Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1846
W państwach, oprócz legalnie wybranych władz, funkcjonują mafie, grupy lożopodobne, „układy”, „sieci”, podziemia, grupy nacisku (lobbyści) i inne nieformalne lub niejawne organizacje wyznaniowe i świeckie. Uzupełniają one jakby władzę oficjalną, stawiają się ponad nią, zazwyczaj kontrolują ją z ukrycia i dyktują, co ma robić, jakie prawa stanowić, na co wydawać pieniądze państwowe i komu przyznawać różne przywileje.
Od niedawna coraz większy wpływ na władze formalne wywierają też grupy, w większości nieformalne, działające jawnie. Są to coraz liczniejsze społeczności ludzi rozwydrzonych, roszczeniowych i szantażystów. Do tych ostatnich należą też terroryści, którzy są świetnie zorganizowani i zmilitaryzowani, a nawet utworzyli własne państwo aspirujące do sprawowania rządów nad światem.
Rozwydrzeni
Jedną z konsekwencji demokracji liberalnej rozumianej jako ustrój umożliwiający maksymalizację wolności, jest to, że ludzie coraz częściej pozwalają sobie manifestować ją w aktach samowoli. Czują się przy tym bezkarni, ponieważ prawo jest zbyt liberalne, wychowanie staje się coraz bardziej „bezstresowe”, tj. likwidujące rygory, a działania organów wymiaru sprawiedliwości nie nadążają za wzrostem przestępczości i są ograniczane przez różne ruchy „obrońców praw człowieka”. To wszystko sprawia, że rozwija się coraz większe rozwydrzenie społeczne.
Jednej z jego przyczyn upatruje się w niedostosowaniu społecznym, biorącym się z nieumiejętności dostosowania swoich ambicji, potrzeb i działań do możliwości wynikających z pozycji społecznej, do roli pełnionej w nim oraz do obowiązujących norm i zachowań. Drugą przyczynę stanowią cechy charakterologiczne i osobowościowe. U podstaw obu przyczyn leży przesadnie liberalne wychowanie, czynniki środowiskowe (społeczne) i warunki życia oraz brak chęci dostosowania się jednostek do ogółu. Innymi słowy, winy narastającego rozwydrzenia należy upatrywać tak w ustroju społecznym jak i w ludziach.
Rozwydrzenie jest formą protestu lub buntu przeciwko czemuś, głównie przeciw rygorom narzucanym z zewnątrz. Przejawia się ono w niezwykle swobodnym zachowywaniu się, biorącym się z braku hamulców i skrupułów moralnych oraz braku poszanowania ładu społecznego i uwzględniania interesów innych ludzi. A u jego podstaw leży wygórowany egocentryzm jednostek (egoszowinizm) – troska wyłącznie o interesy własne lub grup (partii), z którymi jednostki się utożsamiają. Rozwydrzenie społeczne narasta i szerzy się proporcjonalnie do rozwoju demokracji neoliberalnej, stopnia bezkarności i tolerowania jej ze strony innych ludzi.
Z jednej strony, regulacje prawne, podporządkowane nakazowi poszanowania godności i osoby ludzkiej, paraliżują działania służb powołanych do przestrzegania ładu społecznego, a z drugiej strony, hasło miłości bliźniego przyczynia się do litości nad tymi, którzy naruszają ład, a w konsekwencji – do akceptacji zaistniałych sytuacji rozwydrzenia.
Po pierwsze, bierze się to ze źle pojmowanej równości, jakoby w demokracji wszyscy byli równi, co jest jawnym fałszem, ponieważ są równi i równiejsi. (Jeśli są równi, to wobec prawa, chociaż też są coraz częstsze odstępstwa od tego - świadczy o tym chociażby ostatni przykład sędziego, który najzwyczajniej ukradł pieniądze w sklepie, ale sąd uniewinnił go, bo uznał, że nie ukradł, lecz „zabrał pieniądze przez roztargnienie”. Kuriozalnym przykładem jest też uniewinnienie pijanego syna prezydenta, bo sąd uznał, że nie był pijany, tylko znajdował się w stanie „pomroczności jasnej”).
A po drugie, ze źle rozumianej godności; nie każdy zasługuje na miano człowieka godnego. Przecież godność nie jest cechą wrodzoną, lecz nabywaną w trakcie życia, dzięki godziwym uczynkom i zachowaniom. Niestety, coraz więcej niegodziwców spotyka się w swoim otoczeniu. Propagacja rozwydrzenia grupowego (społecznego) jest na rękę różnym ruchom (partiom) opozycyjnym i anarchistycznym, żądnym zmian istniejącego ładu, ustroju, albo rządu, by ich przywódcy i aktywiści mogli dojść do władzy i przysłowiowego koryta. Są oni bezradni i bezsilni, ponieważ zazwyczaj brak im siły (potencjału politycznego) i przebicia społecznego.
Dlatego instrumentalnie wykorzystują rozwydrzonych, którzy są na tyle głupi, że nie wiedzą o tym i naiwnie ufają manipulantom oraz graczom politycznym - wierzą, że obiecywane „dobre zmiany” zmienią ich życie na lepsze jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozczarowują się za późno, kiedy nie da się już cofnąć dokonanych („dobrych”) zmian, ani zaistniałej sytuacji politycznej. Ogłupiałym społeczeństwem rządzą głupi władcy, satrapy albo - posługując się terminologią Carlo Cippoli – „bandyci”, którzy żerują na naiwności rozwydrzonych. („Bandyta” to człowiek, który dąży do władzy wszelkimi sposobami, również per fas et nefas, by sam mógł odnosić z tego korzyści i nie dzielić się nimi z innymi ludźmi).
Rozwydrzeni są przydatni i władzy, i opozycji. Władzy, bo dzięki nim łatwo dzielić społeczeństwo i rządzić w myśl zasady „dziel i rządź”, a opozycji, żeby dać znać o swoim istnieniu i ewentualnie ugrać coś dla siebie, tzn. zbić kapitał polityczny. O ile można sobie jakoś stosukowo łatwo poradzić z rozwydrzonymi dziećmi za pomocą łagodnej perswazji albo drastycznego wymierzenia klapsa, to sprawa wcale nie jest taka prosta z rozwydrzonym tłumem dorosłych. Rozprawić się z nim można poprzez użycie metod siłowych, które nie są dobrze widziane w demokracji. A zatem, rządzący i opozycja znajdują się sytuacji klinczu („złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”), z którego nie udaje się znaleźć sensownego wyjścia.
Roszczeniowcy
Z jednej strony, do kształtowania i szerzenia się postaw roszczeniowych przyczyniają się hasła populistyczne głoszone przez różne partie i rządy w celu pozyskiwania dla siebie elektoratu i akceptacji społecznej. Efektem prób realizacji tych haseł - dawniej w ustrojach socjalistycznych, a obecnie w demokratycznych, rządzonych przez tzw. lewicę - jest nie tyle polepszenie doli ludu, tzn. ubogich, bezradnych lub niezadowolonych, co wzrost roszczeniowości.
Z drugiej strony, do propagacji takich postaw przyczynia się przyspieszony rozwój społeczeństwa konsumpcyjnego wskutek odpowiednich manipulacji dokonywanych za pomocą oddziaływań na świadomość i podświadomość, triki handlowe i reklamy (głównie telewizyjne), które wpływają na szerzenie się postaw konsumpcyjnych. Chodzi o to, by wzrosła konsumpcja wszelkich dóbr, a w szczególności dóbr jednorazowego, albo krótkotrwałego użytku (modnych i ekstrawaganckich), ponieważ to napędza produkcję i wzrost gospodarczy.
Posiadanie takich dóbr rzekomo nobilituje i stwarza pozory awansu społecznego i utożsamiania się z wyższymi warstwami społecznymi, przede wszystkim z tzw. celebrytami - wzorcami dla biednych i głupich. Biedota i niższe warstwy społeczne łudzą się, że posiadanie drogich i modnych gadżetów automatycznie czyni z nich jednostki elitarne, powszechnie podziwiane i godne naśladowania oraz posiadające prestiż i zrównuje je z nimi. W rzeczywistości elity oceniają takich ludzi jako głupców, którzy dali się nabrać oszustom i cieszą się jak dzieci z posiadania zabawek.
O ile postawy roszczeniowe można tolerować u dzieci, bo nie szkodzą społeczeństwu, to nie powinno się ich akceptować u ludzi dorosłych, którzy w wyniku infantylizacji w ciągu całego życia zachowują się jak dzieci, gdyż ich postawy roszczeniowe rodzą wciąż ostrzejsze konflikty, stresy, rozczarowania itp. negatywne zjawiska. A ponadto - co też ważne - szkodzą im samym, ponieważ chcąc kupować drogie „zabawki”, albo pracują ponad siły i w coraz szybszym tempie, często ponad realne możliwości swojego organizmu, co kończy się chorobą, albo kupują je na kredyt, którego nie są w stanie spłacić i bankrutują, bądź popadają w ubóstwo.
Powszechna infantylizacja, która objawia się chęcią posiadania modnych zabawek dla dorosłych (gadżetów) i postępuje proporcjonalnie do dojrzewania społeczeństwa konsumpcyjnego, jest siłą napędową gospodarki i to jest chyba jedyną jej zaletą.
Ale jakim kosztem odbywa się ten wzrost gospodarczy i jak długo będzie trwać? Przecież kiedyś musi osiągnąć wartość krytyczną. A co stanie się potem, nie wiadomo, ponieważ myślenie ekonomistów nie jest futurystyczne - jest ukierunkowane głównie na rozwiązywanie w najprostszy sposób problemów bieżących, a nie tych, które pojawią się w odległej przyszłości. Czy naprawdę ekonomiści nie potrafią znaleźć innego sposobu na wzrost gospodarczy i czy nie powinno się go przyhamować lub spowolnić zgodnie z ideą rozwoju zrównoważonego albo odpowiedzialnego?
Wzrost postaw roszczeniowych skutkuje rozczarowaniami coraz większymi i częstszymi, a w konsekwencji stresami i depresjami, które dotykają coraz więcej ludzi. Bowiem roszczeniowość nie jest już zjawiskiem jednostkowym ani sporadycznym, lecz regularnym i masowym, ponieważ obejmuje niemal wszystkie grupy zawodowe z osobna, a nawet wiele z nich na raz. Swoje niezadowolenie manifestują one w różnych formach protestów i strajków lokalnych, ostrzegawczych, albo głodowych. Jednak najostrzejszym i najdotkliwszym dla społeczeństwa i władzy jest strajk generalny, który ogarnia cały kraj, a przynajmniej wszystkie ważniejsze ośrodki przemysłowe i dziedziny usług, zakłóca prawidłowe funkcjonowanie państwa i w skrajnym przypadku powoduje paraliż władzy.
Władze, chcąc przywrócić ład lub uniknąć strat, godzą się w wyniku negocjacji na kompromis i w jakimś stopniu zaspokajają w miarę swych możliwości żądania roszczeniowców, nieraz wbrew poczuciu sprawiedliwości i ze szkodą dla innych grup zawodowych i ogółu społeczeństwa. Im słabsza i bardziej „demokratyczna” (populistyczna) jest władza, tym częściej i bardziej idzie na ustępstwa pod naciskiem roszczeniowców. Tym samym niejako zachęca ich do kolejnych roszczeń. Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, a im ktoś więcej dostaje, tym więcej chce mieć. W konsekwencji postępuje niepohamowane potęgowanie się roszczeń i ustępstw, co grozi bankructwem państwa. Nie tak dawno miało ono miejsce w kilku krajach.
Szantażyści
W efekcie eskalacji rozwydrzenia i roszczeniowości, spośród ludzi wyjątkowo rozwydrzonych i roszczeniowych wyłaniają się ekstremiści w postaci różnych grup szantażystów. Domagają się oni różnych przywilejów, przede wszystkim płacowych, gdyż z pozycji skrajnego egoizmu i pychy wydaje im się, jakoby byli niezastąpieni i z tej racji wszyscy powinni padać im do nóg i realizować ich żądania (w wielu przypadkach mocno wygórowane i bezzasadne). Nie obchodzi ich to, że spełnienie tych żądań musi dokonywać się na koszt innych grup i krzywdzi resztę społeczeństwa. Szantażują władze i społeczeństwo, bo demokracja, którą kojarzą z samowolą, pozwala im na to, a ugrupowania opozycyjne i populiści wspierają ich. Przecież im gorzej dzieje w państwie i im więcej buntów, tym lepiej dla opozycji.
Szczególnym przypadkiem szantażu jest terroryzm polityczny. Terroryści stanowią specyficzne i ekstremalnie agresywne ugrupowanie szantażystów, którzy również chcą wymusić na rządach spełnienie swych roszczeń przez zastraszanie, ale nie tyle władców, co społeczeństwa. Różnią się od zwykłych szantażystów tym, że są uzbrojeni i działają skrycie, znienacka i nieprzewidywalnie, a ich akcje nie są wymierzone bezpośrednio w rządy, tylko w przypadkowo zgromadzonych ludzi w miejscach publicznych w celu zadania im jak największych strat – zabitych i rannych. Różni ich też od pospolitych szantażystów to, że dokonują aktów terrorystycznych poświęcając własne życie. Jest to czymś więcej od głodówki, która z reguły nie kończy się śmiercią.
Na koniec
1. Do najbardziej rozwydrzonych osobników należą zauroczeni (raczej ogłupieni) ideologią konsumpcjonizmu celebryci, nowobogaccy oraz ludzie, którzy obojętnie jak dorwali się do władzy i chcą odnosić maksymalne korzyści z tego w czasie sprawowania władzy. Do roszczeniowców należą głównie przedstawiciele tych zawodów, którzy najbardziej przyczyniają się do wzrostu dochodu narodowego i które na gruncie anachronicznego pojęcia pracy (pracuje, kto się najbardziej narobi, czyli zmęczy wysiłkiem cielesnym) wciąż jeszcze są specjalnie uprzywilejowani. Należą do nich w szczególności górnicy, których promował zwłaszcza poprzedni ustrój. A szantażyści rekrutują się przede wszystkim spośród rozwydrzonych i roszczeniowców, którzy działają przez zastraszanie.
2. Zjawiska rozwydrzenia, roszczeniowości i szantażu występują nie tylko w poszczególnych krajach, ale w skali międzynarodowej. Przykładem są choćby pseudouchodźcy. W większości są to ludzie młodzi, pełni sił, zdolni do pracy i niezagrożeni bezpośrednio działaniami wojennymi, ani prześladowaniem politycznym lub wyznaniowym. Wykorzystują konflikty zbrojne w swoich krajach lub w sąsiednich, albo nawet bardziej oddalonych, żeby podszyć się pod kategorię uchodźców lub emigrantów i w pełni korzystać z przysługujących im praw, przede wszystkim do życia za darmo (za zasiłki) w dobrobycie wypracowanym z wielkim trudem i kosztem wielu wyrzeczeń przez społeczeństwa tubylcze w krajach przyjmujących.
Znaczna większość z nich wcale nie chce integrować się ze społeczeństwami krajów, do których uciekają, w szczególności podporządkować się obowiązującym obyczajom, normom kulturowym i regulacjom prawnym. Jako nieznaczna mniejszość, ale hałaśliwa i fanatyczna, usiłują narzucać swoje normy obyczajowe, religijne i prawne, bardzo dalekie od tradycyjnych norm respektowanych w krajach przyjmujących. Jest to swoista dyktatura mniejszości etnicznych. Takie zachowanie rodzi uzasadniony bunt i awersję w stosunku do nich oraz sprzeciwianie się dalszemu przyjmowaniu ich. Brak wyjaśnienia, jakie realne i wymierne korzyści, głównie ekonomiczne, poza możliwością realizacji chrześcijańskiej filantropijnej zasady miłości bliźniego (tylko, dlaczego asymetrycznej, bo działającej w jedną stronę?) daje masowa imigracja takich osobników, która generuje ksenofobię i umacnia ją.
3. Rozwydrzeni, roszczeniowcy i szantażyści przejęli rolę elit w społeczeństwie i spychają je na margines. W wyniku wymuszania zmian tradycyjnych wzorców myślenia, zachowań i postaw modyfikują istniejący ład na swoją korzyść, albo burzą go. Elity, które zresztą ulegają przyspieszonemu procesowi degrengolady z różnych przyczyn, kierując się wygodnictwem i konformizmem, stosunkowo łatwo godzą się ze stopniową utratą wiodącej roli.
4. Władze i społeczeństwo nie powinny dawać się zastraszać przez coraz bardziej rozwydrzonych i roszczeniowych szantażystów. Trzeba położyć kres ich niekończącym się wygórowanym żądaniom. Ich groźby, chociaż efektowne, zwłaszcza w obiektywach kamer telewizyjnych, są w wielu przypadkach niepoważne i nierealne, jak np. szantaż lekarzy-rezydentów. Straszenie, że wszyscy lekarze wyjadą za granicę i nas nie będzie miał kto leczyć jest tak samo realistyczne, jak to, że wszyscy Polacy przestaną kupować masło, żeby wymusić obniżkę jego ceny.
A swoją drogą, co stoi na przeszkodzie, aby uzależnić (w formie umowy zawieranej przez studenta z uczelnią) możliwość bezpłatnego kształcenia się w państwowych uczelniach medycznych i zdawania egzaminu państwowego na lekarza od odpracowania w Polsce kilku lat po uzyskaniu dyplomu? Można to zastosować również do przedstawicieli innych deficytowych zawodów.
Wiesław Sztumski
* Ostatnio, w raporcie policji holenderskiej stwierdzono, że Holandia stała się „narkopaństwem”. (Holandia zaczyna przypominać „narkopaństwo”, a funkcjonariusze służb bezpieczeństwa nie mają wystarczających środków, by walczyć ze zorganizowanymi grupami przestępczymi – ostrzegł związek zawodowy holenderskiej policji” - https://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/holandia-ma-problem-z-przestepcami-policjanci-mowia-o-narkopanstwie,816830.html; 21.02.2018)
Rządzą tam gangi narkotykowe i policja jest bezradna w stosunku do nich. Trzeba zwiększyć liczbę policjantów o 2000 osób. To niczego nie da, bo liczba przestępców będzie wciąż większa od liczby policjantów. A odwrócenie tej proporcji jest nieprawdopodobne.
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 2385
Organizacja, porządek i ład są czynnikami, które umacniają strukturę systemu społecznego i czynią go bardziej stabilnym i odpornym na perturbacje.
Słowo „organizacja” można rozumieć na trzy sposoby: w znaczeniu rzeczownikowym (rzeczowym), czasownikowym (czynnościowym), lub przymiotnikowym (atrybutywnym), które można traktować łącznie, albo rozdzielnie. Mówiąc „organizacja”, ma się na myśli proces organizowania się albo jego rezultat, albo jedno z drugim.
Organizowanie, które polega na nadawaniu czemuś jakiejś struktury, nie jest tym samym, co strukturyzacja, która polega na podziale czegoś na podzbiory, niekoniecznie zorganizowane (na przykład jedną z form strukturyzacji społeczeństwa jest jego podział na warstwy, klasy, grupy zawodowe, itp.)
Na strukturę składa się mnogość zależności, relacji, związków i interakcji między elementami obiektu oraz sposób ich kompozycji, konfiguracji i uporządkowania. Można ją zmieniać, ale tylko tak, by nie naruszyć jego tożsamości, by nie doprowadzić do jego całkowitego demontażu. Ustalona struktura ogranicza różnorodność interakcji między elementami do tych, które jej nie burzą. W ten sposób jakby narzuca porządek panujący wewnątrz obiektu i jest gwarantem tego porządku.
Od struktury zależy trwałość obiektu. Im gęstsza i spójniejsza jest struktura oraz im mocniejsze są relacje porządkujące między elementami, tym odporniejszy jest obiekt na zagrożenia zewnętrzne.
Ład oznacza harmonijny układ czegoś. Kojarzy się zazwyczaj z harmonią, zgodnością (konsensusem społecznym) i równowagą. Różni się od porządku tym, że porządek może być i często bywa narzucony (przymusowy) z zewnątrz, formalny, czyli skodyfikowany, na przykład za pomocą regulaminów.
Porządku musi się przestrzegać, ponieważ za jego naruszenie grozi kara. Natomiast ład jest porządkiem, na który ludzie godzą się bez jakiegokolwiek nacisku czy groźby, z samego zamiłowania do porządku.
W systemie społecznym może panować porządek, ale to jeszcze nie zapewnia mu równowagi, spójności czy harmonijnych relacji międzyludzkich, jeśli brakuje przyzwolenia na ten porządek ze strony ludzi. Równowagę i spójność zapewnia ład społeczny. Ład bierze się z wewnętrznej potrzeby porządku (imperatywu moralnego) i z dobrowolnego podporządkowania się regułom i standardom porządkującym życie.
A więc ład jest czymś więcej niż porządek – jest porządkiem biorącym się z wewnętrznej potrzeby, porządkiem ustanowionym nieformalnie. Organizacja, porządek i ład są czynnikami, które umacniają strukturę systemu społecznego i czynią go bardziej stabilnym i odpornym na perturbacje.
Organizowanie się społeczeństwa
Ludzie zawsze musieli organizować się w celu osiągnięcia tego, co wymagało działań zespolonych – począwszy od najprostszych i lokalnych wspólnot aż po najbardziej złożone i globalne: rodziny, plemiona, zespoły, grupy zawodowe, wspólnoty religijne, narody i społeczeństwa.
Życie rodzi wciąż nowe potrzeby i stawia coraz trudniejsze wyzwania. Nie da się im sprostać inaczej, jak poprzez doskonalenie organizacji życia społecznego w różnych sferach: pracy, handlu, zarządzaniu, itd. (Dziś także największy kłopot sprawia dobre zarządzanie, mimo wykorzystywania najnowszych osiągnięć techniki i nauki.
Bez sprawnej organizacji i dobrego managementu niczego nie da się osiągnąć w zadowalającym stopniu. Trzeba umieć organizować sobie wszystko: pracę, czas wolny, naukę, wypoczynek, gospodarkę, zakupy, finanse i dobrze tym zarządzać). Rodzina
Zazwyczaj im mniejsza liczebność wspólnoty, tym łatwiej, lepiej i na dłuższy czas można ją zorganizować. Toteż najlepiej były zorganizowane najmniejsze grupy społeczne jakimi są np. rodziny - ze względu na zajmowane terytorium i liczebność. Do dziś uchodzą one za podstawowe i najstabilniejsze komórki społeczne, z których zbudowana jest tkanka społeczna i na których wspierają się systemy społeczne. Od ich trwałości zależy stabilność całych społeczeństw oraz narodów.
Jednak od pewnego czasu, pod wpływem przemian cywilizacyjnych i kulturowych, jakie towarzyszą skumulowanym procesom globalizacji, zaczęła postępować erozja rodziny. W cywilizacji zachodniej tradycyjny model rodziny, u którego podstaw leży sakramentalne małżeństwo heteroseksualne, ukształtował się głównie pod wpływem chrześcijaństwa. Teraz stopniowo ustępuje on miejsca nowemu modelowi, u którego podstaw leżą małżeństwa homoseksualne, nieformalne i niesakramentalne, jak na przykład związki partnerskie.
Dawne funkcje rodziny i jej struktura zmieniają się - jedne funkcje zanikają (są na przykład przejmowane przez państwo), inne powstają. Czy ten nowy model rodziny i nowe jej funkcje okażą się lepsze, o tym nikt dzisiaj nie wie; życie pokaże. Być może są konieczną reakcja na nowe warunki życia i zapewniają lepsze możliwości przystosowania się do nich teraz i w przyszłości.
Na razie napawa to lękiem, jak wszystko, co nieznane. Formowaniu się nowego modelu rodziny towarzyszy obawa o destrukcję tradycyjnej, wciąż uznawanej za fundament, na którym wznoszą się systemy społeczne i - w konsekwencji - o destrukcję utrwalonego ładu społecznego, który dotychczas gwarantował szanse przeżycia.
Dlatego trudno dziwić się konserwatystom i duchowieństwu chrześcijańskiemu, że przeciwstawiają się nowemu modelowi rodziny i bronią przed „atakami” rodzinę rozumianą tradycyjnie. Wydaje się im, że jakieś siły społeczne - ideologie oraz układy polityczne - celowo niszczą rodzinę tradycyjną. Nie dopuszczają myśli, ( bo może z różnych względów jest im tak wygodnie), że to nie dzieje się w wyniku zaprogramowanego spisku, lecz czynników obiektywnych - postępu cywilizacyjnego i prawidłowości ewolucji społecznej oraz rewolucji kulturowej – wynikających z globalizacji.
Walka z postępem i prawidłowościami ewolucji jest równie skuteczna, jak przysłowiowa walka z wiatrakami. Jakkolwiek nie ma pewności, czy stary ład społeczny sprawdzi się w przyszłości, to z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że raczej nie. Bowiem każda epoka czy faza ewolucji społecznej tworzy nowy porządek i ład społeczny, gdyż stary okazuje się archaiczny, nieodpowiedni oraz nieefektywny – nie pomaga dalszej ewolucji społecznej ani postępowi cywilizacyjnemu, lecz przeszkadza. Następstwo faz ewolucji społecznej idzie w parze z sekwencją ładów społecznych.
Wspólnoty Historycznie struktury społeczne stawały się coraz bardziej złożone, a wspólnoty, społeczeństwa, narody i państwa – coraz lepiej zorganizowane.
Proporcjonalnie wzrastał też porządek społeczny. To skutkowało również pewnymi wynaturzeniami w postaci przeorganizowania (np. w ustrojach dyktatorskich i totalitarnych), które chyba jest gorsze od niedostatecznego zorganizowania. Na szczęście, te odchyłki były stosukowo krótkotrwałe i po pewnym czasie takie wynaturzone systemy społeczne powracały na normalną drogę rozwoju porządku i ładu.
W krajach wysoko rozwiniętych organizowano się szybciej i lepiej, do czego zmuszał postęp techniki i rozwój gospodarki, który zresztą zawdzięczano coraz sprawniejszej organizacji oraz lepszemu porządkowi społecznemu. Tam też w ramach panującego ustroju demokratycznego, jak się wydaje, osiąga się zgodnie z zasadą akceleracji w coraz szybszym tempie pewien pułap organizacji, porządku i ładu.
Z pewnością tak samo wysoki stopień organizacji i porządku osiągną również pozostałe kraje w wyniku procesów globalizacyjnych, zmierzających do wyrównywania poziomów rozwoju technicznego i gospodarczego wszystkich krajów świata. Przekroczenie maksymalnego stopnia organizacji skutkuje przeorganizowaniem systemu społecznego wraz z wszystkimi negatywnymi skutkami społecznymi tego zjawiska i generuje chaos.
Systemy społeczne w ustrojach niedemokratycznych rozwijały się z tendencją do stawania się coraz silniej zdeterminowanymi. Dlatego organizowały się bardziej w pionie niż w poziomie. Najpierw tworzono struktury hierarchiczne we wspólnotach zarządzanych centralistycznie: rodzinach, plemionach, księstwach, monarchiach, dyktaturach i dotychczasowych demokracjach. Panujące w nich porządki społeczne układały się w piramidy budowane na podporządkowaniu się podwładnych (jednostek, grup i instytucji) swoim przełożonym.
Tylko w niewielkim stopniu rozbudowywały się struktury poziome
, ufundowane na współzależnościach.Miały one niewielki wpływ na systemy społeczne, a ich rola sprowadzała się raczej do wspomagania struktur pionowych. Na przykład, w demokracji socjalistycznej, obok partii rządzącej - zgodnie z zasadą centralizmu demokratycznego (hierarchicznie) - funkcjonowały inne partie, stronnictwa, związki i towarzystwa, które faktycznie nie rządziły, lecz pomagały partii rządzącej dzięki temu, że były jej „przedłużeniami” do mas społecznych (często o odmiennych poglądach politycznych i światopoglądach) i skwapliwie wykonywały jej polecenia.
Od niedawna, w wyniku rozwoju demokracji liberalnej, systemy społeczne stają się coraz słabiej zdeterminowane, ponieważ gwarantują większy stopień wolności. W związku z tym i pod wpływem innych czynników, głównie ekonomicznych, przeważa tendencja ewolucji społecznej do decentralizacji w sferze zarządzania jako sprzeciw wobec wcześniejszej tendencji do koncentracji władzy. Polega ona na przenoszeniu ośrodków decyzyjnych na coraz niższe szczeble władzy.
Jednocześnie, proporcjonalnie do rozwoju neoliberalizmu, zgodnie z zasadami rozpraszania, albo pomocniczości, pojawia się coraz więcej alternatywnych, rozproszonych czy równoległych ośrodków władzy i poziomych struktur zarządzania. Takie struktury występują nie tylko w domenie władzy i zarządzania, ale też w innych domenach: w różnych infrastrukturach przestrzeni społecznej, np.
w urbanistyce (rozproszone centra handlowe i usługowe zamiast jednego city),
w strategii wojennej (liczne ataki flankowe i organizowanie wielu lokalnych „kotłów” zamiast jednego skoncentrowanego natarcia frontalnego, albo - w przypadku terrorystów - skryte zamachy rozproszone zamiast jawnych i skoncentrowanych działań wojennych przeciwko jakiemuś państwu), a nawet
w sztuce (monolityczną kompozycję lub konstrukcję, mającą na celu koncentrację uwagi widza na centralnym punkcie dzieła, zastępuje się agregatem elementów rozgałęziających się horyzontalnie w wielu kierunkach, co powoduje rozproszenie jego uwagi),
w etyce (hierarchię wartości w etyce tradycyjnej zastępuje ich równorzędność w etyce relatywistycznej) i
w filozofii (uporządkowane hierarchicznie systemy filozoficzne zastępuje się postmodernistycznymi systemami nieuporządkowanymi).
O ile struktury pionowe tworzą organizację opartą na porządku wyróżniającym jakiś jeden kierunek, to struktury poziome, alternatywne i rozproszone tworzą rodzaj organizacji niewyróżniającej żadnego kierunku.
Organizacja w poziomie tworzy porządek wywodzący się z relacji bycia i funkcjonowania „obok siebie”. Inaczej mówiąc, elementy struktur poziomych mogą istnieć i działać niezależnie od siebie - każdy dla swojego dobra - i niekoniecznie łączyć się we współdziałaniu dla dobra wspólnego. Im mniej jest elementów struktur poziomych, tym łatwiej ze sobą współpracują, a im jest ich więcej, tym bardziej działają w pojedynkę, ponieważ konkurują ze sobą.
Walka konkurencyjna stanowi przeszkodę w łączeniu się dla dobra wspólnego. W ostatecznym rachunku, organizacja pozioma powoduje rozluźnienie porządku społecznego narzucanego przez organizację pionową i osłabia ją.
W przestrzeni społecznej, w której już znacznie osłabiona została organizacja pionowa wraz z właściwym jej starym porządkiem hierarchicznym i jeszcze nie zdążyła się uformować w pełni organizacja pozioma i nowy porządek, panuje dezintegracja, bezład i chaos. Prawdopodobnie organizacja pozioma nie jest zdolna do stworzenia tak rygorystycznego porządku, jak organizacja pionowa.
Jeśli więc w warunkach silnie zliberalizowanej demokracji postępuje stopniowe zastępowanie organizacji pionowej przez poziomą, to systemy społeczne będą coraz słabiej zdeterminowane i staną się bardziej chaotyczne.
Od hierarchii do anarchii
Ewolucja ustroju demokratycznego zmierza do wzrostu uczestnictwa w rządzeniu jak największej liczby ludzi. W efekcie zaciera się stopniowo granica między rządzącymi a rządzonymi. Następuje to między innymi w wyniku rozbudowy poziomych struktur władzy i wzrostu ich znaczenia w życiu społeczeństwa i państwa kosztem atrofii pionowych struktur i spadku ich roli w rządzeniu. W coraz bardziej złożonym społeczeństwie i państwie w wyniku postępu cywilizacyjnego coraz trudniej jest sprawować władzę centralnym ośrodkom decyzyjnym. Na pewnym etapie staje się to niewydolne, albo wręcz niemożliwe. W związku z tym, władze (organizacje) centralne tworzą władze (organizacje) poziome, które pomagają im lub wyręczają je w rządzeniu i przejmują odpowiedzialność za niepowodzenia. A jednocześnie dają satysfakcję większej liczbie ludzi z faktycznego lub iluzorycznego uczestnictwa w sprawowaniu władzy. Władze centralne mogą kontrolować i ograniczać władze poziome tak długo, dopóki jest ich niewiele. Jednak po przekroczeniu pewnego pułapu nie są już zdolne do tego i muszą oddać całe rządy w ręce władz poziomych. Dlatego, chcąc panować autorytarnie, niechętnie zgadzają się na tworzenie władz poziomych, równoległych i na dzielenie się z nimi władzą.
Ale faktycznie nie mogą temu przeciwdziałać. Mają do wyboru: albo zlikwidować demokrację i zastąpić ją dyktaturą - co nie jest akceptowane przez współczesne społeczeństwa - albo poddać się prawidłowości ewolucji ustroju demokratycznego i samobójczo przekazać władzę organizacjom poziomym. W transformacji władz pionowych w poziome tkwi więc niebezpieczeństwo dezorganizacji struktury społecznej: im więcej rządów równoległych, tym mniej porządku. Systemy, w których nie ma porządku są jednak nieprzewidywalne i to tym bardziej, im mniej są uporządkowane. A nieprzewidywalne zachowania systemu społecznego to symptom chaosu, który nasila się proporcjonalnie do zakłócenia porządku i ładu społecznego. Prawidłowością ewolucji systemów demokratycznych w wersji neoliberalnej jest przekształcanie się ich w systemy chaotyczne proporcjonalnie do wzrostu stopnia demokracji lub wolności i wzrostu odpowiedzialności zbiorowej w wyniku przejmowania władzy przez coraz liczniejsze struktury poziome. Narastaniu chaosu społecznego w naszych czasach sprzyjają różne czynniki demograficzne, ale chyba najbardziej migracja ludności, która dokonuje się na skalę globalną. Rozmaite grupy etniczne przemieszczają się, a ostatnio dosłownie najeżdżają przede wszystkim bogate kraje z różnych powodów, ale przede wszystkim ekonomicznych i osiedlają się w nich na stałe.
Ci przybysze wcale nie chcą dostosować się do porządków społecznych panujących w krajach osiedlenia się, lecz usiłują narzucać tubylcom swoje porządki oraz zwyczaje wywodzące się z innych kultur, wierzeń i systemów wartości. (Dawniej imigranci musieli adaptować się do porządku uznawanego przez tubylców, być może dlatego, że było ich o wiele mniej niż teraz i byli pod ściślejszą kontrolą.)
Nie ma dla nich wspólnego mianownika. W związku z tym nie ma mowy o mieszaniu się, a tym bardziej o integracji kultur, czy grup przybyszów z tubylcami. W rezultacie żyją oni obok siebie, chociaż na wspólnym terytorium. Tworzą się enklawy etniczne: hermetyczne dzielnice i osiedla, jak np. China town, türkische Wohnviertel, Jackowo, itp. Jednorodne skupiska ludzi - miasta - w których panował określony porządek respektowany przez wszystkich, przekształcają się w agregaty grup etnicznych - jakby zbiorowiska hord - uznających własne, często sprzeczne ze sobą, porządki. To rodzi w sposób naturalny ksenofobię i postawy skrajnie nacjonalistyczne, nie mające nic wspólnego z zasadami demokracji. Oprócz tego, wiele grup społecznych w miastach dobrowolnie izoluje się. Są to grupy górujące nad innymi ze względu na stan posiadania, albo snobistycznie uznające się za wyższe czy „elitarne” z innych przyczyn. Wskutek tego homogeniczne skupiska ludzkie przekształcają się w heteronomiczne, a miasta stają się agregatami ekskluzywnych osiedli grodzonych i strzeżonych przez kamery i strażników, blokowisk, wydzielonych kwartałów etnicznych, dzielnic mieszkań komunalnych, rewirów biedoty i slumsów. W ten sposób nie tylko w miastach, lecz w całym kraju tworzą się społeczności równoległe i oderwane od siebie. Zajmują się one własnymi sprawami, żyją według swoich norm obyczajowych i standardów, nie rozumieją się i nie kontaktują ze sobą. W każdej z nich panują inne porządki. Tylko sporadycznie i krótkotrwale w sytuacjach kryzysowych albo wyjątkowo ważnych dla całego społeczeństwa lub państwa przełamują bariery dzielące je i działają zespołowo. Do tego dochodzi jeszcze indywidualizacja jednostek w obrębie społeczności równoległych, granicząca często z egoizmem. Mnożenie się społeczności równoległych skutkuje narastaniem chaosu w całym społeczeństwie, czemu sprzyja wzrost indywidualizmu i atomizacja. Chaos wywołuje nieuchronnie destrukcję porządku i ładu społecznego w obrębie narodu i państwa oraz przyczynia się do rozpadu struktur społecznych.
Trudno jest przeciwstawić się tendencji ewolucji społecznej do chaosu i destrukcji porządku społecznego i spowodować jej odwrócenie ku lepszej organizacji systemów społecznych - chociaż mogłoby się wydawać, że sprzyjać temu powinien przyspieszony przyrost populacji świata i szybko rosnące zagrożenia pochodzące z coraz bardziej degradowanego środowiska. Możliwe, że w przyszłości chaos i zbiorowisko hord staną się bardziej przydatną formą organizacji społeczeństwa. Wiesław Sztumski
- Autor: Lesław Michnowski
- Odsłon: 4968
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 5665
„Więcej mamy lenistwa w umyśle niż w ciele”
François de la Rochefoucauld
Lenistwo jest nie tylko potępiane przez różne religie, a przez chrześcijan uznawane za grzech główny i - jak sądzę - fundamentalny, gdyż wydaje się być przyczyną pozostałych grzechów głównych.
Jest ono również nową, groźną chorobą cywilizacyjną, w pewnym sensie nawet zakaźną, która w szybkim tempie przenosi się na coraz więcej ludzi w miarę formowania się społeczeństwa informatycznego i konsumpcyjnego. Im więcej jest ludzi leniwych, tym bardziej wzrasta ich liczba.
Na razie ignoruje się tę chorobę z różnych względów. Po pierwsze dlatego, ponieważ ludzi trapią inne choroby cywilizacyjne, dotkliwsze i groźniejsze dla organizmu (nadciśnienie, otyłość, głuchota, alergia itd.) i dla psychiki (depresje, nerwice, stresy, itd.).
Szerzą się one na coraz większą skalę i nabrały już charakteru pandemii. Coraz trudniej radzimy sobie z nimi, między innymi dlatego, że za późno podjęto działania terapeutyczne i profilaktyczne.
Po drugie, ludzie nie uświadamiają sobie poważnych skutków lenistwa. W środkach przekazu masowego nagłaśnia się skutki znanych chorób cywilizacyjnych, sposoby ich leczenia i zapobiegania im. Czyni się to chyba bardziej ze względów komercyjnych (zyski z reklam i rynku usług medycznych oraz farmaceutyków), aniżeli z troski o zdrowie przyszłych pokoleń i o biologiczne przetrwanie naszego gatunku.
O lenistwie jako chorobie cywilizacyjnej prawie nic się nie mówi i dlatego ludzie nie zdają sobie sprawy z zagrożeń wynikających z niej. Lenistwo traktuje się jak cechę charakteru, którą czasem ocenia się negatywnie, a często traktuje się z pobłażaniem. Sądzę, że najwyższy czas, by zacząć traktować lenistwo jak ciężką chorobę i nie dopuścić do tego, żeby szerzyła się w skali globalnej i stała się wkrótce pandemią, nad którą trudno będzie zapanować.
Rasowe lenie
Lenistwo wyraża się w awersji do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku, a w szczególności do wykonywania wszelkiego rodzaju prac oraz w nie stawianiu sobie wyzwań, których realizacja wymaga wysiłku. Na rasowego lenia praca działa jakby alergen – na samą myśl o niej, nawet na słowo „praca” dostaje „gęsiej skórki”. Dlatego unika pracy, jak toksyny.
Lenistwo jest przeciwieństwem pracoholizmu, czyli pracofobią lub ergofobią. Występuje w trzech odmianach: cielesnej, intelektualnej i psychicznej.
W pierwszym przypadku chodzi o unikanie wszystkiego, co skutkuje zmęczeniem fizycznym i każdej aktywności wymagającej zużycia energii wewnętrznej (somatycznej).
W drugim – o unikanie obciążania umysłu czynnościami myślenia (rozumowania, wnioskowania, liczenia, spekulacji itp.), co może być przyczyną bezkrytycyzmu oraz redukcji człowieka do bezrozumnego zwierzęcia.
A w trzecim – o unikanie wysiłku psychicznego (emocji, koncentracji uwagi, zapamiętywania itp.). Prawdopodobnie nie ma ludzi, których charakteryzowałoby lenistwo we wszystkich trzech odmianach jednocześnie. Chyba rzadko spotyka się też takich, u których trwale występowałoby lenistwo w jednej z wymienionych odmian. Raczej jest tak, że w różnych okresach życia, pod wpływem rozmaitych czynników i w różnych sytuacjach życiowych, bywa się leniem raz jednej, raz innej odmiany.
W zasadzie człowiek z natury jest leniwym, podobnie zresztą, jak inne zwierzęta. Nie został stworzony do pracy, ani nie została ona zakodowana w jego genomie. Dlatego preferuje bezczynność. Być może, wynika to ze znanej w fizyce „zasady najmniejszego działania”: układ działa po najmniejszej linii oporu, tzn. tak, żeby jego funkcjonowanie wymagało wydatkowania jak najmniejszej ilości energii wewnętrznej, którą dysponuje. A jeśli tak, to cała przyroda jest „leniwa”.
Ludzie pracują wtedy, gdy muszą - z nakazu wewnętrznego (z powodów moralnych) lub zewnętrznego (ze względów ekonomicznych), biologicznego lub kulturowego. A gdy nie muszą, uciekają od pracy jak od zarazy. Jest to jeden ze skutków zjawiska alienacji pracy.
Chęć funkcjonowania człowieka jak najmniejszym kosztem zużycia energii własnej (endosomatycznej) zmusza go do minimalizacji wysiłku podczas wykonywania różnych czynności, w szczególności pracy, dzięki korzystaniu z energii pochodzącej z zewnątrz (egzosomatycznej) oraz posługiwania się narzędziami i urządzeniami technicznymi (maszynami, automatami, robotami).
Nie syndrom a bunt
A zatem lenistwo napędza rozwój techniki, który wymaga postępu wiedzy. To jest niewątpliwie pozytywnym skutkiem lenistwa. Co prawda, nie do końca jest tak, że ludzie ułatwiają sobie pracę i minimalizują wydatkowanie energii własnej bez wysiłku.
Niestety, w przyrodzie nie ma niczego za darmo - wiedza i technika rozwijają się dzięki wysiłkowi i pracy wielu ludzi. Ma się tu do czynienia z paradoksem lenia: „żeby móc sobie poleniuchować, trzeba się wpierw nieźle natrudzić”.
Mimo to, lenistwo ocenia się krytycznie zarówno ze względów moralnych oraz społecznych, jak i dlatego, że generuje ono groźne skutki negatywne: bezczynność, smutek, nudę, apatię, bierność, wygodnictwo związane z postawą roszczeniową, brak zainteresowań, myślenie stereotypami oraz kierowanie się przesądami, popadanie w niewolę twórców mody i różnych ludzi żerujących na lenistwie mas, a także popadanie w różne nałogi z powodu nudy.
W naszych czasach, lenistwo szerzy się masowo, zwłaszcza wśród pokoleń wstępujących, i ogarnęło już tak wielu ludzi, że unikanie zmęczenia i pracy zaczęło być postrzegane, jak zjawisko normalne. Bo po co męczyć się i pracować, jeśli dysponujemy tak wspaniale rozwiniętą techniką, która może zastąpić nas we wszelkich formach aktywności cielesnej i intelektualnej?
Teraz lenistwo jest nie tylko akceptowane (po pewnym czasie ludzie przyzwyczajają się do zjawisk masowych, również negatywnych) i tolerowane, ale niekiedy nawet nagradzane (np. wysyłanie pracowników na przymusowe urlopy płatne w efekcie nadprodukcji).
Mało kto jest świadomy groźnych skutków lenistwa jako zjawiska masowego i chciałby je zwalczać albo leczyć. Niektórzy twierdzą, że lenistwo jest zwykłą chorobą, nazywaną syndromem chronicznego zmęczenia i w ten sposób usprawiedliwiają ludzi leniwych. Sądzę, że raczej jest ono buntem organizmu przeciwko stałemu, wymuszanemu przez pracodawców i nowoczesne technologie, wzrostowi wydajności pracy oraz dyktowanemu przez ideologię konsumpcjonizmu dążeniu do bogacenia się i życia w luksusie, również w bezczynności.
Zwycięstwo przesądów
Spośród wyżej wymienionych negatywnych skutków lenistwa masowego jeden zasługuje na specjalną uwagę. Jest to lenistwo umysłowe, które prowadzi do ucieczki od argumentów (faktów, dowodów logicznych) do przesądów. Na podstawie badań psychologów i neurofizjologów okazuje się, że człowiek nie jest tak do końca zwierzęciem rozumnym, albo rozsądnym (animal rationale lub animal rationabile), jak się powszechnie sądzi. „Człowiek jako taki nie jest w żaden sposób otwarty na argumenty. Przeciwnie, kocha zdobyte przez siebie przekonania - często wbrew wszelkiemu rozsądkowi”. (J. Retzbach, Wahrnehmung: Warum wir nicht glauben, was uns nicht passt, http://www.spektrum.de/news/warum-wir-nicht-glauben-was-uns-nicht-passt/1483465; 07.08.2017).
Są różne powody, dla których przesądy i subiektywne przekonania własne ceni się bardziej niż racje logiczne i obiektywne fakty. Jednym z nich jest pewna bezwładność czy opór intelektu oraz chęć zachowania swojej tożsamości. (Niezmienność przekonań świadczy o zachowaniu tożsamości.) Jeśli ktoś wyrobił sobie jakiś sąd o czymś, to za żadne skarby nie chce go zmieniać. Zmiana przekonania jest bowiem źle widziana przez znajomych, przyjaciół oraz rodzinę i grozi zerwaniem kontaktów z nimi, popadnięciem w konflikt z nimi i wykluczeniem (społecznym) z ich grona.
Poszukiwanie informacji (faktów) uzasadniających, a nie negujących przekonania leży w naturze człowieka. Media, które ukazują argumenty sprzeczne z przekonaniami traktuje się jako kłamliwe i wrogie (zjawisko hostile media) i ignoruje się je. A informacje niepasujące do przekonań po prostu odrzuca się, żeby nie dopuścić do dysonansu poznawczego. (Dlatego opozycjoniści nawołują do bojkotu mediów służalczych wobec rządu i będących tubą propagandową partii rządzącej.)
Przekonania i przesądy są zabarwione uczuciowo tym mocniej, im bardziej jest się przekonanym o czymś i przesądnym. Z tej racji zagrożenie słuszności przekonań wywołuje emocjonalną reakcję obronną. Im większe jest to zagrożenie, tym mocniej reaguje się emocjonalnie i tym bardziej upiera się przy swoich przekonaniach. To tłumaczy, dlaczego fanatycy są tak oporni na krytykę.
Oprócz reakcji emocjonalnej działa jeszcze inny mechanizm obronny przekonań – fałszywe wnioskowanie na podstawie niczym nieuzasadnionego optymizmu, że „mnie to nie grozi”. Co ludzie uznają za prawdę lub fałsz, zależy bardziej od otoczenia społecznego niż od danych, faktów i argumentów. Często w jakimś tekście wychodzi się od fałszywego twierdzenia, które potem obala się lub koryguje. Ale kiedy czyta się pobieżnie taki tekst, to zazwyczaj zapamiętuje się właśnie błędne twierdzenie, a nie jego krytykę. (Jest to „efekt rykoszetu”).
Przełamywanie uporu (bezwładności) naszego intelektu - przekonań, przesądów i mitów – wymaga, by myśleć tak, jak naukowiec. Jednak takie myślenie zmusza do ciężkiej pracy. Tak więc, „myślenie naukowe” wcale nie jest dla leniów, lecz dla ludzi wyjątkowo pracowitych, nie stroniących od wysiłku i chętnych do podejmowania wyzwań wymagających trudu. (P. Shah, What Makes Everyday Scientific Reasoning So Challenging?, w: P. Shah (et al.), Psychology of Learning and Motivation- Advances in Research and Theory, Vol. 66, Academic Press Cambridge, MA 2017).
Czas szalbierzy
W takim razie, wskutek pandemii lenistwa przybywać będzie ludzi wykazujących awersję do wysiłku umysłowego i dlatego coraz bardziej podatnych na myślenie rutynowe, przesądy, mity, zabobony, pseudo-fakty, wiarę w cuda i wszelaką głupotę głoszoną przez szalbierzy grasujących w mediach, reklamie, kościołach, polityce itd.
Wzrastać będzie liczba ludzi uznających za zbędne myślenie racjonalne, gdyż tę czynność przejmą za nich komputery, bo „lenistwu intelektualnemu idzie w sukurs pomyślunek z automatu” (aforyzm Zbigniewa Waydyka). Sami będą (nie trudząc się) rozumować w sposób irracjonalny, odwołując się do swoich przekonań, przesądów, skrótów myślowych i obiegowych opinii. W ten sposób powiększą swój czas wolny, z którym i tak nie będą wiedzieli co robić, oraz energię własną, której nie potrafią w pełni zużyć dla własnego dobra.
Nikogo nie będą dziwić tak kuriozalne zjawiska w krajach rozwiniętych, jak wiara wielu Amerykanów w kreacjonizm i odrzucenie teorii ewolucji, wzrost liczby ludzi religijnych (mimo procesów laicyzacji), ludzi negujących wpływ działalności człowieka na zmiany klimatyczne (ocieplenie), ludzi przekonanych o szkodliwości szczepień ochronnych, albo ludzi wierzących w teorie zmyślonych spisków i zamachów itp.
A za tym wszystkim kryje się pospolite lenistwo myślowe mas społecznych, które towarzyszy narastającej głupocie. Wzajemnie napędzające się lenistwo umysłowe i głupota zmniejsza szanse przetrwania ludzkości, ponieważ „Lenistwo jest łagodną formą samobójstwa” (aforyzm Nicolae Lorgi) i może doprowadzić do autodestrukcji gatunku ludzkiego, wciąż jeszcze nazywanego homo sapiens - wbrew faktom i jak na ironię.
Wiesław Sztumski