Naukowa agora (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1
Dotąd napisałem już sześć odcinków „Byłem pracownikiem ITME” (ostatni, szósty, Byłem pracownikiem ITME (Requiescat In Pace) ukazał się w SN 6-7/22 – red.). Nie mogę, jak widać, zakończyć i zabieram się za odcinek siódmy, mimo że ITME już dawno nie ma. Obawiam się, że to raczej „życie” dopisuje coraz dalsze odcinki, a ja co najwyżej je rejestruję.
Dwa zdarzenia spowodowały, że teraz znów powracam do tej tematyki. Pierwsze, to o ile pamiętam 18 kwietnia br. w audycji „W punkt” tv Republika wystąpił p. Janusz Piechociński. Ze swadą i standardowym (a obecnie tak modnym) uśmiechem na ustach grzmiał o konieczności ścigania tych, którzy dopuścili się niegospodarności i spowodowali, albo dopuścili do powstania w gospodarce jakichkolwiek strat.
Drugie, to treść hasła w Google odnosząca się do adresu byłego ITME, czyli „Wólczyńska 133”. Nie ma w nim już słowa o ITME, jest to dziś bowiem tylko adres budowanych apartamentowców reklamowanych z uwagi na wyjątkowo korzystne położenie, w pobliżu stacji metra, itp. Zdarzenie drugie niestety przewidziałem, co nie było znowu takie trudne. Wiadomo, że zawsze chodzi o pieniądze, a na Wólczyńskiej w Warszawie są cenne budowlane tereny, na których można dobrze zarobić.
Jeżeli chodzi o p. Janusza Piechocińskiego, to pragnę powrócić do odcinka czwartego –(Byłem pracownikiem ITME (4) – SN 5/21) - moich wspomnień o pracy w ITME i przypomnieć, że w roku 2014 był Pan, Panie Januszu, ministrem gospodarki i wicepremierem, a Instytut (ITME) bezpośrednio Panu podlegał. To wtedy nie zatwierdził Pan dokonanego już wyboru dr. Zygmunta Łuczyńskiego na kolejną kadencję dyrektora instytutu i z naruszeniem obowiązującego wtedy prawa zarządził przeprowadzenie ponownego konkursu na wybór dyrektora. Tym razem wygrał go już przysłany przez Pana inny kandydat. To wtedy rozpoczęła się karuzela kilku kolejnych niekompetentnych osób na stanowisku dyrektora tego instytutu. W kolejnych odcinkach „Byłem pracownikiem ITME” są oni przywoływani i opisane są straty, jakie poczynili. Do tych opisów kieruję ewentualnych zainteresowanych.
Znaczenie ITME
W dziedzinie technologii materiałów dla elektroniki i optoelektroniki (główny zakres zainteresowań ITME) niełatwo o sukcesy. Tak jest na całym świecie. Do wytworzenia materiałów, a z nich elementów i urządzeń o parametrach porównywalnych z najlepszymi, potrzebne są nie tylko bardzo drogie i czasem trudno dostępne urządzenia, ale także kompetentna, latami zdobywająca umiejętności i doświadczenie ich obsługa. Wcale niełatwo jednocześnie spełnić te dwa warunki. Jeżeli tak się zdarzy, jest szansa, że uda się osiągnąć powtarzalny, dobrej jakości końcowy produkt. Na dodatek taki produkt przeważnie jest kosztowny, wymaga stosunkowo dużych nakładów pieniężnych, ale i jego cena rynkowa jest odpowiednia. Nie do przecenienia są takie zdarzenia i trzeba umieć je docenić.
Jak to było w ITME? Spokojna i stosunkowo długa merytoryczna działalność za czasów kierowania instytutem przez odpowiedzialnych i kompetentnych dyrektorów prof. Wiesława Marciniaka i dr. Zygmunta Łuczyńskiego zaowocowała tym, że wiele zakładów naukowych instytutu wyposażono w dobrej jakości aparaturę technologiczną (zdobyto na nie środki), dzięki której otrzymano niezłe rezultaty w tworzonych materiałach i podzespołach. Było tak w przypadku niektórych kryształów (o specyficznych parametrach krzem – sprzedawany między innymi do USA, domieszkowany neodymem granat itrowo aluminiowy - Nd:YAG, fosforek indu - InP, półprzewodniki szeroko-przerwowe: azotek galu - GaN i węglik krzemu - SiC oraz grafen). Ten ostatni zrobił wyjątkową, choć moim zdaniem nie w pełni zasłużoną karierę po wyróżnieniu jego odkrywców i badaczy Nagrodą Nobla. Prace te opisałem wcześniej, tu je jedynie wymieniam.
Szczególną uwagę chcę zwrócić na inne technologie i osiągnięte w ich zakresie kompetencje. Chodzi mi o niezbędne technologie przy wytwarzaniu półprzewodnikowych struktur elektronicznych i półprzewodnikowych urządzeń optoelektronicznych.
Do tych technologii należy zaliczyć techniki epitaksji oraz wycinanie i ewentualnie reprodukcję zaprojektowanych struktur (np. tranzystorów lub układów scalonych, diod elektroluminescencyjnych - LED lub diod laserowych - DL).
W tej kwestii, moim zdaniem, pierwszą lokatę winienem oddać dr. Andrzejowi Kowalikowi i jego elektronolitografom. Pierwsze stosunkowo proste urządzenie (ZBA produkcji NRD z lat 80.) p. A. Kowalik przejął praktycznie bezpłatnie z WAT. W WAT mogło ono być co najwyżej demonstrowane studentom. W ITME zostało prawidłowo i zgodnie z wymogami zainstalowane (siedmiometrowy fundament) i zaistniało jako ważne i często wykorzystywane urządzenie technologiczne. To dlatego zostało z WAT przejęte.
Elektronolitograf ZBA ciągle modernizowany (np. wyposażany w odpowiednie komputery) przetrwał w ITME do 2013 r. tzn. do czasu zakupu nowego urządzenia produkcji amerykańsko – niemieckiej firmy VISTEC. Jak łatwo stwierdzić, p. dr A. Kowalik nieprzerwanie pracował na urządzeniu ZBA przez blisko 30 lat. W tym czasie potrafił poznać wszelkie jego możliwości i osiągać wyniki, o których inni nawet nie mogli marzyć. Z drugiej strony, poznał także wszystkie jego ograniczenia i zdawał sobie sprawę z tego, czego na nim osiągnąć nie może. Technika elektronolitografii bowiem nie stała w miejscu. Potrzeby elektroniki scalonej na coraz krótsze zakresy fal elektromagnetycznych i półprzewodnikowej optoelektroniki wymuszały osiąganie coraz lepszych parametrów tych urządzeń.
Kontakty p. dr. Kowalika z firmą VISTEC spowodowały, że nowe urządzenie budowane na potrzeby ITME miało parametry doświadczalne przekraczające stosowane w urządzeniach wytwarzanych seryjnie. Dotyczyło to między innymi „wyostrzenia” profilu wiązki elektronów w stosunku do powszechnie stosowanego profilu gaussowskiego. Nic dziwnego, że warunki instalacyjne urządzenia były wyjątkowo restrykcyjne. Ponadto między dyrekcją firmy i dr. A. Kowalikiem została zawarta niepisana umowa o informowaniu ich o osiąganiu ekstremalnych rezultatów w budowanych przez niego elementach i urządzeniach.
Sto milionów w błoto
Dlaczego o tym piszę? Elektronolitograf VISTEC kosztował 8 mln euro, a przygotowanie całej infrastruktury do jego instalacji było także kosztowne. W sumie wartość zainstalowanego urządzenia grubo przekraczała wartość 100 mln. zł. Urządzenia tego nie można zdemontować i przenieść. Jeżeli budowane są w tym miejscu apartamentowce, to urządzenie to zostanie złomowane. Nie tylko to. Złomowane będą też tam zainstalowane urządzenia MOCVD do epitaksji. Z pewnością jest ich ok. dziesięciu, a każde kosztowało przeszło 1 mln. zł nie licząc instalacji i kosztu infrastruktury. Nie chodzi jednak wyłącznie o pieniądze. Tam złomowany zostanie życiowy dorobek i starania p. dr. Andrzeja Kowalika i innych. Używam jego nazwiska przykładowo. Takich nazwisk mógłbym w tym miejscu przytoczyć co najmniej kilka. Tam, także złomowane zostaną marzenia o polskiej półprzewodnikowej elektronice i optoelektronice.
Skąd o tym wiem? Nie tylko dlatego, że zgodnie z tytułem tego artykułu tam pracowałem. Był w historii ITME taki moment, gdy dyrektor Departamentu Innowacji ARP (Agencji Rozwoju Przemysłu) Romuald Zadrożny ogłosił konkurs (2014 r.) na budowę mikrofalowego tranzystora na zakres długości fal 3 cm (9 GHz). Zespół pracowników ITME dr inż. Lech Dobrzański, dr inż. Włodzimierz Strupiński i dr inż. Andrzej Kowalik wyposażeni w stosowną aparaturę wzięli udział w konkursie i nie tylko pokazali możliwość wykonania tranzystora na ten zakres częstotliwości, ale także układów scalonych. Zadanie to było więc w zasięgu możliwości polskich specjalistów dysponujących istniejącymi wówczas urządzeniami technicznymi.
Pomiary parametrów zbudowanych elementów prowadzone były tzw. metodą ostrzową, bez ich wycinania. Możliwości naszych urządzeń były jednak znacznie większe.
Za pomocą elektronolitografu VISTEC można było reprodukować zaprojektowane struktury na płytkach 2- lub 4- calowych, uzyskując w trakcie jednego procesu technologicznego tysiące elementów.
W sprzedaży (USA) dostępne były ceramiczne obudowy (zakupiono ich 100 sztuk), w których można było montować wykonywane struktury. Zamierzano wtedy w ITME ręcznie zmontować partię kilkudziesięciu tranzystorów i przekazać je do PIT Radwar do badań aplikacyjnych. Pozytywny wynik takiego testu mógłby stanowić przesłankę dla podjęcia w warunkach instytutowych małoseryjnej produkcji tranzystorów. Możliwa była produkcja na poziomie 100 tys. tranzystorów rocznie, co początkowo zapewne zabezpieczałoby krajowe zapotrzebowanie.
Pozostanie tajemnicą, dlaczego prace te nie miały ciągu dalszego, a ludzie z tym zagadnieniem związani (dyr. R. Zadrożny i dr inż. Zygmunt Łuczyński – dyr. ITME) stracili zatrudnienie.
Brak zgody dla dr. inż. Z. Łuczyńskiego na przedłużenie kadencji dyrektora ITME miało jeszcze głębsze konsekwencje. Doprowadziło praktycznie do likwidacji Instytutu. O tym też już napisałem w poprzednich odcinkach „Byłem pracownikiem ITME”*.
A może komisja śledcza?
Obecnie stało się modne powoływanie sejmowych komisji śledczych. Powołana została takowa np. do prześledzenia, w jaki sposób powstały straty podobno ok. 70 mln. zł związane z nieodbytymi w wyznaczonym terminie wyborami prezydenckimi.
Idąc tym śladem można w sprawie nominacji dyrektorskich i ich skutków w instytutach badawczych powoływać identyczne sejmowe komisje śledcze. Komisja w sprawie nominacji dyrektora ITME miałaby do czynienia z nieporównanie większymi stratami niż ta, zajmująca się nieodbytymi w terminie wyborami Prezydenta RP. Śmiem twierdzić na dodatek, że decyzja o braku zgody dla dyrektora ITME była niezwykle słabo uzasadniona.
Spróbujmy zapytać byłego ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego, czym uzasadniał zastąpienie Zygmunta Łuczyńskiego przez Ireneusza Marciniaka. Mnie, mimo najlepszych chęci, nic rozsądnego do głowy nie przychodzi. To, że się z pewnością znali nie może być miarodajnym powodem jego nominacji. Na dodatek prawie jestem pewny, że minister nie przepytał przyszłego dyrektora, z jakimi urządzeniami technologicznymi będzie miał do czynienia i czy wie co z nimi zrobi? A czy on sam wiedział? Z podobnego rodzaju pytaniami nie możemy iść za daleko. Jako przełożony dyrektora instytutu powinien orientować się w możliwościach instytutu i jego zaplecza technicznego oraz przeprowadzić stosowną rozmowę z nowo mianowanym dyrektorem. Tak uważam i od tego nie odstąpię. Każde odstępstwo zmuszony jestem uznać za patologię, która winna być ścigana przez komisję śledczą.
Byłoby naprawdę nieźle taką komisję powołać. Wtedy przed jej oblicze można by zaprosić także wicepremiera w rządzie PiS Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego Pana Jarosława Gowina. Dałem się zwieść zapowiedzi o reorganizacji przez min. J. Gowina instytutów badawczych. Może nie tyle dałem się zwieść, ile chciałem dać się zwieść po przeczytaniu informacji, że przy Centrum Sieci Badawczej Łukasiewicz powstaje Rada złożona z wiceministrów ważniejszych resortów, w tym głównie resortów związanych z gospodarką. Rada miała wyznaczać główne kierunki działalności Instytutów Sieci zgodnie z potrzebami resortów.
Chciałem w to uwierzyć. Chciałem zobaczyć te kierunki badań potrzebne resortom. Nie wątpię, że takowe istnieją i wiele z nich mogło być zrealizowane. Przecież instytutów badawczych było wiele i pracowało w nich liczne grono pracowników. Nie musieliby wtedy wymyślać dla siebie tematyki podejmowanych zadań, a takowe otrzymywać łącznie z ich zakresem. Przede wszystkim jednak zadania te byłyby potrzebne innym, byłyby one konkretnie rozliczane i wykorzystywane. Dla mnie też wyglądało to rozsądnie.
Może podobnie myślał min. J. Gowin? Jeżeli tak, to Sieć Badawcza Łukasiewicz pod kierownictwem kiedyś najbliższego współpracownika Pana Ministra Gowina, Piotra Dardzińskiego jest od realizacji tych zamierzeń daleka.
Dałem się zwieść tej wizji. Niestety nie zauważyłem później, by kiedykolwiek generowana była potrzebna dla resortów tematyka badań dla poszczególnych instytutów, za to dały o sobie znać inne, mniej korzystne dla Sieci zapisy prawne przy jej tworzeniu. Jako przykład można podać znaczące ograniczanie tematyki instytutów przy ich przekształcaniu, np. łączeniu. Powstały z połączenia ITE i ITME Łukasiewicz IMiF (Instytut Mikroelektroniki i Fotoniki) praktycznie przestał zajmować się materiałami dla tych dziedzin. To wielka strata nie tylko dla nich, także dla gospodarki i kraju. Dlaczego tak się stało? Przekształcenia instytutów badawczych stały się zagadnieniem wewnętrznym powstałej Sieci. Zabrakło szerszego forum dyskusyjnego nad ogólnymi potrzebami (gospodarki, nauki, przemysłu). Uwidoczniły się partykularne punkty widzenia ludzi dalekich od odpowiedzialności za wspomniany powyżej szerszy ogląd. To ten partykularny punkt widzenia jest, jak sądzę, główną przyczyną powstałych w byłym ITME strat aparaturowych i nie tylko.
W rezultacie Instytuty Badawcze nie zyskały w wyniku połączenia ich w Sieć Łukasiewicz. Wystarczy prześledzić ich awans naukowy w bazie danych Scopus.
Zajmowane miejsca w latach 2020 – 2022 w tym rankingu IMiF Łukasiewicz i instytutów składowych (ITE I ITME) pokazałem w części szóstej „Byłem pracownikiem ITME. Requiescat in pace”(30.05.22). Do tej pory (mamy rok 2024) nic się w tej sprawie nie zmieniło. IMiF Łukasiewicz jak dotąd nawet nie zakwalifikował się do oceny.
Nie wiem jak inne instytuty Sieci Łukasiewicz mieszczą się w rankingu Scopus. Jeżeli z nimi jest podobnie, widzę dla Pana ministra J. Gowina wyższy rodzaj (stopień) odpowiedzialności niż sejmowa komisja śledcza. Za swoją reformę instytutów badawczych winien stanąć przed Trybunałem Stanu.
MON daje nadzieję
Było jeszcze jedno zdarzenie, które zdawało się czynić nadzieję na odmianę apokalipsy związanej ze stratami bazy technologicznej w ITME. Było to wystąpienie Ministra Obrony Narodowej do Sieci Łukasiewicz z listem intencyjnym, w którym MON zgłosił zainteresowanie uczestnictwa Centrum Łukasiewicz w wielu opracowaniach przydatnych w wojsku. Wymienione w nim zostało między innymi opracowaniu tranzystora mikrofalowego dla radiolokatorów i teletransmisji mikrofalowej.
W Wojskowej Akademii Technicznej odbyło się ponadto Forum Innowacyjności Sił Zbrojnych – B+R+Armia, na którym sformułowano podstawowe wymogi na sprzęt i technologie potrzebne dla naszej armii. To naprawdę wyglądało poważnie. Znów uwierzyłem. Mieliśmy nadzieję (mówię to także w imieniu byłego dyrektora ITME – dr. Zygmunta Łuczyńskiego, z którym wymieniłem poglądy), że tym razem chodzi o poważną akcję ożywienia tej problematyki. Nie przypuszczałem, że można podpisać umowy z najważniejszymi instytucjami w państwie i nic nie robić. Oczekiwaliśmy zatem zwrotu w przygotowaniu aparatury niezbędnej do tych prac, ale przede wszystkim aktywizację ludzi, którzy już wcześniej wykazali się umiejętnością opracowań w tym względzie.
O dziwo, nic takiego nie następowało. Wszystko pozostawało po staremu. Wspomnę tylko, że jedyny specjalista zdolny do wykorzystania elektronolitografu VISTEC do tego celu, dr A. Kowalik spokojnie przeszedł na wcześniejszą emeryturę.
To wtedy, jak się wyraziłem w części szóstej serii artykułów „Byłem pracownikiem ITME” postanowiliśmy uczynić desperackie kroki i 2 listopada 2021 napisaliśmy pisma do decydujących w tych sprawach osób: Jarosława Kaczyńskiego i ministra ON Mariusza Błaszczaka.
Merytorycznej odpowiedzi na obydwa pisma (22 lutego 2022) udzielił nam Sekretarza Stanu w MON Marcin Ociepa. List jest wyjątkowo obszerny. Zdaje się, że p. minister M. Ociepa chciał mnie przekonać o wyjątkowo głębokim przemyśleniu odpowiedzi.
Składa się ona jakby z trzech części. W pierwszej p. minister M. Ociepa powiadamia mnie, o misji jaką spełnia Sieć Badawcza Łukasiewicz i do niej przekonuje. Nie wiem, w jakiej relacji są względem siebie panowie J. Gowin i M. Ociepa, ale z tego co pozostało po Sieci Łukasiewicz widać, że nie wytrzymała ona próby czasu. Mimo zapewnień obydwu panów, Sieć Łukasiewicz nie zapewniła rozwoju instytutom badawczym poprzez planowane i skoordynowane prowadzenie w nich badań. Przynajmniej nie widać tego po pierwszych czterech latach ich przynależności do tej organizacji i miejsc zajmowanych w rankingu Scopus.
W części drugiej odpowiedzi p. minister M. Ociepa informuje mnie o własnościach elektronolitografu VISTEC i zapewnia o niemożności jego przenoszenia. Niepotrzebnie, jestem tego samego zdania i mógłbym jeszcze do jego argumentów dodać inne powody.
Część trzecią i najważniejszą p. minister poświęca konsultacjom z jednostkami badawczymi podległymi MON, kto ewentualnie na to urządzenie by reflektował. Okazuje się, że nikt. W tym momencie Pan minister zapomniał o liście intencyjnym, tranzystorach mikrofalowych, półprzewodnikach wysoko przerwowych dla elektroniki wysokonapięciowej odpornej na podwyższone temperatury, laserowych diodach półprzewodnikowych i co ważniejsze o Forum Innowacyjności Sił Zbrojnych – B+R+Armia w WAT, na którym wygłosił pogląd, iż „rozwój technologii kluczowych i przyszłościowych dla Wojska Polskiego jest priorytetem działania resortu”.
To dla tych „kluczowych i przyszłościowych dla wojska technologii” nie mógł Pan min. Ociepa znaleźć obecnie w MON miejsca. Gratulacje.
Arogancja urzędnicza
Jest jeszcze część czwarta w piśmie p. ministra M. Ociepy. Nie patrząc na mój wiek (90) i emeryturę, chyba przesadził, posądzając mnie o chęć zabierania czegokolwiek Sieci Łukasiewicz. Nie będę wdawał się w dyskusję z tym obrażającym mnie posądzeniem. Może jako odpowiedź przytoczę zdanie z pisma, jakie napisałem (z Z. Łukaszewskim) 2.11.21 do ministra ON M. Błaszczaka:
„Szanowny Panie Ministrze, naszym zdaniem dla osiągnięcia celów, jakie Panowie stawiają przed armią w projekcie ustawy o obronie ojczyzny i przed instytucjami naukowymi przez wspomniane forum innowacyjności sił zbrojnych, niezbędne jest przejęcie przez resort MON aparatury technologicznej zgromadzonej na terenie byłego ITME. Jest to celowe i pilne, gdyż wymaga ona bardzo skomplikowanej infrastruktury oraz kompetentnej obsługi. Dalsze trwanie obecnego stanu grozi bezpowrotną utratą tych niezwykle wartościowych urządzeń”.
Jak widać, chcieliśmy ratować niezwykle przydatną dla MON aparaturę technologiczną, której w Sieci Łukasiewicz z braku właściwej eksploatacji groziło zniszczenie. Obawiam się, że dziś nie ma już czego ratować. Aparatura ta prawdopodobnie nie jest już możliwa do użytku, a także nie ma jej kto użytkować. Zostanie rozebrana i złomowana razem z budynkiem, w którym jest zainstalowana. Ciekawy jestem, czy kiedykolwiek p. M. Ociepa pofatygował się, by zobaczyć, jak wyglądał elektronolitograf. Gdyby doszło do powołania w tej sprawie komisji śledczej chętnie bym wysłuchał zwierzeń min. M. Ociepy o postępach prac nad mikrofalowymi tranzystorami. Zainteresowanie się realizacją prac w ramach listu intencyjnego chyba leży w obowiązkach stron. Mam wrażenie, że podpisanie listu intencyjnego było jedynym aktem, który się odbył. Niestety.
Czytający ten tekst zapewne zadadzą mi pytanie, czego się spodziewałem, czego - pisząc te listy - oczekiwałem? To dobre pytanie. Chciałem, by uwierzono w moje słowa. Pisałem wyraźnie, że zależy mi na ratowaniu urządzeń technologicznych zgromadzonych w byłym ITME. Oczekiwałem zainteresowania się problemem i sprawdzenia tego, o czym pisałem. Zaproszenia ludzi znających zagadnienie i sprawdzenia, ile w tych pismach jest prawdy. Nawet nie oczekiwałem zaproszenia mnie na rozmowę, lecz z pewnością autorów, którzy wcześniej opracowali tranzystory i ten fakt opublikowali. Panów doktorów Lecha Dobrzańskiego, Włodzimierza, Strupińskiego i Andrzeja Kowalika. Oczekiwałem, że w wyniku tych rozmów zostanie podjęta decyzja o dalszych losach aparatury technologicznej byłego ITME. Może rzeczywiście pozostanie w IMiF Łukasiewicz, lecz rozpoczną się tam poważne prace dla wojska? Może co innego, ale konkretnego.
W rzeczywistości nie stało się nic.
Pisma o treści takiej, jakie otrzymałem od min. M. Ociepy nie spodziewałem się. Potraktował mnie jak jednego z politycznych przeciwników. Niesłusznie. Nie byłem nim i nie jestem. Więcej - uważam, że działania władz: prezydenta i rządu Morawieckiego w zakresie obronności kraju były jak najbardziej słuszne. Co najwyżej może spóźnione, ale to wina decyzji wcześniejszych, gdy nasza armia stawała się zawodowa, a jej liczebność istotnie zmniejszona. Nie taką armię powinien mieć nasz kraj. Dobrze, że zaczęło się zmieniać. Oby tak dalej.
Powracając do odpowiedzi min. M. Ociepy na moje pismo, to bardzo źle zostały ocenione moje intencje. Nikt nie chciał też tych intencji poznać. To świadczy, że min. M. Ociepa psychologiem jest miernym. To nie najgorsza ocena tego zdarzenia. W przypadku przeciwnym, gdyby świadomie zaniechano ochrony tych urządzeń technologicznych, musiałbym tu napisać, że p. M. Ociepa nie nadaje się na stanowisko, które przyszło mu piastować.
Appendix
Pod hasłem w Google „Wólczyńska 133” istnieje zapowiedź budowy apartamentowców. Zasadniczym pytaniem jest, kto jest właścicielem terenu, na którym apartamentowce są budowane. Kto zgarnie niezłą kasę, którą jest on wart. Podejrzewałem o to nowopowstały IMIF Łukasiewicz lub może Sieć Łukasiewicz. Dziwnym trafem można spotkać się także z nazwą Cemat 70, którego dawno nie ma. W takim razie IMiF Łukasiewicz może być jedynie właścicielem części tego terenu, a kto większej pozostałej jego części? To chyba wrażliwy temat. Pamiętam, kiedyś premier Morawiecki uzasadnił brakiem terenów niewywiązanie się z zapowiedzianego rozwoju budownictwa mieszkaniowego. Jak to się stało, że kiedyś użytkownicy terenów skarbu państwa, na których znajdowały się ich urzędy czy przedsiębiorstwa stali się do tego stopnia ich właścicielami, że mogli je np. sprzedać.
Pisałem już kiedyś, że sąsiedzi WAT, Instytut Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy hojnie wyposażony przez min. Kaliskiego w tereny należące wcześniej do wojska (WAT), kolejno je sprzedawali deweloperom i „przejadali”. Nic dziwnego, że później premier rządu uzasadniał niewykonanie rządowego planu budownictwa mieszkaniowego w Warszawie brakiem wolnych terenów pod zabudowę. Dziwny jest ten świat.
Tym razem chyba definitywnie zakończę pisanie kolejnych odcinków „Byłem pracownikiem ITME”. Dokonuje się rzecz, którą niestety przewidziałem. Definitywnie. Elektronolitografu VISTEC nie ma już kto uratować.
Na moim blogu (zdzislawjankiewicz.pl) po publikacji jego części trzeciej (Byłem pracownikiem ITME – RIP cz. 3) 13 listopada 2023 pojawił się wpis osoby o pseudonimie nick następującej treści:
„Elektronolitograf Raith został zakupiony do laboratorium IMiF w Piasecznie, które oddalone jest o ok. 40 kilometrów od ul. Wólczyńskiej i gdzie znajduje się osobna linia technologiczna z osobnym parkiem maszynowym”.
Wpis ten oznacza, że nowy elektronolitograf Raith został zakupiony do IMiF w Piasecznie. Wydaliśmy znów przeszło milion euro – stać nas. Nie będę dyskutował nad potrzebami „linii technologicznej z osobnym parkiem maszynowym”, chociaż są tacy, którzy przekonują mnie, że prościutki Elektronolitograf Raith do żadnej współpracy z linią technologiczną nie nadaje się.
Natomiast odległość 40 km przy istniejącej drodze S2 omijającej miasto i praktycznie łączącej Piaseczno z Wólczyńską nie stanowi żadnego problemu. Może, biorąc pod uwagę parametry obydwu elektronolitografów, byłby sens przenieść coś na Wólczyńską z Piaseczna? W każdym razie nie w pełni zostałem wpisem nicka przekonany.
Jedno jest pewne – elektronolitograf VISTEC, jak się wydaje, kończy swój żywot w polskiej technologii półprzewodnikowej, chociaż go na dobre nawet nie rozpoczął.
Zdzisław Jankiewicz
* Jest to siódma część wspomnień prof. Zdzisława Jankiewicza związanych z pracą Autora w ITME, obserwatora przez ostatnich ponad 20 lat wzrostu pozycji naukowej znaczącego dla polskiej nauki i gospodarki instytutu oraz jego niszczenia przez organ założycielski.
Pierwsza część - Byłem pracownikiem ITME (1) - ukazała się w numerze 2/21 SN; druga – Byłem pracownikiem ITME (2) - w numerze 3/21 SN, trzecia - Byłem pracownikiem ITME (3) w numerze 4/21 SN, a czwarta – Byłem pracownikiem ITME (4) - w numerze 5/21 SN, piąta -Byłem pracownikiem ITME (5) – w numerze 6-7/21 SN, szósta - Byłem pracownikiem ITME (Requiescat In Pace) w numerze 6-7/22 SN.
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1246
Pisząc ostatnią część historii moich kontaktów z Instytutem Technologii Materiałów Elektronicznych pt. „Byłem pracownikiem ITME - postscriptum”, zakładałem, że do tej tematyki nigdy już nie powrócę. Jednak powracam. Podobno nigdy nie należy pisać nigdy. Potrzeba powrotu wynikła z szeregu zdarzeń, jakie zaszły niedawno, już po umieszczeniu tej części na moim blogu (https://zdzislawjankiewicz.pl) i druku w Sprawach Nauki (SN nr 5/21). Zdarzenia te można by podzielić na zewnętrzne, niezwiązane z instytutem, a właściwie jego następcą Łukasiewicz Instytutem Mikroeektroniki i Fotoniki (ITME weszło w skład IMiF – Łukasiewicz) i zewnętrzne, związane ze zdarzeniami w kraju, a nawet na świecie. Zacznę od tych ważniejszych, zewnętrznych.
Mimo, że o tym pisałem już w Postscriptum, zacznę od zainteresowania się naszego Ministra Obrony Narodowej badaniami na rzecz potrzeb obronnych. Wśród wymienionych tam zagadnień znalazła się potrzeba opracowania mikrofalowych tranzystorów i układów scalonych dla wojskowych radarów i mikrofalowych łączy teletransmisyjnych. To zagadnienie jak najbardziej leżało w zasięgu możliwości byłego ITME. Dysponował potrzebną do tego celu aparaturą technologiczną (MOCVD do epitaksji warstw półprzewodnikowych i nowym elektronolitografem Vistec SB 251o parametrach przystosowanych do tego typu zadań) oraz kompetencjami pracowników. Udowodnili oni już wcześniej, że tranzystory mikrofalowe potrafią wykonać (1).
Zagadnieniem tym zajmowali się również pracownicy Instytutu Technologii Elektronowej, drugiego instytutu tworzącego obecny Łukasiewicz IMiF (2), chociaż satysfakcjonujących wyników w prowadzonym w ITE programie badawczym, o ile wiem, nie uzyskali.
W każdym razie zagadnienie wydawało się być w zasięgu możliwości krajowych ośrodków badawczych i należało oczekiwać szybkich pozytywnych rezultatów.
Potrzeby te stawały się coraz bardziej widoczne wraz z pogarszającą się sytuacją międzynarodową i kolejnymi zamierzeniami naszego rządu. Mam tu na myśli zapowiedź i uchwalenie ustawy o obronie ojczyzny oraz odbytym 26 października 2021 w WAT forum innowacyjności sił zbrojnych B+R+Armia. Pozwolę sobie przytoczyć dwa cytaty z tego forum (na podstawie relacji rzecznika prasowego WAT p. Ewy Jankiewicz).
1. Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak:
„Wszystkie działania, które wdrożyliśmy lub wdrażamy, składają się na spójne rozwiązanie organizacyjne znane jako Nowa Polityka Innowacyjności Ministerstwa Obrony Narodowej – B+R+Armia. Wymiernym efektem tych zmian będzie zwiększenie innowacyjności Sił Zbrojnych RP w obszarze technologicznym, a tym samym wydatne wsparcie działań modernizacyjnych Wojska Polskiego i wyposażenie go w najnowocześniejsze rozwiązania sprzętowe” oraz „Podnoszenie kompetencji technologicznych środowiska naukowego i przemysłowego buduje fundament dla nowoczesności Sił Zbrojnych RP”
2. Sekretarz stanu w MON Marcin Ociepa:
„Aktywność MON w zakresie wspierania sektora nauki przejawia się w finansowaniu projektów i konkursów z obszaru obronności. Zapewnił on przy tym, iż rozwój technologii kluczowych i przyszłościowych dla Wojska Polskiego jest priorytetem działania resortu obrony narodowej”.
Przejdźmy do zdarzeń wewnętrznych, wynikających ze strony Łukasiewicz - Instytut Mikroelektroniki i Fotoniki. Jego aktywność, a przecież to do niego między innymi kierowane były cytowane powyżej słowa na forum B+R+Armia, nie wydawała mi się satysfakcjonująca. Zaraz po 2015 roku i nieprzedłużeniu dr. Zygmuntowi Łuczyńskiemu pracy na stanowisku dyrektora Instytutu niekompetentni kolejni dyrektorzy „zdemolowali” wcześniej raczej bardzo dobrze działający ITME. Proces ten opisałem we wcześniejszych publikacjach w Sprawach Nauki (SN 2/21, SN 3/21, SN 4/21, SN 5/21, SN6-7/21) i nie będę do niego wracał.
Nie chcę jednak pozostawić wrażenia, że dowodzę tego jedynie w słowach. Istnieje dość obiektywna miara prowadzona przez wydawnictwo Elsevier baza danych – Scopus. Zawiera ona oceny poszczególnych instytucji naukowych na całym świecie. Aby instytucja znalazła się w publikowanej corocznie bazie, powinna spełnić ostry warunek. Jej pracownicy powinni opublikować w czasopismach z listy filadelfijskiej co najmniej sto publikacji. Jeżeli warunek ten nie jest spełniony, dana instytucja w tym roku nie jest oceniana i w bazie Scopus nie jest wymieniona. Przeważnie lista ich zawiera ok. 8 - 9 tysięcy placówek naukowych. O miejscu, na którym figuruje instytucja w tej bazie decydują jej osiągnięcia mierzone liczbą publikacji, patentów oraz liczbą cytowań. Stworzyłem tabelkę pokazującą, jakie miejsca zajmowały w tej bazie w latach 2010 – 2022 interesujące nas instytuty.
„N” w tabelce oznacza, że instytucja w tym roku nie spełniła warunku oceny w bazie.
Z tabelki tej wyziera smutny obraz zniszczenia najlepszego instytutu badawczego w Polsce, który Scopus sklasyfikował w 2015 roku na dziewiątym miejscu wśród wszystkich krajowych jednostek naukowych (z uniwersytetami włącznie). Do tego należy jeszcze dodać, że jakość sumy wcale nie jest sumą jakości składników, a nawet nie musi im dorównywać. Minister Gowin, jak sobie przypominam, reformując naukę w Polsce, np. scalając instytuty, obiecywał lepszą ich działalność, związanie z przemysłem itp. Wynik to ta tabelka. ITME, mimo że już faktycznie nie istnieje, w bazie Scopus jest odnotowywany. Nowy instytut, mimo że powstał z połączenia majątku i pracowników ITME i ITE, chociaż upływa już drugi rok od jego powstania, jeszcze nawet nie zakwalifikował się do oceny w tej bazie. Tyle uwag ogólnych.
Dziwne decyzje
Przejdźmy do potrzeb artykułowanych przez władze wojskowe. Oczywiście chodzi o potrzeby widziane przez pryzmat specjalizacji tematycznej byłego ITME, ale dotyczące już działań nowego instytutu Łukasiewicz IMiF. Te nie są zrozumiałe od samego początku. Władze instytutu i zasadnicze jego części mieszczą się przy ul. Lotników na Mokotowie, chociaż - jak wiadomo - miejsca tam raczej mało. O ile pamiętam, już wcześniej w czasie realizacji programów zamawianych, którymi kierowałem, pracownicy części technologicznych byłego ITE narzekali na ciasnotę. Tymczasem laboratoria położone na znacznie większym terenie byłego ITME przy ul. Wólczyńskiej świecą pustkami. To dziwne. Teren ten ma dobrze przygotowaną infrastrukturę do obsługi zgromadzonej tam aparatury technologicznej i położony jest dalej od ruchliwych arterii miejskich niż ten przy alei Lotników.
Co najważniejsze, przy ul. Wólczyńskiej zgromadzona jest najwartościowsza aparatura MOCVD, w tym do epitaksji wysoko przerwowych półprzewodników oraz unikatowy (nawet w skali europejskiej) elektronolitograf Vistec zapewniający rozdzielczość w płaszczyźnie wystarczającą do wytwarzania urządzeń (tranzystorów i układów scalonych) w zakresie mikrofal. Warto zaznaczyć, że urządzenie Vistec wraz z urządzeniami towarzyszącymi, tworzącymi Laboratorium Elektrolitografii w ITME, umożliwia powielanie wytworzonych struktur przyrządowych na poziomie kilku – kilkudziesięciu tysięcy struktur w jednym procesie technologicznym, a więc de facto małoseryjną produkcję.
Co gorsze, polityka personalna chyba niezbyt kompetentnych dyrektorów Instytutu doprowadziła do pozbawienia tych urządzeń fachowej obsługi. Taki jest stan obecny.
Rodzi to szereg pytań. Najważniejsze, czy nie jest to wynik działalności celowej? Wiele na to wskazuje. Była już, na szczęście udaremniona, próba sprzedaży budynku mieszczącego elektronolitograf za śmiesznie niską cenę sześciu milionów złotych, gdy koszt jego zawartości sięgał stu milionów. Powód? Chyba tylko jeden. Jak mnie niektórzy uświadamiają, teren byłego ITME jest niezwykle atrakcyjny dewelopersko. Warto go oczyścić i sprzedać. Czy rzeczywiście władze IMiF do tego zmierzają? Bo oczyścić ten teren oznacza złomowanie wspomnianych wyżej zakupionych nie tak dawno unikatowych urządzeń technologicznych. Przenoszenie ich chociażby ze względu na koszty nie jest realne.
Brak odpowiedzi na nurtujące w tej kwestii pytania był jedną z przyczyn dość desperackiej decyzji, o której za chwilę. Drugą była wiedza, że urządzenia te rzeczywiście są niezbędne do wykonania przyrządów wymienionych w podpisanym liście intencyjnym pomiędzy MON i Siecią Łukasiewicz Chodzi jednak nie tylko o elektronikę mikrofalową, ale także elektronikę na podwyższone napięcia i pracującą w wyższych temperaturach. Do tego dochodzi półprzewodnikowa optoelektronika, w tym diody laserowe.
Powiedzmy szczerze, uwierzyliśmy zapewnieniom, że władze wojskowe rzeczywiście potrzebują opracowań, a przemysł obronny elementów z półprzewodników wysoko przerwowych. Było nam łatwo w to uwierzyć, gdyż sami wątpliwości w tym względzie nie mamy.
Desperackie próby
Wspomnianym wyżej desperackim pomysłem było wystąpienie do Wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego i Ministra Obrony Narodowej Mariusza Błaszczaka z propozycją przejęcia tej aparatury przez resort MON i włączenie jej w tok opracowań i małoseryjnej produkcji na potrzeby sprzętu wojskowego. Nie uważam, byśmy byli zobowiązani do propozycji rozwiązań organizacyjnych, niemniej wyobrażaliśmy sobie utworzenie coś w rodzaju ośrodka technologii półprzewodnikowych na potrzeby sprzętu wojskowego. Powinna to być jednostka samodzielna, ale wspomagana merytorycznie przez Wojskową Akademię Techniczną, która - jak wiadomo - znajduje się w pobliżu ul. Wólczyńskiej. Najlepiej będzie, gdy w całości przytoczę tu obydwa listy wysłane w dn. 2 listopada 2021 do wspomnianych wyżej adresatów.
Pan Jarosław Kaczyński Wiceprezes Rady Ministrów
Szanowny Panie Premierze!
Z wielką uwagą i zainteresowaniem wysłuchaliśmy informacji Pana Premiera i Ministra Obrony Narodowej o założeniach nowej ustawy o obronie ojczyzny. Znamienne było także zorganizowanie na terenie WAT Forum Innowacyjności Sił Zbrojnych - B+R+Armia.
Jak z powyższego wynika, działania modernizacyjne naszej armii nie pomijają udziału nauki. Biorąc to pod uwagę, pragniemy poinformować Pana Premiera o istnieniu w kraju unikatowej aparatury technologicznej, bez której wykorzystania zarówno badania, jak i budowa ważnych z wojskowego punktu widzenia urządzeń elektronicznych i optoelektronicznych nie są możliwe.
W czerwcu 2013 r. w byłym Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych – ITME ukończono instalację elektronolitografu amerykańsko – niemieckiej firmy VISTEC. Cena zakupu urządzenia wyniosła 8 000 000 EU, zaś koszt całego projektu dotyczącego także budowy związanej z jego instalacją infrastruktury był równie wysoki – 43 240 000 zł. Urządzenie jest zdolne wytwarzać w płaszczyźnie płytki półprzewodnikowej struktury o złożonej geometrii (tranzystory, układy scalone, lasery) o minimalnych wymiarach 50 nm oraz ich replikację na powierzchni do 150 mm. Jest więc zdolne zapewniać wystarczającą na początkowe potrzeby krajowe produkcję tych elementów.
Możliwości tego urządzenia zostały zweryfikowane w swoistego rodzaju konkursie zorganizowanym w 2012 r. przez Agencję Rozwoju Przemysłu, w ramach którego przy jego pomocy wykonano działający model mikrofalowego tranzystora nadającego się do wykorzystania w wytwarzanych wtedy w kraju radarach. Z nieznanych nam przyczyn, mimo komisyjnego stwierdzenia poprawności działania tranzystora oraz spełniania wymagań producentów aparatury (o kryptonimach Wisła i Narew), zabrakło w 2015 r. decyzji o przedłużeniu prac nad serią tranzystorów mikrofalowych i na etapie jednego modelu prace zakończono.
W ITME zgromadzono także inną, wartościową aparaturę technologiczną. Korzystając z dotacji Ministerstwa Nauki i uzyskiwanych projektów badawczych, zakupiono pięć kosztownych (każda powyżej 1 000 000 EU) urządzeń do technologii MOCVD - wytwarzania ultracienkich (nanometrowych) warstw półprzewodnikowych. Odpowiednio zaprojektowana architektura warstwowa licząca od kilku do kilkuset takich warstw umożliwia budowę praktycznie wszystkich struktur półprzewodnikowych, np. tranzystorów, układów scalonych, laserów, ogniw słonecznych, detektorów światła itp.
W rezultacie w ITME powstało największe w Polsce i jedno z większych w Europie laboratorium epitaksji z fazy gazowej związków półprzewodnikowych. Szczególnie cenne są najnowsze urządzenia do wytwarzania struktur azotkowych (GaN), z węglika krzemu (SiC) i grafenu (Black Magic). Struktury GaN i SiC, nie licząc optoelektroniki, są nieodzowne dla wysokonapięciowej elektroniki pracującej w trudnych warunkach termicznych i w obecności zakłóceń.
Należy zaznaczyć, że wymienione technologie są powiązane ze sobą, komplementarne i jednostka zajmująca się wytwarzaniem elementów elektronicznych i optoelektronicznych dla celów wojskowych musi nimi dysponować.
Oprócz wymienionych urządzeń technologicznych dzięki dotacjom Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego zbudowane zostało centrum charakteryzacji struktur niskowymiarowych, dla którego zakupiono niezbędną, cenną aparaturę pomiarową: spektrometr fotoelektronów (XPS), skaningowy mikroskop elektronowy (SEM), mikroskop sił atomowych (AFM) i spektrometr mas jonów wtórnych (SIMS).
Szczególnie Spektrometr SIMS został wykonany z uwzględnieniem oczekiwań Instytutu i w momencie przekazania do użytku stanowił unikalne urządzenie badawcze w skali światowej. Umożliwiał precyzyjne pomiary grubości i składu ultracienkich warstw półprzewodnikowych, w tym grafenu. Koszt budowy centrum charakteryzacji wyniósł około 32 000 000 zł.
W 2016 r, rozpoczął się proces dewastacji Instytutu, który trwa do tej pory. Działający do zakończenia kadencji w 2014 dyrektor dr Z. Łuczyński stanął do kolejnego konkursu i go wygrał. Mimo tego nie został zatwierdzony przez ówczesnego ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego. Wyznaczani na to stanowisko kolejni jego następcy jakby nie orientowali się, jakim dysponują potencjałem. Jeden z nich podjął nawet próbę sprzedaży budynku zawierającego aparaturę technologiczną za cenę 6 000 000 zł., wielokrotnie niższą niż wartość znajdujących się w nim urządzeń. Transakcji zaniechano, gdy zainteresowała się nią prokuratura. Procesu pozbycia się tej aparatury nie zaniechano.
Dziś chodzą słuchy o chęci jej demontażu i przeniesienia. Wszystko podobno po to, by uwolnić atrakcyjny pod miejską zabudowę teren przy ul. Wólczyńskiej 133. Naszym zdaniem demontaż i przenoszenie tych urządzeń nie jest możliwe bez kompetentnych ludzi i bardzo wysokich kosztów.
Dlaczego z tym problemem zwracamy się bezpośrednio do Pana Premiera? Jeżeli rzeczywiście szukamy dróg podniesienia zdolności bojowej naszej armii, istniejące jeszcze technologie na terenie byłego ITME należy zachować i przekazać do dyspozycji wojskowych ośrodków naukowych. Teren przy ul. Wólczyńskiej znajduje się blisko Wojskowej Akademii Technicznej. Naukowcy z WAT mogliby istniejące na tym terenie technologie przystosować do wykorzystania w pracach na rzecz polskiej armii.
Panie Premierze, ratowanie tego, co jeszcze pozostało po dewastacji ITME (Instytucie, który jeszcze w 2019 r. był najlepszym Instytutem Badawczym w Polsce, w rankingu wszystkich instytucji naukowych w kraju, łącznie z uczelniami, zajmował dziewiąte miejsce, a w świecie wśród 5139 klasyfikowanych jednostek plasował się na 535 pozycji) wymaga szybkiej interwencji. Dziś najpilniejszym zadaniem jest zatrudnienie w zespołach obsługujących najważniejsze urządzenia technologiczne młodych inżynierów, którzy zdobędą wiedzę i doświadczenie o możliwościach ich wykorzystywania. To nie będzie proces ani szybki, ani łatwy, ale rozpocząć go trzeba natychmiast. Starsi, kompetentni pracownicy albo już odeszli (czasami nie z własnej woli), albo zbliżają się do wieku emerytalnego. Tylko oni, współpracując z młodymi pracownikami, są w stanie przekazać im niezbędną wiedzę i doświadczenie. Bez właściwej obsługi ta unikalna aparatura jest martwa.
Zwracamy się bezpośrednio do Pana Premiera z tą sprawą, ponieważ uważamy, że tylko w ten sposób może udać się zapobiec bezprzykładnemu marnotrawstwu, jakiego jesteśmy świadkami.
Pan Mariusz Błaszczak Minister Obrony Narodowej
Szanowny Panie Ministrze!
Pozwalamy sobie przesłać Panu Ministrowi pismo, jakie skierowaliśmy do Pana Premiera Jarosława Kaczyńskiego. Pismo dotyczy możliwości wykorzystania do celów wojskowych, zgromadzonej na terenie byłego Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych (ITME) unikatowej aparatury technologicznej. Skłania nas do tego kroku zgłoszony projekt ustawy o obronie ojczyzny, zorganizowane przez Pana Ministra w WAT Forum Innowacyjności Sił Zbrojnych – B+R+Armia, a nade wszystko inicjatywa Pana Ministra porozumienia pomiędzy MON a Siecią Badawczą Łukasiewicz.
Praktycznie po raz pierwszy Pan jako Minister Obrony formułuje tam konkretne zapotrzebowania wojska na prace badawcze. Nas szczególnie zainteresowała zgłoszona przez armię potrzeba opracowania tranzystorów mikrofalowych stosowanych w radarach i łączach telekomunikacyjnych. Rzecz w tym, że problem ten w latach 2012 – 2015 był już przedmiotem opracowania wynikającego z konkursu zgłoszonego przez Agencję Rozwoju Przemysłu. Mimo że na etapie modelu został on pozytywnie rozwiązany, to w 2015 r. dalszych prac w tym kierunku zaniechano.
Jesteśmy przekonani, że ponowne zainteresowanie się Pana Ministra mikrofalowymi tranzystorami powinno spowodować powrót do zastosowanych wówczas rozwiązań i osiągniętych wyników. Możemy się mylić, ale nic takiego raczej nie wydarzyło się. W każdym razie nie wiemy nic o tym, aby do budowy nowo zapotrzebowanych urządzeń byli angażowani ludzie, którzy wcześniej model tranzystora zbudowali. Brak też wiedzy o wykorzystaniu istniejącej już aparatury niezbędnej do tego celu.
Szanowny Panie Ministrze, naszym zdaniem dla osiągnięcia celów, jakie Panowie stawiają przed armią w projekcie ustawy o obronie ojczyzny i przed instytucjami naukowymi przez wspomniane forum innowacyjności sił zbrojnych, niezbędne jest przejęcie przez resort MON aparatury technologicznej zgromadzonej na terenie byłego ITME. Jest to celowe i pilne, gdyż wymaga ona bardzo skomplikowanej infrastruktury oraz kompetentnej obsługi. Dalsze trwanie obecnego stanu grozi bezpowrotną utratą tych niezwykle wartościowych urządzeń.
Obydwa listy zostały podpisane również przez byłego dyrektora ITME dr. Zygmunta Łuczyńskiego.
Komu to potrzebne?
Wydaje mi się, że powody naszego wystąpienia z propozycją przejęcia przez MON terenu po byłym Instytucie ITME wraz z znajdującą tam aparaturą technologiczną zostały wyłożone dostatecznie jasno. Wojna na Ukrainie tym bardziej ujawniła potrzebę przyśpieszenia prac nad współczesnymi militarnymi zastosowaniami elektroniki i optoelektroniki półprzewodnikowej.
Odpowiedź z kancelarii wicepremiera J. Kaczyńskiego nadeszła dość szybko - 10 listopada. Była nią kopia pisma do Dyrektora Biura MON z prośbą o zajęcie stanowiska i powiadomienie o tym zainteresowanych tzn. autorów listów. Na odpowiedź MON czekaliśmy nieco dłużej. Została przesłana nam 22 lutego 2022 przez Sekretarza Stanu w MON Marcina Ociepę. Ogólnie rzecz biorąc, Sekretarz Stanu MON nie podzielał naszych obaw co do wykorzystania elektronolitografu Visec. Przydzielony on został dziwnej grupie badawczej Instytutu – Przyrządy GaN, czujniki, struktury cienkowarstwowe i materiały porowate, która jest zainteresowana jego wykorzystaniem w realizowanych pracach. O opracowaniu mikrofalowych tranzystorów i układów scalonych zgodnie z podpisanym listem intencyjnym i stanie tych prac - ani słowa. Technologię MOCVD w piśmie sprowadzono wyłącznie do produkcji grafenu. Znacznie ważniejsza technologia przyrządów elektronicznych i optoelektronicznych z półprzewodników szeroko przerwowych nie została zauważona.
Widać, że piszący odpowiedź wyjątkowo wybiórczo podeszli do podjętych w naszych pismach problemów. Np. o realizacji prac wynikających z listu intencyjnego nie napisano nic.
Inne zagadnienia, np. wzmiankę o zakupionej w byłym ITME aparaturze pomiarowej, podniesiono do zasadniczej rangi, podejrzewając, że proponujemy zabrać ją do WAT.
Nie przypuszczam, by WAT chciał cokolwiek z Łukasiewicz IMiF zabierać. My też tego nie proponowaliśmy. Potrzeby zgodnie z tym, co deklarował MON, ma polska armia. Przydatny armii sprzęt technologiczny istnieje i jest on gdzie indziej niezbyt właściwie eksploatowany. To wszystko, co korzystając z posiadanej wiedzy, pozwoliliśmy sobie adresatom pism uświadomić.
Było źle, jest gorzej
Są jeszcze dwie kwestie poruszone w otrzymanym piśmie, do których należałoby się ustosunkować.
1. Cytat: „zasadnym rozwiązaniem wykorzystania posiadanych technologii na potrzeby MON jest ścisła współpraca Sieci Łukasiewicz z uczelniami wojskowymi”.
Ile ja się o tym w życiu nasłuchałem. Dlaczego tylko uczelniami wojskowymi? Może także uczelniami cywilnymi, Instytutami PAN, zakładami produkcyjnymi itp., które mogą także pracować na potrzeby armii. Taką współpracę ćwiczymy bez widocznych skutków od dziesiątków lat nie tylko na potrzeby wojska, lecz także przemysłu. Wielokrotnie uczestniczyłem w gremiach oceniających programy badawcze wspomagające gospodarkę(niektóre opisywałem w Sprawach Nauki – p. wyżej). Było źle, jest gorzej. Jeżeli metoda ta nie działa tak długo, to skąd pewność, że będzie skuteczna w przypadku współpracy z Siecią Łukasiewicz. Raczej nie jest, bo Sieć Łukasiewicz podpisała z MON list intencyjny dotyczący tranzystorów mikrofalowych i na razie ani o pracach w tym kierunku, ani o wynikach nic nie wiadomo.
2. Cytat: „organem właściwym do prowadzenia spraw dotyczących Centrum Łukasiewicz – Sieci Badawczej Łukasiewicz zgodnie z kompetencjami jest Minister Edukacji i Nauki”.
To pouczenie ministerstwo przysłało mi dwukrotnie, drugi raz 14 kwietnia 2022. Przypominam sobie, że wiadomość o identycznej treści otrzymał w 2017 r. prof. Andrzej Wiśniewski i grupa kilku profesorów fizyki, w tym trzech członków PAN, na swój apel do Jarosława Gowina, wtedy ministra nauki i szkolnictwa wyższego, wyrażając swoje zaniepokojenie sytuacją w ITME. Zwracali uwagę, że wskutek niekompetentnego zarządzania instytut może utracić autorytet i z trudem zdobytą pozycję naukową.
Piotr Dardziński (dziś Prezes Sieci Badawczej Łukasiewicz, wtedy podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego) odpowiedział im podobnie. Skierował ich zgodnie z kompetencją do Ministerstwa Rozwoju i Finansów. To szacowne grono profesorów dobrze wtedy wiedziało, komu podlega ITME. Pisali jednak w sprawie pozycji i rangi naukowej instytutu i chyba właściwie kierowali wątpliwości i oczekiwali reakcji od Ministra Nauki. Po tak lekceważącym potraktowaniu uznali, że ministerstwo nie życzy sobie, by instytutem dalej się interesowali. W ministerstwach wiedzą lepiej.
Ja również dobrze wiem, komu podlega Łukasiewicz IMiF. Zgodnie z duchem otrzymanej odpowiedzi, dalej nie zamierzam nic proponować. Szczególnie nie będę proponował Ministrowi Edukacji i Nauki, że wskutek dziwnej polityki podległego mu instytutu lepiej, aby urządzenia byłego ITME do technologii półprzewodnikowych przekazać do MON i ukierunkować na wykorzystanie do opracowań przyrządów potrzebnych dla wojska.
Zostają pytania
Nie mogę jednak nikomu obiecać, że przestanę myśleć. Jeżeli tak, to będę pewnie miał wątpliwości i pytania. Właściwie już je mam, bowiem ów „chocholi taniec” w dalszym ciągu trwa. Jak wynika z zawiadomienia (3), do IMiF kupowany jest następny elektronolitograf. Z zaakceptowanej oferty wynika, że ma to być dość proste urządzenia niemieckiej firmy Raith w cenie 1 286 000 euro, któremu daleko do tego, jaki już posiadają. Niemniej będzie kosztował dalszych ok. 7 milionów złotych (tyle instytut przeznaczył na ten zakup). Jeżeli to prawda, to rodzi się pytanie, po co kupować urządzenie o gorszych parametrach, skoro ma się już lepsze? Kolejne - kto dał na tak ekstrawagancki zakup pieniądze? Zdaniem specjalistów do opracowań i produkcji tranzystorów i układów scalonych, w tym mikrofalowych, urządzenie to nie nadaje się. Po co jest więc kupowane?
W tym miejscu rodzi się szereg nowych pytań, a także wątpliwości. Może mają rację ci, którzy twierdzą, że po odejściu z pracy w instytucie dr. A. Kowalika nikt nie potrafi obsługiwać elektronolitografu Vistec, A może prawdziwa okaże się spiskowa teoria, że możliwość uzyskania ogromnych pieniędzy za teren przy Wólczyńskiej 133 usprawiedliwia wszelkie czynności włącznie ze złomowaniem urządzenia za 8 mln euro?
Kto mi odpowie na te pytania, kto rozwieje wątpliwości? MON nie. Jego ta sprawa nie interesuje, chociaż elektronolitograf Vistec mógłby dla potrzeb sprecyzowanych w liście intencyjnym podpisanym z Centrum Badawczym Łukasiewicz być użyteczny. Przypomnę, że może on służyć nie tylko do opracowań takich przyrządów, ale również do ich małoseryjnej, wystarczającej na pierwsze polskie potrzeby, produkcji. Takich możliwości zakupywane obecnie do instytutu urządzenie oczywiście nie ma.
Dotychczas moje wspomnienia o pracy w ITME drukowane były w Sprawach Nauki. To niszowe wydawnictwo, zapewne powszechnie nieczytane. Umieszczam je także na moim blogu. Tu tylko raz (oprócz wypowiedzi kilku fachowców) zgłosił pretensje ktoś, komu nie spodobało się, że nazwałem ś. p. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Mężem Stanu. To zdecydowanie mało. Pomyślałem, by zainteresować problemem ludzi znanych z mediów, bardziej słuchanych lub czytanych. Może przez nich uda się dotrzeć do szerszego grona Polaków.
Spróbowałem. Dotarłem do dwóch osób. Jeden znany z dyskusji na temat nowoczesnej armii, drugi redaktor znanych publikatorów. Pierwszy zaszczycił mnie nawet rozmową telefoniczną. W drugie miejsce dotarłem jedynie do asystentki redaktora.
W obydwu miejscach kompletny brak zainteresowania problemem, mimo że został on dość detalicznie udokumentowany i przedstawiony. Dziwny jest ten świat.
Jeden z profesorów i moich przyjaciół, a jednocześnie wysoki urzędnik w PAN zapoznawszy się z przytoczonymi listami, zdziwił się, że nie przestaję naprawiać świata. Drogi panie profesorze, świata nie mam ochoty naprawiać. Jednak koło nieprawości dziejącej się tuż obok mnie, tu w Polsce, trudno mi spokojnie przechodzić, mimo fatalnego PESELU. Dlatego te desperackie kroki. Dziś mam ochotę ogłosić konkurs z nagrodami. Temu, kto wyjaśni mi sens tego, co się dzieje, postawię dobre wino i dodatkowo publicznie odwołam wszelkie podejrzenia. Na koniec wyznam szczerze, byłbym zadowolony, gdybym przegrał.
Zdzisław Jankiewicz
(1)W. Strupiński et al. „Struktury epitaksjalne tranzystorów GaN/AlGaN HEMT” ITME Sprawozdanie z pracy naukowo-badawczej 2006 r;
Piotr Caban et al. „The influence of substrate surface preparation on LP MOVPE GaN epitaxy on differently oriented 4H-SiC substrates” Journal of Crystal Growth 310, (2008) 4876–4879;
Lech Dobrzeński et al. „Monolityczny mikrofalowy układ scalony GaN/AlGaN” ELEKTRONIKA 6, (2015) 6-9.
(2)W ITE wykonywany był finansowany przez NCBiR Projekt Badawczy Strategiczny „Tranzystory mikrofalowe HEMT AlGaN/GaN na monokrystalicznych podłożach GaN”. Podłoża z GaN (nie SiC jak w ITME) do wykonania tego projektu dostarczała firma Amono S.A., a w jego realizacji brały jeszcze udział TopGan sp. z o.o., Instytut Wysokich Ciśnień PAN i Instytut Radioelektroniki i Technik Multimedialnych PW.
(3) https://ted.europa.eu/udl?uri=TED:NOTICE:301602-2021:TEXT:PL:HTML
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3166
Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii (nr 43) 15 października 2012 r. w Łodzi rozpatrywano informację o stanie i perspektywach rozwoju nanotechnologii w Polsce. Jakie dane na ten temat ma ministerstwo nauki, przedstawił podsekretarz stanu w MNiSW Jacek Guliński. Poniżej przytaczamy obszerne fragmenty tego wystąpienia.
Podsekretarz stanu w MNiSW- Jacek Guliński:
/.../ to nie jest tak do końca informacja o stanie obecnym i perspektywach rozwoju nanotechnologii w Polsce, bo żeby mieć taką informację, trzeba byłoby mieć dane z firm nanotechnologicznych, które są w jakimś sensie w gestii ministerstwa i pod protektoratem Ministerstwa Gospodarki. Spróbowaliśmy znaleźć takie materiały, które dostępne są w MNiSW, a również w podległych agencjach, które dystrybuują pewne środki na badania, m.in. w obszarze nanotechnologii. Na początek powiedzmy sobie szczerze, co to znaczy „nanomateriały”, bo wpierw nanomateriały, a potem nanonauka i nanotechnologie.
Nanomateriał to jest taki materiał, który może być naturalny, ale raczej interesujemy się jego wytwarzaniem, a więc na drodze sztucznej, którego większość cząstek ma przynajmniej jeden wymiar w obszarze nanometrów, czyli od 1 nm do 100 nm. /.../ Jeżeli wirus grypy ma mniej więcej średnicę 100 nm, a duży atom platyny ma jakieś 0,8 nm, to mniej więcej trzeba tak gdzieś widzieć ten świat, czyli jesteśmy w świecie wielkich atomów albo agregatów atomów, albo dużych cząsteczek.
Definicja KE dopuszcza jeszcze trzy obszary, a więc fulereny, grafen i nanorurki węglowe. Tutaj też dopuszcza się, że to są nanomateriały, ale jeden wymiar musi być wtedy poniżej 1 nm, no bo tu wchodzimy już w obszar atomów, a atomy są mniejsze niż nanometry.
/.../ Nanonauka to jest w zasadzie nauka zajmująca się tymi zjawiskami przyrody oraz takimi materiałami właśnie na poziomie atomów i cząsteczek, czyli atomów i molekuł w rozmiarach makromolekularnych.A dlaczego to jest taka ciekawa nauka? Bo właśnie na poziomie makromolekularnym,czyli w obszarze nano, własności tych atomów są inne niż potem w dużej skali, jak mówimy o świecie makro, czyli tym, który nas otacza.
Natomiast nanotechnologie to są przede wszystkim metody, produkcje i zastosowania właśnie struktur, urządzeń i systemów, w których w ogóle – generalnie biorąc – wszystko zależy od wielkości i kształtu oraz wynika z obszaru nano. /.../
Nikt nie może się nazwać nanotechnologiem. Nie ma specjalizacji tego typu nauk. Nanotechnolodzy to są ludzie, którzy są fizykami, chemikami, farmaceutami, biologami, lekarzami, specjalistami od opakowań. Tylko, że oni po prostu do swoich projektów, do swoich produktów, do swoich technologii sięgnęli do świata nano i na tym to polega, czyli trudno powiedzieć o nanotechnologu, który jest tylko nanotechnologiem i nic więcej. Dlaczego? No bo to wynika właśnie z zastosowań nanotechnologii.
/.../ Dlaczego nas ta nanotechnologia tak pobudza? Dlaczego to jest takie ciekawe? Dlaczego to się zrobiło przez ostatnie lata takie modne albo potrzebne? Albo i modne, i potrzebne, co nie zawsze idzie w parze.
Medycyna – pokrywanie implantów, rusztowania tkanki chrzęstnej, kostnej, nerwowej,
naczyń krwionośnych. Wszystko to, co związane jest z tym, żebyśmy reperowali swój
organizm, albo na nowo budowali tkanki mniej lub bardziej uszkodzone.
Farmacja – leki, w tym leki przeciwnowotworowe. Tu mają państwo przykład insuliny umieszczonej wewnątrz fulerenów, czyli nośniki, leki, które dochodzą do ośrodków, w których mają być uwalniane środki farmakologiczne. Wszystko właśnie w obszarach nanostruktur.
Kosmetyka – bakteriobójcze dezodoranty, pasty do zębów uszczelniające szkliwo, lepiej
wnikające kremy. I tutaj, oczywiście, nanotechnologia potrzebna jest po to, żeby preparaty
lepiej wnikały, żeby wchodziły na poziom komórek, czyli znowu w rozmiarach takich, o których mówimy, albo żeby wchodziły tam atomowe w sumie warstwy, metali czasami. Nanowłókna, samooczyszczające się i bakteriobójcze materiały, materiały opatrunkowe, biomateriały.
Potem mamy cały wielki obszar – ceramika i budownictwo. I ochrona przed korozją, która zawsze stanowiła problem i techniczny, i technologiczny. To zagrożenie, dopóki będziemy używać żelaza jako standardu – powiedzmy sobie – budulcowego.
Elektronika – tutaj są niesamowite możliwości. Specjalizowane mikrosystemy, lasery, fotodetektory, czujniki. Tam, gdzie rozgrywają się zjawiska na obszarze atomowym i odbicia fal jakichkolwiek przez jedne, drugie atomy, to wszystko odbywa się w obszarze nano.
Transport – tutaj dochodzimy do takich całkiem trywialnych rzeczy, jak np. zmniejszenie
masy samochodów, dopóki człowiek nie wymyśli czegoś bardziej aferującego niż samochód./.../
Cały obszar dostawy i dystrybucji energii, w której – mówiąc szczerze – wiele jeszcze
mamy do zrobienia, bo znowu opieramy się na przesyłach, w których mamy wielkie
straty i z którymi nie umiemy sobie poradzić. No, ale mamy już – powiedzmy sobie – chociażby ostatnie regulacje związane z oświetleniem, już wchodzimy w obszar LED (light -emitting diode) i zawracamy w kierunku właśnie nanotechnologii.
Ogniwa paliwowe, czyli cała filozofia nowoczesnego, całkiem innego podejścia do paliw, które być może będą potrzebne, które się rozbudowują i być może zastąpią te paliwa, których dotychczas używamy. Tam też to wszystko polega na odpowiednich mikroreaktorach, na rozdzieleniu wodoru od tlenu, na diafragmach, na błonach przepuszczalnych, które muszą mieć taką strukturę, żeby dobrze to wszystko rozdzielały i żeby nie doprowadziły do niekontrolowanego zbiegu tych dwóch akurat pierwiastków, co się zazwyczaj źle kończy.
Ochrona środowiska, rolnictwo, przemysł spożywczy, bakteriobójcze opakowania./.../
No i teraz, żeby powiedzieć o tym, co się dzieje, to możemy popatrzeć z trzech punktów
widzenia.
Po pierwsze, czy i jakie mamy inwestycje w naukę i szkolnictwo wyższe dotyczące nanotechnologii../.../
Po drugie, gdzie są pieniądze na badania w tych obszarach.
Po trzecie, gdzie mamy silne zespoły ludzkie w tym obszarze.
Teraz powinien być czwarty punkt. A gdzie mamy ten przemysł nowoczesny oparty na tych technologiach? Spróbujmy na razie popatrzeć na pierwsze trzy punkty.
Ostatnie lata upłynęły jednak pod znakiem pewnego boomu inwestycyjnego w naukę i szkolnictwo wyższe. Nie ominęło to zagadnień z tego obszaru. /.../ dla przykładu Centrum Zaawansowanych Materiałów i Technologii CEZAMAT, które jest budowane w Warszawie, czy Europejskie Centrum Bio- i Nanotechnologii utworzone przez Politechnikę Łódzką /.../ oraz Centrum Nanotechnologii Politechniki Gdańskiej, ale to nie jest tak do końca, że możemy powiedzieć, że w Warszawie, Łodzi i Gdańsku jest wszystko na ten temat.
Spróbowaliśmy spojrzeć na kilka lat do tyłu w ramach ostatniej perspektywy finansowej.
Jeżeli chodzi o tematy, które mają w nazwie „nano”, lub są tak jednoznacznie nano, że nie ma żadnej dyskusji, to /.../ jest to na sumę inwestycji 1,3 mld. Oczywiście, to poszło różnymi strumieniami, jak w ogóle inwestycje w Polsce w nauce, a więc zarówno Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka (PO IG), jak i Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko.(PO IŚ), Program Operacyjny Rozwój Polski Wschodniej (PO RPW) i inne programy operacyjne. W tych obszarach powstały różne inwestycje /.../ - dla PO RPW duże środki w Lublinie i w Białymstoku.
Jeżeli chodzi o regionalne programy operacyjne, a więc gdzie marszałek i region stwierdził, że powinniśmy się w tym wyspecjalizować, na to postawić i na to położyć pieniążki, to np. województwo łódzkie jest tego dobrym przykładem.
Oczywiście, tych inwestycji jest wiele. /.../ Powiedzmy sobie – w wojewódzkim ujęciu i w sumarycznych kosztach. Ilościowo, oczywiście, to za dużo nie mówi, bo 29 inwestycji to może być dużo i mało. Inwestycje są różnego kalibru, ale tutaj trudno było mi wybrać jakiś dystraktor, żeby to porządnie rozróżnić. /.../
Widać wyraźnie, że centrum, czyli Mazowsze, ma tutaj największe udziały, jak by nie
spojrzeć. Całkiem nieźle wygląda przy tym województwo łódzkie i Wielkopolska. /.../. Razem z Małopolską ewentualnie to są liderzy, przynajmniej w tych projektach, które tu widzimy.
Uwaga: te projekty trudno tak do końca zdefiniować, bo nawet projekt pod tytułem „Wielkopolskie Centrum Zaawansowanych Materiałów”, który na pierwszy rzut oka nie ma nic do czynienia z nanotechnologiami, to /.../ tam 20% tematów będzie również z obszaru nano. Po pierwsze, ale ten projekt jeszcze się nie skończył, a on jest na 240 mln zł, żeby było ciekawiej. Po drugie, jak będzie uruchomiony, to zobaczymy, jaki wolumen będzie rzeczywiście związany z nanonaukami i z nanotechnologią. /.../ Tyle o infrastrukturze./.../
Czy to dobrze, że jest tak dużo centrów? Albo /.../ dlaczego aż tyle centrów? Można sobie pomyśleć tak. Na pewno to, co powstawało, jeżeli chodzi o inwestycje, jest emanacją ambicji i dążeń regionalnych ośrodków naukowych, które uważały, że są dobre lub /.../ są dobre w tych obszarach nauk, albo i to, i to. /.../
Czy to było w jakiś sposób koordynowane? /.../. Proszę zauważyć, że duże centra naukowe były dystrybuowane w czterech programach i to były cztery różne instytucje zarządzające. Można by się zastanawiać czasami, czy te instytucje między sobą się konsultowały. Odpowiedź brzmi: „Nie za bardzo”. To są raczej duże inwestycje. Te duże inwestycje były na listach /.../ dedykowanych i budowanych wcześniej. Mało z nich było rzeczywiście w konkursach.
Powiedzmy sobie, że krajobraz polski wypełnił się centrami o charakterze nanotechnologicznym. Niektórzy z przekąsem mówią, że tych centrów mamy więcej niż profesorów, którzy się na tym znają, ale to już naprawdę trzeba być bardzo złośliwym, żeby taką tezę stawiać i ja takiej nie stawiam./.../
Czy mamy środki na badania? Tak, mamy. Z tego były środki i w ramach PO IG w różnego typu działaniach, i w części działań międzynarodowych.
/.../ Mamy /.../ programy, w których uczestniczymy poprzez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) i z których korzystamy również w obszarach nanonauk czy nanotechnologii. /.../ Mamy spisane różne programy krajowe, które się toczą i które były, albo i są, w różnych odsłonach. Oczywiście, wśród nich są projekty związane z nanotechnologiami i nanonaukami, zarówno w projektach celowych, rozwojowych i w części projektów Inicjatywy Technologicznej, IniTech, KadTech, Lider, Patent Plus, bo tam jest GrafTech/.../.
Chodzi nawet o taki program, w którym na pierwszy rzut oka nie widać nano, a jest –
program wieloletni „Poprawa bezpieczeństwa i warunków pracy”. Mamy nanobezpieczeństwo i zagrożenie właśnie nanoodpadami, bo jak wiemy, że te nano mogą wchodzić w układy związane z życiem, no to /.../ jak nie będziemy się przed tym bronić, to możemy pójść za daleko.
/.../ Finansowanie tych badań bardziej podstawowych odbywa się poprzez Narodowe Centrum Nauki (NCN). Tutaj w ciągu ostatnich/.../ dwóch lat sfinansowanie uzyskało około 80 projektów z tego zakresu./.../. Oczywiście, tu również były projekty międzynarodowe, które współfinansuje MNiSW. Część takich programów, jak Iuventus Plus, Ideas Plus, albo Mobilność Plus, związanych z wszelakimi obszarami nauk, dotyczyła również nanotechnologii.
/.../ Jak chcemy spojrzeć na mapę Polski w tym układzie, to /.../ każdy duży ośrodek akademicki ma tutaj szereg instytucji, które są zaangażowane czy to w budowę centrów tego typu, czy to uczestnicząc w różnych konsorcjach, czy to absorbując środki na badania /.../. Zatem, i Warszawa, i Poznań, i Kraków, i Wrocław, i Gdańsk, i Łódź – oczywiście, ta lista nie jest wyczerpana – to są te miasta, które się najczęściej przewijają, bo to wynika również z potencjałów naukowych tych metropolii i zaplecza infrastrukturalnego, nieźle wzmocnionego ostatnimi inwestycjami /.../.
Myślę, że gdyby sobie zrobić taką mapę, z jakich środków ludzie aplikują o granty na badania z obszaru nanonauki, nanotechnologii, to byśmy w Polskę /.../ zapunktowali dosyć dokładnie, czyli wbrew pozorom, jest to dziedzina dosyć szeroko uprawiana dzięki temu, że różne są podejścia i różne spotkania uczonych z różnych obszarów, dyscyplin podstawowych, właśnie z nanotechnologią.
No i jak popatrzymy do przodu /.../, to – oczywiście – mamy strategię „Europa 2020”, w której nanotechnologie są wylistowane w ramach Key Enabling Technologies (KET). Na pewno na te działania będą dedykowane środki. Przejawem tego może być chociażby wymieniona nanoelektronika i tego typu nanotechnologie, jak w części pierwszej i drugiej w „Horyzoncie 2020” /.../ - on się opiera na trzech filarach i są wymieniane pewne technologie. Na pewno nano do nich należy. Tutaj, oczywiście, jest problem, ile tych środków w końcu będzie na ten „Horyzont 2020”, ile z tych środków uda się nam, naszym zespołom, zdobyć i jak je przekujemy na konkretne wyniki, rezultaty,/.../, a może i na konkretne wdrożenia do produkcji, czy do zastosowania /.../.
Krajowy Program Badań istnieje od pewnego czasu i jest materiałem ex ante do naszych – powiedzmy sobie – prób ustawienia kierunków badań i rozwoju finansowanych ze środków z Europejskiego Funduszu Spójności, o którym też nie wiemy jeszcze, w jakim kawałku tortu go otrzymamy. Program wymienia nanotechnologie w sumie w dwóch priorytetach na siedem, które są tam zapisane, a więc w priorytecie „Choroby cywilizacyjne, nowe leki oraz medycyna regeneracyjna” i w priorytecie „Nowoczesne technologie materiałowe”. /.../ Rozumiem, że NCBiR, które ma za swoje zadanie, ażeby te strategiczne kierunki wzmacniać, organizować na ich potrzeby odpowiednie konkursy i dedykować część swojego budżetu, w tym kierunku postępuje. Zresztą w pierwszym obszarze mamy dwa projekty w tej chwili – programy InnoMed i StrategMed, gdzie też już te elementy nano mogą występować i można aplikować./.../ Natomiast w nowoczesnych technologiach materiałowych jeszcze chyba konkursu nie było na strategiczne, ale to będzie w 2013 roku./.../.
Mamy przygotowaną – jeszcze nie przyjętą, ale tuż tuż – „Strategię innowacyjności i efektywności gospodarki”. Uwaga, to jest jedna z dwóch strategii, w której są zapisane
obszary związane właśnie z badaniem i rozwojem oraz nauką, bo /.../ w tych dziewięciu strategiach rządowych nie ma innej strategii, która by odnosiła się do spraw związanych z nauką i technologiami, ale głównie ta, plus /.../ „Strategia rozwoju zasobów ludzkich”. I tutaj, w obszarze priorytetowym piątym, w ramach właśnie wzrostu efektywności wiedzy mamy nowe generacje materiałów. /.../ one są tożsame z kierunkami określonymi przez Narodowy Program Foresight „Polska 2020”. Mamy też te materiały, czyli to jest i konstrukcja, i biotechnologia, i inżynieria powierzchni, i te obszary, o których wcześniej wspominałem.
/.../ Oczywiście, nie uzurpowałem sobie prawa do tego, żeby przedstawić /.../ wykład czy referat na temat nanotechnologii generalnie. Zebraliśmy pewne dane, które /.../ dostępne są w MNiSW, żeby pokazać, że – po pierwsze – było i jeszcze trwa poważne uderzenie inwestycyjne w tym obszarze, dotyczące zarówno badań, jak i dydaktyki. Są wielkie centra uczelniane. Na przykład, Centrum NanoBioMedyczne w Poznaniu za 111 mln, które prowadzi prof. Stefan Jurga, jest klasycznym przykładem nauczania trzeciego stopnia, czyli doktorów – to są studia doktoranckie – poprzez naukę i właśnie w obszarach nano-, bio-, med-. Aż po takie projekty, jak te /.../ po kilkaset milionów, 100-200 mln w obszarach typowo naukowych. /.../ są zarówno strumienie finansowania mniej lub bardziej wydzielone, gdzie można zdobyć środki na badania. /.../ jest pełno zespołów naukowych, które się tym interesują. Nie zebrałem /.../ impact factora i ich publikacji. Nie analizowaliśmy dokładnie tego, bo to jest bajka na wielki, potężny raport pod tytułem „Nanotechnologie w Polsce”.
/.../ Pamiętajmy, że oprócz tych inwestycji /.../ – mówię o tych dużych, o infrastrukturze – powstało trochę inwestycji w obszarze pomocniczym, czyli w parkach technologicznych, czasami w inkubatorach albo w laboratoriach, na rzecz nanotechnologii. Takie rzeczy powstały w kilku parkach w Polsce. Czasami to całkiem poważne inwestycje, związane np. z inkubatorami w tym sensie, albo z usługami dla małych i średnich przedsiębiorstw z tego obszaru. Nie odbierając nic łódzkiemu centrum, takie rzeczy się dzieją w kilku parkach w Polsce. Mówię o Wrocławiu, Poznaniu, Gdyni, Krakowie, bo to są parki, które tego typu usługi już posiadają i rozbudowują swoje kompetencje w tym obszarze. No, a tutaj mamy do czynienia z parkiem, który się na to postawił /.../