Ochrona środowiska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 934
Cele rozwojowe Unii Europejskiej (UE) w latach 30. XXI wieku określa strategia Europejskiego Zielonego Ładu (EZŁ) opublikowana w grudniu 2019 r. Budzi ona coraz większe kontrowersje, w szczególności wśród rolników, co jest podstawą do przyjrzenia się temu dokumentowi i do jego oceny.
Europejski Zielony Ład – diagnoza i założenia
Celem EZŁ jest zbudowanie w perspektywie 2050 r. nowoczesnej, efektywnej zasobowo i konkurencyjnej gospodarki. Cechami charakterystycznymi tej nowej jakości w UE mają być neutralność klimatyczna, oddzielenie wzrostu gospodarczego od wykorzystania zasobów naturalnych oraz dbałość o mieszkańców. Takie założenia mają być odpowiedzią na nowe nadchodzące wyzwania, jakim UE będzie musiała stawić czoła w perspektywie połowy stulecia.
Powyższa krótka charakterystyka głównej idei EZŁ oraz analiza dokumentów programowych i komentarzy przedstawicieli Komisji Europejskiej (KE) wskazują, że zmiana ma na celu położenie większego nacisku na środowiskowe aspekty rozwoju, co wynika z analiz dotyczących przyszłych zagrożeń. Jednakże EZŁ należy oceniać w szerszym kontekście, jako próbę wskazania państwom członkowskim nowego kierunku rozwoju, który sprostałby wyzwaniom i potrzebom społeczeństw pierwszej połowy XXI wieku. To wymaga nowego, bardzo ambitnego spojrzenia na gospodarkę, relacje społeczne i instytucje, aby były one w stanie dostosować się do nowych uwarunkowań, które mogą pojawić się w pierwszej połowie XXI wieku. Skuteczność EZŁ wymaga więc znaczących zmian społeczno-gospodarczych, co jest podstawową przesłanką sprzeciwu wobec tej strategii. Z tego powodu niechęć do tego dokumentu rośnie wraz z liczbą interesariuszy, których dotykają działania zawarte w tej strategii.
Punktem wyjścia do budowy EZŁ jest analiza przyszłych, potencjalnych zagrożeń, przed jakimi stoi UE, które uznano za bardzo prawdopodobne, a skutki ich oddziaływania za bardzo silne. Prognozy pokazują, że koszty społeczno-gospodarcze, w tym śmierć wielu ludzi, wywołane przez zmianę klimatu oraz powiązane z nią zmiany w środowisku przyrodniczym, będą dużo większe niż wysokie nakłady przeznaczane na ten cel w nadchodzących latach. Skutkiem tego będą nie tylko zmiany uwarunkowań środowiskowych, w których ludziom przyjdzie żyć, ale również przemiany społeczne wynikające z nierówności w dostępie do dóbr i usług, w tym istotnych z punktu widzenia trwania i rozwoju. Wyzwania zauważone przez UE dotyczą głównie problemów środowiskowych, tj. zmiany klimatu, degradacji bioróżnorodności, przyjaznej dla środowiska i taniej energii, bezpiecznego użycia chemikaliów oraz przeciwdziałania wylesianiu Europy.
Diagnoza, przedstawiona wyżej w bardzo ogólny sposób, spowodowała potrzebę poszukiwania lekarstwa na przyszłe problemy Unii Europejskiej i świata. W opinii KE strategia EZŁ ma być pierwszym etapem kuracji, której celem jest uzdrowienie UE oraz zabezpieczenie jej przed przyszłymi zagrożeniami. Jednakże leczenie to wymaga wysiłku.
Podstawą rozwiązań służących przeciwdziałaniu tym problemom ma być nowa strategia przemysłowa oparta na niskoemisyjnej gospodarce o obiegu zamkniętym, przeprowadzonej w formie sprawiedliwej transformacji. To ostatnie pojęcie ma oznaczać, że ta transformacja powinna się odbyć w sposób powodujący najmniej konsekwencji dla najsłabszych i najbiedniejszych grup społecznych, aby nie były one ofiarami zmian i nie uległy dalszemu wykluczeniu. Zmiany powinny prowadzić do redukcji emisji zanieczyszczeń, zwłaszcza do powietrza, tworzenia nowych miejsc pracy i wzrostu gospodarczego, redukcji ubóstwa energetycznego i uzależnienia od zewnętrznych źródeł energii (pierwotnej i wtórnej), jak również poprawy zdrowia mieszkańców UE oraz ich jakości życia. Zakłada się, że wpłynie to pozytywnie nie tylko na samą UE, ale również na jej pozycję w świecie.
Europejski Zielony Ład – zniechęcenie i protesty
Już na etapie budowania strategii EZŁ pojawiały się liczne głosy jej przeciwników wskazujące, że koncepcja ta jest błędną oraz prowadzi UE w złym kierunku. Przeciwnicy podkreślali głównie kwestie związane z dalszym ograniczaniem praw suwerennych państw członkowskich i przekazywaniem w ręce Komisji Europejskiej coraz większych uprawnień, co jest pośrednim skutkiem przyjmowania kolejnych zobowiązań w zakresie polityki klimatycznej i ochrony środowiska. Warto przy tym zwrócić uwagę, że EZŁ był tworzony przed epidemią Covid-19 i przed wojną na Ukrainie, a te dwa wydarzenia mocno zmieniły sytuację społeczno-gospodarczą Europejczyków i ich nastawienie do realizacji trudnych, długookresowych problemów. Zdecydowanie większą uwagę poświęca się problemom bieżącym, które istotnie wpływają na jakość życia. To powoduje, że w warunkach pogarszającej się koniunktury skłonność do wyrzeczeń na rzecz długookresowej, nieokreślonej przyszłości jest bardzo niska.
Wątpliwości odnośnie do EZŁ nasilają się wraz z upływającym czasem. Wynika to z ewolucji strategii, tj. przekształcania jej ogólnych celów w rozwiązania prawne, które wymuszają na mieszkańcach UE określone działania. Krytyka EZŁ dociera z różnych środowisk, tj. ze strony przemysłu, opinii publicznej, urzędników, a nawet rządów. Żądania dotyczą zawieszenia lub opóźnienia wybranych regulacji, wycofania się z niektórych zapisów, a nawet z całej strategii. Na razie najbardziej liczną grupą zawodową, którą dotknęły przepisy wynikające z EZŁ, są rolnicy. Z tego powodu w ciągu ostatniego pół roku przez Europę przetoczyła się fala protestów rolniczych przeciwko tej strategii. Siła oddziaływania tej grupy zawodowej jest znacząca, co spowodowało, że problem EZŁ przedostał się do mediów i opinii publicznej. Z tego powodu warto poświęcić EZŁ w obszarze rolnictwa nieco więcej uwagi.
EZŁ a rolnictwo
Rolnictwo odgrywa szczególną rolę w strategii EZŁ, ponieważ jest ściśle powiązane ze środowiskiem przyrodniczym. Relacja ta ma charakter dwukierunkowy, tj. rolnictwo silnie oddziałuje na przyrodę i klimat, a jednocześnie produkcja rolna jest równie silnie uzależniona od warunków przyrodniczo-klimatycznych. Strategia EZŁ i kolejne z nią związane – europejska strategia „Od pola do stołu” oraz „Unijna strategia na rzecz bioróżnorodności” z 2020 r. – sprecyzowały oczekiwania wobec rolnictwa. Oczekiwania te można określić hasłem ekologizacji rolnictwa, którą ujęto w kilku kluczowych obszarach priorytetowych. Przypisano do nich cele, którymi są:
• Redukcja pestycydów – zmniejszenie stosowania pestycydów chemicznych i związanych z nimi zagrożeń o 50%.
• Redukcja nawozów – zmniejszenie strat składników pokarmowych o co najmniej 50%, nie dopuszczając przy tym do pogorszenia żyzności gleby, co może skutkować ograniczeniem stosowania nawozów o co najmniej 20%.
• Redukcja środków przeciwdrobnoustrojowych – zmniejszenie o 50% sprzedaży środków przeciwdrobnoustrojowych przeznaczonych dla zwierząt utrzymywanych w warunkach fermowych oraz stosowanych w akwakulturze.
• Rozwój rolnictwa ekologicznego – udział powierzchni gruntów rolnych użytkowanych zgodnie z zasadami rolnictwa ekologicznego powinien stanowić 25% w areale użytków rolnych ogółem.
• Ochrona bioróżnorodności i klimatu – utrzymanie co najmniej 10% użytków rolnych zawierających elementy krajobrazu o wysokiej różnorodności, do których m.in. należą: strefy buforowe, żywopłoty, drzewa nieprodukcyjne, murki tarasowe, stawy i ugory.
Ponadto, w oparciu o inne rozwiązania prawne, w 2023 r. pośrednio wskazano w rolnictwie cel redukcyjny w zakresie emisji gazów cieplarnianych. Jego wdrożenie na razie nie budzi kontrowersji, ponieważ nie przekłada się to jeszcze na konkretne rozwiązania prawne.
Realizacji powyższych celów ma służyć Wspólna Polityka Rolna na lata 2023–2027 (WPR). Są to zarówno działania obowiązkowe, jak i dobrowolne, które warunkują pozyskanie dodatkowych płatności w ramach funduszy unijnych skierowanych do rolników. O ekologizacji WPR świadczą jej cele (3 spośród 10 celów polityki rolnej dotyczą: zmian klimatu, dbania o środowisko przyrodnicze oraz ochrony krajobrazów), struktura budżetu (40% budżetu przeznaczone jest na realizację celów środowiskowo-klimatycznych), a także paleta proponowanych rolnikom praktyk i działań prośrodowiskowych (obowiązkowych i dobrowolnych).
Co prawda WPR nakreśliła konstrukcję krajowych planów strategicznych na lata 2023–2027, lecz każde państwo członkowskie indywidualnie opracowało swój plan, kierując się specyfiką krajowego rolnictwa. Poszczególne państwa członkowskie zdefiniowały i uzasadniły własne zaangażowanie w osiągnięcie celów unijnych. W wielu przypadkach, w tym dotyczących Polski, krajowe zobowiązania są znacznie niższe od wskaźników przyjętych na poziomie wspólnotowym.
Niestety, często nieprecyzyjny i fragmentaryczny przekaz medialny skutkował szumem informacyjnym, który przełożył się na niepokój rolników związany z EZŁ, a dalej na ich strajki. Dezinformacja spowodowała, że polscy rolnicy błędnie myśleli, że cele EZŁ dla UE dotyczą także ich w tym samym wymiarze.
Biorąc pod uwagę konstrukcję planu strategicznego dla Polski i protesty rolników można stwierdzić, że:
• Wiedza rolników na temat EZŁ i WPR jest bardzo ograniczona, co przejawia się również w postulatach protestujących, które w kontekście krajowych celów tej strategii często są niezasadne.
• Rolnicy w niewystarczający sposób przedstawiali swój punkt widzenia na poziomie przygotowywania dokumentów strategicznych, kiedy mogli mieć wpływ na ich kształt.
• Wyzwania EZŁ dla części rolników są wymagające – to dotyczy producentów, którzy intensywnie zorganizowali swoje gospodarstwa, a produkcja rolna w nich wytwarzana wyróżnia się wysokim stopniem uproszczenia i specjalizacji, a także uzależnienia od przemysłowych środków do produkcji rolnej. Jednak takich rolników nie jest w Polsce wielu.
• Strajki rolników, które miały miejsce w 2024 r., wynikały w zasadzie z trzech powodów: niewiedzy – rolnicy nie zostali odpowiednio przygotowani i poinformowani o zmianach z zakresu EZŁ; strachu przed nieznanym i niechęci do zmiany; zdecydowanego pogorszenia się sytuacji rynkowej od 2023 r., spowodowanej sytuacją globalną, którą błędnie przypisano EZŁ i WPR, a nie uwarunkowaniom rynkowym.
Reakcja na protesty i przyszłość EZŁ
Protesty społeczne i niechęć państw do kontynuacji EZŁ odnoszą pewien skutek. KE zawiesiła część zobowiązań, w tym również dotyczących rolnictwa. Jednakże znacznie większym zaskoczeniem jest wycofanie się lub zawieszenie procedowania przepisów dotyczących ochrony przyrody, które z punktu widzenia EZŁ miały kluczowy charakter. Bez nich wypełnienie celów strategii wydaje się wątpliwe. To pokazuje, że przyszłość EZŁ jest również mocno niepewna. Nie musi to oznaczać całkowitego odrzucenia tej strategii, ale niepisanej zgody na niedotrzymanie celów w niej zawartych, przy zachowaniu kierunku zmian.
Niezależnie od tego, KE forsuje swoją wizję przyszłości Europy, podejmując pierwsze działania w zakresie budowy strategii na kolejne dziesięciolecie, czyli do roku 2040. Pierwsze założenia są równie ambitne, a ze scenariuszy przedstawianych państwom członkowskim sugeruje się wybranie najbardziej ambitnej ścieżki. Przesłanką do takiego podejścia jest wiara w długookresowy sukces UE oparty na innowacyjności gospodarki. Jednakże ponownie KE zapomina o polityce informacyjnej i celach krótkookresowych. W praktyce oznacza to wiarę w siłę innowacji, które pozwolą UE osiągnąć przewagi konkurencyjne w porównaniu z resztą świata. Teoretycznie takie podejście jest słuszne pod warunkiem, że w krótkim okresie interesariusze będą w stanie przetrzymać terapię szokową, jaką funduje im UE. W sektorach takich jak rolnictwo, gdzie marża jest niska a zysk uzależniony od sytuacji na rynkach globalnych, budzi to wątpliwości.
Jednocześnie z całą stanowczością należy podkreślić, że kierunek zmian proponowany przez UE jest słuszny. Rozwiązania forsowane w rolnictwie i innych sektorach mają się przyczynić do poprawy naszej sytuacji. Z jednej strony rolnicy mogą być niezadowoleni z konieczności zmiany dotychczasowych przyzwyczajeń i stosowania praktyk wymagających od nich więcej precyzji i zaangażowania, ale z drugiej strony warto zastanowić się, czy postulaty dotyczące zmniejszenia ilości stosowanych pestycydów czy antybiotyków w rolnictwie nie są korzystne dla konsumentów? Z jednej strony rolnicy nie chcą, aby intensywne rolnictwo, np. przemysłowe fermy drobiarskie, było objęte regulacjami dotyczącymi emisji odoru, a z drugiej – czy chcielibyśmy jako mieszkańcy, aby były one umieszczone w okolicach naszych domów i nie poddawane kontroli? Takich pytań można stawiać więcej i to nie tylko w kontekście rolnictwa, które obecnie jest traktowane jako podstawowy hamulcowy EZŁ.
Skutek protestów rolniczych może być dużo większy, niż tylko dotyczący sektora rolnictwa. W całej UE zauważa się rosnący sceptycyzm dla idei forsowanych przez instytucje unijne, który po protestach rolników wybrzmiewa coraz głośniej. To może przełożyć się na najbliższe wybory do Parlamentu Europejskiego, w których rola eurosceptyków może wzrosnąć, a to z kolei może wstrzymać wiele procesów integracyjnych, również tych nastawionych na sprawniejsze funkcjonowanie UE i EZŁ.
W kontekście przyszłości EZŁ warto dodać, że liczba interesariuszy objętych tą strategią będzie dalej rosnąć, a kolejne grupy społeczne będą odczuwać bezpośrednio skutki wspólnotowych regulacji, co w przyszłości może jeszcze silniej wpłynąć na niechęć do strategii rozwojowych UE. W ten sposób nawet słuszne cele, bez odpowiedniej polityki informacyjnej, rzetelnego przedstawienia skutków wdrażanej strategii oraz szeroko zakrojonej polityki informacyjnej, nie mają szans na pozytywne zakończenie. Wiele argumentów przeciw EZŁ jest opartych na półprawdach, gdzie rzeczywiste rozwiązania są poddawane nadinterpretacji w celu przestraszenia nieświadomych mieszkańców.
Konrad Prandecki, Wioletta Wrzaszcz
Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej - Państwowy Instytut Badawczy.
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3401
Jak wiele roślin, które nie pochodzą z tego regionu, można znaleźć w Alpach? Jakie zwierzęta zostały celowo lub przypadkowo zaintrodukowane do Dunaju? Jak poważnym zagrożeniem staną się one dla lokalnej dzikiej flory i fauny?
Wspólne Centrum Badawcze (JRC), będące wewnętrzną służbę naukową Komisji Europejskiej, to pierwsze miejsce, w którym można uzyskać odpowiedź na te i inne pytania związane z 16 000 gatunków obcych, których pojawienie się zgłoszono jak dotąd w skali całej Europy. Ta pierwsza tego typu europejska sieć informacyjna - EASIN - stanowi ważny postęp w walce z zagrożeniem, jakie przedstawiają gatunki obce, które stają się inwazyjne. Gatunki inwazyjne stanowią poważne niebezpieczeństwo dla różnorodności biologicznej i zasobów naturalnych, a powodowane przez nie szkody gospodarcze szacuje się na około 12 mld euro rocznie.
Na całym świecie rośnie liczba obcych gatunków – są to gatunki nierodzime, które osiedliły się w nowym środowisku. Większość z nich nie stanowi poważnego zagrożenia dla tego środowiska. Jednakże niektóre z nich tak dobrze przystosowują się do nowych warunków, że stają się gatunkami inwazyjnymi – przestają być biologicznymi ciekawostkami, a stają się prawdziwą groźbą dla lokalnych ekosystemów, upraw oraz inwentarza żywego, zagrażając dobrostanowi środowiskowemu i społecznemu. Inwazyjne gatunki obce to druga najpoważniejsza przyczyna utraty różnorodności biologicznej, po zmianach siedlisk naturalnych.
EASIN ułatwia sporządzanie map rozmieszczenia gatunków obcych i ich klasyfikację dzięki metodzie indeksowania danych zgłaszanych z ponad 40 internetowych baz danych. Dzięki aktualizowanym na bieżąco funkcjom sieciowym użytkownicy mogą oglądać i sprawdzać na mapie rozmieszczenie gatunków obcych w Europie, a także wyszukiwać je za pomocą różnych kryteriów takich jak środowisko, w którym gatunki te występują (lądowe, morskie lub słodkowodne), ich klasyfikacja biologiczna czy drogi ich wprowadzania.
Najważniejszym elementem EASIN jest katalog, który zawiera obecnie ponad 16 000 gatunków. Ten rejestr wszystkich zgłoszonych gatunków obcych w Europie został przygotowany w drodze kompilacji, weryfikacji i standaryzacji informacji dostępnych w internecie i w literaturze naukowej.
Użytkownicy EASIN mogą badać i sprawdzać na mapie dane georeferencyjne na temat gatunków obcych z następujących internetowych baz danych: globalnego systemu informacyjnego na temat różnorodności biologicznej (GBIF), globalnej sieci informacyjnej na temat gatunków inwazyjnych (GISIN) i regionalnego euroazjatyckiego centrum ds. inwazji biologicznych (REABIC). W nadchodzących latach zostaną dołączone nowe źródła danych.
Narzędzia internetowe i usługi EASIN są zgodne z uznanymi międzynarodowymi normami i protokołami. Korzystanie z nich jest bezpłatne, natomiast dane pozostają własnością źródeł, z których je zaczerpnięto i które są odpowiednio cytowane i linkowane w EASIN.
Zwalczanie inwazyjnych gatunków obcych stanowi jeden z sześciu głównych celów unijnej strategii ochrony różnorodności biologicznej na 2020 r., a Komisja przygotowuje obecnie szczegółowe wnioski wzmacniające prawodawstwo w tej dziedzinie.
Gatunki obce występują w niemal każdym typie ekosystemu na Ziemi. W niektórych przypadkach stają się one inwazyjne i zagrażają rodzimej przyrodzie. Reprezentują one wszystkie główne grupy taksonomiczne, w tym wirusy, grzyby, algi, mchy, paprocie, rośliny wyższe, bezkręgowce, ryby, płazy, gady, ptaki i ssaki.
Inwazyjne gatunki obce mogą przekształcać strukturę i skład gatunkowy ekosystemów wypierając gatunki rodzime lub zajmując ich miejsce: bezpośrednio – w drodze drapieżnictwa lub konkurowania o zasoby, albo pośrednio – zmieniając siedliska przyrodnicze czy obieg składników odżywczych w systemie. Koszty dla zdrowia ludzkiego obejmują rozprzestrzenianie się chorób i alergenów, koszty dla gospodarki to szkody w rolnictwie i infrastrukturze, a dla środowiska naturalnego – nieodwracalna utrata gatunków rodzimych, szkody w ekosystemach i różnorodności biologicznej, które stanowią ich podstawę.
Szacuje się, że 10–15% gatunków obcych zidentyfikowanych w środowiskach naturalnych w Europie rozprzestrzenia się i powoduje straty środowiskowe, gospodarcze lub społeczne. Gatunki takie jak barszcz mantegazyjski, rak sygnałowy, racicznica zmienna i piżmak wywierają obecnie wpływ na zdrowie ludzkie, powodują poważne szkody w lasach, uprawach i zasobach rybnych oraz zatory na drogach wodnych. Na przykład rdestowiec japoński hamuje wzrost innych roślin, wypiera rodzime gatunki roślin i powoduje poważne szkody w infrastrukturze, co pociąga za sobą bardzo duże skutki gospodarcze. Zgodnie z przeprowadzonymi badaniami w Anglii, Szkocji i Walii tylko ten jeden gatunek rośliny powoduje każdego roku szkody w wysokości 205 milionów euro.
Dodatkowe informacje:
http://easin.jrc.ec.europa.eu/
http://ec.europa.eu/environment/nature/invasivealien/index_en.htm
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 851
Z profesorem Maciejem Zalewskim z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii PAN rozmawia Filip Górski.
- Problemem nauk o środowisku często jest fragmentaryczny opis rzeczywistości i przedstawienie bardziej złożonych procesów. Odpowiedzią na te bolączki może stać się szersze ujęcie, które prezentuje ekohydrologia. Dlaczego zajął się Pan tą dyscypliną?
- Od lat 50. dziesięciokrotnie wzrosło globalne PKB (konsumpcja dóbr), związana z tym emisja gazów cieplarnianych (do pewnego stopnia kompensowana postępującą technologią i prawem), ale też demografia. Pojemność świata oceniana jest na 12 mld ludzi. Kiedy w latach 70. było nas prawie 3 mld, mieliśmy 300% buforu dla naszej presji na środowisko. Teraz jest nas prawie 8 mld – zostało nam około 20%. Już w 1972 r. autorzy raportu Klubu Rzymskiego ostrzegali, że globalne interakcje między człowiekiem a środowiskiem tworzą poważne zagrożenie dla przyszłości naszej cywilizacji. Między innymi dlatego wybrałem te studia. W ich trakcie i podczas realizacji doktoratu zorientowałem się, że działania ochrony środowiska są niewystarczające i degradacja postępuje na całym świecie.
Zgodnie z teorią Malthusa i teorią r-K selekcji (każda populacja niezagrożona przez drapieżnika wchodzi w fazę ekspotencjalnego wzrostu i musi zderzyć się z ograniczoną pojemnością środowiska) można określić dwa scenariusze. Pierwszy z nich mówi o tym, że jeśli populacja rośnie wykładniczo, a pojemność środowiska się równocześnie obniża, następuje zderzenie i spadek populacji do 1/3 pierwotnej wartości. Natomiast drugi scenariusz nakreśla łagodne konsekwencje – jeśli dla takiego samego wzrostu populacji pojemność środowiska się zwiększa, to ma ona czas na adaptację, stabilizuje się na poziomie poniżej pojemności środowiska dzięki procesom samoregulacji. Sytuacja jest zatem niezwykle dramatyczna – zasoby się kurczą. Dlatego, jeśli chcemy zejść z kursu kolizyjnego, musimy dokonać zmiany paradygmatu.
Do tej pory eksploatowaliśmy świat. Braliśmy tyle zasobów, ile potrzebowaliśmy, i deponowaliśmy wszystkie zanieczyszczenia. System je absorbował, bo miał 300% buforu. Natomiast teraz (przy zapasie 20%) tak już niestety się nie da. Zamiast traktować biosferę jak skrzynkę o nieskończonych zasobach i zdolnościach absorpcyjnych odpadów i zanieczyszczeń, musimy stwierdzić: żyjemy na statku kosmicznym „Ziemia”. Statek ten ma ograniczone zasoby (także wodne) i cała załoga musi rozumieć jego funkcjonowanie, żeby racjonalnie korzystać ze wszystkich dóbr, cyrkulując.
Nowy paradygmat nazywam ewolucyjno-ekosystemowym, ponieważ wszyscy musimy sobie zdać sprawę, że biosfera zawsze ewoluowała, ale teraz to my decydujemy o kierunku tej ewolucji i o tym, czy unikniemy zderzenia. Musimy zatem ograniczać konsumpcję (np. o 30% przez każdego z nas – wtedy wejdziemy w stan równowagi). Po drugie, musimy zdawać sobie sprawę, że biosfera funkcjonuje jak ekosystem – cykl hydrologiczny napędza krążenie m.in. węgla, azotu i fosforu. Jako ludzkość zmodyfikowaliśmy szereg cykli, w tym krążenie węgla w środowisku. Przekłada się to na wiele problemów, z którymi obecnie się borykamy, np. na produkcję żywności, która staje się zasobem ograniczonym szczególnie w obliczu zmian klimatu i kurczących się zasobów wodnych. Nierozwiązane problemy dotyczące braków zasobów mogą doprowadzać do napięć społecznych lub wręcz etnicznych, tak jak w przypadku konfliktu Tutsi-Hutu w Burundi i Rwandzie. Byłem świadkiem tego narastającego konfliktu, kiedy koordynowałem jeden z projektów UNESCO MAB („Człowiek i Środowisko” -„Man and Biosphere”) na początku lat 90. Postęp w medycynie, który dotarł wtedy również do Afryki, zredukował śmiertelność. W ciągu 20 lat populacja się podwoiła. Niestety, pojemność tamtego systemu nie była wystarczająca.
- Czy na te wyzwania może odpowiedzieć ekohydrologia?
- Obserwujemy, że pojemność środowiska się zmniejsza, a populacja rośnie wykładniczo. Za największe wyzwanie współczesnego świata uznałem znalezienie mechanizmu, który nie tylko odwróci proces degradacji biosfery, ale też w obecnej sytuacji umożliwi zwiększenie jej potencjału o dalsze 30%. Recepta na zrównoważony rozwój to nie tylko redukcja konsumpcji, ale równoczesne zwiększenie potencjału wyrażonego skrótem WBSRC – woda (W), bioróżnorodność (B), korzyści dla społeczeństwa (S), odporność na zmiany klimatu (R), kultura i edukacja (C). Cała biosfera jest napędzana cyklem hydrologicznym. Krążenie wody to element, który napędza krążenie węgla, fosforu, azotu. Od tych podstawowych procesów zależy produktywność biologiczna ekosystemów i ecosystem services – korzyści wypływających z nich dla społeczeństwa. Sektorowość tej nauki i rosnąca w związku z natężającą się konsumpcją i procesami demograficznymi kompleksowość oddziaływań człowieka wymagają rozwiązań integrujących wiedzę z różnych dyscyplin nauki.
- Skąd wziął się pomysł połączenia ekologii i hydrologii w Pana pracach?
- Odbyłem staż w Instytucie Nenckiego, gdzie prof. Romuald Klekowski i prof. Zofia Fisher pracowali nad podręcznikiem Międzynarodowego Programu Biologicznego – Ecological Bioenergetics. To niezwykle aktualne do dzisiaj podejście badawcze redukowało procesy ekologiczne do praw termodynamiki. Fizyka stała się podstawą ekologii, a procesy ekologiczne łatwiejsze do kwantyfikacji, do analizy. Okazało się wówczas, że ekosystemy działają bardzo logicznie. To doświadczenie pomogło mi sformułować model abiotyczno-biotycznej regulacji, który integrował ekologię i hydrologię. Wiąże on z jednej strony hydraulikę, która w ekosystemach wodnych determinuje wydatkowanie i oszczędzanie energii przez organizmy, ponieważ ma wpływ na ich siedliska, a z drugiej strony termodynamikę, która np. pokazuje, jak rośnie wraz z temperaturą tempo metabolizmu. Model ten stał się głównym motywem programu Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) pod nazwą Habitat Modification and Freshwater Fisheries. Koordynowałem go przez 6 lat.
W trakcie pracy w Międzynarodowym Programie Hydrologicznym wśród moich współpracowników – hydrologów – zaistniała świadomość, że bez procesów biologicznych nie rozwiąże się narastających problemów gospodarki wodnej. Model abiotyczno-biotycznej regulacji daje szansę na odkrycie nowych własności systemu, które będą generowały nowe technologie, nowy sposób myślenia i rozwiązywania problemów.
- Na czym dokładnie powinno polegać to nowe, biologiczno-hydrologiczne podejście?
- Do tej pory hydrologia skupiała się na dużych rzekach. Tymczasem kluczowe są małe cieki wodne i to od nich powinniśmy zacząć. Mały strumień jest bardzo wrażliwy na zanieczyszczenia, ale jednocześnie ma ogromny potencjał samooczyszczania. Udało nam się wykazać, że jeśli jest zacieniony, to wystarczy doświetlić go w 60%, a samooczyszczenie zwiększy się trzykrotnie. Trzeba zrozumieć ten proces, by niskim kosztem poprawić sytuację szczególnie w zakresie upraw, gdzie zanieczyszczenia obszarowe stanowią największy problem. To właśnie ekohydrologia.
Na początku tych badań wszystkim wydawało się, że rzeka płynąca w szpalerze drzew jest najbardziej cenna przyrodniczo i odporna – ma zróżnicowane siedliska, kłusownikom trudno tam dotrzeć. Sądziłem, że powinno być w niej mnóstwo ryb. Okazało się to nieprawdą. Zacząłem badać. Wyszło, że z powodu ograniczenia światła w wodzie rosną krasnorosty, czyli glony niejadalne dla bezkręgowców. Skoro nie ma tam bezkręgowców (bo nie mają się czym żywić), to nie ma też ryb, dla których są pokarmem. W takim wypadku struktura zespołów organizmów i procesy biologiczne, które stanowią o samooczyszczaniu, są silnie zredukowane.
Jednak w zlewniach małych rzek powinniśmy zacząć od retencji glebowej, zwiększając ilość materii organicznej, która jak gąbka retencjonuje wodę i zapobiega szybkiej utracie fosforu i azotu. To pozwala na wzrost polonów i redukcję przeżyźnienia wód, czego rezultatem są np. toksyczne zakwity sinic w zbiornikach zaporowych, jeziorach i Bałtyku. Drugi etap polega na konieczności utworzenia efektywnej strefy buforowanej między lądem a wodą. Dlaczego? Gdy utworzymy barierę denitryfikacyjną i duże zagęszczenie korzeni, np. znakomicie filtrujących biogeny wierzby, to obniżone zostanie również tempo przemieszczania się wód podziemnych. Dzięki temu rośliny, które uprawiamy, będą miały więcej czasu, aby nawozy pobrać z gleby i mniej ich dostanie się do rzeki. Wodę trzeba zatem chronić już na obszarach rolnych.
Na terenach miast, aby zapobiegać powstawaniu wysp ciepła, powinniśmy przede wszystkim obniżać trawniki, a wodę z dachów odprowadzać do tzw. ogrodów deszczowych – zazielenionych obniżeń terenu pomiędzy domami. Kiedy wystają one ponad poziom ulicy, to woda z nich spływa, a drzewa schną i liście opadają szybciej, przez co nie transpirują, czyli nie obniżają, temperatury i nie zwiększają wilgotności powietrza. W konsekwencji nie redukują ilości pyłów – mamy znacznie większe zanieczyszczenie powietrza i znacznie więcej przypadków alergii i astmy wśród ludzi. Ponadto obniżone trawniki i ogrody deszczowe dzięki roślinom mają zdolność podczyszczania wód burzowych. Nie trzeba w tym celu uruchamiać ogromnych pieniędzy, można niewielkimi kosztami poprawiać jakość życia w mieście. Stopniowo, np. przy każdym remoncie drogi, wystarczy zaprojektować trawnik poniżej jezdni. Jest to również najtańsza i najszybsza metoda, by z biegiem czasu ograniczyć podtopienia podczas nawalnych deszczy. Gdybyśmy obniżyli wszystkie trawniki, to w końcu zredukowalibyśmy lej depresyjny pod miastem.
- W nauce bardzo ważna jest jej adaptowalność, czyli możliwość zastosowania teoretycznych modeli w praktyce. Czy wyniki badań Pana i pańskich współpracowników przełożyły się na jakieś konkretne rozwiązania?
Tak. W latach 90. zorientowaliśmy się, że przez rozwijanie tylko nauk podstawowych (curiosity-driven science) nie można rozwiązać narastających napięć pomiędzy człowiekiem i biosferą – jest na to obecnie za mało czasu. Integrując nauki o środowisku, pogłębiamy zrozumienie procesów, a to jest podstawą innowacyjnych wizji, strategii oraz metod (policy oriented, problem-solving science). W swojej działalności naukowej staram się również wskazywać, jak można na podstawie poznania interakcji między wodą a biocenozami (tj. lasami, jeziorami i parkami) wspierać innowacyjne technologie i wprowadzać rozwiązania systemowe.
Ekohydrologia to model teoretyczny, którego testowanie w różnych warunkach i typach ekosystemów umożliwia odkrycie nowych właściwości. Pozwala to na opracowanie konkretnych rozwiązań, które przyczyniają się do poprawy zasobów wodnych, stanu środowiska i korzyści dla społeczeństwa.
Przykładowo, w latach 80. zaobserwowałem, że podczas reperowania tamy w zbiorniku Sulejowskim w województwie łódzkim obniżono poziom wody. Zmniejszyła się tym samym liczba małego narybku wylęgającego się w akwenie. Wynikiem tego było duże zagęszczenie zooplanktonu, który intensywnie filtrując glony, nie dopuścił do zakwitów.
W następnym roku po remoncie poziom wody w zbiorniku był wysoki, przybrzeżne łąki zalane. Stworzyło to bardzo korzystne dla środowiska tarliska. Zamiast czterech ryb na metr kwadratowy było ich aż czterdzieści. Działały jak odkurzacz – kompletnie wyjadły zooplankton. Pojawił się wielki zakwit. Okazało się, że regulując poziom wody, można kompletnie zmienić jej strukturę biologiczną, ograniczyć zakwity, a co za tym idzie – poprawić jej jakość i potencjał rekreacyjny. Kiedy zbiornik nie kwitł, turystów było 10 razy więcej w tym obszarze, co pozytywnie wpłynęło na ekonomię regionu.
- Rozwiązania, które Pan proponuje, wydają się skomplikowane. Jakie są koszty takich zmian?
- Ekohydrologia, integrując różne dyscypliny, sprowadza wiedzę do wspólnego mianownika. Na tej podstawie dostarcza nowych rozwiązań bliskich naturze (NBS – Nature Based Solutions), rozwiązań hybrydowych integrujących klasyczną hydroinżynierię z NBS, które unowocześniają istniejącą infrastrukturę. Np. w miejscowości Rozprza prof. Edyta Kiedrzyńska z ERCE PAN skonstruowała biotechnologiczny system znacząco poprawiający efektywność małej oczyszczalni ścieków. Oczywiście nie działałby on, gdyby nie było tam wstępnego podczyszczania z zastosowaniem rozwiązań czysto technicznych. Zawsze więc podkreślam, że ekohydrologia nie może zastąpić hydroinżynierii, ale ma jej pomagać, poprawiać stan środowiska, generować korzyści dla społeczeństwa i zmniejszać koszty rozwiązań proekologicznych.
Za kolejny przykład może posłużyć rzeka Grabia. Burmistrz Łasku planował budowę zbiornika rekreacyjnego na pięknym naturalnym odcinku rzeki. Badania, które wykonaliśmy, wykazały, że w zbiorniku zbudowanym według tradycyjnych rozwiązań hydroinżynierii będą występowały zakwity sinic w okresie letnim. Aby wyeliminować to zagrożenie, a jednocześnie ochronić cenny przyrodniczo fragment rzeki, zaproponowaliśmy pozostawienie dzikiej rzeki i skonstruowanie zbiornika obok na tarasie zalewowej.
Opracowaliśmy automatyczny system, który monitoruje jakość wody płynącej rzeki i wpuszcza do zbiornika tylko wodę dobrej jakości, nie powodującej zakwitów. Ponadto przewidzieliśmy w górnej części sekwencyjny system sedymentacyjno-biofiltrujący, który jest zabezpieczeniem w razie awarii systemu pomiarowego. Co więcej, zbiornik będzie tak skonstruowany, aby umożliwić rybom schronienie w okresie zimy. W rezultacie, konstruując zbiornik zgodnie z wiedzą ekohydrologiczną, poprawiamy zasoby wody, bioróżnorodność (tworzymy siedliska, np. trzcinowiska) i zwiększamy odporność na zmiany klimatu. To działanie przyniesie też bezpośrednie korzyści lokalnej społeczności, m.in. powstanie plaża.
W budowie nowego paradygmatu kluczowa jest także kultura i edukacja. Ludzie muszą zacząć rozumieć, jak działa taki system. Z tego powodu powstanie tam także centrum edukacyjne, które będzie atrakcyjnym miejscem na tzw. zielone szkoły. Będzie można tam na konkretnych przykładach wyjaśniać funkcjonowanie systemów ekologicznych i ich harmonizowanie z potrzebami społecznymi.
- Mówi pan o małych rzekach. A co z większymi? To one skupiają ostatnio największą uwagę. Dyskutuje się o ich regulacji, użeglowieniu…
- Brałem udział w programie Odry. Choć od lat jest ona jest rzeką uregulowaną (już przez Niemców), to zastosowaliśmy jazy powłokowe, które napełniane są wodą tylko wtedy, gdy jej poziom obniża się. Dzięki temu zwiększona została retencja wody w dolinie i przyczynia się ona do odbudowy zasobów wód podziemnych i regeneracji wysychających okresowo mokradeł. Przy konstrukcji jazów zaproponowaliśmy naturalne przepławki dla migracji ryb, czyli rzekę płynącą równolegle obok, która również jest połączona ze starorzeczami stanowiącymi refugia dla ryb, szczególnie w okresie zimy.
Do tego oczyszczalnie zostaną usprawnione przez sekwencyjne systemy oczyszczania (tak jak w Rozprzy), natomiast w obszarach rolniczych mają być utworzone buforowe strefy ekotonowe dla redukcji zanieczyszczeń obszarowych. Jeśli na hydrotechnikę spojrzymy bardziej całościowo, a nie tylko jak na budowę kawałka betonu w środku rzeki, to możemy poprawić stan ekologiczny Odry. Takie podejście nie powinno być jednak uniwersalne. Nie byłbym np. entuzjastą podobnej regulacji Bugu. Uważam, że jest to piękna, dzika rzeka, ilość wody nią płynąca w wyniku postępujących zmian klimatu jest coraz mniejsza i tam powinniśmy odtwarzać co najwyżej połączenia rzeki z doliną dla zwiększenia jej retencyjności.
- Każdy widział już chyba zdjęcia wysychającej Wisły w Warszawie. Jak schną rzeki w Łodzi?
- Łódź znajduje się na wododziale, więc jest to krytyczne miejsce. Znajduje się w pasie obszarów szczególnie suchych, również ze względu na małą lesistość. Musimy zdać sobie sprawę, że las jest elementem skutecznie stabilizującym cykl hydrologiczny, zarówno pompą, jak i filtrem. W niektórych obszarach, takich jak Syberia, Chiny czy Paragwaj, nawet 90% krążenia wody zależy od ekosystemów leśnych. W Polsce lasy w około 50% stabilizują one cykl hydrologiczny i dlatego ich powierzchnia powinna być intensywnie zwiększana.
W Łodzi wiele rzek jest skanalizowanych. W erze industrialnej stały się odbiornikami ścieków. Dlatego tak istotna jest renaturyzacja rzek, szczególnie tych, które odbierają jedynie wody burzowe.
- Jak przebiega taka renaturyzacja? Jakie warunki muszą zaistnieć, by rzekę można było w danym miejscu odtworzyć?
- Po pierwsze, renaturyzacja musi odbywać się w miejscu, w którym płynie lub płynęła kiedyś woda. Po drugie, woda burzowa powinna być podczyszczana biotechnologiami ekohydrologicznymi, tak jak zrealizowaliśmy to na Górnej Bzurze i Sokołówce w Łodzi. Umożliwia to konstruowanie małych zbiorników retencyjnych, które zasilają wody podziemne i stabilizują przepływ w renaturyzowanej rzece w okresie suszy. Obecnie dużą wagę do zagospodarowania wód burzowych w sposób zmieniający ich charakter z zagrożenia na poprawiający mikroklimat miasta zasób jest realizowanych w Gdańsku, Wrocławiu i Warszawie. Renaturyzacja małych rzek w obszarach zurbanizowanych jest szczególnie ważna w miastach, które charakteryzują się dużym procentem uszczelnionych powierzchni. Łączenie renaturyzowanych rzek i parków zielonymi korytarzami opisane zostało w mojej koncepcji miasta jako Błękitno-Zielonej Sieci.
Renaturyzacja to nie tylko podczyszczanie wód burzowych i ich retencjonowanie, ale także odtwarzanie zróżnicowanego prądu w korycie i stworzenie starorzeczy. Dodatkowo konieczne są strefy buforowe i zapewnienie dostępu światła, aby rzeka żyła. Nad Sokołówką jest też o tyle ciekawie, że duży, nowoczesny budynek Marina całą wodę deszczową wprowadza do wód podziemnych. Takie rozwiązanie zastosowano, aby zanieczyszczenia nie uciekały rynnami prosto do rzeki, ale przez wody podziemne, dzięki czemu są filtrowane i zasilają ciek stopniowo. Miasto jest fantastycznym miejscem do życia. Kontakty międzyludzkie, wymiana poglądów, kultura, nauka – jednym słowem większa masa krytyczna. Życie w centrum niewątpliwie jest niezwykle inspirujące, ale jakość życia i zdrowie to także łatwy dostęp do zieleni i wody, szczególnie w obliczu zmian klimatu.
- Wiemy już o odtwarzaniu rzek i zbiorników, interwencjach przestrzeń ulicy (obniżaniu trawników). Na ile rozwiązania, takie jak zielone dachy lub zielone ściany, są efektywne w ekohydrologicznej transformacji miast?
- Rozwiązania te muszą być bardzo dobrze skonstruowane. Istnieją np. bardzo proste systemy, w których deszczówkę z rynien akumulujemy, by potem dzięki pompie od czasu do czasu nawodnić nią zielony dach. Zielone dachy i ściany są niezwykle ważne w mieście, ponieważ transpirują, zwiększają wilgotność i pozwalają oszczędzać na klimatyzacji. Oszczędzanie energii będzie coraz ważniejsze w ocieplającym się klimacie. Nowoczesne miasto z jednej strony musi generować energię, gdzie się tylko da (na przykład za pomocą paneli fotowoltaicznych), a z drugiej strony redukować zużycie energii w każdym możliwym obszarze.
- Wiele osób obawia się używania deszczówki, szczególnie w celach gospodarczych. Największe wątpliwości budzi jej jakość, zanieczyszczenia. Jak oczyszczać deszczówkę, którą chcemy później użyć jako szarą wodę?
- Są regiony, w których deszczówka ma bardzo wysoką jakość, ale są też tereny, gdzie występuje w niej duża ilość metali ciężkich i dioksyn. Zanim przystąpi się do odzyskiwania deszczówki na potrzeby gospodarcze, warto przeprowadzić analizę i sprawdzić jej jakość. Aby przystosować deszczówkę do użytku wewnątrzdomowego, należy zastosować prosty filtr. Wraz z moją chińską magistrantką opracowaliśmy taką technologię.
W Łodzi, jak w każdym mieście, często występują metale ciężkie w deszczówce – w naszym przedsięwzięciu chodziło o to, by za pomocą obniżonych trawników szybko odbudowywać wody podziemne, przedtem redukując zanieczyszczenia. Taki filtr można stworzyć na bazie prostych składników – dolomit plus pewne rodzaje torfu. Rozwiązanie to wyłapuje metale ciężkie i dioksyny, ograniczają ich transfer do wód podziemnych. Z powodzeniem może być stosowany również w oczyszczaniu wody do podlewania np. łąk kwietnych.
- Co należy najszybciej poprawić, by nowy, ekohydrologiczny paradygmat mógł się w Polsce zmaterializować?
- Niezbędna jest dalsza integracja nauk o środowisku z ekonomią, a także rozszerzenie prawa, które do tej pory jest zogniskowane na ograniczaniu zagrożeń dla środowiska. W obecnej sytuacji niezbędne jest stymulowanie przez mechanizmy prawne realizacji rozwiązań innowacyjnych dla zwiększania potencjału WBSRC – wody, bioróżnorodności, korzyści dla społeczeństwa, odporności na zmiany klimatu, kultury i edukacji.
Tekst pochodzi ze strony Klubu Jagiellońskiego -
https://klubjagiellonski.pl/2020/06/27/ekohydrologia-czyli-naturalna-sciezka-ku-taniej-i-skutecznej-walce-z-susza/
- Autor: red.
- Odsłon: 4894
Na stronie Instytutu na rzecz Ekorozwoju -
http://www.ineisd.org.pl/theme/UploadFiles/File/stanowiska_i_opinie/STANOWISKO_EJ.pdf
opublikowano stanowisko INE w sprawie projektu „Programu polskiej energetyki jądrowej".