banner

 

ModzelewskiCzęsto nie sposób zrozumieć obowiązującej w naszym kraju narracji antyrosyjskiej: jej wyznawcy jednym tchem głoszą tezy wykluczające się całkowicie i w dodatku dość absurdalne. Dam tylko trzy przykłady: obowiązującym dogmatem oficjalnych propagandystów jest stwierdzenie, że „Ukraińcy walczą w Rosji w obronie Polski” i bez ich oporu „ruskie tanki byłyby pod Warszawą”, jednocześnie zapewniając, że nasze bezpieczeństwo całkowicie „gwarantuje nasze członkostwo w NATO i obecność obcych wojsk na naszym terytorium”.

Jedno przeczy drugiemu: jeśli teza druga jest prawdziwa, to Ukraińcy walczą tylko w swoim interesie, bo nas chroni „najpotężniejszy sojusz militarny”. Jeżeli racją jest stwierdzenie, że Ukraińcy „walczą w naszej obronie”, to znaczy, że ów sojusz nie ma żadnego znaczenia, Rosja nie boi się wojsk amerykańskich stacjonujących w Polsce i zmiecie je jak tylko pokona Ukraińców.

Drugim przykładem całkowicie sprzecznych tez propagandowych jest ocena siły militarnej Rosji: ci sami komentatorzy twierdzą, że jest nic nieznaczącym „kolosem na glinianych nogach”, a równocześnie to upadłe exmocarstwo wciąż realnie zagraża naszej wolności i musimy się na siłę zbroić, aby odstraszyć kogoś, kto już przegrał wojnę z Ukraińcami i zaraz rozpadnie się na kilka walczących ze sobą państw.

Kolejnym przykładem rażących sprzeczności jest ocena „światowego przywództwa”, które jednocześnie w sposób nieugięty będzie (jakoby) bronić „niepodległości Ukrainy” niezależnie od tego, kto rządzi w Waszyngtonie, a jednocześnie wyraża się w pełni uzasadnione obawy, że gdy wygrają republikanie, to ich izolacjonizm a nawet prorosyjskość spowoduje, że Waszyngton dogada się z Putinem nad naszymi głowami.

Z czego wynikają te sprzeczności? Przede wszystkim ze strachu, bo nawet najbardziej zacietrzewieni wrogowie wszystkiego co rosyjskie umieją wyobrazić sobie nieodległą przyszłość, gdy wyczerpie się pomoc Zachodu dla rządów Zełeńskiego w Kijowie i pod wpływem drożyzny i braku ogrzewania zimą ów Zachód zacznie kierować się swoimi interesami. Zakręcenie kurka z pomocą dla Kijowa zakończy w ciągu kilku dni tę wojnę.

Zachód potrafi zmienić zdanie i to w sposób radykalny i definitywny, gdy idzie o swoje interesy. Naszym dobrem nikt nie będzie się przejmować. Wręcz odwrotnie: we wszystkich liczących się stolicach Starej Europy ze złą satysfakcją będą uwypuklać „polską głupotę”, a przede wszystkim nasz „brak profesjonalizmu politycznego”: nie pali się wszystkich mostów i nie zaczyna wojny, której nie można wygrać.

Stary Zachód Europy był i będzie realistą w relacjach z Rosją. Gdy osłabnie nacisk ze strony „światowego przywództwa”, podjęte zostaną szybkie i możliwie najskuteczniejsze działania mające na celu przywrócenie poprawnych relacji ekonomicznych z Rosją, a przede wszystkim powrót:
- importu tanich rosyjskich surowców, a zwłaszcza gazu do tych państw,
- sprzedaży towarów europejskich, a zwłaszcza dóbr luksusowych dla rosyjskich elit: tylko bajecznie bogaci rosyjscy oligarchowie będą kupować je w tak dużych ilościach.

Inaczej mówiąc: dla oligarchicznej Rosji, która finansuje eksportem surowców luksusową konsumpcję elit, gospodarka Starej Europy nie ma sensu, a przede wszystkim jest nieopłacalna. Mieszkańcy nie tylko tamtej Europy nie chcą wojny, nie będą umierać za Kijów. Nikt ich do tego nie zmusi, bo ów konflikt nie jest w ich interesie. Jest źle, a było dużo lepiej. I do tych dobrych czasów będą chcieli wrócić. Ciekawe, czy to jest jeszcze możliwe. Komentatorzy z tych państw wierzą w to, bo nie mają innego wyjścia.
Witold Modzelewski