Recenzje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 5505
Zagadkowy tytuł książki Co to za gra? brazylijskiego ekonomisty Ladislaua Dowbora wyjaśnia jej podtytuł: Nowe podejścia do ekonomii. Jest to kolejna pozycja z serii Biblioteki alternatyw ekonomicznych Le Monde diplomatique wydana przez wydawnictwo Książka i Prasa.
W sytuacji, kiedy 8 miliarderów posiada więcej bogactwa niż najbiedniejsze 50% ludzkości, a 1% najbogatszych ma więcej niż pozostałe 99% rodzi się natychmiast pytanie, czy to zjawisko winniśmy uznać za naturalne, czy może podejrzewać, że jest to pewna gra? Gra, w której zdecydowana większość nie tylko, że nie widzi nawet rozdawania kart, ale nawet nie wie, że bierze w niej udział.
Autorowi, pokazującemu ogromne nierówności dochodowe na świecie, daleko jednak do teorii spiskowych. Wprost pisze, że obecne reguły gry ekonomicznej są lipne, a system neoliberalny wyszedł poza swoje własne granice. Nie jest w tym poglądzie sam: pokazuje, że i innych ekonomistów uwiera praktykowana obecnie ekonomia chciwości. I to na tyle, że tworzą oni programy alternatywne, jak np. Program dzielenia się dobrobytem (J. Stiglitz), Ruch alternatyw ekonomicznych (Francja), czy Fundacja na rzecz nowej ekonomiki (Wielka Brytania).
Jak zatem winno się dziś patrzeć na to, co mamy i co w panującej ideologii ekonomicznej należałoby zmienić? Jakie czynniki – dotąd pomijane nawet w rozważaniach – uwzględnić, jeśli nie chcemy zniszczyć naszej planety i sami zginąć? Oczywiste jest bowiem, że dotychczasowy rozwój oparty o rabunkową eksploatację zasobów planetarnych - w dodatku marnotrawionych - dalej nie jest możliwy. Potrzebne są nowe idee.
Autor pochyla się w książce nad kilkoma fundamentalnymi zagadnieniami, których dotychczasowe teorie ekonomiczne, z zwłaszcza neoliberalna, nie uwzględniały. Przede wszystkim trzeba obrać kurs na racjonalność (nb. wszystkie szkoły ekonomiczne do tego się odwoływały…) i zrewidować sens niektórych wskaźników, m.in. odczarować „moc” PKB. Potrzeba też zastanowić się nad wartością ekonomiczną czasu wolnego i ekonomią rodziny, określić cele i sens życia człowieka: czy nos jest dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa.
Potrzeba też innego spojrzenia i rozwiązań odnośnie własności intelektualnej, gdyż tworzenie coraz obszerniejszego prawa w tej dziedzinie, coraz bardziej krępującego twórczość, powoduje hamowanie rozwoju, zamiast go pobudzać.
No i trzeba ograniczyć sieć światowej władzy korporacyjnej - uniemożliwić przechwytywanie władzy politycznej, sądowniczej i medialnej przez korporacje, także uniemożliwić kontrolę korporacji nad uczelniami, ustalić granice władzy banków, itd.
W zakończeniu książki autor przytacza opinie znanych ekonomistów odnośnie neoliberalizmu: że w tej postaci obecny system nie może trwać nadal (J. Stiglitz), że konkurencja nie jest już ogólnym regulatorem gospodarki i możliwy jest system (win-win), w którym wszyscy wygrywają (H. Henderson).
Co ciekawe, nawet ci ekonomiści, którzy pomagali w tworzeniu neoliberalizmu, dziś nabierają do niego dystansu i szukają dróg wyjścia z tej pułapki rozwoju. Dochodzą przy tym do dość oczywistego wniosku, że gospodarka winna służyć człowiekowi, aby prowadził on życie dobrej jakości; nie powinna służyć tylko spryciarzom.
Kilka - jak się wydaje prostych - rad jak to zrobić, autor zamieścił w zakończeniu książki. To rodzaj leku w pigułce na omówione w poszczególnych rozdziałach patologie systemu neoliberalnego.(al.)
Co to za gra? Nowe podejścia do ekonomii, Ladislau Dowbor, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2017, s. 252, cena 35 zł (w tym 5% VAT).
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 142
Instytut Zachodni w Poznaniu, będący ośrodkiem badań niemcoznawczych, wydał książkę Dirka Oschmanna w tłumaczeniu Adama Peszke pt. Jak niemiecki Zachód wymyślił swój Wschód.
Książka ukazała się w serii Speculum, poświęconej nowym książkom niemieckich autorów dotyczących historii, kultury, gospodarki, społeczeństwu i polityce Niemiec, której celem jest wprowadzenie do polskiego obiegu intelektualnego problemów, wokół jakich toczy się debata publiczna w Niemczech.
Autor tej niewielkiej książki, będącej rozszerzoną wersją artykułu o złożonych stosunkach wewnątrzniemieckich (opublikowanego w FAZ w 2022 roku) jest profesorem literatury niemieckiej na Uniwersytecie w Lipsku, niemniej jego rozważania dotyczą nie tyle literatury (choć i o niej jest mowa), ile sytuacji społeczno-politycznej powstałej na terenach byłej NRD. Konkretnie: obecnym stosunkom niemiecko-niemieckim, ukształtowanym po zjednoczeniu Niemiec w 1989 roku.
W Polsce o tym prawie nic nie wiemy. Niektórym może utkwiło w pamięci stwierdzenie Güntera Grassa sprzed wielu lat, iż zjednoczenie Niemiec było błędem, co w Polsce odebrano jako herezję. Badania naukowe dotyczące zachodniego sąsiada dotyczyły raczej nie tyle skutków społecznych zjednoczenia Niemiec, co zjawisk charakterystycznych dla każdego pogranicza, np. wyludniania się obszarów przygranicznych zarówno po niemieckiej, jak i polskiej stronie.
O samym procesie scalania gospodarek niemieckich zupełnie nic nie wiemy – w 2019 roku w polskiej edycji Le Monde Diplomatique ukazał się na ten temat artykuł Racheli Knaebel i Pierre’a Rimberta*, pokazujący jak on przebiegał (dużo gorzej niż w Polsce). Opis życia we wschodnich Niemczech po zjednoczeniu doczekał się mniej niż skromnej literatury w języku polskim – co widać po zamieszczonej w książce bibliografii.
Książka Oschmanna – pisana nie tyle przez pryzmat uprawianej dyscypliny, co osoby uczestniczącej w zdarzeniach i odczuwającej na własnej skórze skutki tego zjednoczenia - stanowi bardzo cenną cegiełkę wzbogacającą wiedzę polskiego czytelnika o skutkach wydarzeń tego czasu w Niemczech i pole do porównań z tzw. transformacją w Polsce. Dla osób ze środowiska naukowego jest także obrazem patologii stosunków osobistych, naukowych i administracyjnych, jakie zapanowały na uczelniach Niemiec wschodnich.
Motywem przewodnim książki jest obraz skutków złączenia dwóch społeczeństw o różnym stopniu rozwoju, różnej historii, kulturze, różnych zasobach i zamożności oraz różnej mentalności, jaka się wytworzyła przez czas trwania NRD (np. prymat konsumpcji zbiorowej nad indywidualną). Skutki te są ciągle dotkliwe dla tzw. Ossi (pogardliwa nazwa mieszkańców wschodnich Niemiec), gdyż polegają na stygmatyzacji i wykluczaniu ich z dostępu do władzy, kariery zawodowej, pozbawiają szans, jakie mają mieszkańcy zachodnich Niemiec.
W dyskredytacji wykorzystuje się różne „argumenty”: ponoć gorsze wykształcenie, brak osiągnięć w każdej dziedzinie, a nawet inne brzmienie języka (dialekt saksoński stygmatyzuje najbardziej – uznaje się go za język ludzi niewykształconych). Za tym idą oczywiście niższe wynagrodzenia dla pochodzących z Niemiec wschodnich.
Dyskredytacja dotyczy także instytucji i miast: Drezna, Lipska czy Weimaru, a także pięciu krajów związkowych, którym przypięto łatkę, z której wynika, iż wszyscy stamtąd byli w Stasi, wszyscy byli na dopingu, wszyscy mówią dialektem saksońskim i wszyscy są nazistami. Czyli Wschód należy postrzegać jako patologię: każdy jego mieszkaniec jest słaby, tchórzliwy, brzydki, głupi, leniwy, radykalny i nieudolny. Normą jest Zachód.
Na wschodzie Niemiec stworzono społeczeństwo klasowe zorganizowane według kryterium pochodzenia – pisze autor. Niemcy zachodni first, moralność second. Za tym idzie ciągle obecny wstyd z racji pochodzenia – ale tylko w obrębie zjednoczonych Niemiec. Poza Niemcami nikt nie dokonuje takich rozróżnień – Niemcem wschodnim jest się tylko w Niemczech.
Te nierówności są utrwalane obsadzaniem ważnych stanowisk przez Niemców zachodnich (nawet liderzy partii AfD pochodzą stamtąd, choć mieszkają obecnie na wschodzie) – kto pochodzi z Niemiec wschodnich nie ma szans na wejście do elity władzy i intelektualnej, te bowiem rekrutują się ze swojego, dobrze „okopanego” grona, czyli „mądrzejszego” Zachodu. Betonowanie struktury społecznej przez Niemców zachodnich zapewniają także media, będące prawie całkowicie w rękach kuratorów z zachodu kraju.
„Wschód” – jak pisze Oschmann – ewidentnie nie jest już stroną świata, lecz mianem tego, co zasadniczo zacofane, pozbawione kultury, barbarzyńskie. Negatywne przypisywania i skojarzenia płynnie znalazły kontynuację po II wojnie światowej w określeniach: „strefa wschodnia”, „blok wschodni”, i Europa Wschodnia, a także w pogardliwych uwagach Adenauera, że za Kassel zaczyna się „Wołoszczyzna”, a w okolicach Magdenburga „Azja”, w tak zwanych dowcipach o Polakach, a wreszcie w neologizmie „Ossi”- listę nacechowanych pejoratywnie pojęć i obrazów można by dowolnie wydłużać. Ostatecznie wszystkie słowa zawierające cząstkę „Ost” stały się skażone i bezużyteczne”.
Dla polskiego, czyli jeszcze bardziej wschodniego czytelnika, wielce to ciekawa i pouczająca książka, skłaniająca do refleksji szerszych niż opisywane przez autora.
Anna Leszkowska
Jak niemiecki Zachód wymyślił swój Wschód, Dirk Oschmann, Instytut Zachodni, Poznań, 2024, s.149
*https://monde-diplomatique.pl/niemcy-wschodnie-historia-zaboru/
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3258

W książce – „swojej ptasiej autobiografii” - opisuje różne ptaki, jakie przygarniała do swojego domu, poczynając od gołębi, by w końcu zachwycić się krukowatymi – jednym z najinteligentniejszych rodzajów ptaków. „To, że ptaki rozumują, nie dziwi nikogo, kto ma z nimi jakikolwiek kontakt. A przecież doniesienia o najnowszych odkryciach w tej dziedzinie nierzadko przyjmujemy z osłupieniem.
Raporty o posługujących się narzędziami wronach z Nowych Hebrydów czy papugach, które potrafią liczyć, są dla opinii publicznej zdumiewające lub wręcz sensacyjne, ponieważ do niedawna powszechnie sądzono, że ptasi mózg jest za mały na jakiekolwiek „inteligentne” zachowania” - pisze Autorka.
Swoją fascynację krukowatymi wyraziła dobitnie w przedmowie do polskiego wydania: „Rozproszone po całej Ziemi krukowate należą do do stworzeń, które bodaj najsilniej oddziałują na ludzką wyobraźnię – przez jednych traktowane jak szkodniki, czy wręcz zło wcielone, przez innych uważane za święte. W ostatnich dziesięcioleciach wiedza człowieka o tych fascynujących zwierzętach bardzo się pogłębiła. Teraz nie tylko podejrzewamy, że są mądre, my wiemy to na pewno. Badania nad zdolnościami poznawczymi i układem nerwowym Corvidae pozwala zaliczyć je do najinteligentniejszych gatunków zamieszkujących tę planetę. A dla mnie pisanie o nich było czymś nadzwyczajnym – szansą opowiedzenia czytelnikom o wyjątkowości ptaków widywanych przez nas na co dzień”.(tm)
Corvus. Życie wśród ptaków, Esther Woolfson, Wydawnictwo W.A.B. , Warszawa 2012, s.326, cena 44,90 zł
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1144
Cud nad Wisłą – zwycięstwo zapowiadające katastrofę – to nowy, siódmy już tom znakomitych felietonów prof. Witolda Modzelewskiego z serii Polska – Rosja. Tym razem – o nieopowiedzianych w nauczaniu historii Polski niewygodnych faktach roku 1920, lat 1926-45 oraz czasów obecnych.
Historycy te fakty znają, a jednak z powodów politycznych nie nagłaśniają ich, grzecznie wpisując się w tok narracji historyczno-politycznej kształtowanej przez polityków. Dla większości czytelników nie będących historykami – a zwłaszcza zainteresowanych kierunkiem wschodnim, stosunkami Polski z Rosją, ZSRR, Litwą, Ukrainą, Białorusią – lektura tej książki (jak i poprzednich) będzie odkryciem nowych horyzontów. Nie tylko faktów przemilczanych, ale i ich interpretacji historyczno-politologicznej.
Już sam tytuł książki – Cud nad Wisłą – zwycięstwo zapowiadające katastrofę - jest obrazoburczy. Witold Modzelewski, odnosząc się do genezy i przebiegu tego wydarzenia (m.in. groteskowego „zajęcia” Kijowa) oraz jego skutków politycznych, stawia odważne tezy jak na obecne czasy (choć przecież pojawiały się one w publicystyce historycznej PRL). I przedstawia argumenty nie do zbicia w rzetelnej, merytorycznej dyskusji, pozbawionej zacietrzewienia ideologicznego, o co dzisiaj trudno.
Oceniając rok 1920, autor stwierdza, że choć był on rokiem sukcesów, to „pod względem terytorialnym okazał się nietrwały – przetrwał raptem niecałe 19 lat. Rewanż roku 1939 był dużo bardziej okrutny niż inwazja sprzed stu lat. Wtedy przegraliśmy i tylko cudem odrodziliśmy się w nowej, antyniemieckiej wersji w 1945 roku. Ten cud jest dziś zapomniany, ale okazał się o wiele trwalszy od Cudu nad Wisłą”.
Opisując stosunki z państwem sowieckim w latach 1926-45, Witold Modzelewski rozprawia się także z mitem i absurdalnym kultem Józefa Piłsudskiego. A pisząc o obecnej polityce Polski wobec państw położonych za wschodnią granicą (najobszerniejszy rozdział książki) pokazuje schizofrenię naszej polityki historycznej i chorą rusofobię serwowaną Polakom przez środowiska polityczno-medialne. W jednym z końcowych rozdziałów analizuje też obecne wydarzenia na Białorusi.
Z rusofobią walczy zresztą konsekwentnie we wszystkich felietonach poświęconych stosunkom polsko-rosyjskim. Wypowiada się na ten temat także na zakończenie książki w wiele mówiącym felietonie „Czy ekspert może być rusofobem”. Znalazły się w nim słowa mocno deficytowe dzisiaj w dyspucie publicznej: „W interesie Polski i wszystkich (bez wyjątku) obywateli polskich oraz cudzoziemców mieszkających tutaj jest pokój, demokracja, rozwój ekonomiczny oraz stabilizacja polityczna i społeczna naszego kraju, który jest i długo będzie „na dorobku”, bo musi wyjść z biedy i degradacji zafundowanej nam nie tylko na początku tej epoki (ukłony dla twórcy „radykalnej transformacji”). Aby to osiągnąć, nie powinniśmy z nikim toczyć ani gorącej, ani nawet zimnej wojny, nie możemy prowadzić wrogiej polityki wobec kogokolwiek, zwłaszcza tych, którzy nie zgłaszają jakichkolwiek roszczeń do majątku naszego państwa czy jego obywateli”.(al.)
Cud nad Wisłą – zwycięstwo zapowiadające katastrofę, Witold Modzelewski, Wydawnictwo Instytutu Studiów Podatkowych, Warszawa 2020, s. 304
Książka prof. Modzelewskiego była tematem konferencji, jaka się odbyła 26.11.20, a którą można obejrzeć pod adresem - https://youtu.be/g5a5iGuAdPs