Psychologia
Psychologia
Polityka i seks
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 4175
Prof. Zbigniew Lew - Starowicz - W Polsce nie udało się przeprowadzić badań parlamentarzystów pod kątem istnienia korelacji między ich życiem osobistym a głoszonymi poglądami.
Z prof. Zbigniewem Lwem-Starowiczem rozmawia Anna Leszkowska
Panie Profesorze, dlaczego kiedy tylko do władzy dochodzi formacja uznawana za prawicową, natychmiast najważniejszymi dla niej sprawami jest życie seksualne obywateli? Posłanka Maria Sobecka sprowadza seks do prokreacji, wicemin. zdrowia myli pedofilię z homoseksualizmem, minister Giertych próbuje zmienić podręczniki do biologii, a jego ojciec idzie jeszcze dalej i wyklucza teorię ewolucji. To wynik światopoglądu, kompleksów, fobii, obsesji?
U nas pojęcie lewica i prawica jest dość specyficzne, bo lewicą określa się komunistów lub postkomunistów, a prawica to ci, którzy związani są z ojcem Rydzykiem. A to błąd. W Polsce możemy mówić o liberałach i fundamentalistach, nawet nie prawicy, bo PiS nie jest partią prawicową, ale typowo lewicową o zabarwieniu narodowosocjalistycznym. Czyli mówimy o liberałach i fundamentalistach, którzy mają wielkie potrzeby, aby rządzić duszami. Opanować umysły. Fundamentaliści chcą narzucić społeczeństwu swój punkt widzenia. Wyobraźmy sobie co by się działo, gdybyśmy nie byli w UE i nie działałoby tu żadne prawo międzynarodowe. Można łatwo przewidzieć, że homoseksualiści byliby sądownie karani.
Jak to już było w latach 30. w Niemczech
Także piętnowano by tych, którzy rozpoczynaliby życie seksualne przed ślubem, rodzili nieślubne dzieci, etc. Dzięki naszej obecności w unii, sprawy, o jakich mówimy, władza stara się załatwiać raczej w białych rękawiczkach, bo musi się liczyć z prawem międzynarodowym. Jednak kiedy AWS była przy władzy zaproponowano przecież projekt ustawy, aby nauczyciel, który był rozwiedziony, nie mógł uczyć w szkole. I gdyby AWS wyborów nie przegrało, ustawa pewnie weszłaby w życie.
Gdyby analizować to zachowanie, należałoby mówić o trzech głównych korzeniach takiej postawy. Pierwszy - najważniejszy - to mentalność kościoła przedsoborowego, widzącego we wszystkim zagrożenie, zło, szatana, który działa przez ciało, głównie seks. To eksponowanie VI przykazania (nie cudzołóż), które jest najważniejsze.
Średniowiecze? Epoka wiktoriańska?
Tak, to jest ta mentalność, która dominuje, wystarczy przejrzeć publikacje przedwojenne i tuż powojenne, aby zobaczyć, że ta mentalność się nie zmieniła i co jakiś czas odzywa. Seks dominuje w niej jako główne zagrożenie.
Drugi korzeń sięga do przedwojennej endecji. To jest ta formacja polityczna, która traktuje Polaków jako naród wybrany, otoczony samymi wrogami, a Polacy mają szczególną misję do spełnienia. I żeby tę misję spełnić, społeczeństwo musi być bardzo silne, zwarte, hołdujące wartościom, bo bogactwo, konsumpcjonizm, lekkie podejście do seksu - rozłoży moralnie to towarzystwo. To muszą być zastępy mężczyzn i kobiet idących krokiem marszowym i śpiewających tę samą pieśń: Polska, Polska, nade wszystko. Zatem trzeba przygotować to wojsko do tego - mamy już nawet taką formację, która jest zwiastunem takiego myślenia, chętną do tworzenia takich zastępów.
I trzeci korzeń - to znalezienie bratniej duszy w USA, oddziaływanie tego państwa na naszych polityków i społeczeństwo. Widać to chociażby po zmianie prezydentów; otóż wybór prezydenta Raegana czy Busha to skręt w prawą stronę, tyle że skręt bardzo specyficzny. Bo Amerykanie mają za sobą potęgę pieniądza i ośrodków naukowych - jeśli prezydent Bush prezentuje bardzo fundamentalistyczne stanowisko religijne, to za tym idą pieniądze, a poza tym są tam ośrodki naukowe spełniające te oczekiwania. Stąd u nas rozdaje się posłom książki autorów amerykańskich, tłumaczone na polski, w których znajdują oni wspomnienia człowieka, który stal się zabójcą z powodu oglądania pornografii, itp. Na zamówienie można zrobić różne rzeczy, także tzw. badania naukowe. To samo dotyczy np. poglądów na prezerwatywy, że przyczyniają się do rozszerzania AIDS.
i mają dziurki, więc są nieskuteczne ...
Tak, i to wszystko się głosi z reguły na pięknym kredowym papierze z ilustracjami.
żeby każdy zrozumiał...
Ale jest pytanie ważne: czy ludzie, którzy głoszą takie poglądy są w zgodzie z samym sobą, czy wewnętrznie są właśnie tacy. W Polsce nie udało się przeprowadzić badań parlamentarzystów pod kątem istnienia korelacji między ich życiem osobistym a głoszonymi poglądami. Ale zrobiono to w innych krajach, np. w USA. I z badań tych wynika, że ci, którzy są bardzo liberalni w sprawach polityki, poglądów, mają na ogół bardziej udane życie seksualne, są w większym stopniu otwarci na seks. Natomiast u tych ultraprawicowych, czytaj: fundamentalistów - nie brakuje seksualnych obsesji: sadyzm, masochizm. Nie chcę przez to powiedzieć że wszyscy, którzy głoszą takie fundamentalistyczne poglądy właśnie tacy są, ale przytaczam wyniki badań. Co prawda, trudno mi sobie wyobrazić człowieka, który twierdzi, że seks jest złem i z seksu nie czerpie się radości. To mało prawdopodobne. O jednym z polityków, który jest tak nastawiony wiem, że w dzieciństwie był bity przez ojca i to porządnie, upokarzająco, co mogło się przerodzić w ostre podejście do spraw seksu, bo znane są takie korelacje.
A czy nie sądzi pan, że takie podejście może wynikać ze światopoglądu, z wyznawanej wiary? Przecież duże religie są surowe w tych sprawach.
Nie szukajmy tych korzeni w wierze, bo chrześcijaństwo jest religią miłości. Islam też jest religią pokojową. W islamie szczególnie jest cenione jeszcze miłosierdzie. W chrześcijaństwie mamy także przykazanie miłowania nieprzyjaciół. Gdyby określać naszych parlamentarzystów właśnie tą miarą, religijną, to większość reprezentuje jakieś neopogaństwo - bo tyle jest tam wrogości i nienawiści do posłów reprezentujących inne partie, inaczej myślących. Mój katecheta zawsze mówił, ze człowieka trzeba kochać, choć można nie lubić jego poglądów. On to uczył rozdzielać. Jeśli ktoś codziennie biega do kościoła i jeszcze tym się szczyci, to postępowanie takie powinno jego psychikę przeorać.
Hipokryzji mamy dostatek. Może wynika to z faktu, iż jesteśmy mało oświeconym społeczeństwem, tkwiącym ciągle w XIX wieku, właśnie w epoce wiktoriańskiej?
Tu jest jeszcze jedna sprawa: tabu. Zwróćmy uwagę na rozwarstwienie społeczne, sięgające czasów nie tak znów odległych. Najbardziej oświecona warstwa ziemiańska w początkach XX wieku została przetrzebiona. W największym stopniu. A to nie była warstwa fundamentalistyczna, choć miała tradycyjne podejście do kościoła. W sferze obyczajowej nie była wiktoriańska, bo kultura szlachecka była kulturą otwartą. Po wojnie warstwa ta została zupełnie zniszczona. Z kolei przedwojenna warstwa inteligencji, głównie nauczyciele, warstwa nieliczna, niosąca określone wartości - też została przetrzebiona. Poza tym w PRL obowiązywała selekcja negatywna w naborze do tej grupy. I to też ma swoje konsekwencje. Bo jeżeli zniszczono środowiska, warstwy opiniotwórcze o pozytywnych postawach życiowych, to pozostali chłopi, robotnicy i drobnomieszczaństwo. Chłopi do spraw płci mają podejście czysto biologiczne, zdrowe, pogodne i przaśne, ale to nie jest środowisko opiniotwórcze. Oni sobie dobrze radzą z seksem, ale to nie jest grupa elitarna. Klasa robotnicza nie istnieje. Pozostało drobnomieszczaństwo - to jest ta grupa, z której drwiła Zapolska. Dulscy. To jest najbardziej wyeksponowana grupa, najbardziej głośna, która przetrwała wszystkie historyczno - społeczne zawieruchy. Kołtun.
Zatem do tych trzech czynników trzeba dodać i społeczny - grupę społeczną, która ma najwięcej do powiedzenia. Ja jednak jestem optymistą, bo młode pokolenie wyjeżdża i wiele z tych osób wróci - ale to będą już zupełnie inni ludzie, nie mający nic wspólnego z owym nieśmiertelnym kołtunem. Mamy też coraz więcej ludzi wykształconych - bez względu na poziom ich wykształcenia, są oni na pewno lepiej niż pokolenia poprzednie. A to się wiąże z otwartością na inne kultury, bywanie w świecie zmusza do elastyczności i kompromisów. Nowe pokolenie i w sprawach seksu będzie - i już jest - inne.
A sprawa tabu? Widać to chyba najdobitniej po reakcjach określonych kręgów społecznych na dzieła sztuki; rzeźbę Mitoraja przed Centralnym Ośrodkiem Sportu w Warszawie, wystawę Nieznalskiej, Olega Kulika w Centrum Sztuki Współczesnej, plakat filmu "Skandalista Larry Flynt".
Sądzę, że jednak ci artyści wyrządzili wszystkim niedźwiedzią przysługę. Bo raczej zawęzili sferę wolności niż rozszerzyli. Pewnie w ich zamierzeniu ta kreacja twórcza miała poszerzyć granice twórczości, obalić tabu, miało to być pewne wyzwanie, wstrząs dla widza. Ja to rozumiem, ale jaki mamy skutek? Zwiększenie autocenzury. Artyści wybrali zły moment, bo nie mamy jeszcze tak otwartych postaw społecznych, żeby ludzie to rozumieli.
Cóż artyście po czasie marnym? - Zadowolenie, że ich dzieła znajdują tak mocny odbiór społeczny.
Ale skutkiem jest samoograniczenie się w wypowiedzi artystycznej. Czyli cofnięcie się. Bo kto teraz otworzy wystawę, na której pokaże tego typu dzieła? Nie ma jeszcze w naszym społeczeństwie gotowości do zmierzenia się z seksem, nagością, sferą intymną człowieka.
Dziękuję za rozmowę.