Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 875
Women lie, men lie, but numbers don't lie. (1)
Max Holloway
Numbers don't lie - but they are so easy to misrepresent. (2)
Peter Baskerville
1. Liczby w rękach manipulantów tracą swą obiektywność i wiarygodność
Odkrycie liczb jest jednym z najbardziej fascynujących zdarzeń w historii intelektualnego rozwoju gatunku ludzkiego. Ulrich Woelk twierdzi, że żadna idea nie wywarła tak trwałego wpływu na ludzkość, jak idea policzalności prawie wszystkiego zwłaszcza w epoce cyfryzacji.
Liczby są pierwotnym doświadczeniem kulturowym, z jakim cały czas ma się do czynienia. Świat liczb wydaje się jasny i prosty, ale naprawdę jest bardzo złożony i niezrozumiały.
Liczby, jakimi operuje się w matematyce, są w istocie niematerialne i abstrakcyjne. Materializują się dopiero wtedy, gdy zwiąże się je ze zjawiskami lub przedmiotami materialnymi w celu określenia ich charakterystyk ilościowych, w szczególności za pomocą wielkości fizycznych.
Od najmłodszych lat uczy się nas, że błędem jest przeczyć liczbom.
Jednak właśnie w tym tkwi problem, bo liczby mogą nas również mylić.(3) Oczywiście, nie same liczby, tylko ludzie, którzy wykorzystują je do tworzenia fałszywej wiedzy i przekazywania sfingowanych informacji.
Na odwiecznym przeświadczeniu o obiektywności danych liczbowych żerują różni manipulanci. W ich rękach liczby stają się narzędziem kłamstw i oszustw, wskutek czego tracą swą obiektywność i wiarygodność.
Kłamstwa liczbowe znane są od dawna. Tak na przykład, zaniżano liczebność wojsk i uzbrojenia, by wpędzić wroga w pułapkę zaskoczenia i zniszczyć go, albo zawyżano, by go odstraszyć. Jednak prawdziwy raj dla „oszustów liczbowych” nastał dopiero teraz, w czasach masowej digitalizacji, big data oraz najnowszych środków i sposobów komunikacji społecznej.
Kłamstwa liczbowe są efektem różnych manipulacji dokonywanych na danych matematycznych oraz podawania nieprawdziwych liczb dla różnych zjawisk. Najwięcej takich manipulacji dotyczy danych statystycznych. Nic dziwnego w tym, że powszechnie statystyka ma złą opinię. Uznaje się ją za najbardziej podatny na kłamstwa dział matematyki. Dlatego do wyników badań statystycznych należy podchodzić z dużą ostrożnością.
Ze zmanipulowanymi danymi liczbowymi ma się już tak często do czynienia na każdym kroku – w reklamach, wiadomościach radiowych i telewizyjnych, w prasie, w wypowiedziach ekspertów, korporantów, przedsiębiorców, handlarzy, finansistów, lekarzy, farmaceutów, polityków, policjantów dziennikarzy i duchownych - że zwykłym śmiertelnikom trudno się w tym wszystkim połapać. Dlatego najczęściej oni stają się łatwym łupem kłamców liczbowych. Toteż, by temu zapobiec, naucza się w szkołach podstawowych i średnich, na przykład w Niemczech, przedmiotu „Czytanie wykresów”. A przy okazji pokazuje się, jak można fałszować wykresy.(4) W epoce cyfrowej należałoby ten przedmiot nauczania wprowadzić wszędzie.
W ostatnich latach pojawiło się wiele publikacji na temat oszustw liczbowych, które, zdaniem ich autorów, mają uświadomić czytelnikom, w jaki sposób można ich oszukiwać za pomocą liczb i ustrzec przed przykrymi konsekwencjami łatwowierności danym liczbowym. Ale z drugiej strony, można wykorzystywać je także jako podręczniki oszukańczych praktyk stosowanych w matematyce. Cóż, każdy kij ma dwa końce.
Liczby nie kłamią. Dlatego cieszą się szczególnym zaufaniem, zwłaszcza w czasach fake newsów. Każdy polityk, obojętne, z jakiego obozu, podpiera swoje enuncjacje liczbami i statystykami, by uchodzić za wiarygodnego w społeczeństwie. Im więcej liczb przytacza, tym bardziej uważa się go za wiarygodnego. Niestety, często mu się to udaje, ponieważ, jak twierdzę, ludziom na ogół brak podstawowej wiedzy z matematyki, nawet z zakresu tabliczki mnożenia i procentów.
2. Różne sposoby manipulacji liczbami
2.1. Podawanie nieprawdziwych danych liczbowych. Często, w celu wyolbrzymienia lub bagatelizowania zdarzeń, podaje się do publicznej wiadomości w mass mediach nieprawdziwe liczby, których zazwyczaj nikt nie sprawdza. Z tym ma się bardzo często do czynienia przy podawaniu liczb uczestników manifestacji, demonstracji, pochodów, wieców, spotkań wyborczych itp. Różne instytucje podają dowolne liczby różniące się nawet 0 50%. Na przykład, w gazecie „Kölner Stadtanzeiger” napisano, że w Kolonii w procesji wielkanocnej uczestniczyło 800 tys. osób. Jeden z czytelników policzył, czy tyle osób mogło się tam zmieścić. Okazało się to niemożliwe, ponieważ musieliby stać w 40 rzędach ciasno obok siebie, upakowani jak sardynki w puszce.
W naszych sprawozdaniach i komunikatach prasowych i telewizyjnych jest mnóstwo podobnych fałszerstw.
Tak na przykład nasz rząd ogłosił, że w tym roku nakłady na służbę zdrowia przekroczą poziom 6% PKB. Ale eksperci twierdzą, że to tylko papierowy sukces, dzięki zastosowaniu księgowości kreatywnej. (5)
Według Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej, rząd posłużył się pewną sztuczką księgową, a mianowicie wziął pod uwagę wydatki w roku bieżącym, ale odniósł je do PKB sprzed dwóch lat, a nie sprzed jednego, jak zapisano w odpowiedniej ustawie. Wobec tego, faktycznie, realnie wydatki na zdrowie wyniosą w tym roku zaledwie 5,07 % PKB, czyli prawie jeden punkt procentowy mniej niż wynika z rządowej deklaracji. (6)
Szczególnie dużo kłamliwych liczb podawano w wielu krajach w czasie pandemii koronawirusa odnośnie liczby zachorowań, zgonów, komplikacji poszczepiennych itd. Jak trzeba było, to z premedytacją zaniżano, albo zawyżano je, byleby zafałszować stan faktyczny i zagrożenia, mając na uwadze interes ekonomiczny państwa i korporacji produkujących szczepionki, a nie dobro pacjentów i społeczeństwa. Teraz dają znać o sobie powikłania poszczepienne. „Według prawników w całych Niemczech toczy się co najmniej 185 procesów cywilnych dotyczących domniemanych szkód spowodowanych przez szczepienia przeciwko koronawirusowi. Dwie kancelarie prawne w Düsseldorfie i Wiesbaden reprezentują odpowiednio 135 i 50 spraw. Pozwy są skierowane przeciwko wszystkim czterem głównym producentom szczepionek na koronawirusa: BioNTech, Moderna, AstraZeneca i Johnson&Johnson. Pierwszy proces rozpocznie się 7 lipca przed Sądem Okręgowym we Frankfurcie. Pozwanym jest producent szczepionek BioNTech z Moguncji. Powódką jest kobieta, która między innymi twierdzi, że doznała uszkodzenia serca w wyniku szczepienia Covid 19.”(7)
Nagminnie manipuluje się wskaźnikiem inflacji. Różne źródła podają różne liczby, a obywatele dokonujący zakupów twierdzą, że są to liczby celowo zaniżane przez rząd i ekonomistów związanych z partią rządzącą. W tej sytuacji trudno dociec prawdy..
2.2. Manipulacje cenami
Niedawno nasz rząd chwalił się, że mamy najtańszą benzynę w UE. Dlaczego? Bo np. w Niemczech 1 litr benzyny kosztuje 1,76 €, co w przeliczeniu daje 8,45 zł, a u nas 1 litr benzyny kosztuje średnio 6,80 zł. Taniej? Tak. Przecież liczby nie kłamią. Tyle tylko, że za przeciętną płacę w Niemczech (4100 €) Niemiec kupi 2330 litrów benzyny, a Polak za średnią płacę (5490 zł) tylko 887 litrów. Podobnie w Niemczech kilogram cukru kosztuje 0,80 € (3,80 zł), a w Polsce tylko 2 zł. Ale Niemiec kupi za średnią płacę 5125 kg, a Polak tylko 2745 kg.(8)
Nic, tylko uwierzyć kłamcom, żyć w Polsce i chwalić rząd za osiągnięcia gospodarcze. Żonglowanie kursami walut i siłą nabywczą pieniądza w danym kraju i w Polsce jest ulubioną manipulacją dziennikarzy występujących w programie telewizyjnym „Polacy za granicą”.
2.3. Zastępowanie liczb procentami i na odwrót
Kilka razy dziennie pokazywano w telewizji państwowej (reżimowej) radosne twarze emerytów z powodu rekordowej waloryzacji emerytur, jakiej dotychczas nie było, wynoszącej aż 14,8%. Dla wzmocnienia efektu propagandowego w tle umieszczono maszynkę liczącą mnóstwo stuzłotówek. Faktycznie wysoki procent podwyżki. Ale ile to wynosi w liczbach? Otóż w przypadku najniższej emerytury jest to 250 zł, tj. ok. 4 kg wędlin lub 7 kg lub schabu lub 3 kg filetów dorsza. Byłoby chociaż tyle, gdyby nie podwyżka składki zdrowotnej do 9% liczonych z kwoty emerytury brutto. W tym przypadku lepiej operować procentami niż liczbami. Nota bene, waloryzacja nie wyrównuje strat wynikających z szalejącej inflacji i nieuzasadnionych podwyżek cen towarów (głównie żywności), lekarstw i usług.
Podobnie głosi się, że nakłady finansowe na przykład na oświatę lub zdrowie, albo zarobki, wzrosły o 40% w porównaniu z rokiem ubiegłym, ale w liczbach bezwzględnych jest to zaledwie kilka milionów zł. Jednak „kilkadziesiąt” budzi większe emocje niż „kilka”.
Inny przykład. W styczniu 2016 roku renomowany austriacki portal pogodowy poinformował, że zima była o ponad 300% cieplejsza. Faktycznie było o dwa stopnie cieplej niż zwykle, ale oczywiście „ponad 300% cieplej” brzmi znacznie bardziej dramatycznie. Być może, pomysł określenia wahań temperatury w procentach mógł wziąć się z dobrych intencji, ale mimo to był ewidentną manipulacją.
Kolejnym przykładem jest manipulacja wynikami wyborów. Podaje się, że w 2019 roku partia rządząca PiS uzyskała 43,59% głosów. Zdawałoby się, imponujący wymik. Ale na tę partię glosowało 8,05 mln osób z 30,25 mln osób uprawnionych do głosowania, tj tylko 26 % wyborców.(9) Inaczej mówiąc, trzy czwarte Polaków nie głosowało na PiS. Czy naprawdę jest się czym chwalić i twierdzić, że reprezentuje się całe społeczeństwo?
3. Manipulacje wykresami
Wykresy można przedstawiać dowolnie na wiele sposobów za pomocą manipulacji osiami współrzędnych „x” (przeważnie jest to oś czasu „t”) oraz „y”, jak i odpowiedniej wizualizacji wykresów. Zazwyczaj manipulację wykresami stosuje się w celu sfałszowania faktów (zależności jednej wielkości zmiennej od drugiej) wyrażanych za pomocą liczb.
Manipulacji osią x dokonuje się na różne sposoby.
Po pierwsze, przez zaznaczanie jednakowej długości odcinków, co sugeruje jednakowe odstępy czasu, tymczasem za takimi samymi odcinkami kryją się różne odstępy czasu. Dzięki temu zabiegowi można spłaszczać wykres, jak się chce.
Po drugie, przez ograniczanie wyboru obszaru odcinków na osi czasu. Jeśli jakaś wielkość zmienia się w czasie tak, że najpierw jest faza wzrasta, potem utrzymywania się na jednakowym poziomie i znów faza wzrasta, to wystarczy ograniczyć wybór odcinków na do pierwszych dwóch faz, by pokazać, że faza constans trwa dłużej niż naprawdę. Jeśli na przykład cena jakiegoś produktu rośnie, potem jest stała i znów wzrasta, to eliminując trzecią fazę sprawia się wrażenie, jakoby cena zmieniała się, co jest nieprawdą.
Po trzecie, przez zastępowanie wielkości „s” odmierzanej na osi x przez odpowiednio dobraną funkcję tej wielkości f(s). Tym sposobem uzyskuje się efekt wygładzenia nierówności wykresu.
Manipulacje osią y polegają na ścieśnianiu i rozciąganiu tej osi.
Po pierwsze, gdy zagęści się odcinki na osi y, wówczas wcześniejsy wzrost wydaje się znacznie mniejszy niż w rzeczywistości. A w wyniku rozciągnięcia osi y wzrost ten wydaje się znacznie silniejszy od następnego.
Po drugie, przez odpowiednie wycinanie wykresu tak, by jego początek nie znajdował się w punkcie zerowym osi y. Dzięki temu ukrywa się wszystko, co działo się wcześniej, a eksponuje się tylko to, co się chce. Inne przypadki manipulacji wykresami polegają po pierwsze, na umieszczeniu strzałki na końcu wykresu, co sugeruje, że nadal będzie on mieć taki sam kształt.
Po drugie, na odpowiednio dobieranej wizualizacji wykresu prezentowanego przez figury geometryczne dwu- i trójwymiarowe w celu wzmocnienia efektu postrzegania go. Jeśli wykres przedstawia się za pomocą prostokąta lub kwadratu, podwojenie tylko jednego boku prowadzi do czterokrotnego powiększenia ich powierzchni, a gdy za pomocą prostopadłościanu lub sześcianu – do ośmiokrotnego zwiększenia ich objętości.
Po trzecie, na doborze odpowiednich kolorów wykresu tak, by osłabiać lub wzmacniać wrażenia estetyczne.
4. Manipulacja wskaźnikami inflacji
Od paru lat szybko rośnie inflacja, której skutki odczuwają coraz bardziej producenci, usługodawcy, przedsiębiorcy, a najwięcej konsumenci, szczególnie najubożsi. Toteż stała się ona tematem wiodącym w mediach, komunikatach rządowych i rozmowach zwykłych obywateli. Rząd stara się jak może częściowo pomniejszać straty finansowe ponoszone przez niektóre grupy zawodowe, emerytów i rencistów, ale z wielkimi oporami i nie do końca. Dobre i to. Przede wszystkim interesują go te grupy, na które liczy w nadchodzących wyborach parlamentarnych. W związku z tym szaleje rozdawnictwo pieniędzy na koszt podatników.
Rząd PiS-u chwali się znacznym wzrostem średniego wynagrodzenia. Wzrosło ono z 3900 zł w 2015 r. do 7500 zł w 2023 r., a więc prawie dwukrotnie (190%). Faktycznie, imponujące osiągnięcie. Ale jaka była siła nabywcza pieniądza w 2015 roku, a jaka jest obecnie? O tym się nie mówi. (Wyższy wzrost płac był za rządu komunistów w latach 1988-1994, z 54 000 zł do 5 330 000 zł, ale wcale lepiej się nie żyło.)
Dziury w budżecie łata się pożyczkami i dodrukowywaniem pieniędzy bez pokrycia, Więcej pieniędzy jest w obiegu niż wynosi wartość zasobów finansowych państwa. Według raportu NBP wartość podaży pieniądza M3 przekroczyła już 3 bln zł.(10) NBP opublikował 7.03.23 dane o stanie oficjalnych aktywów rezerwowych. Wynika z nich, że na koniec lutego 2023 r. ich stan wynosił 727,72 mld zł. To o wiele mniej niż 3 bln zł w obiegu. Różnica to pieniądze puste.
W efekcie mamy galopujący wzrost zadłużenia państwa, co skutkuje napędzaniem inflacji i wzrostem rozdawania pieniędzy, Słowem, błędne koło. A jednocześnie usiłuje się zmarginalizować inflację i obiecuje stosunkowo szybką jej likwidację oraz dobrobyt. Wszystko po to, by uniknąć odpowiedzialności za nieudolną politykę gospodarczą, która wpędziła kraj w „stan przedzawałowy” zadłużenia i na skraj bankructwa. W kwietniu 2023 zadłużenie państwa przekroczyło 1,5 bln zł i co godziinę rośnie o 12 mln zł. Według wskazań liczników zadłużenia Polski w dniu 23.04.2023, dług publiczny i niekontrolowany przez parlament wynosił ok. 1970 bln zł. (www.dlugpubliczny.org.pl; dostęp 23.04.2023) Na jednego mieszkańca przypadało ok. 520 mln zl długu. (Ludność Polski w 2023 r. wynosi 37, 767 mln). (11)
Rząd czyni winnymi opozycję, byłego premiera, Unię Europejską (za to, że nie daje pieniędzy za niespełnione zobowiązania rządu i niepłacenie kar zasądzonych przez Trybunał Europejski), Niemcy, Czechy, Rosję, Chiny i wszystkich innych oprócz siebie i despotycznie rządzącej partii. Najgorsze jest to, że wielu ludzi daje się nabierać na czcze obiecanki, zwłaszcza stały twardogłowy elektorat PiS-owski, który za skarby świata nie zmieni swych poglądów, jak przysłowiowa krowa.
Słuchając wypowiedzi członków rządu i kierownictwa partii rządzącej na temat inflacji i jej wskaźników, nie wiadomo jaką inflację i jakie jej wskaźniki mają oni na myśli. Dowolnie żonglują tymi pojęciami, jak kuglarze piłeczkami, a gawiedź zauroczona tymi trickami wierzy im. A przecież jest kilka rodzajów inflacji: popytowa (wzrost cen wynika z nadmiernego popytu w stosunku do podaży oraz z nadmiernej ilośći pieniądza w obiegu), kosztowa (przyczyną wzrostu cen są rosnące koszty produkcji), strukturalna (jej przyczyną jest niedostosowanie struktury produkcyjnej do zmieniających się potrzeb nabywców. Inflacja ta ma charakter popytowo – kosztowy) i bazowa (służy bankowi centralnemu do oceny średnio- i długookresowego trendu wzrostu ogólnego poziomu cen).
Centralne banki posługują się terminem „inflacja bazowa”, najwygodniejszym dla nich ze względu na możliwości manipulowania. Na jej podstawie dokonują pomiarów zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych oprócz żywności i energii, których ceny zmieniają się najbardziej, najszybciej i najwięcej obciążają budżety domowe. Wskutek wyłączenia cen tych towarów mierniki inflacji bazowej wykazują sporą stabilność w długich okresach i dlatego pozwalają bankom określać, co jest skutkiem chwilowym, a co trwałą zmianą presji inflacyjnej. Pytanie, na ile to prawdziwe. W każdym z tych mierników ma się do czynienia z manipulacjami opisanymi wcześniej.
Najpopularniejszy i powszechnie wykorzystywany w Polsce jest miernik inflacji związany z inflacją konsumencką, tj. inflacją doświadczaną i odczuwaną przez przeciętnego konsumenta w czasie zakupów, gdy okazuje się, że za tę samą kwotę może nabywać coraz mniej, albo coraz gorszej jakości produktów. Tym miernikiem jest wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych, czyli „konsumencki indeks inflacji” CPI (Consumer Price Index). Wskaźnik ten oblicza Główny Utrząd Statystyczny na podstawie średniej ważonej cen towarów i usług nabywanych przez przeciętne gospodarstwo domowe.(12) Narodowy Bank Polski posługuje się pojęciem inflacji bazowej i miernikami właściwymi tej inflacji w celu określania aktualnej wysokości inflacji i jej tendencji.
Obecnie NBP posługuje się głównie indeksem inflacji bazowej „netto", czyli po wyłączeniu żywności i paliw z koszyka CPI, tj. około 30% jego zawartości. Usuwa się też z koszyka CPI produkty, których ceny są kontrolowane (napojów alkoholowych, biletów komunikacji miejskiej, energii elektrycznej, wyrobów tytoniowych, paliwa, usług pocztowych i telekomunikacyjnych i ubezpieczeń), tj około 25% zawartosci koszyka CPI oraz produkty, których zmienność cen, mierzona odchyleniem standardowym, przekracza przyjętą umownie wartość graniczną (znaczna część owoców i warzyw, opłat za użytkowanie mieszkania), tj. około 15%. W sumie usuwa się z koszyka CPI okolo 70% jego zawartości. Nic dziwnego, że w rezultacie takiej manipulacji uzyskuje się wskaźniki inflacji znacznie zaniżone wyłącznie przez NBP.
Bezkarnie i bez żenady manipuluje się danymi o stanie i dynamice gospodarki dostarczanymi przez Główny Urząd Statystyczny, który nie oblicza i nie podaje do wiadomości wskaźników inflacji. To robi NBP i Rada Polityki Pieniężnej. Prezesem NBP i Przewodniczącym RPP jest ta sama osoba, mocno związana z partią rządzącą, a skład RPP jest zdominowany przez członków tej partii. Obie instytucje, które nie podlegają żadnej kontroli zenętrznej, mogą celowo, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności prawnej, fałszować wysokość inflacji na polecenie rządu lub partii rządzącej. Istnieje duże prawdopodobieństwo potwierdzone praktyką, że robią to, mając na uwadze bardziej cele polityczne niż ekonomiczne. Ważniejsza jest dla nich troska o dobry, choć w istocie fałszywy, wizerunek rządu dzięki tuszowaniu jego kłamstw o stanie gospodarki i inflacji, aniżeli głoszenie prawdy i dobro obywateli oraz państwa.
Wiesław Sztumski
25. 04. 2023
Przypisy
(1) Kobiety kłamią, mężczyźni kłamią, ale liczby nie kłamią. (Jerome-Max Holloway, amerykański zawodnik mieszanych sztuk walki.)
(2)„Liczby nie kłamią, ale tak łatwo je przeinaczyć.” (Peter Baskerville, przedsiębiorca, wykładowca i założyciel startupu, Brisbane, Australia)
(3) Ulrich Woelk, (https://www.deutschlandfunkkultur.de/statistik-und-populismus-zahlen-luegen-nicht-ein-100.html)
(4) Serwer Edukacyjny Berlin-Brandenburg (https://bildungsserver.berlin-brandenburg.de/lesen-diagramme)-
(5) Jest to rejestrowanie, ewidencjonowanie, przetwarzanie i prezentowanie zdarzeń gospodarczych z wykorzystaniem obowiązujących przepisów i właściwie interpretowanych zasad rachunkowości w sposób, który nie jest bezpośrednio w tych przepisach wskazany, a który jest wynikiem zastosowania pomysłowego, twórczego i niestandardowego podejścia do tych przepisów i zasad. (Piotr Gut, Kreatywna księgowość a fałszowanie sprawozdań finansowych, Aldona Kamela-Sowińska, Wydawnictwo C.H. Beck, Warszawa 2006)
(6) Jakub Kapiszewski, Michał Rogalski, Papierowy sukces w finansowaniu służby zdrowia. Kreatywna księgowość pomogła w realizacji rządowych obietnic, „Onet Wiadomości” 23.05.2023.
(7) Zahlreiche Klagen wegen möglicher Impfschäden, „Tagesschau“, 11.04.2023
(8) Wszystkie dane liczbowe (place, ceny kur Euro) według stanu na kwiecień 2023.
(9) Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 14 października 2019 r
(10) Agregat M3 składa się z pieniędzy gotówkowych (monet i banknotów w obiegu poza sektorem bankowym), wkładów w bankach i podobnych instytucjach płatnych na żądanie (depozyty bieżące), depozytów i innych zobowiązań banków wobec podmiotów niebankowych o pierwotnym terminie zapadalności do 2 lat, dużych depozytów z terminem wypowiedzenia do 3 miesięcy (włącznie), depozytów terminowych, depozytów z terminem wypowiedzenia do 3 miesięcy (włącznie), dużych depozyty terminowych, terminowych umów odkupu dłuższych niż 1 dzień, długoterminowych depozytów w walutach obcych.
(11) Na podstawie rządowego projektu budżetu na 2023 rok przyjętego przez Sejm nie da się rzetelnie ocenić, jaki jest stan finansów publicznych. W projekcie rząd przedstawił deficyt budżetu państwa w 2023 roku w wysokości 65 mld złotych. Wszyscy eksperci wiedzą, że te 65 miliardów to fikcja, nic nieznacząca liczba, niewielki wycinek finansów publicznych, którym można dowolnie manipulować, bo rząd od kilku lat co roku wyprowadza poza budżet państwa setki miliardów złotych do funduszy poza budżetem państwa, poza kontrolą parlamentu, poza kontrolą społeczną. Zadłużenie tych funduszy, które nie są częścią budżetu państwa, osiągnie na koniec przyszłego roku kosmiczną wielkość 422 miliardów złotych – dziewięć razy więcej niż w 2015 roku. (Budżet państwa na 2023 to fikcja. Co czwarta złotówka długu poza kontrolą, „Dziennik Gazeta Prawna”, 6 września 2022)
(12) GUS oblicza też wskaźnik inflacji producenckiej, którą generuje wzrost kosztów wytwarzania dóbr. Wzrost inflacji producenckiej pociąga za sobą wzrost inflacji konsumenckiej, ponieważ producenci podnoszą ceny, by zmniejszyć straty spowodowane koniecznością ponoszenia coraz większych kosztów produkcji.
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 6374
Technika decyduje również o zwycięstwie w walce konkurencyjnej w wielu sferach życia społecznego, przede wszystkim o panowanie w dziedzinach ekonomii i polityki. Postępowi technicznemu zawdzięczamy poprawę zdrowotności, rozwój intelektualny, wzrost sprawności cielesnej i umysłowej oraz poprawę komfortu życia. Jest jeszcze wiele innych korzyści wynikających z rozwoju techniki, których nie trzeba wyliczać, ponieważ są one powszechnie znane.
Postępu technicznego nie da się powstrzymać i zresztą nie warto, gdyż pozwala on zaspokajać nieustannie rosnące, ostatnio coraz bardziej, potrzeby ludzi. Chcąc żyć w ogóle, przeżyć w świecie pełnym zagrożeń, rozwijać się i mieć się coraz lepiej trzeba coraz bardziej rozwijać technikę. A im bardziej zwiększa się potrzeby, coraz więcej stara się osiągać i przyspiesza się tempo życia, tym bardziej musi się potęgować rozwój techniki. Najlepiej świadczy o tym historia techniki począwszy od dwudziestego wieku, kiedy lawinowo zaczęła narastać liczba wynalazków, w dużej mierze epokowych. Jesteśmy więc jakby skazani na coraz większy postęp techniczny, chociaż w gruncie rzeczy niejako z własnej woli.
>
Nowa funkcja techniki
Technika nie jest już tylko narzędziem koniecznym do przeżycia - przechytrzania przyrody - lecz również do świadomego przekształcania rzeczywistości przyrodniczej oraz społecznej i samego człowieka. W tym sensie, technika staje się coraz bardziej kooperantem człowieka w realizacji jego celów poza egzystencjalnych. Z różnych względów ta nowa funkcja techniki wydaje się ważniejsza od poprzedniej. Oczywiście, jak długo technika nie będzie w stanie kontrolować nieprzewidywalnych i groźnych zjawisk przyrodniczych (jak np. tsunami, wybuchy wulkanów, tajfuny), które bezpośrednio zagrażają naszemu istnieniu – a prawdopodobnie nigdy nie da się tego w pełni zrobić, ani zapobiegać skutkom tych zjawisk – tak długo aktualna będzie dotychczasowa rola techniki w przechytrzaniu przyrody.
Jednak w darwinowskiej walce z innymi gatunkami o byt i przeżycie, czyli o ich przechytrzenie, osiągnęliśmy już w ubiegłym wieku taki efekt, że inne gatunki -oprócz niektórych wyjątkowo opornych bakterii i wirusów - przestały nam w zasadzie zagrażać. Na odwrót, to my, ludzie, coraz bardziej zagrażamy ich istnieniu i przetrwaniu na Ziemi, i dlatego zaczęliśmy je chronić. To stworzyło podstawę do kształtowania nowego typu postawy ludzi wobec techniki.
Nie ulega wątpliwości, że ludzie boją się jeszcze techniki, ponieważ stwarza ona tak wiele realnych i potencjalnych zagrożeń oraz tak ryzykowne sytuacje, że powinno się jej bać i podchodzić do niej z dużą dozą nieufności. Zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy zrodziło się wiele niepewności związanych z możliwością wykorzystania broni jądrowej, chemicznej, biologicznej, informatycznej i psychologicznej, z robotyzacją, inżynierią genetyczną oraz ingerencją techniki w świadomość i podświadomość. To nakłada się na negatywne doświadczenie historyczne w okresie industrializacji, kiedy technikę kojarzono głównie z maszynami, o których sądzono, że są istotnymi przyczynami wyzysku, bezrobocia i innych nieszczęść. Jest więc całkiem zrozumiałe, że musiało to zrodzić postawę wrogości wobec techniki i jej postępu.
Ale obecnie, równocześnie ze wzrostem wiedzy o zagrożeniach ze strony techniki zaczęto coraz bardziej dostrzegać dobrodziejstwa świadczone przez technikę i odnosić się do niej bardziej i przyjaźnie - jakby partnersko.
Po pierwsze, wiadomo, że technika nie jest dodatkiem do życia, lecz warunkiem koniecznym do przeżycia.
Po drugie, postęp techniczny w coraz większym stopniu zaspokaja najbardziej wyrafinowane potrzeby ludzkie.
Po trzecie, przyzwyczailiśmy się do korzystania z najwymyślniejszych urządzeń technicznych w życiu codziennym - w pracy, nauce oraz zabawie o wiele bardziej i w szerszym zakresie niż kiedykolwiek indziej.
Po czwarte, urządzenia techniczne w coraz większym stopniu przejmują nasze funkcje w zakresie produkcji, myślenia, pamiętania, obliczania, coraz częściej używane są jako substytuty naszych naturalnych organów wewnętrznych.
Po piąte, dzięki postępowi technicznemu w dziedzinie kosmetyki można dowolnie zmieniać swój wygląd.
Po szóste, urządzenia techniczne, przede wszystkim różnego rodzaju automaty, które zastępują ludzi w sferach wykonawstwa, sterowania i kontroli, obdarza się nadmiernym zaufaniem - pozwala to człowiekowi czuć się zwolnionym od odpowiedzialności. Często jest tak, że w sytuacjach krytycznych człowiek zdaje się całkowicie na urządzenie techniczne i nie on, lecz to urządzenie dokonuje za niego wyborów. Zapomina o tym, że podczas interakcji z techniką w ogóle, a w szczególności z automatem, w końcowym momencie jego decyzja podejmowana na podstawie danych przekazywanych przez urządzania techniczne jest ważniejsza od tych decyzji, którą sugeruje automat.
> Symbioza czy uzależnienie?
Od niedawna, człowiek zaczął żyć w symbiozie z techniką; dotyczy to ludzi w każdym wieku – od przedszkolaka do emeryta. Być może dlatego, że technika wyalienowała się do tego stopnia, że rządzi się sama, a człowiek poczuł się bezsilny wobec mechanizmów jej rozwoju i uznał, że jeśli nie da się z nią walczyć, to lepiej będzie z nią współżyć.
Z różnych powodów ludzie związali się z różnego rodzaju urządzeniami technicznymi do tego stopnia, że są mocno zależni od nich, a nawet uzależnieni, jak od używek albo narkotyków. (Mówi się już o chorobie internetowej).
Z pewnością zaznaczył się tu wielki wpływ ideologii konsumpcjonizmu, co można uznać za jego dobrą stronę. Nowinki techniczne, a produkuje się ich coraz więcej, są elementami mody i wyznacznikami nowoczesności. A kto śmiałby się sprzeciwić modzie albo uchodzić za niepostępowego? Wobec tego za sprawą mody na postępowość i z obawy przed wykluczeniem społecznym ludzie stali się niewolnikami techniki. W tym wyraża się specyficzny paradoks: postęp techniczny, który bez wątpienia wyzwala ludzi od działania ślepych sił przyrody a także od uwarunkowań społecznych, przyczynia się do coraz większego zniewolenia.
Mimo to, ludzie rozwijają, intensyfikują i przyspieszają tempo rozwoju technicznego świadomi tego, że w rzeczy samej działają na swoją szkodę. Zachowują się głupiej od ciem lecących do płomienia, który je spala, o czym one nie wiedzą, w przeciwieństwie do ludzi, którzy świadomi są niebezpieczeństw wynikających z postępu technicznego, a mimo to nie chcą go ograniczać.
Albowiem prawda jest taka, że znaczna większość ludzi jest zafascynowana współczesną techniką i dobrodziejstwami, jakie niesie postęp techniczny i nawet, jeśli dociera do nich wiedza o zagrożeniach ze strony techniki – a trudno przypuszczać, że nie – to i tak w życiu codziennym zagonieni i zajęci mnóstwem swoich spraw, nie zwracają na nie uwagi. A może też nie chcą.
Niefrasobliwość
Więc, skoro technika wyświadcza tyle dobra, to nie ma powodu, żeby się jej bać. A w imię czego ma się ograniczać postęp techniczny? Dlatego, że kiedyś - być może - zgodnie z prognozami pesymistów dojdzie do zagłady ludzkości? Jeśli nawet tak się stanie, to w tak odległej i niewyobrażalnej przyszłości, że nie warto dzisiaj przejmować się tym na zapas. Nie można też tego wykluczyć, że prognostycy mylą się w swych przewidywaniach i ten koszmarny scenariusz nigdy nie urzeczywistni się, a postęp techniczny będzie pomagał naszemu gatunkowi w walce o byt i przetrwanie oraz w spełnianiu coraz bardziej wyrafinowanych potrzeb, tak jak dotychczas.
Chyba taki pogląd na postęp techniczny i w zasadzie niefrasobliwa postawa w stosunku do techniki przeważa wśród mas społecznych. Możliwe, że jest ona skutkiem celowego ogłupiania ich między innymi za pomocą znanego skądinąd zawołania Nie lękajcie się! – tutaj w domyśle - potwora techniki. Niech on dalej rozrasta się, pręży i nakręca bez końca sprężyny produkcji i konsumpcji ku zadowoleniu mas i ogromnej uciesze światowej finansjery.
Wiele rzeczy wskazuje na to, że od niedawna, bo mniej więcej od około pięćdziesięciu lat, postęp w dziedzinie techniki nie tyle pomaga ludziom w ich naturalnym czy instynktownym dążeniu do przetrwania, co przeszkadza. Co gorsza, znacznie przyczynia się do dehumanizacji naszego gatunku.
Okazuje się bowiem, że im większe są osiągnięcia techniki oraz ingerencja urządzeń technicznych w życie ludzi, nawet w dobrych celach, tym bardziej ulęgają redukcji istotne cechy gatunkowe ludzi i postępuje proces odczłowieczania stosunków międzyludzkich, polegającego na ich odpodmiotowieniu.
Ze skutecznego oręża wspomagającego życie i przetrwanie technika zaczęła powoli na nowo stawać się równie skutecznym narzędziem niszczenia swoich wytwórców - ludzi. To, oczywiście budzi niepokój wielu specjalistów z różnych dziedzin nauki oraz filozofów zajmujących się refleksją nad człowiekiem, jego przyszłością i środowiskiem życia. Jednak ich apel, by postęp techniki poddać kontroli na przykład w ramach realizacji projektu oraz postulatów rozwoju zrównoważonego nie odnosi skutku.
Nadal przeważa prymitywne myślenie ekonomiczne - zorientowane przede wszystkim na zysk za wszelką cenę - nad myśleniem ekologicznym oraz rozsądkiem. A nie ma większego wroga dla człowieka niż brak rozsądku. Oprócz tego, ludzi apelujących o rozwagę jest o wiele mniej niż fascynatów postępu technicznego, a - jak wiadomo - nec Hercules contra plures. Czy w takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak mając na uwadze przede wszystkim troskę o nasze tu i teraz wciąż postępować nie całkiem rozsądnie, zgodnie z zaleceniem maksymy Nie lękajcie się techniki nie martwiąc się o to, co z tego wyniknie dla przyszłych pokoleń i stanu biosfery ziemskiej?
Wiesław Sztumski
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 6616
Jak długo natura będzie znosić kaprysy ludzi i kiedy zahamuje nadmierną i wyniszczającą ingerencję człowieka, nie zawsze potrzebną? Czy w końcu ukarze niesfornego intruza, jakim jest ludzkość? Kiedy zmagania kultury z naturą osiągną punkt krytyczny, od którego rozpocznie się triumf natury nad kulturą? Co prędzej zginie: gatunek ludzki, natura, czy jedno razem z drugim? To są pytania, na które dziś trudno odpowiedzieć, ale warto poświęcić im chwilę uwagi.
Historia ludzkości jest między innymi pasmem nieustannych zmagań człowieka z przyrodą, albo kultury z naturą. Są one warunkiem sine qua non przetrwania biologicznego i zaspokajania różnych potrzeb ludzkich, nie tylko egzystencjalnych. Walka przeciw naturze zaostrza się wraz z postępującą cywilizacją zachodnią, a ludzie odnoszą zwycięstwa proporcjonalnie do postępu nauki i techniki. To umacnia w nich przekonanie o możliwości pełnego panowania nad przyrodą, przyczynia się do ciągłej eskalacji potrzeb i pojawiania się nowych wyzwań, których realizacja wymaga potęgowania tej walki. Dlatego przyroda, która powołała gatunek ludzki na drodze ewolucji i która żywi ludzi, stała się największym ich wrogiem, a najważniejszą sprawą dla nich jest pokonanie jej i podporządkowanie sobie.
Przeto nie dziwi, że przyroda traktuje ludzi jak niewdzięcznych intruzów - nie tak łatwo chce im ulec i na swoje sposoby broni się zaciekle przed destrukcją. Coraz częściej zaskakuje nas różnymi nieprzewidzianymi zjawiskami katastroficznymi: wybuchami wulkanów, tsunami, powodziami, trzęsieniami ziemi, ocieplaniem, tornadami, mutacjami bakterii, epidemiami itp.
Te zjawiska powinny wzbudzić nie tylko refleksję i opamiętanie się ludzi, ale również rewerencję dla przyrody. Niestety, jeśli wzbudzają, to tylko chwilowo, ponieważ siły napędowe postępu cywilizacyjnego, względy ekonomiczne oraz wiara w nieograniczoną i zbawczą moc techniki porywają ludzi do dalszej walki z przyrodą wbrew rozsądkowi, a odnoszenie triumfów skutkuje szybkim zapominaniem o przykrych „odwetach” ze strony przyrody.
Pycha człowieka
Postęp techniki, głównie niekontrolowany, powoduje demontaż naturalnej homeostazy układu „człowiek-przyroda”. Wskutek tego staje się on coraz bardziej nierównowagowy i asymetryczny z tendencją - jak na razie - do uzyskiwania coraz większej przewagi człowieka nad przyrodą. Ludziom wydaje się, że w wyniku dalszego przyspieszonego postępu technicznego, zwłaszcza pozyskiwania coraz potężniejszych źródeł energii, będą mogli wciąż bezkarnie eksploatować przyrodę i rujnować ją jak nigdy dotąd, jeśli tylko zechcą, i że już są w stanie zniszczyć ją za pomocą zgromadzonej broni atomowej, chemicznej i bakteriologicznej. Możliwe, że im się to uda, gdy nadal będą kierować się głupotą, a nie mądrością, i obchodzić się z przyrodą nieroztropnie, nieodpowiedzialnie i antyekologicznie.
Niewykluczone, że przyroda odreagowuje na te działania intruzów w ten sposób, że „mści się” na nich za to, że ją niszczą i dlatego chce wykończyć ludzi, czyniąc ich coraz głupszymi w myśl znanej sentencji stultum facit fortuna, quem perdere vult (kogo los chce zgubić, tego głupcem czyni), gdzie w miejsce słowa fortuna należy wstawić słowo natura. Mimo wszystko, totalne zniszczenie przyrody przez ludzi jest mało prawdopodobne, choćby dlatego, że poszczególne składniki systemu nie mogą w całości zniszczyć go od wewnątrz. Możliwe są tylko lokalne zniszczenia przyrody, które zresztą tu i ówdzie już miały miejsce i nadal się dokonują.
Na coraz większą skalę postępuje łamanie przez ludzi ustalonego od wieków ładu w przyrodzie w wyniku osłabiania silnych zależności deterministycznych oraz wprowadzania elementów chaosu. Jak dotychczas, nie na wiele zdają się próby implementacji idei rozwoju zrównoważonego. (Zob. W. S., The Impact of Sustainable Development on the Homeostasis of the Social Environment and the Matter of Survival, w: „Problemy Ekorozwoju – Problems of Sustainable Development” 2016, Vol. 11, No 1). Będzie tak dopóty, dopóki cele ekonomiczne będą uznawane za ważniejsze od ekologicznych, a myślenie futurystyczne, naturalne dla istot żywych, będzie wypierane przez myślenie prezentystyczne, ukształtowane przez kulturę, w którym dążenie do osiągania maksymalnego zysku hic et nunc góruje nad dążeniem do jak najdłuższego przetrwania gatunku ludzkiego.
Zgubne skutki destabilizacji
Nietrudno wyobrazić sobie zgubne skutki demontażu homeostazy, narastającej nierównowagi, rozluźniania więzi deterministycznych i likwidacji ładu w świecie przyrody. Jednym z nich, istotnym dla funkcjonowania ludzi, jest narastająca niepewność i nieprzewidywalność zjawisk przyrodniczych, mimo znacznego przyrostu wiedzy w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Wskutek tego świat i życie ludzkie stają się coraz bardziej ryzykowne, a w życiu ludzi niepewność, przypadki i zdarzenia losowe odgrywają coraz większą rolę w porównaniu z regularnościami oraz koniecznościami.
Narastająca niepewność i nieprzewidywalność dotyczy również socjosfery. Tam też czynniki losowe i subiektywne bardziej decydują o życiu ludzi i przebiegu wydarzeń aniżeli czynniki obiektywne i te, które wynikają z prawidłowości społecznych.
Przewidywalność zdarzeń jednostkowych i losowych spada na przekór postępów probabilistyki, statystyki i osiągnięć w dziedzinie komputeryzacji umożliwiających wykonywanie superszybkich obliczeń.
Odkrywa się mnóstwo zależności dla zdarzeń masowych w przyrodzie i społeczeństwie, które przedstawia się w postaci różnych rozkładów i prawidłowości statystycznych. Na ich podstawie można wprawdzie coraz dokładniej wyliczyć prawdopodobieństwo jakiegoś zdarzenia, lecz nie da się dokładnie przewidzieć, kiedy i gdzie pojawi się konkretne zdarzenie jednostkowe (przypadkowe), które zdecyduje o dalszych losach przyrody i życiu ludzi.
Drugim skutkiem jest stopniowa perturbacja porządku naturalnego, która może doprowadzić do zamieszania. Postępuje ona w wyniku ingerencji ludzi w przyrodę i socjosferę, która polega między innymi na redukcji naturalności i wprowadzaniu w jej miejsce sztuczności oraz na osłabianiu ładu naturalnego wskutek zastępowania go ładem sztucznym, narzucanym przez kulturę. Dotyczy to różnych elementów oraz obszarów natury, które albo są wypierane przez elementy kultury, albo są cywilizowane, czyli poddawane swoistej „obróbce” kulturowej przez ludzi.
Zanik naturalności nie jest niczym nowym; postępował, odkąd ludzie zaczęli wytwarzać artefakty, a więc proporcjonalnie do rozwoju techniki. Jednak obecnie liczba elementów naturalnych zmniejszyła się tak drastycznie, że faktycznie żyjemy w świecie sztucznym, zapełnionym przez artefakty, gdzie nieliczne elementy naturalne występują jeszcze w postaci oaz lub rezerwatów podlegających ochronie. (Zob. W.S., Człowiek w środowisku artefaktów, w: „Problemy Ekologii“, Nr 6, 2006)
Za sprawą postępu medycyny oraz farmakologii, wspomaganych przez technikę współczesną, sztuczność przeważa nie tylko w przyrodzie i społeczeństwie, ale również w samym człowieku - w jego organizmie i psychice. (Zob. W. S., Postęp medycyny - cieszyć się, czy smucić? , „SN”, Nr 5, 2014) Naturalne odczucia smaku, zapachu, piękna itp. właściwe naszemu gatunkowi, a więc w pewnej mierze ponadczasowe, są coraz bardziej zastępowane przez sztuczne, kreowane przez kulturę, modę i style, które ciągle zmieniają się.
Wobec tego, smakuje to, co ma smakować zgodnie z gustem przedstawicieli sztuki kulinarnej; pachnie to, co wydaje woń taką, jaką zalecają producenci kosmetyków; piękne jest to, o czym decydują twórcy i krytycy dzieł sztuki, wizażyści oraz odbiorcy kultury masowej; myśli się tak, jak nakazują modne style myślenia; odczuwa się zgodnie z obowiązującymi stereotypami wyrażania emocji.
Ogłupianie ludzkości
W konsekwencji narzucania rozmaitych sztucznych wzorców odnoszących się do zachowań, postaw, myślenia, odczuwania i działań ludzie w coraz mniejszym stopniu kierują się instynktem, nawet tym najważniejszym - samozachowawczym.
Świadczy o tym wciąż rosnąca pogarda dla życia własnego i cudzego wyrażająca się we wzroście liczby zabójstw i samobójstw nawet z udziałem młodocianych, często z całkiem błahych powodów. Między innymi tym właśnie ludzie współcześni różnią się od innych istot żywych, dla których najważniejszymi celami życiowymi są własne przeżycie i zachowanie (przetrwanie) swojego gatunku.
Oto do jakiego stopnia współczesna cywilizacja zachodnia i odpowiadająca jej kultura oraz ideologia zdołały ogłupić ludzkość w ciągu niespełna stu lat. Co z postępu medycyny, skoro ludzie postępując nieodpowiedzialnie i nierozsądnie, z własnej woli narażają lekkomyślnie na szwank swoje zdrowie i życie na przykład w wyniku brawurowej jazdy, masowego uprawiania sportów ekstremalnych, nadużywania alkoholu oraz zażywania narkotyków, środków odurzających i pobudzających itd.
Dominacja sztuczności nad naturalnością występuje również w dziedzinie prawa. W coraz mniejszym stopniu obowiązują prawa naturalne - są one zastępowane prawami stanowionymi. Przez prawa naturalne rozumiem normy lub standardy myślenia, zachowania się i działania ludzi ukształtowane przez naturę, tj. przez przyrodę, przez przyrodnicze warunki bytowania.
Nie są prawami natury normy narzucane przez wierzenia religijne, a więc przez kulturę, chociaż czasami występuje zgodność między nimi i prawami przyrodniczymi. Na przykład, uznawanie zakazu aborcji czy eutanazji za prawo natury jest nadużyciem semantycznym ze strony instytucji kościelnych, ponieważ prawo natury pojmują one jako prawo ustanowione przez boga i kościół, a więc jednak stanowione.
Takie rozumienie prawa natury zasadza się na uznawaniu boga i religii za elementy natury, a nie kultury czy świadomości, co jest ewidentnym fałszem. Zwierzęta wprawdzie nie dokonują aborcji, nie dlatego, że tak im nakazuje natura, tylko że nie mają takiej możliwości. Niemniej jednak, kierując się prawem natury i interesem gatunku, porzucają, zagryzają, albo zjadają noworodki, o których instynktownie wiedzą, że nie będą w stanie przeżyć w naturalnych warunkach bez sztucznego wspomagania. Inaczej niż u ludzi, którzy kierując się rzekomymi prawami natury, ustanawiają prawa chroniące życie od poczęcia i zmuszają kobiety do rodzenia dzieci kompletnie zdeformowanych, albo w ogóle niezdolnych do przeżycia mimo osiągnięć medycyny i techniki.
Prawa stanowione przez ludzi - wbrew naturze, albo zgodne z nią - mają swe źródło nie w przyrodzie, lecz w kulturze - w poglądach, wierzeniach, ideologiach itp. O ile prawa natury nie zmieniają się wcale, albo ulegają powolnej modyfikacji w ciągu ewolucji przyrody, to prawa stanowione zmieniają się w zależności od sytuacji społecznych, w szczególności od tego, w czyich rękach spoczywa władza. A ich zmiany dokonują się coraz szybciej wskutek wzrastającej akceleracji ewolucji społecznej oraz tempa życia ludzi.
…i dziczenie ludzi
Innym skutkiem odchodzenia od praw natury jest wynaturzanie się ludzi, czyli ich dziczenie. Kultura, zamiast rozwijać i umacniać cechy gatunkowe ludzi, czyli czynić ich bardziej uczłowieczonymi w sensie biologicznym, stopniowo pozbawia ich tych cech i tym samym odczłowiecza. A im bardziej ludzie oddalają się od natury, tym bardziej wyzbywają się cech właściwych gatunkowi homo sapiens.
Na współczesnym etapie rozwoju kultury i cywilizacji zachodniej, ludzie dziczeją pod wieloma względami proporcjonalnie do tempa tego rozwoju. Nie wydaje mi się, aby kultura w ogóle, a w szczególności teraźniejsza kultura zachodnia, humanizowała ludzi w sensie społecznym i duchowym. Liczne fakty oraz zjawiska potwierdzają moje przypuszczenie. (Zob. W.S., Globalne dziczenie , „SN”, Nr 10, 2015)
Trzecim skutkiem jest deregulacja układu człowiek-społeczeństwo. Chociaż ingerencja człowieka w sprawy przyrody nie odbija się bezpośrednio na socjosferze, to zmienia ją implicite. Wszakże przyroda jest jednym z istotnych determinantów środowiska społecznego. Dlatego zakłócanie porządku, naruszanie homeostazy i wzrost nierównowagi oraz chaosu w układach przyrody po krótszym, albo dłuższym czasie muszą odbić się również na układach społecznych w postaci zmiany ich charakteru i zakłócania porządków panujących w nich, a w konsekwencji także relacji między jednostkami, między jednostkami i grupami oraz między grupami.
Postęp techniki umożliwia coraz większą ingerencję w systemy i stosunki społeczne. Im lepsza technika, tym więcej zmian ludzie mogą w nich wprowadzać. Toteż coraz częściej i na większą skalę zmieniają swoje warunki życia społecznego rozmyślnie, chociaż nie zawsze mądrze, ani na lepsze w postaci „dobrej zmiany”.
Ale ludzie pragną zmian, zwłaszcza zasadniczych i rewolucyjnych, przeważnie wtedy, gdy po pewnym czasie znudzi im się życie w warunkach równowagi i stabilizacji, korzystnych dla nich. Przykładem tego są ostatnie wybory parlamentarne lub prezydenckie na Węgrzech w Austrii, Polsce i USA oraz darzenie coraz większą sympatią frakcji skrajnych, radykalnych, anarchistycznych, fundamentalistycznych czy neofaszystowskich, a w przyszłości, być może, neokomunistycznych. Wierzą naiwnie w dobrodziejstwo zmian, w efekcie których będzie się lepiej żyć, ponieważ znikną istotne sprzeczności społeczne i zapanuje ład oparty na sprawiedliwości oraz poszanowaniu prawa. Zrazu nie uświadamiają sobie tego, że po stosunkowo krótkim czasie, potrzebnym na przejście od stanu nierównowagi systemu społecznego spowodowanego zmianą, do stanu równowagi, znów nastąpi stabilizacja i wszystko będzie nadal toczyć się po staremu.
Tyle tylko, że - jak pokazuje historia - rewolucje społeczne tylko pozornie i z początku poprawiają warunki życia ludzi i to nie wszystkich. Nowe systemy społeczne mają zazwyczaj więcej wad niż zalet, dlatego choćby, że po każdej rewolucji następuje coraz większa deregulacja układów społecznych. Można by to tłumaczyć działaniem zasady wzrostu entropii w układach społecznych, w myśl której stale postępuje w nich dezorganizacja, zakłócanie porządku i narastanie chaosu, o ile naprawdę układy społeczne są podobne do przyrodniczych i dlatego te same prawa obowiązują w jednych i drugich układach.
Niestety, opamiętanie ludzi przychodzi za późno, a procesów dziejowych nie daje się odwracać. Tak więc pojawiają się kolejne rozczarowania zmianami. A i tak ludzie, głównie młodzi, będą chcieli wszystko zmienić i zaprowadzać nowe porządki, złudnie spodziewając się po nich czegoś lepszego.
Kryzysy ekologiczne, jak inne, rodzą się w głowach ludzi - w ich świadomości i od zmiany świadomości należy rozpocząć zapobieganie im i przezwyciężanie ich. Ochrona przyrody nie powinna ograniczać się do zmniejszania stopnia degradacji środowiska, tzn. do zwalczania symptomów. Ma przede wszystkim likwidować przyczyny.
Jedną z nich jest wciąż niedostateczna świadomość ekologiczna, nie tylko w krajach słabo rozwiniętych. Jej brak da się nadrobić w wyniku odpowiednich działań edukacyjnych.
Drugą jest walka ludzi z przyrodą, która leży głęboko w naturze ludzi, najgłupszego gatunku biologicznego, który ulegając wpływom kultury niszczy swoje środowisko w sposób niemądry i samobójczo. Ta przyczyna mogłaby być zlikwidowana w wyniku pełnego zwycięstwa kultury nad naturą człowieka, ale czy nie okaże się ono zwycięstwem pyrrusowym?
Wiesław Sztumski
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 1583
Postawa konsumpcjonistyczna wyrażająca się w pazerności oraz chęci bogacenia się za wszelką cenę kosztem innych jest zjawiskiem naturalnym, nasilającym się wraz z postępem kapitalizmu. Ludzie stopniowo przywykali się do niej w ciągu co najmniej dwóch stuleci, a w naszym kraju - w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
To tłumaczy, dlaczego w dzisiejszych czasach nie traktuje się jej jak czegoś kuriozalnego i toleruje się ją, aczkolwiek niechętnie, jak wszelki rodzaj wyzysku. A i trudno ją zwalczać, bo mniej zamożni ludzie, poddani presji ideologii konsumpcjonizmu, chcą dorównać bogactwem ludziom bogatszym od siebie.
Wskutek tego, coraz mocniej nakręcają spiralę bogacenia się. Dlatego coraz częściej i na szerszą skalę postępują w sposób urągający obowiązującym regulacjom prawnym i normom moralnym, a często wbrew sumieniu, o ile jeszcze go mają.
Są jednak pewne granice tolerancji dla poczynań drapieżników społecznych, dla których trudno o przyzwolenie społeczne; chyba że wskutek upodobniania się do maszyn ludzie stali się do tego stopnia obojętni na wszystko, że brak im jakiejkolwiek empatii i nikogo im nie żal.
Najgorszymi drapieżnikami społecznymi są żerujący na jednostkach, które z racji swego wieku, choroby lub sytuacji życiowej są całkowicie bezbronni, bezradni i zdani na łaskę innych. Nazwa „drapieżnik” jest zbyt łagodna i nie oddaje istoty rzeczy. W istocie są to stwory podobne do padlinożernych sępów, hien, albo szakali, a w każdym razie niegodni miana człowieka – ordynarni łupieżcy, wszak człowiek, to brzmi dumnie. Coraz częściej z własnego doświadczenia i środków przekazu masowego dowiadujemy się o niegodziwościach, aferach i złych uczynkach, których są oni sprawcami.
• Dowiadujemy się o agresywnym oferowaniu przez ajentów - łupieżców i wyłudzaczy ludziom starym, często mało sprawnym umysłowo i nie znającym się na funkcjonowaniu banków lub parabanków oraz na żargonie finansistów, korzystnych, a faktycznie wysokooprocentowanych kredytów, również pod zastaw hipoteczny. Efektem tego jest zagarnięcie dorobku życiowego tych ludzi przez łupieżców.
• Nagminne jest namawianie klientów różnych banków na niby intratne lokaty lub karty kredytowe, które w rzeczywistości przysparzają zyski bankom, a jeżeli nawet klientom, to w znikomej mierze, nieporównywalnej z zyskiem banku.
• W programie telewizyjnym „Sprawa dla reportera” przedstawiane są przykłady znieczulicy ludzi bogatych będących u władzy, albo mających jakąkolwiek przewagę nad innymi na kłopoty tych, którzy znaleźli się z różnych przyczyn w trudnych sytuacjach życiowych niekiedy z własnej winy. Za wielkie osiągnięcie uznaje się sporadyczne przypadki pomocy i wybrnięcie po długotrwałych zabiegach ludzi dobrej woli (tacy też się zdarzają) z kłopotów; a przecież to powinno być zjawiskiem normalnym.
• Od czasu do czasu dowiadujemy się o wyjątkowo bohaterskich czynach, nagradzanych pieniędzmi, medalami albo dyplomami, za które uznaje się to, co należy do obowiązków pracowniczych lub zwykłych powinności ludzkich. Tak oto bohaterem ogłoszonym wszem i wobec jest strażak, który uratował staruszkę z płonącego domu, albo policjant, który kogoś reanimował. A niby co mieli robić – gapić się, jak giną ludzie?
• Ostatnio dowiedzieliśmy się, że jakiś szpital nie zainstalował telewizorów zakupionych przez darczyńców z inicjatywy rodziców w salach dla dzieci oddziału onkologicznego. W zamian oferuje płatną telewizję za 10 zł dziennie.
Kto temu winien: czy Minister Zdrowia, czy dyrektor szpitala - bezduszny i pozbawiony sumienia urzędniczyna, który nie uświadamia sobie, ile krzywdy wyrządził ciężko chorym dzieciom, ich rodzicom i darczyńcom?
A w ogóle, skąd się wziął zwyczaj pobierania opłat (przeciętnie 2 zł za godzinę) od pacjentów szpitali i dlaczego dyrektorzy szpitali zatrudniają jakieś firmy świadczące takie usługi, czyżby na mocy jakichś koneksji albo zmowy? Można ewentualnie obciążyć pacjenta kosztami zużycia energii elektrycznej, ale są one znikome.
• Inną bulwersującą sprawą jest handel na terenie szpitali. Ceny towarów w kioskach, sklepikach i barach są tam o wiele wyższe aniżeli w innych miejscach. Wiadomo dlaczego, bo chory musi się tam zaopatrywać, nie ma wyboru i chcąc nie chcąc, staje się ofiarą bezlitosnych sprzedawców-łupieżców bogacących się na krzywdzie ludzkiej.
• Powszechne jest zjawisko namawiania przez aptekarzy ludzi chorych do zakupu drogich leków (rzekomo skuteczniejszych), albo pseudoleków, nazywanych dla zmylenia suplementami diety, których skuteczność jest podobna do „maści św. Tekli”, albo wody święconej, jeżeli nie działają jak leki pro psyche.
Producenci farmaceutyków wypuszczają na rynek pod różnymi nowymi nazwami te same leki, ale albo z domieszkami różnych substancji bez znaczenia, albo z większą ilością składników leczniczych, co jest pozbawione sensu, bo organizm i tak przyjmuje tyle, ile jest w stanie, a resztę po prostu wydala. (Przed czterdziestu laty opowiadał mi prof. Julian Aleksandrowicz, jak przed wojną niektórzy lekarze oszukiwali pacjentów. Otóż do składu lekarstwa dopisywali np. cukier, albo substancję barwiącą na niebiesko - wtedy nie było lekarstw w tym kolorze - które nie miały właściwości leczniczych. Dzięki temu zyskiwali uznanie pacjentów, ponieważ zapisywali leki niecodzienne i przysparzali zyski aptekarzom). Zresztą, kto sprawdza rzetelnie ich skład? Nawet, gdyby bardzo chciał, to brakuje pieniędzy dla instytucji powołanych do wykonywania ekspertyz tak dużej liczby produktów.
A do tego dochodzi jeszcze sieć powiązań korupcyjnych. (Nb. na nic wyostrzone normy jakościowe dla artykułów spożywczych, kiedy Sanepid nie ma odpowiednich mocy przerobowych, ani pieniędzy na ich sprawdzanie).
Na kpinę zakrawa ustawiczne przypominanie w reklamach TV, by w sprawie szkodliwych działań leków konsultować się w aptekach, skoro o działaniu leku wiedzą tyle, ile przeczytają w Google. Z równie dobrym skutkiem można by kupować lekarstwa w automatach ustawionych w aptekach.
I pomyśleć, że to wszystko dzieje się w kraju w 90% katolickim, jeżeli wierzyć danym kościelnym, gdzie ludzie afiszują się swoim przywiązaniem do wiary. Może byłoby lepiej, gdyby zamiast tego bardziej przestrzegali przykazań boskich i kościelnych oraz nakazów papieskich, a przede wszystkim postępowali zgodnie z zasadą miłości bliźniego – każdego, nawet tego bezradnego, biednego i chorego - na co dzień i piętnowali swoich współwyznawców - łupieżców bezbronnych ofiar.
Wiesław Sztumski