Prognozowanie (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1214
Ruch transhumanistyczny
Po przeanalizowaniu transhumanistycznego rozumienia rewitalizacji, nieśmiertelności, dobrego życia, ciała, pokrewieństwa i ekonomii, jesteśmy teraz w lepszej sytuacji, aby odpowiedzieć na jedno z kluczowych pytań: jaką dokładnie przyszłość wyobrażają sobie transhumaniści?
Postludzka przyszłość wyobrażana przez trans humanistów to przyszłość, w której technologia odgrywa nadrzędną rolę w konstytucji i organizacji zarówno naszego gatunku, jak i społeczeństwa. Jak zauważyłam, transhumaniści różnią się pod względem orientacji politycznych i ideologicznych, i nie zawsze zgadzają się co do środków, za pomocą których najlepiej osiągnąć udoskonaloną postludzką przyszłość. Ale pomimo tych różnic, wszyscy transhumaniści są oddani wizji przyszłości, w której nauka i technologia pozwalają nam wyjść poza naszą obecną sytuację i przekroczyć nasze biologiczne ograniczenia.
Wszyscy oni wyobrażają sobie przyszłość, w której udoskonalone technologicznie superistoty mają potencjał przekraczania ziemskich granic, a także radykalnego ulepszania możliwości ludzkiego ciała i umysłu. Istoty postludzkie mogą nawet być w stanie swobodnie korzystać z drzewa filogenetycznego, tworząc ciała, które zacierają granice różnych gatunków i organizmów. Silniejsi, szybsi, swobodniejsi, mądrzejsi – oto credo, które ożywia transhumanistyczne wyobrażenia o przyszłości; mając do dyspozycji naukę i technologię, transhumaniści postrzegają wszechświat i samą przyszłość jako stojące przed nimi otworem.
Co więcej, podczas gdy transhumaniści celebrują autonomię jednostki, ich wizja przyszłości nie jest pozbawiona wymiaru społecznego. Proponują, aby postludzka społeczność obejmowała dzielenie wszechświata z szeregiem „osób innych-niż-ludzie” (Hallowell 1960), które będą zasługiwały na prawa i obywatelstwo tak samo jak wszyscy ludzie (powinni zasługiwać) dzisiaj. W porywach optymizmu transhumaniści sugerują również, że istoty postludzkie znajdą nowe sposoby współpracy i dzięki swojej pomysłowości, wspaniałomyślności i przedsiębiorczości osiągną bezprecedensowy poziom zamożności, podnosząc globalny standard życia dla wszystkich.
Wyobrażają sobie przyszłość, w której postludzie będą mogli wykorzystywać psychofarmakologię i inżynierię genetyczną do zawierania coraz bardziej empatycznych związków z innymi, zwiększając w ten sposób swoją zdolność do tworzenia więzi społecznych i jeszcze bardziej wzniosłych form doświadczenia estetycznego i duchowego. Transhumaniści sugerują, że nie będziemy musieli znosić bólu utraty i rozłąki, bo technologie klonowania umysłów umożliwią postludiom utrzymywanie więzi z rodziną i przyjaciółmi przez wirtualną wieczność. Transhumaniści twierdzą, że wraz z rozwojem implantów neuronowych istoty postludzkie wejdą w nowe formy symbiotycznych relacji z maszynami. Zamiast zostać przez nie wyparte, połączą się z nimi w produktywnej harmonii.
Taka jest przynajmniej optymistyczna wizja przyszłości w ramach projektu transhumanistów. W bardziej ponurych chwilach transhumaniści dostrzegają również potencjalne pułapki i napięcia we własnym projekcie i ruchu. Na przykład transhumaniści James Hughes i Zoltan Istvan sugerują, że droga do postludzkiej przyszłości może być pełna przemocy i konfliktów. Zarówno Hughes, jak i Istvan przewidują poważny konflikt między transhumanistami, którzy są zaangażowani w wykorzystywanie technologii w celu radykalnego ulepszenia człowieka/postczłowieka, a chrześcijańskimi „biokonserwatystami”, którzy stanowczo sprzeciwiają się majstrowaniu przy ludzkiej naturze. Jak ostrzega Hughes: „Ponieważ wszystkie strony sporu, świecka i religijna, lewica i prawica, wierzą, że przyszłość ludzkości wisi na włosku, rosną perspektywy brutalnej konfrontacji”.
Napięcia istnieją również wewnątrz Ruchu Transhumanistycznego i między jego sympatykami. Chociaż wszyscy transhumaniści uznają potęgę i potencjał technologii, są głęboko podzieleni ideologicznie i politycznie. W doniesieniach informacyjnych na temat Ruchu Transhumanistycznego w Stanach Zjednoczonych dominują bogaci, libertariańscy, działający w Dolinie Krzemowej wolnorynkowi kapitaliści, którzy osiągnęli, jak to ujął Hughes, „hegemoniczną władzę” nad społeczeństwem. Dla tych transhumanistów ulepszanie gatunku i maksymalizacja zysków są nieodłączną częścią tej samej misji.
Jak proponuje Peter Diamandis, „największe światowe problemy stwarzają również największe światowe możliwości biznesowe”. Rzeczywiście, Singularity University stał się jedną z kluczowych instytucji przekształcających transhumanistyczne inicjatywy ulepszeń w branże warte miliardy dolarów. Podczas gdy antropolog David Valentine ma rację, wskazując, że „to właśnie ta obietnica radykalnie zmienionej ludzkiej przyszłości społecznej” jest podstawą wielu inicjatyw transhumanistycznych, w mojej ocenie motyw zysku jest dla transhumanistów takich jak Diamandis tak samo ważny, jak „kosmologiczne zobowiązania”. Jak widzieliśmy, dla Diamandisa bycie „śmiałym” to nie tylko sięganie gwiazd; chodzi również o generowanie „wartości rzędu miliardów dolarów”.
Transhumaniści tacy jak Diamandis są przekonani, że nowe technologie, przedsiębiorcze innowacje, technofilantropia i wolnorynkowy kapitalizm mogą utorować drogę do społeczeństwa obfitości dla wszystkich. Jednak technopostępowcy, tacy jak James Hughes, proponują, że bez odpowiednich regulacji na poziomie rządowym przyszłość będzie zdominowana przez wszechobecne nierówności i niepokoje społeczne.
W swoich wysiłkach zmierzających do obalenia „hegemonicznej władzy” elit Doliny Krzemowej, Hughes wraz z innymi transhumanistami, którzy wyznają socjalistyczne wartości i politykę, opowiada się za „transhumanizmem demokratycznym”, który reguluje i nadzoruje rozwój technologii i stara się zapewnić, aby jej „owoce” były dostępne dla wszystkich. Ideologiczne napięcia ożywiające ruch transhumanistyczny są po części warte zbadania dlatego, że odzwierciedlają szersze schizmy we współczesnej polityce Stanów Zjednoczonych.
Co więcej, Ruch i projekt transhumanistyczny ożywiają nie tylko napięcia ideologiczne, ale także napięcia bardziej wewnętrzne, wynikające z inicjatyw, które transhumaniści starają się promować. Na przykład, czy technologie rozwijane przez transhumanistów ostatecznie ulepszą i wzbogacą istoty postludzkie, czy też wyprą je, a może nawet zniszczą? Jak widzieliśmy, transhumaniści proponują, abyśmy przygotowali się na możliwość „katastroficznego sukcesu” (Drexler 2013). Są dość wyczuleni na egzystencjalne zagrożenia, które przenikają ich wysiłki na rzecz opracowania superinteligentnej sztucznej inteligencji, dlatego ostrzegają, że musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby je zminimalizować. Wizje mroku i zagłady nigdy nie pozostają zbyt daleko w tyle za słonecznym optymizmem transhumanistów.
A jednak, podczas gdy transhumaniści dość łatwo artykułują te zagrożenia i napięcia, istnieją jeszcze inne, które rzadziej pojawiają się na ich radarze. Jednym z bardziej interesujących napięć przenikających światopogląd transhumanistyczny jest napięcie między transhumanistyczną tendencją do celebrowania autonomii i sprawczości jednostki przy jednoczesnym wychwalaniu zalet technologii, które w coraz większym stopniu uzurpują sobie prawo do takiej sprawczości.
Pokazałam to, kiedy omawiałam pisma Davida Pearce’a na temat imperatywu hedonistycznego. Jak zauważył Pearce, „tradycyjnym” sposobem bycia zabawnym jest pisanie i opowiadanie lepszych dowcipów; jednak w postludzkiej przyszłości bycie zabawnym będzie wymagało identyfikacji i wzmocnienia pewnych ścieżek neuronowych w mózgu, które sprawią, że ludzie będą bardziej otwarci na czyjeś żarty.
Tak więc, chociaż światopogląd transhumanistyczny wychwala sprawczość i autonomię jednostki oraz wyjątkową zdolność istot ludzkich do „przekraczania” swoich uwarunkowań, przyszłość, którą czasami malują, sugeruje świat, gdzie indywidualną sprawczość i kreatywność poświęca się w imię większej wydajności. Nie ma sensu zmagać się z usensownieniem bolesnej przeszłości, jeśli można przeprogramować swoją hedoniczną bieżnię, aby osiągnąć wieczną błogość. Nie ma potrzeby medytować godzinami, jeśli można użyć psychofarmaceutyków, aby osiągnąć wywołane chemicznie oświecenie. Być może w przyszłości istoty postludzkie nie będą tak zaabsorbowane sprawczością i autonomią jak transhumaniści, którzy obecnie starają się umożliwić powstanie postludzkiego gatunku.
Napięcie między celebracją autonomii i sprawczości jednostki a dążeniem do przyszłości, w której coraz częściej działają przez nas inne siły i technologie, można też dostrzec w odmiennych poglądach Raya Kurzweila i Davida Pearce’a. Jak widzieliśmy, pod wieloma względami pogląd Kurzweila na świat jest nadal antropocentryczny i opiera się na obronie i przypisywaniu nadrzędnej wartości oświeceniowym cnotom rozumu, racjonalności i ludzkiego panowania.
Chociaż Kurzweil przewiduje przyszłość, w której istoty ludzkie będą w coraz większym stopniu stapiać się z maszynami, jego zdaniem doprowadzi to raczej do wzmocnienia naszego człowieczeństwa niż do jego wymazania. Jak utrzymuje Kurzweil, ludzie są istotami, które nieustannie dążą do przekraczania swoich uwarunkowań, a najbardziej „potężną siłą” napędzającą ich transcendencję jest zdolność do generowania rewolucyjnych idei i czerpania z nich korzyści. Proponuje: „Po pojawieniu się Osobliwości nie będzie żadnej różnicy między człowiekiem a maszyną ani pomiędzy rzeczywistością fizyczną a wirtualną. Jeśli zastanawiasz się, co pozostanie w takim świecie jednoznacznie ludzkie, to będzie to tylko jedna właściwość: nierozerwalnie związana z naszym gatunkiem potrzeba rozszerzania naszych fizycznych i umysłowych możliwości poza obecne ograniczenia”. Dla kontrastu, w poglądzie Pearce’a na świat ludzie są zaledwie „nośnikami”, które są „manipulowane” i „odrzucane” przez prawdziwych agentów historii i ewolucji – geny.
W transhumanistycznym światopoglądzie istnieje również interesujące napięcie między wartościami przypisywanymi doświadczeniu obiektywnemu i subiektywnemu. Chociaż transhumaniści są żarliwie zaangażowani w wykorzystywanie „obiektywnej”, empirycznej, racjonalnej nauki, aby lepiej zrozumieć i opanować otaczający ich świat, przewidują również, że w przyszłości technologia umożliwi każdemu z nas coraz intensywniejsze podążanie za naszymi subiektywnymi preferencjami. Jak ponownie sugeruje David Pearce, w przyszłości istoty postludzkie będą miały swobodę wyboru rodzaju doznań, jakich chcą doświadczać, i tego, jakie przedmioty będą sprawiać im przyjemność lub wzbudzać ich pragnienia. Jak pyta, „a co, gdyby technologie ulepszania neuronów mogły w kontrolowany sposób modyfikować nasze filtry estetyczne, abyśmy mogli postrzegać 80-letnie kobiety jako bardziej seksowne niż dwudziestolatki?”. Paradoksalnie zatem transhumaniści opowiadają się za wykorzystaniem „empirycznej”, „obiektywnej” nauki, aby zapoczątkować świat, w którym zaspokajanie subiektywnych preferencji może osiągać coraz większą przewagę.
Z mojej perspektywy najbardziej znaczące jest napięcie między transhumanistyczną pogonią za ulepszeniami technologicznymi i wolnością morfologiczną z jednej strony, a ich zdolnością do wnoszenia wkładu w nowe formy technonormatywności i kontroli społecznej z drugiej. Transhumaniści są zagorzałymi orędownikami wolności morfologicznej i są zaangażowani w ochronę praw i wolności jednostek do modyfikowania i „ulepszania” swoich ciał za pomocą technologii. Jednoznacznie wierzą, że te technologiczne ulepszenia wzbogacą życie jednostek w przyszłości i na wiele sposobów je usprawnią.
Utrzymują również, że ponieważ każda osoba będzie miała „prawo” do decydowania, co zrobić ze swoim ciałem (w tym prawo do odmowy modyfikacji), takie inicjatywy ulepszające nie będą w żaden sposób przymusowe. Jak jednak wskazałam wcześniej, ta wizja przyszłości opiera się na nieumiejętności rozpoznania jednego z kluczowych napięć w ich własnym liberalnym arsenale przekonań – napięcia między prawami a wartościami.
Podczas gdy transhumaniści mówią o prawach jako o rzeczach, których należy „bronić”, traktują je również jako stabilne stery, które pozwalają jednostce niezłomnie trwać przy swoich osobistych przekonaniach, niezależnie od tego, co myśli społeczeństwo. Pod tym względem, jeśli chodzi o wpływy intelektualne, Durkheim najwyraźniej nie znajduje się na ich radarze; przekonania wyposażonej w prawa jednostki niemal zawsze przeważają nad władzą, siłą i wartościami zbiorowości.
Zasugerowałam, że to szczególne rozumienie relacji między prawami jednostki a wartościami zbiorowości może pomóc wyjaśnić, dlaczego transhumaniści mogą tak łatwo formułować swoje inicjatywy jako część projektu emancypacyjnego, zamiast postrzegać swoje wysiłki jako potencjalnie przymusową próbę „normalizacji” (Foucault 2020). A jednak, wbrew temu, jak sami transhumaniści je rozumieją, ich inicjatywy nie polegają tylko na wyzwoleniu nas dzięki obietnicom technologii, ale także na ustanowieniu nowych standardów technonormatywności, które będą miały głębokie konsekwencje dla tego, jak w przyszłości będą wyglądały dyscyplinowanie i stratyfikacja podmiotów i społeczeństw.
Rzeczywiście, inicjatywy transhumanistyczne rodzą krytyczne pytania o rolę, jaką technologie będą odgrywać w tworzeniu i reprodukcji nierówności. Podczas gdy badacze płci od dawna stosują koncepcję heteronormatywności, aby podkreślić kompleks praktyk kulturowych, prawnych i instytucjonalnych, które podtrzymują normatywne założenia dotyczące płci i utrwalają nierówność między mężczyznami i kobietami, antropolodzy przyszłości będą musieli rozważyć, w jaki sposób „matryca” technonormatywności rekonfiguruje założenia dotyczące tego, co to znaczy być człowiekiem, a raczej „postczłowiekiem”, który „spełnia wymagania” (Butler 2008; Collins 2000).
Wreszcie, w Ruchu Transhumanistycznym istnieje interesujące napięcie między skrajnym optymizmem a czarną rozpaczą, które przenikają transhumanistyczne wizje przyszłości. Podczas gdy niektórzy trans humaniści próbują kroczyć ostrożną drogą środka, wielu przyjmuje jedną lub drugą z tych skrajnych perspektyw lub oscyluje między nimi. Przyszłość będzie albo całkowicie dobra, albo całkowicie zła, technologia nas albo uratuje, albo zniszczy, użyjemy technologii, aby stworzyć raj na ziemi, albo ostatecznie zniszczymy całą planetę. Podejrzewam, że ta tendencja do postrzegania przyszłości w tak spolaryzowanych kategoriach może rzeczywiście być jednym ze sposobów obrony transhumanistów przed przyszłością, która nie jest ani całkowicie dobra, ani całkowicie zła, ale raczej zasadniczo niepewna.
Jak już dawno zauważyli psychoanalitycy, tego rodzaju „rozszczepienie” jest klasycznym i wszechobecnym środkiem, za pomocą którego ludzie radzą sobie i bronią się przed lękiem i ambiwalencją. Na przykład, zamiast zajmować się pozytywnymi i negatywnymi uczuciami, jakie dana osoba ma wobec drugiej osoby, może ona oscylować między skrajnościami, ogłaszając pewnego dnia: „Och, mój chłopak jest takim bohaterem!”, a następnego dnia biadolić: „Och, mój chłopak jest takim zerem!”.
Chociaż taką psychodynamikę można zaobserwować w wielu kontekstach, badając omawiany przez nas przypadek możemy zastanowić się, w jaki sposób transhumanistyczna tendencja do analizowania przyszłości, w tak spolaryzowanych kategoriach jak utopia albo katastrofa, może również stać się aktywną siłą w ramach tego, jak tworzymy naszą przyszłość. Być może promowanie drogi środka, drogi ostrożnego optymizmu, i odnoszenie się do przyszłości jako „całego obiektu”, z którym wiążą się zarówno dobre, jak i złe możliwości, jest najbardziej prawdopodobnym sposobem na zbudowanie przyszłości, w której naprawdę chcemy żyć.
Potęga technologii, technolodzy i wyobraźnia technologiczna
W ten sposób wracamy do trzech kolejnych pytań, od których zaczęła się ta książka: W jaki sposób nowe formy technologii rekonfigurują ludzkie życie w XXI wieku? W jaki sposób technolodzy odgrywają coraz większą rolę w kształtowaniu przyszłości naszego gatunku? A dokładniej, w jaki sposób „wyobraźnia technologiczna” staje się potężną siłą w kształtowaniu życia społecznego i przyszłości?
Jak jasno pokazuje zakres transhumanistycznych inicjatyw, w XXI wieku technologia może zmienić niemal każdy aspekt ludzkiego życia. Transhumaniści nie opowiadają się za fragmentarycznym podejściem do integracji technologii z naszym życiem i z naszymi ciałami, ale raczej za podejściem całościowym. Jest to jeden z powodów, dla których stanowią tak owocny punkt wyjścia do rozważenia tych pytań.
Transhumaniści uważają, że technologia może radykalnie zmienić konfigurację środowisk fizycznych, w których będą mieszkać nasi potomkowie. Niezależnie od tego, czy będzie to cyberprzestrzeń, czy przestrzeń kosmiczna, transhumaniści sugerują, że postludzie z przyszłości nie będą już ograniczeni do fizycznego, materialnego obszaru Ziemi.
Technologia radykalnie zmieni również sposób, w jaki postludzie przyswajają i przetwarzają informacje. Zastosowanie implantów neuronowych, połączonych z większymi systemami informatycznymi, mogłoby umożliwić istotom postludzkim natychmiastowe przywoływanie bezprecedensowych ilości informacji. Dzięki zastosowaniu psychofarmakologii i inżynierii genetycznej istoty postludzkie będą również rozwijać i prowadzić bardzo różne rodzaje życia emocjonalnego.
Technologia zmieni również sposób, w jaki postludzie tworzą relacje z innymi, a nawet się rozmnażają. Nie będzie już konieczności fizycznej kopulacji mężczyzny i kobiety, ponieważ zapłodnienie in vitro i ektogeneza umożliwią poczęcie i reprodukcję poza macicą, a jeśli ktoś będzie chciał, z wkładem genetycznym pochodzącym od wielu rodziców. Wreszcie przewiduje się, że rozwój nowych form nanotechnologii zrewolucjonizuje sposób, w jaki istoty postludzkie będą wytwarzać środki niezbędne do życia, a to z kolei prawdopodobnie zmieni sposób dystrybucji tych środków wśród członków postludzkiego społeczeństwa. Jeśli istoty ludzkie będą w coraz większym stopniu wypierane z procesu produkcji przez maszyny, to będą potrzebować jakiejś gwarancji, że nadal będą miały dostęp do dóbr potrzebnych im do przeżycia.
Oczywiście stopień, w jakim takie przemiany się urzeczywistniają, ma wiele wspólnego z siłą i zdolnością technologów do pozyskiwania zasobów do rozwijania tych technologii oraz pozyskiwania społecznego i politycznego poparcia dla urzeczywistniania ich wizji przyszłego technoutopijnego społeczeństwa. Kiedy patrzymy na Ruch Transhumanistyczny, odnajdujemy wiele sposobów, w jakie transhumaniści i technolodzy próbują zwiększyć swoją władzę i wpływy w społeczeństwie.
Po pierwsze, widzieliśmy, że w miejscach takich jak Dolina Krzemowa technoutopijne wizje są aktywnie przekładane na możliwości inwestycji kapitałowych, a w trakcie tego procesu wokół idei, które kiedyś uważano za fantastykę naukową, powstają całe branże. Na przykład „wyścig o odblokowanie «genu nieśmiertelności»”, czyli dążenie do nieśmiertelności poprzez wykorzystanie nowych biotechnologii, sztucznej inteligencji i technik klonowania umysłów, przyciąga miliony dolarów inwestycji ze start-upów biotechnologicznych i inwestorów venture capital z Doliny Krzemowej, których obecnie nazywa się „finansistami nieśmiertelności”. Elon Musk, Peter Thiel, Martine Rothblatt, dyrektor generalny Amazon Jeff Bezos, były dyrektor generalny Google Sergey Brin i współzałożyciel Oracle Larry Ellison zainwestowali dużo środków finansowych w badanie możliwości radykalnego przedłużenia życia i entuzjastycznie głoszą, że nieśmiertelność jest nie jest już nieosiągalnym marzeniem, ale raczej problemem technicznym, który można „rozwiązać” lub „pokonać”. Dla osób biorących udział w „wyścigu” nieśmiertelności obietnicą, jaką mają spełnić takie inicjatywy, jest nie tylko odmłodzone ciało i życie wieczne, ale także oszałamiające zyski. Szacuje się, że do roku 2022 branża biotechnologii przeciwstarzeniowej w Dolinie Krzemowej osiągnie wartość brutto 85,6 miliardów dolarów.
Co więcej, poprzez tworzenie instytucji takich jak Singularity University czy Fundacja XPRIZE transhumaniści odgrywają integralną rolę w ułatwianiu akumulacji i koncentracji kapitału wśród coraz bardziej wpływowej elity przedsiębiorców z branży technologicznej. Gdy transhumaniści i technolodzy zwiększają swoją siłę ekonomiczną, zwiększają również swoje wpływy polityczne. Wystarczy wziąć pod uwagę rolę, jaką przedsiębiorca-miliarder i samozwańczy transhumanista Peter Thiel odegrał w wyborach prezydenckich w USA w 2016 roku. Thiel nie tylko był jednym z głównych mówców, którzy poparli Donalda Trumpa w transmisji telewizyjnej na Narodowej Konwencji Republikanów, ale też po wyborach i po przekazaniu 1,25 miliona dolarów na kampanię Trumpa Thiel został mianowany członkiem powyborczego „zespołu przejściowego” Donalda Trumpa, uzyskując dostęp do jednego z najważniejszych korytarzy władzy na świecie.
Transhumaniści i technolodzy odgrywają również większą rolę w kształtowaniu przyszłości gatunku, rzucając wyzwanie tradycyjnym instytucjom, które kiedyś dominowały nad rozwojem nauki i technologii i kontrolowały go. Na przykład, samozwańczy „grindersi”, „hakerzy ciała” i „transhumaniści-złomiarze” postrzegają siebie jako część rozwijającego się obywatelskiego ruchu naukowego, który odrzuca pogląd, że rozwój nauki i technologii powinien wymagać „laboratoriów i ogromnych rachunków bankowych”. Argumentują, że nowe technologie powinny być otwarte, a nie utowarowione dla celów zysku. Przedsiębiorcy z Doliny Krzemowej są równie zaangażowani w radykalną redystrybucję równowagi sił w dziedzinie nauki i technologii, ale robią to stosując nagrody motywacyjne, aby odciągnąć najbardziej utalentowane umysły technologiczne od akademii i przyciągnąć ich do własnych start-upów. Fundacje takie jak XPRIZE czy stypendium Petera Thiela „20 under 20” mają na celu rekrutację tych, którzy mogą dokonać przełomu technologicznego w branży, a następnie wykorzystać te odkrycia jako sposób na osiągnięcie bezprecedensowych zysków.
Tak więc, w miarę jak transhumaniści odnoszą coraz większe sukcesy w przekładaniu swoich pomysłów na dochodowe branże technologiczne, wyraźnie rośnie też ich wpływ na społeczeństwo. Jednak to nie tylko coraz grubsze portfele i większe znaczenie polityczne sprawiają, że transhumaniści są tak wpływowi.
Równie ważne jest to, abyśmy docenili, w jaki sposób transhumanistyczna wyobraźnia technologiczna stała się aktywną siłą w tworzeniu życia społecznego i przyszłości. Chociaż na wizje przyszłości promowane przez transhumanistów wyraźnie wpływają już istniejące technologie, jest również prawdą, że wiele technologii, które sobie wyobrażają i promują, nie zostało jeszcze urzeczywistnionych. Jak to ujęła Anne Balsamo, przewidywana przez nich technologiczna przyszłość jest pod wieloma względami najpierw „produkowana” w „ich wyobraźni”.
James Herrick zasugerował w podobnym duchu, że zdolność do tworzenia i rozpowszechniania retorycznie przekonujących mitów i narracji o przyszłej transcendencji technologicznej jest kluczem do rozwoju Ruchu Transhumanistycznego i jego wpływu w tym samym stopniu, co rzeczywisty postęp technologiczny, do którego trans humaniści się przyczyniają i który promują. „Tworzenie i propagowanie przekonującej wizji przyszłości”, argumentuje, „jest przedsięwzięciem, które wykonane umiejętnie pod względem retorycznym zapewnia zwolennikom (transhumanizmu) stopień wpływu kulturowego nieproporcjonalny do ich faktycznej liczby”.
Rzeczywiście, jak widzieliśmy w tej książce i jak przystało na wniosek, który kończy się świadectwem na rzecz potęgi wyobraźni technologicznej, sami transhumaniści niemal jednogłośnie przypisują swoje wizje i sukcesy technologicznej wyobraźni autorów fantastyki naukowej. Życiową misją Petera Diamandisa było przekształcenie fantastyki naukowej w „fakt naukowy”. Sugeruje on, że to właśnie prace autorów science fiction dostarczyły mu „przekonującej wizji przyszłości”. Przypomnijmy sobie jego uwagi: „Jeśli pomyślę o tym, kim byli moi mentorzy, to byli to bohaterowie powieści fantastycznonaukowych. Były to dzieła Heinliena, były to dzieła Roddenberry’ego. To ludzie, którzy widzą świat takim, jakim mógłby lub powinien być, a następnie malują ten obraz w tak żywych barwach, że aż chce się zrobić wszystko, żeby się ziścił. Napędzało mnie to przez całe życie”.
Właśnie dlatego wyobraźnia technologiczna nie tylko zapewnia rozrywkową odskocznię od „rzeczywistości” życia, ale także inspiruje ludzi, w tym przypadku bardzo potężnych, do tworzenia rzeczywistości zgodnie z określonymi wizjami świata takiego, jaki „mógłby lub powinien być”. Transhumaniści przewodzą dziełu urzeczywistniania tych wizji. Dlatego próbując zrozumieć wartości, przekonania i praktyki, które ożywiają ich wizje przyszłości, można wiele zyskać. Alternatywnie, wiele można by stracić, odrzucając te wizje jako „jakąś tam fantastykę naukową”. Pytanie, które wszyscy musimy sobie teraz zadać, brzmi: jaki świat, jaką przyszłość chcemy stworzyć? Jest to pytanie, z odpowiedzią na które nie powinniśmy i nie możemy się wstrzymywać.
Jennifer Huberman
Jest to fragment książki Autorki zatytułowanej: Transhumanizm: od przodków do awatarów wydanej przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego w serii W poszukiwaniu idei XXI wieku. Jej recenzję Transhumanizm okiem antropologa zamieszczamy w tym numerze.
Wyróżnienia w tekście i tytuł pochodzą od Redakcji
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 714
Komitet Przestrzennego Zagospodarowania Kraju (KPZK) Polskiej Akademii Nauk opracował w 2022 roku dokument w sprawie polityki przestrzennej państwa i planowania przestrzennego pn. Przestrzenne Zagospodarowanie Kraju – perspektywa długookresowa. (Pisaliśmy o tym w SN Nr 11/22). Zespół interdyscyplinarny (19 osób), który go stworzył, zawarł w tym opracowaniu nie tylko diagnozę stanu obecnego, ale i wskazuje wyzwania, przed jakimi stoją (lub staną) administratorzy państwa w najbliższej i dalszej przyszłości. Z wielu zagadnień ujętych w raporcie wybraliśmy kilka, które będziemy pokazywać w kolejnych numerach SN. W tym numerze przedstawiamy fragment dotyczący wyzwań ekonomicznych, kryzysów i załamaniu modelu opartego na globalizacji.
Wyzwania ekonomiczne, kryzysy, załamanie modelu opartego na globalizacji
Zmienność i nieprzewidywalność procesów gospodarczych oraz dynamiczne zmiany struktury gospodarczej wywołane m.in. przez pandemię Covid-19, konflikt zbrojny na Ukrainie, załamanie łańcuchów dostaw, kryzysy migracyjne istotnie determinować będą zachowania przestrzenne
aktorów gospodarczych i procesy zagospodarowania przestrzeni. Zmiany te nie tylko tworzą nowy model przepływów produktów i wiedzy opartej na globalizacji (w stronę geopolitycznej regionalizacji w domykaniu łańcuchów dostaw), ale także wyznaczają nowe kierunki zagospodarowania i funkcjonowania w przestrzenni. Wzrastająca niestabilność procesów geopolitycznych, gospodarczych, klimatycznych, pandemicznych tworzy nowe wyzwania dla budowania odporności i zdolności reagowania krajowej gospodarki na wstrząsy w zdecentralizowanych układach funkcjonalno-przestrzennych.
Narastające zmiany klimatu wymuszają konieczność transformacji gospodarczej w kierunku neutralności klimatycznej. Aby sprostać tym wyzwaniom konieczne jest budowanie cyrkularnej gospodarki, reorientacja na tworzenie i wdrażanie ekoinnowacji oraz dokonanie głębokiej transformacji energetycznej. W sposób przyśpieszony będzie następowała zmiana modelu wytwarzania energii w stronę energii odnawialnej i w produkowanej w systemach rozproszonych.
Pod wpływem wyzwań klimatycznych zmienia się także model rolnictwa i produkcji żywności w stronę skracania łańcuchów dostaw i niskiej emisyjności. Silnie będzie się rozwijała agrokultura miejska pełniąca nie tylko funkcje żywnościowe, ale także społeczno-środowiskowe. Konieczność rozwoju miejskich systemów produkcji biologicznej jest m.in. konsekwencją suburbanizacji i nadmiernego poszerzania granic miast i staje się wyzwaniem dla zagwarantowania bezpieczeństwa żywnościowego dużych obszarów miejskich.
Przyspiesza transformacja cyfrowa i wzrasta znaczenie wiedzy, kreatywności i innowacyjności w budowaniu trwałej przewagi konkurencyjnej miast i regionów. Sukces gospodarczy układów
terytorialnych w dużej mierze zależy od intensywności procesów tworzenia, dyfuzji i absorpcji procesów innowacji.
Terytorialnie zorganizowane środowiska produkcji i tworzenia innowacji wciąż pozostają słabo rozwiniętym ogniwem struktury gospodarczej.
Dynamizacja procesów gospodarczych w dużej mierze zależeć będzie od zdolności budowania nowych, terytorialnych wartości, w tym tworzenia i wykorzystania skumulowanego kapitału terytorialnego oraz uruchamiania mechanizmów synergicznych na rzecz budowania terytorialnych specjalizacji.
Świat przyszłości będzie erą miast. Nie jest to zwykły truizm. Era miast wymaga jednak zmierzenia się z wieloma wyzwaniami i konsekwencjami tego procesu. Postępująca urbanizacja stylu życia i procesów wytwórczych jest wywoływana przez kolejne fale postępu technologicznego, globalizację procesów produkcji, konsumpcji oraz towarzyszącą tym zjawiskom globalizację negatywnych efektów zewnętrznych i dóbr publicznych.
Dotychczasowy rozwój miast odbywał się kosztem coraz większej entropii otoczenia i rabunkowego korzystania z zasobów mineralnych dla celów produkcyjnych i przemysłowego rozwoju rolnictwa kosztem środowiska przyrodniczego. Ten stan rzecz jak wiemy doprowadził do przyśpieszonych zmian klimatu ze wszelkimi konsekwencjami dla dalszego życia na naszej planecie.
Nie bez znaczenia dla dalszych procesów rozwoju miast mają także wytwarzane przez autorytarne rządy i korporacje globalne efekty polityczne (w formie różnych przywilejów finansowych lub niższych norm ochrony środowiska), które stają się źródłem coraz większych zagrożeń dla rozwoju cywilizacji w długim okresie.
Nie wchodząc w głębsze analizy współczesnych procesów rozwoju, warto wskazać na trwałe trendy, które będę determinowały dalsze procesy rozwoju i co z nich wynika dla światowych, narodowych i lokalnych działań instytucji publicznych wobec miast i procesów urbanizacji.
Należy do nich:
• Przyspieszająca cyfryzacja wszelkich sfer życia gospodarczego, społecznego, politycznego i militarnego.
• Wzrost zapotrzebowania na stabilną i tanią energię elektryczną.
• Budowanie światowego konsensusu wobec działań na rzecz ochrony klimatu i przywracaniu regeneracyjnych funkcji środowiska przyrodniczego.
• Polityczna i ekonomiczna presja na rozwój odnawialnych źródeł energii jako nowych zasobów budowania trwałych przewag konkurencyjnych w skalach terytorialnych.
• Wyczerpywanie się tanich źródeł surowców mineralnych i wzmacnianie się rynkowych innowacji i motywacji do korzystania z surowców wtórnych.
W konsekwencji tych obiektywnych trendów możemy stwierdzić, że o nowej fali rozwoju i przekształcaniu miast będą decydowały „nowe” zasoby i czynniki rozwoju tkwiące w systemach miejskich wskutek historycznego procesu nasycenia minerałami i kumulowania wiedzy i umiejętności mieszkańców miast.
Szczególnie wielkie miasta mają „ukrytą” masę krytyczną, której wyzwolenie pozwoli do przejścia na nową trajektorię rozwoju bazującą w sensie strategicznym na niematerialnych zasobach intelektualnych będących wytworem szczególnego zintegrowanego procesu ich wytwarzania w złożonych systemach miejskich. Takim nowym zasobem staje się „kapitał terytorialny”.
Można sformułować wysoce prawdopodobną hipotezę, że o procesach rozwoju miejskich cywilizacji będą decydowały trzy współzależne strategiczne endogenne zasoby jakie mogą wytwarzać systemy miejskie i na bazie których rozwijane będą wysoce konkurencyjne, ale zrównoważone ekologiczne funkcje wytwórcze.
Należy do nich:
• kapitał terytorialny,
• elektryczna energia odnawialna oraz zasoby wody zyskującej nowy wymiar jak źródło energii wodorowej i jako podstawa gospodarki wodorowej,
• zdolność systemowa do wykorzystania surowców wtórnych i recyrkulacji zasobów środowiska antropogenicznego miast.
Cały raport dostępny pod adresem: https://pan.pl/pliki/pzk.pdf
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3694
Z prof. Jerzym Kleerem z Komitetu Prognoz PAN rozmawia Anna Leszkowska
- Panie Profesorze, Komitet Prognoz PAN – jedyny niezależny od rządu ośrodek prognostyczny - od lat sporządza raporty dotyczące scenariuszy rozwoju kraju.
Ostatni z nich, wydany w trzech tomach, nosi tytuł: Wizja przyszłości Polski i trzeba przyznać, że jest to wizja ponura.
Co, pana zdaniem, uzasadnia taką wizję?
Jakie czynniki najbardziej wpływają na dalszy los Polski?
- Odpowiedź na to pytanie jest dość trudna, gdyż widzę dwie dosyć różne bariery o różnej zresztą sile, które będą ograniczać z jednej strony wzrost gospodarczy, a z drugiej – postęp cywilizacyjny. To nie są identyczne procesy i nie takie same czynniki będą wpływać na jeden i drugi proces.
Zacznijmy może od wzrostu gospodarczego: Polska po 1989 roku uruchomiła dwa bardzo ważne procesy: przejście do gospodarki rynkowej i otwarcie na świat, w tym – wejście do UE. W związku z tym, czynniki zewnętrzne, pozytywne i negatywne, związane z gospodarką rynkową i procesami dominacji sfery finansowej w gospodarce światowej zaczęły coraz silniej oddziaływać na państwo. Procesy te nie układają się w wyraźny ciąg logiczny i przyszłość nie jest jednoznacznie zdeterminowana. Możliwe są tu różne rozwiązania.
Najbardziej optymistyczne, to udana konsolidacja UE i zachowanie jej trwałości. Mimo to, najbliższe lata będą dla Polski trudne, z co najmniej kilku powodów. Polska jest w dużym stopniu zależna od handlu zagranicznego i obcego kapitału. Jeśli nastąpi spowolnienie w Niemczech - to natychmiast odbije się to na naszej gospodarce, bo do Niemiec idzie ponad ¼ naszego eksportu. Także kapitał zagraniczny, który wspomagał procesy wzrostowe i modernizacyjne w Polsce, w sytuacji narastających kłopotów nie będzie do nas docierał. Poza tym, mogą wystąpić negatywne dla polskiej gospodarki procesy w bankowości, bowiem 2/3 aktywów banków w Polsce jest w rękach kapitału zagranicznego. I w przypadku głębokiego kryzysu może to wpłynąć na cały sektor bankowy w Polsce, nie tylko poprzez transfer zysków z polskich oddziałów banków zagranicznych.
Kolejnym czynnikiem utrudniającym najbliższą przyszłość jest zagrożenie utraty renty zacofania, polegającej na tym, że gospodarka nie będzie się modernizować z braku dopływu kapitału zagranicznego, a także wzrostu płac. Obecnie tzw. renta zacofania właściwie już się wyczerpała. Zakładając scenariusz pozytywny, nie będzie już tak optymistyczny jaki miał miejsce w przeszłości. Prawdopodobnie 5-6% wzrost gospodarczy możemy odłożyć do lamusa. Ale równie godne zainteresowania są zjawiska wewnętrzne. Gdybym miał określić najważniejsze bariery rozwojowe, musiałbym ich wymienić wiele.
- Większość związana jest z rozwojem gospodarczym?
- Niezupełnie. Trudno ekonomiście stwierdzić, że wzrost gospodarczy nie przekłada się automatycznie na rozwój cywilizacyjny. To mogą być i z reguły są całkowicie rozbieżne procesy. Na pewno dotychczasowe rządy były zauroczone doktryną neoliberalną, głoszącą, że wzrost gospodarczy – przy wszystkich zróżnicowaniach, jakie wywołuje - w ostatecznym rachunku przekłada się na postęp cywilizacji.
Okazało się jednak, że nie tylko w Polsce nie były one zbieżne, ale to nie znaczy, że społeczeństwo polskie nie osiągnęło wyższego etapu rozwoju. To, co obserwujemy, nazwane zostało w Komitecie Prognoz dryfem cywilizacyjnym. Kiedy zaczęliśmy przyglądać się rozbieżnościom między rozwojem gospodarczym a cywilizacyjnym okazało się, że za dryf cywilizacyjny odpowiedzialny jest spowolniony wzrost gospodarczy, ale przede wszystkim – system kulturowy Polski.
- Co się za tym określeniem kryje?
- Opis tego systemu nie jest łatwy, gdyż jest związany z tradycją, historią, ideologią, różnymi doświadczeniami poszczególnych grup społecznych, itd. Według mnie, jest to zbitka związana z pozostałościami cywilizacji agrarnej, anarchizującej demokracji szlacheckiej, konserwatywnego nurtu kościoła katolickiego, egalitarnych mrzonek socjalizmu i wybuchu indywidualizmu po 89 roku. Jeżeli przyjąć, że ta zbitka jest poprawna, to zaczyna się ujawniać mnóstwo barier rozwojowych związanych z tymi właśnie cechami. Warto tu też wspomnieć, że system kulturowy nie zmienia się tak szybko jak gospodarczy, nie mówiąc już o technice. Cechuje go nie tylko powolne tempo, ale i zjawisko nawrotów. Nigdy nie możemy powiedzieć, że pewne procesy związane z systemem kulturowym zostały już przezwyciężone. Cofnięcia mogą być różnego rodzaju.
Składniki systemu kulturowego mają w dodatku tendencję do kumulacji i występując razem są trudniejszym progiem do przekroczenia niż każdy z osobna. Poza tym, każda ze zmian przebiega w różnym, sobie właściwym rytmie – nie bez powodu Mojżesz prowadził Żydów 40 lat przez pustynię – przez ten czas wymieniły się dwa pokolenia.
Otóż my w trakcie modernizacji powojennej kraju nie mieliśmy czasu na żadną wymianę pokoleń. A należy pamiętać, że pewien system zachowań społecznych nabywa się bardzo wcześnie, do 12 roku życia. Modernizacja systemu kulturowego jest najtrudniejsza, zwłaszcza jeśli nie ma dostatecznego wsparcia ideologicznego. W PRL opozycję stanowił m.in. kościół ludowy, co utrwaliło u Polaków cechy wywodzące się z cywilizacji agrarnej, nie odpowiadające współczesności.
- Jakie składniki systemu kulturowego najbardziej ograniczają nasz rozwój ?
- Jeżeli popatrzeć na dzisiejszą strukturę społeczną w Polsce, obserwujemy w gospodarce dwa bardzo charakterystyczne zjawiska: z jednej strony występuje bardzo silny pęd do przedsiębiorczości, indywidualnej kreatywności – co roku powstaje 200 – 300 tysięcy małych i średnich przedsiębiorstw.
Ale z drugiej strony - tyle samo upada z wielu przyczyn, ale głównie wskutek braku zaufania obywateli do państwa (jest na poziomie 12-15%) i … braku zaufania państwa do obywateli. Jednak kreatorem procesów cywilizacyjnych jest w przemożnym stopniu państwo, które musi mieć ogólne cele, strategię wykraczającą poza wąskie interesy poszczególnych grup społecznych, nie mówiąc już o partiach politycznych. I tego – jak dotąd - nie zrobił żaden rząd.
Poszczególne rządy, partie, zawsze próbowały ugrać własne interesy partyjne, traktując państwo jako łup. A wydawało się, że przejście z gospodarki socjalistycznej do rynkowej stworzy państwo przyjazne przedsiębiorczości gospodarczej.
Dam inny przykład: skoro mamy centralne położenie w Europie, to oczywistym jest, że powinniśmy stworzyć warunki, by stać się państwem tranzytowym i odpowiednio do tego budować infrastrukturę transportową. Tymczasem żaden rząd nie widział w tym interesu – stąd nasza infrastruktura transportowa jest jedną z najgorszych w Europie.
To jeden z przykładów braku umiejętności współdziałania, będącego m. in. brakiem umiejętności zawierania kompromisów. A dzisiaj – w warunkach zglobalizowanego świata - jest to umiejętność podstawowa.
W Komitecie Prognoz dokonaliśmy diagnozy systemu cywilizacyjnego, oceniliśmy główne czynniki – na ile są one twórcze, a na ile hamują rozwój Polski. Np. jeden z nich, wskazywany jako wielki sukces ostatniego 20-lecia - wybuch edukacji na poziomie wyższym. Zajmujemy 5 czy 6 miejsce w świecie w liczbie studentów w stosunku do liczby ludności. Mamy 5 razy więcej studentów niż w 1989 roku, ale gdybyśmy inaczej podeszli do analizy tego sukcesu to np. na jednego pracownika naukowo - dydaktycznego przypada obecnie nie 6 studentów, jak w 1992 roku, ale 19.
Jeśli dodać, że badania naukowe zostały zmarginalizowane, sukces w obszarze nauki staje się wątpliwy. Przytaczamy w raporcie ważną analizę dwóch Skandynawów, dotyczącą kapitału intelektualnego w latach 1995 - 2009 w 40 państwach. Zajmujemy w tym rankingu ciągle 33 miejsce, podczas gdy nasza pozycja w rozwoju gospodarczym poprawiła się. Czyli kulturowo nie dokonaliśmy istotnego skoku.
Dzisiaj w administracji centralnej jest 4 razy tyle zatrudnionych, ile było za ostatniego premiera PRL – a przecież większość przedsiębiorstw państwowych została sprywatyzowana. Wzrosła też liczba urzędników samorządowych, kwitnie nepotyzm. To są wszystko zjawiska, o których my mówimy od dawna. Jeśli ich nie przezwyciężymy, będziemy marginalizowani. Nasz dystans do świata rozwiniętego będzie się pogłębiał.
Trzeba sobie przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, dlaczego obywatele nie mają zaufania do państwa?
Wynika to stąd, że instytucje, jakie istnieją, nie są sprawne, przejrzyste, aniprzyjazne i otwarte na obywatela. Bierze się to jak powiedziałem stąd, że państwo traktuje się jak łup do podziału po wygranych wyborach. Przed laty próbowano stworzyć centralną, apolityczną klasę urzędniczą, która nie zmieniałaby się podwpływem wyborów. Niestety, nic z tego nie wyszło.
Nie udało się też – choć wszystkie rządy od 20 lat prowadzą politykę neoliberalną - stworzyć instytucji przyjaznych dla przedsiębiorców i korzystnych dla państwa. W rankingu wolności gospodarczej Polska nie poprawia swojego miejsca (w okolicach 70). Jednym z ważnych czynników dla wolności gospodarczej jest system sądowniczy. W UE na egzekucję wyroku potrzeba ok. 150 dni, u nas – 850 - 1000 dni. Są kraje, gdzie zarejestrowanie przedsiębiorstwa następuje niejako „od ręki”, a u nas ciągle czeka się tygodnie. Z tego punktu widzenia w pewnym sensie zmarnowaliśmy 20 lat.
- I Komitet Prognoz mówi o tych sprawach równie długo. Podkreślając brak kapitału społecznego za podstawową przyczynę naszych słabości, nie uważa pan, że poprawa tego stanu nie jest możliwa? Przecież sprawujący władzę wywodzą się właśnie z tego nieufnego społeczeństwa. Oni dalej nakręcają spiralę tej nieufności – widać to było szczególnie podczas rządów PiS, który cofnął nas pod tym względem o epokę.
- Istotnie, istnieje takie błędne koło, ale można je przekroczyć. Pod warunkiem, że nie podejmuje się jednostkowych decyzji – musi być jakaś perspektywa działania. Wiadomo, że wszystkiego od razu nie da się rozwiązać, trzeba to robić stopniowo. Ale to wymaga, albo ... dyktatora, który by po np. po 10 latach reformowania państwa oddał władzę - co trudno sobie wyobrazić, właściwie jest to niemożliwe. Albo – położenia nacisku najpierw na instytucje, następnie na edukację, jako przynależące do systemu kulturowego. Takie działanie powinno przełamać istniejące bariery, zwłaszcza w tworzeniu kapitału społecznego.
- Dobrych instytucji nie będzie bez ludzi mądrych, a tych – bez dobrej edukacji. Co jest pierwsze i ważniejsze?
- Polska ma pewien kapitał intelektualny, który dla stworzenia dobrych instytucji jest wystarczający. Dlatego kładę nacisk najpierw na stworzenie dobrych instytucji. Instytucje mają gwarantować odporność na przekupstwo, cenić interesy innych, być przejrzystymi – to są zasady zwane kiedyś dobrym wychowaniem. I one muszą obowiązywać także w instytucjach.
- Ale tacy ludzie wycofali się wiele lat temu z życia społecznego...
- Bo nikt ich nie potrzebował. Ja należę do wymierającej generacji, takiej, jaka pewnie szybko się nie pojawi. My nie kierowaliśmy się interesownością w swoim działaniu, a czymś, co nazywa się służbą społeczną – pojęcie dzisiaj już nieznane. Z tego punktu widzenia popełniono sporo błędów po 89 roku. Część środowiska opiniotwórczego dała się przekabacić.
- Następne pokolenia mogą jednak w ogóle nie czuć, ani nawet nie znać wyrażenia: poczucie misji... Już dzisiaj mają z tym kłopoty...
- Owszem, ale wskutek tego będzie następowała marginalizacja kraju. Ale nie wszyscy muszą czuć misję. Kiedy mówię o tworzeniu dobrych instytucji, nie oznacza to, że cała kadra zarządzająca winna się poczuwać do pełnienia misji. Wystarczy zdeterminowany premier i kilku ministrów, żeby poprawić sytuację.
Moim zdaniem, w Polsce istnieje nadmiernie rozwinięty indywidualizm a nie istnieje działanie grupowe. Sukcesy krajów Azji Płd.-Wsch. biorą się z umiejętności kolektywnego działania (co jest konsekwencją cywilizacji ryżowej, gdyż uprawa ryżu wymagała zespołowości i dyscypliny), poszanowania pracy, wysokich oszczędności i akceptacji państwa, które jest składową czynnika kulturowego. Stąd nikt tam przeciwko państwo nie występuje.
- Ale obecna cywilizacja to nieposkromiona indywidualizacja...
- To dzieło neoliberalizmu, tu zadziałała polityka. My, de facto, nie przeskoczyliśmy jeszcze w pełni etapu cywilizacji agrarnej – mamy ciągle 15 - 17% zatrudnionych w rolnictwie. W krajach, które rozwijały się bardziej równomiernie, wykształcały się odpowiednie struktury społeczne, u nas cała struktura społeczna jest porozrywana, rozmyta. Przepływy są w każdą stronę i nigdy nie wiadomo w którą pójdą. Raz się przechodzi ze wsi do miasta, raz się wraca. Zawsze rozwój gospodarczy wyprzedza rozwój społeczny, tyle, że jeśli nowoczesność w przemyśle dokonuje się bardzo szybko, to nie ma możliwości uruchomienia szybkich procesów dostosowawczych. Uruchamiając procesy konwergencji gospodarczej nie można zapominać o potrzebie konwergencji cywilizacyjnej.
W krajach rozwiniętych wzrost gospodarczy lepiej się przekłada na rozwój cywilizacyjny. Finlandia po wojnie była biednym krajem, ale była tam rozwinięta umiejętność wspólnego działania, do czego zmuszała przyroda oraz protestantyzm, w którym praca jest ważnym wyznacznikiem oceniającym człowieka.
- Już dzisiaj wiadomo, że w przyszłych latach czeka nas niższe tempo rozwoju gospodarczego, o ile nie stagnacja. Czy w tej sytuacji mamy szanse na rozwój cywilizacyjny?
- Paradoksalnie może się zdarzyć, że nastąpi coś, co nazwaliśmy uświadamianiem sobie wyróżników społecznych, polegających na zadbaniu o sprawy społeczne. I choć pieniędzy wprawdzie nie ma, to te, które są, mogłyby być sensowniej wydawane. Gdyby tylko o połowę zmniejszyć administrację publiczną, już byłoby lepiej. Gdybyśmy spróbowali zaufać trochę ludziom, może się to uda? Dzisiaj w Polsce nie ma żadnego ośrodka z jakąś wizją, który by zagospodarował ludzi chcących zrobić coś pożytecznego dla kraju. Ja mogę tylko nakreślić pewne teoretycznie możliwe do realizacji scenariusze, ale czy one się spełnią?
Dziękuję za rozmowę.
„Dekalog poprawy” prof. Jerzego Kleera:
1. Za punkt wyjścia przyjąć należy istnienie dobrych instytucji, które są w miarę stabilne, dostatecznie przejrzyste, wewnętrznie spójne, i przyjazne z punktu widzenia całego społeczeństwa. Instytucje mogą dobrze funkcjonować jedynie wówczas, kiedy są zarządzane przez dobry aparat administracyjny, na poziomie centralnym i lokalnym, w dużym stopniu niezależny od partii będących aktualnie u władzy.
2. Dobre instytucje i sprawna, przyjazna administracja, przynajmniej w dłuższym horyzoncie czasowym rodzi zaufanie społeczeństwa do państwa.
3. Poszanowanie prawa przez społeczeństwo jest jednym z kluczowych warunków postępu cywilizacyjnego.
4. Zaufanie państwa do społeczeństwa jest efektem zaufania społeczeństwa do państwa i poszanowania prawa. Powyższe warunki tworzą dobry klimat dla legitymizowania różnego typu zmian i reform, jakim będzie podlegać i państwo i społeczeństwo w przyszłości.
5. Podstawowym mechanizmem (narzędziem) realizacji powyższych warunków jest dobry, nowoczesny, powszechny system edukacyjny. Stworzenie takiego systemu wymaga czasu, środków, a także długofalowej wizji, uwzględniającej zmiany, jakiim poddane będzie społeczeństwo i gospodarka. Istota nowoczesnego systemu edukacyjnego polega również na wyławianiu elit, których funkcją jest sterowanie nowoczesnym państwem i jego podmiotami.
6. Równie ważnym narzędziem realizacji tych warunków jest sprawnie funkcjonujący i dobrze finansowany system badań i rozwoju. Nie chodzi tu tylko o zastosowanie wyników badań w gospodarce, innowacyjność rynkową tego systemu. Równie ważne, a nawet decydujące, jest znaczenie kulturotwórcze tego systemu: np. nie można zapewnić wysokiej jakości kształcenia na starszych latach studiów wyższych bez udziału studentów w badaniach, a na ten aspekt obecne finansowanie systemu badań i rozwoju nie wystarcza.
7. Istotą nowoczesnego modelu cywilizacyjnego jest stworzenie w ramach społeczeństwa swoistego konsensusu w zakresie wspólnych (ogólnych) celów, wykraczających poza interesy poszczególnych grup społecznych, politycznych i zawodowych. Spójność państwa polega między innymi na akceptacji tego typu zadań o charakterze długookresowym.
8. Akceptacja wspólnych, długookresowych celów czy zadań wymaga zdolności wspólnego (grupowego) działania społecznego. Kreatywność grupowa musi wzbogacić kreatywność indywidualną.
9. Nowoczesne społeczeństwo, by mogło się w miarę skutecznie rozwijać, musi być zdolne do licznych kompromisów. To zaś wymaga czasu, nauki i dobrej woli. Społeczeństwo charakteryzuje się różnymi interesami, zarówno krótko, jak i długookresowymi, niezależnie na jakim szczeblu rozwoju by się nie znajdowało.
10. Pochodną zdolności do kompromisu jest tolerancja ideologiczno-obyczajowa. Jest to ważny warunek funkcjonowania społeczeństwa w warunkach giobalizującego się świata, w którym ma miejsce nie tylko przepływ towarów, usług, kapitału, ale także ludzi z różnych kręgów kulturowych, a także różnych idei. Nowoczesne państwo i społeczeństwo, a takim zapewne będzie Polska w 2050 r. nie może być zamknięta na tego rodzaju procesy.
Warunki te nie są łatwe do realizacji, niemniej są to wyzwania, którym społeczeństwo polskie musi sprostać, aby rozwinąć do 2050 r. Polskę silną gospodarczo, o dużym eksporcie wysokiej techniki oraz rozwiniętej infrastrukturze komunikacyjnej, wysoce wykształconą! z ograniczonym zróżnicowaniem społecznym, o małym udziale procentowym prekariatu i dominacji względnie trwałego zatrudnienia, o prostym a przestrzeganym prawie oraz silnych instytucjach demokratycznych.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1495
Z prof. Jerzym Kleerem wiceprzewodniczącym Komitetu Prognoz PAN „Polska 2000 Plus”, autorem raportu Dokąd zmierza Europa, rozmawia Anna Leszkowska
Panie Profesorze, Brexit, żółte kamizelki w Paryżu, imigranci, islamiści, nastroje nacjonalistyczne – czy na Europę przyszła kryska?
- Te niepokoje i zjawiska rozpadu pojawiły się znacznie wcześniej - od co najmniej pięciu dekad obserwujemy spadek ekonomicznej pozycji Europy w świecie. Za kryterium oceny przyjmuje się z reguły udział w światowym produkcie brutto, bo jest to jedyny wskaźnik mierzalny.
Otóż w 1970 roku, kiedy wszyscy jeszcze dobrze w Europie funkcjonowaliśmy, udział Europy w światowym PKB wynosił ponad 40%. W 2016 roku jest to tylko 24%.
Przyczyn tego jest kilka.
Po pierwsze, spadek populacji europejskiej, czyli tej, która się rodzi w Europie. Według wszystkich prognoz, w 2050 roku Europa będzie liczyć ok. 700 -710 mln ludności, czyli mniej o ok. 40 mln. Tymczasem Chiny mają ludności dwa razy więcej, Indie – podobnie. Zaczyna nas więc otaczać świat wielkim boomem demograficznym, który – czy chcemy tego, czy nie – będzie najeżdżał Europę. Może nie jako Wizygoci, ale jako poszukujący zatrudnienia, lepszych warunków bytu. To jest zjawisko dzisiaj już obserwowane.
Drugą sprawą, też już odczuwaną przez Europę, jest ocieplenie klimatu i skutki tego. Jest to tego typu zagrożenie, że co byśmy nie robili, jak nie dbali o ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, i tak będzie postępować z uwagi na boom demograficzny. Ludzie sami niszczą środowisko, a przyspiesza to postęp techniczny.
Trzecim, bardzo istotnym zagrożeniem jest zmiana cywilizacyjna. Europa to 46 państw o różnym stopniu rozwoju i różnej wielkości, ale funkcjonujących w modelu państwa tradycyjnego, zrodzonego w cywilizacji przemysłowej. Dzisiaj, w warunkach globalizacji, powszechności gospodarki rynkowej, dominacji korporacji ponadnarodowych, ten tradycyjny model państwa załamuje się. Rodzi to postawy obronne państw, próbujących utrzymać stan dotychczasowy.
W sukurs tej obronie przychodzą zróżnicowane systemy kulturowe, czyli różne języki, tradycje, historie, religie i stosunek do państwa. Wszystkie te czynniki są konfliktogenne w stosunku do innych. Np. język dzisiaj to nie tylko narzędzie komunikacji, porozumienia, ale emocje, szkalowanie, obrzucanie błotem, pokazywanie, kto swój, kto wróg, itd. Z tradycji wyciąga się to, co daje chwałę danemu narodowi, a jednocześnie pokazuje, kto jest przeciwko nam. Historia używa głównie faktów pokazujących jak cudowny jest dany naród, czy dane społeczeństwo. Z kolei stosunek do państwa jest zależny przede wszystkim od jego ciągłości. Czymś innym jest ciągłość Wielkiej Brytanii, czy Francji, a nawet Niemiec, a czymś innym jest ciągłość Polski.
Od czasów Konstytucji 3 maja co najmniej 5 razy została zerwana ciągłość państwa, a odbudowa ciągłości to odbudowa zaufania społeczeństwa do państwa. Problem odbudowy zaufania społecznego jest niesłychanie trudny, bo składa się nań wiele czynników: np. relacje między aparatem państwa a społeczeństwem, umiejętność zaspokajania podstawowych potrzeb, model polityczny, model ekonomiczny. Jeśli popatrzeć na te 46 państw europejskich – każde ma inną historię. A dzisiaj podstawowym problemem jest zjednoczenie, bo ono daje w warunkach globalizacji siłę.
W książce Dokąd zmierza Europa przedstawiam cztery modele jednoczenia Europy: poprzez wojny, nakaz duchowy i podporządkowanie papieżowi, (papież nie tylko był reprezentantem duchowym części społeczeństwa, ale miał wpływ na namaszczanie królów, książąt, związki dynastyczne, co zmieniła dopiero reformacja), eksperymenty ustrojowe jak komunizm i faszyzm. Wszystkie trzy modele były bardzo konfliktogenne, dopiero czwarty – Unia Europejska - ma charakter pokojowy, choć i w niej odzywają się wszystkie dawne animozje.
A jeśli spojrzymy na Europę szerzej, to z jednej strony mamy Rosję, która nie jest potęgą ekonomiczną, ale jest potęgą militarną, a jej celem politycznym jest uzyskanie statusu Związku Radzieckiego. Z drugiej strony mamy Turcję, która jest powiązana z UE, a jednocześnie jej ekspansja jest skierowana na Bliski Wschód z próbą odbudowy Imperium Osmańskiego.
Jeżeli ponadto uwzględnimy w wielu państwach dojście do władzy partii czy grup antysystemowych, populistycznych, zarówno prawicowych jak i lewicowych - oznacza to, że przyszłość Europy nie jawi się jako droga usłana różami – wręcz przeciwnie.
- A czy sytuacja, w jakiej znajduje się dziś Europa nie jest efektem dobrobytu, od którego „ludziom się w głowach poprzewracało”?
- Powiedziałbym inaczej: zróżnicowanego dobrobytu. Bo jeśli się spojrzy na zróżnicowanie dochodowe mierzone współczynnikiem Giniego, to w Europie na tle świata nie jest największe, wynosi 0,35, a np. w Chinach - 0,50. Ale w Chinach na ten wskaźnik trzeba patrzeć inaczej z uwagi i na system jest autorytarny i na fakt, że ludność Chin wychodzi z biedy, z cywilizacji agrarnej (która obejmuje prawie 2/3 świata) wprost do cywilizacji cyfrowej, z pominięciem epoki przemysłowej. Problem tego przeskoczenia jest skomplikowany, mało kto się tym zajmuje, ale wiadomo, że przemysł jest niezbędny. Cywilizacja cyfrowa nie rozwiąże wielu problemów, np. związanych z energią, żywnością.
Za żartobliwym stwierdzeniem, iż „ludziom się w głowach poprzewracało od dobrobytu” kryje się zresztą też zjawisko, które nazywam wizualizacją życia, związanym z nowymi technologiami. Fakt, iż w każdej chwili możemy zobaczyć, jak żyją ludzie w bogatych miejscach na świecie powoduje oczekiwanie, iż „tu i teraz” – niezależnie od naszych możliwości i warunków historycznych, gospodarczych - powinno być tak samo.
- Czy zatem można przewidzieć na podstawie dotychczasowych dziejów Europy, jej dalszy los?
- Zacznijmy od scenariusza pesymistycznego, czyli wojny, którą trudno sobie dziś wyobrazić, skoro „klub atomowy” liczący kiedyś tylko dwa państwa powiększył się do 9 „członków”. A też jest wielu, którzy do niego aspirują. Poza tym nie wiemy, jakimi innymi rodzajami nowoczesnych broni dysponują państwa wysoko rozwinięte, bo prace takie są objęte tajemnicą. W dodatku w przypadku użycia broni atomowej, są możliwości jednoczesnego ataku na wiele celów. To jest ten najgorszy scenariusz i miejmy nadzieję, że nie spełni się.
Drugi scenariusz będzie charakteryzował się licznymi konfliktami, po części zbrojnymi. W Afryce np. z powodu spuścizny kolonialnej i sztucznego podziału terytoriów wspólnot etnicznych będą kształtować się państwa (nie wiadomo jakie), a w Azji będzie problem rywalizacji dwóch wielkich potęg – Chin i Indii.
- Czyli bardzo krucha równowaga na świecie… Ale skoro Europa rozwijała się poprzez wojny, a rozwój cywilizacji jest linearny, to konflikt zbrojny w Europie trzeba dziś brać pod uwagę?
- Rozwój Europy poprzez wojny skutkował głównie rozwojem nowych technologii, postępem w przemyśle. Na ile dzisiaj wojna jest big pushem, katalizatorem dla rozwoju cywilizacji cyfrowej – tego nie wiemy.
- Ale z drugiej strony, każda wojna straszliwie pustoszyła Europę…
- Spustoszenia były dotkliwe z punktu widzenia tradycyjnego modelu państwa i ludności. Niemniej wojna była jednak kołem napędowym rozwoju, bo po pierwsze, wiele państw ukształtowało się jako mocarstwa poprzez wojnę – wystarczy spojrzeć na Niemcy, Austrię, Francję. My także zagarnialiśmy Litwę, Białoruś, Ukrainę, podchodziliśmy pod Moskwę, tyle że nie umieliśmy tego wykorzystać do własnego rozwoju. Polacy są bowiem bardzo bitni w starciu, natomiast nie potrafią przetworzyć osiągnięć w coś bardzo twórczego. Patrząc na okres przedwojenny możemy oczywiście się pochwalić Gdynią, COP-em, ale nie zmienia to faktu, iż byliśmy narodem niezwykle skonfliktowanym wewnętrznie jak chyba żaden naród w Europie. Moim zdaniem, jest to związane z systemem kulturowym.
- Gdyby spełnił się scenariusz wojenny, trudno sobie po takim kataklizmie wyobrazić Europę...
- Tak, bo trzeba pamiętać, że to, iż Europa rozwijała się kiedyś poprzez wojny, nie oznacza, że tak będzie zawsze. Konflikt na naszym kontynencie jest trwały i może mieć różną postać – zbrojną, ale i gospodarczą, jak np. ostry protekcjonizm - niekiedy groźniejszy niż konflikt zbrojny. Mamy paru takich przywódców w świecie, którzy kochają tego typu rozwiązania. Co gorsza, mają naśladowców i zwolenników.
- Może to rozwiązanie tańsze niż konflikt zbrojny? Wojny można prowadzić siedząc przy komputerze.
- Tego nie wiemy i nie da się tego policzyć, bo kosztów broni nie można porównać z ceną ludzkiego życia. Dzisiaj, żeby zniszczyć najlepsze rozwiązania ekonomiczne, techniczne, edukacyjne, wystarczy dostatecznie dobra inwigilacja. Do XVIII czy połowy XIX wieku zagarnięcie przestrzeni nie mogło się odbyć inaczej jak poprzez wojnę, tymczasem dzisiaj jest to możliwe. Można nawet część kraju sprzedać, jak to się stało w Grecji.
- Gdyby w Europie zdarzył się kataklizm wojenny, o co z pewnością zadbalibyśmy, aby nie uległo zniszczeniu?
- Więzów starego z nowym nie można rozerwać - na pewno pozostanie znaczna część infrastruktury twardej i miękkiej, bo nie wyrzuci się przeszłości z głów ludzi. Przeszłości rozumianej szeroko, nie tylko jako historii, ale i zasobu wiedzy. Bo ważne jest nie tylko przyswoić sobie coś nowego, ale i wiedzieć jak do tego doszło. Na pewno jest parę gałęzi przemysłowych, które muszą funkcjonować, jak energetyka, będąca kręgosłupem współczesnej gospodarki, oczywiście nie bazująca na takich surowcach kopalnych jak węgiel, ale OZE. Potrzebna będzie część nowoczesnego rolnictwa, bo żywności dla kilkuset milionów ludzi nie da się wytworzyć z drukarki. A za 20 lat będzie ok. 10 mld ludności na Ziemi, która musi mieć dostęp do białka.
Zostaną też wszystkie przemysły związane z infrastrukturą twardą jak budowa dróg, miast, jakieś formy transportu. Musza też być wydobywane niektóre surowce potrzebne nowoczesnym przemysłom, jak miedź, metale rzadkie, szlachetne. Jednak nad problemem co zostanie w przyszłości z tego, co mamy dziś - nikt się nie zastanawia.
Dziękuję za rozmowę.