Recenzje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 60
Radu Jude, rumuński reżyser, znany m.in. z filmu „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”, po raz kolejny zajął się nierównościami społecznymi, jakie tworzy drapieżny kapitalizm i jak odczłowiecza relacje międzyludzkie.
Akcja filmu Kontinental’25 związana jest z problemem błędnego koła: bezdomności i braku pracy. Choć reżyser pokazuje Rumunię (Kluż, Transylwania), to przecież te „obrazki” aż nadto dobrze znamy z Polski – zwłaszcza po 89 roku. Brak pracy – brak dochodów – długi – eksmisja na bruk, bo władze państwa nie tworzą polityki socjalnej, a losy najbiedniejszych i bezradnych, często chorych lub uzależnionych od alkoholu nikogo nie obchodzą.
Reżyser ten problem pokazuje od strony osoby najmniej nim dotkniętej – dobrze sytuowanej komorniczki, która po tragicznej interwencji ma wyrzuty sumienia i próbuje sobie jakoś z nimi poradzić. Nie bardzo jej się to udaje – zwłaszcza, że wykonując ten trudny społecznie zawód, porusza się w dzisiejszych odczłowieczonych i formalnych schematach rutynowo: eksmisja do noclegowni (przy pomocy czterech(!) żandarmów – wobec starszego, schorowanego człowieka). Swoje sumienie „zasypuje” m.in. przekazanymi pieniędzmi dla biednych, ale … wirtualnie, nie godząc się na kontakt z nimi. Czynem tym i przypadkowym seksualnym spotkaniem poprawia swoje samopoczucie psychiczne i podnosi ego.
Ten główny wątek to obraz dzisiejszego społeczeństwa, ludzi egzystujących w świecie cyfrowym dzięki smartfonom, z których czerpią wiedzę z odpowiednio spreparowanych informacji różnej maści PR-owców. Bez osobistego kontaktu z drugim człowiekiem.
Ale jest druga strona, od której film się zaczyna: to przeklinający (od wulgaryzmów reżyser nie stroni…), zaniedbany, brudny mężczyzna zbierający jakieś odpadki i żebrzący o pracę, albo pieniądze. Jest traktowany jak ludzki śmieć (jak się okazuje to były znany sportowiec – takie przypadki też znamy z Polski po 89 roku). Nie ma prawa przebywać nawet w jakiejś piwnicy, gdzie nikomu nie przeszkadza, bowiem budynek ma być zburzony z powodu budowy w tym miejscu luksusowego hotelu „Kontinental”). Nie ma prawa przebywać nigdzie w tym schludnym, zamożnym społeczeństwie. Nikogo jego los nie wzrusza – państwo nie działa, kościół – służy – jak zwykle – modlitwą. I cytatami z Ewangelii, które dobrze oddają istotę jego pomocy potrzebującym: „kto ma, temu będzie dane, a kto nie ma - nawet to co ma będzie mu odebrane”.
Wątków w tym filmie jest więcej – poza ciągle żywymi nacjonalizmami (a pamiętajmy, że to Transylwania – kraina węgiersko-rumuńsko-niemiecka), także patodeweloperka, znana u nas pod nazwą polskich obozów mieszkaniowych (w Rumunii – jako budownictwo chińskie). Budownictwo bez ładu i składu, niszczące relacje międzyludzkie i rujnujące krajobraz, ale nie rozwiązujące problemu mieszkań dla bezdomnych. Wątek zniszczonego krajobrazu Rumunii widocznie mocno jest odczuwany przez reżysera, bo to kolejny po „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata” film, w którym kamera pokazuje całą brzydotę świata, jaką sobie tworzymy.
A z ciekawostek - film został nakręcony w zaledwie 10 dni przy użyciu iPhone’a, co pokazuje, że środki techniczne przestają być istotne, ważne jest co ma do powiedzenia ten, który ich używa.
Anna Leszkowska
Kontinental’25 w kinach od 3.10.25
Dystrybutor – Aurora Films
- Autor: al
- Odsłon: 2213
Wydawnictwo Krytyki Politycznej wraz z Instytutem Studiów Politycznych PAN wydało książkę Adama Leszczyńskiego - Eksperymenty na biednych z podtytułem: Polityczny, moralny i ekonomiczny spór o to, jak pomagać skutecznie.

Autor przytacza celną uwagę ekonomisty Banku Światowego, Martina Ravalliona, iż „nauczanie ekonomii wydaje się dziwnie oddalone od jej zastosowania do problemów prawdziwego świata, takich jak ubóstwo”. Tę sentencję, która znalazła się w zakończeniu książki można uznać za motto refleksji ogólnej towarzyszącej jej lekturze. Taki też zapewne był zamysł autora, który w zakończeniu książki dał przegląd sposobów walki z nędzą na przestrzeni wieków oraz idei, jakie przyświecały ówczesnym elitom politycznym mierzącym się z tym problemem. Sięga tu aż do 300 r. p.n.e., do hinduskiego uczonego Kautilji, który w traktacie Arthaśastra zalecał m.in. zatrudnianie głodujących biedaków przy opłacanych przez władze pracach publicznych. Ponadto, zwraca uwagę, że eliminacja ubóstwa wydawała się niemożliwa i pozostawała w kręgu idei utopijnych aż do czasów rewolucji przemysłowej.
Wcześniej ludzkość znajdowała się w pułapce maltuzjańskiej - zwiększona wydajność pracy powodowała większy przyrost naturalny i w efekcie głód redukujący liczebność populacji, podobnie jak wojny czy epidemie oraz katastrofy naturalne. Zmniejszanie populacji zwiększało poziom życia, choć nie zmniejszało nierówności, które wydawały się wówczas stanem naturalnym.
Takie przekonania nie są ewenementem nawet i dzisiaj, kiedy słyszy się opinie, że bieda dotyka tylko leniwych, tych, którzy nie umieją zachowywać się racjonalnie i że ubodzy sami są sobie winni.
W XVIII w. – pisze autor – powszechnie wyznawana doktryna ekonomiczna głosiła, że biedni są jednak niezbędni w dobrze funkcjonującej gospodarce. Głód dostarcza im bowiem motywacji do pracy, w dodatku prace tę można nisko wyceniać.
Zmianę w myśleniu o ubóstwie i likwidowaniu jego skutków przyniosła dopiero rewolucja przemysłowa i czasy współczesne.
Zwalczanie ubóstwa przestało bowiem być problemem niewystarczających sił wytwórczych, a stało się kwestią polityki i dystrybucji. Dzisiaj można każdemu człowiekowi na globie zapewnić pełnowartościowe wyżywienia, edukację i opiekę lekarską.
Ponadto, po II wojnie światowej ludzkość dojrzała do tego, aby uznać likwidację ubóstwa za jeden z najważniejszych celów wspólnoty międzynarodowej, a pomoc krajom najuboższym za moralny i polityczny cel krajów rozwiniętych. Taka zmiana spojrzenia nie byłaby możliwa, gdyby ekonomia rozwoju nie przeszła istotnej ewolucji pod względem celów jak i narzędzi, które pozwoliły na bardziej realistyczną ocenę możliwości państwa.
Tym, co nadal jednak budzi spory i emocje w dzisiejszej debacie o likwidacji nędzy jest zależność między wzrostem gospodarczym a nierównościami społecznymi.
Chodzi zwłaszcza o publiczne inwestycje w opiekę zdrowotną, edukację i infrastrukturę, także o skuteczność mikrokredytów. Ponadto – co jest zjawiskiem nowym na przestrzeni dziejów – na pierwszy plan w debacie o likwidacji nędzy wysuwa się ochrona środowiska, zasobów przyrodniczych. Spór dotyczy tego, czy krajom biednym wolno korzystać z zasobów naturalnych stosownie do swoich potrzeb (tak, jak to czyniły wcześniej kraje dzisiaj bogate), czy winny uwzględniać potrzeby ludzkości. I wreszcie, chyba najpoważniejsze dyskusje wywołuje problem podległości i kontroli, pomocy i władzy. Bo to, co dla ekonomistów i działaczy Zachodu jest niesieniem pomocy, dla jej odbiorców bywa narzędziem kontroli i zniewolenia.
Książka, choć naukowa, napisana jest (jak i poprzednia) tak przystępnie, że czyta się ją jak beletrystykę. Novum jest niekonwencjonalna bibliografia w postaci interesującego komentarza bibliograficznego, pozwalającego wyrobić sobie zdanie o literaturze przedmiotu na świecie na przestrzeni wieków. (al.)
Eksperymenty na biednych, Adam Leszczyński, Wydawnictwo Krytyki Politycznej i Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2016, wyd. I, s. 282, cena 39,90 zł. Dostępna także jako e-book. *o poprzedniej Skok w nowoczesność pisaliśmy w SN nr 12/13
- Autor: al
- Odsłon: 2488
Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego wydało tom artykułów i studiów poświęconych twórczości Emila Zegadłowicza pt. Emil Zegadłowicz daleki i bliski. Redaktorami tomu są: Henryk Czubała, Krzysztof Kłosiński, Krystyna Latawiec i Włodzimierz Próchnicki.
Rzadka to rzecz, aby w dzisiejszych czasach na rynku księgarskim pojawiło się – w dodatku tak obszerne - opracowanie dotyczące Emila Zegadłowicza - pisarza i poety okresu międzywojennego, którego twórczość – poza pewnie garstką miłośników literatury – jest prawie zapomniana. Bo i kogo w epoce standaryzacji może obchodzić tak osobny pisarz i poeta jak Zegadłowicz?
Jak piszą redaktorzy tomu, z jednej strony Zegadłowicz w sposób naturalny, z racji upływu czasu, staje się pisarzem zapomnianym, zwłaszcza że jego twórczość poetycka bliska była już bardzo dla nas odległej Młodej Polsce. Z kolei jego proza – choćby Motory, czy Martwe morze – poruszająca odległe sprawy społeczne epoki międzywojnia – też nie budzi zainteresowania. Nie miałaby zresztą szans na sukces w świecie banalnej kultury masowej, w którym nikogo chyba nie interesują prądy literackie, czy grupy twórcze, nie mówiąc już o zupełnym braku zainteresowania literaturą.
Z drugiej strony – okazuje się, że proza Zegadłowicza wcale nie jest twórczością anachroniczną. Szybkość i gwałtowność zmian cywilizacyjnych, w jakich uczestniczymy powodują wstrząsy społeczne, których charakter niewiele się zmienił od stulecia. Dotyczy to zwłaszcza rozwarstwienia społecznego, niesprawiedliwości, nierówności ekonomicznej, przemocy państwa, tłumienia odmiennych od narzucanych przez Kościół katolicki światopoglądów, wykluczeń, co ciągle ma miejsce. Zegadłowicz wyraźnie się temu wszystkiemu sprzeciwiał w swojej twórczości i poszukiwał nowego, sprawiedliwego ładu społecznego. Niekiedy stosując prowokacyjne zabiegi literackie. Niestety, ta legenda pisarza-prowokatora obyczajowego, skandalisty wręcz, utrwalona przez film (p. Zmory), jest dzisiaj bardziej znana niż jego powieści.
Jest jeszcze jeden aspekt nowoczesności Zegadłowiczowskiej prozy i poezji: regionalizm. Widzenie świata poprzez kulturę regionów, jak się okazuje, to nie nasz dzisiejszy wynalazek – to idea, która „tłucze” się po Europie od wieków, a dzisiaj jest ponownie odkrywana nie tylko poprzez politykę, ale i kulturę, sztukę, upatrujące w niej ciągle żywe źródło nowej inspiracji. A Zegadłowicz to przecież Beskidy – uwiecznione nie tylko w poemacie o Powsinodze beskidzkim, Jędrzeju Wowrze, ale i w języku poety, bardzo osobistym, mającym cechy „ekologizmu” – jak byśmy to dziś określili.
Ale w książce – oprócz tekstów odnoszących się do charakteru twórczości Zegadłowicza, uwzględniona została też jego biografia. Teksty kończące tom (Varia) skłaniają do smutnych konstatacji: rzeczywiście, mało kogo obchodzi dziś ten poeta i prozaik, społecznik i romantyk. Tak on, jak i genialny ilustrator jego powieści, Stefan Żochowski, pozostają zapomniani, a dom Emila Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym (pod Wadowicami), będący prywatnym muzeum poety udaje się utrzymać tylko wysiłkami entuzjastów, ludzi, dla których Zegadłowicz zasługuje na miano „dobra narodowego”.
Warto przeczytać tę książkę – pięknie wydaną, bogato zilustrowaną, pokazującą Emila Zegadłowicza, jego twórczość, środowisko literackie i artystyczne, w jakim się obracał, a także realia przedwojennej Polski z różnych stron, z punktu widzenia specjalistów wielu dziedzin nauki. To ciekawy portret twórcy, o którym wiemy zbyt mało. (al.)
Emil Zegadłowicz daleki i bliski, red. Henryk Czubała, Krzysztof Kłosiński, Krystyna Latawiec, Włodzimierz Próchnicki, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2015, s. 420, cena 74 zł (+VAT)