Informacje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3441
W Mądralinie, 26-27 marca 2014 odbyła się kolejna konferencja Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 Plus z cyklu „Zagrożenia globalne barierami rozwoju”.
Tym razem dotyczyła kryzysu intelektualnego („Rewolucja informacyjna a kryzys intelektualny”), który – o ile rzeczywiście istnieje (np. według prof. Lecha Zachera – jest tylko w naszej głowie) – być może jest spowodowany przez rewolucję informacyjną. Problem ten rozważało duże grono specjalistów z różnych obszarów nauk: od filozofów i socjologów poczynając, na przedstawicielach nauk technicznych kończąc.
Prof. Jerzy Kleer, otwierając konferencję zauważył, iż to, co się dzieje na świecie jest słabo wytłumaczalne (albo wcale) przy pomocy istniejących teorii. (Prof. Roman Galar uważa, że nie dysponujemy intelektem pozwalającym ogarnąć rzeczywistość.)
Niewątpliwie świat znalazł się w przesileniu cywilizacyjnym, o czym świadczą takie rodzące konflikty zjawiska, jak np. zastępowanie kapitału produkcji kapitałem wiedzy, zmiana roli PKB i struktury zatrudnienia, tworzenie mega miast, czy rozwój imitacyjny w skali świata. Brak opisu tych zmian (bo posługujemy się tradycyjnymi teoriami), czy niemożność przewidzenia tego, co nas czeka (także z tego powodu, że narzędzia rewolucji informacyjnej pozwalają manipulować informacją, czy ją zawłaszczać), to wymowne cechy kryzysu intelektualnego. Np. ekonomia nie reaguje na nierównomierny podział dochodów, destrukcję przestrzeni publicznej, rozerwanie więzi między gospodarką realną a wirtualną, marnotrawstwo zasobów, w tym – pracy (prawdopodobnie ok. 1/3 zasobów ludzkich jest niewykorzystane), nie potrafi też rozwiązać jednolitości reguł gry na rynku światowym.
Ale czy do kryzysu intelektualnego przyczynia się rewolucja informacyjna, skoro stworzyła ona dogodne warunki dla edukacji, upowszechnienia informacji i licznych wygodnych dla ludzi rozwiązań jak np. Internet? A może tylko ekonomia przeżywa kryzys intelektualny? Na tym polu pojawiły się jednak nowe nurty badawcze jak ekonomia instytucjonalna, behawioralna i inne, co nie świadczy o uwiądzie tej nauki. Jednak problemem ekonomii jest ciągle dominujący w niej nurt neoliberalny, który ogarnął nie tylko umysły naukowców, ale i praktyków gospodarczych i odbija się negatywnie na społeczeństwach. Kryzys światowy dobitnie pokazał, że ten kierunek, jakiemu hołduje współczesna ekonomia spowodował jej upadek, choćby wskutek oderwania tej nauki od podstaw społeczno-kulturowych.
Czy jednak mamy do czynienia z kryzysem intelektualnym, czy może tylko przełomem – dyskutanci w swych ocenach byli podzieleni (np. dr Dominik Batorski uważa, że mówienie o kryzysie jest nieuprawnione, bo wszystko to, co się dzieje było wcześniej, teraz tylko dzieje się szybciej).
Prof. Andrzej Wierzbicki przychylił się do poglądu, iż występuje kryzys rozumienia świata, czyli kryzys poznawczy i dotyczy on także fachowców. Ekonomiści nie potrafią powiedzieć jak zmodyfikować swoje klasyczne teorie, aby były one adekwatne do rewolucji informacyjnej, socjolodzy nie dostrzegają jak rozpada się klasyczna struktura społeczna (automatyzacja i robotyzacja spowodują koniec pracy), informatycy nie dostrzegają jak człowiek staje się uzależniony od rozwiązań sieciowych. To zagubienie widoczne jest w kryzysie epistemologicznym, który wyraża się rozpadem starej wiedzy.
Rozeszły się też drogi nauk społecznych i humanistycznych z naukami ścisłymi i technicznymi. Nauki społeczne i humanistyczne uległy modzie relatywizmu i postmodernizmu, nauki ścisłe i przyrodnicze pozostają paradygmatyczne, stosują teorie wzorcowe jako punkt odniesienia, podstawę oceny prawdziwości nowych osiągnięć. Nauki techniczne w tych warunkach wypracowały własną episteme, pragmatyczną, choć zdają sobie sprawę z nieosiągalności wiedzy w pełni obiektywnej. Jednak po rewolucji informacyjnej niezbędne jest stworzenie episteme wspólnej dla wszystkich nauk, pozwalającej na zrozumienie nowego świata. Także nowego społeczeństwa, nazwanego „społeczeństwem spektaklu”, które ukształtowała telewizja i Internet, i które może generować zagrożenia ładu światowego. Być może trzeba ponownie ograniczyć kapitalizm (co już w historii było, kiedy wprowadzono 8-godzinny dzień pracy), aby uniknąć niebezpieczeństwa wynikającego z zagrożeń świata, nawet – samozagłady naszej cywilizacji.
Część uczestników konferencji skupiła się nie tyle na rozważaniach istnienia, bądź nieistnienia, kryzysu intelektualnego, co na zagrożeniach, jakie niesie rewolucja informacyjna. Tego głównie dotyczyło wystąpienie prof. Lecha Zachera, który przedstawił konsekwencje rewolucji informacyjnej - radykalne, głębokie i gwałtowne przerwanie ciągłości dotychczasowych procesów cywilizacyjno-kulturowych, nieadekwatność tradycyjnych instytucji społecznych, zmianę układów władzy i wpływów, upadek tradycyjnych autorytetów, powstanie nowej gospodarki i nowego społeczeństwa. Rewolucja oznacza zmianę wyobraźni i mentalności ludzi, i ma wymiar generacyjny. Jej twórcy oraz użytkownicy mający stosowną wiedzę informatyczną i informacyjną określają przyszłość nie tylko sieci, ale i świata. Niestety, nie umiemy pewnych zjawisk zdiagnozować, ani im przeciwdziałać, gdyż edukacja za tymi zmianami nie nadąża.
Wątek ten rozwinął prof. Julian Auleytner, przedstawiając zagrożenia, jakie już są widoczne w cyberprzestrzeni, z której korzysta dziś elita władzy i pieniądza do załatwiania swoich interesów, manipulując jednostką i grupą w mikro- i makroskali. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie zostały osłabione więzi pokoleniowe, skutkujące zagubieniem osoby ludzkiej. A będzie się ono powiększać, gdyż narastająca liczba zagrożeń cyberprzestrzeni osłabia zdolność do kreatywnego myślenia i prowadzi do cyfrowej gettyzacji. W dodatku nie mamy od kogo uczyć się o tych zagrożeniach. Możliwe, że jest to spowodowane brakiem utopii, charakterystycznych dla minionych czasów (podkreślał ich potrzebę – jako źródła wolności - także dr Waldemar Czajkowski)
Wszystkie sesje zdominowały jednak wystąpienia dotyczące kryzysu intelektualnego, przepowiedzianego w jednym z raportów Klubu Rzymskiego jako nieuchronność globalizacji.
Dr Krzysztof Wielecki dowodził, iż kryzys, jako punkt zwrotny, nie musi oznaczać katastrofy, jednak bez nauki możemy sobie z nim nie poradzić. Taki kryzys jak obecny, w historii świata zdarzył się bowiem 2-3 razy. Są to b. dynamiczne procesy i nauka oraz kultura nie są w stanie tym zmianom towarzyszyć, stając się niekiedy tych procesów ofiarą. Kryzys cywilizacyjny jest zapowiadany od 60 lat, ale ciągle problemem jest wiedza o jego naturze i sposobie zachowania się w nim. Nauka jest w tym względzie dość bezradna, np. socjologia – będąca też w kryzysie - zajmuje się sama sobą. Wiadomo, że każdy kryzys daje nowe możliwości, ale najpierw trzeba go przeżyć. Przedsiębiorstwo może bowiem zbankrutować, ale trudno to odnieść do ludzkości.
Z kolei o skutkach rewolucji informacyjnej dla sfery wartości mówiła prof. Maria Szyszkowska, zauważając, iż do niedawna człowiek żył w zgodzie ze światem przyrody, kultury, ideałów. Teraz nastąpiła radykalna zmiana - świat ideałów jest wyśmiewany i pomijany. Wartości wyższe od ok. 50 lat są zastępowane użytecznymi. W kulturze zaczął dominować amerykański pragmatyzm nastawiony na zaspokajanie potrzeb jednostki, nie społeczeństwa - jest to odwrotność sposobu myślenia właściwego Europie. Kultura obrazkowa osłabiła wyobraźnię – niedoceniony składnik życia człowieka. Ale skoro ceni się wolność, to trzeba cenić i wyobraźnię: bo w jaki sposób tę wolność sobie zbudujemy?
Sprzeczności logicznych jest więcej: ponoć chcemy mieć społeczeństwo pluralistyczne, ale je ujednolicamy, tępiąc indywidualizm, ekscentryczności nie wspominając. Kształtuje się świadomość pod naciskiem tego, co przeciętne, liczy się tylko opłacalność, oglądalność.
Tymczasem osłabienie wyobraźni, to osłabienie dróg rozwoju nauki, zmniejszenie ciekawości poznawczej i złudne poczucie potęgi człowieka.
W czasach rewolucji informacyjnej zanika też wartość dialogu – cenione są kontakty poprzez maszynę. Szybkość uzyskiwania informacji, owszem jest imponująca, ale też skutkuje lenistwem i wygodnictwem.
Zalew informacji – często spreparowanych i odwracających uwagę od istotnych spraw – osłabia dążenie człowieka do poznania istoty zjawisk. (prof. Galar zauważył, iż nawet częściej zamiast kontaktów jest bezmyślne gapienie się w ekran czy monitor jako substytut kontaktu z rzeczywistością).
Rewolucja informacyjna doprowadziła do globalizacji, ale na bardzo niskim poziomie – biologicznym. Globalizacja, o której pisali już stoicy, miała polegać na łączeniu ludzi w oparciu o wartości. Tymczasem obecna globalizacja ludzi dzieli – są to podziały rasowe, ekonomiczne, polityczne. Ta rewolucja prowadzi do zapomnienia o ideałach, zatem i do kryzysu intelektualnego. Tymczasem człowiek stanowi jedność psychofizyczną.
Kryzys intelektualny przejawia się w dominacji niższych wartości, niedorozwoju ideałów, zubożeniem wyobraźni i rozproszeniu. Niszczone jest prawo do samotności – możliwości rozmowy jednostki ze sobą, nie uleganie rewolucji informacyjnej, która doprowadziła do zaniku wartości mądrości. Mamy deprecjację mądrości i ludzi starszych, najważniejsze miejsce zajmują dzieci. To miałkość nowej kultury, spłaszczenie społeczeństwa, uczenie braku odwagi (kultura wirtualna).
Wszystkie wystąpienia panelistów ukażą się w kolejnym tomie Komitetu Prognoz PAN.
Anna Leszkowska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1309
Aż trudno uwierzyć, że u progu XXI wieku w środku Europy policja cenzuruje debaty naukowe. Na razie zdarzyło się to w Pobierowie, gdzie Uniwersytet Szczeciński zorganizował konferencję naukową dotyczącą dorobku Karola Marksa – filozofa, którego 200 rocznicę urodzin obchodził cały świat, a którego postać jest w Polsce z powodów ideologicznych znienawidzona. Jeśli takie działania są zwiastunem dobrej zmiany w nauce, to lament nad jej poziomem przez władze państwa jest wyłącznie laniem krokodylich łez.
Poniżej zamieszczamy dwa oświadczenia organizatorów w tej sprawie.(red.)
Oświadczenie prof. Jerzego Kochana w sprawie naruszania wolności badań naukowych
Jako organizator konferencji naukowej „Karol Marks 1818-2018” i redaktor naczelny czasopisma naukowego „Nowa Krytyka” pragnę stwierdzić, że wizyta funkcjonariuszy policji na konferencji oraz oświadczenie tychże, że mają za zadanie stwierdzić, czy obrady konferencji nie są sprzeczne z polskim prawem i konstytucją, a także z tzw. ustawą o IPN, same w sobie są już łamaniem prawa i Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.
Próba oceny treści merytorycznej konferencji naukowej przez policję i jej bezpośrednia ingerencja w przebieg tejże wywołują we mnie głęboki smutek. Ani uniwersytetom, ani samej nauce asysta policji nie sprzyja, a swoboda prowadzenia badań i sporów naukowych to jeden z cywilizacyjnych fundamentów tak demokratycznej Polski, jak i całej demokratycznej Europy oraz świata.
To dobrze, że działający z polecenia prokuratury policjanci – po stanowczym stwierdzeniu przeze mnie, że badania naukowe są konstytucyjnie wolne i w związku z tym nie mogą być „sprawdzane” przez uzbrojone służby mundurowe, a my, jako naukowcy, możemy badać to, co uważamy za warte badania – zgodzili się ze mną i po uprzednim wylegitymowaniu mnie opuścili teren uniwersyteckiego ośrodka.
Jest jednak dla mnie sprawą oczywistą, że o tych prostych regulacjach prawnych wiedzą nie tylko policjanci, lecz wie o nich także sama polska prokuratura.
Nasza konferencja stanowi przy tym kolejną edycję trwającego już od 2010 roku cyklu konferencji naukowych, który od lat przyciąga naukowców z całej Polski. W Pobierowie obecni byli profesorowie, doktorzy, doktoranci i studenci z ośrodków naukowych całej Polski: od Uniwersytetu Warszawskiego po Uniwersytet im Adama Mickiewicza w Poznaniu czy Uniwersytet Szczeciński.
Interwencja policji to dla nas ogromny szok. Czujemy, że zagrożone są w tej chwili nie tylko nasze prawa dotyczące działalności naukowej, ale także elementarne wręcz swobody obywatelskie. Działanie służb mundurowych odbieramy jako próbę zastraszenia środowiska naukowego i próbę uwikłania nas w porządek polityczny, który stoi w całkowitej sprzeczności z wartościami takimi jak wolność słowa czy swoboda uprawiania pracy naukowej. To zapowiedź świata pod dyktaturą, która manifestacyjnie i bez żadnego strachu posługuje się policją w celu ingerencji w naukę czy kulturę. Należy zadać pytanie, na jakim szczeblu zapadają te godzące w suwerenność akademii decyzje i komu lub czemu mają one służyć.
Z perspektywy interesu narodowego i pozycji naszego kraju w nowoczesnym świecie nie ulega wątpliwości, że tego typu politycznie motywowane interwencje tylko oddalają nas od ścieżki cywilizacyjnego postępu. Mam głęboką nadzieję, że wiele osób rozumie i podziela moje poglądy. Apeluję więc do wszystkich o wsparcie i obywatelską aktywność na rzecz obrony wolności nauki.
Nie przestraszymy się ani tego rodzaju nacisków, ani represji. Wspólnie będziemy bronić wolności badań naukowych, wolności słowa i samego uniwersytetu jako miejsca poszukiwania prawdy, piękna i sprawiedliwości.
dr hab. Jerzy Kochan, prof. US
organizator konferencji „Karol Marks 1818-2018”
redaktor naczelny czasopisma naukowego „Nowa Krytyka”
http://www.usz.edu.pl/aktualnosci/1734-oswiadczenie-prof-jerzego-kochana-w-sprawie-naruszania-wolnosci-badan-naukowych
Oświadczenie Uniwersytetu Szczecińskiego
W związku z interwencją policji podczas konferencji naukowej z cyklu „Filozoficzne źródła nowoczesnej Europy” organizowanej w tym roku pod hasłem „Karol Marks 1818-2018” w Ośrodku Konferencyjnym Uniwersytetu Szczecińskiego w Pobierowie w dniu 11 maja 2018 roku, nieuprawnioną i naruszającą art. 227 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, poprzez brak uzyskania pozwolenia rektora na interwencję służb na terenie uczelni czy choćby brak poinformowania rektora o planowanej interwencji - Rektor Uniwersytetu Szczecińskiego wystąpi do odpowiednich służb z wnioskiem o wyjaśnienie okoliczności interwencji.
Należy podkreślić, iż ogólnopolskie naukowe konferencje realizowane przez Instytut Filozofii US, odbywają się w Pobierowie cyklicznie od 2010 roku, a samo czasopismo uniwersyteckie "Nowa Krytyka", będące współorganizatorem przedsięwzięcia, wydawane jest od ponad 25 lat, a jego numery, podobnie jak programy konferencyjne, są ogólnodostępne w Internecie.
Za zaistniałą sytuację zarówno rektora uczelni, jak i organizatorów konferencji, przeprosił Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji.
- Autor: red.
- Odsłon: 4945
- Autor: Ewa Łętowska
- Odsłon: 3515
Publikujemy list otwarty prof. Ewy Łętowskiej do przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej przy Ministerstwie Sprawiedliwości, prof. Piotra Hofmańskiego .
Warszawa, 13 stycznia 2014 r.
Szanowny Panie Profesorze,
Dziękuję za zaproszenie na spotkanie w dniu 21 stycznia, na którym – jak Pan pisze w liście do mnie z 3 stycznia – „Komisja miałaby szanse przedstawienia wstępnych założeń nowelizacji przepisów o przestępstwach przeciwko życiu i zdrowiu przygotowanych przez Komisję poprzedniej kadencji (kierował nią prof. A. Zoll). Żadnych konsultacji dotąd nie było, albowiem nie powstał jeszcze nawet projekt. Mamy tylko stanowisko Komisji, które może (ale wcale nie musi) być podstawą projektu rządowego. Mamy też głosy świętego oburzenia z różnych stron, które wyrażane są - najwyraźniej - bez lektury założeń. Uznaliśmy przeto za stosowne przedstawienie szerszemu kręgowi odbiorców istoty propozycji i umożliwienie dyskusji na ich temat. Nie jest to konferencja karnistyczna, przeciwnie: karników będzie niewielu (przede wszystkim feministycznie nastawione panie-karniczki), za to spodziewamy się dyskusji z lekarzami, bioetykami, genetykami, przedstawicielami środowisk feministycznych, itd.”
Z udziału w tej konferencji postanowiłam ostatecznie zrezygnować. Zrobiłam to po lekturze projektu i po obserwacji tego, jak konferencja jest organizowana oraz po lekturze poglądów upublicznionych w mediach i na stronie MS (komunikat z 17 grudnia).
A oto przyczyny:
Nie wiedząc, jaki jest status konferencji (naukowa czy prezentacja stanowiska Komisji jako organu pomocniczego MS i jaki charakter ma to stanowisko: definitywny czy wstępny) – wprost zapytałam. Odpowiedział Pan, że to prezentacja poglądów Komisji, w postaci „wstępnych założeń”. Do mnie (i w ogóle do opinii publicznej) dotarł jednak dokument w postaci artykułowanego, gotowego projektu. To sugeruje, że Komisja przestawiła MS – tak jak to zresztą wynika z jej regulaminu – po prostu gotowy projekt legislacyjny zmian k.k. Komisja Kodyfikacyjna zgodnie bowiem z jej statusem przygotowuje projekty dla resortu i rządu. I takim właśnie projektem jest dokument, o który chodzi, który sobie wydrukowałam i oczywiście przeczytałam. Nawet jeśli wedle Komisji to są wstępne założenia, to forma ich prezentacji wprawia w konfuzję. Sugeruje bowiem co innego, niż to, co wynika z Pana informacji.
W ramach swych prac Komisja (tak to wynika z jej regulaminu) może przeprowadzać konsultacje. Należałoby oczekiwać, że te konsultacje będą tym bardziej reprezentatywne i wszechstronne, z im bardziej radykalnymi propozycjami Komisja występuje. Komisja wystąpiła z projektami bardzo radykalnego zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych, dokonanym przy okazji wielu różnych zmian k.k.
Istota zmian w zakresie prawa antyaborcyjnego dotyczy zaostrzenia ochrony płodu/dziecka nienarodzonego (bo określenie „dziecko poczęte” jest lapsusem językowym i logicznym).
Kodeks karny w pierwotnej wersji w ogóle nie przewidywał karania kobiety. Chronił jej wolność przed niechcianą aborcją, a semantycznie nie używał terminologii sugerującej utożsamienie spędzenia płodu i zabójstwa, co występuje w projekcie, idącym nota bene dalej niż Kodeks Kanoniczny (kanony 1397 i 1398, gdzie się rozróżnia między zabójstwem i spędzeniem płodu wyraźnie tak nazwanym). Terminologia użyta w projekcie k.k. jest zabiegiem erystyczno-semantycznym oswajającym prawników i społeczeństwo z akceptacją karania kobiet (skoro ma dochodzić do zabójstwa).
Zmiany były tu stopniowe i dokonywały się na drodze semantycznej (w 1999 r. utożsamienie płodu i dziecka poprzez wprowadzenie postaci zabójstwa w art. 157 a, który jednak wyłączał karalność matki). Projekt już wprowadza karalność kobiety ciężarnej za zabójstwo dziecka, i to także w wypadku poronienia będącego skutkiem działań ryzykownych samej kobiety, o ile chodzi o dziecko zdolne do życia poza organizmem matki i gdy matce można przypisać winę umyślną (zamiar ewentualny jest tu granicą – tak wywiad z A. Zollem, w „GW”. z 17 grudnia 2013 r.). Królowa Bona, która w 1527 r. wybrała się na tragicznie zakończone (także dla trwałości dynastii, ponieważ urodzone przedwcześnie i zmarłe dziecko było płci męskiej) łowy konne, jest przykładem sytuacji, gdy prokurator musiałby zastanawiać się nad kwalifikacją winy królowej: już dolus eventualis czy jeszcze lekkomyślność. W każdym razie postępowanie karne z pewnością musiałoby być wdrożone.
Projekt zmian w k.k. przynosi zmianę radykalną karalności kobiet, które w ten sposób obarcza się penalnym ryzykiem utrzymania ciąży. Oczywiście nie każde tragicznie zakończone późne poronienie czy przedwczesny poród spowoduje ukaranie kobiety. Z pewnością należy się spodziewać efektu mrożącego i konieczności tłumaczenia się kobiety, niezbędnego do oceny stopnia winy przy podejmowaniu działań uznawanych za ryzykowne. Np. Maria Skłodowska-Curie urodziła córkę, na szczęście żywą, przedwcześnie, w wyniku wycieczki rowerowej. Prokuratura jest konformistyczna i niektórych rzeczy nie chce widzieć, a niekiedy stosuje excès du zèle, zależy, skąd wiatr wieje. Wprowadzenie takiej zmiany wyraźnie wskazuje kierunek wiatru.
Na tym nie koniec w zarządzaniu strachem wobec kobiet. Postęp medycyny coraz dalej „wstecz” przesuwa granice zdolności utrzymania dziecka przy życiu poza organizmem matki. Kobieta staje się zatem także zakładniczką tego postępu medycyny, wpływającego poszerzanie granicy jej odpowiedzialności karnej i grożącego ryzyka odpowiedzialności. To bardzo drastyczna zmiana prawa przewidziana w projekcie i dotyczy – z natury rzeczy – tylko kobiet.
Nie rozumiem, jak można w takiej sytuacji, bez stosownych konsultacji jeszcze na etapie wstępnym – prezentować publicznie stanowisko w postaci artykułowanego projektu „pakietowego”, przygotowanego przez Komisję, która musiała chyba zdawać sobie sprawę z własnej niereprezentatywności z uwagi na płeć. Jest to w tym wypadku szczególnie rażące, skoro zaostrzenie karania ma dotyczyć wyłącznie kobiet. W liście do mnie z 6 stycznia pisze Pan: „Komisja nie prowadzi prac za zamkniętymi drzwiami. Umożliwiamy każdemu wypowiedzenie się w analizowanych przez nas kwestiach na stronie Komisji, a ponadto zapraszamy na obrady gości z różnych środowisk (np. rozmawialiśmy z profesorem genetyki na temat tzw. przestępstw aborcyjnych). Zorganizowaliśmy także konferencję karnistyczną, na której dyskutowane były (lub mogły być) wszystkie aspekty pracy nad wstępnym projektem”. Wynika stąd, że:
- żadnych szerzej zakrojonych konsultacji dotychczas nie było;
- w szczególności – mimo że regulamin Komisji na to zezwala i to przewiduje – nie było analizy, czy istniejące instrumenty wpływu na orzecznictwo nie mogłyby usunąć części błędów praktyki orzeczniczej, skoro one miały być przyczyną zmian;
- skład Komisji jest niereprezentatywny;
- szczególnym zgrzytem „genderowym” (używam tego terminu celowo) jest okoliczność, że przewidując obecnie udział karników, oddzielnie wymienia Pan „feministycznie nastawione panie-karniczki”. Obawiam się, że – niezależnie od feministycznego lub niefeministycznego nastawienia wszystkie panie-karniczki mogą czuć się co najmniej nieswojo;
- atmosfera dyskusji – której otwarcia Komisja, wedle słów swego dawnego przewodniczącego, „się nie obawia“ (cytowany wywiad A. Zolla), jest bardzo zła. I szkoda, skoro Komisja chciała otwarcia dyskusji, że jej po prostu nie przygotowano. Przecież projekt nie miał uzasadnienia (dopiero teraz ten brak się nadrabia). Zwłaszcza ciekawe byłoby poznać dane dotyczące orzecznictwa, warunków i możliwości jego ukształtowania oraz statystyki sytuacji spowodowania uszkodzenia czy śmierci płodu przez lekarzy na skutek (dotychczas niekaranych) interwencji medycznych w ostatnich stadiach ciąży, co obecnie zamierza się karalnością jednak objąć. Bo taki jest główny motyw wprowadzenia zmian, więc chyba to badano.
Uważam, że sposób przygotowania i przedstawienia projektu jest arogancki. Być może sama Komisja nie dostrzega tego faktu, wynikającego z jej niereprezentatywności i braku konsultacji, przy jednoczesnym radykalizmie postulatów. To jednak uzasadnia podejrzenie, że Komisja reprezentuje przedstawicieli jednego światopoglądu i to w wersji radykalnej (vide terminologia i systematyka Kodeksu Kanonicznego). Być może tak nie jest, ale takie wrażenie powstaje, sądząc po treści projektu i sposobie jego prezentacji.
We wszelkich pracach ciał pomocniczych afiliowanych przy organach państwowych istnieje niebezpieczeństwo zdominowania prac zewnętrznych, kolegialnych ciał eksperckich przez element urzędniczo- obsługowy, który w rzeczywistości steruje tymi pracami. Ostatnie publikacje wypowiedzi wiceministra sprawiedliwości odpowiedzialnego za prace nad projektem i uczestniczącego w pracach KK, a zwłaszcza jego wypowiedzi na temat jego interpretacji aksjologii konstytucyjnej (wnioskuję z cytatów podawanych przez media, nie z opisu poglądów), nie pozostają w zgodzie z zasadą neutralności światopoglądowej służby publicznej. To przekonuje mnie, że rację miał L. Gardocki, twierdząc, że projekt radykalnego zaostrzenia odpowiedzialności kobiet za aborcje, idący dalej niż Kodeks Kanoniczny, był przemyślaną próbą strategii zajętego pola przez jedną opcję ideową.
Wreszcie ostatnia kwestia. Projekt bardzo mocno angażuje się (poprzez zaostrzenie odpowiedzialności karnej ciężarnej kobiety i lekarza) w ochronę płodu w ostatnich dwóch trymestrach ciąży.
Groźba karnej odpowiedzialności musi wywołać kolejny efekt mrożący, hamując nie tylko prenatalistykę, ale i leczenie kobiet w ciąży w ogóle, jeżeli miałoby to sie wiązać ze wzrostem ryzyka odpowiedzialności, choćby w postaci „tłumaczenia się“ przed prokuratorem.
Projekt (nawet dostępne obecnie, ex post, uzasadnienie) nie przekonuje, jakoby kwestia ta była jakoś analizowana (przy pomocy jakich narzędzi) w toku prac Komisji. Efekt mrożący jest realny, wobec notoryjnie znanego oportunizmu społecznego, nieomijającego środowisk lekarskich i prawniczych. Krytycznie zaś nadto należy ocenić stanowisko prawników, którzy proponując jakieś rozwiązania, nawet konstrukcyjnie dające się tłumaczyć, sądzą, że praktyka ukształtuje się zgodnie z założeniami, jakie sami przyjmują w przepisach, w związku z czym lekceważą możliwość wystąpienia negatywnych, niepożądanych skutków ubocznych. Jest to jednostronność w operowaniu prawem, gdzie dostrzega sie tylko tekst, konstrukcję powinnościową, bez refleksji nad uwarunkowaniami społecznie efektywnego oddziaływania prawa, i to także w niepożądanym kierunku.
Biorąc to wszystko pod uwagę dochodzę do wniosku, że moja obecność na konferencji w dniu 21 stycznia byłaby jedynie legitymizowaniem dokumentu, który wobec wycofania zainteresowania rządu – po prostu nie istnieje. Jeżeli zaś miałaby to być konferencja naukowa, to nie rozumiem dlaczego organizuje ją Komisja. Mam podejrzenia (jeśli niesłuszne, to trudno, ale okoliczności do tego skłaniają), że konferencja służy spóźnionej legitymizacji nieudanego przedsięwzięcia. A w tym nie chciałabym uczestniczyć.
Prof. dr Ewa Łętowska
Wytłuszczenia w tekście pochodzą od Redakcji.