banner


Czarnecki do zajawkiPolityczne napięcie między USA / NATO / UE (czyli najogólniej - Zachodem lub cywilizacją euroatlantycką) a Rosją sięgnęły niespotykanych od dziesięcioleci poziomów. Ale ten spór polityczny – jak przedstawia się go dziś w mediach głównego nurtu za ochoczo nakreślanymi przez polityków ramami tych kontrowersji – to tylko tło.
Argumenty o bezpieczeństwie jednych – ale i drugich – to doskonałe pole dla ukrycia zasadniczych problemów. Źródła i geneza tych antynomii leżą głęboko w kulturze (a przez to i w mentalności i doświadczeniach historycznych) Wschodu i Zachodu sięgających dawnych dziejów Europy. Można bez błędu stwierdzić, iż owo rozchodzenie się rozpoczęte zostało w chwili śmierci imperatora Teodozjusza I Wielkiego (395 r.). Lecz praktycznie II tysiąclecie naszej ery jest już wypełnione wydarzeniami, które są starciem Wschodu i Zachodu na Starym Kontynencie. Różne krucjaty z Zachodu na Wschód były przedsiębrane. Oczywiście pod różnymi hasłami, z różnymi uzasadnieniami, powodowanymi różnymi celami oraz realizowanych w różnorakiej formie. Zależne to wszystko było od epoki, „ducha jej czasów” (za Heglem), mentalności wówczas panującej (choć zawsze przyświecał tym działaniom podbój, kolonizacja, a tym samym – poszerzenie swych możliwości eksploatacji i zysków).

 

Przyjmijcie moją religię, inaczej ruszę na was całą potęgą
Magnus VII Eriksson (król Szwecji, Norwegii i Danii -
wg rad św. Brygidy Szwedzkiej)



Rozumieć nie znaczy popierać. Rozumieć to znaczy często być po stronie pokoju i opowiedzieć się przeciwko swoim fobiom i uprzedzeniom. Albert Einstein dodawał przy tej okazji, że zrozumienie jest najlepszą gwarancją pokoju. Ale zrozumienie, nie admiracja czy kult, nie są równoznaczne z poddaństwem, niewolą, przyjęciem wartości jednej strony. Podkreślam – wartości, bo zazwyczaj spory: religijne, polityczne, społeczne etc. dotyczyły i dotyczą kultury, a w niej najważniejsze są właśnie wartości. One bowiem budują oraz określają tożsamości i pamięć. Należy je rozpatrywać w wielu aspektach, przede wszystkim socjologicznym, etnologicznym, politycznym i aksjologicznym.

Zaczęło się od krucjat

Dla stosunków Zachodu i Wschodu Europy zasadniczą, moim zdaniem, jest cezura roku 1204: czwarta wyprawa krzyżowa zdobywa i rujnuje Konstantynopol, składając de facto do grobu Bizancjum, naturalnego kontynuatora kultury i tradycji rzymsko-hellenistycznej. Co prawda, Cesarstwo Wschodniorzymskie jeszcze się odrodziło po kilkudziesięciu latach zachodniej okupacji, ale był to jedynie lichy cień poprzedniej świetności z czasów Herakliusza, Justyniana, Leona III, obu Bazylich (I i II), Jana Tzimiskesa czy Aleksego I Komnena.

Z drugiej strony, IV krucjata zdobywająca, rujnująca i upokarzająca (z racji wyuzdania i religijnej misyjności krzyżowców) Bizantyjczyków vel Greków (jak się wówczas określało wyznawców wschodniego chrześcijaństwa) wykopała na stulecia przepaść między Wschodem a Zachodem. Dla krzyżowców z Zachodu – tak też było podczas zdobycia w 1099 roku Jerozolimy przez I krucjatę – owładniętych poczuciem nawracania i kulturowo-religijnej wyższości, misji, zabicie wszystkich nie rzymskich katolików (w tym chrześcijan wschodnich) było absolutną powinnością.

To m.in. dlatego, w czasie poprzedzającym pielgrzymkę Jana Pawła II do Grecji (1999) wielce szanowana i darzona admiracją w świecie prawosławnym wspólnota mnichów z Góry Athos wydała oświadczenie przypominające zbrodnie papistów popełnione na wschodnich chrześcijanach, ich wielowiekowe upokorzenie i traktowanie „z góry”, jako materiał „do nawróceń”. Mnisi żądali przeprosin i ukorzenia się głowy Kościoła katolickiego za te zbrodnie, za deptanie godności chrześcijan (tylko innej obediencji), za profanacje i hańbę sprowadzaną na prawosławnych Wschodnich Europejczyków. Bo te zadry tkwią mimo setek lat w ich pamięci. Często podświadomie. Zdobycie i złupienie Konstantynopola, ówczesnej stolicy Imperium kontynuującego tradycje antycznego Rzymu, należącego do największych metropolii w obszarze śródziemnomorskim i na Bliskim Wschodzie, było osnową wezwania napisanego przez mnichów z góry Athos do Jana Pawła II.

No więc dlaczego, jeśli my, Polacy, potrafimy pamiętać i podnosić do dzisiejszego dnia krzywdy uczynione nam w przeszłości przez wschodniego (i zachodniego także) sąsiada, nie możemy zrozumieć braku zaufania, dystansu i podejrzliwości tkwiących w podświadomości wschodnioeuropejskich spadkobierców Rzymu (czyli prawosławnych ze Wschodu Europy) wobec niecnych zamiarów Zachodu? Słusznie czy nie - to nieistotne w tej mierze, po prostu tak jest: Moskwa /imperium carów/ ZSRR/ Rosja/ tak dziś uważa. I nie tylko ona – np. Serbowie również, czy rosyjskojęzyczni obywatele Ukrainy.

Wiele faktów przyswojonych przez narody z ich historii opartych jest na mitach i legendach. I funkcjonuje jako prawdy obowiązujące. Szczególnie, kiedy nie poddało się ich dogłębnej i autentycznej (nie political correctness) dekonstrukcji i demitologizacji. Mówię o mentalności i stemplu postawionym na kulturze przez religię.
Bo to właśnie m.in. chrześcijaństwo ze swą „misją” i „wybraniem” wpisało się na wieki w kulturę plemion germańskich, jakie zasiedliły tereny Imperium Romanum i z czasem utworzyły samodzielne, narodowe struktury państwowe. Cały Zachód ze swoją kulturą tworzoną na tej bazie uskuteczniał cywilizacyjną misję, będącą bądź to krucjatami, bądź to kolonizacyjnymi podbojami, bądź to neokolonialnym wyzyskiem. Wszystko to jest echem starotestamentowej idei narodu wybranego przez Boga, rozciągniętej z czasem na całość wspólnoty chrześcijańskiej. Na całe chrześcijaństwo zachodnio-europejskie. Naród wybrany swe wartości i zasady musi siłą rzeczy uważać za najlepsze i najcnotliwsze. Bez względu na czas i historyczną chwilę.

Kolonizowanie chrześcijan wschodnich


Ofensywa Zachodu w przedmiocie kultury i równoznacznego z tym podboju oraz hegemonii – bo tak trzeba nazywać krucjaty rozpoczęte w I wieku II tysiąclecia n.e. w historii Europy – to nie tylko dzieje wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej czy rekonkwista na Półwyspie Iberyjskim. W czasie wypraw krzyżowych zachodnie rycerstwo z błogosławieństwem papieży, biskupów, wielmoży (którzy często czynnie uczestniczyli w tym haniebnym, nie nazywanym dziś po imieniu, procederze pierwszej epoki kolonizacji pod hasłami wówczas religijnymi) skutecznie mordowało i grabiło chrześcijan wschodnich i ich dobra.

Ale to też długotrwały proces permanentnych ataków na wschodnie i północne wybrzeża Morza Bałtyckiego (rejon Zatoki Fińskiej, dzisiejsza Pribałtyka, ujścia rzek Ług i Newa, okolice jeziora Ładoga, przez które wiodły stare wodne szlaki na północ, do Laponii czy na Półwysep Kolski, wykorzystywane przez Rusów). Powstałe w końcu I tysiąclecia na dzisiejszych obszarach zachodniej Rosji republiki miejskie – Psków, Iżew, Jamburg (dzisiejszy Kingisepp), Stara Ładoga, Izborsk, Biełoziersk, a przede wszystkim mający największe znaczenie Nowogród Wielki – przez XIII i XIV stulecie skutecznie i często ofensywnie opierały się temu naporowi i próbom kolonizacji terenów traktowanych jako miejsca ich interesów i wpływów.

Koalicje tych miejskich republik, wspomagane zawsze najemnikami czy wolontariuszami z głębi wschodniej Europy walczyły zarówno z klasycznymi krucjatami krzyżowymi, odbywanymi zazwyczaj pod sztandarami królów Szwecji (zjednoczonej wtedy z Danią i Norwegią, kolonizującą tereny dzisiejszej Finlandii), jak i z ekspansją państw zakonnych.
Te obszary od dekad stanowiły dla Rusów ze wspomnianych republik miejsca wypraw po skóry, solone ryby czy futra, którymi to towarami handlowali z hanzeatyckimi miastami położonymi na wybrzeżu Bałtyku i Morza Północnego. Na tej bazie właśnie Hanza wyrosła na głównego pośrednika pomiędzy Wschodem i Północą a Zachodem Europy, dostarczając dobra niedostępne w Anglii, Norwegii, Danii, Niemczech, Flandrii (kraje typowo rolnicze, lecz sukcesywnie się bogacące). Zależało jej więc na spokoju i w miarę niezakłóconym handlu na Bałtyku i w jego okolicach. Dlatego o jej względy zabiegały zarówno ruskie republiki miejskie jak i król Szwecji.
Król szwedzki próbował w czasie swych wypraw na Wschód nakładać sankcje na te miasta Hanzy, które mimo jego edyktów prowadziły wymianę handlową z Nowogrodem i innymi republikami ruskimi. Miał w tym swój interes: podbój tych regionów zapewnił by mu monopol w wymianie z Hanzą i tym samym określone zyski. Podobieństwo do współczesnej sytuacji w relacjach Zachód – Wschód jest nader zbliżone.

Nawracanie prawosławnych

Podbój i kolonizacja, a przez to włączenie tych regionów poprzez katolicyzację i podporządkowanie jurydyczne Uppsali (wówczas siedziba królów szwedzkich), a także papiestwu, rozszerzało wpływy królów Szwecji, a przez to eliminowało konkurentów w handlu (i zyskach) z Hanzą. W Uppsali znajdowała się również siedziba arcybiskupstwa (od 1164 r.), a hierarcha ów był głównym przedstawicielem papieża w Skandynawii. Czasy był takie, iż hasło „nawrócenia na jedyną prawdziwą wiarę” schizmatyków i heretyków – a za takich uznawało się wyznawców prawosławia orientujących się na Konstantynopol i nie uznających prymatu Rzymu - było chwytliwe i niezwykle nośne w ówczesnym świecie zachodnim. Zyskiwało się błogosławieństwo i uznanie krucjaty za rzecz świętą, Rzym partycypował w kosztach wyprawy, uczestnicy uzyskiwali „odpust zupełny”, a przy okazji można było z takiej wyprawy przywieść określone łupy, albo i otrzymać – na Wschodzie – jakieś ziemskie nadanie. Stąd właśnie wziął się cytat będący mottem niniejszego materiału, a wydany jako list-posłanie Magnusa Erikssona do patrycjatu Nowogrodu Wielkiego.

Drugą, równoległą jakoby odnogę działalności krucjatowej Zachodu wobec republik miejskich Rusi prowadziły wspomniane już zakony rycerskie – Krzyżacy i Kawalerowie Mieczowi – usadowione nad południowym i wschodnim wybrzeżu Bałtyku (od Gdańska po Rewel - dzisiejszy Tallin), blokujące ujścia rzek: Wisły, Niemna, Dźwiny (dzisiejsza Pribałtyka). Egzemplifikacją tego starcia jest słynna – przedstawiana w historiografii rosyjskiej (a przedtem – radzieckiej) jako epokowe znaczenie starcia Rosji z Zachodem, a które to wydarzenie zobrazował w filmie-epopei pt. Aleksander Newski Siergiej Eisenstein (1938 r.) – bitwa na Jeziorze Pejpus (Czudzkim).
Lodowe pobojowisko – inna nazwa tego starcia – miało miejsce 05.04.1242. Wojska nowogrodzkie wzmocnione siłami ze Wschodu (m.in. Litwini i Tatarzy), dowodzone przez księcia Aleksandra Newskiego, zadały druzgocącą klęskę połączonym wojskom obu zakonów rycerskich, wzmocnionych knechtami z Estonii i biskupstwa w Rydze. Głównym dowodzonym był biskup Dorpatu - Herman I. Gdy załamał się pod ciężkozbrojnymi lód, a oni byli już przyparci do stromego brzegu jeziora, w rzezi (sporo też się potopiło) zginęło ponad 500 rycerzy stanowiących kwiat obu zakonów. Piesi wojowie z Estonii zostali wycięci do nogi.

Ta klęska zakończyła na wiek ofensywę Zachodu – ze strony niemieckiej i zachodnio-europejskiej (rycerstwo z Flandrii i płn. Francji licznie wspomagało oba zakony, zwłaszcza podczas krucjat przeciwko Litwinom, Żmudzinom czy Rusom) - i tamtejszego katolicyzmu na tereny prawosławnej Rosji. Potem, w wieku XIV, kontynuację tego procesu podejmują Szwedzi, lecz w rejonie obecnej granicy Finlandii i Rosji.
Wcześniej Aleksander, książę Nowogrodu, rozbił w bitwie nad rzeką Newą (w okolicach dzisiejszego Petersburga) nadciągającą od strony Finlandii armię szwedzką pod wodzą jarla Birgera Magnussona (1240 r.). Stąd zyskał właśnie przydomek – Newski.

Ruś i religia

Trzeba dodać, iż nazwa Ruś i Rusowie ma wielowymiarowe znaczenie. Określa się nim wschodnich Słowian i Europejczyków. „Ruotsi” to w języku ugrofińskim wojownik. W staronordyckim wybrzeże oznacza się jako „roslag”. Po grecku rzeka Wołga to Rhos (i tak Helleni nazywali Rusów). W VIII i IX w. infiltracja wschodniej Europy przez Skandynawów – zwłaszcza z terenów dzisiejszej Szwecji – zwanych Waregami, gdzie wiodącym plemieniem mieli być Rusi, wytworzyła elitę i zaczątki mieszczaństwa wspomnianych republik. Kijów – ówczesne centrum wschodniej Europy – staje się wareskim Könugardem, gdzie zwozi się daniny z całej słowiańszczyzny oraz niewolników, a potem odprawia się Dnieprem, dalej przez Morze Czarne do Konstantynopola. Przez pewien czas bezpośrednią ochronę cesarza Bizancjum – niczym pretoria imperatora w Rzymie – stanowiła tzw. gwardia wareska. Stąd w niektórych środowiskach sądzi się, iż etymologia słowa „Słowianie” pochodzi właśnie od wareskiego Sklave - niewolnik.

Założyciel ruskiej dynastii Rurykowiczów miał ponoć również wareskie pochodzenie. Na ironię i chichot historii więc zakrawa fakt, iż cała Ruś, wspomniane republiki miejskie pozostające w sojuszu z Nowogrodem Wielkim, mające wspólne korzenie genealogiczne z mieszkańcami Skandynawii, ostatecznie poprzez religijny podział Cesarstwa Rzymskiego i historię, stanęła na nieprzekraczalnych zdaje się antynomiach kulturowych, mających źródła w religii. I ten rozłam pogłębiał się przez całe 1000-lecie od 1054 r., kiedy to formalnie Konstantynopol i Rzym, rzucając na siebie wzajemne klątwy, poszły swymi drogami. Przede wszystkim - jak to widzimy współcześnie - w kulturze. Stempel na ostatecznym rozejściu się postawiło wspomniane wydarzenie z roku 1204. Kłania się „długie trwanie” według Braudela w klasycznym wymiarze.

Podczas panowania księcia Jarosława Mądrego Rurykowicza (1019-1054), kiedy stolicą Rusi był Kijów - lecz największym i centralnym miastem pozostawał Nowogród Wielki - rozwijają się intensywnie miasta na Rusi, gdzie rozkwita bujnie kultura chrześcijańska (głównie piśmiennictwo w języku starocerkiewnym). Wtedy to sprowadzono na Ruś ostatnią drużynę wareską ze Skandynawii. Odrębność Rusów władających Słowianami szybko wówczas zanika, a tkanką spajającą obie społeczności w jeden lud staje się prawosławie nicujące całość tamtejszej wspólnoty, owe społeczeństwo. Nie bez znaczenia jest tu rola Konstantynopola, cywilizacji bizantyjskiej górującej wówczas zdecydowanie nad tym, co niósł sobą Zachód. Tradycja, myśl, kultura hellenistyczna schroniły się właśnie w tym, co rozumiemy pod terminem Bizancjum. Nie dziwi więc, iż przepych rytuałów, ale także poziom kultury we wszystkich wymiarach mocno wpływały na tworzenie nowej, wschodniochrześcijańskiej tożsamości Rusów. Oprócz kultury tworzyła się też specyficzna duchowość, która potem żyła już własnym, samonapędzającym się (zależnym od czynników lokalnych) rytmem.

Święta wojna

Cały ruch krucjatowy o genezie kulturowej, (a za tym idą mentalne, polityczne, społeczne, fantazmatyczne często różnice), zderzający Zachód ze Wschodem trwają cały czas w dziejach drugiego tysiąclecia, a także w XXI wieku. To szersze zjawisko mogące być traktowane jako ekspansja kultury (cywilizacji) Zachodu rozpoczęta właśnie motywami religijnymi: misyjnością.
To właśnie marsz na Wschód ruchu cysterskiego rozpoczął kulturowo-cywilizacyjną ofensywę w tym kierunku. Potem w ten nurt wpisała się idea świętej wojny niosąca obsesje, podziały i nieusuwalną antynomię kultur Wschodu i Zachodu. Kolonizacja i podbój, zwłaszcza gdy dodatkowo dochodzą rany i upokorzenia utrwalone w najskrytszych zakamarkach ludzkiej tożsamości (np. w kulturowo-religijnych wartościach), zostawiają trwałe ślady w świadomości społeczeństw.

Krucjaty północne skierowane przeciwko Rusom (i nie chodzi tu o wspomniany handel, wpływy, interesy czy zyski – choć to one zawsze leżą u źródeł takich działań - lecz o pamięć zbiorową pozostającą właśnie owym „długim trwaniem”) pod sztandarami Chrystusa i krzyżem według rzymskiego chrześcijaństwa są tak właśnie traktowane. Zwłaszcza, kiedy znaczenie i rola kultury rośnie w obliczu deprecjacji współczesnych materialnych wartości niesionych przez ideał homo oeconomicusa utożsamiany z człowiekiem Zachodu. Nie musi to być obraz prawdziwy czy adekwatny do istniejącej sytuacji, ale liczy się konotacja i skojarzenia.

Wspomniane sztandary i symbole, które były egzemplifikacją epoki krucjat, doskonale mogą być zastępowane (i tak też mogą być odbierane) innymi, odpowiednimi do czasów i potrzeb, symbolami, uzasadnieniami, retoryką. Czasy zimnej wojny przyniosły krucjatę antykomunistyczną (a w zasadzie antysocjalistyczną, gdyż tego komunizmu po 1956 roku w całym obozie promoskiewskim nie było). I taką też narrację, ale i odbiór na Wschodzie.

Dziś, gdy zimna wojna ponoć dobiegła końca, Rosjanie i Rosja mogą czuć znów opresję w krokach polityczno-militarnych podejmowanych przez Zachód. Czy ta bojaźń i poczucie presji jest adekwatna – nie oceniam. Mówię o ewentualnych źródłach i „długim trwaniu”. Zwłaszcza, iż po 1991 roku Rosja, która miała być częścią cywilizacji zachodniej i co jej obiecywano, właśnie w wyniku określonych działań, którym wiele państw Zachodnich sekundowało, stanęła na granicy rozpadu i państwowo-etnicznej dekompozycji.

Wiele milionów Rosjan (czy ludzi utożsamiających się z ZSRR, radzieckością i rosyjskością), mieszkających na terenach poradzieckich od wieków (jeszcze z okresu imperium carów) pozostało poza jej granicami i podlega dziś prześladowaniom oraz uporczywej derusyfikacji czy stygmatyzacji. Na to zwraca uwagę Komisja Wenecka (a czego w Polsce się uporczywie nie zauważa). M.in. dotyczy to ustawodawstwa ukraińskiego i stworzenia instytucji tzw. językowego ombudsmana i prawa o „koriennych jazykach”.
Podobnie ma się sytuacja w północnym Kazachstanie czy w rejonach zamieszkałych przez Gagauzów w Mołdowie. To też spowodowało w jakiejś części parasecesję Naddnieprza, Osetii Południowej czy Abchazji po rozpadzie ZSRR i rozwój późniejszych wypadków w tych regionach. Podobna sytuacja ma miejsce w krajach Unii Europejskiej - na Łotwie i w Estonii, choć żywioł rosyjski w oparciu o potężny prywatny i państwowy kapitał powoli odwraca – zresztą także w oparciu o inne, naturalne procesy – swoje pozycje w poradzieckich krajach nadbałtyckich. Tym samym zmienia się też powoli sytuacja rosyjskojęzycznej mniejszości w przestrzeni akceptacji ich kultury i tożsamości.

Kolejne wersje Drang nach Osten

Wielu rosyjskich komentatorów i analityków ciągle powtarza, iż Zachód owe krucjaty kontynuuje cały czas. Uważa się np. wojny krymskie za formę krucjaty przeciwko Rosji ze strony Osmanów, Anglików i koalicji ich wspomagającej. Także Wielka Wojna Ojczyźniana – jak nazywa się część II wojny światowej toczonej po 1941 r. (atak III Rzeszy na ZSRR) jest według nich formą krucjaty, gdyż kontyngenty atakujące ZSRR miały charakter wielonarodowy (oczywiście ze zdecydowaną przewagą sił niemieckich, ale uczestniczyli w nim Belgowie – Legion Waloński Degrelle’a - Włosi, Węgrzy, Rumuni).
Także cała otoczka współczesnej idei „demokratyzacji Rosji” jest przez wiele środowisk na Wschodzie Europy odbierana jako kolejna wersja idei, trwającego do wieków ruchu krucjatowego. To ich zdaniem kolejna wersja „Drang nach Osten”, (którego nie można wyłącznie kojarzyć z planem „Barbarossa”), tylko w innych warunkach i pod innymi hasłami. Jak zawsze olbrzymie tereny Rosji (przede wszystkim Syberii) stanowią dla transnarodowego kapitału zachodniego - głównie chodzi o koncerny amerykańskie - łakomy kąsek dla kolonizacji i peryferyzacji konkurentów. Tu – narodowego kapitału opartego o rosnące w siłę państwo rosyjskie.

Można zapytać, dlaczego czują się zagrożeni? Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Warto jednak, zanim ogłasza się modne i niby powszechne tezy, zapoznać się z argumentacją interlokutora. Wysłuchać i zreflektować się, czy może w tych obiekcjach nie tkwi źdźbło racji. I powrócić do sokratejskiej maksymy: zacznij od siebie.
Radosław S. Czarnecki