1 sierpnia (2025) minela 50. rocznica podpisania Porozumień Helsińskich. Złoty jubileusz tego wydarzenia minął bez większego echa w mainstreamowych komentarzach i bez uznania. Jednak data ta była absolutnie wstrząsająca, a jej destrukcyjne konsekwencje odbijają się echem w całej Europie i poza nią. Porozumienia nie tylko wiele lat później podpisały wyroki śmierci dla Związku Radzieckiego, Układu Warszawskiego i Jugosławii, ale także stworzyły nową globalną dynamikę, w której „prawa człowieka” – a konkretnie ich zachodniocentryczna i egzekwowana koncepcja – stały się nieustraszoną bronią w arsenale Imperium.
Porozumienia formalnie miały na celu ugruntowanie odprężenia między USA a Związkiem Radzieckim. Zgodnie z ich zapisami, w zamian za uznanie politycznych wpływów tego ostatniego na Europę Środkową i Wschodnią, Moskwa i jej satelity z Układu Warszawskiego zgodziły się na utrzymanie definicji „praw człowieka” obejmującej wyłącznie wolności polityczne, takie jak wolność zgromadzeń, wypowiedzi, informacji i przemieszczania się. Ochrona powszechnie przysługująca mieszkańcom bloku wschodniego – taka jak bezpłatna edukacja, zatrudnienie, mieszkanie i inne – była całkowicie nieobecna w tej taksonomii.
Był jeszcze jeden haczyk. Porozumienia doprowadziły do powstania kilku zachodnich organizacji monitorujących przestrzeganie ich postanowień przez blok wschodni – w tym Helsinki Watch, poprzedniczki Human Rights Watch. Następnie organizacje te często odwiedzały region i nawiązywały bliskie więzi z lokalnymi frakcjami dysydentów politycznych, wspierając je w agitacji antyrządowej. Nie było mowy o tym, aby przedstawiciele Związku Radzieckiego, Układu Warszawskiego czy Jugosławii byli zapraszani do oceny przestrzegania „praw człowieka” w kraju i za granicą przez Stany Zjednoczone i ich wasali.
Jak obszernie udokumentował prawnik Samuel Moyn , Porozumienia odegrały kluczową rolę w zdecydowanym odwróceniu głównego nurtu dyskursu o prawach człowieka od wszelkich kwestii ekonomicznych i społecznych. Co gorsza , zdaniem Moyna, „idea praw człowieka” została przekształcona „w nakaz zawstydzania państwowych ciemiężycieli”. W rezultacie zachodnia brutalność imperialna wobec domniemanych zagranicznych łamiących prawa człowieka – w tym sankcje, kampanie destabilizacyjne, zamachy stanu i jawne interwencje wojskowe – mogła być usprawiedliwiona, często wspomagana przez pozornie neutralne ustalenia obrońców „praw człowieka”, takich jak Amnesty International i HRW.
Niemal natychmiast po podpisaniu Porozumień Helsińskich w całym bloku wschodnim powstało mnóstwo organizacji dokumentujących rzekome naruszenia ze strony władz. Ich ustalenia były następnie – często potajemnie – przekazywane zagranicznym ambasadom i organizacjom praw człowieka, w celu nagłośnienia na arenie międzynarodowej. Przyczyniło się to znacząco do presji wewnętrznej i zewnętrznej na Związek Radziecki, Układ Warszawski i Jugosławię. Główne źródła twierdzą, że koncepcja tych grup dysydenckich była całkowicie spontaniczna i organiczna, co z kolei zapewniło Zachodowi wsparcie dla ich pionierskich działań.
Amerykański ustawodawca Dante Fascell twierdził, że „żądania” „nieustraszonych” obywateli radzieckich „zmusiły nas do reakcji”. Istnieją jednak jednoznaczne przesłanki wskazujące na to, że ingerencja w sprawy bloku wschodniego była wpisana w Helsinki jeszcze przed ich rozpoczęciem. Pod koniec czerwca 1975 roku , w przededniu podpisania Porozumień przez prezydenta USA Geralda Forda, sowiecki dysydent na wygnaniu Aleksander Sołżenicyn przemawiał do wysoko postawionych polityków w Waszyngtonie. Pojawił się na wyraźne zaproszenie zagorzałego antykomunisty George’a Meany’ego, szefa powiązanej z CIA Amerykańskiej Federacji Pracy i Kongresu Organizacji Przemysłowych (AFL-CIO). Sołżenicyn oświadczył :
„My, dysydenci ZSRR, nie mamy żadnych czołgów, nie mamy żadnej broni, nie mamy żadnej organizacji. Nie mamy niczego… Jesteście sojusznikami naszego ruchu wyzwoleńczego w krajach komunistycznych… Przywódcy komunistyczni mówią: „Nie wtrącajcie się w nasze sprawy wewnętrzne”… Ale ja wam mówię: wtrącajcie się coraz bardziej. Wtrącajcie się, ile się da. Błagamy was, przyjdźcie i wtrącajcie się”.
„Aberracja polityczna”
W 1980 roku masowe strajki w Gdańsku rozprzestrzeniły się na cały kraj, co doprowadziło do powstania Solidarności, niezależnego związku zawodowego i ruchu społecznego. Jednym z jej postulatów było, aby wspierany przez Sowietów polski rząd rozpowszechnił 50 000 egzemplarzy helsińskich protokołów o „prawach człowieka” wśród opinii publicznej. Założyciel i przywódca Solidarności, Lech Wałęsa, nazwał później Porozumienia „punktem zwrotnym”, umożliwiającym i wspierającym ogólnokrajowe rozbicie związku i jego rozwój w poważną siłę polityczną. W ciągu zaledwie roku liczba członków Solidarności przekroczyła 10 milionów.
Nieubłagany wzrost ruchu wywołał falę uderzeniową w całym Układzie Warszawskim. Był to pierwszy przypadek powstania niezależnej organizacji masowej w państwie sojuszniczym z ZSRR, a wkrótce miały pójść w jej ślady kolejne. Działalność Solidarności, wówczas nieujawniona i dziś w dużej mierze nieznana, była finansowana przez rząd USA milionami dolarów. To samo dotyczyło najbardziej prominentnych grup dysydenckich bloku wschodniego, takich jak czechosłowacka Karta 77. W wielu przypadkach frakcje te nie tylko obaliły swoich przywódców pod koniec dekady, ale także utworzyły później rządy.
Finansowanie tych działań przez Waszyngton zostało skodyfikowane w tajnej Dyrektywie Bezpieczeństwa Narodowego z września 1982 roku . Stwierdzono w niej, że „głównym długoterminowym celem USA w Europie Wschodniej” było „osłabienie sowieckiej dominacji nad regionem, a tym samym ułatwienie jego ewentualnej reintegracji z europejską wspólnotą narodów”. Miało to zostać osiągnięte poprzez: „wspieranie bardziej liberalnych tendencji w regionie… wzmacnianie prozachodniej orientacji ich narodów… zmniejszanie ich zależności gospodarczej i politycznej od ZSRR… ułatwianie ich stowarzyszenia z wolnymi narodami Europy Zachodniej”.
W sierpniu 1989 roku, zaledwie kilka dni po objęciu władzy w Polsce przez Solidarność, co oznaczało powstanie pierwszego po II wojnie światowej niekomunistycznego rządu w bloku wschodnim, w „Washington Post” ukazał się niezwykły artykuł . Wysoko postawiony działacz AFL-CIO, Adrian Karatnycky, pisał o swojej „niepohamowanej radości i podziwie” dla „oszałamiającego” sukcesu Solidarności w oczyszczeniu kraju z wpływów sowieckich w latach 80. XX wieku. Ruch ten stanowił „centralny element” szerszej „strategii” USA, jak wyjaśnił, i był finansowany oraz wspierany przez Waszyngton z zachowaniem najwyższej „dyskrecji i tajemnicy”.
Ogromne sumy przekazywane Solidarności za pośrednictwem AFL-CIO i CIA, będącej częścią Narodowego Funduszu na rzecz Demokracji, „zapewniły finansowanie dostaw dziesiątek pras drukarskich, dziesiątek komputerów, setek powielaczy, tysięcy galonów tuszu drukarskiego, setek tysięcy matryc, kamer wideo i sprzętu radiofonicznego”. Źródło to promowało działalność Solidarności na arenie lokalnej i międzynarodowej. W samej Polsce wydano 400 „czasopism podziemnych” – w tym komiksy przedstawiające „komunizm jako czerwonego smoka” i Lecha Wałęsę „jako bohaterskiego rycerza” – które czytały dziesiątki tysięcy ludzi.
Karatnycky chwalił się, jak Imperium było intymnie „wciągnięte w codzienny dramat walki Polski” w ciągu ostatniej dekady i „wiele z historii tej walki i naszej roli w niej będzie musiało zostać opowiedziane innego dnia”. Mimo to rezultaty były niezwykłe. Dziennikarze finansowanej przez NED warszawskiej „prasy podziemnej” nagle zostali przekształceni w „redaktorów i reporterów nowych, niezależnych gazet w Polsce”. Byli „piraci radiowi” i działacze Solidarności, wcześniej „nękani” przez władze komunistyczne, zostali teraz wybrani do parlamentu.
Kończąc przemówienie, Karatnycky pochwalił Polskę za to, że okazała się „sukcesywnym laboratorium budowania demokracji”, ostrzegając, że „demokratyczna zmiana” w Warszawie nie może być „polityczną aberracją” ani „jedynym przykładem” w regionie. Karatnycky przewidywał dalsze bunty w sąsiedztwie, zauważając, że AFL-CIO angażuje się w kontakty ze związkami zawodowymi w innych częściach bloku wschodniego, w tym w samym Związku Radzieckim. Tak więc, jeden po drugim, wszystkie rządy Układu Warszawskiego upadały w ostatnich miesiącach 1989 roku, często w zagadkowych okolicznościach .
Terapia szokowa
„Rewolucje” z 1989 roku są do dziś czczone w głównym nurcie, okrzyknięte przykładami udanych, w dużej mierze bezkrwawych przejść od dyktatury do demokracji. Od tamtej pory stały się one również wzorem i uzasadnieniem wszelkiego rodzaju amerykańskiego imperializmu w imię „praw człowieka” we wszystkich zakątkach świata. Jednak dla wielu osób stojących na czele finansowanych przez Zachód, inspirowanych Porozumieniami Helsińskimi grup dysydenckich Układu Warszawskiego, historia upadku komunizmu w Europie Środkowej i Wschodniej przybrała niezwykle gorzki obrót.
W 1981 roku czechosłowacka dramatopisarka i rzeczniczka Karty 77, Zdena Tominová, odbyła tournée po Zachodzie. W przemówieniu w Dublinie w Irlandii opowiedziała o tym, jak na własne oczy przekonała się, jak ogromne korzyści odniosła ludność jej kraju z komunizmu. Tominová jasno dała do zrozumienia, że dąży do pełnego utrzymania wszystkich korzyści ekonomicznych i społecznych, jakie niósł komunizm, jednocześnie zachowując zachodnie wolności polityczne. Jak na kobietę, która ryzykowała więzienie, by tak publicznie sprzeciwić się swojemu rządowi z pomocą zagraniczną, jej wypowiedzi zszokowały publiczność.
„Nagle przestałam być marginalizowana i mogłam robić wszystko” – wspominała z sentymentem upadek systemu klasowego w Czechosłowacji. „Myślę, że jeśli ten świat ma przyszłość, to jako społeczeństwo socjalistyczne… społeczeństwo, w którym nikt nie ma priorytetów tylko dlatego, że pochodzi z bogatej rodziny” – oświadczyła Tominová. Ponadto powtórzyła, że jej wizja i misja mają charakter globalny – „świat sprawiedliwości społecznej dla wszystkich musi się ziścić”. Ale tak się nie stało.
Zamiast tego, nowo „wyzwolone” kraje byłego bloku wschodniego doświadczyły głęboko dewastujących transformacji do kapitalizmu poprzez „terapię szokową”, która wykorzeniła wielu obywateli, którym systemy, w których wcześniej żyli, były bliskie. Wrzucone w zupełnie nowy świat, nieznane dotąd bezdomność, głód, nierówności, bezrobocie i inne bolączki społeczne stały się powszechne, zamiast zostać powstrzymane przez podstawowe gwarancje państwowe. W końcu, zgodnie z postanowieniami Porozumień Helsińskich, takie zjawiska nie stanowiły rażących naruszeń „praw człowieka”, lecz były nieuniknionym skutkiem tej samej politycznej „wolności”, którą agresywnie promowały.
Kit Klarenberg / Substack
Odnośniki i przypisy do tekstu znajdują się w wersji oryginalnej - https://scheerpost.com/2025/08/26/how-human-rights-became-western-weapon/