banner

Dlaczego Wschód – Rosja, Chiny, Indie, Indonezja, Kazachstan, Iran itd. – mają być takie jak Zachód? Dlaczego i z jakiej racji wartości Zachodu - tożsamość, elementy immanentne tej kulturze i cywilizacji - mają zostać przyjęte bezwarunkowo przez cały świat? Czy takie stawianie spraw – dziś w sferze kultury i filozofii życia – nie jest nowym kolonializmem? Tych klika słów jest o nieusuwalnych – moim zdaniem - antynomiach między Wschodem i Zachodem.

Inni nie mogą nam zabrać naszego szacunku dla siebie, jeśli im go nie oddamy.
Mohandas K. Ghandi

 

Czarnecki do zajawkiFrywolnym tytułem mniejszego opracowania pragnę uzmysłowić tezę o immanentnych obu cywilizacjom - Wschodu i Zachodu - różnicach kulturowych, światopoglądowych (tzw. Weltanschauung), religijnych, w tradycji stratyfikacji społecznej itd. Utwierdza je jeszcze współczesność, choć na zupełnie innej płaszczyźnie. Różnice te są nieprzekraczalne i nieusuwalne ze względu na historię, zbiorowe doświadczenia społeczności wpisanych w te kręgi cywilizacyjne, powiązania wewnątrz społeczności oraz współzależności wynikłe z dotychczasowych uwarunkowań politycznych (wyznaczonych przecież tradycją).

Samuel P. Huntington stwierdza, że konwergencja i wzajemne przenikanie kultur postępujące przez cały czas historii ludzkości nie doprowadzi do całkowitej unifikacji czy integracji (rozumianej jako wchłonięcie czy rozpłynięcie się jednej cywilizacji w drugiej) Wschodu i Zachodu. Do takich imperialnych wizji, z punktu widzenia zachodnich Europejczyków (i północnych Amerykanów, stanowiących z Europą Zachodnią obszar zwany formacją kultury łacińsko-atlantyckiej), skłania obecnie preferowany model kultury masowej, tzw. popkultury.
Benjamin Barber mówi wręcz o „mcdonaldyzacji” świata (B. Barber, Dżihad kontra McSwiat). Swoistym antidotum na ten sposób rozwoju i zmiany stosunków międzyludzkich jest jego zdaniem „dżihad”, mogący uchodzić za obrońcę tradycji plemiennej i narodowej, dorobku cywilizacyjnego, kultury danej grupy czy społeczności. „W Rosji, Indiach, Bośni, Japonii i Francji współczesna historia skłania się więc w dwie strony: ku krzykliwej nieuchronności McŚwiata, ale i ku lodowatym powiewom Dżihadu. Waha się tak, między nimi pochylając się zarówno do Panglosa, jak i do Pandory, czasem z tych samych powodów. Panglos stawia na Eurodisneyland i Microsoft, Pandora na nihilizm i pandemonium”.
W niniejszym opracowaniu terminem Wschód objęto w zasadzie Europę Wschodnią i południowo-wschodnią oraz Lewant. Taki jest bowiem geograficzny i kulturowy obszar oddziaływania ortodoksyjnego chrześcijaństwa. To tradycja Bizancjum i Rosji, ale to również wpływy i tradycje rodem z Azji (Persja, Mongołowie, a w dalszej kolejności Chiny czy Indie).

Uniwersalna kultura Davos?

Wpływ wierzeń religijnych na kształt współczesnej kultury europejskiej jest powszechnie znany. Rola chrześcijaństwa - w miarę jednolitego w pierwszych wiekach i podzielonego w wiekach późniejszych - jest tu kolosalna i wielopłaszczyznowa. Jak pisała mediewistka Ewa Wipszycka – „dorobek pokoleń, naznaczonych piętnem niepokoju i religijnego cierpienia, był ogromny. To on legł u podstaw naszej dzisiejszej cywilizacji. Moglibyśmy oczywiście interesować się tylko owocami ich wysiłku i męki, abstrahować od wahań i ignorować odrzucone po drodze myśli i instytucje. Możemy jednak przyglądać się uważnie i życzliwie meandrom procesów tworzenia chrześcijańskiego dziedzictwa, odnajdując w nich zarówno ludzkie nadzieje, tęsknoty, małości, jak i metafizyczną wzniosłość, nadającą sens bytowaniu pokoleń następnych” (E. Wipszycka, Kościół w świecie późnego antyku).

Czy więc cywilizacja uniwersalna, w pojęciu Europejczyków – zachodnia, oparta na zasadach wolnego rynku, liberalizmu, prawach człowieka, rządach Temidy, indywidualizmie oraz tym, co za S. P. Huntingtonem zwykliśmy nazywać kulturą Davos, może zglajchszaltować i ujednolić w skali globu całość naszej populacji? I czy spożywając Big Maca lub pizzę Hut, oglądając program TV (w odbiorniku obojętnie jakiej marki, bo podzespoły i tak mają jednakowe parametry), mając możliwość korzystania z Internetu w dowolnym miejscu na Ziemi, dysponując telefonem komórkowym i podejmując próby manipulacji genami, stajemy się bardziej jednolici kulturowo?
Czy hamburgeryzacja menu w Azji, Ameryce Łacińskiej, Europie czy Afryce lub żółty łuk McDonalda, taki sam w Kairze, Bombaju, Petersburgu, Wrocławiu, jest oczekiwaną westernizacją powodującą przyjmowanie zachodnich wartości, wyrównywaniem dysproporcji wynikających z różnic cywilizacyjnych czy tylko ich namiastką, blichtrem i kolorowym obrazem w skomercjalizowanych stacjach TV? Czy więc unifikacja w takim stylu, będąca właściwie westoksyfikacją kultury, jest postępem i modernizacją?

Arnold Toynbee zauważył, że nasi potomkowie nie będą po prostu ludźmi Zachodu jak my. Będą dziedzicami Konfucjusza i Laotsy tak samo jak dziedzicami Sokratesa, Platona i Plotyna; dziedzicami Gautamy-Buddy tak samo jak dziedzicami Deutero-lzajasza i Jezusa Chrystusa; dziedzicami Eliasza i Eliszy, a także Piotra i Pawła.
Bardziej prawdopodobnym jest jednak, że tymi herosami czy idolami będą Herostrates, Kaligula św. Atanazy, Atylla, Cesare Borgia Cortes, Wallenstein oraz Rambo, James Bond, Bruce Lee itp. herosi elektronicznych mediów.

Religia ma znaczenie

Antynomie pomiędzy Wschodem i Zachodem uwarunkowane religijnie obserwować możemy w procesie historycznym wraz z wrastaniem chrześcijaństwa w powłokę kultury grecko-rzymskiej. Pod jej zewnętrzną warstwą już w pierwszych wiekach uwidaczniają się - zauważane np. w liturgii, rytach czy swoistym klimacie poszczególnych kościołów lokalnych - poważne różnice o charakterze „narodowym” (jakbyśmy dziś powiedzieli) Rzymian i Greków, Syryjczyków i Egipcjan, mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego (kultura ibero-chrześcijańska) i obywateli Konstantynopola. Dla łacinników reprezentatywne są pojęcia jasne i ścisłe, interesuje ich działanie i konkretne aspekty życia. To spuścizna jurydycznego porządku republiki i cesarstwa. Grecy - w przeciwieństwie do nich - preferują rozważania teoretyczne, lubią wszelką spekulację i teologiczne dysputy. Uwidacznia się tu duch Agory.

Dlaczego więc z tych różnic rezygnować dziś? Grecki Wschód umiał dyskutować w okresie kontrowersji religijnych równie dobrze na ulicy jak i w miejscach kultu religijnego. Grek dostrzegał w człowieku obraz Boga. Jemu jest winien zawsze i wszędzie podporządkowanie. Łacinnik zaś widział w konkretnym ludzkim działaniu drogę do Absolutu i wiecznego zbawienia.

Rozwój w obu częściach Cesarstwa Rzymskiego przybierał różne formy i szedł odmiennymi drogami. Jest jednak niepodważalnym faktem, iż już na samym początku istniały zasadnicze różnice między greckim Wschodem i łacińskim Zachodem. Tradycja historyczna, nałożona na specyficzną tkankę społeczną i rodzimą, przedchrześcijańską kulturę, dać musiała diametralnie różne efekty. Przejawiają się one w zasadzie we wszystkich dziedzinach życia: kulturze, sposobie gospodarowania, formach sprawowania władzy, prawodawstwie, opisie świata itd.
„Wojna o totalizację to ulubiona zabawa Europejczyków. Gdzież oni się jej nauczyli? (...) Nauczyła nas tego metafizyka, a ściśle ontologia grecka. To tam narodziła się koncepcja świata jednorodnego, tam powstała idea myślenia systemowego, w którym różnorodność rzeczy ginie na skutek partycypacji w bycie, wzorem myślenia stało się myślenie oparte na zasadzie identyczności, zaś dedukcję zastąpiło to, co widzą oczy, słyszą uszy, czują serca”(J. Tischner, Myślenie według wartości).

Ten sposób postrzegania otaczającej rzeczywistości charakteryzuje w historycznej perspektywie ludzi z obu części naszego kontynentu. Totalizacja wszystkich przejawów życia ma na pewno korzenie w dążeniu do jednorodności systemu ogarniającego jak najszersze płaszczyzny życia. Jednak jeśli do tych tez o wpływie ontologii greckiej na europejską świadomość dodać sprzeczności teologiczno-religijne Wschodu i Zachodu (już od pierwszych wieków istnienia chrześcijaństwa), których najlepszą egzemplifikacją są kontrowersje między Orygenesem a Tertulianem, dojść można do wniosku, że totalizm prawno-formalny poszedł w innym kierunku, aniżeli totalizm idei czy ducha.
Żaden teolog prawosławny zapewne nie powie, że eschatologia Zachodu jest teologią złą. Raczej stwierdzi, że jest ona naznaczona piętnem myślenia prawniczego, że jej praźródłem jest myślenie w kategoriach prawa rzymskiego, świetnego dla państwa i jego obywateli, ale obcego duchowi Biblii, zwłaszcza Nowego Testamentu, nieprzydatnego całkiem do rozwiązań o rzeczach ostatecznych.

Litera a duch

Jedność i unifikacja, tak istotne z punktu widzenia możliwości integracyjnych, w takim ujęciu muszą również budzić kontrowersje i być źródłem antynomii między obydwoma centrami cywilizacyjnymi - katolicyzmem i prawosławiem, powstałymi na bazie tych religii. Bo „Wielkie religie są fundamentami wielkich cywilizacji”(Ch. Dawson, Dynamics of World History).

Zachód traktuje te pojęcia w kategoriach prawno-formalnych, Wschód - mentalno-duchowych. Przykładem tych przeciwstawnych ujęć może być porównanie idei systemu organizacyjnego Unii Europejskiej z rozbudowanym aparatem ponadnarodowych urzędów, biur czy komisji i sołżenicynowskiej koncepcji Rosji jako przestrzeni duchowej języka, wiary i kultury rozciągającej się od równin wschodnioeuropejskich poprzez stepy północno-kazachskie i Syberię, aż do Kamczatki i Przymorskiego Kraju. Zderzenia i konflikty, które mają następować w XXI wieku, będą mieć zdaniem wielu znawców tematu podłoże kulturowo-religijne. Ujawnią się jako czynnik ważniejszy aniżeli zróżnicowanie ekonomiczno-polityczne, bo konflikty kulturowe narastają i są dziś groźniejsze niż kiedykolwiek na przestrzeni dziejów (V.Havel).

Historyczne, religijne i stąd wynikłe kulturowe różnice pomiędzy Wschodem i Zachodem wraz z upadkiem komunizmu we wschodniej części Starego Kontynentu nabrały nowego impulsu. Wzmocniono go z jednej strony mizerią ekonomiczno-materialną podstawowej masy społeczeństw Wschodu, bezkrytycznym i bezrefleksyjnym zapatrzeniem w McŚwiat, z drugiej - renesansem starych, pozostających przez te lata w hibernacji, namiętności, antynomii, fobii i urazów. Sam upadek systemu realnego socjalizmu i pozostanie ustroju politycznego, ekonomicznego, kulturowego Zachodu jako jedynego zwycięzcy stworzyło fantasmagorię omnipotencji tego typu rozwiązań w skali całego globu. To podstawowy błąd na drodze do autentycznego pojednania i scalenia Europy.

Mówiąc o konfliktach, które w przeszłości wpłynęły na rozejście się społeczności Wschodu i Zachodu (zwłaszcza dotyczy to sfery świadomości zwykłych, szarych obywateli), trzeba podkreślić trzy aspekty zaistniałych antynomii: wyprawy krzyżowe, unię kościołów rzymskiego i wschodniego oraz przejęcie przez Moskwę roli tzw. Trzeciego Rzymu po upadku Konstantynopola.
Osiem wypraw krzyżowych zorganizowanych w latach 1096 - 1275 przyczyniło się do nienawiści pomiędzy łacinnikami, a Grekami (ponieważ doznali od zachodnich Europejczyków autentycznych prześladowań), co zostało przekazane kolejnym pokoleniom zarówno w tradycji świeckiej, jak i kościelnej. Zwłaszcza zdobycie Konstantynopola w trakcie IV krucjaty miało fatalne reperkusje polityczne, ekonomiczne i kulturowe. Potwierdziło i ugruntowało wszystkie wcześniejsze konflikty między Wschodem a Zachodem, nie tylko pośród elit, stało się powszechnym odczuciem społecznym.

Steven Runciman w Dziejach wypraw krzyżowych pisze: „Barbarzyństwo zdobywców Konstantynopola przeszło wszelkie wyobrażenia. Od 10 stuleci to wielkie miasto było stolicą cywilizacji chrześcijańskiej. Przetrwało tam mnóstwo pomników starożytnej sztuki greckiej, na każdym kroku spotykało się arcydzieła znakomitych rzemieślników bizantyjskich. Wenecjanie znali się na wartości tych dzieł. Korzystali z każdej możliwości grabieży bezcennych skarbów i wywozili je do Wenecji. (...) Francuzów i Flamandów ogarnął natomiast szał niszczenia. Rozpasany motłoch rozbiegł się po ulicach, rabując wszystko, co błyszczało, mszcząc wszystko, czego nie można było zabrać, zatrzymując się tylko po to, by mordować i gwałcić lub włamywać się do piwnic z winem. Nie szczędzono klasztorów, kościołów ani bibliotek. W kościele Haga Sophia pijani krzyżowcy zdzierali jedwabne zasłony, rozbili srebrny ikonostas, deptali po świętych księgach i ikonach. Kiedy rozpasani żołnierze zaczęli pić z naczyń liturgicznych, jedna z ladacznic zasiadła na tronie patriarszym i zaśpiewała karczemną piosenkę francuską. W klasztorach gwałcono zakonnice. Wdzierano się zarówno do pałaców, jak i ruder, niszcząc je doszczętnie. Na ulicach konały od ran kobiety i dzieci. Ów bestialski rozlew krwi i grabieży trwał całe trzy dni”.

To wtedy krzyżowcy zniszczyli ostatecznie w społecznościach Wschodu poczucie jedności z Zachodem, przede wszystkim w sferze wspólnej wiary. Pyszny, imperialny, nietolerancyjny i agresywny stosunek łacinników do Greków wydał zatrute owoce. Narastał on przez wieki, czego dowody spotykamy w wielu papieskich dokumentach z I tysiąclecia. To papieże nawoływali do powstania wszystkich narodów Zachodu, gotowych wstać przeciw ko wiarołomnym Grekom. „Rzym to matka, jej oblubieńcem jest Bóg, Konstantynopol zaś niegrzeczną, zepsutą córką. Każdy Kościół oddzielony od Rzymu jest wymysłem heretyków, zborem schizmatyków i synagogą szatana” (P. Johnson, Historia chrześcijaństwa).

Rozwój dzięki agresji

Właśnie stąd zachodni Europejczycy nabierali przekonania o swojej wyjątkowości, wybraniu przez Boga (poststarotestamentowa idea narodu wybranego ciągle była żywa) w szerzeniu jedynie słusznej wiary, jedynie słusznego światopoglądu, jedynie słusznego sposobu życia. Dochodzi do tego charakterystyczny dla tej cywilizacji permanentny pęd ku nowości, zdobyczy oraz kult sukcesu (wynikający z tych właśnie przesłanek). To jest wiara w szczególną świecką odmianę religii materializującą tzw. zachodnią cywilizację, w której wspólnota atlantycka stanowi szczyt postępu i rozwoju ludzkości. Anglosaska demokracja, praworządność ukształtowana przez tradycję Wielkiej Karty Swobód (Magna Charta Libertatum) oraz kapitalistyczna gospodarka wolnorynkowa są uznawane za najwyższe formy Dobra.

Poparte jest to wszystko wspaniałą i niespotykaną w innych formacjach cywilizacyjno-kulturowych wewnętrzną organizacją, zwłaszcza w sferze przemocy i agresywności - indywidualnej oraz zbiorowej. Niektórzy sądzą nawet, że cały rozwój Zachodu był oparty na agresji. Nie podbił on świata dzięki wyższości swoich ideałów, wartości czy religii (na którą nawróciło się niewielu przedstawicieli innych cywilizacji), lecz dzięki przewadze w stosowaniu zorganizowanej przemocy. Ludzie Zachodu o tym zapominają, ludzie spoza kręgu tej cywilizacji – nigdy.

I właśnie stąd to, co my przyjęliśmy uznawać za konstytutywne dla naszej kultury (np. pojęcie osoby, słynne kantowskie das ich, prymat indywiduum nad zbiorowością itd.), Wschód jako całość traktuje nader sceptycznie. Wiara Zachodu w spójność własnego „ja” i jego nadrzędność blokują w znacznym stopniu możliwość zrozumienia tego „ja” na Wschodzie, funkcjonującego polifonicznie i w różnorodnych kręgach zobowiązań.
Prawosławny światopogląd nie zna ostrych rozgraniczeń. Istnieje w nim wiele planów złączonych tajemniczą ciągłością. Dotyczy to także historii i tradycji. Dysputy poprzedzające unię obu kościołów (między soborami powszechnymi w Lyonie i we Florencji) ze strony łacinników były jawnym dyktatem i próbą zmuszenia Greków do bezwarunkowe] kapitulacji.

To był absolutny brak zrozumienia sytuacji panującej w Konstantynopolu i na całym Wschodzie. Tak widział te problemy reprezentant cesarza Andronika III Paleologa (1328-1341). Kalabryjski mnich Barlaam tak relacjonował te negocjacje: „Nie tyle różnica w nauce jest przyczyną odwrócenia się serc Greków od was, ile raczej nienawiść łacinników, której podłożem są tak liczne krzywdy doznane od nich w różnych czasach i ciągle jeszcze doświadczane. Jeżeli owa nienawiść nie zostanie najpierw przezwyciężona, unia nie będzie możliwą” (E. Przekop, Rzym-Konstantynopol: na drogach podziału i pojednania).

A jak jest dzisiaj?

Czy sytuacja się nie powtarza? Unia obu kościołów w końcu powstała (na soborze powszechnym w 1439 r.). Wspólnoty prawosławne w zdecydowanej większości ją odrzuciły. Akt ten został bowiem ponownie odebrany jako próba narzucenia od góry czegoś (i to w wyniku zabiegów Rzymu i zmowy elit) niezgodnego z aspiracjami wiernych i przeciwnego tradycji społeczeństw Wschodu; czegoś, co jest wbrew lokalnym wartościom będącym dorobkiem kościołów prawosławnych.

Arbitralność postępowania części elit rozminęła się nie po raz pierwszy i nie ostatni (przykład sytuacji na wschodnich terenach I Rzeczypospolitej po unii brzeskiej 1595/96 roku i odczucia oraz stosunek większości wspólnot prawosławnych z terenów I RP do Unii).
Wraz z upadkiem Konstantynopola (1453 r.) - stolicy Cesarstwa Wschodniego i duchowo-cywilizacyjnego centrum ortodoksji chrześcijańskiej - powstał asumpt dla narodzin idei, co prawda diametralnie różnych w swej wymowie metafizycznej i społeczno-politycznej od duchowości i formuły Bizancjum, ale mogących przypisywać sobie prawo do kontynuowania tych tradycji, często ze skutkiem pozytywnym, wśród społeczności prawosławnych.

Przeniesiony wschodni model autokracji i despotyzmu wraz z rozbudowanym aparatem biurokratyczno-urzędniczym i metodami ucisku znalazły szerokie pole zastosowania w idei Moskwy jako Trzeciego Rzymu („agent in rebus”, „opricznina”, „CzK/NKWD”, „razriad” i „pomiestnyj prikaz” to kontynuacja bizantyjskiego sposobu działania urzędów państwa oraz stosunku władzy do obywatela, przetransponowana na grunt Rosji carskiej, potem Związku Radzieckiego. Także bizantyjski „basileus” jako rosyjski „samodzierżawiec", czy I sekretarz generalny KPZR itp.).

W 1472 r. przybył do Moskwy, świetnie tam przyjęty, legat papieża Pawła II, a 12 listopada tegoż roku car Iwan III Srogi (dziad Iwana IV Groźnego) pojął za żonę Zofię, potomkinię cesarzy bizantyjskich z rodu Paleologów. Papieski Rzym liczył, iż ich wychowanka - Zofia Paleolog – nawróci Ruś na rzymski katolicyzm. I Moskwa oraz całe prawosławie powrócą na łono Rzymu. Niż bardziej mylnego. Zofia powróciła do wiary kościoła ortodoksyjnego, bizantyjskiego i stała się niezwykle silną żoną cara wdrażającą koncepcje (nie tylko religijne) polityczne rodem z cesarskiego Konstantynopola.

Niektórzy z uczonych wyróżniają odrębną cywilizację - prawosławną, której ośrodkiem jest Rosja. Od zachodniego chrześcijaństwa odróżnia ją właśnie bizantyjski rodowód, odrębna religia, dwieście lat tatarskiego panowania, biurokratyczny despotyzm oraz ograniczony kontakt z Renesansem, Reformacją, Oświeceniem i innymi zjawiskami tak ważnymi dla Zachodu. W tym też duchu należy odbierać twórczość Fiodora Dostojewskiego czy Lwa Tołstoja, prominentnych postaci rosyjskiej kultury. Zwłaszcza twórca Braci Karamazow uchodzić może za przykład prawosławnego egocentryzmu i uosobienie kulturowo-religijnego odcięcia się ortodoksji Wschodu od reszty świata. W swej krytyce chrześcijaństwa rzymskiego, w ukazywaniu antynomii kultur Rosji oraz Zachodu był nieubłagany.

Norman Davies uważa na przykład, iż formuła F. Dostojewskiego funkcjonowania obu tych cywilizacji przebiega jako schemat: katolicyzm to wolność w jedności, protestantyzm - wolność bez jedności, prawosławie - wolność w jedności i jedność w wolności. To potwierdza rozdzielność obu cywilizacji w rudymentach, gdyż każda zakłada wyższość własnego kręgu kulturowego.

Konflikty zbrojne na linii Wschód — Zachód w przełożeniu na wojny między państwami, np. Rosją a Polską, mają długą tradycję. Trwały cały XVI, XVII i XVIII wiek (czego ostatecznym efektem były rozbiory). To też powstania narodowe Polaków oraz wojna 1920-21, to też sprzeciw wobec dominacji Wschodu nad Europą Środkową w porządku pojałtańskim. Te doświadczenia tkwią głęboko w świadomości obu wspólnot, rzutując na wzajemne stosunki.
Wojny rosyjsko-polskie, podczas których w latach 1612-1613 Polacy na krótki czas okupowali Kreml, są tego najlepszym przykładem. Na murze wielkiego rosyjskiego klasztoru w Siergiejowym Posadzie koło Moskwy znajduje się pamiątkowa tablica z umieszczoną na niej znamienną sentencją obrazującą pogląd Rosjan na kontrreformację, której I RP była synonimem: tyfus - Tatarzyn - Polak = trzy plagi. Z kolei na Węgrzech wspólnota unicka powstała w wyniku zawarcia unii w Użgorodzie (1646 r.) generowała kłótnie i starcia jeszcze w latach 20. ub. wieku między unitami a dyzunitami zamieszkałymi w USA.
Minione antagonizmy i nieporozumienia na tle religijnym mogą być konserwowane w świadomości wiernych i trwać przez dekady czy stulecia. Stąd tworzą się stereotypy w postrzeganiu sąsiadów, pokłady wzajemnych fobii, uprzedzeń, niechęci czy nienawiści.
Radosław S. Czarnecki