Taka oświata, jacy jej ministrowie
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 7
Standardem, a nawet obsesją, aktywności inicjacyjnej nowomianowanych ministrów edukacji po transformacji ustrojowej stało się reformowanie systemów oświaty. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby te reformy były absolutnie konieczne i gdyby po ich wdrożeniu system oświaty stał się sprawniejszy, a nauczanie i uczenie się nie byłyby prawdziwą udręką dla nauczycieli i uczniów. Niestety, nigdy się tak nie stało. A to z wielu powodów.
Po pierwsze, dlatego, że dobra reforma musi być dogłębnie przemyślana, dobrze przygotowana i sprawdzona chociażby za pomocą symulacji, a to wymaga odpowiedniego czasu. Nie może on być za długi w coraz szybciej zmieniającej się rzeczywistości społecznej, ponieważ to groziłoby dezaktualizacją i zmarnowaniem pracy osób zaangazowanych w reformę.
Najlepiej, gdyby reformy antycypowały nadchodzące zmiany. Niestety, to jest mało prawdopodobne ze względu na ogromną trudność przewidywania czegokolwiek w turbulentnym świecie. Wobec tego reformy oświaty są przeważnie opóźnione, a więc nie w pełni celowe i udane.
Tymczasem początkujący ministrowie chcą od razu czymś zabłysnąć i pozyskać uznanie swoich przełożonych oraz opinani publicznej. Być może, wiedzą, że nie są w stanie zaproponować jakiejś reformy systemowej i dlatego ograniczają się do dokonywania mało ważnych zmian, ale mocno nagłaśnianych przez mass media. Chodzi o to, by wszyscy dowiedzieli się, jaki aktywny i kreatywny jest ten nowy minister.
Po drugie, reformy oświaty dokonywane ad hoc przyczyniają się do postępującej degradacji całej edukosfery. (W. S., Pustoszenie edukosfery, „SN”, Nr 1 i 2 (2015)
Po trzecie, reformy te dokonywane są jakoby po konsultacjach publicznych. Bowiem biorą w nich udział tylko pojedyncze (wyselekcjonowane) osoby reprezentujące zbiorowości nauczycieli, rodziców itd., czyli nie za przyzwoleniem większości osób zainteresowanych. Na dodatek nie zasięga się opinii dorosłych uczniów klas starszych, będących również podmiotem systemu oświaty. Zresztą te konsultacje i tak nie są wiążące dla ministra, tzn. praktycznie są bezcelowe z punktu widzenia poprawy systemu oświaty. Faktycznie dają ministrowi przyzwolenie na podjęcie określonych działań przez niego, albo zmniejszają jego odpowiedzialność za negatywne skutki tych działań.
Po czwarte, ani jeden z ministrów oświaty nie zdążyłby dokonać poważniejszej reformy w czasie swego urzędowania, które po 1945 roku trwało przeważnie około dwóch lat, najdłużej trzy lata, a najkrócej trzy miesiące lub tylko dwa tygodnie. Zazwyczaj, szybko udaje się coś popsuć, ale nie naprawić.
Po piąte, resort oświaty, który jest w opinii publicznej drugim ważnym po resorcie zdrowia, nigdy nie był traktowany na tyle poważnie, by ministrami oświaty mianować osoby w pełni nadające się na to stanowisko ze względu na posiadanie zespołu odpowiednich cech i kwalifikacji. W skład tego zespołu wchodzi wykształcenie (studia pedagogiczne), doświadczenie zawodowe (nauczycielskie, „przy tablicy”), kompetencje organizatorskie (wiedza o zarządzaniu szkołami), i odpowiednie cechy osobowościowe (kreatywność, komunikatywność, kultura osobista). W najlepszym przypadku posiadali oni dwie, albo trzy spośród wymienionych cech. Najważniejszymi były światopogląd (w PRL komunistyczny, a potem katolicki), przekonania polityczne i przynależność partyjna.
Edukacja w dół
W czasach PRL i III RP cytowano i wciąż przywołuje się przy różnych okazjach znany i stale aktualny od czterystu dwudziestu trzech lat aforyzm Jana Zamoyskiego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Wyraża on twierdzenie, że od edukacji („chowania”) teraźniejszego pokolenia zależy dalsza kondycja kraju i jego rozwój. Ale co z tego, że powtarza się go jak mantrę, jeśli kolejne rządy traktują edukację po macoszemu.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, najpierw w ZSRR, Czechosłowacji i NRD, potem w PRL, modna była filozoficzna i socjologiczna koncepcja rewolucji naukowo-technicznej. Według niej rozwój nauki i edukacji był najważniejszą siłą napędzającą postęp techniki. Znalazło to wyraz w zaliczeniu nauki do kategorii ekonomicznej „siły wytwórczej społeczeństwa”, co w konsekwencji przyczyniło się do postępującej ekonomizacji nauki, komodyfikacji wiedzy (zwłaszcza dyplomów ukończenia szkół i kursów dokształcających), powstania rynku oświaty i traktowania szkół jak organizacji biznesowych. Skoro już tak się stało, to należało w naukę i oświatę inwestować więcej środków finansowych, a pracowników nauki i oświaty sowicie wynagradzać.
Niestety, u nas nakłady finansowe na naukę i oświatę, mimo że stosukowo wysokie, bo ok. 5% PKB, były wciąż za niskie w stosunku do potrzeb, a płace w sektorze nauki i oświaty trzykrotnie niższe aniżeli w ZSRR i NRD. Chyba dlatego, że „kapitał rzeczowy” był ważniejszy od „kapitału ludzkiego”. Nic dziwnego, że w naszym kraju przez wiele lat postęp techniczny pozostawał daleko w tyle nie tylko za krajami kapitalistycznymi, mimo że na przemysł ciężki przeznaczano wówczas ok. 30% PKB.
Teraz Polska (obok Irlandii, Litwy i Portugalii) jest krajem Unii Europejskiej , w którym wydatki publiczne na edukację w okresie 2004-2021 spadły najbardziej - z 6,1% PKB w 2005 r. do 4,9% w 2023 r.*
Kraje OECD wydają na ucznia (od szkoły podstawowej po uczelnię wyższą) rocznie średnio 10 429 USD. Między 2008 r. a 2013 r. wydatki na szkolnictwo podstawowe, gimnazjalne i ponadgimnazjalne wzrosły tam o 5%. U nas na jednego ucznia przeznacza się jedynie 7195 USD.
Mniej na edukację wydaje się w Meksyku (3387 USD), Turcji (4482 USD), na Łotwie (4587 USD), w Chile (5250 USD), na Węgrzech (5591 USD), na Słowacji (6735 USD).
Upadek zawodu nauczyciela
Wysokość nauczycielskiej pensji w Polsce w przeliczeniu na jednego ucznia należy do najniższych w OECD. To jedynie nieco ponad 2 tys. USD, podczas gdy średnia OECD zbliża się do poziomu 3,5 tys. USD. Takie kraje jak Austria, Belgia czy Niemcy wydają na pensję nauczycieli od 5-6 tys. USD w przeliczeniu na jednego ucznia. Rekordzistą jest Luksemburg z prawie 12 tys. USD.
W trwającej obecnie ogólnopolskiej kampanii informacyjnej pod hasłem „Chcemy godnie zarabiać!” pokazuje się rzeczywiste zarobki nauczycieli, a nie wirtualne średnie wynagrodzenia, jakimi posługuje się ministerstwo edukacji. W ponad pięćdziesięciu miastach pojawiły się ogromne bilbordy z wynagrodzeniem zasadniczym początkującego nauczyciela 1751 zł netto. Krytykuje się ministrów oświaty za złe zarządzanie skromnym budżetem na edukację i niepotrzebne wydatki na ich „reformatorskie” przedsięwzięcia i że za to otrzymywali comiesięczne wysokie nagrody. (NIK miażdży reformę Zalewskiej, „Głos Nauczycielski”, 22.05.2019). Trwonili też pieniądze ministerstwa na cele w ogóle niezwiązane z oświatą. (J. Suchecka, Minister edukacji Przemysław Czarnek od kilku tygodni dotuje milionami z budżetu siatkę organizacji powiązanych z politykami Prawa i Sprawiedliwości, katolickie fundacje oraz znajomych z rodzinnego Lublina, TVN 24 Fakty, 09.11.2022)
Nasz rząd chwali się tym, że w 2024 roku przeznaczy na oświatę 5% PKB, to jest więcej niż inne kraje UE, jak na przykład Niemcy, które wydadzą tylko 4,2% PKB. Wyglądałoby to imponująco – wreszcie „przeskoczyliśmy” Niemców – gdyby nie zastosowano tutaj trywialnej manipulacji liczbowej. (W. Sztumski, Liczby nie kłamią, ale są ulubionym narzędziem kłamców, SN 6-7, 2023). Pięć procent polskiego PKB to 83.10 9 zł, czyli 0,03. 10 12 USD, a 4,2% niemieckiego PKB to 0,18.1012 USD. Stąd wynika, że wydamy na oświatę sześciokrotnie mniej niż Niemcy. A zatem, żeby dorównać Niemcom, musielibyśmy wydać na oświatę 30% naszego PKB, o czym jeszcze długo będzie można pomarzyć sobie.
Zawsze brakowało pieniędzy na oświatę, bo były inne ważniejsze potrzeby - głównie rozwój przemysłu metalurgicznego, górniczego i militarnego. A ministrowie oświaty nie mieli odpowiednio dużej siły przebicia, albo po prostu nie chcieli walczyć o pieniądze. Im wystarczyło to, co dostali. Dbali przede wszystkim o własne interesy lub organizacji, które ich nominowały. Poza tym łatwiej było przekonać nauczycieli o konieczności oszczędzania odwołując się do ich świadomości, aniżeli górników.
Chaos reformowania
Permanentne niedofinansowanie oświaty, skandalicznie niskie płace nauczycieli w porównaniu z innymi grupami zawodowymi, złe zarządzanie systemem oświaty, nieprzemyślane i szkodliwe dla funkcjonowania szkół ustawy zwane reformatorskimi oraz liczne zmiany podstaw programowych, powodujące rewolucyjne zmiany systemu oświaty i jego destabilizację były i nadal są źródłem narastającego niezadowolenia nauczycieli i strajków. Budzą też niechęć absolwentów wyższych uczelni do podejmowania pracy w szkolnictwie publicznym i negatywną selekcję do zawodu nauczycielskiego.
Zamiast coraz lepszej organizacji systemu oświaty targają nim sprzeczności wewnętrzne w relacjach uczeń-nauczyciel, rodzice-nauczyciele oraz nauczyciele-kadra zarządzająca oświatą. Skutkuje to narastaniem dezorganizacji i chaosu w oświacie. Szkoły przestały być przyjazne dla uczniów, którzy traktują je jak dopust Boży lub istne katorgi w wyniku pożałowania godnych „reformatorskich” dokonań ministrów oświaty. Gdyby nie przymus uczenia się, świeciłyby pustkami. Nie są miejscem pracy, do którego chętnie chodziliby nauczyciele. Rodzice traktują je obojętnie (nie angażują się w życie i problemy szkół), albo krytykują je, często nie bez racji. A to wszystko odbija się na jakości i niepewności kształcenia.
Uczniowie klas pierwszych nie są w stanie przewidzieć, kiedy i według jakich kryteriów ocen ukończą szkołę. Doświadczyłem tego sam w latach 1945-1951 jako uczeń szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum. Po 6. klasie podstawowej przeszedłem do 1. klasy gimnazjum handlowego, która była traktowana na równi z klasą 8. „jedenastolatki”, po czym bezpośrednio do klasy 9., ale musiałem w pierwszym półroczu zdać matematykę, łacinę i biologię z klasy 8. Dzięki temu, za zgodą kuratorium zdawałem maturę w wieku 16 lat. Każde przejście spowodowane reformami oświaty było momentem nieciągłości w procesie mojego kształcenia jak i źródłem wielu kłopotów i stresów.
Swoją drogą, może to i dobrze, że żaden z ministrów nie pokusił się o to, by przeprowadzić prawdziwą reformę i ograniczał się jedynie do zmian programów nauczania, wprowadzania lub likwidacji pewnych przedmiotów, zmian zestawu lektur obowiązkowych, zmian liczby godzin lekcyjnych z poszczególnych przedmiotów, zmian systemu oceniania uczniów i innych mało znaczących rzeczy. Chociaż te wszystkie „reformy” ciągnęły oświatę w dół.
Dla przykładu warto wspomnieć o zaniżaniu kryteriów zdawania matury w ciągu kilku lat od 70% poprawnych odpowiedzi do żenująco niskiego poziomu 30%, a nawet do 25%. Nonsensem było wprowadzenie sześciostopniowej skali ocen z oceną „mierny”, która pozwalała miernotom przechodzić do klas wyższych. Znane są przypadki uczniów, którzy na świadectwach mieli z góry na dół oceny mierne. Pewnie dlatego, że - jak powszechnie twierdzą uczniowie i ich rodzice - nauczyciele „uwzięli się” na nich. Ale chodziło o to, by dyrektorzy szkół nie musieli tłumaczyć się organom prowadzącym i nadzorującym ze zbyt wysokiego wskaźnika repetycji klas w ich szkołach. Jakby dyrektor był winien temu, że uczeń był jołopem dziedzicznie niesprawnym umysłowo, albo notorycznym „śmierdzącym leniem” i obibokiem, z którym żaden nauczyciel nie dawał sobie rady. Lepiej było takiego gagatka jak najszybciej pozbyć się ze szkoły dając mu oceny mierne, niżby miał powtarzać daną klasę. Mój znajomy, dyrektor technikum, radził nauczycielowi, który wystawił ok. 50% ocen niedostatecznych na półrocze, żeby sobie też wystawił ocenę niedostateczną i zmienił zawód, bo nie potrafił nauczyć swego przedmiotu. Dlaczego nie potrafił? Ponieważ po prostu nie chciał zaniżyć kryterium ocen w klasie składającej się z mało zdolnych uczniów.
To nas czeka…
Wiele faktów wskazuje na to, że coraz szybciej, w postępie geometrycznym, albo wykładniczym, będzie przybywać uczniów umysłowo upośledzonych w konsekwencji masowego i skutecznego ogłupiania ludzi przez osoby i grupy sprawujące władzę jak i instytucje podległe im, w szczególności mass media. Nie tylko głupi, ale również alkoholicy i narkomani, których liczba szybko wzrasta, będą płodzić dzieci coraz mniej inteligentne, cofnięte w rozwoju umysłowym i niesprawne intelektualnie. Niemały udział ma w tym masowe posługiwanie się sztuczną inteligencją, która w coraz większym stopniu i zakresie zastępuje inteligencję naturalną (wrodzoną). Wskutek tego, zgodnie z prawem Lamarcka o obumieraniu narządów nieużywanych, postępować będzie stopniowo atrofia inteligencji naturalnej. Tę hipotezę potwierdzają już fakty.
Od kilkudziesięciu lat nauczyciele narzekają na kolejne pokolenia uczniów coraz głupszych i mniej inteligentnych. Aż strach pomyśleć, jak u przyszłych pokoleń będzie nakręcać się spirala głupoty, jakie będą przyszłe systemy oświaty i jacy jej ministrowie.
Wiesław Sztumski
06.03.2024
* Wydatki publiczne na oświatę i wychowanie – licząc łącznie z budżetu państwa i jednostek samorządu terytorialnego - w 2022 r. sięgnęły kwoty 106,3 mld zł, co stanowiło 3,5 proc. PKB. (przyp. Red.)
https://www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/rosna-wydatki-na-oswiate-i-wychowanie-te-liczby-mowia-same-za-siebie,500732.html
Aforyzmy prof. Wiesława Sztumskiego (4/24)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 7
Najwięcej komórek należących do systemu immunologicznego organizmu broni dostępu do mózgu przed intruzami. To bardzo dobrze, ale nie w przypadku mózgu głupka.
Wraz z postępem medycyny rośnie liczba chorób oraz pacjentów i drożeją badania, usługi medyczne i leczenie.
Im bardziej się obmacujesz, tym więcej chorujesz.
Wielochorobowość bierze się między innymi z coraz częstszych i dokładniejszych pomiarów parametrów organizmu.
Człowiek jest największym wrogiem swego organizmu, ponieważ stale nadużywa jego możliwości.
Rynek władzy
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 130
Władza to służba honorowa, misja, czy…?
Wiedzcie: kto pragnie ludowi przewodzić,
Ten dobro wszystkich musi mieć na względzie.
(…) Życie szlachetne wieść, bo tak się godzi,
Ważny dla ludu przykład jego będzie;
(…) Stron siły równać, by bunt się nie zrodził,
Chciwości, zbytku wystrzegać się wszędzie.
Przystępny, miły wydawać się winien:
Sługą, sług swoich władca być powinien.
(Lorenzo di Piero de’ Medici, 1449–1492)
Czym jest władza?
Władza sprowadza się do kontrolowania ludzi, wpływania na nich oraz zarządzania nimi - grupami, organizacjami lub instytucjami. Można ją sprawować na różne sposoby w obszarach polityki, ekonomii, komunikacji, oświaty, zdrowia, sił zbrojnych, spraw socjalnych oraz personalnych i pozostałych.
Władza może być formalna, kiedy na przykład wynika z posiadania określonego stanowiska w strukturze społecznej, organizacji lub instytucji, albo nieformalna, kiedy bierze się z charakteru danego człowieka, jego charyzmy, kultu, prestiżu, autorytetu, wiedzy lub innego rodzaju oddziaływania na ludzi.
Posiadanie władzy można wykorzystywać pozytywnie do osiągania dobrych celów, albo negatywnie do wykorzystywania innych osób, organizacji i instytucji w celu zapewnienia korzyści sobie lub swojej grupy. Władzę często utożsamiana się z możliwością podejmowania decyzji oraz kontrolowania procesów decyzyjnych w różnych podobszarach życia społecznego, zwłaszcza finansów i mediów.
Osoby posiadające władzę nazywa się władcami. Szczególnym ich przypadkiem są przywódcy polityczni.
Idealny i realny wizerunek władcy
Wyobrażenia o dobrym władcy zmieniały się w dziejach wraz z warunkami społecznymi, kulturowymi i politycznymi. Początkowo, szczególnie w starożytności, idea dobrego władcy często była związana z silną władzą autokratyczną, gdzie władca był uważany za niekwestionowany autorytet, często utożsamiany z postacią boską lub półboską.
W starożytnym Egipcie, na przykład, faraon był postrzegany jako uosobienie bogów na ziemi, co oznaczało, że musiał zachowywać się w sposób godny podziwu i dbać o dobro ludu.
Podobnie w starożytnym Rzymie, cezar miał być ojcem ojczyzny i jego władza była często podtrzymywana przez silne atrybuty militarne i administracyjne.
W średniowieczu, wzorem dobrego władcy stał się monarcha, który kierował się chrześcijańskimi zasadami moralnymi i dbał o dobro swoich poddanych. W Europie średniowiecznej pojawiło się pojęcie „króla-rycerza", który był zarówno wojownikiem, jak i opiekunem ludu, a jego legitymizacja opierała się często na roli, jaką pełnił w chrześcijańskim porządku społecznym.
W epoce oświecenia, zwłaszcza w kontekście rewolucji francuskiej i amerykańskiej, pojawiła się idea władcy jako służebnika społecznego. Dobry władca był tym, który działał w interesie ludu, respektując prawa jednostki i podnosząc dobrostan społeczny.
W każdym okresie dziejów dobrym władcą by ten, kto posiadał ogromny i niekwestionowany autorytet, troszczył się o podwładnych i dbał o dobro kraju, którym rządził.
Aktualnie, w świecie zdominowanym przez ustroje demokratyczne, dobrego władcę powinny przede wszystkim cechować takie wartości demokratyczne, jak poszanowanie praw człowieka, równość społeczna i dbałość o dobro ogółu. Wymarzony dobry władca to taki, który jest odpowiedzialny, uczciwy, kompetentny i reprezentuje interesy społeczeństwa, a nie tylko własne lub wybranych grup. W dobie globalizacji i postępu technicznego powinien on być zdolny do rozwiązywania najważniejszych problemów globalnych, takich jak zmiany klimatyczne, nierówności społeczne i zachowanie pokoju w świecie.
Z wyników badań ankietowych publikowanych w Internecie wynika, że w opinii społecznej dobry władca kojarzy się z osobą mądrą, prawą, uczciwą, rozsądną, sprawiedliwą, obowiązkową, odpowiedzialną, przystępną, troszczącą się o podwładnych, zapewniającą im pracę, dobrobyt, bezpieczeństwo i spokój. W swoim postępowaniu kieruje się rozwagą i honorem i dobrem współobywateli i kraju.
Natomiast cechami złych władców są arogancja, niesprawiedliwość, nieodpowiedzialność, despotyzm, chciwość, pyszałkowatość, zarozumialstwo, głupota, niekompetencja, samouwielbienie, nieuczciwość, brutalność, samolubność, tchórzliwość, wymądrzanie się, przemądrzałość, zachłanność, amoralność, hipokryzja, przesadne rządzenie się, egoizm oraz brak poczucia obowiązku za losy swojego kraju.
Na podstawie tych cech dobrego i złego władcy zbudowano odpowiadające im stereotypy oraz wzorce. Z nich ukształtowały się ideały dobrego i złego władcy. W realnym (sensorycznym) świecie, ideałów jednak nie ma. Wizerunek władcy tworzy się w wyniku bezpośredniej obserwacji jego zachowań, działań (czynów), komunikowania się z podwładnymi i odnoszenia się do nich oraz ewaluacji jego cech osobowościowych.
Oprócz czynników racjonalnych duży wpływ na image władcy mają czynniki emocjonalne, jak na przykład górnolotne wypowiedzi, obietnice składane publicznie przez niego, zaufanie do niego oraz nadzieje wiązane z nim.
Ocena władcy: „dobry czy zły” jest niezwykle skomplikowana, bo wielokryterialna i odwołująca się do świadomości i podświadomości oceniającego oraz do stopnia jego podatności na czynniki racjonalne i irracjonalne. Toteż dużo ludzi ankietowanych przez instytucje badań opinii publicznej odpowiada, że w ogóle nie są w stanie podjąć się oceny lub czują się niekompetentni. Między innymi z tego względu wyniki badań są mało przekonujące. Oprócz tego w dużym stopniu ocena władcy zależy od aktualnego kontekstu społecznego i tradycyjnych uwarunkowań historycznych.
Komodyfikacja władzy
Od niedawna faktyczny wizerunek władcy zmienił się radykalnie in minus. W coraz większym stopniu rozwijają się cechy negatywne władców, wskutek czego źli władcy stają się jeszcze gorszymi. Również kandydaci do władzy, czyli władcy in spe, eksponują bez żenady swoje najgorsze cechy charakteru, być może po to, by zaszokować elektorat i pozyskać sobie zwolenników i fanów.
Jakby nagle zaczęło obowiązywać tu prawo Kopernika-Greshama, tj. zasada mówiąca, że jeśli jednocześnie istnieją dwa rodzaje pieniądza, pod względem prawnym równowartościowe, ale jeden z nich jest postrzegany jako lepszy, to on będzie gromadzony, a w obiegu pozostanie głównie ten „gorszy”.W efekcie, dobrzy władcy idą w odstawkę do lamusa, a w obiegu pozostają gorsi.
Wydaje się, że winien temu jest rozwój cywilizacji zachodniej, który zmierza do zaniku myślenia logicznego u polityków, czego dowiódł prof. Walenty Nowacki w książce Civilization and Logic. Sądzę, że jest wystarczająca podstawa do tego, by twierdzić, że zanik myślenia logicznego odnosi się nie tylko do polityków, ale do całej populacji będącej w okowach zachodniej cywilizacji.
Dlaczego tak się stało? Nie znamy wszystkich przyczyn i okoliczności tego zjawiska. Być może największy udział w tym ma wszechobecny terroryzm głupoty szerzącej się za sprawą mass mediów. A rozwojowi głupoty idzie w sukurs redukcja rozumowania logicznego, zgodnie ze znanym, choć zapomnianym, powiedzeniem: „Co głupiemu po rozumie?”.
Drugą przyczyną jest przyspieszony postęp techniczny w zakresie automatyzacji i robotyki. Dzięki niemu rozwija się sztuczne myślenie i sztuczna inteligencja. Coraz wymyślniejsze urządzenia techniczne przejmują funkcje myślenia logicznego ludzi i coraz głupsi ludzie potrafią posługiwać się nimi.
Jest jeszcze inna istotna przyczyna, chyba nieodkryta, bo dotychczas nikt o niej nie pisał: komodyfikacja władzy. W trakcie rozwoju kapitalistycznej gospodarki rynkowej stopniowo wszystko przekształca się w towar, czyli ulega komodyfikacji, zaczyna funkcjonować na rynku i coraz bardziej podporządkowywać jego prawom.
Od niewielu lat towarem stała się władza. A to oznacza, że władzę można nabywać za pieniądze i kupczyć nią. Władza staje się coraz bardziej pożądanym towarem, ponieważ posiadanie jej, czyli bycie władcą, jest wielce intratne z różnych powodów, głównie ekonomicznych (materialnych) i politycznych (ambicjonalnych).
Z tego względu notuje się wzrost popytu na władzę do tego stopnia, że dziś można już mówić o funkcjonowaniu specyficznego rynku władzy w wymiarze lokalnym, a nawet globalnym. Nie wiadomo, jaka jest jego szacunkowa wartość. Gdyby rynki te wycenić choćby na podstawie kosztów kampanii wyborczych, to okazałoby się, że wartość rynku władzy sięgałaby wielu miliardów dolarów. Na tym rynku działają różne organizacje. Ci, którzy nim zarządzają lub w inny sposób są na nim aktywni, dorabiają się niezłych fortun.
Skutkiem utowarowienia władzy jest wypaczone pojęcie o jej sprawowaniu i o władcach. Tradycyjnie bycie władcą było traktowane jako praca honorowa, zaszczytna służba społeczna, jako misja, a więc coś więcej niż zwyczajna profesja, albo jako poświęcenie się dla dobra kraju i obywateli. Byli nimi ludzie bogaci, którzy nie musieli dbać o wysokie zarobki, albo biedni, którzy nie domagali się wysokich apanaży. Obecnie takich władców rzadko można spotkać. Najrzadziej - w krajach wysoko rozwiniętych.
Aktualni władcy są zaprzeczeniem władców tradycyjnych. W walce konkurencyjnej na rynku władzy zwyciężają najbogatsi, zazwyczaj nowobogaccy, którzy dysponują miliardami zwykle zdobytymi w nielegalny sposób. Kiedy zdobędą władzę, będą chcieli jeszcze bardziej powiększyć swoje majątki. W końcu przeważa u nich myślenie ekonomiczne – inwestycja musi szybko zwrócić się i przynosić coraz większe zyski. Zwyciężają też cwaniacy, którzy potrafią przechytrzyć innych. Jedni i drudzy nie zawahają się przed żadnym czynem nikczemnym dla realizacji swoich egoistycznych celów. Prawdopodobnie takimi, albo gorszymi, będą także przyszli władcy. Należy współczuć przyszłym generacjom, które znajdą się pod ich rządami.
Wiesław Sztumski
06.02.2024
Aforyzmy prof. Wiesława Sztumskiego (3/24)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 78
Głupich praca mądrych wzbogaca.
Im kto starszy, tym szybciej starzeje się.
Im lepiej chcemy zabić czas, tym bardziej on zabija nas.
Im mniej można korzystać z uroków świata zewnętrznego, tym więcej korzysta się z bogactwa świata wewnętrznego.
Jedni mają dobrą pamięć, ale szybko zapominają to, o czym chcą zapomnieć. Drudzy mają kłopot z pamięcią, ale długo pamiętają to, co chcą utrwalić w pamięci.
Matematycy używają liczb do przekazywania ludziom niezawodnych danych, a politycy – do okłamywania ich.
Aforyzmy prof. Wiesława Sztumskiego (2/24)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 116
Błędne koło: z postępem wiedzy i techniki wzrasta wolność, a wraz z nią odpowiedzialność, która coraz bardziej ogranicza wolność.
Czasami wydaje mi się, że światem rządzą mądrzy ludzie, którzy nieświadomie narażają nas na niebezpieczeństwa, a nie imbecyle, którzy czynią to z premedytacją. Chyba jednak mylę się.
Zastanawia mnie, czy najwyżsi dostojnicy państwowi świadomie kupczą swoją godnością.
Duchowość, samoświadomość i uczucia wyższe różnią człowieka od hominida. Ale duchowość zanika wskutek rozwoju cywilizacji zachodniej, samoświadomość – wskutek szerzenia się głupoty, a uczucia wyższe – wskutek narastającej agresji.
W zagrożonym środowisku i niepewnych czasach kwitnie rynek imponderabiliów, które ulegają komodyfikacji. Szybko rośnie masowy popyt na nadzieję i wiarę, które już stały się towarami i dobrze się sprzedają, mimo że są coraz droższe i nie daje się na nie gwarancji.
W mackach strachów
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 179
Żadna namiętność nie odziera umysłu równie skutecznie ze wszystkich władz działania i myślenia, co strach.
(Edmund Burke (1729 –1797), irlandzki filozof i polityk) [1]
Kilka zdań o strachu
Człowiek zawsze boi się kogoś lub czegoś, albo o kogoś lub o coś. Strach rodzi się z uświadomionego sobie zagrożenia teraz, albo w przyszłości. Przede wszystkim boi się o swoją egzystencję i kondycję, którym stale coś zagraża we współczesnym świecie.[2] Boi się również utraty pracy i pozycji społecznej, rozpadu rodziny, inwigilacji, agresji, inflacji, bezdomności, napaści, szkalowania, stygmatyzacji, hejtowania i wielu innych rzeczy. Gdy przestaje się bać czegoś jednego, natychmiast zjawia się coś innego, coraz gorszego. A większe strachy wypierają mniejsze. Żyje więc w permanentnym strachu. Często strachy kumulują się i interferują ze sobą, wskutek czego potęguje się ich siła oddziaływania na psychikę.
Strach jest jedną z najpotężniejszych ludzkich emocji, która odzwierciedla odruchową reakcję organizmu na zagrożenia. Czasem bywa przydatny w życiu, a czasem szkodliwy. Przydaje się w incydentalnych sytuacjach zagrożeń faktycznych, bo pobudza do natychmiastowych reakcji obronnych i dzięki temu pozwala wychodzić cało z opresji. A szkodzi, gdy jest permanentny, albo gdy pojawia się niepotrzebnie w sytuacji zagrożeń nierealnych, zmyślonych, hipotetycznych - „na wyrost” lub „na zamówienie” - w wyniku manipulacji. Wtedy wywołuje reakcje stresowe i depresję.
Boimy się tego, co jest nowe i nieznane i tego, o czym dobrze wiemy. Trudno powiedzieć, czego bardziej. Strach przed czymś jeszcze nieznanym, co może się zdarzyć, lub przed tym, co już jest w postaci realnej albo zmyślonej, wyolbrzymia się intencjonalnie w celach manipulacyjnych. Liczba strachów wynikających z uświadomienia sobie zagrożeń ze strony przyrody ulega redukcji proporcjonalnie do wzrostu wiedzy o nich, mimo tego, że pojawiają się nowe zjawiska, jak na przykład zmiana klimatu.
O wiele bardziej rośnie liczba strachów implikowanych przez zagrożenia ze strony środowiska społecznego w związku z rozwojem cywilizacji. Strach jest stale obecny w naszym życiu, ponieważ jest prostym, skutecznym i powszechnie dostępnym narzędziem służącym do wymuszania posłuszeństwa i uległości.
Lista strachów zdaje się nie mieć końca, a ich liczba stale powiększa się w tempie przyspieszonym. Obecnie żyjemy już w prawdziwej sieci strachów, która wciąż rozprzestrzenia się i potężnieje. Jest to sieć wielowymiarowa. Na jej wymiary składają się poszczególne kategorie strachów. Ludzie pogrążają się coraz bardziej w tej sieci i faktycznie nie są w stanie uwolnić się z niej.
Cywilizacja strachu
Kierując się instynktem samozachowawczym człowiek boi się najbardziej zagrożeń dla swego życia, egzystencji i kondycji. Jednak incydentalnie boi się jeszcze bardziej zagrożeń preparowanych i wyolbrzymianych przez manipulatorów i manipulantów do tego stopnia, że dominują one krótkotrwale nad instynktem samozachowawczym. Wówczas traci się kontrolę nad sobą i działa podświadomie, często nieracjonalnie. Ma się wtedy do czynienia z ekstremalną dominacją świata wyobrażonego nad sensorycznym oraz czynników kulturowych nad naturalnymi.
Strachy wymyślane wzmacnia się za pomocą najnowszych środków technicznych, sztucznej inteligencji i rzeczywistości wirtualnej. W wyniku tego przekształcają się one w nieziemskie potwory i straszydła. Upowszechnia się je w mass mediach i Internecie, wskutek czego funkcjonują w całym świecie. Tak buduje się rozrastającą się, wciąż potężniejszą, przemożną i globalną sieć przeróżnych straszydeł, w której żyjemy.
Strach stał się nieodłącznym towarzyszem życia człowieka. W mass mediach, które żywią się szokingiem, pojawia się coraz więcej wstrząsających informacji o wypadkach, nieszczęściach, kataklizmach, śmierci, chorobach, pandemii, zabójstwach, strzelaninach itd. Pokazuje się coraz groźniejsze i potworniejsze strachy. A wystraszeni ludzie rozprawiają na okrągło o strachach i okropnościach, jakie jeszcze mogą ich spotkać w życiu.
Spośród różnych kategorii strachu trzy z nich mają charakter globalny i mogą decydować o dalszych losach gatunku ludzkiego.
• Strach przed sztuczną inteligencją (Wielu ludzi sądzi, że sztuczna inteligencja wkrótce nie tylko osiągnie możliwości mózgu ludzkiego, ale przewyższy je i że powoła do istnienia jakąś nową istotę w rodzaju cyborga i że technika przestanie być zależna od człowieka. Dalszy rozwój sztucznej inteligencji doprowadzi do tego, że bezduszne superinteligentne roboty pozbawione moralności, sumienia i świadomości przejmą funkcje właściwe bogu. I to one będą decydować o życiu jednostek i losach gatunku ludzkiego oraz świata. To rodziłoby uzasadniony strach i przerażanie, gdyby te przewidywania okazały się prawdziwe.)
• Strach przed upadkiem naszej cywilizacji. (Ten strach został zbudowany na dwóch ukrytych założeniach: że naszą, tj. wszystkich ludzi na świecie, jest cywilizacja zachodnia i że jest ona najlepszą, dlatego trzeba jej bronić. Oba są fałszywe. Są też inne cywilizacje nie gorsze od zachodniej. Cywilizacja zachodnia – produkt współczesnego „bandyckiego kapitalizmu”[3] - mami ludzi dobrobytem, ale nie dla ponad 80% populacji. Jest ona przyczyną II wojny światowej i ponad dwustu innych wojen, holokaustu, wzrostu niemal wszystkich pogłębiających się i zaostrzających się nierówności i sprzeczności społecznych, wyzysku bardziej wyrafinowanego niż w XIX wieku, wzrostu postaw agresji i nienawiści, terroryzmu światowego, niszczenia środowiska przyrodniczego, kulturowego i duchowego, konsumpcjonizmu, upadku moralności i innych dobrze znanych zjawisk negatywnych.)
• Strach przed „zemstą przyrody". (Bierze się on z przesłanki, jakoby w epoce antropocenu przyroda uczłowieczana, tj. ujarzmiana przez ludzi dzięki postępowi naukowemu i technicznemu, miała już dosyć ingerencji człowieka w jej prawidłowości funkcjonowania, psucia mechanizmów równowagowych, degradacji środowiska przyrodniczego itp. zjawisk. Chcąc powstrzymać proces dalszej dominacji kultury nad naturą, zmuszona zostałaby do odreagowania w postaci buntu przeciw ludzkości, którego skutkiem byłaby zagłada gatunku ludzkiego.[4]
Strach w rękach manipulantów
Strach jest skutecznym narzędziem wykorzystywanym bezpośrednio przez manipulatorów, czyli osoby sprawujące władzę, w celu podporządkowania sobie społeczeństwa, albo pośrednio przez manipulantów będących na ich usługach. W psychologii strach uważa się za jedno z wielu narzędzi nieetycznych, używanych przez manipulatorów w celu dominacji jednych ludzi nad drugimi. Wywołuje się go za pomocą gróźb lub działań, które sugerują faktyczne lub zmyślone niebezpieczeństwa fizyczne, emocjonalne, informacyjne oraz kary za nieposłuszeństwo.
Więcej strachu pojawia się w wyniku szerzenia zagrożeń zmyślonych niż faktycznie istniejących. Jak pisał Seneka, „Więcej jest rzeczy, Luciliuszu, które mogą nas przestraszyć, niż zmiażdżyć; częściej cierpimy w wyobraźni niż w rzeczywistości”.[5] Manipulanci realizują swoje cele w wyniku stosowania różnych technik: perswazji, prezentacji fałszywych informacji, zniekształcania prawdy, wywoływania silnych emocji oraz izolowania swoich ofiar od innych ludzi.
Sami jesteśmy twórcami niektórych wyimaginowanych strachów. Jednak większość z nich bierze się z narracji władców, którzy od dawna znają potęgę strachu. Wiedzą, że gdy ktoś jest ogarnięty strachem przed prawdziwym lub wyimaginowanym zagrożeniem, to jego racjonalne i wyższe zdolności poznawcze wyłączają się i czynią go łatwym łupem każdego manipulatora, który obiecuje mu bezpieczeństwo przed tym zagrożeniem.
Od tysięcy lat, rządzący znali siłę umyślnego wywoływania strachu jako środka kontroli swoich podwładnych. Nawet podtrzymywali strach przed zagrożeniem, którego od dawna już nie było. Bowiem bywa, że raz zrodzona psychoza strachu pozostaje stale obecna.[6]
Konstruowanie sztucznych strachów przez klasę rządzącą i utrzymywanie ich w społeczeństwie jest wszechobecne w naszych czasach. Opresyjne rządy często kontrolują obywateli dzięki stwarzaniu jakiegoś fikcyjnego zagrożenia i twierdzeniu, że tylko one potrafią ochronić ludność przed nim. W ten sposób kreują się na zbawców. A chodzi im o to, by zrealizować cel ukazany przez Henryego L. Menckena [7]: „Całym celem polityki praktycznej jest, żeby ludność była zaniepokojona (a tym samym domagała się, żeby ją zaprowadzić w bezpieczne miejsce) w wyniku grożenia jej niekończącą się serią hobgoblinów, z których większość jest wyimaginowana".[8] (Ta sentencja nawiązuje do wcześniejszej, głoszonej przez Johna Adamsa (drugiego prezydenta USA): „Strach jest podstawą większości rządów".)
Warunkiem koniecznym do realizacji tego celu jest dostateczne duży stopień ogłupienia znacznej liczby ludzi. Wpierw trzeba ich ogłupić, by uwierzyli w realne istnienie zmyślonych zagrożeń i zbawczy rząd. Toteż wiele rządów opresyjnych, zwłaszcza dyktatorskich, ogłupia ludzi na potęgę na różne sposoby w wyniku ograniczania dostępu do wolności słowa oraz kontroli edukacji i mediów. Paradoksalnie, dzieje się to w czasach budowy społeczeństwa wiedzy i niebywałego postępu naukowego.
Rozwojowi cywilizacji, głównie zachodniej, dominującej we współczesnym świecie, towarzyszy wzrost liczby i rozmiaru zagrożeń potencjalnych i realnych. Dawniej było ich nieporównanie mniej niż teraz. Chyba dlatego, że wielu zagrożeń faktycznie istniejących wówczas nie uświadamiano sobie z różnych powodów. Teraz zjawiają się masowo dlatego, że liczba nowości technicznych rośnie wykładniczo, a każda z nich niesie ze sobą coraz więcej zagrożeń. W związku z tym narasta strach, że wkrótce ludzkość znajdzie w punkcie krytycznym, kiedy człowiek świadomy wszystkich zagrożeń czyhających na niego na raz zostanie porażony panicznym strachem do tego stopnia, że nie będzie w stanie poruszać się, działać i żyć.
Od połowy XX wieku, odkąd środowisko społeczne nasycane jest przez coraz większą liczbę zagrożeń, niebezpieczeństw, ryzyk i niepewności, ludzkość zmierza coraz szybciej do tego punktu krytycznego. W związku z tym, w obecnej fazie swego rozwoju, cywilizacja zachodnia przybrała postać cywilizacji strachu. (Termin „cywilizacja strachu" wprowadził poeta brytyjski, Wystan Hugh Auden, w 1947 r.[9] ). Ludzie stają się coraz mniej aktywni, twórczy i samodzielni, a coraz bardziej obezwładnieni i ulegli. Krótko mówiąc, strach prowadzi do totalnego zniewolenia ludzi ku uciesze samowładców.
Na przestrzeni wieków rozwinęło się wiele taktyk i strategii skutecznej manipulacji strachem. Dwie z nich uznawane za najpotężniejsze i najskuteczniejsze to stosowanie „fałszywych flag” i „wielokrotne powtarzanie”. „Fałszywe flagi” to „tajne operacje (...) zaprojektowane w taki sposób, aby wyglądały tak, jakby były przeprowadzane przez podmioty, grupy lub narody inne niż te, które faktycznie je zaplanowały i przeprowadziły". Stosuje się je, ponieważ ludzie na ogół nie mają dostępu do szczegółów, więc są skłonni polegać na tym, co im się mówi, a tym samym łatwo ich oszukiwać. W większości przypadków wierzą w to, co im się mówi w czasach kryzysów. A więc, urzędnicy państwowi zbijają kapitał na kryzysach, które często sami fabrykują.[10]
Dobrze znaną i rozpowszechnioną techniką manipulacji stosowaną w celu utrwalania kłamstw i strachów w świadomości społecznej jest ciągłe powtarzanie tego samego. Rządzący są w stanie sparaliżować całe populacje psychozą strachu, jeśli powtarzają określone frazy i ostrzeżenia albo wyświetlając w kółko określone symbole i ikony za pośrednictwem mediów. O potędze powtórzeń w ukrywaniu fałszu pod płaszczykiem prawdy doskonale wiedział hitlerowski minister propagandy Józef Goebbels: „Nie jest niemożliwe udowodnić za pomocą wystarczającej powtarzalności, że kwadrat jest w rzeczywistości kołem. Są to tylko słowa, a słowa mogą być kształtowane tak długo, dopóki nie zmienią swoich znaczeń".[11]
Skutecznym antidotum na dalszą eskalację sieci strachów i na uwolnienie się z niej jest sceptycyzm wobec tego, co głoszą manipulanci strachami i dociekanie prawdy w wypowiedziach władców.
Wiesław Sztumski
12.1.2024
Przypisy:
[1] Acta philologica, wyd. 6, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 1974.
[2] Wiesław Sztumski, Człowiek wobec środowiska. Propedeutyka sozofilozofii, Wyd. WSL Częstochowa, 2012
[3] Bob Wylie, Bandit Capitalism: Carillion and the Corruption of the British State, Publisher Birlinn, 2020
[4] Matthias Horx, Im Angstgewitter, „Geschäftsbericht der Capitalbank AG", Zukunftsinstitut Horx GmbH, Frankfurt a/M. 2020
[5] Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, Wyd. Alfa, Warszawa, 1998
[6] Henry Frankfort, The intellectual adventure of ancient man: an essay on speculative thought in the ancient Near East, University of Chicago Press, 1977
[7] Mark J. Perry, H.L. Mencken on Democracy, Government and Politics, AEIdeas, January 18, 2013
[8] Hobgoblin to duch domowy, pojawiający się w angielskim folklorze, niegdyś uważany za pomocny, ale od czasu rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa często uważany za złośliwy. Szekspir identyfikuje postać Puka w Śnie nocy letniej jako hobgoblina.
[9] W. H. Auden, The Age of Anxiety, Princeton University Press, 2011
[10] Connor Bovack, Feardom: How Politicians Exploit Your Emotions and What You Can Do to Stop Them, Libertas Press Dubin, 2014
[11] Joseh Goebbels, Wikiquote (https://www.zitate7.de/autor/Joseph+Goebbels)