Ekonomia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2796
Z prof. Zbigniewem Madejem z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN rozmawia Anna Leszkowska
- Panie Profesorze, jakie skutki, według pana, przynosi globalizacja i jak to zjawisko jest powiązane z systemem neoliberalnym?
- Globalizacja – zwłaszcza w sferze systemowej, geografii i tempa światowego wzrostu gospodarczego oraz w relacjach między kapitałem a pracą - zmieniła świat bardzo istotnie.
Zaczynała się w początkach lat 70., gdy na świecie istniały dwa mega systemy: kapitalistyczny i socjalistyczny i gdy w krajach kapitalistycznych doktryną i zasadami gospodarowania rządził keynesizm. Po zaledwie 30 latach nie ma socjalizmu typu wschodniego, ani interwencjonizmu typu keynesowskiego. Nie ma też formy typu doktrynalnego nazwanego neoliberalizmem, który był swoistym antagonistą systemu keynesowskiego. Zastanawiające jest, że te trzy ważne zjawiska pojawiły się w tak krótkim czasie, choć zbudowanie tych światów – nie mówiąc już o intelektualnym przygotowaniu do tego - trwało cały wiek XIX, a licząc od rewolucji październikowej – ponad 70 lat. Rozpad natomiast był błyskawiczny i na szczęście – spokojny. I to jest pierwszy skutek globalizacji w XX w., w wyniku której świat kapitalistyczny zyskał też nowe, ogromne - liczące ok. 1/3 powierzchni globu - obszary dla gospodarki rynkowej. Historia nie zna takiego przypadku. Idąc tym tropem i trzymając się spraw gospodarczych, to w tymże czasie nastąpiła intensyfikacja samego procesu urynkowienia świata. W miarę jak globalizacja się rozszerzała, już po rozpadzie socjalizmu wschodniego, wolny rynek z dużym impetem wchodził na tereny na poły rynkowe w krajach słabo rozwiniętych. A były to jednak obszary dość poważne.
W tym czasie nastąpiła też tzw. finansyzacja świata, zmieniając go zasadniczo. Cały wiek XX należał do epoki industrialnej, natomiast globalizacja sprawiła, że prawie w mgnieniu oka – jak na takie wydarzenia - przeniósł się do epoki postindustrialnej, dla której jeszcze nie przyjęto jednolitej nazwy. Jedni nazywają ją etapem usług, drudzy – postkapitalistycznym, czy postindustrialnym. I to też trzeba zaliczyć do skutków systemowych globalizacji.
Pointa tego jest mniej więcej taka: przez 70 lat obydwa mega systemy, stanowiące tezę i antytezę, mocno się do siebie przyzwyczaiły, były bowiem dziećmi tej samej epoki industrializacji. I choć kłóciły się i prowadziły wojny, to współistniały. Co więcej, socjalizm uważał, że nie jest grzechem handel z kapitalistami w sensie eksportu i importu, ale już to, co kapitaliści w międzyczasie zastosowali - przepływ technologii, tytułu własności i managementu – było naganne.
Te trzy „naganne” elementy sposobu gospodarowania były w pewnym momencie dla socjalizmu nieosiągalne choćby dlatego, że istniał monopol własności państwowej, a po drugie, socjalizm nie mógł się przestawić - jak kapitalizm - na sferę finansową, bo zabraniała mu tego sama doktryna. Proletariat i finanse to połączenie, które od zawsze było ze sobą na bakier. Dla ludzi, którzy reprezentowali, czy powoływali się na proletariackie państwo, czy system socjalistyczny, nie wchodziło w rachubę, żeby pozytywnie odnosić się do finansów.
Następstwem tego było to, że rozwijając się z dala od współczesnej sfery finansowej, nie nabywano umiejętności korzystania ani z niej, ani z jej bazy organizacyjnej. Nie było giełdy, biur maklerskich, zdolności do instalowania się na nowym terenie w „całym garniturze”.
I to była ważna sprawa w systemowym przestawianiu się na jednolity system kapitalistyczny. Kapitalizm zdobył więc prawie monopolistyczną pozycję i tak, jak wyeliminowany socjalizm i socjaliści nie wiedzieli jak znaleźć się w tym nowym dla siebie świecie, tak samo kapitaliści nie wiedzieli – i do dzisiaj nie wiedzą - jak zachować się w nowej sytuacji. Jakby obie strony tęskniły za tym, co było. Chińczycy, którzy poszli inną drogą, zachowując nawet nazwę socjalistycznego państwa, chcą odgrywać rolę przeciwstawnego do kapitalizmu bieguna, ale w nowy sposób. Czyli z rynkiem kapitałowym, szeroko rozwiniętą wymianą wszelkiego typu i oczywiście z wzajemnym korzystaniem z technologii. Generalnie, jesteśmy w momencie zmiany. Nie wyklarowały się jeszcze wyraźne systemy, a świat ciągle nie wie, jak się znaleźć w tej nowej sytuacji. I to także jest rezultat globalizacji. Może gdyby ona odbywała się wolniej, spokojniej, gdyby zaczęła się wcześniej, to zdecydowanie byłoby inaczej. Bo wówczas były nie tylko inne technologie, ale w świecie kapitalistycznym panowała doktryna keynesowska, czyli nie bylibyśmy ubrani w neoliberalny kostium. To byłoby chyba bardziej strawne dla całego wschodniego świata.
Czyli można powiedzieć, że globalizacja dała kapitalizmowi kawał świata, a socjalizmowi – nowy system. I nawet jeśli Chińczycy jeszcze socjalizm podtrzymują, to ma on oblicze rynkowe.
- Twierdzi pan, że globalizację stworzyły państwa narodowe, ale one przecież na globalizacji bardzo tracą, słabną. Nie wiedziały co czynią?
- To jest kolejny wielki problem nie do końca zrozumiały przez współczesnych badaczy. Faktem jest, że robiły to państwa narodowe, bo innych sił do tego zdolnych nie było. I to robiły bezwzględnie.
Państwo nie tylko wprowadza propaństwową doktrynę keynesowską, czyli interwencjonizm, i jest tego sprzymierzeńcem. Państwo robi także deregulację, prywatyzację i wszystko na rzecz wolnego rynku, wolnego handlu. W ostateczności wszystkie decyzje tego typu przechodzą przez państwo, bo muszą one mieć wyraz prawny. Owszem, państwo zarówno wówczas, kiedy stosuje interwencjonizm, jak i gdy przechodzi na drogę liberalną jest pod naciskiem sił kapitałowych i innych, także intelektualnych. Bo liberalizm wiąże się z większą wolnością osobistą.
Problem jednak nie jest w tym, że państwo to robi – bo zawsze robiło - ale w tym, że sprowokowało łabędzi śpiew państw narodowych. Dlaczego, widząc podcinanie samych korzeni państw narodowych przez kapitał międzynarodowy, czyli globalizację – państwa robiły to z tak wielką intensywnością i zaangażowaniem? Czy nie zdawano sobie sprawy z tego, że jest to ostatni śpiew państwa narodowego? Czy też nacisk sfer rynkowych, kapitału był tak duży, że wszyscy na wschodzie byli zauroczeni nie tyle kapitalizmem, który jest średnio lubiany, ale Zachodem jako takim? Zachodem, który od wieków był np. w Polsce uznawany za wyrocznię rzeczy dobrych? Ten element w pewnym sensie tłumaczy zachowanie się państw, ich aktywność w tym względzie. Ale nie wykluczam też takiego tłumaczenia, że może niektórzy z państwowych działaczy uważali, że sobie z tą globalizacją poradzą. Przykładem takiego spojrzenia jest Rosja, która choć nie najszczęśliwiej sobie z nią poradziła, to jednak próbuje się z nią mierzyć na swój sposób – podobnie jak Chiny, które świetnie się wpisały w proces globalizacji i stały się jej największym beneficjentem.
Chiny zresztą od dawna prowadzą własną politykę i zapewne nie zrezygnują z pierwszego miejsca w świecie pod względem gospodarczym. Możliwe, że za 20 lat będą największą potęgą gospodarczą na świecie, natomiast nie wiadomo, czy w ślad za tym cała nadbudowa kulturowa też będzie typu chińskiego. Prawdopodobnie nie, z czego Chińczycy zdają sobie sprawę i tym samym mają większe szanse opanować świat od strony gospodarczej – bo nie budzą podejrzeń. To, co robią Chińczycy jest naprawdę majstersztykiem.
Zadziwiające jest choćby to, jak Chińczycy - będąc z daleka od głównych nurtów kapitalistycznego rozwoju i opóźnieni w tym rozwoju – umiejętnie weszli w eksport, stając się światową potęgą eksportową. My w epoce Gierka mieliśmy z tym kłopoty. To jest zastanawiające, gdyż Chińczycy już kiedyś brali się za przewodzenie światu bez rozgłosu - mieli przecież druk, proch – ale nie umieli tymi wynalazkami handlować. Tymczasem teraz poradzili sobie z tym problemem.
- Skoro jesteśmy przy Chinach, przypomina pan jeden z aspektów globalizacji – tanią siłę roboczą, która pozwala na przesuwanie się ośrodków dynamiki gospodarczej. A czy w Europie, USA, mamy ją drogą? To skąd się wziął prekariat na Zachodzie, nierówności dochodowe i życie milionów ludzi na coraz niższym poziomie?
- Chińska siła robocza – podobnie jak innych krajów azjatyckich – w porównaniu z innymi krajami cechuje się tym, że są to ludzie skrupulatni, dokładnie pracujący i niestety, marnie zarabiający. Dopiero w najbliższej dekadzie mają się poprawić warunki ich bytu.
Istotnie, na świecie w czasach globalizacji liczne warstwy pracowników nie odczuwają wielkiej poprawy. Kraje wysoko rozwinięte, kiedy kapitał zaczął szaleć, uspokajały świat i protekcjonalnie pocieszały biedniejszą resztę, że w przypływie wszystkie łodzie się podnoszą. I co prawda nierówno, bo nierówno, ale w wielu krajach się podniosły. Jednak łodzie lżejsze szybciej się ruszają. Chińczycy startowali z tak małych zasobów, że mogli wpływać na wielkie wody na kajaku i zrobili to szybko.
Sekret globalizacji tkwi jeszcze w tym, że dynamizm typu horyzontalnego jest szybko zauważalny – widzimy, jak ośrodki wzrostu gospodarczego przesunęły się do Azji, Afryki i Ameryki Południowej. Ale już nie dostrzegamy zjawiska wertykalnego: że ogólny produkt światowy nie rośnie tak szybko jak w typowej industrializacji. I żadne prognozy nie przewidują, że będzie rósł szybciej. Dlatego jeśli mówić o globalizacji, to jest ona bardzo silna w rozpychaniu się, w ekspansji terytorialnej, ale już nie w tradycyjnym wzroście gospodarczym z czego słynął wiek XX (bez końcówki). I mimo, że kraje rozwijające się robią wszystko, aby nie dopuścić do spadku tempa wzrostu PKB, to ono spada. Ale może i dobrze, że tak się dzieje, bo od dawna zwracano uwagę, iż imperatyw: „więcej i szybciej” jest dla ludzkości zabójczy. Choćby z powodu ograniczoności zasobów naturalnych. I choć ostatnio jest on podcinany w sposób spontaniczny przez część społeczeństwa, to kapitał nie bardzo się tym przejmuje. Kapitał nie dąży bowiem do zwalniania tempa, on może okresowo wycofywać się w sytuacji niepewnej, czekać na lepszy czas.
Jednak spadek PKB jest zjawiskiem w skali globu. Piketty twierdzi nawet, że mamy do czynienia z końcem wzrostu gospodarczego. Gdyby to rozpatrywać w długim horyzoncie, to wiemy, że do rewolucji przemysłowej tempo wzrostu było minimalne, dopiero kapitalizm przemysłowy dawał tempo przyrostu PKB ok. 3%. Obecny spadek może wskazywać, że okres wysokiego wzrostu PKB był tylko incydentem w historii ludzkości. Usługi, które są cechą obecnej gospodarki i odgrywają decydującą rolę w tworzeniu PKB, nie dają już tak dużego przyrostu. Nikt jednak nie umie wytłumaczyć tego, dlaczego tak się dzieje. Na XXI wiek nie ma jednak optymistycznych prognoz co do tempa wzrostu PKB.
- Przewiduje pan – pesymistycznie - że będzie rosnąć rola kapitału i to się, niestety, nie zmieni. Ale przy coraz większych nierównościach społecznych przyjdzie moment, kiedy on nie będzie mógł już rosnąć, bo nikogo nie będzie stać na konsumpcję…
- Oceniając tę sytuację przy pomocy obecnego systemu ocen widzę, że nie ma sił społecznych, które byłyby dla kapitału równie liczącym się partnerem jak proletariat. Kapitał to wykorzystuje i będzie wykorzystywać. Podział dochodu zawsze odbywał się na płaszczyźnie gospodarczo – politycznej, czy społeczno-politycznej. To nie był nigdy czysty podział ekonomiczny.
Wybitny amerykański ekonomista Robert Solow twierdził, że istnieją stałe proporcje między udziałem w PKB pracy i kapitału. I uwierzono, że tak będzie zawsze. W 2012 skruszony napisał, iż się pomylił, a Piketty mu przypomniał, iż to właśnie on głosił tę zasadę. Zatem wśród ludzi bardzo poważnych, z dorobkiem naukowym panuje przekonanie, że kapitał nie będzie zrównoważony.
Niemniej kapitał będzie musiał się zreflektować, bo zabraknie mu choćby surowców naturalnych. Nie wykluczam więc, że nastąpi spontaniczne – może z bojaźni, może z wyrachowania - zatrzymanie tych rosnących różnic miedzy kapitałem a pracą. Na wyhamowanie rozwoju świata mogą wpłynąć i inne czynniki, poza brakiem surowców: zagęszczenie ludności, jakość powietrza, czy wody.
- A jakie przewidywania są co do sfery publicznej? Zdoła utrzymać się jako niezależna, finansowana z podatków, ogólnie dostępna, czy będzie szła na pasku kapitału prywatnego?
- W tej chwili wiele się mówi o prywatyzacji rent i emerytur (np. OFE). Kapitał prywatny, instytucje zarządzające tymi funduszami, próbują z nich wyciągnąć dla siebie jak najwięcej. I ten dotkliwy dla emerytów ich aspekt jest znany i opisany. Natomiast jest coś w rodzaju prywatyzacji życia ludzkiego, która nie jest nazywana prywatyzacją. Otóż na zrealizowanie idei sfery publicznej stworzono budżet państwa, wprowadzając podatki (jednym z kryteriów definiujących państwo była zdolność ściągania przez nie podatków).
Tymczasem dzisiaj – wskutek osłabienia państwa – ta zdolność ściągania podatków jest słaba. Ale życie jest bogate, więc ludzie znaleźli tu wyjście. Skoro budżety nie są należycie zasilane przez podatki, a z podatnikami trzeba się użerać, to władza pobór podatków spisuje coraz bardziej na straty. Po co się wykłócać z podatnikami i wywoływać nieprzychylne władzy nastroje, skoro łatwiej dostępny jest tzw. kredyt publiczny, czyli pożyczanie pieniędzy od tych, którzy dziś je mają. Państwo ich nie ma bo nigdy nie było zasobne, nawet w XX w., kiedy było bogatsze i kiedy zasada płacenia podatków była szanowana. Teraz ta zasada nie jest szanowana ani przez państwo, ani podatników. Cały świat poszedł więc w tzw. dług publiczny i wszyscy kredytobiorcy są zadowoleni, bo nie mają problemów, zaciągają kredyty i podpierają się nimi w rządzeniu. I ta cała sfera publiczna, już okrojona, nie sprawia problemów rządzącym. Ci, którzy prognozują, że musi się to czymś złym skończyć, nie definiują, w jaki sposób to miałoby nastąpić.
Gdyby oceniać to kategoriami zbilansowanych budżetów, tj. tyle wydatków, ile przychodów, to dawniej samo przekroczenie wydatków było sygnałem do zastanowienia. Bo kredyty należało spłacać, a teraz można je ignorować. Wielu ekonomistów już szuka modelu intelektualnego (a potem go pewnie zmatematyzują), żeby uzasadnić, że wspieranie się kredytem nie przewróci gospodarki. W wyniku globalizacji kapitał państwowy – zarówno w postaci środków trwałych jak i dochodów budżetowych - zastępowany jest więc kredytem prywatnym, bo państwo nie ma pieniędzy.
- A to spowoduje prywatyzację sfery publicznej, dóbr publicznych, z których będzie mógł korzystać każdy, pod warunkiem, że za nie zapłaci…
- Musimy się pogodzić, że rozumienie sfery publicznej właściwe wiekowi XX nie przetrwa w XXI wieku. Ono musi zostać zmodyfikowane, bo poziom życia w większości krajów średniozamożnych jest relatywnie dobry (choć są cale warstwy ludzi narzekających np. na prywatną służbę zdrowia).
W bardziej rozwiniętych krajach ta prywatyzacja dóbr publicznych jest rozwinięta bardziej niż u nas. I jeżeli nie nastąpi jakiś bunt społeczny, to kapitał będzie szedł w tym kierunku.
- Z buntem społecznym mamy jednak problem: byli antyglobaliści, alterglobaliści, ruch oburzonych i nic z tego nie wyszło, wszystko rozeszło się po kościach.
- Bo w całej historii ludzkości po stronie pracy była tylko jedna formacja, która potrafiła być prawdziwym oponentem wobec pracodawcy – proletariat. Nie tylko pod względem: ja mu daję pracę, on mi daje płacę, ale i pod względem rangi - połowy ustroju, który tworzyły kapitał i praca.
- Co pozwoliło ruszyć z posad bryłę świata…
- Ruszyli tak, że się w końcu rozsypało, ale ruszyli. Gdyby myśleć tymi kategoriami, nie postrzegam obecnie równie wielkich sił. Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Jerzy Wilkin
- Odsłon: 5366
Młodzi ludzie zainteresowani kulturą rzadko kiedy podejmują studia ekonomiczne, zaś ci zainteresowani gospodarką i ekonomią, niewiele uwagi poświęcają sprawom kultury.
Dlaczego tak się dzieje? Spróbuję to wyjaśnić i jednocześnie pokazać jak bardzo gospodarka i kultura są ze sobą powiązane. Gdy zadajemy pytania o wartości i próbujemy powiązać nasze i innych działania z tymi wartościami wchodzimy w krąg kultury. Gdy rozmawiamy o gospodarce i ekonomii, jako nauce o gospodarowaniu, to musimy pamiętać, że: - gospodarka jest częścią kultury, w szerokim znaczeniu tego terminu;
- gospodarowanie jest silnie zakorzenione w kulturze, chociaż nie zawsze jest to dostrzegane;
- człowiek jest kulturą, a człowiek gospodarujący – homo oeconomicus nie jest w rzeczywistości z kultury wypreparowany;
- w kulturze tkwią najważniejsze instytucje o dużej trwałości i znaczeniu, które silnie wpływają na efektywność gospodarowania i ogólnie – rozwój społeczno-gospodarczy;
- uniwersytety przetrwały w Europie przez stulecia, bowiem ich fundamentem była głęboko zakorzeniona kultura, składająca się na instytucje „długiego trwania”, i kierowanie się wartościami, takimi jak: prawda, dobro i piękno.
Mówiąc o kulturze, mamy zazwyczaj na myśli wytwory czy dobra kultury, mające postać materialną: obrazy, książki, budowle, rzeźby itp. Nie zauważamy, że to, co w kulturze jest najważniejsze, tkwi w człowieku i jest niewidoczne. W przypadku kultury możemy mówić o zasobach materialnych i niematerialnych. Te drugie przejawiają się poprzez nasze myślenie, motywowanie i działanie.
Człowiek nie tylko tworzy kulturę i mieszka w niej, człowiek nosi ją w sobie, człowiek jest kulturą. (Ryszard Kapuściński)
Piękną metaforę kultury jako wyodrębnionej całości i odmienności, a także czegoś niezwykle ważnego, przedstawia Ruth Benedict, cytując gorzkie słowa wodza Indian Kopaczy: „Na początku Bóg dał każdemu ludowi po glinianym kubku, aby pił z niego wodę życia. Wszyscy zanurzali kubki w wodzie, ale kubki były różne. Nasz kubek rozbił się. Naszego kubka już nie ma”. Mówił to wódz Indian, którego kultura uległa zniszczeniu. Znaczenie instytucji
Od kilku dziesięcioleci w naukach ekonomicznych wielką karierę robi problematyka instytucjonalna. Ekonomiści odkrywają znaczenie instytucji społecznych i kulturowych w funkcjonowaniu gospodarki i determinowaniu jej efektów.
Dlaczego tak późno ekonomiści docenili znaczenie instytucji? Bo instytucje są niewidoczne i tkwią w głowach ludzi. Mamy tu podobną sytuację jak w odniesieniu do kultury. Zresztą, dużą część kultury stanowią instytucje silnie wpływające na zachowanie człowieka gospodarującego i doceniane w ekonomii instytucjonalnej: własność, prawo, religia, obyczaje, tradycja itp. Kultura determinuje to, co nazywamy jakością życia. David Throsby, australijski specjalista w dziedzinie ekonomiki kultury uważa, że kultura, a zwłaszcza uczestnictwo w kulturze, ma bardzo duże i rosnące znaczenie dla poprawy jakości życia i jego zrównoważenia. Stwierdza on: „Ekonomia odchodzi od poglądu, że naszym celem jest ciągłe zwiększanie produkcji, sprzedaży, konsumpcji, bo wszyscy już rozumieją, że ten model zasadniczo wyczerpał swoje możliwości. Teraz chodzi nie o to, żeby bez końca podnosić konsumpcję, lecz żeby podnieść realną jakość życia. Można powiedzieć, że celem jest lepsze życie – nie większa produkcja. A skoro tak, to kultura staje się czynnikiem o fundamentalnym znaczeniu”. Na wzrost zainteresowania kulturą, także wśród ekonomistów, niewątpliwy wpływ miały osiągnięcia ekonomii instytucjonalnej, ograniczona skuteczność wyjaśniania przyczyn zacofania gospodarczego przez standardową neoklasyczną ekonomię i poszukiwanie przyczyn rosnących zróżnicowań społeczno-gospodarczych między krajami.
Zarówno uniwersalność ekonomii jako nauki, jak i uniwersalność organizacji systemów gospodarczych jest ciągle konfrontowana z kontekstem i otoczeniem kulturowym, w którym przebiega gospodarowanie.
Ekonomiści jako naukowcy, i biznesmeni jako praktycy gospodarowania, zaczęli dostrzegać, że kultura charakteryzująca się wielkim zróżnicowaniem nadaje konkretne znaczenie kategoriom instytucjonalnym, które były przez nich zazwyczaj traktowane jako uniwersalne, w tym takie jak: własność, prawo, wartość pracy, sprawiedliwość i inne. Kultura nadaje znaczenie pojęciom oraz procesom i konstruuje rzeczywistość społeczną. Brak miejsca na kulturę Proces społeczno-kulturowego wykorzeniania się gospodarki stał się charakterystyczną cechą czasów nowożytnych, a zwłaszcza ostatnich dwóch stuleci. Proces ten miał swoje wsparcie teoretyczne w postaci neoliberalnego nurtu ekonomii, który w drugiej połowie XX wieku stał się dominujący w naukach ekonomicznych.
W tej odmianie ekonomii kultura zniknęła, bo u jej podstaw legła akulturowa, uniwersalna, mechanistyczna koncepcja człowieka gospodarującego, działającego w środowisku, którego dobrym wyjaśnieniem były zmatematyzowane modele skoncentrowane na zagadnieniach równowagi i efektywności.
Jak wiadomo, liberalizacja handlu i przenoszenia się czynników produkcji w połączeniu z ekspansją ponadnarodowych korporacji wpływają na ujednolicanie zasad gospodarowania i zmieniają otoczenie społeczne, kulturowe i polityczne gospodarek. Wszystko to razem służy podnoszeniu efektywności gospodarowania, przynajmniej w takim sensie, w jakim określa to neoklasyczna teoria ekonomii, ale może być destrukcyjne dla kultury i ostatecznie jakości życia człowieka. Kiedyś zasady gospodarowania (cele, sposoby, wykorzystywanie jego rezultatów itp.) wynikały z kulturowo-społecznego kontekstu, zwłaszcza ukształtowanego w skali lokalnej. Teraz coraz częściej potężna machina gospodarki rynkowej podporządkowuje sobie kontekst społeczny, a przynajmniej usiłuje to zrobić. Dobrze odzwierciedla to stwierdzenie Ryszarda Kapuścińskiego: „Żyjemy coraz bardziej w gospodarce, a coraz mniej w społeczeństwie”. Problem zaufania Kilkadziesiąt lat temu ekonomiści zainteresowali się nie tylko kapitałem ludzkim, ale też kapitałem społecznym. Z tym drugim związana jest kategoria zaufania. Jak napisał Piotr Sztompka: „Zaufanie staje się niezbędnym zasobem pozwalającym poradzić sobie z obecnością obcych”. Stale znajdujemy się w otoczeniu obcych i znalezienie odpowiednich sposobów organizowania relacji z nimi, a także korzystania z tych relacji staje się problemem o fundamentalnym znaczeniu. Na temat zaufania napisano już bardzo wiele prac i popularność tej kategorii w badaniach społecznych stale rośnie. Wspomnę tylko o dwóch pracach, które zyskały w świecie wielką popularność: pierwsza z nich to książka Roberta Putnama, zatytułowana „Demokracja w działaniu”, opublikowana w 1993 r. i praca Francisa Fukuyamy „Zaufanie. Kapitał społeczny a doga do dobrobytu”, opublikowana w 1997 r. Problemem zaufania stał się obiektem zainteresowań także ekonomistów, a to głównie dzięki osiągnięciom ekonomii instytucjonalnej. Został on powiązany z dwiema ważnymi kategoriami współczesnej analizy ekonomicznej: kapitałem społecznym i kosztami transakcyjnymi.
Na szczęście, ekonomiści już jakiś czas temu odkryli, że oprócz kapitału materialnego (maszyn, narzędzi, budynków, środków transportu czy ziemi) niezwykle ważne znaczenie ma kapitał ludzki, a więc człowiek, jego motywacja, wykształcenie, zdrowotność itp.).
Jakiś czas później odkryli znaczenie kapitału społecznego, a więc tego, co tkwi w interakcjach międzyludzkich, w tym zaufanie. Zaufanie wyzwala bardzo duże zasoby rozwojowe: skłania ludzi do współdziałania i zmniejsza koszty transakcyjne, stanowiące obecnie dużą część kosztów gospodarowania. Te współzależności zwróciły uwagę ekonomistów w stronę kultury, jako instytucjonalnej tkanki warunkującej przebieg procesów gospodarczych. Trzeba pamiętać, że ekonomia jest nauką o człowieku w jego społecznym uwikłaniu, a nie nauką o rzeczach. Jeśli „człowiek jest kulturą”, to ekonomia musi być też nauką o kulturze, a więc nauką humanistyczną. Jerzy Wilkin
Jest to skrócona wersja artykułu, który ukaże się w książce Komitetu Prognoz PAN „Polska 2000 Plus” - Ekonomiczna pozycja Europy w świecie.
- Autor: red.
- Odsłon: 6893
26 stycznia 2011, w Krajowej Szkole Administracji Państwowej, w ramach forum Społeczeństwa Informacyjnego Trwałego Rozwoju, prof. Zdzisław Sadowski wygłosił wykład (także dla studentów KSAP) na temat społecznej gospodarki rynkowej a ustroju gospodarczego Polski.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 19
Jeśli chodzi o Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), każda osoba z Globalnej Północy jest warta dziewięciu osób z Globalnego Południa.
Obliczenia te otrzymujemy z danych MFW dotyczących siły głosu w organizacji w stosunku do populacji państw Globalnej Północy i Globalnego Południa. Każdemu państwu, w oparciu o jego „względną pozycję ekonomiczną”, jak sugeruje MFW, przyznawane jest prawo głosu w celu wyboru delegatów do zarządu wykonawczego MFW , który podejmuje wszystkie ważne decyzje organizacji. Krótki rzut oka na zarząd pokazuje, że Globalna Północ jest ogromnie nadreprezentowana w tej kluczowej instytucji wielostronnej dla zadłużonych krajów.
Stany Zjednoczone, na przykład, mają 16,49% głosów w zarządzie MFW, mimo że reprezentują tylko 4,22% światowej populacji. Ponieważ Statut MFW wymaga 85% głosów do wprowadzenia jakichkolwiek zmian, USA mają prawo weta w stosunku do decyzji MFW. W rezultacie, starsza kadra MFW podporządkowuje się każdej polityce rządu USA i, biorąc pod uwagę lokalizację organizacji w Waszyngtonie, często konsultuje się z Departamentem Skarbu USA w sprawie ram polityki i indywidualnych decyzji politycznych.
Na przykład w 2019 r., gdy rząd Stanów Zjednoczonych postanowił jednostronnie zaprzestać uznawania rządu Wenezueli, wywarł presję na MFW, aby poszedł w jego ślady. Wenezuela – jeden z członków założycieli MFW – zwróciła się do MFW o pomoc kilkakrotnie, spłaciła zaległe pożyczki MFW w 2007 r., a następnie postanowiła nie zwracać się już do MFW o krótkoterminową pomoc (w rzeczywistości rząd Wenezueli zobowiązał się zamiast tego do zbudowania Banku Południa, aby zapewnić pożyczki pomostowe zadłużonym krajom w przypadku niedoborów bilansu płatniczego). Jednak podczas pandemii Wenezuela, podobnie jak większość krajów, starała się wykorzystać swoje 5 miliardów dolarów rezerw w specjalnych prawach ciągnienia („walucie” MFW), do których miała dostęp w ramach globalnej inicjatywy funduszu zwiększającej płynność. Jednak MFW – pod presją ze strony USA – zdecydował się nie przekazywać pieniędzy. Nastąpiło to po wcześniejszym odrzuceniu wniosku Wenezueli o dostęp do 400 milionów dolarów ze specjalnych praw ciągnienia.
Chociaż USA stwierdziły, że prawdziwym prezydentem Wenezueli był Juan Guaidó, MFW nadal potwierdzał na swojej stronie internetowej, że przedstawicielem Wenezueli w MFW był Simón Alejandro Zerpa Delgado, ówczesny minister finansów w rządzie prezydenta Nicolása Maduro. Rzecznik MFW Raphael Anspach nie odpowiedział na wiadomość e-mail, którą wysłaliśmy w marcu 2020 r. w sprawie odmowy przyznania funduszy, chociaż opublikował oficjalne oświadczenie, że „zaangażowanie MFW w sprawy krajów członkowskich opiera się na oficjalnym uznaniu rządu przez społeczność międzynarodową”. Ponieważ „nie ma jasności” co do tego uznania, napisał Anspach, MFW nie zezwolił Wenezueli na dostęp do jej własnych kwot specjalnych praw ciągnienia w czasie pandemii. Następnie MFW nagle usunął nazwisko Zerpy ze swojej strony internetowej. Stało się to wyłącznie z powodu nacisków ze strony USA.
W 2023 r. w Nowym Banku Rozwoju (BRICS Bank) w Szanghaju w Chinach prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva zwrócił uwagę na „uduszenie” polityki MFW w odniesieniu do biedniejszych krajów. Mówiąc o przypadku Argentyny, Lula powiedział: „Żaden rząd nie może pracować z nożem przy gardle, ponieważ jest zadłużony. Banki muszą być cierpliwe i w razie potrzeby odnawiać umowy. Kiedy MFW lub jakikolwiek inny bank pożycza pieniądze krajowi Trzeciego Świata, ludzie czują, że mają prawo wydawać rozkazy i zarządzać finansami kraju – jakby kraje stały się zakładnikami tych, którzy pożyczają im pieniądze”.
Wszystkie rozmowy o demokracji rozpływają się, gdy mowa jest o rzeczywistej podstawie władzy na świecie: kontroli nad kapitałem. W zeszłym roku (2024 - przyp. red.) Oxfam wykazał , że „najbogatszy 1% świata posiada więcej bogactwa niż 95% ludzkości” i że „ponad jedna trzecia 50 największych korporacji świata – wartych 13,3 biliona dolarów – jest obecnie zarządzana przez miliardera lub ma miliardera jako głównego udziałowca”. Ponad tuzin z tych miliarderów zasiada obecnie w gabinecie prezydenta USA Donalda Trumpa; nie reprezentują już 1%, ale w rzeczywistości 0,0001% lub dziesięciotysięczny procent. W obecnym tempie, do końca tej dekady, świat będzie świadkiem pojawienia się pięciu bilionerów. To oni dominują w rządach i dlatego mają niezwykły wpływ na organizacje wielostronne.
W 1963 roku nigeryjski minister spraw zagranicznych Jaja Anucha Ndubuisi Wachuku wyraził swoją frustrację Organizacją Narodów Zjednoczonych i innymi organizacjami wielostronnymi. Państwa afrykańskie, jak powiedział , „nie mają prawa wyrażać swoich poglądów w żadnej konkretnej sprawie w ważnych organach Organizacji Narodów Zjednoczonych”. Żaden kraj afrykański – ani żaden kraj Ameryki Łacińskiej – nie miał stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.
W MFW i Banku Światowym żaden kraj afrykański nie mógł narzucać programu. W Organizacji Narodów Zjednoczonych Wachuku zapytał: „Czy nadal będziemy tylko chłopcami z werandy?”.
Chociaż MFW uwzględnił jedno dodatkowe krzesło dla przedstawiciela Afryki w 2024 roku, jest to dalekie od wystarczającego dla kontynentu, który ma więcej członków MFW (54 z 190 krajów) i więcej aktywnych programów pożyczkowych MFW niż jakikolwiek inny kontynent (46,8% od 2000 do 2023 roku), ale drugi najniższy udział głosów (6,5%) po Oceanii. Ameryka Północna, licząca dwóch członków, dysponuje 943 085 głosami, natomiast Afryka, mająca 54 członków, dysponuje 326 033 głosami.
W następstwie kryzysu finansowego z 2007 r. i na początku Trzeciego Wielkiego Kryzysu MFW postanowił rozpocząć proces reform. Motywacją do tej reformy było to, że gdy kraj zwrócił się do MFW o pożyczkę pomostową – co powinno być postrzegane jako bezstronne – ostatecznie zaszkodziło to temu krajowi na rynkach kapitałowych, ponieważ ubieganie się o pożyczkę wiązało się ze stygmatem słabych wyników. Następnie krajowi pożyczano pieniądze po wyższych stopach procentowych, co tylko pogłębiło kryzys, który w pierwszej kolejności zainicjował wniosek o pożyczkę pomostową.
Za tym problemem krył się głębszy problem: wszyscy dyrektorzy zarządzający MFW byli Europejczykami, co oznacza, że Globalne Południe nie miało żadnej obecności w wyższych szeregach kierownictwa MFW. Cała struktura głosowania w MFW uległa pogorszeniu, a głosy kwotowe (oparte na wielkości gospodarki i wkładzie finansowym w MFW) wzrosły pod względem skali, podczas gdy bardziej demokratyczne „głosy podstawowe” (jeden kraj, jeden głos) załamały się pod względem wpływu.
Te różne głosy są mierzone w dwóch formach: obliczonych udziałów kwotowych (CQS), które są ustalane według wzoru, oraz rzeczywistych udziałów kwotowych (AQS), które są ustalane w drodze negocjacji politycznych. Na przykład w obliczeniach z 2024 r. Chiny mają AQS na poziomie 6,39%, podczas gdy ich CQS wynosi 13,72%. Zwiększenie chińskiego AQS do poziomu CQS wymagałoby zmniejszenia udziału innych krajów, takich jak Stany Zjednoczone. Stany Zjednoczone mają AQS na poziomie 17,40%, który musiałby zostać zmniejszony do 14,94%, aby uwzględnić wzrost Chin. To zmniejszenie udziału USA osłabiłoby zatem ich prawo weta. Z tego powodu Stany Zjednoczone zniweczyły program reform MFW w 2014 r. W 2023 r. program reform MFW ponownie zawiódł .
Paulo Nogueira Batista Jr. był dyrektorem wykonawczym Brazylii i kilku innych krajów w MFW od 2007 do 2015 r., wiceprezesem Nowego Banku Rozwoju od 2015 do 2017 r. i jest współautorem międzynarodowego wydania wiodącego chińskiego czasopisma Wenhua Zongheng .
W ważnym artykule zatytułowanym A Way out for IMF Reform (czerwiec 2024 r.) Batista przedstawia siedmiopunktowy program reform dla MFW:
1. Złagodzić warunki udzielania pożyczek.
2. Obniż opłaty dodatkowe w przypadku pożyczek długoterminowych.
3. Wzmocnienie preferencyjnego udzielania pożyczek w celu wyeliminowania ubóstwa.
4. Zwiększenie ogólnych zasobów MFW.
5. Zwiększyć siłę głosów podstawowych, aby zapewnić biedniejszym narodom większą reprezentację.
6. Dajcie Afryce trzecie miejsce w zarządzie.
7. Utworzyć piąte stanowisko zastępcy dyrektora zarządzającego, które będzie obsadzane przez przedstawiciela biedniejszego kraju.
Jeśli Globalna Północ zignoruje takie podstawowe, rozsądne reformy, twierdzi Batista, „kraje rozwinięte staną się wówczas jedynymi właścicielami pustej instytucji”. Globalne Południe, przewiduje, opuści MFW i stworzy nowe instytucje pod egidą nowych platform, takich jak BRICS. W rzeczywistości takie instytucje są już budowane, takie jak BRICS Contingent Reserve Arrangement (CRA), które zostało utworzone w 2014 r. po nieudanej próbie reformy MFW. Ale CRA „pozostało w dużej mierze zamrożone”, pisze Batista.
Do czasu odwilży MFW jest jedyną instytucją, która zapewnia rodzaj finansowania niezbędnego dla biedniejszych krajów. Dlatego nawet postępowe rządy, takie jak ten na Sri Lance , gdzie odsetki stanowią 41% całkowitych wydatków w 2025 r., są zmuszone udać się do Waszyngtonu. Z kapeluszem w dłoni, uśmiechają się do Białego Domu w drodze do siedziby MFW.
Wijay Prashad
Vijay Prashad jest indyjskim historykiem, redaktorem i dziennikarzem, dyrektorem Tricontinental: Institute for Social Research , starszym pracownikiem naukowym w Chongyang Institute for Financial Studies , Renmin University of China. Napisał ponad 20 książek.