banner

Dzisiaj zapewne niewiele osób pamięta, co oznaczał skrót KMW. Było to Koło Młodzieży Wojskowej. Za byłego systemu w wojsku nie miały prawa działać ówczesne organizacje młodzieżowe tj. Związek Młodzieży Socjalistycznej, Związek Młodzieży Wiejskiej, Zrzeszenie Studentów Polskich i Związek Harcerstwa Polskiego. Istniała tylko ich namiastka, pozbawiona wyższych struktur, właśnie KMW. Członkami KMW zostawali automatycznie w chwili powołania do wojska członkowie wszystkich w/w organizacji i na WAM-ie, na którym studiowałem, też tak było.

Na moim roku okazało się, że jest tylko jeden kolega, który wcześniej nie był członkiem żadnej z tych organizacji (sam byłem instruktorem ZHP i drużynowym) i na pierwszym zebraniu (był to zresztą apel) podjęliśmy jednogłośną uchwałę, aby go również przyjąć. W ten sposób wszyscy staliśmy się członkami KMW i było to prawie tak, jakby nikt nim nie był. Mnie przypadła funkcja Sekretarza (ale w rozumieniu klasycznym, a nie partyjnym, tzn. byłem sekretarzem odpowiedzialnym za sprawozdawanie działalności, a nie Przewodniczącym). Dalsza działalność KMW opierała się głównie na mojej działalności. Otóż miałem książkę sprawozdań, w której opisywało się przebieg zebrań, dyskusję i podjęte uchwały, a którą następnie zdawało się do Zastępcy Dowódcy ds. Politycznych.

Jednakże poza wyjątkowymi dwoma czy trzema sytuacjami, przez całe sześć lat studiów po prostu nie traciliśmy czasu na żadne głupie zebrania. Pilnie studiowaliśmy medycynę, gdyż dobrych lekarzy potrzebowała każda Polska. Ale ja musiałem sprawozdawać jedno zebranie na miesiąc. A więc pisałem te sprawozdania. Pisałem oczywiście to, co - jak sobie wyobrażałem - oficerowie polityczni chcieliby przeczytać. I dobrze się przy tym bawiąc, gdyż kolegom o znanych poglądach antykomunistycznych (byli tacy) "wkładałem w usta" sformułowania o popieraniu "linii Partii". Pisałem, jak to się wtedy mówiło: "po linii i na bazie?".

Inaczej mówiąc: był to "pic na wodę, fotomontaż", jak się też wtedy mówiło i znaczna część PRL-u polegała na takiej pozoracji, oprócz realnego rodzenia dzieci i budowy kraju. Gdyby było inaczej, to PRL by nadal trwał. Miałem duży ubaw, jak w Sejmie chciano likwidować Ludowe Wojsko Polskie i okazało się, że nawet ta nazwa formalnie nie istnieje, że to też była tylko dekoracja, a PRL w ogóle nie miała okrętów, które przez cały czas nosiły dumną nazwę ORP: Okręt Rzeczypospolitej Polskiej. Jak to by zresztą brzmiało? OPRL? A tam przecież też musiałoby ?działać? KMW.