Wykorzystują konflikty zbrojne w swoich krajach lub w sąsiednich, albo nawet bardziej oddalonych, żeby podszyć się pod kategorię uchodźców lub emigrantów i w pełni korzystać z przysługujących im praw, przede wszystkim do życia za darmo (za zasiłki) w dobrobycie wypracowanym z wielkim trudem i kosztem wielu wyrzeczeń przez społeczeństwa tubylcze w krajach przyjmujących.
Znaczna większość z nich wcale nie chce integrować się ze społeczeństwami krajów, do których uciekają, w szczególności podporządkować się obowiązującym obyczajom, normom kulturowym i regulacjom prawnym. Jako nieznaczna mniejszość, ale hałaśliwa i fanatyczna, usiłują narzucać swoje normy obyczajowe, religijne i prawne, bardzo dalekie od tradycyjnych norm respektowanych w krajach przyjmujących. Jest to swoista dyktatura mniejszości etnicznych. Takie zachowanie rodzi uzasadniony bunt i awersję w stosunku do nich oraz sprzeciwianie się dalszemu przyjmowaniu ich. Brak wyjaśnienia, jakie realne i wymierne korzyści, głównie ekonomiczne, poza możliwością realizacji chrześcijańskiej filantropijnej zasady miłości bliźniego (tylko, dlaczego asymetrycznej, bo działającej w jedną stronę?) daje masowa imigracja takich osobników, która generuje ksenofobię i umacnia ją.
3. Rozwydrzeni, roszczeniowcy i szantażyści przejęli rolę elit w społeczeństwie i spychają je na margines. W wyniku wymuszania zmian tradycyjnych wzorców myślenia, zachowań i postaw modyfikują istniejący ład na swoją korzyść, albo burzą go. Elity, które zresztą ulegają przyspieszonemu procesowi degrengolady z różnych przyczyn, kierując się wygodnictwem i konformizmem, stosunkowo łatwo godzą się ze stopniową utratą wiodącej roli.
4. Władze i społeczeństwo nie powinny dawać się zastraszać przez coraz bardziej rozwydrzonych i roszczeniowych szantażystów. Trzeba położyć kres ich niekończącym się wygórowanym żądaniom. Ich groźby, chociaż efektowne, zwłaszcza w obiektywach kamer telewizyjnych, są w wielu przypadkach niepoważne i nierealne, jak np. szantaż lekarzy-rezydentów. Straszenie, że wszyscy lekarze wyjadą za granicę i nas nie będzie miał kto leczyć jest tak samo realistyczne, jak to, że wszyscy Polacy przestaną kupować masło, żeby wymusić obniżkę jego ceny.
A swoją drogą, co stoi na przeszkodzie, aby uzależnić (w formie umowy zawieranej przez studenta z uczelnią) możliwość bezpłatnego kształcenia się w państwowych uczelniach medycznych i zdawania egzaminu państwowego na lekarza od odpracowania w Polsce kilku lat po uzyskaniu dyplomu? Można to zastosować również do przedstawicieli innych deficytowych zawodów.
Wiesław Sztumski
* Ostatnio, w raporcie policji holenderskiej stwierdzono, że Holandia stała się „narkopaństwem”. (Holandia zaczyna przypominać „narkopaństwo”, a funkcjonariusze służb bezpieczeństwa nie mają wystarczających środków, by walczyć ze zorganizowanymi grupami przestępczymi – ostrzegł związek zawodowy holenderskiej policji” - https://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/holandia-ma-problem-z-przestepcami-policjanci-mowia-o-narkopanstwie,816830.html; 21.02.2018)
Rządzą tam gangi narkotykowe i policja jest bezradna w stosunku do nich. Trzeba zwiększyć liczbę policjantów o 2000 osób. To niczego nie da, bo liczba przestępców będzie wciąż większa od liczby policjantów. A odwrócenie tej proporcji jest nieprawdopodobne.
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 2410
Organizacja, porządek i ład są czynnikami, które umacniają strukturę systemu społecznego i czynią go bardziej stabilnym i odpornym na perturbacje.
Słowo „organizacja” można rozumieć na trzy sposoby: w znaczeniu rzeczownikowym (rzeczowym), czasownikowym (czynnościowym), lub przymiotnikowym (atrybutywnym), które można traktować łącznie, albo rozdzielnie. Mówiąc „organizacja”, ma się na myśli proces organizowania się albo jego rezultat, albo jedno z drugim.
Organizowanie, które polega na nadawaniu czemuś jakiejś struktury, nie jest tym samym, co strukturyzacja, która polega na podziale czegoś na podzbiory, niekoniecznie zorganizowane (na przykład jedną z form strukturyzacji społeczeństwa jest jego podział na warstwy, klasy, grupy zawodowe, itp.)
Na strukturę składa się mnogość zależności, relacji, związków i interakcji między elementami obiektu oraz sposób ich kompozycji, konfiguracji i uporządkowania. Można ją zmieniać, ale tylko tak, by nie naruszyć jego tożsamości, by nie doprowadzić do jego całkowitego demontażu. Ustalona struktura ogranicza różnorodność interakcji między elementami do tych, które jej nie burzą. W ten sposób jakby narzuca porządek panujący wewnątrz obiektu i jest gwarantem tego porządku.
Od struktury zależy trwałość obiektu. Im gęstsza i spójniejsza jest struktura oraz im mocniejsze są relacje porządkujące między elementami, tym odporniejszy jest obiekt na zagrożenia zewnętrzne.
Ład oznacza harmonijny układ czegoś. Kojarzy się zazwyczaj z harmonią, zgodnością (konsensusem społecznym) i równowagą. Różni się od porządku tym, że porządek może być i często bywa narzucony (przymusowy) z zewnątrz, formalny, czyli skodyfikowany, na przykład za pomocą regulaminów.
Porządku musi się przestrzegać, ponieważ za jego naruszenie grozi kara. Natomiast ład jest porządkiem, na który ludzie godzą się bez jakiegokolwiek nacisku czy groźby, z samego zamiłowania do porządku.
W systemie społecznym może panować porządek, ale to jeszcze nie zapewnia mu równowagi, spójności czy harmonijnych relacji międzyludzkich, jeśli brakuje przyzwolenia na ten porządek ze strony ludzi. Równowagę i spójność zapewnia ład społeczny. Ład bierze się z wewnętrznej potrzeby porządku (imperatywu moralnego) i z dobrowolnego podporządkowania się regułom i standardom porządkującym życie.
A więc ład jest czymś więcej niż porządek – jest porządkiem biorącym się z wewnętrznej potrzeby, porządkiem ustanowionym nieformalnie. Organizacja, porządek i ład są czynnikami, które umacniają strukturę systemu społecznego i czynią go bardziej stabilnym i odpornym na perturbacje.
Organizowanie się społeczeństwa
Ludzie zawsze musieli organizować się w celu osiągnięcia tego, co wymagało działań zespolonych – począwszy od najprostszych i lokalnych wspólnot aż po najbardziej złożone i globalne: rodziny, plemiona, zespoły, grupy zawodowe, wspólnoty religijne, narody i społeczeństwa.
Życie rodzi wciąż nowe potrzeby i stawia coraz trudniejsze wyzwania. Nie da się im sprostać inaczej, jak poprzez doskonalenie organizacji życia społecznego w różnych sferach: pracy, handlu, zarządzaniu, itd. (Dziś także największy kłopot sprawia dobre zarządzanie, mimo wykorzystywania najnowszych osiągnięć techniki i nauki.
Bez sprawnej organizacji i dobrego managementu niczego nie da się osiągnąć w zadowalającym stopniu. Trzeba umieć organizować sobie wszystko: pracę, czas wolny, naukę, wypoczynek, gospodarkę, zakupy, finanse i dobrze tym zarządzać). Rodzina
Zazwyczaj im mniejsza liczebność wspólnoty, tym łatwiej, lepiej i na dłuższy czas można ją zorganizować. Toteż najlepiej były zorganizowane najmniejsze grupy społeczne jakimi są np. rodziny - ze względu na zajmowane terytorium i liczebność. Do dziś uchodzą one za podstawowe i najstabilniejsze komórki społeczne, z których zbudowana jest tkanka społeczna i na których wspierają się systemy społeczne. Od ich trwałości zależy stabilność całych społeczeństw oraz narodów.
Jednak od pewnego czasu, pod wpływem przemian cywilizacyjnych i kulturowych, jakie towarzyszą skumulowanym procesom globalizacji, zaczęła postępować erozja rodziny. W cywilizacji zachodniej tradycyjny model rodziny, u którego podstaw leży sakramentalne małżeństwo heteroseksualne, ukształtował się głównie pod wpływem chrześcijaństwa. Teraz stopniowo ustępuje on miejsca nowemu modelowi, u którego podstaw leżą małżeństwa homoseksualne, nieformalne i niesakramentalne, jak na przykład związki partnerskie.
Dawne funkcje rodziny i jej struktura zmieniają się - jedne funkcje zanikają (są na przykład przejmowane przez państwo), inne powstają. Czy ten nowy model rodziny i nowe jej funkcje okażą się lepsze, o tym nikt dzisiaj nie wie; życie pokaże. Być może są konieczną reakcja na nowe warunki życia i zapewniają lepsze możliwości przystosowania się do nich teraz i w przyszłości.
Na razie napawa to lękiem, jak wszystko, co nieznane. Formowaniu się nowego modelu rodziny towarzyszy obawa o destrukcję tradycyjnej, wciąż uznawanej za fundament, na którym wznoszą się systemy społeczne i - w konsekwencji - o destrukcję utrwalonego ładu społecznego, który dotychczas gwarantował szanse przeżycia.
Dlatego trudno dziwić się konserwatystom i duchowieństwu chrześcijańskiemu, że przeciwstawiają się nowemu modelowi rodziny i bronią przed „atakami” rodzinę rozumianą tradycyjnie. Wydaje się im, że jakieś siły społeczne - ideologie oraz układy polityczne - celowo niszczą rodzinę tradycyjną. Nie dopuszczają myśli, ( bo może z różnych względów jest im tak wygodnie), że to nie dzieje się w wyniku zaprogramowanego spisku, lecz czynników obiektywnych - postępu cywilizacyjnego i prawidłowości ewolucji społecznej oraz rewolucji kulturowej – wynikających z globalizacji.
Walka z postępem i prawidłowościami ewolucji jest równie skuteczna, jak przysłowiowa walka z wiatrakami. Jakkolwiek nie ma pewności, czy stary ład społeczny sprawdzi się w przyszłości, to z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że raczej nie. Bowiem każda epoka czy faza ewolucji społecznej tworzy nowy porządek i ład społeczny, gdyż stary okazuje się archaiczny, nieodpowiedni oraz nieefektywny – nie pomaga dalszej ewolucji społecznej ani postępowi cywilizacyjnemu, lecz przeszkadza. Następstwo faz ewolucji społecznej idzie w parze z sekwencją ładów społecznych.
Wspólnoty Historycznie struktury społeczne stawały się coraz bardziej złożone, a wspólnoty, społeczeństwa, narody i państwa – coraz lepiej zorganizowane.
Proporcjonalnie wzrastał też porządek społeczny. To skutkowało również pewnymi wynaturzeniami w postaci przeorganizowania (np. w ustrojach dyktatorskich i totalitarnych), które chyba jest gorsze od niedostatecznego zorganizowania. Na szczęście, te odchyłki były stosukowo krótkotrwałe i po pewnym czasie takie wynaturzone systemy społeczne powracały na normalną drogę rozwoju porządku i ładu.
W krajach wysoko rozwiniętych organizowano się szybciej i lepiej, do czego zmuszał postęp techniki i rozwój gospodarki, który zresztą zawdzięczano coraz sprawniejszej organizacji oraz lepszemu porządkowi społecznemu. Tam też w ramach panującego ustroju demokratycznego, jak się wydaje, osiąga się zgodnie z zasadą akceleracji w coraz szybszym tempie pewien pułap organizacji, porządku i ładu.
Z pewnością tak samo wysoki stopień organizacji i porządku osiągną również pozostałe kraje w wyniku procesów globalizacyjnych, zmierzających do wyrównywania poziomów rozwoju technicznego i gospodarczego wszystkich krajów świata. Przekroczenie maksymalnego stopnia organizacji skutkuje przeorganizowaniem systemu społecznego wraz z wszystkimi negatywnymi skutkami społecznymi tego zjawiska i generuje chaos.
Systemy społeczne w ustrojach niedemokratycznych rozwijały się z tendencją do stawania się coraz silniej zdeterminowanymi. Dlatego organizowały się bardziej w pionie niż w poziomie. Najpierw tworzono struktury hierarchiczne we wspólnotach zarządzanych centralistycznie: rodzinach, plemionach, księstwach, monarchiach, dyktaturach i dotychczasowych demokracjach. Panujące w nich porządki społeczne układały się w piramidy budowane na podporządkowaniu się podwładnych (jednostek, grup i instytucji) swoim przełożonym.
Tylko w niewielkim stopniu rozbudowywały się struktury poziome
, ufundowane na współzależnościach.Miały one niewielki wpływ na systemy społeczne, a ich rola sprowadzała się raczej do wspomagania struktur pionowych. Na przykład, w demokracji socjalistycznej, obok partii rządzącej - zgodnie z zasadą centralizmu demokratycznego (hierarchicznie) - funkcjonowały inne partie, stronnictwa, związki i towarzystwa, które faktycznie nie rządziły, lecz pomagały partii rządzącej dzięki temu, że były jej „przedłużeniami” do mas społecznych (często o odmiennych poglądach politycznych i światopoglądach) i skwapliwie wykonywały jej polecenia.
Od niedawna, w wyniku rozwoju demokracji liberalnej, systemy społeczne stają się coraz słabiej zdeterminowane, ponieważ gwarantują większy stopień wolności. W związku z tym i pod wpływem innych czynników, głównie ekonomicznych, przeważa tendencja ewolucji społecznej do decentralizacji w sferze zarządzania jako sprzeciw wobec wcześniejszej tendencji do koncentracji władzy. Polega ona na przenoszeniu ośrodków decyzyjnych na coraz niższe szczeble władzy.
Jednocześnie, proporcjonalnie do rozwoju neoliberalizmu, zgodnie z zasadami rozpraszania, albo pomocniczości, pojawia się coraz więcej alternatywnych, rozproszonych czy równoległych ośrodków władzy i poziomych struktur zarządzania. Takie struktury występują nie tylko w domenie władzy i zarządzania, ale też w innych domenach: w różnych infrastrukturach przestrzeni społecznej, np.
w urbanistyce (rozproszone centra handlowe i usługowe zamiast jednego city),
w strategii wojennej (liczne ataki flankowe i organizowanie wielu lokalnych „kotłów” zamiast jednego skoncentrowanego natarcia frontalnego, albo - w przypadku terrorystów - skryte zamachy rozproszone zamiast jawnych i skoncentrowanych działań wojennych przeciwko jakiemuś państwu), a nawet
w sztuce (monolityczną kompozycję lub konstrukcję, mającą na celu koncentrację uwagi widza na centralnym punkcie dzieła, zastępuje się agregatem elementów rozgałęziających się horyzontalnie w wielu kierunkach, co powoduje rozproszenie jego uwagi),
w etyce (hierarchię wartości w etyce tradycyjnej zastępuje ich równorzędność w etyce relatywistycznej) i
w filozofii (uporządkowane hierarchicznie systemy filozoficzne zastępuje się postmodernistycznymi systemami nieuporządkowanymi).
O ile struktury pionowe tworzą organizację opartą na porządku wyróżniającym jakiś jeden kierunek, to struktury poziome, alternatywne i rozproszone tworzą rodzaj organizacji niewyróżniającej żadnego kierunku.
Organizacja w poziomie tworzy porządek wywodzący się z relacji bycia i funkcjonowania „obok siebie”. Inaczej mówiąc, elementy struktur poziomych mogą istnieć i działać niezależnie od siebie - każdy dla swojego dobra - i niekoniecznie łączyć się we współdziałaniu dla dobra wspólnego. Im mniej jest elementów struktur poziomych, tym łatwiej ze sobą współpracują, a im jest ich więcej, tym bardziej działają w pojedynkę, ponieważ konkurują ze sobą.
Walka konkurencyjna stanowi przeszkodę w łączeniu się dla dobra wspólnego. W ostatecznym rachunku, organizacja pozioma powoduje rozluźnienie porządku społecznego narzucanego przez organizację pionową i osłabia ją.
W przestrzeni społecznej, w której już znacznie osłabiona została organizacja pionowa wraz z właściwym jej starym porządkiem hierarchicznym i jeszcze nie zdążyła się uformować w pełni organizacja pozioma i nowy porządek, panuje dezintegracja, bezład i chaos. Prawdopodobnie organizacja pozioma nie jest zdolna do stworzenia tak rygorystycznego porządku, jak organizacja pionowa.
Jeśli więc w warunkach silnie zliberalizowanej demokracji postępuje stopniowe zastępowanie organizacji pionowej przez poziomą, to systemy społeczne będą coraz słabiej zdeterminowane i staną się bardziej chaotyczne.
Od hierarchii do anarchii
Ewolucja ustroju demokratycznego zmierza do wzrostu uczestnictwa w rządzeniu jak największej liczby ludzi. W efekcie zaciera się stopniowo granica między rządzącymi a rządzonymi. Następuje to między innymi w wyniku rozbudowy poziomych struktur władzy i wzrostu ich znaczenia w życiu społeczeństwa i państwa kosztem atrofii pionowych struktur i spadku ich roli w rządzeniu. W coraz bardziej złożonym społeczeństwie i państwie w wyniku postępu cywilizacyjnego coraz trudniej jest sprawować władzę centralnym ośrodkom decyzyjnym. Na pewnym etapie staje się to niewydolne, albo wręcz niemożliwe. W związku z tym, władze (organizacje) centralne tworzą władze (organizacje) poziome, które pomagają im lub wyręczają je w rządzeniu i przejmują odpowiedzialność za niepowodzenia. A jednocześnie dają satysfakcję większej liczbie ludzi z faktycznego lub iluzorycznego uczestnictwa w sprawowaniu władzy. Władze centralne mogą kontrolować i ograniczać władze poziome tak długo, dopóki jest ich niewiele. Jednak po przekroczeniu pewnego pułapu nie są już zdolne do tego i muszą oddać całe rządy w ręce władz poziomych. Dlatego, chcąc panować autorytarnie, niechętnie zgadzają się na tworzenie władz poziomych, równoległych i na dzielenie się z nimi władzą.
Ale faktycznie nie mogą temu przeciwdziałać. Mają do wyboru: albo zlikwidować demokrację i zastąpić ją dyktaturą - co nie jest akceptowane przez współczesne społeczeństwa - albo poddać się prawidłowości ewolucji ustroju demokratycznego i samobójczo przekazać władzę organizacjom poziomym. W transformacji władz pionowych w poziome tkwi więc niebezpieczeństwo dezorganizacji struktury społecznej: im więcej rządów równoległych, tym mniej porządku. Systemy, w których nie ma porządku są jednak nieprzewidywalne i to tym bardziej, im mniej są uporządkowane. A nieprzewidywalne zachowania systemu społecznego to symptom chaosu, który nasila się proporcjonalnie do zakłócenia porządku i ładu społecznego. Prawidłowością ewolucji systemów demokratycznych w wersji neoliberalnej jest przekształcanie się ich w systemy chaotyczne proporcjonalnie do wzrostu stopnia demokracji lub wolności i wzrostu odpowiedzialności zbiorowej w wyniku przejmowania władzy przez coraz liczniejsze struktury poziome. Narastaniu chaosu społecznego w naszych czasach sprzyjają różne czynniki demograficzne, ale chyba najbardziej migracja ludności, która dokonuje się na skalę globalną. Rozmaite grupy etniczne przemieszczają się, a ostatnio dosłownie najeżdżają przede wszystkim bogate kraje z różnych powodów, ale przede wszystkim ekonomicznych i osiedlają się w nich na stałe.
Ci przybysze wcale nie chcą dostosować się do porządków społecznych panujących w krajach osiedlenia się, lecz usiłują narzucać tubylcom swoje porządki oraz zwyczaje wywodzące się z innych kultur, wierzeń i systemów wartości. (Dawniej imigranci musieli adaptować się do porządku uznawanego przez tubylców, być może dlatego, że było ich o wiele mniej niż teraz i byli pod ściślejszą kontrolą.)
Nie ma dla nich wspólnego mianownika. W związku z tym nie ma mowy o mieszaniu się, a tym bardziej o integracji kultur, czy grup przybyszów z tubylcami. W rezultacie żyją oni obok siebie, chociaż na wspólnym terytorium. Tworzą się enklawy etniczne: hermetyczne dzielnice i osiedla, jak np. China town, türkische Wohnviertel, Jackowo, itp. Jednorodne skupiska ludzi - miasta - w których panował określony porządek respektowany przez wszystkich, przekształcają się w agregaty grup etnicznych - jakby zbiorowiska hord - uznających własne, często sprzeczne ze sobą, porządki. To rodzi w sposób naturalny ksenofobię i postawy skrajnie nacjonalistyczne, nie mające nic wspólnego z zasadami demokracji. Oprócz tego, wiele grup społecznych w miastach dobrowolnie izoluje się. Są to grupy górujące nad innymi ze względu na stan posiadania, albo snobistycznie uznające się za wyższe czy „elitarne” z innych przyczyn. Wskutek tego homogeniczne skupiska ludzkie przekształcają się w heteronomiczne, a miasta stają się agregatami ekskluzywnych osiedli grodzonych i strzeżonych przez kamery i strażników, blokowisk, wydzielonych kwartałów etnicznych, dzielnic mieszkań komunalnych, rewirów biedoty i slumsów. W ten sposób nie tylko w miastach, lecz w całym kraju tworzą się społeczności równoległe i oderwane od siebie. Zajmują się one własnymi sprawami, żyją według swoich norm obyczajowych i standardów, nie rozumieją się i nie kontaktują ze sobą. W każdej z nich panują inne porządki. Tylko sporadycznie i krótkotrwale w sytuacjach kryzysowych albo wyjątkowo ważnych dla całego społeczeństwa lub państwa przełamują bariery dzielące je i działają zespołowo. Do tego dochodzi jeszcze indywidualizacja jednostek w obrębie społeczności równoległych, granicząca często z egoizmem. Mnożenie się społeczności równoległych skutkuje narastaniem chaosu w całym społeczeństwie, czemu sprzyja wzrost indywidualizmu i atomizacja. Chaos wywołuje nieuchronnie destrukcję porządku i ładu społecznego w obrębie narodu i państwa oraz przyczynia się do rozpadu struktur społecznych.
Trudno jest przeciwstawić się tendencji ewolucji społecznej do chaosu i destrukcji porządku społecznego i spowodować jej odwrócenie ku lepszej organizacji systemów społecznych - chociaż mogłoby się wydawać, że sprzyjać temu powinien przyspieszony przyrost populacji świata i szybko rosnące zagrożenia pochodzące z coraz bardziej degradowanego środowiska. Możliwe, że w przyszłości chaos i zbiorowisko hord staną się bardziej przydatną formą organizacji społeczeństwa. Wiesław Sztumski