Był rok 2001, a krach dot-comów był już za nami. Wśród młodych i wizjonerskich przedsiębiorców krążyły nowe pomysły. Jasne, pets.com upadł i wiele innych, ale to był chwilowy boom-krach.
Internet w końcu wszystko zmieni, mówiono nam. Technologia, decentralizacja, crowdsourcing i cyfrowa spontaniczność stworzą krajobraz informacyjny bez strażników. Wszystko będzie musiało się dostosować. Eksperci starego świata zostaną zastąpieni przez rewolucję ludową. Podczas gdy tradycyjne elity machały legitymacjami, nowa klasa rewolucjonistów stworzy armie serwerów i cyfr, aby przenieść centrum cywilizacji do chmury.
Wikipedia była tematem przewodnim, eksperymentem w crowdsourcingu wiedzy w sposób zdecentralizowany, skalowalny w sposób niemożliwy do osiągnięcia w starym modelu i czerpiący z wiedzy i pasji ludzi na całym świecie. Platforma zdawała się ucieleśniać samą zasadę wolności. Każdy ma głos. Prawda wyłoni się z pozornego chaosu konkurujących punktów widzenia.
Nareszcie antyautorytarne podejście miało zostać wystawione na próbę na medium, które intrygowało uczonych od czasów starożytnych: księgach zawierających całą wiedzę. Czytając obszerny zbiór dzieł Arystotelesa, można dostrzec tę pasję i determinację w działaniu. Chciał on udokumentować wszystko, co tylko mógł, o otaczającym go świecie. Wieki później, po upadku Rzymu, św. Izydor, arcybiskup Sewilli, obrał podobną drogę. Z pomocą niezliczonych skrybów spędził życie, pisząc Etymologiae , obszerny traktat o wszystkim, co było znane, sporządzony w latach 615–630 n.e.
Wraz z upowszechnieniem się druku czcionkami ruchomymi w XV i XVI wieku, pierwsze podobne dzieło ukazało się w 1630 roku: Encyklopedia Septem Tomis Distincta Johanna Heinricha Alsteda . Kiedy pod koniec XIX wieku rynek i technologia zdemokratyzowały wydawanie i dystrybucję książek, a gospodarstwa domowe klasy średniej mogły korzystać z prawdziwych bibliotek, zestaw encyklopedii odniósł ogromny sukces komercyjny. Wiele firm zajmowało się ich produkcją i sprzedażą.
Po drugiej wojnie światowej w każdym domu na półce stał się powszechny zestaw, a nawet kilka. Dostarczały one niekończącej się fascynacji każdemu, stanowiąc źródło wiedzy dla osób w każdym wieku. Jednym z najwspanialszych wspomnień z mojego dzieciństwa było otwieranie ich na chybił trafił i czytanie jak najwięcej, na praktycznie każdy możliwy temat. Spędzałem niezliczone godziny z tymi magicznymi książkami.
Encyklopedie czerpały od najlepszych ekspertów, ale zawsze z osobami, które decydowały, co jest wiarygodną informacją, a co nie. Najwyższe stanowisko redakcyjne w „World Book”, „Britannica” czy „Funk & Wagnalls” było potężną pozycją zawodową. Redaktor naczelny mógł decydować, co jest prawdą, a co nie, kto jest, a kto nie jest ekspertem, co ludzie powinni wiedzieć, a czego nie.
Kiedy Murray Rothbard ukończył studia podyplomowe na Uniwersytecie Columbia, a jeszcze nie objął stanowiska wykładowcy, szukał sposobów na zarobienie pieniędzy. Jako historyk ekonomii z wykształcenia, próbował wysłać trzy artykuły do firmy zajmującej się encyklopedią. Eseje zostały natychmiast odrzucone, ponieważ jego pogląd różnił się od powszechnego przekonania, nie wspominając o tym, że to, co napisał, było prawdą.
To jest właśnie problem z gatekeeperami. Dopóki druk pozostawał głównym środkiem przechowywania i dystrybucji wiedzy, byli oni niezbędni.
Założenie Wikipedii w 2001 roku było wyrazem wizji zmiany tego stanu rzeczy. Początkową reakcją było powszechne i uzasadnione niedowierzanie. Twierdzono, że nikt nigdy nie będzie w stanie niczego zmienić. Nie da się po prostu zmieść strażników i pozwolić, by prawda wyszła na jaw. Przez lata dominowało takie przekonanie, ponieważ nauczyciele i eksperci wszelkiej maści wypowiadali się o Wikipedii jedynie z pogardą.
Stopniowo jednak zaczęło się dziać coś interesującego. Wydawało się, że to faktycznie działa. Wpisy stawały się coraz obszerniejsze i bardziej szczegółowe. Zasady stały się bardziej zakorzenione, co wymagało cytowania i dokumentacji, a grupy interesu zjednoczyły się wokół poszczególnych wpisów, aby chronić je przed korupcją. Oczywiście każdy może edytować, ale Twoje zmiany zostaną natychmiast cofnięte, jeśli nie będziesz się do nich stosować. W przypadku wielu wpisów, ich zmiana stała się praktycznie niemożliwa bez uprzedniego wejścia na strony dyskusji i poproszenia o pozwolenie.
Już na wczesnym etapie na platformie pojawili się nowi „strażnicy dostępu”. Jak do tego doszło? Dzięki wytrwałości, umiejętnościom w kodzie Wiki, dogłębnej znajomości platformy i wrodzonej zdolności do zrozumienia jej kultury. Przez pewien czas tylko zwiększało to wiarygodność platformy. W miarę jak proof of concept stawał się coraz bardziej widoczny i oczywisty, zaczął on zajmować coraz wyższe pozycje w wynikach wyszukiwania. W pewnym niepewnym momencie krytycy ucichli, a Wikipedia odniosła triumf.
Czy jego pierwsi zwolennicy mieli rację? Czy model spontanicznej ewolucji rzeczywiście wygenerował lepszy produkt niż stary system odgórny? Pod wieloma względami tak. Pod innymi nie. Wikipedia szczyciła się wiarygodnością crowdsourcingu – społeczność uznała to za prawdę – jednocześnie dając początek nowej oligarchii opinii, równie złej, a może nawet gorszej, niż ta, którą zastąpiła.
Platforma zaczęła być atakowana od razu. Tematem była nauka, a w szczególności globalne ocieplenie. Jeden z założycieli, Larry Sanger, zauważył , że działo się to już na wczesnym etapie. Niektóre źródła uznano za niedopuszczalne, podczas gdy inne uznano za doskonałe do cytowania. Temat ten był szczególnie obarczony problemem uchwycenia epistemologicznego. Granty trafiały do tych, którzy promowali konwencjonalne narracje, a ich prace były publikowane w czołowych czasopismach, podczas gdy dysydenci byli spychani na boczny tor, a nawet wyrzucani ze stowarzyszeń naukowych. Wikipedia doskonale ukazywała ten sam problem.
Cały sens Wikipedii polegał na umożliwieniu crowdsourcingu rozbicia tradycyjnych karteli informacyjnych. W tym przypadku, i w coraz większym stopniu z biegiem lat, kartele odbudowały się.
Przynajmniej w przypadku tradycyjnych encyklopedii czytelnicy znali nazwiska zarówno autorów wpisów, jak i redaktorów. Podpisywali się pod tym, co napisali. W Wikipedii 85 procent najbardziej wpływowych redaktorów pozostawało całkowicie anonimowych. Okazało się to poważnym problemem. Pozwalało to potężnym przemysłom, rządom zagranicznym, agentom głębokiego państwa i każdemu, kto miał największy interes w danym temacie, kontrolować przekaz, jednocześnie eliminując przeciwne punkty widzenia.
W miarę jak polityka stawała się coraz bardziej kontrowersyjna, Wikipedia poszła w ślady mediów głównego nurtu, konsekwentnie prezentując centrolewicowe nastawienie w odniesieniu do każdego tematu mającego wpływ na poglądy polityczne. Po zwycięstwie Trumpa w 2016 roku całą platformę ogarnęła fala nienawiści. Redaktorzy stworzyli listy wiarygodnych i niewiarygodnych źródeł, zakazując w ten sposób cytowania mediów prawicowych w imię równowagi. W istocie, równowaga ta całkowicie zanikła.
Okres pandemii COVID-19 pokazał, że jest już za późno, by go ratować. Każdy wpis powtarzał propagandę CDC i WHO, a nawet wpis o maseczkach głosił najbardziej absurdalne twierdzenia. Materiały na temat szczepionek przeciwko COVID-19 równie dobrze mogłyby zostać napisane przez przemysł (i prawdopodobnie tak było). Jeśli szukałeś czegoś obiektywnego – być może zdrowego rozsądku w radzeniu sobie z infekcją dróg oddechowych – poszukiwania były bezowocne.
Platforma została w pełni przechwycona podczas największego kryzysu w naszym życiu. Była o wiele gorsza niż starsza encyklopedia, która przynajmniej zachowywała znane informacje na temat naturalnej odporności, terapii czy strategii stosowanych w przeszłości w czasie pandemii. Wikipedia była tak elastyczna, że była edytowana w czasie rzeczywistym, aby usuwać ustaloną wiedzę i zastępować ją wszelkim zamieszaniem, jakie tego ranka wzniecali przemysłowi biurokraci. To nie była cyfrowa utopia; to był Orwell wcielony w życie.
Rozwój Wikipedii był spektakularny, nieprawdopodobny i chwalebny. Jej upadek jest równie rozczarowujący, przewidywalny i niechlubny. Jest on również wzorcowy. Wszystkie główne ośrodki nie spełniły swojej emancypacyjnej obietnicy i stały się służebnicami propagandystów i cenzorów: Microsoft, Google, Facebook, a nawet Amazon. Rewolucja informacyjna stopniowo przekształciła się w narzędzie podtrzymywania systemu korporacyjno-państwowego.
Zdrada w tym przypadku stanowi tragiczne przypomnienie, że żadna technologia nie jest nieskażona, żadna metoda nie jest podatna na nadużycia, żadna platforma nie jest trwale zabezpieczona przed przejęciem. W istocie, im większą wiarygodność zyskuje instytucja, im większe zaufanie wzbudza, tym większe prawdopodobieństwo, że przyciągnie złoczyńców, którzy wywrócą jej cele do góry nogami i będą forsować swój program.
To, o czym wspomniałem powyżej, nie jest już nieznane. Większość ludzi zdaje sobie dziś sprawę z tendencyjności Wikipedii. Zwykli ludzie dawno temu zrezygnowali z prób ratowania jej przed nią samą. Można poświęcić pół dnia na drobną edycję i zobaczyć, jak bezimienni oligarchowie redakcyjni, którzy strzegą każdego wpisu, nawet odrobinę kontrowersyjnego, odwracają jej bieg. Zamiast poszerzać i włączać głosy, Wikipedia je zawęża i wyklucza.
Na szczęście koła technologii wciąż się kręcą. Sztuczna inteligencja zanikła pod koniec pandemii COVID-19, a co najmniej jedna firma, xAI, poświęciła się dostarczaniu najlepszych narzędzi, które podtrzymują marzenie o zdemokratyzowanej informacji. Grokipedia, nawet w swojej pierwszej wersji, jest już o wiele lepsza od Wikipedii pod względem równowagi i zakresu źródeł informacji. Okazuje się, że maszyny radzą sobie lepiej niż anonimowi oligarchowie w przybliżaniu nas do prawdy.
Witamy w erze post-Wikipedii. Było fajnie, póki trwało. Niech żyje jej deprecjacja i zastąpienie czymś o wiele lepszym.
Jeffrey A. Tucker
Za: https://brownstone.org/articles/the-rise-and-fall-of-wikipedia/

