Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2407
„I have all the equipment to be a politician. Total shamelessness" (Mam pełne wyposażenie, żeby być politykiem. Całkowitą bezwstydność)
Orson Welles (1915-1985), amerykański reżyser filmowy
Czym jest wstyd
Przyczynami wstydu są odchylenia od kulturowo przyjętych norm lub utrata intymności. Jest on emocją spowodowaną lękiem przed utratą więzi z grupą lub ze społecznością, do której się należy, w wyniku reakcji na to, co przekracza granice normalności w ich rozumieniu. „Wstyd jest lękiem przed zerwaniem poczucia więzi i przynależności do grupy bliskich nam osób". (Brené Brown, Entdecke deine innere Stärke: Wahre Heimat in dir selbst und Verbundenheit mit anderen finden. Kailash Verlag München, 2018).
Człowiek wstydzi się tego, co jego grupa, społeczeństwo lub naród uznaje za nienormalne, albo niepożądane z jakiegoś względu. Zwłaszcza tego, co jest tak dalece sprzeczne z normami, zasadami i umowami społecznymi, które dotyczą postaw, zachowań i działań, że szokuje. „Normalnym" nazywa się to, co pasuje do stereotypu normalności obowiązującego aktualnie w danej grupie.
Nikt nie rodzi się z gotowym pojęciem normalności. Nabywa się je i formuje w procesie wychowania, socjalizacji i inkulturacji w środowisku społecznym zmieniającym się wraz z rozwojem cywilizacji. Dlatego stereotyp normalności nie jest absolutny ani ponadczasowy. Pojęcie wstydu także nie jest wrodzone. Pojawia się dopiero wtedy, gdy dziecko, zazwyczaj czteroletnie, potrafi odróżnić „dobre" od „złego", chociaż badania pokazały, że oznaki zawstydzenia występują już u dzieci półtorarocznych, ale nie u noworodków.
Stereotyp wstydu też jest wytworem społeczeństwa na poszczególnych etapach jego rozwoju i zmienia się w zależności od tego, kiedy i jak większość ludzi rozumie normalność ( Wiesław Sztumski, Dyskurs o normalności, „Sprawy Nauki”, Nr 6-7, 2020). Jest inny w różnych grupach etnicznych, społecznych, zawodowych, wyznaniowych, itp. W żadnej z nich nie jest odporny na działanie czasu. Zmienia się proporcjonalnie do postępu cywilizacyjnego oraz w zależności od wielu różnych czynników; najsilniej od kultury.
Przedmiotem wstydu są własne myśli, poglądy, postawy, zachowania, działania oraz sposób bycia, odnoszenie się do innych lub wygląd (wstyd za siebie), albo cudze (wstyd za kogoś). Wstyd wyraża się tak samo na całym świecie poprzez opuszczenie powiek, odwrócenie wzroku, odwrócenie głowy na bok, zaczerwienienie lub ciemnienie skóry, zdenerwowanie (niepokój), chęć zapadnięcia się pod ziemię, albo zamknięcia się w sobie, aby stać się niewidzialnym lub nieobecnym.
Przesadne poczucie wstydu (nadmierna wstydliwość) jest równie szkodliwe, jak jego brak (bezwstyd). Pierwsze krępuje ludzi, zniewala ich, onieśmiela i czyni biernymi, skrytymi lub hipokrytami. Drugie czyni ich zuchwałymi, tupeciarzami, arogantami, nonszalanckimi, pazernymi, roszczeniowymi oraz nieliczącymi się z nikim i niczym. Deficyt wstydu może prowadzić do zakłóceń w funkcjonowaniu jednostek, grup i społeczeństwa.
Wstyd i bezwstyd w dzisiejszych czasach
We współczesnym świecie postępuje transformacja wartości etycznych w ich przeciwieństwa, czyli „antywartości". Wraz z tym w tempie przyspieszonym zanikają „dobre" cechy człowieka i rozwijają się „złe", zgodnie z jakimś umownym rozumieniem tych pojęć, przeważnie tradycyjnym. Dzieje się tak z powodów subiektywnych i obiektywnych. Pierwsze tkwią w charakterze człowieka, jego osobowości, nawykach i świadomości. Drugie - w środowisku społecznym.
Zanika też stopniowo wstyd i przechodzi w „anty-wstyd", czyli w bezwstyd. Atrofii wstydu sprzyja przede wszystkim wypaczona kultura – „antykultura" (kultura zdominowana przez popkulturę i różne subkultury, a nawet zredukowaną do nich), demokracja liberalna (jakkolwiek by rozumieć słowo „demokracja"), gospodarka rynkowa oparta na wolnej konkurencji i zażartej walce konkurencyjnej (nie wstyd niczego, co prowadzi do zwycięstwa), ideologia konsumpcjonizmu („mieć" ważniejsze jest od „być"), osłabienie wiary religijnej głównie wskutek symonii, edukacja oparta na wychowaniu bezstresowym i pajdokracji oraz relatywizm etyczny.
Piotr Łaszczyca (socjobiolog, profesor Uniwersytetu Śląskiego), w artykule "Śmierć wstydu" („Teksty z Ulicy. Zeszyt memetyczny” nr 20, 2019) podał jeszcze inne przyczyny upadku wstydu - zwiększone rozpowszechnianie fałszywych informacji, ujawnianie prawdy o łamaniu standardów kultury przez elity społeczne, obniżanie standardów wymagań w edukacji w związku z jej umasowieniem oraz prezentacja nieodpowiednich form, treści i problemów w dziełach sztuki.
Zanikowi wstydu towarzyszy szerzenie się bezwstydu, który bierze się z intencjonalnie osłabianej stopniowo reakcji na bodźce wywołujące wstyd aż do całkowitego ich braku. Bezwstyd jest zaraźliwy, ponieważ ludzie żądni wyzwolenia się od determinantów ładu społecznego i sprzeciwiający się nakazom chętnie ulegają mu. Tym bardziej, że „zachowania bezwstydne wydają się wymagać mniejszego nakładu pracy, mniejszej wiedzy i obycia kulturalnego. Zatem, sumarycznie, niższych kosztów adaptacji. Bezwstyd może doraźnie dostarczać silniejszego wzmocnienia emocjonalnego i większych doraźnych korzyści” (tamże).
Bezwstyd przyczynia się do bezładu, dezorganizacji, psucia relacji międzyludzkich, rozwydrzenia, roszczeniowości, nieposłuszeństwa, okłamywania, osłabienia więzi i poczucia winy - słowem - do powszechnego bałaganu i totalnej dysfunkcji systemów społecznych. Co gorsze, w konsekwencji globalizacji rozprzestrzenia się na wszystkie kraje i kontynenty i coraz bardziej niszczy tkankę społeczną świata, jak jakaś pandemia, przeciw której - jak przeciw głupocie - nie da się zaszczepić.
Szerzeniu się tej zarazy pomagają nowe techniki komunikacji i media elektroniczne. Toteż „śmierć wstydu" ogarnia stopniowo wszystkich - począwszy od polityków, hierarchów i innych funkcjonariuszy kościoła katolickiego, celebrytów, sportowców, badaczy, ekspertów, lekarzy, handlowców, biznesmenów, uczniów aż do zwykłych ludzi.
Na podstawie różnych badań i sondaży okazuje się, że najwięcej bezwstydu występuje w sferze polityki, gospodarki i obyczajowości, przede wszystkim w środowisku polityków i biznesmenów. Zanik wstydu u elit rządzących przejawia się w nagminnym głoszeniu kłamstw, cynizmie wypowiedzi, coraz częstszych skandalach obyczajowych, bezczelnych machlojkach gospodarczych, nadużywaniu zaufania społecznego, zasłanianiu się immunitetem w celu uniknięcia odpowiedzialności karnej, w sobiepaństwie, łamaniu prawa, nieliczeniu się z mniejszościami i zbrodniczym zwalczaniu opozycji, arogancji i ignorowaniu i upodlaniu podwładnych. A w sferze gospodarki, w środowisku biznesmenów - w chciwości, pazerności i pomnażaniu majątku bez granic, bez skrupułów moralnych, litości i współczucia oraz w walce konkurencyjnej bez względu na ofiary.
Do zaniku wstydu przyczyniła się komodyfikacja wszystkiego. Teraz chyba nie ma już czegoś, co nie jest, albo nie mogłoby być przedmiotem transakcji handlowych. O tym, co można kupić i sprzedać, decyduje popyt i cena, Popyt tworzy się sztucznie, a cena jest kwestią umowy (p. W. Sztumski, Co by jeszcze sprzedać, kupić?, „Sprawy Nauki”, Nr 2, 2020).
Do rozwoju bezwstydu przyczynia się reklama, mass media i moda. Nie chodzi tylko o to, że reklama i mass media szerzą coraz więcej pornografii i pornofonii, ale jeszcze więcej i częściej nachalnego i bezczelnego kłamstwa. Moda coraz bardziej szokuje nagością, wobec czego nie trzeba się wstydzić ekshibicji swojego ciała, jak jeszcze pół wieku temu. W filmach dominuje pogarda dla wstydu w różnych sytuacjach.
Jedni twierdzą, że nasz wiek jest „wiekiem wstydu", a drudzy - że „wiekiem bezwstydu". Zgadzam się bardziej z tymi drugimi. Bowiem w większości krajów zdominowanych przez cywilizację zachodnią wstyd zanika, a tylko w nielicznych pozostałych wzrastają niektóre rodzaje wstydu i to tylko w pewnych kręgach społecznych. Sylwia Fijałkowska (psycholożka i psychoterapeutka z Centrum probalans) trafnie napisała kilka lat temu: „Są środowiska, w których łamanie standardów jest normalnym, pożądanym zachowaniem. Wartością jest przekraczanie narzuconych norm i wartości. Mamy coraz łatwiejsze łamanie tabu. Poczucia wstydu w sferze społecznej będzie coraz mniej. Na ulicach widać, że coraz odważniej się ubieramy. W mediach słychać, że coraz mniej wstydzimy się wyrażać kłamliwe opinie i fałszywe osądy ludzi. Żyjemy w czasach braku wstydu. Jeszcze kilka lat temu zorganizowanie „Dni cipki", czy głośnego już w całym kraju „Marszu szmat", którego uczestniczki i uczestnicy przeszli przez Warszawę nie zawsze kompletnie ubrani, byłoby po prostu niemożliwe (Anna Wittenberg, „naTemat", 15.06.2013).
Teraz jest jeszcze gorzej. Ludzie coraz mniej wstydzą się swoich cech negatywnych, które przestały już razić: kłamstwa, oszustwa, pazerności, braku współczucia i tolerancji, agresji, przemocy, czynów nierządnych, wulgaryzmów, chamstwa itp.
Czego wstydzą się ludzie?
Na tak ogólnie sformułowane pytanie nie da się udzielić odpowiedzi w pełni zadowalającej. Psycholodzy i socjolodzy szukają odpowiedzi na bardziej konkretne pytania dotyczące grup społecznych w różnych domenach rzeczywistości społecznej: historii, polityce, obyczajowości, sporcie, religii, gospodarki itd. na podstawie badań empirycznych. Chyba nie da się dokonać syntezy wyników ich badań. Na ogół ludzie wstydzą się za brzydkie (naganne) cechy charakteru oraz postępowanie swoje i innych. Różnią się one w zależności od sfery rzeczywistości społecznej.
Tak więc, na przykład w sferze polityki Polacy wstydzą się sami siebie za ksenofobię, nietolerancję, brak empatii w stosunku do migrantów i słabe zaangażowanie się w życiu publicznym, za „smykałkę do kradzieży", rozrywkowy tryb życia, pijaństwo i wulgarność.
Wstydzą się też za swoich wiodących polityków - prezydenta, premiera, ministrów itp. Przede wszystkim za nieudolność zarządzania naszym krajem, brak kompetencji do sprawowania stanowisk, obietnice bez pokrycia składane w kampaniach wyborczych, ośmieszanie się za granicą, niedorównywanie kulturze politycznej dyplomatów innych państw, za eurodeputowanych „opowiadających głupoty w Brukseli”, za nachalną indoktrynację ideologiczną i religijną oraz „propagandę sukcesu" w mediach państwowych, ale głównie za kłamstwa (Katarzyna Chajbos, Wstyd w życiu Polaków: sposoby rozumienia i doświadczania, role i formy obecności, Rozprawa doktorska UAM Poznań 2019).
Nie jesteśmy odosobnieni pod tym względem. W innych krajach obywatele wstydzą się mniej więcej za te same wady polityków związane z bezwstydem. Na przykład w USA wstydzono się za prezydentów George'a W. Busha za jego kłamstwa związane z napadem na Irak i Donalda Trumpa, który był notorycznym kłamcą. No cóż, pandemia bezwstydu zatacza coraz większe kręgi.
Przedmiot wstydu zmienia się w zależności od okoliczności, kontekstów i przypadkowych lub przymusowych sytuacji, w jakich się ludzie znajdują, jak i od mody, która dyktuje określone standardy i kryteria obyczajowe. W czasach powszechnej biedy i w środowiskach biedoty nikt nie wstydzi się swojej biedy. Tak było i jest na przykład podczas wojen, w więzieniach i obozach koncentracyjnych, w okresach powszechnego niedostatku i w krajach zacofanych gospodarczo.
Biedy wstydzi się człowiek znajdujący się w otoczeniu ludzi zamożnych, w krajach bogatych. Ludzie, zwłaszcza dzieci i młodzież, wstydzą się, że są gorzej lub niemodnie ubrani, że nie posiadają własnego domu, nie mają drogich gadżetów, nie stać ich na najwyższej klasy sprzęt domowy i samochód, na luksusowe wczasy itp. Jednych ten wstyd dopinguje do podejmowania wysiłku w celu dorównania bogatszym od siebie, a innych do wzbogacenia się za wszelką cenę - dzięki kradzieży, oszustwu, prostytucji, utraty godności i honoru. W pierwszym przypadku ma się do czynienia ze wstydem pozytywnym, a w drugim z negatywnym.
Bywają też sytuacje odwrotne, kiedy ludzie wstydzą się swego bogactwa i kryją się z nim w otoczeniu mniej zamożnych osób. Spotkałem się z taką sytuacją między innymi w Szwajcarii, gdzie posiadacz dwóch samochodów - przeciętnego i luksusowego - na co dzień jeździł tym tanim, a drogim tylko w nocy wyjeżdżał na autostradę, żeby sąsiedzi nie widzieli go. Innym przykładem jest multimiliarder Bill Gates, który nie ukrywa swego bogactwa, ale wstydzi się afiszować nim. W obu przykładach poczuciu wstydu towarzyszy poczucie skromności.
Kiedy w Republice Federalnej Niemiec bezrobocie było głównie strukturalne, bezrobotnego uważano za lenia, pracownika mało wydajnego lub nieuczciwego. Osoby pozbawione pracy z innych powodów, nie z własnej winy, wstydzili się tego, że są bezrobotnymi. Udawali przed sąsiadami, że pracują. Wychodzili z domu i wracali o tych godzinach, jakby pracowali. Odkąd bezrobocie stało się masowe, ludzie przestali wstydzić się bycia bezrobotnymi. Państwa socjalne utrzymują ich na koszt podatników, głównie pracujących - nawet notorycznych obiboków, którzy nie chcą pracować. A oni wcale nie wstydzą się tego; śmieją się z głupich, którzy na nich ciężko pracują. Widziałem w USA rodziny bezrobotnych Afroamerykanów z pięciorgiem dzieci, elegancko ubranych i obwieszonych kosztowną biżuterią, których stać było na stołowanie się w restauracjach. Ich dochód miesięczny składający się z różnych zasiłków przekraczał średnią pensję. Ani myśleli pracować.
Tak oto zanikowi wstydu u osób żyjących na koszt innych sprzyja państwo opiekuńcze. To nie dziwi, ponieważ wyzysk jednych przez drugich - biednych przez bogatych, podwładnych przez władców, głupszych przez mądrzejszych, niedorajdów przez spryciarzy itp.- należy do istoty kapitalizmu, w którym relacje społeczne oparte są na modelu „drapieżnik-ofiara", albo „bandyta i naiwny".
Wyzysk jest zjawiskiem powszechnym, dlatego „normalnym" i tolerowanym od kilku wieków. Nikt się go nie wstydzi. Co najwyżej, u bardziej wrażliwych na krzywdę ludzką i niesprawiedliwość, budzi wyrzuty sumienia, które notabene nie odgrywają już tak ważnej roli, jak dawniej. Toteż kto tylko chce i może, żyje z wyzyskiwania innych bez litości i umiaru.
Niedawno zaistniała nowa klasa wyzyskiwaczy, która jest coraz liczniejsza. Są to pośrednicy, którzy tym różnią się od kapitalistów, że nie posiadają kapitału, ani środków produkcji (W. Sztumski, Powszechne pośrednictwo, czyli nowa klasa wyzyskiwaczy, „Sprawy Nauki”, Nr 11, 2013).
Najbardziej wyzyskują ci, którzy w łańcuchu pośrednictwa znajdują się w najdalszym ogniwie od finalnego odbiorcy (klienta). Powszechny wyzysk, pośrednictwo i cwaniactwo, a także bezwstyd stały się signum temporis współczesnej rzeczywistości społecznej.
Na koniec
Przedmiot wstydu ulega poważnej zmianie. Ludzie przestają się wstydzić tego, co zawsze budziło odrazę i co było ważne w ich życiu. Zaczynają wstydzić się tego co drugorzędne, np. zapachu swego ciała, niedopasowanej odzieży, koloru włosów itp.(Das mächtige Gefühl der Scham: Wofür schämen wir uns am meisten?, „RedaktionsNetzwerk Deutschland - Der Tag", 07.06.2020). Wobec tego ma się teraz do czynienia jednocześnie z „wiekiem bezwstydu", ponieważ nie wstydzi się już tego, co dawniej, i z „wiekiem wstydu", bo coraz bardziej będzie się wstydzić tego, co wyniknie z nowych warunków życia, do czego dawniej nie przywiązywano wagi.
Poczucie wstydu zanikało stopniowo od wieków, ale coraz bardziej i w przyspieszonym tempie od połowy wieku dwudziestego. Atrofia wstydu za to, co tradycyjnie uznawano za istotne, ogarnia coraz szersze sfery życia społecznego i coraz większą liczbę ludzi i grup zawodowych. To budzi grozę, że w świecie zapanuje bezwstyd. Dlatego wiek dwudziesty pierwszy uznaje się nie tylko za „wiek bezwstydu", albo „śmierci wstydu", ale za ten, który zdaje się rozpoczynać epokę bezwstydu. Wskutek tego jest bardzo prawdopodobne w przyszłości pogrążenie się społeczeństwa w nieładzie, co niesie ze sobą poważne skutki negatywne. Pojawił się dylemat: akceptować stopniowe umieranie wstydu rozumianego tradycyjnie, jak dawniej, czy pozwolić rozwijać się nowemu wstydowi, w którym przedmioty wstydu zdefiniuje się inaczej. Na razie nie wiemy, czy faktycznie ten nowy rodzaj wstydu okaże się lepszy do dawnego, ani czy zanik dawnego rodzaju wstydu naprawdę doprowadzi do tego, że będziemy żyć w świecie pozbawionym w ogóle wstydu, człowieczeństwa, moralności i wszelkich zasad. Wybór należy do nas.
Wiesław Sztumski
Wyróżnienia pochodzą od Redakcji SN.
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 11772
Jednostki? Masy społeczne? Obiektywnie istniejące prawa?
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 462
Wprowadzenie
Kulturę rozumiem jako ogół wyrobów materialnych i niematerialnych będących efektem cielesnej lub intelektualnej pracy ludzkiej. W skład kultury niematerialnej wchodzi wiedza, wierzenia, sztuka, moralność, prawo, obyczaje oraz zdolności, umiejętności i nawyki nabywane przez ludzi.
Kultura zjawiła się na pewnym etapie ewolucji natury (fizjo-, geo-, bio- i kosmosfery) równocześnie z zaistnieniem gatunku Homo, odkąd zaczął on używać ognia, malować ściany jaskiń oraz komunikować się za pomocą języka mówionego i tworzyć narzędzia, urządzenia, sposoby wytwarzania (technologie), artefakty i syntetyki.
Rozwój kultury dokonuje się pod wpływem wielu czynników, a w szczególności środowiska przyrodniczego (klimatu, krajobrazu, dostępności surowców naturalnych itp.) i społecznego (dziedzictwa historycznego, tradycji, stylu życia, religii, filozofii, ideologii, polityki, ekonomii, edukacji, ustroju społecznego, systemu wartości etycznych, mody, norm społecznych, migracji, globalizacji itd.).
Wiele z tych czynników działa wspólnie i jednocześnie, wskutek czego ma się do czynienia ze zjawiskiem synergicznego wzmocnienia ich oddziaływań na kulturę.
Wpływ postępu technicznego na kulturę
Kultura rozwija się w dużym stopniu w zależności od innowacji technicznych. Przede wszystkim w dziedzinach technologii, miniaturyzacji, źródeł energii oraz komunikacji.
Przez wiele wieków postęp techniki przebiegał powolnie. Wielkie wynalazki zdarzały się rzadko. Dzieliły je od siebie setki lub dziesiątki lat. Maszyny proste (dźwignie, wielokrążki, kołowroty, równie pochyłe itp. wynaleziono i stosowano już w starożytności. Ale pracę rąk ludzkich przejęły w pełni dopiero w XVIII wieku w wyniku pierwszej rewolucji przemysłowej.
Potem stosowano bardziej skomplikowane maszyny napędzane niesomatycznymi źródłami energii: ciepłem, elektrycznością i atomem. Od XIX wieku coraz częściej zdarzały się wynalazki rewolucjonizujące technikę. Najważniejszymi były: maszyna parowa (wynaleziona w 1763 r., ale powszechnie stosowana na początku XIX wieku), telegraf (1837), lampa naftowa (1853), żarówka elektryczna (1879), silnik spalinowy (1878), samolot (1903), radio (1895), telewizja (1920), komputer (1946) i internet (1960).
Największy przyrost innowacji technicznych datuje się od połowy XX wieku, w czasach coraz intensywniejszej ingerencji ludzi w ekosystem i procesy przyrodnicze zachodzące na Ziemi. tj. w epoce antropocenu. Wynalazki XX wieku jednoznacznie dowiodły, jak bardzo rozwinięta jest nasza cywilizacja. Jednak dopiero XXI wiek wprowadził nas w zupełnie nową erę wynalazków, które omalże natychmiast rewolucjonizują wszystkie subdziedziny kultury i - co oczywiste - szokują tradycjonalistów. Jest nim wynalazek sztucznej inteligencji (SI).
Dziennikarz naukowy, Artur Białek, zaprezentował dwadzieścia takich wynalazków:
Inteligentny plaster (2018), który dzięki zainstalowanym czujnikom i przekaźnikom monitoruje proces gojenia się ran i w razie potrzeby aplikuje odpowiednią dawkę leku.
Sztuczna trzustka (2011), która dokonała przełomu w leczeniu cukrzycy typu 1, jest systemem składającym się z pompki insulinowej i sensora stale monitorującego glikemię.
Sztuczne wspomnienia. W 2013 roku badacze z Massachusetts Institute of Technology skutecznie zaszczepili w mózgu myszy wspomnienia wydarzeń, które nigdy się nie zdarzyły. Te badania mają pomóc zrozumieć, jak w ludzkim mózgu powstają tzw. fałszywe wspomnienia.
Egzoszkielet, czyli urządzenie wspomagające siłę mięśni żołnierzy w celu zwiększenia ich zdolności bojowej. Obecnie, zastępuje on niesprawne mięśnie, pomaga w rehabilitacji osób cierpiących na choroby neurologiczne i umożliwia chodzenie osobom sparaliżowanym.
Bioniczna soczewka kontaktowa (2015). Soczewka wewnątrzgałkowa, która trwale koryguje wady wzroku. W niedalekiej przyszłości okulary i szkła kontaktowe staną się przeżytkiem.
Kapsułka endoskopowa (2001), która pozwala zdalnie oglądać przewód pokarmowy, niedostępny dla badania endoskopowego.
Plaster antykoncepcyjny, znacznie wygodniejszy i zdrowszy od tabletek antykoncepcyjnych.
Segway (2001) to dwuśladowe urządzenie transportu osobistego zasilane silnikiem elektrycznym, służące do szybkiego i ekologicznego przemieszczania się w miastach.
Telefon z ekranem pojemnościowym (2006)
Media społecznościowe: witryna MySpace (2000), serwis You Tube (2005), serwisy Facebook (2006) i Twitter (obecnie Space X).
Domowa drukarka 3D do samodzielnego montażu (2006)
VoD (streaming materiałów video, 2007), który wyeliminował kasety VHS.
Płyta Blu-ray (2004), następca DVD, która w wariancie jednowarstwowym ma pojemność 25 GB.
Samochody półautonomiczne i w pełni autonomiczne (2015), które potrafią same kontrolować podróż (utrzymywać zadany dystans od pojazdów poprzedzających, zmieniać pas ruchu i przez pewien czas utrzymywać kierunek jazdy). Dzięki nim wkrótce kierowca stanie się pasażerem.
System Android (2015). System Android jest najpopularniejszym mobilnym systemem operacyjnym. Pod jego kontrolą pracują niezliczone smartfony i tablety, a także inteligentne telewizory i inne urządzenia tworzące smart home.
Asystent głosowy (2011). Asystenci głosowi, czyli interfejsy użytkownika bazujące na naturalnej mowie, towarzyszą nam dziś na każdym kroku. Wystarczy jedno proste polecenie, by wirtualny pomocnik zapisał je w kalendarzu, włączył ulubiony album, przyciemnił lub zgasił światło, albo obsłużył klimatyzator.
Grafen (2004). Jest to najcieńszy, najlżejszy i najmocniejszy materiał, jaki dotychczas znamy. Może wkrótce zastąpić krzem. Nadaje się do produkcji elastycznych wyświetlaczy, ogniw fotowoltaicznych i wysokowydajnych akumulatorów. Lista jego możliwych zastosowań jest długa. Pierwszy teoretyczny opis tego materiału powstał w 1947 roku, ale oddzielenie grafenu od grafitu nastąpiło dopiero w 2004 roku.
Pierwszy seryjny samochód wodorowy (2014) zeroemisyjny, zasilany energią elektryczną uzyskiwaną z wodoru.
Dron pasażerski (2022) jest podobny do małego helikoptera, ma osiem wirników umieszczonych na czterech ramionach. Pasażer w niewielkiej kabinie nie ma żadnego udziału w sterowaniu nim; naciska tylko guzik „start” lub „ląduj”. Służy on do transportu osobistego.
Asymetryczne systemy liczbowe (2014) to nowoczesna metoda kodowania, która oferuje bardzo wysoką efektywność kompresji danych.(1)
Dzięki tym wyrazkom to, co dawniej znajdowało się w obszarze hipotetyczności (science fiction), obecnie coraz szybciej staje się elementem obszaru faktualności (sensual and science reality).
Kogo cieszą i niepokoją najnowsze osiągnięcia techniki?
Wynalazki techniczne cieszą najbardziej samych wynalazców, co jest całkiem zrozumiałe. Ale zachwyca się też nimi większość ludzi co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze dlatego, że udowadniają potęgę umysłu ludzkiego i że potrafimy w coraz szerszym zakresie panować nad naturą - przeciwstawiać się jej skutecznie i kształtować ją według swoich potrzeb.
Po drugie, dzięki nim lawinowo wzrasta liczba zastosowań korzystnych dla z człowieka, ponieważ coraz bardziej uwalniają go one od wysiłku cielesnego i intelektualnego.
Jedno i drugie jest nagłaśniane przez mass media po to, by mobilizować ludzi do coraz większego wysiłku na rzecz postępu technicznego i rozwoju gospodarczego.
A prawda jest taka, że każdy wynalazek, nawet najwspanialszy, kryje w sobie również skutki szkodliwe dla ludzi, które często celowo ukrywa się z różnych względów.(2)
Dopiero teraz, kiedy ludzie masowo chorują na alergie i inne choroby cywilizacyjne, ujawnia się szkodliwość wielu wynalazków technicznych dla zdrowia i życia ludzi, głównie chemicznie preparowanej żywności, tkanin z włókien syntetycznych oraz opakowań plastikowych. A przecież nie tak dawno temu zachwycaliśmy się nimi. Teraz zaczęto je traktować jak przekleństwo i wroga number one ludzkości.
Postęp techniczny zawsze przyczyniał się do destrukcji i destabilizacji środowiska oraz do zakłócania równowagi w przyrodzie, ale nigdy w takim tempie i do takiego stopnia, żeby wzbudzić uzasadniony niepokój o przyszłość ludzkości. Przyspieszenie rozwoju technicznego w dwudziestym wieku jest wprost niewiarygodne. A przecież to dopiero początkowa faza szokujących wynalazków w obecnym ćwierćwieczu i trudno przewidzieć, jakie będą następne i jakie kryją w sobie potencjalne zagrożenia.
Wspomaganie kultury przez sztuczną inteligencję
Postęp w dziedzinie kultury dokonywał się proporcjonalnie do postępu technicznego. Najpierw przede wszystkim kultury materialnej, a później również duchowej. Od niedawna największy wpływ na kulturę wywiera cud techniki współczesnej - sztuczna inteligencja. Chociaż nikt chyba tego nie mierzył, to na podstawie obserwacji faktów można przypuszczać, że jej rozwój przyczynia się bardziej do skutków szkodliwych niż pożytecznych dla naszego gatunku. Zachwyceni jej możliwościami odnosimy się na razie euforycznie do postępu SI. Ale to szybko się zmieni, gdy zacznie nam ona bardziej doskwierać, aniżeli sprawiać przyjemność.
Jednym z prekursorów SI był Pierre de Latil, który w 1958 r. opublikował książkę Sztuczne myślenie.(3) Napisał w niej, że za pomocą automatów można skonstruować model sprzężeń zwrotnych miedzy neuronami mózgowymi. Można go uznać za wczesną formę sieci neuronowych wykorzystywanych obecnie w SI. Nazwisko jego jest mało znane w historii sztucznej inteligencji.
Powszechnie uważa się, że pionierami SI byli tacy naukowcy jak Alan Turing, John McCarthy czy Marvin Minsky, którzy wprowadzili kluczowe koncepcje i modele w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. Jest też wiele innych osób, które wniosły swój wkład, niezależnie od tego, czy ich prace były czytane i znane na szeroką skalę. Podejrzewam, że Pierre’a de Latil zignorowano, bo nie był naukowcem, tylko dziennikarzem naukowym. Wyrażenie „sztuczne myślenie" zastąpiono „sztuczną inteligencją", która stała się częściej używanym terminem wraz z rozwojem tej dziedziny.
W historii techniki nie tylko naukowcy byli wynalazcami. Jednak wkład różnych osób spoza środowiska naukowców często bywa pomijany lub niedoceniany. Także dziennikarze naukowi, pisarze popularnonaukowi i inni twórcy mogą wprowadzać istotne koncepcje i pomysły, które wywierają znaczący wpływ na rozwój dziedzin naukowych, takich, jak na przykład SI. Głównie dzięki mass mediom ogółowi dobrze znane są wynalazki korzystne dla ludzkości i rozwoju współczesnej cywilizacji. Nie trzeba ich wyliczać. Dlatego koncentruję się tutaj na mniej znanych, niekorzystnych, gdyż są one szczególnie niebezpieczne dla teraźniejszego gatunku Homo sapiens i ewentualnie dla przyszłego Post-homo.(4)
Zagrożenia wynikające z dalszego postępu SI
Zdaniem ekspertów, w ciągu najbliższych lat postępy w obszarze badań nad SI zmienią radykalnie współczesne życie ludzi w kilku ważnych dziedzinach, takich jak zdrowie, nauka, finanse, transport i wojskowość. Pociągną one za sobą również zmiany w pozostałych dziedzinach. Równocześnie ostrzegają oni przed potencjalnymi zagrożeniami w sferze społecznej, ekonomicznej i etycznej. Stanęliśmy więc u progu kolejnej rewolucji społecznej spowodowanej przez postęp techniki, a mianowicie „rewolucji sztucznej inteligencji” (RSI).
Rewolucje burzą stary lad społeczny i wprowadzają nowy, z którym ludzie wiążą oczekiwania na lepsze życie, ale którego też obawiają się go, gdyż mało o nim wiedzą. A z reguły oczekiwania spełniają się w czasie odwrotnie proporcjonalnym do przewidywanego czasu ich realizacji. Rewolucje wymagają też ofiar. W przypadku RSI ofiarą będzie prawdopodobnie cała ludzkość.
Oto kilka najważniejszych z tych zagrożeń:
Utrata miejsc pracy. Rozwój SI przyczynia się znacznie do automatyzacji wielu prac, co może skutkować wzrostem bezrobocia w niektórych sektorach gospodarki.(5)
Wzrost nierówności społecznych. Jeśli korzyści ekonomiczne płynące z automatyzacji są nierównomiernie dystrybuowane, to niechybnie doprowadzą one do mnożenia się i pogłębienia nierówności społecznych.
Zamach na prywatność. Zaawansowane technologie SI są wykorzystywane do śledzenia, analizowania i manipulowania danymi (również wrażliwymi) osób i organizacji, co w znacznym stopniu ogranicza prywatność.
Broń autonomiczna. Rozwój autonomicznych systemów broni, w których korzysta się ze sztucznej inteligencji, grozi eskalacją konfliktów zbrojnych oraz zwiększeniem ryzyka przypadkowych lub niekontrolowanych działań związanych z użyciem takiej broni.
Zagrożenia dla bezpieczeństwa cybernetycznego. SI może być wykorzystywana do tworzenia bardziej wyrafinowanych ataków cybernetycznych, które są zagrożeniem dla systemów informatycznych, infrastruktury krytycznej i danych osobowych.
Przejęcie funkcji kontrolnych przez SI. Sztuczna inteligencja może stać się na tyle zaawansowana, że wymknie się spod ludzkiej kontroli; wtedy systemy SI będą podejmować autonomiczne decyzje bez uświadomienia sobie ich konsekwencji.
Manipulacja informacjami. Algorytmy SI są wykorzystywane do manipulacji informacjami w celu wpływania na opinię publiczną, wywoływania zamieszek społecznych lub destabilizacji procesów demokratycznych.
Uzależnienie od SI. Ludzie postrzegają SI przez pryzmat technosolucjonizmu, tj. przekonania, że za pomocą techniki da się rozwiązywać wszystkie problemy, podczas gdy naprawdę jest ona jedynie narzędziem do ich rozwiązywania. Dlatego nadmiernie zdają się na SI w różnych dziedzinach życia, takich jak opieka zdrowotna, transport czy zarządzanie finansami. To prowadzi do wzrostu uzależnienia od urządzeń technicznych wspomaganych przez SI, które są podatne na awarie lub ataki. Zaś codzienne obcowanie z SI uzależnia człowieka od niej, jak narkotyk.
Dehumanizacja. Postęp sztucznej inteligencji pozbawia człowieka jego najważniejszych cech gatunkowych (społecznych i kulturowych): racjonalności, zdrowego rozsądku, wolności, pracy, prywatności, inkluzji, odpowiedzialności, integracji oraz zdolności do tworzenia złożonych systemów społecznych, więzi, relacji i hierarchii.
Zysk siłą napędową SI
Coraz więcej firm eksperymentuje z włączaniem systemów SI do swojej działalności biznesowej w celu zwiększenia wydajności, poszerzenia zasięgu i gamy produktów oraz usług, a więc po to, by powiększać zysk. Nie obchodzi ich to, że szersza i potężniejsza SI, stwarza wiele zagrożeń - od mało znaczących do egzystencjalnych. Dlatego należy zachować dużą ostrożność w stosunku do jej postępu.
Wskazuje się na następujące nowe zagrożenia na obecnym etapie rozwoju SI.(6)
Deepfakes i dezinformacje. Technologia SI umożliwia tworzenie bardzo realistycznych, acz fałszywych obrazów, trudnych do odróżnienia od oryginału. Deepfake (głęboka podróbka) to przekonujący sztuczny obraz, film lub fotomontaż wygenerowany komputerowo. Takie podróbki stosuje się między innymi w nagraniach filmowych, stwarzając możliwości manipulacji poprzez np. niemożliwą do odróżnienia przez widza zamianę twarzy aktorów występujących w filmie. Może to prowadzić do skompromitowania aktora poprzez pokazanie go na przykład w filmie pornograficznym. Jednym z zagrożeń fałszywymi informacjami jest możliwość publikowania różnych dezinformacji i złośliwych treści.
Stronniczość i dyskryminacja. Modele SI uczą się na podstawie danych, które kryją w sobie uprzedzenia i stronniczość. Reprodukują je podczas podejmowania swoich decyzji opartych na algorytmach. Jeśli te algorytmy zbudowano na takich danych, to powodują one dyskryminację ludzi podczas rekrutacji do pracy, oceny zdolności kredytowej, postępowania sądowego itp.
Chwiejność finansowa. SI może wywrócić do góry nogami sektor finansowy. Coraz więcej firm inwestycyjnych korzysta z SI przy analizie i wyborze papierów wartościowych, które chcą kupić lub sprzedać. Wiele osób korzysta również z systemów SI w rzeczywistym procesie kupna i sprzedaży aktywów. Algorytmy handlu za pomocą SI nie uwzględniają jednak wpływu kontekstu społecznego. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której narzędzia inwestycyjne SI mające na celu maksymalizację zysków dokonują dużej liczby zakupów i sprzedaży w krótkim czasie, wywołując panikę wśród ludzkich uczestników rynku.
Moment krytyczny SI, nazywany też jej osobliwością (artificial intelligence singularity). Jest to hipotetyczny, choć coraz bardziej możliwy etap rozwoju SI, w którym przewyższy ona inteligencję ludzką pod każdym względem. Być może jest to największe zagrożenie dla ludzkości ze strony SI, ponieważ ludzie nie będą już w stanie kontrolować jej, wskutek czego SI zdominuje sposób tworzenia (lub niszczenia) społeczeństw.
Dzisiaj nikt nie wie dokładnie, co może się wówczas wydarzyć. A potencjalne konsekwencje mogą okazać się drastycznymi. Niektórzy eksperci sądzą, że może to doprowadzić nawet do wyginięcia gatunku ludzkiego. Gdy SI przewyższy ludzką inteligencję, może opracować pomysły, o których żadnemu człowiekowi nigdy wcześniej się nie śniło.
Ta nadludzka SI nadal będzie się samodoskonalić, tak jak dzisiejsza. Wskutek tego przepaść między SI a ludźmi powiększałaby się coraz szybciej.
Z jednej strony, mogłoby to przynieść ogromne korzyści, jak na przykład znalezienie przez SI sposobów eliminacji wielu chorób, ubóstwa i zmian klimatycznych, których ludzie nie potrafią wymyślić.
Z drugiej strony, SI mogłaby odkryć, że ludzie nie są jej potrzebni do realizacji jej celów i wymyśliłaby sposoby zniszczenia ludzkości lub zabijania ludzi na masową skalę. Jedni eksperci w dziedzinie futuryzmu technicznego, jak Ray Kurzweil, uważają, że ten moment krytyczny nastąpi prawdopodobnie w nadchodzących dziesięcioleciach. Inni zaś spodziewają się go już za kilka lat(7)
Ku czemu zmierza dalsze wspomaganie kultury przez sztuczną inteligencję w jej walce z naturą?
W obawie przed nadejściem momentu krytycznego SI ludzie próbują już nakładać różne cugle na postęp SI w postaci ograniczeń prawnych, etycznych, religijnych i filozoficznych po to, by go skanalizować, czyli pozwolić mu przebiegać w granicach z góry wytyczonego koryta i według określonych norm. To może się udać zanim postęp SI nie doprowadzi do momentu krytycznego, dopóki inteligencja ludzka będzie mieć przewagę nad SI, a człowiek będzie zdolny przewidywać dalszy jej rozwój. Jednak przewidywanie staje się coraz mniej pewne w miarę tego, jak szybko dokonują się zmiany SI i wzrasta multifurkacja jej rozwoju.
W warunkach gospodarki rynkowej, kiedy wszystko ulega komodyfikacji, dokonuje się powoli stopniowa alienacja SI. Jednak od momentu krytycznego, nabierze ona coraz większego tempa. Proces alienacji zakończy się, gdy człowiek nie będzie już potrzebny do dalszego postępu SI i jej samodoskonalenia się, ani nie będzie jej w tym przeszkadzać. Wówczas, w ostatniej fazie alienacji SI, może dojść do zniszczenia jej twórcy - człowieka. Jest to dość prawdopodobny scenariusz, albowiem co technika może zrobić, to z pewnością kiedyś zrobi.
Dalsze wspomaganie kultury przez SI w walce z naturą może prowadzić do dobrych lub złych konsekwencji dla ludzkości. Ale po przekroczeniu momentu krytycznego to nie będzie już zależeć od ludzi, tylko od SI. Nie wiadomo, czy SI, uwolniona od ludzi, będzie chciała im pomóc, czy ich zniszczyć. Nikt nie wie, ani nie potrafi przewidzieć, jak ona się zachowa i co się z nami stanie. Na ten temat można tylko snuć rozmaite spekulacje na bazie mniej lub bardziej wybujałej wyobraźni.
Być może, nasz strach przed dalszym postępem SI jest przesadny. Może zagłada ludzkości w wyniku postępu SI niekontrolowanego przez ludzi jest kolejnym straszydłem wymyślonym przez manipulantów społecznych na zamówienie oligarchów sprawujących rządy nad światem.(8) Niewykluczone, że dominacja SI nad ludzką inteligencją i jej autonomia będzie tylko epizodem w zmaganiach kultury z naturą i że na pewien czas spowoduje wzrost asymetrii i zakłócenie równowagi między nimi. Potem mechanizmy homeostazy znów ją przywrócą i wszystko potoczy się tak, jak zwykle.
Wiesław Sztumski
9.03.2024
Przypisy:
(1) Artur Białek, Smartfony, social media, drukarki 3D. Które wynalazki XXI wieku zmieniły nasze życie na lepsze?, National-Geographic.pl, 11.03.2023
(2) Wiesław Sztumski, Postęp medycyny - cieszyć się, czy smucić?,, Sprawy Nauki, 5, 2014; Wiesław Sztumski, Some Effect Of The Unbalanced Development Of Human Intelligence: From Trans-Monkeys To Trans-Humans, Eunomia, 1, 2021; Wiesław Sztumski, Rozwój techniki przysparza więcej zła niż dobra, Tygodnik Spraw Obywatelskich, Nr 84, 14.08.2021.
(3) Wiesław Sztumski, Anatomia zwierząt syntetycznych, Wszechświat, wyd. Polskie Towarzystwo Przyrodników im. Kopernika, Nr 11/1961 (art. nawiązujący do idei P. de Latila).
(4) Nazwą "Post-homo" posługuję się w odniesieniu do przyszłych ewolucyjnych form człowieka, który przekroczył aktualny etap rozwoju społecznego i technologicznego.
(5) W 2018 r. przypuszczano, że w latach 2020-2025 SI zlikwiduje 85 mln miejsc pracy, ale także, że stworzy 97 mln nowych miejsc pracy do 2025 r. (Katja Grace et al., When Will AI Exceed Human Performance?, Journal of Artificial Intelligence Research Nr 62, 2018)
(6)Nathan Reiff, What Are the Dangers of AI?, Explainers, Jun 8, 2023
(7)Warren Brown, A.I. Dirctives, Technology Hits, Nov. 11, 2023.
(8)Wiesław Sztumski, W mackach strachów , Sprawy Nauki, Nr 2, 2024
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2110
Mniej więcej od połowy ubiegłego stulecia postępuje relatywizacja norm etycznych, pragmatyczne i utylitarystyczne nastawienie do życia oraz manipulacja społeczna.
Normy i oceny moralne zmieniają się w czasie, zależą od miejsca, grupy społecznej , kultury, okoliczności, oraz od tego, kogo dotyczą i kto się nimi kieruje w postępowaniu i ocenie. W świecie jest wiele systemów etycznych, z których żadnego nie powinno się wyróżniać. Stąd wynika, że ocen moralnych nie należy dokonywać w jakiejś idealnej i abstrakcyjnej rzeczywistości społecznej, nie ze względu na jakieś absolutne i odwieczne kryteria i nie przez ludzi (człowieka) „w ogóle", lecz w realnym społeczeństwie, odpowiednio do aktualnej sytuacji i przez konkretną jednostkę lub grupę.
Hierarchia wartości i kryteria oceny moralnej zmieniają się w zależności od wielu czynników, a im więcej bierze się ich pod uwagę przy ocenie moralnej, tym jest ona trafniejsza. (Wskutek relatywizacji etyka przekształca się w Aber-Ethik, tj. etykę, na której gruncie dokonuje się jakiegoś osądu, a jednocześnie wskazuje się na wątpliwość co do jego słuszności i wyraża się ją dopowiadając po nim niemieckie słowo aber (ale) - „To jest dobre, ale…”). Krótko mówiąc, żaden osąd moralny nie jest absolutny ani ponadczasowy.
Relatywizm etyczny jest przydatny do usprawiedliwiania tego, co w warunkach neoliberalizmu robi się w celach niegodziwych i co na podstawie etyki tradycyjnej jest z pewnością nieetyczne. Etyka relatywistyczna upowszechniła się też wśród lekarzy.
Wraz z rozwojem kapitalizmu, zaostrzającą się walką konkurencyjną i szerzeniem się ideologii konsumpcjonizmu, postępuje dominacja postaw pragmatyzmu i utylitaryzmu. Przydatność, użyteczność i opłacalność w myśleniu, zachowaniu, postawach i postępowaniu wypierają skutecznie współczucie, miłość (także religijną miłość bliźniego) oraz bezinteresowność. Zanika też kierowanie się niewymiernym dobrem wspólnym i troska o nie, gdyż ważniejsze stało się ściśle wymierne dobro prywatne. Dlatego na czołowe miejsce w hierarchii wartości wysunęły się zysk i zwycięstwo. A wszystko co sprzyja ich osiąganiu osądza się jako moralne na gruncie relatywizmu etycznego.
„Brutalny kapitalizm lat dziewięćdziesiątych i późniejszych wyzwolił w wielu z nas to, co najgorsze. (…) Dziki kapitalizm zamienia się w amoralny mechanizm oszukiwania, w którym wszystkie chwyty są dozwolone”- mówi prof. Andrzej Szahaj w rozmowie z Izabelą Marczak („Poniżam, więc jestem”, Inn Poland, Biznes, 29.6.2015). Uformowała się już pokaźna i coraz bardziej rozrastająca się grupa ludzi, którzy nawet palcem w bucie nie kiwną bez otrzymania stosownej zapłaty. Ich dewizą jest „Nic za darmo". To również dotyczy lekarzy.
W XX-wiecznych ustrojach totalitarnych i monopartyjnych rządziły tylko jedne partie polityczne, a w teraźniejszych ustrojach demokratycznych rządzą różne elity władzy - jawne lub skryte: "układy", "sieci", kliki, grupy nacisku, korporacje itp. W obu przypadkach nikt nie liczy się z jednostkami. Pojedynczy człowiek wart jest tyle, za ile czegoś kupi, albo jak liczy się jego głos w wyborach na pretendentów do władzy.
O losach świata i ludzi decydują „krupierzy dziejów" (p. SN Nr 3/11), a nie jednostki, które mają dwa wyjścia: albo buntować się przeciw swojemu losowi, albo pogodzić się z nim. Buntowanie się w pojedynkę jest nieskuteczne i niczego nie załatwia, dlatego z punktu widzenia prakseologii jest działaniem pozbawionym sensu. Korzystniejsza jest uległość wobec elit rządzących. W dużym stopniu elity władzy wymuszają ją za pomocą powszechnego i efektywnego ogłupiania społeczeństwa dokonywanego na wiele sposobów, ponieważ są przekonane o tym, że głupimi łatwiej się rządzi i manipuluje. (Jednakże to nie jest takie pewne ze względu na to, że zachowania i decyzje głupich często są nieprzewidywalne i mogą być diametralne różne od oczekiwanych). Toteż przeważająca trzeźwo myśląca większość społeczeństwa zachowuje się konformistycznie z wyjątkiem romantycznych bohaterów skłonnych cierpieć za miliony. Tym bardziej, że z różnych względów uległość opłaca się. Jak mówi przysłowie - pokorne cielę dwie matki ssie. Postawy konformistyczne przeważają coraz bardziej wśród lekarzy.
Konformizm w cenie
Lekarze, jak inne grupy zawodowe, kierują się zasadami pragmatyzmu, utylitaryzmu i konformizmu. Nie chcą, albo boją się być odmieńcami i narażać się swojemu środowisku i elitom rządzącym. Wygodniej i korzystniej być uległym, lubianym przez kolegów po fachu i czerpać z tego profity.
Oczywiście, zdarzają się sporadyczne bunty pracowników służby zdrowia w postaci strajków i głodówek, ale mniej w trosce o pacjentów niż z powodów roszczeniowych o wyższe płace i lepsze warunki pracy.
Postulaty poprawy funkcjonowania służby zdrowia w wyniku wzrostu nakładów finansowych są tylko maskowaniem istoty sprawy w celu zmylenia opinii publicznej. A żądanie „godziwej zapłaty" jest co najmniej dziwne. Przecież zarobki lekarzy en bloc są kilkakrotnie wyższe od średnich.
Poza tym, nie tylko lekarze chcą i powinni godnie żyć i „godziwie" zarabiać. Zaś studiowanie medycyny wcale nie jest trudniejsze od studiowania np. fizyki, czy elektrotechniki. (Dowodzi tego choćby fakt, że kandydatów na studia medyczne jest o wiele więcej niż na nauki ścisłe).
Praca lekarza też nie jest cięższa od pracy hutnika przy wielkim piecu, bardziej niebezpieczna od pracy kierowcy tira, ani bardziej odpowiedzialna od pracy kontrolera lotu, od którego zależy życie setek ludzi.
Tak więc, większość lekarzy buntuje się z pobudek egoistycznych, gdy chodzi o ich dobro i interesy finansowe. A poza tym są zwyczajnymi konformistami chcącymi zachować swój status quo i nie narażać się na utratę zdobytych przywilejów. Między innymi dlatego, zabiegając o łaskę elit władzy (oficjalnej lub nieformalnej), podpisują lojalki, jak np. „klauzulę sumienia", często na przekór własnym poglądom racjonalistycznym i nie zawsze adekwatnie do swej religijności, ale po prostu dla świętego spokoju i na wszelki wypadek.
Taka hipokryzja nie jest obca i innym grupom zawodowym. (Nota bene, sumienie jest sprawą prywatną. Dlatego publikowanie nazwisk ludzi, którzy podpisali klauzulę sumienia jest naruszeniem ich dóbr osobistych i prywatności. Ale chodzi o wywieranie presji przez kościół i lekarzy wierzących na tych, którym sumienie dyktuje co innego, albo na tych, którzy mają wątpliwości odnośnie treści tej klauzuli ograniczającej ich wolność).
Stosownie do czasów
Symptomem naszych czasów jest manipulacja ludźmi na coraz większą skalę, proporcjonalnie do postępu techniki oraz rządów autorytarnych. Manipuluje się masami społecznymi za pomocą reklam, wybiórczych wiadomości, przekręcania faktów, odwracania znaczeń słów, dowolnej interpretacji wydarzeń historycznych w zależności od koniunktury, poprawności politycznej i uznawanej ideologii, emisji filmów historycznych fałszujących fakty na zamówienie władzy itd. Codziennie jesteśmy bombardowani przez mass media wieloma zmanipulowanymi informacjami na raz. Trzeba mieć dużą dozę odporności, krytycyzmu i rzetelnej wiedzy, by nie dać zwieść się manipulantom.
Manipulacjom zostały poddane przysięgi i przyrzeczenia lekarzy, odwołujące się do tradycyjnej Przysięgi Hipokratesa.:
„Przysięgam Appolinowi lekarzowi i Asklepiosowi, i Hygei, i Panakei oraz wszystkim bogom jak też boginiom, biorąc ich za świadków, że wedle swoich sił i osądu (sumienia) przysięgi tej i tej pisemnej umowy dotrzymam. Swego przyszłego nauczyciela w sztuce (lekarskiej) na równi z własnymi rodzicami szanował będę i dzielił będę z nim życie, i wesprę go, gdy się znajdzie w potrzebie; jego potomków miał będę za braci w linii męskiej i sztuki tej uczył ich będę, gdy zechcą się uczyć, bez zapłaty i pisemnej umowy; na piśmie jak też ustnie wiedzę całą i doświadczenie swoim własnym synom i synom tego, który uczył mnie będzie, jak też przekażę uczniom, którzy umowę tę podpisali i przysięgą tą, jako prawem lekarskim, się związali, lecz nikomu więcej.
Zdrowy tryb życia i sposób odżywiania zalecał będę wedle swoich sił i osądu, mając na względzie pożytek cierpiących, chroniąc ich zaś przed szkodą i krzywdą. Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka na poronienie.
W czystości i niewinności zachowam życie swoje i sztukę swoją. Nigdy nikomu nie usunę kamieni moczowych przez cięcie (pęcherza), lecz odeślę każdego do ludzi, którzy z zajęciem tym są obeznani. Do któregokolwiek z domów wnijdę, wejdę dla pożytku cierpiących; obcy mi będzie rozmyślny występek, jak też każda inna nieprawość, zwłaszcza czyny lubieżne na ciałach kobiet i mężczyzn, nie tylko wolnych, lecz i niewolników.
Cokolwiek przy leczeniu, albo też poza leczeniem, w życiu ludzi ujrzę lub usłyszę czego ujawniać nie można, milczał o tym będę, za świętą tajemnicę to mając.
Jeżeli więc tej swojej przysięgi dochowam i jej nie naruszę, niech zyskam powodzenie i w życiu, i w sztuce, i sławę u wszystkich ludzi po wsze czasy; jeżeli zaś ją złamię i się jej sprzeniewierzę, niech mnie wszystko przeciwne dotknie”.
Proceder manipulacji zapoczątkowała Deklaracja Genewska uchwalona przez 2. Sesję Ogólną Światowego Stowarzyszenia Lekarzy w Genewie we wrześniu 1948 r., modyfikowana następnie w latach 1968, 1983, 1994, 2005, 2006 i 2017.:
„W chwili przyjęcia mnie do grona członków zawodu lekarskiego uroczyście przyrzekam poświęcić me życie służbie ludzkości. Będę odnosił się do moich nauczycieli z należnym im szacunkiem i wdzięcznością. Będę wykonywał swój zawód sumiennie i z godnością. Zdrowie chorego będzie moją główną troską. Będę zachowywał powierzone mi tajemnice nawet po śmierci chorego.
Ze wszystkich mych sił będę dbać o zachowanie godności i szlachetnych tradycji zawodu lekarskiego. Moi koledzy będą mi braćmi. Nie dopuszczę do tego, by względy religijne, narodowe, rasowe, polityki partyjnej lub pozycji społecznej mogły wpływać na moje obowiązki wobec mego chorego. Zachowam najwyższy szacunek dla życia ludzkiego od jego początku nawet pod wpływem groźby. Nie użyję mojej wiedzy lekarskiej przeciwko prawom ludzkości. Przyrzekam to uroczyście, z własnej woli, na mój honor!”.
W Deklaracji z 1983 r. zmieniono zapis o niepodawaniu kobiecie środków poronnych na zapis: „Zachowam najwyższy szacunek dla życia ludzkiego od jego początku”, choć kwestia ścisłego określenia tego „początku" jest kontrowersyjna i właściwie konwencjonalna. Data „początku” wiąże się z dopuszczalnością aborcji.
Katolicy uznają za początek życia człowieka chwilę zapłodnienia (wg Jana Pawła II, odtąd zygota jest już „osobą”), luteranie - trzeci tydzień ciąży, a muzułmanie - moment złączenia duszy z ciałem płodu w 12-tym tygodniu ciąży. Ta kwestia jest ciągle dyskutowana w aspekcie religijnym, etycznym i biologicznym i nierozstrzygnięta.
Z Deklaracji Chicagowskiej (2017) usunięto z kolei fragment o niepodawaniu kobiecie środków poronnych, natomiast wprowadzono dwa ważne zapisy. Jeden o przestrzeganiu praw ludzkich i swobód obywatelskich: „Nie użyję mojej wiedzy lekarskiej przeciwko prawom człowieka i swobodom obywatelskim, choćby nawet pod groźbą”, a drugi o służbie dla ludzkości: „Uroczyście zobowiązuję się poświęcić moje życie w służbie ludzkości”.
Co kraj, to inna przysięga
Różnią się też przyrzeczenia lekarskie składane w poszczególnych krajach i uczelniach, w zależności od kultury, tradycji i poziomu cywilizacyjnego.
Przyrzeczenie niemieckie:
„Jako członek personelu medycznego Uroczyście zobowiązuję się oddać życie w służbie ludzkości; Zdrowie i dobre samopoczucie mojego pacjenta będą najwyższym priorytetem moich działań; Będę szanować autonomię i godność mojego pacjenta; Będę zachowywać najwyższy respekt dla życia ludzkiego;
Nie będę uzależniać moich obowiązków medycznych wobec mojego pacjenta od wieku, choroby lub niepełnosprawności, wyznania, pochodzenia etnicznego, płci, narodowości, przynależności politycznej, „rasy", orientacji seksualnej, statusu społecznego lub innych czynników; Będę utrzymywać w tajemnicy sekrety powierzone mi przez pacjenta; nawet po jego śmierci. Będę praktykować mój zawód sumiennie i dostojnie zgodnie z dobrą praktyką medyczną;
Będę promować honor i godność zawodu lekarskiego; Będę oddawać moim nauczycielom, kolegom i studentom szacunek i wdzięczność, na jakie zasługują; Będę korzystać z mojej wiedzy medycznej dla dobra pacjenta i promować opiekę zdrowotną;
Będę dbał o własne zdrowie, dobre samopoczucie i umiejętności, aby wykonywać czynności na najwyższym poziomie; Nie wykorzystam mojej wiedzy medycznej do łamania praw człowieka i swobód obywatelskich, nawet pod groźbą; To wszystko obiecuję uroczyście i dobrowolnie na mój honor”.
Przyrzeczenie polskie:
„Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam: obowiązki te sumiennie spełniać; Służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu. Według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek. Nie nadużywać ich zaufania i dochować tajemnicy lekarskiej nawet po śmierci chorego. Strzec godności stanu lekarskiego i niczym jej nie splamić, a do kolegów lekarzy odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych. Stale poszerzać swą wiedzę lekarską i podawać do wiadomości świata lekarskiego wszystko to, co uda mi się wynaleźć i udoskonalić. Przyrzekam to uroczyście”.
Polska przysięga a prawa człowieka
Ciekawe, że w przyrzeczeniu lekarzy polskich, w odróżnieniu od innych krajów cywilizacji euroatlantyckiej, nie znalazł się zapis o przestrzeganiu praw człowieka i wolności obywatelskich.
Takie zapisy są w Kanadzie, USA i we Francji, gdzie lekarze przyrzekają ponadto sprawować darmową opiekę nad ubogimi.: „Obiecuję i przysięgam, że będę wierny prawom honoru i prawdomówności w praktyce lekarskiej. Dam bezpłatną opiekę ubogim i nigdy nie zażądam wynagrodzenia przekraczającego wkład mojej pracy.
Przyjęty do wnętrza domów, nie będę widzieć, co się tam dzieje, mój język zakopie powierzone mi sekrety, a mój stan nie posłuży do zepsucia obyczajów ani nie będzie sprzyjał zbrodni.
Nie pozwolę, by względy religii, narodu, rasy, partii lub klasy społecznej pojawiły się pomiędzy moim obowiązkiem a moim pacjentem. Będę szanował wszystkich ludzi, ich autonomię i wolę, bez jakiejkolwiek dyskryminacji ze względu na stan lub przekonania.
Będę interweniować, jeśli będą osłabieni, podatni na zagrożenia lub gdy zagrożona będzie ich integralność lub godność. Nawet pod przymusem nie wykorzystam mojej wiedzy przeciwko prawom ludzkości”.
Relikt przeszłości?
Przysięgę Hipokratesa uznaje się za reliktowy rytuał i drogowskaz dla postępowania lekarzy, bo nie znajduje zastosowania w dzisiejszych realiach i nie sposób przestrzegać jej w wersji klasycznej. Jak pisze Peter Tyson, „Dzisiaj większość absolwentów szkół medycznych przysięga na jakąś przysięgę, zwykle na zmodernizowaną (zmanipulowaną - W. S.) wersję przysięgi Hipokratesa”.
Dalej podaje, że o ile w 1928 r. zaledwie 24% absolwentów amerykańskich szkół medycznych składało przysięgę, to obecnie prawie 100%. Można by się z tego cieszyć, gdyby treść współczesnej przysięgi nie odbiegała od podstawowych zasad klasycznej przysięgi Hipokratesa. Według badań przeprowadzonych w 1993 roku w 150 amerykańskich i kanadyjskich szkołach medycznych, tylko 14% współczesnych przysiąg zakazuje eutanazji, 11% utrzymuje przymierze z bóstwem, 8% wyrzeka się aborcji, a zaledwie 3% zabrania kontaktu seksualnego z pacjentami.
W klasycznej przysiędze istnieje zapis domagający się od tych, którzy ją złamią tylko czegoś „przeciwnego” do sławy i powodzenia w życiu. W dzisiejszych przysięgach (prawie ich połowie) za ich łamanie postuluje się pociąganie lekarzy do odpowiedzialności prawnej.
Coraz więcej lekarzy czuje, że przysięga Hipokratesa jest nieadekwatna do realiów świata - olbrzymich przemian w nauce, technice, gospodarce, polityce i w sferze życia społecznego, świata zalegalizowanej aborcji, samobójstwa wspomaganego przez lekarza oraz epidemii niespotykanych w czasach Hipokratesa. Świata, w którym czynniki polityczne, wyznaniowe, ekonomiczne (w szczególności finansowe), administracyjne itd. oraz organizacje międzynarodowe wywierają naciski i presje na lekarzy i zmuszają ich do respektowania standardów światowych i posługiwania się pojęciami zdefiniowanymi na nowo.
Dlatego amerykańscy studenci medycyny sami proponują zmodernizowane przysięgi Hipokratesa, w których idea, by nie szkodzić łączyła się z postulatem, by w trakcie badania mieć na uwadze zarówno dobro człowieka po drugiej stronie stetoskopu, jak i jego sytuację społeczną i finansową. Tym bardziej, że dokonała się zmiana definicji zdrowia, które teraz postrzega się nie jak dawniej w kontekście tylko fizycznych symptomów i diagnoz, lecz w znacznie szerszym.
Wiesław Sztumski
Jest to druga część eseju poświęconego zagadnieniom etycznym w relacjach pacjent-lekarz. Pierwszą - Hipokrates nie przewidział - zamieściliśmy w SN Nr 5/19, Trzecią, ostatnią część omawiającą szkolnictwo medyczne zamieścimy w numerze 8-9/19 SN.