Czy istnieje alternatywa dla grabieży Ziemi?
Czy istnieje alternatywa dla wywoływania wojny?
Czy istnieje alternatywa dla zniszczenia planety?
Nikt nie zadaje tych pytań, bo wydają się absurdalne. Ale też nikt nie może przed nimi uciec. Do czasu nadejścia globalnego kryzysu gospodarczego dewizą tak zwanego „neoliberalizmu” było TINA: „Nie ma alternatywy!”.
Brak alternatywy dla „neoliberalnej globalizacji”?
Brak alternatywy dla nieograniczonej gospodarki „wolnego rynku”?
Czym jest „neoliberalna globalizacja”?
Najpierw wyjaśnijmy, czym są globalizacja i neoliberalizm, skąd się biorą, kto nimi kieruje, co głoszą, co robią, dlaczego ich skutki są tak fatalne, dlaczego się nie powiodą i dlaczego ludzie mimo to się ich trzymają. Następnie przyjrzyjmy się reakcjom tych, którzy nie są – lub nie będą – w stanie żyć z konsekwencjami, jakie powodują.
Tu zaczynają się trudności. Od dobrych dwudziestu lat wmawia się nam, że nie ma alternatywy dla neoliberalnej globalizacji i że w rzeczywistości żadna taka alternatywa nie jest potrzebna. Raz po raz konfrontowani jesteśmy z koncepcją TINA: „Nie ma alternatywy!”. „Żelazna dama”, Margaret Thatcher, była jedną z tych, które bez końca powtarzały to przekonanie.
Koncepcja TINA zabrania wszelkiego myślenia. Kieruje się logiką, że nie ma sensu analizować i omawiać neoliberalizmu i tak zwanej globalizacji, ponieważ są one nieuniknione. Nie ma znaczenia, czy tolerujemy to, co się dzieje, czy nie – to i tak się dzieje. Nie ma sensu próbować tego zrozumieć. Zatem: Ulegaj! Zabij albo zgiń!
Niektórzy posuwają się nawet do sugerowania, że globalizacja – rozumiana jako system gospodarczy, który rozwinął się w określonych warunkach społecznych i historycznych – to nic innego jak prawo natury. Z kolei „natura ludzka” rzekomo odzwierciedla charakter podmiotów gospodarczych tego systemu: egoistycznych, bezwzględnych, chciwych i zimnych. To, jak nam powiedziano, działa na korzyść wszystkich.
Pozostaje pytanie: dlaczego „niewidzialna ręka” Adama Smitha stała się „widzialną pięścią”? Podczas gdy niewielka mniejszość czerpie ogromne korzyści z dzisiejszego neoliberalizmu (z których oczywiście nic nie pozostanie), zdecydowana większość populacji Ziemi cierpi w takim stopniu, że stawką jest samo jej przetrwanie. Wyrządzone szkody wydają się nieodwracalne.
Na całym świecie media – zwłaszcza stacje telewizyjne – unikają zajmowania się tym problemem. Częstą wymówką jest to, że nie da się go wyjaśnić.[1] Prawdziwym powodem jest oczywiście korporacyjna kontrola nad mediami.
Czym jest neoliberalizm?
Neoliberalizm jako program polityki gospodarczej, narodził się w Chile w 1973 roku. Jego inauguracja polegała na zorganizowanym przez USA zamachu stanu przeciwko demokratycznie wybranemu prezydentowi socjalistycznemu i ustanowieniu krwawej dyktatury wojskowej, znanej z systematycznych tortur. Był to jedyny sposób na urzeczywistnienie neoliberalnego modelu tzw. „chłopaków z Chicago” pod przywództwem Miltona Friedmana – ucznia Friedricha von Hayeka.
Poprzednikiem modelu neoliberalnego jest liberalizm gospodarczy XVIII i XIX wieku i jego idea „wolnego handlu”. Goethe oceniał wówczas: „Wolny handel, piractwo, wojna – nierozerwalna trójka!”[2].
W centrum zarówno starego, jak i nowego liberalizmu gospodarczego leży:
interes własny i indywidualizm; oddzielenie zasad etycznych od spraw gospodarczych, innymi słowy - proces „oddzielania” gospodarki od społeczeństwa; racjonalność ekonomiczna jako zwykły rachunek kosztów i korzyści oraz maksymalizacja zysku; konkurencja jako podstawowa siła napędowa wzrostu i postępu; specjalizacja i zastępowanie gospodarki nastawionej na przetrwanie nastawionym na zysk handlem zagranicznym („przewaga komparatywna kosztów”); oraz zakaz ingerencji państwa w siły rynkowe.[3]
Nowy liberalizm ekonomiczny przewyższa stary w swoim globalnym założeniu. Dzisiejszy liberalizm gospodarczy funkcjonuje jako model dla każdego: wszystkich części gospodarki, wszystkich sektorów społeczeństwa, życia/samej natury. W konsekwencji, niegdyś „odkorzeniona” gospodarka teraz twierdzi, że „osadza” wszystko, w tym władzę polityczną. Co więcej, pojawia się nowa, wypaczona „etyka ekonomiczna” (a wraz z nią pewna koncepcja „natury ludzkiej”), która wyśmiewa wszystko, od tak zwanych dobroczyńców, przez altruizm, bezinteresowną pomoc w opiece nad innymi, po ideę odpowiedzialności.[4]
Posuwa się to aż do twierdzenia, że dobro wspólne zależy wyłącznie od niekontrolowanego egoizmu jednostki, a zwłaszcza od dobrobytu korporacji transnarodowych. Rzekomo niezbędna „wolność” gospodarki – która paradoksalnie oznacza jedynie wolność korporacji – polega zatem na wolności od odpowiedzialności i zaangażowania w społeczeństwo.
Maksymalizacja zysku musi nastąpić w jak najkrótszym czasie; oznacza to, najlepiej, poprzez spekulację i „wartość dla akcjonariuszy”. Musi napotykać na jak najmniej przeszkód.
Obecnie globalne interesy ekonomiczne przeważają nie tylko nad troskami pozaekonomicznymi, ale także nad krajowymi względami ekonomicznymi, ponieważ korporacje postrzegają siebie jako coś wykraczającego poza wspólnotę i naród.[5] Tworzy się „równe pole gry”, które oferuje globalnym graczom najlepsze możliwe warunki. To pole gry nie zna żadnych prawnych, społecznych, ekologicznych, kulturowych ani narodowych „barier”.[6] W rezultacie konkurencja gospodarcza rozgrywa się na rynku wolnym od wszelkich wpływów pozarynkowych, pozaekonomicznych lub protekcjonistycznych – o ile oczywiście nie służą one interesom dużych graczy (korporacji). Interesy korporacji – ich maksymalny wzrost i postęp – mają absolutny priorytet. Uzasadnieniem tego jest twierdzenie, że ich dobrobyt oznacza również dobrobyt małych przedsiębiorstw i warsztatów.
Różnicę między nowym a starym liberalizmem gospodarczym można najpierw sformułować w kategoriach ilościowych: po tym, jak kapitalizm przeszedł przez serię pęknięć i wyzwań – wywołanych przez „konkurencyjny system gospodarczy”, kryzys kapitalizmu, powojenny „keynesizm” z jego tendencjami do państwa socjalnego i opiekuńczego, wewnętrzny masowy popyt konsumpcyjny (tzw. fordyzm) oraz cel pełnego zatrudnienia na Północy, liberalne cele gospodarcze z przeszłości nie tylko euforycznie odżyły, ale także uległy „globalizacji”. Głównym powodem jest rzeczywiście koniec konkurencji między alternatywnymi systemami gospodarczymi. Jednakże stwierdzenie, że potwierdza to zwycięstwo kapitalizmu i „złotego Zachodu” nad „mrocznym socjalizmem”, jest tylko jedną z możliwych interpretacji.
Inną – przeciwstawną – interpretacją jest postrzeganie „nowoczesnego systemu światowego” (obejmującego zarówno kapitalizm, jak i socjalizm) jako dotkniętego ogólnym kryzysem, który powoduje totalną i bezlitosną konkurencję o globalne zasoby, jednocześnie torując drogę możliwościom inwestycyjnym, tj. waloryzacji kapitału.[7]
Trwająca globalizacja neoliberalizmu pokazuje, która interpretacja jest słuszna. Przede wszystkim dlatego, że różnice między starym a nowym liberalizmem gospodarczym można wyrazić nie tylko ilościowo, ale także jakościowo. Jesteśmy świadkami zupełnie nowych zjawisk: zamiast demokratycznej „pełnej konkurencji” między wieloma małymi przedsiębiorstwami korzystającymi z wolności rynku, wygrywają tylko wielkie korporacje. W rezultacie tworzą one nowe oligopole rynkowe i monopole o nieznanych dotąd rozmiarach. Rynek pozostaje zatem wolny tylko dla nich, podczas gdy staje się niewolny dla wszystkich innych, którzy są skazani na egzystencję zależności (jako przymusowi producenci, pracownicy i konsumenci) lub całkowicie wykluczeni z rynku (jeśli nie mają nic do sprzedania ani kupienia). Około pięćdziesiąt procent światowej populacji należy obecnie do tej grupy, a odsetek ten rośnie.[8]
Prawo antymonopolowe straciło wszelką moc, odkąd normy ustanowiły korporacje transnarodowe. To korporacje – a nie „rynek” jako anonimowy mechanizm czy „niewidzialna ręka” – determinują dzisiejsze zasady handlu, na przykład ceny i regulacje prawne. Dzieje się to poza jakąkolwiek kontrolą polityczną. Spekulacja ze średnią dwudziestoprocentową marżą zysku wypiera uczciwych producentów, którzy stają się „nieopłacalni”.[9] Pieniądze stają się zbyt cenne dla stosunkowo nieopłacalnych, długoterminowych projektów, lub projektów, które służą jedynie – jakże śmiałe! – dobremu życiu. Pieniądze zamiast tego „wędrują w górę” i znikają.
Kapitał finansowy coraz bardziej determinuje, czym są i co robią rynki.[10] Odłączając dolara od ceny złota, kreacja pieniądza nie ma już bezpośredniego związku z produkcją”.[11] Co więcej, w dzisiejszych czasach większość z nas – dokładnie tak jak wszystkie rządy – jest zadłużona. To kapitał finansowy ma wszystkie pieniądze – my nie mamy żadnych.[12]
Małe, średnie, a nawet niektóre większe przedsiębiorstwa są wypychane z rynku, zmuszane do upadku lub przejmowane przez korporacje transnarodowe, ponieważ ich wyniki są poniżej średniej w porównaniu ze spekulacją – a raczej: sprzeczkami – wygrywają. Sektor publiczny, który historycznie definiowano jako sektor gospodarki i administracji non-profit, jest „odchudzony”, a jego „dochodowe” części („klejnoty”) przekazywane korporacjom (prywatyzowane). W konsekwencji znikają usługi społeczne, które są niezbędne do naszego istnienia. Małe i średnie przedsiębiorstwa prywatne – które do niedawna zatrudniały osiemdziesiąt procent siły roboczej i zapewniały normalne warunki pracy – również odczuwają skutki tych zmian. Rzekoma korelacja między wzrostem gospodarczym a bezpieczeństwem zatrudnienia jest fałszywa. Gdy wzrostowi gospodarczemu towarzyszą fuzje przedsiębiorstw, miejsca pracy są tracone.[13]
Jeśli pojawiają się jakieś nowe miejsca pracy, większość z nich jest niepewna, co oznacza, że są one dostępne jedynie tymczasowo i słabo płatne. Jedna praca zazwyczaj nie wystarcza, aby się utrzymać.[14] Oznacza to, że warunki pracy na Północy stają się zbliżone do tych na Południu, a warunki pracy mężczyzn do warunków pracy kobiet – trend diametralnie odmienny od tego, co zawsze nam powtarzano. Korporacje przenoszą się teraz na Południe (lub Wschód), aby wykorzystać tanią – a zwłaszcza żeńską – siłę roboczą bez przynależności związkowej. Dzieje się tak już od lat 70. XX wieku w „Strefach Przetwórstwa Eksportowego” (EPZ, „fabrykach rynku światowego” lub „maquiladoras”), gdzie produkuje się większość światowych chipów komputerowych, trampek, ubrań i sprzętu elektronicznego.[15]
Strefy EPZ znajdują się na obszarach, gdzie wiekowe warunki kolonialno-kapitalistyczne i autorytarno-patriarchalne gwarantują dostępność taniej siły roboczej.[16] Niedawne przesunięcie możliwości biznesowych z sektora dóbr konsumpcyjnych na sektor zbrojeniowy jest szczególnie niepokojącym zjawiskiem.[17]
Nie tylko produkcja towarów jest „outsourcingowana” i lokowana w EPZ, ale także sektor usług. Jest to wynik tzw. trzeciej rewolucji przemysłowej, czyli rozwoju nowych technologii informatycznych i komunikacyjnych. Wiele miejsc pracy zniknęło całkowicie z powodu komputeryzacji, również w sektorze administracyjnym.[18] Połączenie zasad „wysokiej technologii” i „niskich płac”/„braku płac” (zawsze negowanych przez entuzjastów „postępu”) gwarantuje „przewagę kosztów porównawczych” w handlu zagranicznym. Ostatecznie doprowadzi to do „chińskich płac” na Zachodzie.
Potencjalna utrata zachodnich konsumentów nie jest postrzegana jako zagrożenie. Gospodarka korporacyjna nie przejmuje się tym, czy konsumenci są Europejczykami, Chińczykami czy Hindusami.
Środki produkcji koncentrują się w coraz mniejszej liczbie rąk, zwłaszcza że kapitał finansowy – sam w sobie niepewny – kontroluje wartości aktywów coraz agresywniej.
Powstają nowe formy własności prywatnej, między innymi poprzez „oczyszczanie” własności publicznej i przekształcanie dotychczas publicznych i prywatnych usług i przemysłu na małą skalę w sektor korporacyjny. Dotyczy to przede wszystkim dziedzin, które od dawna (przynajmniej częściowo) były wykluczone z logiki zysku – np. edukacji, zdrowia, energetyki czy zaopatrzenia w wodę i jej utylizacji. Nowe formy tzw. ogrodzeń wyłaniają się z dzisiejszej całkowitej komercjalizacji dotychczasowych małych prywatnych lub publicznych usług i przemysłu, „dóbr wspólnych” oraz zasobów naturalnych, takich jak oceany, lasy deszczowe, regiony różnorodności genetycznej lub o znaczeniu geopolitycznym (np. potencjalne trasy rurociągów) itd.[19]
Jeśli chodzi o nowe przestrzenie wirtualne i sieci komunikacyjne, jesteśmy świadkami gorączkowych wysiłków, aby objąć je również kontrolą prywatną.[20]
Wszystkie te nowe formy własności prywatnej są w istocie tworzone przez (mniej lub bardziej) drapieżne formy zawłaszczania. W tym sensie stanowią one kontynuację historii tzw. pierwotnej akumulacji, która rozprzestrzeniła się globalnie, zgodnie z hasłem: „Wzrost poprzez wywłaszczenie!”[21].
Większość ludzi ma coraz mniejszy dostęp do środków produkcji, a zatem rośnie zależność od deficytowej i nisko płatnej pracy. Zniszczenie państwa opiekuńczego niszczy również pojęcie, że jednostki mogą polegać na społeczności w czasach potrzeby. Nasze istnienie opiera się wyłącznie na prywatnych, tj. drogich usługach, które często są znacznie gorszej jakości i znacznie mniej niezawodne niż usługi publiczne. (To mit, że prywatne zawsze przewyższa publiczne).
Doświadczamy niedoboru, wcześniej znanego tylko kolonialnemu Południu. Stare twierdzenie, że Południe ostatecznie przekształci się w Północ, okazało się błędne. To Północ coraz bardziej przekształca się w Południe. Jesteśmy świadkami najnowszej formy „rozwoju”, a mianowicie światowego systemu niedorozwoju.[22] Rozwój i niedorozwój idą ręka w rękę.[23] Może to wkrótce dojrzeć nawet u pracowników „pomocy rozwojowej”.
To zazwyczaj kobiety są wzywane do równoważenia niedorozwoju poprzez zwiększoną pracę („świadczenie usług”) w gospodarstwie domowym. W rezultacie obciążenie pracą i niedopłacanie kobietom przybiera przerażające rozmiary: wykonują one nieodpłatną pracę w domu i słabo opłacaną pracę „gospodyń domowych” poza nim.[24] Jednak komercjalizacja nie kończy się na progu domu. Nawet prace domowe stają się przedmiotem komercyjnej kooptacji („pytanie o nową pokojówkę”), z niewielkimi korzyściami finansowymi dla kobiet wykonujących tę pracę.[25]
Między innymi z tego powodu kobiety są coraz częściej zmuszane do prostytucji, jednego z największych współczesnych światowych przemysłów.[26] To ilustruje dwie rzeczy: a) jak mało „emancypacja” kobiet faktycznie prowadzi do „równych warunków” z mężczyznami; oraz b) że „rozwój kapitalistyczny” nie oznacza wzrostu „wolności” w stosunkach pracy najemnej, jak od dawna twierdzi lewica.[27] Gdyby tak było, neoliberalizm oznaczałby dobrowolny koniec kapitalizmu, gdy osiągnie on swój najdalszy zasięg. Jednak wydaje się to mało prawdopodobne.
Dziś w „systemie światowym” żyją setki milionów quasi-niewolników, więcej niż kiedykolwiek wcześniej.[28] Autorytarny model „Stref Przetwarzania Eksportowego” podbija Wschód i zagraża Północy. Redystrybucja bogactwa przebiega coraz szybciej – i z coraz większą prędkością – od dołu do góry. Przepaść między bogatymi a biednymi nigdy nie była większa. Klasa średnia znika. Z taką sytuacją mamy do czynienia.
Staje się oczywiste, że neoliberalizm nie oznacza końca kolonializmu, lecz wręcz przeciwnie – kolonizację Północy. Ta nowa „kolonizacja świata”[29] odwołuje się do początków „nowoczesnego systemu światowego” w „długim XVI wieku”, kiedy to podbój Ameryk, ich eksploatacja i kolonialna transformacja umożliwiły powstanie i „rozwój” Europy[30]. Tak zwane „choroby dziecięce” nowoczesności wciąż ją prześladują, nawet w podeszłym wieku. Są one w istocie główną cechą najnowszego etapu nowoczesności. Rozwijają się, zamiast zanikać.
Gdzie nie ma Południa, tam nie ma Północy; gdzie nie ma peryferii, tam nie ma centrum; gdzie nie ma kolonii, tam nie ma – w każdym razie nie ma – cywilizacji „zachodniej”.[31]
Austria również jest częścią systemu światowego. Staje się coraz bardziej kolonią korporacyjną (zwłaszcza korporacji niemieckich). Nie powstrzymuje jej to jednak przed byciem aktywnym kolonizatorem, zwłaszcza na Wschodzie.[32]
Społeczne, kulturowe, tradycyjne i ekologiczne względy zostają porzucone i ustępują miejsca mentalności grabieży. Wszystkie globalne zasoby, które nam jeszcze pozostały – zasoby naturalne, lasy, woda, pule genetyczne – stały się przedmiotami użytkowania. Konsekwencją jest szybka destrukcja ekologiczna poprzez wyczerpanie. Jeśli ktoś zarabia więcej na wycinaniu drzew niż na ich sadzeniu, to nie ma powodu, aby ich nie wycinać.[33]
Ani społeczeństwo, ani państwo nie ingerują, pomimo globalnego ocieplenia i oczywistego faktu, że wycinka niewielu pozostałych lasów deszczowych nieodwracalnie zniszczy klimat Ziemi – nie wspominając o wielu innych negatywnych skutkach takich działań.[34]
Prawa klimatyczne, zwierzęce, roślinne, ludzkie i ogólne prawa ekologiczne są nic nie warte w porównaniu z interesami korporacji – bez względu na to, że lasy deszczowe nie są zasobem odnawialnym i że cały ekosystem Ziemi od nich zależy. Gdyby chciwość i racjonalizm, z jakim jest ona egzekwowana ekonomicznie, rzeczywiście były wrodzoną cechą antropologiczną, nigdy nie dożylibyśmy tego dnia.
Dowódca wahadłowca kosmicznego, który okrążył Ziemię w 2005 roku, zauważył, że „płonie centrum Afryki”. Miał na myśli Kongo, w którym znajduje się ostatni wielki las deszczowy kontynentu. Bez niego nie będzie już chmur deszczowych nad źródłami Nilu. Musi on jednak zniknąć, aby korporacje uzyskały swobodny dostęp do zasobów naturalnych Konga, które są przyczyną wojen nękających dziś ten region. W końcu diamenty i koltan są potrzebne do telefonów komórkowych.
Dziś wszystko na Ziemi zamienia się w towary, tj. wszystko staje się przedmiotem „handlu” i komercjalizacji (co w istocie oznacza likwidację, przekształcenie wszystkiego w płynny pieniądz). W stadium neoliberalnym kapitalizmowi nie wystarcza globalne dążenie do mniej kosztochłonnej i najlepiej „bezpłatnej” produkcji towarowej. Celem jest przekształcenie każdego i wszystkiego w towary, w tym samego życia.[35] Ślepo zmierzamy ku gwałtownemu i absolutnemu końcowi tego „sposobu produkcji”, a mianowicie całkowitej kapitalizacji/likwidacji poprzez „monetaryzację”.[36]
Jesteśmy świadkami nie tylko nieustannej pochwały rynku – jesteśmy świadkami tego, co można określić mianem „fundamentalizmu rynkowego”. Ludzie wierzą w rynek jak w boga. Wydaje się, że panuje przekonanie, że bez niego nic nie mogłoby się wydarzyć. Całkowita globalna, maksymalizowana akumulacja pieniądza/kapitału jako abstrakcyjnego bogactwa staje się jedynym celem działalności gospodarczej. Musi zostać ustanowiony „wolny” rynek światowy dla wszystkiego – rynek światowy funkcjonujący zgodnie z interesami korporacji i pieniądza kapitalistycznego. Instalacja takiego rynku postępuje z oszałamiającą szybkością. Stwarza on nowe możliwości zysku tam, gdzie wcześniej ich nie było, np. w Iraku, Europie Wschodniej czy Chinach.
Jedna rzecz pozostaje powszechnie pomijana: abstrakcyjne bogactwo tworzone w celu akumulacji implikuje zniszczenie natury jako bogactwa konkretnego. Rezultatem jest „dziura w ziemi”, a obok niej wysypisko śmieci ze zużytymi towarami, przestarzałymi maszynami i bezwartościowymi pieniędzmi.[37] Jednakże, gdy całe bogactwo konkretne (które dziś składa się głównie z ostatnich zasobów naturalnych) zniknie, bogactwo abstrakcyjne również zniknie. Według słów Marksa, „wyparuje”. Fakt, że bogactwo abstrakcyjne nie jest bogactwem realnym, stanie się oczywisty, podobnie jak odpowiedź na pytanie, jakie bogactwo tak naprawdę wytworzyła współczesna działalność gospodarcza. Ostatecznie to nic innego jak bogactwo pieniężne (i nawet ono istnieje głównie wirtualnie lub na rachunkach) stanowi monokulturę kontrolowaną przez niewielką mniejszość. Różnorodność zostaje stłumiona, a miliony ludzi zastanawiają się, jak przetrwać. A tak naprawdę: jak przetrwać bez zasobów, środków produkcji i pieniędzy?
Nihilizm naszego systemu gospodarczego jest oczywisty. Cały świat zostanie przekształcony w pieniądz – a potem zniknie. W końcu pieniądza nie da się zjeść. Nikt nie zdaje się brać pod uwagę faktu, że nie da się przekształcić towarów, pieniędzy, kapitału i maszyn w bogactwo naturalne lub materialne. Wydaje się, że u podstaw wszelkiego „rozwoju gospodarczego” leży założenie, że „zasoby”, „źródła bogactwa”[38], są odnawialne i wieczne – podobnie jak „wzrost”, który generują[39].
Neoliberalizm i jego „totalitaryzm monetarny” udowadniają, że pogląd, jakoby kapitalizm i demokracja były jednym, to mit.[40]
Prymat polityki nad gospodarką został utracony. Politycy wszystkich partii porzucili go. To korporacje dyktują politykę. Tam, gdzie w grę wchodzą interesy korporacyjne, nie ma miejsca na demokratyczne konwencje ani kontrolę społeczną. Przestrzeń publiczna znika. Res publica przekształca się w res privata, czyli – jak moglibyśmy dziś powiedzieć – res privata transnationale (w pierwotnym łacińskim znaczeniu „privare” oznacza „pozbawiać”).
Tylko ci u władzy nadal mają prawa. Sami sobie przyznają potrzebne licencje, od „licencji na grabież” po „licencję na zabijanie”.[41] Ci, którzy stają im na drodze lub kwestionują ich „prawa”, są oczerniani, kryminalizowani i w coraz większym stopniu określani jako „terroryści” lub, w przypadku rządów buntujących się, jako „państwa zbójeckie” – etykieta, która zazwyczaj oznacza groźbę lub faktyczny atak militarny, jak widać w przypadku Jugosławii, Afganistanu i Iraku, a być może w niedalekiej przyszłości także Syrii i Iranu. Prezydent USA Bush wspomniał nawet o możliwości przeprowadzenia „prewencyjnych” ataków nuklearnych, gdyby Stany Zjednoczone poczuły się zagrożone bronią masowego rażenia.[42] Unia Europejska nie wyraziła sprzeciwu.[43]
Neoliberalizm i wojna to dwie strony tej samej monety.[44] Wolny handel, piractwo i wojna to wciąż „nierozłączna trójka” – dziś być może bardziej niż kiedykolwiek. Wojna nie tylko „dobra dla gospodarki”, ale wręcz jej siła napędowa i może być rozumiana jako „kontynuacja gospodarki innymi środkami”.[45] Wojna i gospodarka stały się niemal nieodróżnialne.[46] Wojny o zasoby – zwłaszcza o ropę i wodę – już się rozpoczęły.[47] Wojny w Zatoce Perskiej są najbardziej oczywistym przykładem. Militaryzm ponownie jawi się jako „wykonawca akumulacji kapitału” – potencjalnie wszędzie i trwale.[48]
Prawa człowieka i prawa suwerenności zostały przeniesione z ludzi, społeczności i rządów na korporacje.[49] Pojęcie ludu jako suwerennego podmiotu zostało praktycznie zniesione. Jesteśmy świadkami swoistego zamachu stanu. Systemy polityczne Zachodu i państwa narodowego jako gwarancje i wyraz międzynarodowego podziału pracy we współczesnym systemie światowym ulegają coraz większemu rozpadowi.[50] Państwa narodowe przekształcają się w „państwa peryferyjne” zgodnie z podrzędną rolą, jaką odgrywają w protodespotycznym „Nowym Porządku Świata”.[51] Demokracja wydaje się przestarzała. W końcu „utrudnia prowadzenie działalności gospodarczej”.[52]
„Nowy Porządek Świata” oznacza nowy podział pracy, który nie rozróżnia już między Północą a Południem, Wschodem a Zachodem – dziś wszędzie jest Południe. Ustanawia się odpowiednie prawo międzynarodowe, które skutecznie funkcjonuje od góry do dołu („od góry do dołu”) i eliminuje wszelkie lokalne i regionalne prawa wspólnotowe. Co więcej, wiele takich praw traci ważność zarówno z mocą wsteczną, jak i na przyszłość.[53]
Logika neoliberalizmu jako swoistego totalitarnego neomerkantylizmu polega na tym, że wszystkie zasoby, wszystkie rynki, wszystkie pieniądze, wszystkie zyski, wszystkie środki produkcji, wszystkie „możliwości inwestycyjne”, wszystkie prawa i cała władza należą wyłącznie do korporacji. Parafrazując Richarda Sennetta: „Wszystko dla korporacji!”[54] Można by dodać: „Teraz!”
Korporacje mogą robić, co im się podoba z tym, co otrzymują. Nikt nie ma prawa ingerować. Paradoksalnie, oczekuje się od nas, że będziemy na nich polegać, jeśli chodzi o znalezienie wyjścia z kryzysu, w którym się znajdujemy. To naraża cały glob na ryzyko, ponieważ korporacje nie ponoszą odpowiedzialności ani jej nie znają. Czasy umów społecznych minęły.[55] W rzeczywistości samo wskazywanie kryzysu stało się przestępstwem, a wszelka krytyka wkrótce zostanie określona jako „terror” i jako taka będzie prześladowana.[56]
Medycyna ekonomiczna MFW
Od lat 80. XX wieku to głównie Programy Dostosowań Strukturalnych (SAP) Banku Światowego i MFW pełnią rolę egzekutorów neoliberalizmu. Programy te są nakładane na kraje Południa, które mogą być szantażowane z powodu ich długów. Tymczasem liczne interwencje wojskowe i wojny pomagają w przejmowaniu pozostałych aktywów, zabezpieczaniu zasobów, wdrażaniu neoliberalizmu jako globalnej polityki gospodarczej, tłumieniu ruchów oporu (cynicznie określanych mianem „powstań MFW”) i ułatwianiu lukratywnego biznesu odbudowy.[57]
W latach 80. Ronald Reagan i Margaret Thatcher wprowadzili neoliberalizm w krajach angloamerykańskich. W 1989 roku sformułowano tzw. „Konsensus Waszyngtoński”. Twierdził on, że prowadzi on do globalnej wolności, dobrobytu i wzrostu gospodarczego poprzez „deregulację, liberalizację i prywatyzację”. Stało się to credo i obietnicą wszystkich neoliberałów. Dziś wiemy, że obietnica ta spełniła się wyłącznie w odniesieniu do korporacji – i nikogo innego.
Na Bliskim Wschodzie poparcie Zachodu dla Saddama Husajna w wojnie pomiędzy Irakiem a Iranem w latach 80. i w wojnie w Zatoce Perskiej na początku lat 90. zapowiadało stałą obecność USA w tym najbardziej spornym regionie naftowym świata.
W Europie kontynentalnej neoliberalizm rozpoczął się od kryzysu w Jugosławii, wywołanego przez Programy Dostosowań Strukturalnych (SAP) Banku Światowego i MFW. Kraj był mocno eksploatowany, rozpadał się i ostatecznie nękany wojną domową o ostatnie pozostałe zasoby.[58]
Od wojny NATO w 1999 r. Bałkany są rozdrobnione, okupowane i geopolitycznie pod kontrolą neoliberalną.[59] Region ten jest głównym strategicznym interesem dla przyszłego transportu ropy naftowej i gazu z Kaukazu na Zachód (na przykład gazociąg „Nabucco”, który ma zacząć działać z Morza Kaspijskiego przez Turcję i Bałkany do 2011 r.[60] Odbudowa Bałkanów jest wyłącznie w rękach zachodnich korporacji.
Wszystkie rządy, lewicowe, prawicowe, liberalne czy zielone, to akceptują. Brakuje analizy związku między polityką neoliberalizmu, jego historią, tłem i wpływem na Europę i inne części świata. Podobnie, brak analizy jego związku z nowym militaryzmem.
Claudia von Werlhof
Jest to fragment książki niemieckiej socjolożki i politolożki prof. Claudii von Werlhof The Global Economic Crisis: The Great Depression of the XXI Century, (Globalny kryzys gospodarczy: Wielki kryzys XXI wieku) wydanej w 2009 roku. Wszystkie odnośniki w tekście oraz przypisy znajdują się w wersji oryginalnej na stronie The Global Research -
https://www.globalresearch.ca/neoliberal-globalization-is-there-an-alternative-to-plundering-the-earth/24403

