Nauka i sztuka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1268
W Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku (oddział w Nowym Porcie) od 9.08. do 4.10.19 można oglądać wystawę prac Zbigniewa Oksiuty "Studiolo. Kosmiczne ogrody"* - eksperymentalną przestrzeń do badań i hodowli roślin w nietypowych warunkach.
Rośliny i tkanki roślinne będą hodowane w sterylnym środowisku i poddane zmiennym wpływom grawitacji, światła i hormonów w celu uzyskania masy roślinnej o nowych funkcjach i niespotykanych w naturze formach i kształtach.
Wystawa – zorganizowana we współpracy z Międzyuczelnianym Wydziałem Biotechnologii UG i GUMed. - jest częścią organizowanego od kilku lat cyklu "Art and Science Meeting".
Jak pisze Artysta – „Na naszych oczach w ciągu zaledwie kilku pokoleń dokonano odkryć, które całkowicie zmienią naszą przyszłość. Zapoczątkowane pod koniec XIX wieku badania nad językiem digitalnym eksplodowały rozwojem technologii cyfrowych i doprowadziły do stworzenia komputera.
W latach 50. odkrycie podwójnej spirali DNA umożliwiło dostęp do języka biologicznego. Zaczynamy rozumieć mechanizmy dziedziczności i odkrywamy wiedzę, która umożliwi nam wpływanie na jej procesy.
Te odkrycia ujawniają jedność języka digitalnego z językiem biologicznym i otwierają nieznane dotąd możliwości. Wkroczyliśmy w epokę biologii syntetycznej.
„Gdyby poproszono mnie o podsumowanie genetyki molekularnej jednym słowem, wybrałbym cyfrowy” – pisze Richard Dawkins. Kod genetyczny jest naprawdę cyfrowy w dokładnie tym samym znaczeniu, co kody komputerowe, a „Życie to bity, bity i bity informacji cyfrowej” .
Naturalna ewolucja przekształca się w ewolucję technologiczną, która zachodzi z ogromną prędkością.
Po raz pierwszy od milionów lat żywe systemy rodzą się in vitro w sztucznych warunkach laboratoryjnych. Są jednocześnie naturalne i syntetyczne. Zrozumieliśmy, że „przemiany informacji, a nie energii są głównym budulcem rzeczywistości”. Zaczęliśmy inaczej patrzeć na materię. Komputer odkrył biologię na nowo.
Te obserwacje zmieniły nasz stosunek do materii. Człowiek nie jest już jedynym wielkim twórcą, który jak dotąd przy pomocy ogromnej ilości energii nadawał materii sens i „unosił ją na wzniosłe wyżyny sztuki”.
Materia biologiczna jako nośnik informacji ujawnia własną kreatywność i pokazuje, że materia i informacja stanowią nierozłączną całość, że materia jest pełna twórczej energii i zdolna do kompleksowych, samoorganizujących się rozwiązań.
Jak dotąd, koncentrowaliśmy się na budowaniu trwałych konstrukcji w przekonaniu, że takie struktury są gwarantem stabilności. Teraz zdajemy sobie sprawę, że nie trwałe formy, ale dynamiczne procesy najlepiej opisują stabilność, a forma to tylko przekrój przez strumień procesów.
Szczególnie materia ciekła i żelująca jest podstawą kompleksowych systemów informacyjnych. Ciecze są synonimem dynamiki, stanowią samokształtujący się stan materii, który pozwala na procesy samoorganizacji, oraz jedyny stan, umożliwiający życie takie, jakie znamy.
Aby w pełni zrozumieć taką materię i móc jej użyć, konieczne są nowe technologie, które uniezależniają ją od oddziaływania głównej siły, jaką jest grawitacja.
W środowisku dokumentowane są przykłady naturalnych technik genetycznych uruchamianych poprzez drobnoustroje, których konsekwencją jest zachwianie naturalnych zasad rozwoju, co wywołuje anomalie i deformacje morfologiczne.
W normalnym rozwoju rośliny siła grawitacji już przy pierwszym podziale zarodka aktywuje powstanie wertykalnej osi, na której dolnym końcu później wyrasta korzeń, zaś na górnym pęd. To biegunowe zróżnicowanie decyduje o pionowym wyglądzie roślin i drzew. Zachwianie tego porządku i niekontrolowany rozwój komórek mogą wywołać hormonalne i genetyczne ingerencje mikroorganizmów takich jak bakterie, wirusy i grzyby.
W takim przypadku niezdefiniowane komórki uniezależniają się od działania grawitacji. Nie przestrzegając liniowej polaryzacji, rozwijają się bez wewnętrznej kontroli i tworzą trójwymiarowe amorficzne skupiska – narośle i kalusy.
Badania i eksperymenty, nad którymi pracuję, koncentrują się na potencjale, jaki kryje się w anomaliach biologicznych w warunkach, kiedy uniwersalny bodziec zewnętrzny (siła grawitacji) i immanentne zasady rozwoju (korelacja, różnicowanie komórek) przestają odgrywać rolę.
Projekt bada możliwość hodowli in vitro form i kształtów roślinnych nieznanych w naturze. W ramach badań prowadzone są studia fizjologii roślin poddanych kontrolowanym warunkom środowiskowym w laboratorium, zaś cel stanowią hodowle roślinnych membran i pęcherzy jako samożywnych organizmów. Nadanie niekontrolowanym procesom struktury przestrzennej umożliwiłoby rozwój nowych form roślinnych".
Zbigniew Oksiuta jest jednym z pionierów sztuki bioart w Polsce. Swoje działania z pogranicza sztuki i nauki rozpoczął w latach 90-tych.
W latach 1970-78 studiował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Był założycielem Centrum Badań Teatralnych i Ekologicznych w Jeleniej Górze, które prowadził w latach 1979-81. W 2004 r. reprezentował Polskę na Biennale Architektury w Wenecji.
Od 10 lat Oksiuta poszukuje możliwości stworzenia nowego rodzaju biologicznego habitatu, który w sposób organiczny i dynamiczny mógłby się przystosowywać do takich warunków, gdzie nie działa siła grawitacji (biosfera lub przestrzeń kosmiczna). W roku 2003 przedstawił projekt badawczy Spatium Gelatum (Zastygła przestrzeń) realizowany z różnymi instytucjami, m.in. z Niemieckim Centrum Badania Przestrzeni Kosmicznej. Materiał ten powstawał na pograniczu sztuki, architektury, prac naukowych i przemysłowych testów, i był prezentowany w galeriach w formie obiektów i filmów tworzonych przy współpracy z muzykami, designerami i twórcami animacji komputerowych.
http://www.laznia.pl/wystawy/zbigniew-oksiuta-studiolo-kosmiczne-ogrody-332/
*Studiolo (z włoskiego) oznacza małe studio, gabinet, który służy do nauki, doświadczeń i badań. Zyskało popularność w dobie renesansu, jednak wywodzi się ze średniowiecza, kiedy tak określano przestrzeń do eksperymentów alchemicznych. W tym znaczeniu studiolo jest zalążkiem współczesnego laboratorium.
O Artyście pisaliśmy w nr. 11/07 SN – Hodowle przestrzeni
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 769
Do 20.03.2022 w krakowskim Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie – MOCAK – można oglądać wystawę pn. Artysta jest obecny.
Wystawa Artysta jest obecny to prezentacja strategii artystycznych opartych na użyciu przez twórcę własnego ciała jako środka wyrazu i źródła symboli. Podstawowym polem tego działania jest autoportret. Dalej – badanie wytrzymałości ciała, jego atrakcyjności, oszpeceń i operatywności. Tu najlepiej sprawdzają się malarstwo i performans. Ta sztuka jednoznacznie deklaruje, że podstawowym materiałem i inspiracją w twórczości wizualnej jest człowiek.
Cielesność wyraża na wystawie kondycję psychiczną i fizyczną artysty. Szczególnie ujawnia się to w dokumentacjach akcji i performansów, których twórcy testują możliwości i ograniczenia własnego ciała, niejednokrotnie łącząc je z eksperymentami medialnymi. Intencje artystów są różne – od refleksji nad samą sztuką po społeczno-polityczny bunt.
W 2021 roku MOCAK obchodzi 10. rocznicę otwarcia. Z tej okazji Muzeum przygotowało wystawy na bazie własnej kolekcji. Jubileuszowe wystawy ukażą zróżnicowanie medialne i tematyczne ciągle rozbudowywanych zbiorów.
Więcej - https://www.mocak.pl
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2230
Z Wiesławem Ochmanem rozmawia Anna Leszkowska
Boże Narodzenie, sylwester - jaki to czas dla artysty? Prywatny, wypełniony pracą?
Prywatnie jest to bardzo piękny czas, ale zawodowo - pełen nęcących propozycji, aby wystąpić w sylwestrowych spektaklach, koncertach, bądź je poprowadzić, czy wystąpić z recitalem kolęd. I tutaj zawsze są rozterki: przyjąć propozycję, czy odrzucić. Z jednej strony artysta powinien przyjmować takie zaproszenia, bo przecież jego rolą jest występowanie dla publiczności, ale z drugiej strony i on chciałby - chociaż od czasu do czasu pobyć normalnym człowiekiem. Usiąść, poczytać książkę, odpocząć.
Tak się jakoś składa, że od dłuższego czasu sam układam program sylwestrowy - także prowadzę i śpiewam koncerty razem z zapraszanymi przeze mnie artystami - zwykle w szczególnych miejscach. W tym roku będzie to Opera Śląska, gdzie prowadziłem taki koncert dwa lata temu. Propozycja, abym powtórnie przyjął zaproszenie do Bytomia wynikała z tego, że tamten koncert sylwestrowy bardzo się publiczności spodobał - jak wiec można odrzucić takie zaproszenie?
Natomiast święta Bożego Narodzenia spędzę oczywiście rodzinnie, bo to taki czas, który powinno się spędzać ze swoimi najbliższymi. Poza tym ja nie lubię jeździć, podróżować, choć robię to całe życie, bo podróże są nieodłącznie związane z moim zawodem. Oczywiście, nie narzekam, bo - dzięki studiom technicznym - umiem to sobie logicznie ułożyć, mam do tego realistyczne podejście.
Studia techniczne a twórczość artystyczna to chyba jednak dalekie powinowactwo...
Studia techniczne dla artysty są niezwykle ważne. Mnie na początku pozwoliły bardzo swobodnie pracować w teatrze operowym. Nie martwiłem się tym, że jeśli mi się coś nie uda, nie będę miał co robić. Miałem solidny zawód - magister inżynier ceramik mógł zawsze wrócić do przemysłu lub na uczelnię - AGH. Wysoko cenię ten swój pierwszy zawód, który nauczył mnie myśleć racjonalnie i nie podchodzić emocjonalnie do problemów.
Wyżej niż śpiew i malarstwo?
Malarstwo jest moją pasją, a śpiew to moje życie. One się w jakimś stopniu uzupełniają, ale niewątpliwie o śpiewie częściej myślę i częściej jestem z nim związany. Niemniej to są dwie różne dziedziny. Malarstwo jest bardziej osobistą twórczością, gdyż malarz od początku decyduje o wyborze płótna, techniki, o kolorystyce, formie, o temacie, o tym, gdzie położy podpis, a nawet o ramie. Natomiast w śpiewie operowym jestem uzależniony nie tylko od dyrygenta, ale od tempa, kostiumu, świateł, reakcji publiczności, warunków atmosferycznych - bo głos jest na nie bardzo czuły. Także od scenografii, podłogi na scenie, etc. Wszystko może pomagać lub przeszkadzać.
Czy zdarzyło się, że musiał Pan pod rząd przez kilka lat występować w sylwestra, czy w okresie świątecznym?
Raz śpiewałem „Nieszpory sycylijskie” Verdiego w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w Paryżu. I wigilia była właściwie „hotelowa” - w niczym nie przypominała naszej. Zupełnie inną atmosferę ma też wówczas Paryż, choć Francuzi przecież też cenią te święta. Ale nie ma tam tej nuty romantyzmu, która pojawia się w Polsce.
Natomiast w sylwestra zdarzyło mi się, że występowałem w ten wieczór dwa lata pod rząd. Oczywiście propozycje były co roku, ale nie wszystkie należały do tych, które mnie interesowały. Poza tym ja nie bardzo lubię chodzić na bale. Wolę posiedzieć w domu, poczytać. A to, że np. nadchodzi 2000 rok, niczego nie zmienia. Co za różnica, czy to 2001, 2004? Nikt przecież nie wie, który on jest - to trzeba traktować jako pewien symbol. Nie wiadomo, dlaczego w tym roku wszyscy nagle dostają takiego przyspieszenia, amoku, że wejście w następny rok to musi być coś nieprawdopodobnego, wybuchowego. Myślę, że nie powinno być wybuchowe, winno być normalne. Trzeba zwyczajnie przejść nad tym do porządku dziennego - to jest po prostu nowy rok. Życie toczy się dalej.
I nie zaplanował Pan żadnych szczególnych atrakcji w programie tegorocznego sylwestra?
Chciałem zaplanować przekrój melodii stulecia, ale jest ich tak dużo, że koncert musiałby trwać parę godzin. A poza tym nie wszyscy są zgodni, co do tego, które melodie są najpiękniejsze i najistotniejsze dla kultury powszechnej. Wobec tego skupiłem się na bardziej znanych polskich melodiach, które zyskały popularność już przed wojną oraz na pieśniach powojennych. Koncert zacznie się od melodii „Co nam zostało z tych lat”, a zakończy „Nie kochać w taka noc to grzech”.
A co Panu jest najbliższe z tego repertuaru?
Mnie urzekały od dzieciństwa „Chryzantemy złociste”, które śpiewałem mając cztery lata. Było to na Pradze w czasie wojny. Zauważyłem wówczas, że sąsiadki słuchając mnie płakały i doszedłem do wniosku, że śpiew to jakaś ważna sprawa.
Był Pan dumny, że ma taką moc nad słuchaczami?
W tym wieku myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej zejść ze stołka, na którym stałem dając te koncerty. To podobnie jak ze śpiewaniem w bazylice na Pradze, gdzie chodziłem jako mały chłopiec. Wsłuchiwałem się w grę organów, śpiewy i ksiądz, widząc moje zainteresowanie muzyką zapytał, czy znam jakąś pieśń. Odparłem, że znam. A wówczas, podczas okupacji wszyscy śpiewali pieśń: „Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy”. Ja natomiast nie słyszałem dobrze tego zakończenia i zaśpiewałem księdzu: „Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj nad tymi wołami”. Ksiądz skwitował to, że woły też boże stworzenia i też trzeba się nad nimi litować. Tak skończył się mój pierwszy poważniejszy występ.
Czym się różnią przedstawienia świąteczne od innych, rutynowych?
Nie lubię przedstawień, koncertów rutynowych, takich które nie mają jakiegoś piętna, charakteru specjalnego i zwykle odmawiam w nich udziału. Te świąteczne różnią się od innych zasadniczo: od początku do końca koncerty sylwestrowe choć poważne artystycznie są pogodne w odbiorze. Wszyscy są nastawieni radośnie, ja sam opowiadam anegdoty, poza tym melodia goni melodię tak, że chce się słuchać. Ludzie przez cały rok muszą rozwiązywać problemy związane z codziennością, więc w ten jeden wieczór chciałbym, aby zapomnieli o wszystkim, aby te melodie wciągnęły ich w inny świat. Dlatego główne przesłanie takich koncertów to miłość.
Zawsze?
Najważniejsza jest miłość - papież też tak mówi.
Dziękuję za rozmowę.
99-11-21
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 92
W BWA we Wrocławiu do 8.09.24 czynna będzie wystawa prac pięciu artystek zatytułowana „Olbrzymki”.
Olbrzymki to wystawa prac pięciu artystek związanych z Dolnym Śląskiem: Bożenny Biskupskiej, Urszuli Broll, Ewy Ciepielewskiej, Katarzyny Rotkiewicz-Szumskiej i Ewy Zarzyckiej. Mimo, że posługują się różnymi mediami – od malarstwa i wielkoformatowej rzeźby przez fotografię i wideo po performans i działania efemeryczne – mają ze sobą wiele wspólnego. Ich życiorysy łączy etos życio-tworzenia: zaangażowanie w pracę kolektywną, kreowanie miejsc sztuki i środowisk artystycznych.
Tytuł wystawy nawiązuje do grupy skalnej „Olbrzymki” znajdującej się w masywie Ślęży – góry ważnej dla Dolnego Śląska ze względu na swoje położenie, piękno krajobrazu oraz historię sięgającą czasów prasłowiańskich, kiedy to góra ta była miejscem praktyk duchowych i kultu solarnego. Górami Olbrzymimi są też często nazywane całe Karkonosze – najwyższe pasmo Sudetów. Olbrzymki to również określenie funkcjonujące w mitologii. W mitach nordyckich tym mianem określano kobiety silne, odznaczające się wiedzą, mocą i pięknem.
Przyglądając się herstoriom bohaterek wystawy, możemy zauważyć, że współczesne opowieści o życiu i twórczości artystek stronią od „wybitności”, zamiast tego skupiają się na realnym działaniu. Działanie owo nie polega na budowaniu kariery, a w każdym razie nie tylko na tym. Jest to przede wszystkim splot różnych, nie zawsze spektakularnych, aktywności – codziennych, twórczych i podejmowanych w pracy na rzecz społeczności.
Filozofka Ewa Majewska określa taką postawę terminem „słaby opór”. Ta perspektywa pozwala na odwrót od heroicznego modelu podmiotowości i zwrot w stronę codzienności. Bycie blisko ludzi i blisko miejsc wydaje się bardzo istotną cechą wyróżniającą wszystkie pięć artystek. Każda z nich na którymś z etapów swojej ścieżki artystyczno-życiowej była zaangażowana w pracę kolektywną, tworzenie miejsc sztuki, środowisk i wspólnot, jak również w pracę opiekuńczą. Ich niezwykła energia i siła sprawcza ujawnia się nie tylko na polu sztuki, ale też w obszarach praktyk duchowych, opieki, budowy czy życia towarzyskiego.
Wystawa – poprzez swój tytuł i odwołania do mitologii, kultury, geografii i krajobrazu – w warstwie narracyjnej silnie splata się z Dolnym Śląskiem, w szczególności z rejonami górskimi. To właśnie góry, ich moc, piękno, specyfika klimatu, ale również bogactwo kulturowe i relacje międzyludzkie sprawiły, że od wielu lat artyści i artystki często wybierają ten region na miejsce swej aktywności. Tu zakładane są kolonie artystyczne, a także powstają miejsca odosobnienia i czerpania duchowej siły z kontaktu z przyrodą.
Góry Suche, Karkonosze, Izery stały się dla bohaterek wystawy miejscem zakorzenienia fizycznego, symbolicznego i duchowego. Z Dolnym Śląskiem łączy je spędzone tu dzieciństwo, studia, praca akademicka lub realizowanie w tym regionie śmiałych projektów artystycznych i społecznych. Nie jest to jednak jedyne miejsce pojawiające się w narracji „Olbrzymek”. Artystki przez lata przemieszczały się i nadal przemieszczają po różnych regionach Polski, a dla wielu z nich podróż i bycie w drodze są istotnymi elementami tożsamości.