banner

 

Nie, proszę mi nie współczuć. Nie postawiono mi żadnych zarzutów. Przynajmniej na razie. Chodzi mi tylko o przewrotność naszego prawa, które sankcjonuje ewidentne bezprawie. Otóż w naszym prawie jest zapis, który chronić ma prywatność osoby oskarżonej do czasu, aż zostanie jej udowodniona wina, a sąd wyrazi zgodę na ujawnienie wizerunku. Chodzi o to, aby taką wiadomością nie szkalować dobrego imienia człowieka, który potem okaże się niewinny. I polscy prawnicy kończą studia, na których ich się tego uczy i dostają te dyplomy, a następnie o tym zapominają. A ściślej stosują ten zapis jedynie do ochrony prywatności różnych morderców, gangsterów i złodziei.

Ulubiona „zabawa" polskich prawników polega bowiem na tym, że regulacja ta jest przez nich wykorzystywana w sposób dokładnie odwrotny od intencji ustawodawcy. Otóż tą ulubioną zabawą różnych prokuratorów jest zawiadamianie szerokiej publiczności o tym, że oto od dzisiaj powszechnie publicznie znany Jan Kowalski jest już „Janem K". Przy okazji podaje się oczywiście masę szczegółów, które w sposób niebudzący wątpliwości powinny umożliwić wszystkim identyfikację, który to Jan Kowalski został Janem K.

W ten sposób na daną osobę nakładana jest infamia, która urasta do bardzo poważnej kary samej w sobie, a w wielu wypadkach dotyczy osób, którym następnie nie udowadnia się żadnej winy. Kary, której nie ma w żadnym kodeksie karnym, kary która niszczy często dorobek wielu lat życia bardzo dla Polski zasłużonego, kary, której nałożenie jest w niekontrolowanej niczym gestii zwykle anonimowych prokuratorów. Nie słyszałem nigdy, aby ktokolwiek odpowiedział za tak poważną krzywdę wyrządzoną osobie, która jest niewinna. Nie wiem, czy ci ludzie mają sumienia i jak one u nich działają.

Na to nakłada się przedziwny sposób działania naszych sądów. Otóż w innych znanych mi krajach proces sądowy zaczyna się po zgromadzeniu dowodów i wtedy trwa kilka godzin do kilkunastu dni, w czasie których sąd obraduje bez przerwy, to znaczy codziennie, aż skończy daną sprawę. U nas poszczególne posiedzenia wyznaczane są co kilka miesięcy i często pod koniec procesu nikt już przyzwoicie nie pamięta o co chodzi. To dopełnia skuteczności kary „inicjalizacji", jak ją można nazwać. Człowiek niesłusznie pomówiony przez prokuraturę jest czasem tak pomawiany przez lata zanim zostaje uniewinniony, ale wtedy nikogo to już nic nie obchodzi.

oem software