Prognozowanie (el)
- Autor: Marek Chlebuś
- Odsłon: 4421
Nowy Wspaniały Świat
Widmo krąży po planecie – widmo Internetu. Drażni polityków, prawników, finansistów, biurokratów, policjantów, sklepikarzy, przeraża pisarzy, malarzy, fotografów, muzykantów. Wszystkie potęgi starego porządku połączyły się do nagonki przeciw temu widmu. O co chodzi tutaj jednym, drugim, trzecim i dziesiątym? Kto tu kogo i czym straszy? I kto komu co ma tutaj za złe? Czym w ogóle jest, u diaska, ta, z wielkiej litery pisana, Sieć?
Dla koncernu, reglamentującego w świecie materialnym dostęp do wiedzy oraz do kultury, Sieć to wielki bazar, na którym roją się miliardy ludzi - jedni śpiewają, inni ich słuchają, jedni piszą, a inni czytają, jedni robią zdjęcia, inni oglądają, jedni pytają, inni objaśniają i nikt temu koncernowi za to nie chce płacić. Na dobitkę, te darmowe pisma, śpiewy, filmy i encyklopedie odciągają ludzi od utworów płatnych, z których koncern zwykł czerpać korzyści na Ziemi. Krótko mówiąc, jedna wielka komuna oraz szara strefa.
Dla biurokraty Sieć to wielki slums, bez nazw ulic i numerów domów, bez pozwoleń i koncesji, bez opłat, podatków i kar. Oraz bez respektu dla urzędu i dla urzędnika, bez próśb, podań, formularzy... no, po prostu chaos, zupełny brak ładu i cywilizacji.
Dla policjanta Sieć to dzikie pola, po których nie wiadomo, kto i po co chodzi i nie wiadomo też, z kim tam się zadaje. I może spiskuje przeciw porządkowi albo ustrojowi, a może planuje coś nielegalnego lub kogoś namawia do czarów albo terroryzmu, do sodomii albo pedofilii, może udziela komuś jakichś nielicencjonowanych i zupełnie niepotrzebnych rad? Samo bezprawie, anarchia i dzicz.
A Sieć internauty to świat bezinteresownej twórczości, beztroskiej wolności, nowy, nieskończony, szczodry kontynent, bez historii i bez geografii, bez granic, bez rządów, podatków, policji, własności, bez prawa karnego, administracyjnego, bez prawa ciążenia, bez gnębiącego niedostatku oraz bez chorobliwego zbytku, bez dyskryminacji i bez przywilejów, bez ras, wyznań, młodości, starości, bez chorób i kalectw. Sieć daje mu więcej niż obiecywały wszelkie utopie, jednym słowem - raj.
Prawdziwemu władcy Ziemi, plutokracie, który zmonopolizował tutaj dostęp do dóbr rzadkich: zasobów, surowców, towarów, energii, pooprawiał swoje monopole w prawa i religie, i dobrze z tym sobie żyje, jemu Sieć bezpośrednio nie zagraża. To na razie jest dla niego daleki kontynent, obcy niczym Antarktyda, nieprzyjazny, pusty i jałowy.
Ale już sama idea świata bez praw, bez dóbr rzadkich, bez własności, musi być dla niego wstrętna, nawet groźna, zwłaszcza w perspektywie, gdyby ta cyber-anarchia i ten pierwotny komunizm Sieci miały się kiedyś rozprzestrzenić na świat ziemskiego kapitalizmu, niszcząc mentalne źródła mocy jego i podobnych jemu oligarchów. To jest po prostu duchowa zaraza, taka, jaką kiedyś był buddyzm, chrześcijaństwo czy komunizm.
Ekonomia Sieci
Każdy internauta płaci co miesiąc rachunki za dostęp do Sieci i chce po niej wędrować bez kolejnych opłat. Jeśli ktoś ma zamiar umieszczać tam treści płatne, może je sobie pozamykać i otwierać tylko przed wybranymi. Sieć pomieści i te jego tajemnice, jest wystarczająco pojemna, aby objąć naraz anarchiczny świat wolności oraz nieskrępowanej wymiany i równocześnie getta różnych prawniczych zastrzeżeń.
Mogą przecież istnieć domeny bez trójkątów, bez błękitu, bez muzyki gitarowej, bez golizny, bez Picassa, Homera, Mozarta, bez wszelkich utworów, które oznakował ZAiKS albo SONY, ale jako enklawy, ograniczone co do obszaru lub chociaż zakresu, bo Sieć globalnych ani generalnych zakazów nie przyjmie. Jeżeli jakiś śpiewak nie chce być szeroko słuchany, nie powinien wprowadzać swych nagrań do otwartej i powszechnie dostępnej sieci, podobnie fotograf, pisarz albo grafik. Mogą poukrywać swoje dzieła w sejfach, pozamykać je szyframi, zaopatrzyć w ceny. Równocześnie jednak muszą się pogodzić z tym, że nikomu w Sieci nie będą potrzebni.
Dlatego grupy, które zagwarantowały sobie w świecie materialnym różne monopole na dostęp do wiedzy i kultury, stale przedłużają oraz rozszerzają swoje uzurpacje, już je nawet odrywając od twórców oraz od utworów i po prostu opodatkowując potencjalne narzędzia zbrodni: telewizory, radia, kopiarki, pamięci, modemy, komputery, płyty, papier, toner... Kiedyś pewnie w końcu oczy oraz uszy!
Czy się da w ogóle ze sobą pogodzić potrzebę wolności mieszkańców Internetu z potrzebą wyzysku i dominacji instytucji Ziemi? Albo, patrząc z drugiej strony, czy da się pogodzić duchową anarchię Sieci z podtrzymującym ją porządkiem materialnym? Nie da się. Ziemski porządek oparty jest na monopolizacji rzadkich i niezbędnych ogółowi dóbr przez uprzywilejowaną mniejszość, a w Internecie dóbr rzadkich po prostu nie ma, bo wszystko można rozmnażać w nieskończoność, praktycznie za darmo, i nie ma powodu, ani nawet sposobu, by komukolwiek czegokolwiek odmawiać.
Własność, do której tu się przyzwyczajamy, tam staje się chorobliwą uzurpacją. W Sieci naprawdę już jest, samorzutnie i za darmo, wypełniony anarchistyczny ideał sprawiedliwości: od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb, i to bez żadnych konfiskat czy łagrów. Niektóre prawa Ziemi stają są w Sieci po prostu absurdalne, podobnie zresztą, jak do Ziemi nie stosują się wszystkie prawa Sieci. Tam komunizm jest stanem naturalnym i powszechnie akceptowanym, tu był koszmarną antyutopią. Tutaj własność może służyć ludziom, tam jest przeciw ludziom. To są kompletnie różne światy, niekompatybilne co do swej istoty, reguł, gospodarek. Każdy z nich trzeba urządzać inaczej.
Prawa Sieci
Dla mieszkańca Ziemi, który nigdy nie żył w Internecie, może być niepojęte, że nie ma tam prawa karnego, prawa podatkowego, prawa autorskiego, ba, nie obowiązuje nawet prawo grawitacji. Ludzie mogą sobie latać, przybierać kształt ptaków, smoków, samolotów, mieć sto żywotów i sto postaci. Tożsamość człowieka rozmywa się w Sieci, jeden internauta może mieć wiele awatarów, ale też mogą istnieć awatary prowadzone przemiennie lub naraz przez zespoły ludzi. Funkcjonują nawet całkiem autonomiczne programy, niepowiązane z ludźmi, lecz coraz skuteczniej ludzi naśladujące i wyręczające ich.
Co mówi prawo Ziemi o przestępstwie popełnionym przez cząstkową osobowość? Kto ma być za nie karany? Która osobowość? Wszystkie? A czemu? A co mówi prawo Ziemi o przestępstwie popełnionym przez program? Jaka ma być za nie kara? Skasowanie? Której kopii? Wszystkich? Tylko istniejących czy też wszystkich przyszłych?
A co mówi prawo Ziemi o wzbogacaniu się jednego bez zubażania drugiego? Przecież to nie kradzież! Kopiowanie byłoby podobne do kradzieży tylko wtedy, gdyby je połączyć z kasowaniem oryginału! A co mówi prawo Ziemi o podróbkach, które są obiektywnie nierozróżnialne od oryginału? Czy to na pewno są podróbki? Czy ich wytwarzanie można nazywać fałszerstwem?
Co mówi prawo i nauka Ziemi o gospodarce opartej na szczodrości i swobodnej ekspresji oraz o społeczeństwie bez tajemnic i bez władz? Jak upora się ziemska ekonomia z gospodarką bez dóbr prywatnych, zaprzeczającą wszelkim regułom materialnego rynku? Jak upora się ziemska nauka finansów z zerowymi kosztami w mianowniku wyrażeń na efektywność? Przecież koszty kopiowania, czyli masowej produkcji, są w Internecie praktycznie zerowe. Czy kopiowanie można zatem wciąż uznawać za produkcję? Może to pojęcie powinno dotyczyć tylko tworzenia oryginału i tylko pierwsze zaistnienie dzieła tworzyłoby wartości? Trzeba by w Sieci całkiem na nowo przemyśleć różne nauki i prawa.
Zresztą, przecież i na Ziemi nie zawsze panowały rzekomo wieczne i święte prawa autorskie, albo prawa rynku. One istnieją w obecnym kształcie od około dwustu lat i nie ma żadnego powodu, aby musiały istnieć dłużej. Różne uprzywilejowane grupy przyzwyczaiły się do nich, ulokowały w nich swoje interesy i będą ich oczywiście bronić na Ziemi i próbować je rozszerzać na Sieć. Ale raczej nieskutecznie, bo Sieć ich nie przyjmie, a na Ziemi będą tracić wartość.
Podbój Sieci
O co naprawdę chodzi konkwistadorom, najeżdżającym dziś Internet? Mówią o walce z anonimowością i ochronie praw autorskich, ale raczej nie to jest problemem. Chodzi chyba nie tyle o anonimowość, co raczej o władzę, nie o prawa autorskie, lecz bardziej o wyzysk.
Problem anonimowości wygląda na pozorny, gdyż identyfikacja internauty jest zazwyczaj łatwa. Tu chodzi raczej o uwiązanie do tożsamości i takie zorganizowanie świata wirtualnego, aby zachowały w nim użyteczność narzędzia oraz metody władzy wypracowane w świecie realnym. Przypisanie awatara do osoby ma na celu tylko wygodę władzy, podobnie jak przywiązanie chłopa do ziemi, albo obowiązek meldunkowy.
Problem ochrony praw autorskich oraz interesów twórców jest obłudnie lub źle postawiony. W sieci, za której używanie każdy przecież płaci, która jest zorganizowanym katalogiem stron, mających konkretnych właścicieli, która sama rejestruje każdy odczyt każdej strony, w takiej sieci byłoby niezwykle łatwe rozdzielenie opłat internautów między właścicieli konsumowanej przez nich treści. To może zrobić dość prymitywny program, będący po prostu jedną z funkcji Sieci. Tylko co wtedy z organizacjami, które usadowiły się na własności intelektualnej pod pozorem ochrony praw nieznanych twórców? To one stanowią rzeczywisty problem. Ta konkwista jest podejmowana w obronie ich pasożytnictwa.
Sieć rośnie szybciej niż potrzeby internautów. Dlatego jest kontynentem nieskończonych przestrzeni i bogactw, na którym nie znajdują zastosowania dotychczasowe metody organizacji społeczeństw wokół dostępu do ograniczonych zasobów. Jakie są inne niż ekonomiczne sposoby panowania w Sieci? Przymusowe oczipowanie lub zaimplantowanie internautów byłoby metodą rodem z najgorszych totalitaryzmów i będzie zawsze budzić sprzeciw. Kiedyś pewnie zrobią to sobie sami, dla własnej wygody, ale to raczej nieprędko. Otaksowanie Internetu pod pozorem zwalczania dwutlenku węgla, krzemu czy entropii byłoby raczej trudne do przeprowadzenia, przynajmniej po stronie internautów, a większe opodatkowanie dostawców Internetu też musiałoby przecież być przerzucone na odbiorców.
Różne rozwiązania podatkowe byłyby w ogóle łatwiejsze do uzasadnienia, gdyby swobodny dostęp do infrastruktury sieciowej i bytowej stawał się gwarantowanym prawem człowieka, jak dziś (jeszcze) dostęp do powietrza. Internet jako dobro publiczne i podstawowa infrastruktura globu, dostępna dla wszystkich – taka będzie chyba nieunikniona przyszłość. Wtedy, niejako przy okazji, celowo lub za przyczyną niesprawności globalnych służb, Sieć pewnie zacznie podlegać różnym dysfunkcjom i napotykać rozmaite granice zasobów, ruchu lub dostępu. Wtedy może w Sieci zacząć działać ziemska ekonomia, a ziemskie prawa przestaną w niej być absurdalne. Ale to nie teraz.
Wojna światów
O co chodzi mieszkańcom Sieci? O niewiele. Internet nie potrzebuje ziemskiej nauki, zamkniętej w akademiach i uniwersytetach. Ma naukę własną, rozwijającą się szybciej niż ta ziemska usycha. Internet nie potrzebuje też ziemskiej kultury i sztuki, bo wytwarza własną, coraz bardziej wyrafinowaną, kiedy tamta coraz bardziej się degeneruje. Internet nie potrzebuje też rządów, bo nie ma w nim problemów, do których rozwiązania rządy były powołane na Ziemi. Internet potrzebuje tylko prądu dla komputerów i jedzenia dla internautów. Tyle będzie chciał importować ze świata realnego i raczej niewiele więcej.
Wielomiliardowa populacja Sieci wabi już jednak i kusi nie tylko zwykłych internautów. Z punktu widzenia koncernu, monopolizującego dostęp do wiedzy i kultury, Internet mógłby być rajem zerowych kosztów i nieskończonych stóp zwrotu z dystrybucji, gdyby tylko dało się ją reglamentować.
Z punktu widzenia urzędnika, Sieć mogłaby być rajem darmowego nadzoru, w którym nie trzeba zakładać podsłuchów, urządzać kontroli, prowadzić przesłuchań, bo podejrzani sami w czytelny i przejrzysty sposób dokumentują swoje czyny, kontakty, transakcje, sami też umieszczają te zapisy w sieci, gdzie stają się łatwo dostępne.
Z punktu widzenia policjanta, Internet mógłby być rajem łatwej inwigilacji, swobodnego, nieograniczonego dostępu do zapisów myśli, słów, zainteresowań i powiązań internautów. Nie trzeba by już stawiać szpicli po bramach i pocztach, i centralach telefonicznych, nie trzeba by pisać raportów, nie trzeba by ich nawet czytać, bo zrobią to cierpliwe, posłuszne programy, nie żądające wódki, awansów, pensji, emerytur, nie zakładające związków zawodowych.
Z punktu widzenia internauty, Sieć to po prostu lepszy świat i lepsze życie. Może odsłużyć codziennie parę godzin pracy w świecie materialnym, lecz nie tu się spełnia i tak poukłada swoje sprawy, aby spędzać więcej czasu w Sieci, w której spotyka innych podobnych sobie ludzi i buduje z nimi nową cywilizację. Jego Internet to nieskończoność bogactwa, wolności, ekspresji, spełnionych marzeń. Po prostu: raj, może nie na Ziemi, ale blisko Ziemi.
Czy da się pogodzić tyle wizji raju? A czemu by nie? Sieć pomieści wszystko. Tylko że tu wcale nie chodzi o miejsce, tu chodzi o władzę. Koncerny chcą reglamentować treści w całej Sieci, nie tylko na swoich stronach, urzędnik chce kontrolować całą Sieć, nie tylko domenę swojego urzędu, policjant chce władzy nad całą Siecią, nie tylko nad swoim rewirem. A internauta chce chociaż jakiegoś rezerwatu, wolnego od tych koncernów, tych biurokracji oraz tych policji.
Wokół Internetu narasta napięcie i niezgodność różnych wizji ładu. Tak sprzeczne aksjologie nie mogą długo koegzystować. Ktoś musi wymrzeć, poddać się lub odejść. Czy internautów czeka los północnoamerykańskich Indian, czy to raczej ci, którzy próbują Sieć kolonizować, zdegenerują się i sami wyeliminują, niczym europejscy feudałowie? Trudno dziś powiedzieć, tym bardziej, że to się raczej nie skończy na jednej rewolucji. A jeszcze się na dobre nie zaczęło.
Internauci wszystkich krajów, łączcie się!
„Widmo krąży po Europie – widmo komunizmu. Wszystkie potęgi starej Europy połączyły się do świętej nagonki przeciw temu widmu”. Tak pisali półtora wieku temu Karol Marks i Fryderyk Engels, zagrzewając do rewolucji proletariat ery przemysłowej pamiętnym wezwaniem, kończącym ich Manifest komunistyczny: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”
Dziś po świecie krąży widmo Internetu i powoli budzi internautów, proletariat Sieci. Nie zamierzają oni na razie wzniecać rewolucji, bo swój komunizm już mają, będą go raczej bronić u siebie niż narzucać innym. Dopóki się da. Manifestu komunistycznego na razie nie sformułowali, ale swoją Deklarację Niepodległości Cyberprzestrzeni już ogłosili. Tak wyraził ją poeta John Perry Barlow (cytat za wiki.braniecki.net, kursywą oznaczone większe zmiany redakcyjne w stosunku do źródła):
„Rządy świata przemysłu, wy zużyci giganci z mięsa oraz stali, zwracam się do was z Cyberprzestrzeni, nowej ojczyzny umysłu. W imieniu przyszłości, apeluję do was, z przeszłości, abyście zostawili nas w spokoju. Nie jesteście tu mile widziani. Wasza władza nie sięga miejsc, w których się gromadzimy. /.../ Nie macie moralnego prawa, aby nami rządzić, ani też metod przymusu, których musielibyśmy się obawiać. /.../ Cyberprzestrzeń nie leży wewnątrz waszych granic.
/.../
Nie byliście zaangażowani w nasze zgromadzenia i nasze dyskusje ani nie przyczyniliście się do bogactwa naszych rynków. Nie znacie naszej kultury, naszej etyki ani niepisanych praw, które gwarantują naszej społeczności więcej porządku niż mogłyby go dawać wasze regulacje. /.../ Wasze pojęcia prawne /.../ nie mają zastosowania do naszego świata. Odnoszą się one do świata materii, a materii przecież tutaj nie ma.
/.../
Tworzymy cywilizację Umysłu w Cyberprzestrzeni. Oby była bardziej ludzka i sprawiedliwsza od waszej”.
Marek Chlebuś
Tekst jest dostępny na stronie Autora pod adresem: http://chlebus.eco.pl/CYBER/SwiatSieci.htm
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2080
Z prof. Wiesławem W. Jędrzejczakiem, hematologiem i onkologiem, rozmawia Anna Leszkowska
- Co w XX wieku zmieniło oblicze świata?
- Szczepienia. Bo chociaż zaczęły się od działalności Jennera w końcu XVIII w., ale na masową skalę ta metoda zwalczania chorób infekcyjnych została wprowadzona dopiero w XX wieku. Można powiedzieć, że 2/3 obecnie żyjących ludzi zawdzięcza swoje życie właśnie szczepieniom. A nie ma możliwości wpłynięcia na losy świata bardziej niż poprzez potrojenie liczby żyjących ludzi. Nie ma też lepszego sposobu wpłynięcia na rozwój świata jak przedłużenie życia ludzi, którzy kiedyś umierali w wieku 20 – 30 lat, a dziś umierają jako 70 – 80- latkowie. Inne problemy na Ziemi są tylko pochodną tego działania.
W mojej dziedzinie – hematologii onkologicznej - wszystkich osiągnięć, zwłaszcza z chemioterapii i przeszczepów, dokonano w XX wieku. Dzięki rozwinięciu po wojnie chemioterapii, dysponującej coraz lepszymi lekami, dokonał się zasadniczy zwrot w leczeniu białaczek. Z kolei przeszczepianie szpiku było dopełnieniem chemioterapii. Wiek XX jest stuleciem, które umożliwiło zdobycie wiedzy o mechanizmach powstawania choroby nowotworowej. Niestety, nie umiemy ich jeszcze w każdym przypadku skutecznie leczyć.
- Jakie zagrożenia może przynieść XXI wiek?
- W medycynie żadnych zagrożeń nie widzę. Zagrożenia dla człowieka – jak zwykle – tkwią w człowieku, jego naturze, która może spowodować, że pokojowy rozwój – jaki by nie był – nie będzie kontynuowany. Ludzie w pewnym momencie mogą pragnąć krwi i powrócić do jednego ze swoich bardziej ulubionych zajęć, czyli zabijania innych ludzi. Bo co jakiś czas ludzie szaleją i zaczynają się masowo zabijać. Czy będzie jakiś zwrot w świadomości społecznej, który temu będzie zapobiegał – nie wiemy.
- Czy XXI wiek, choćby poprzez częste przemieszczanie się ludzi, zmiany w ich obyczajowości, także ogromne i pogłębiające się różnice społeczne nie będzie jednak wiekiem chorób zakaźnych?
- Te choroby stają się bardziej problemem intelektualnym niż społecznym – przynajmniej w rozwiniętych społeczeństwach. Ale rzeczywiście mogą one spowodować rozwarstwienie społeczeństw, podział na ludzi lepszych i gorszych, co niestety, będzie miało swoje biologiczne uzasadnienie. Np. obecny kataklizm afrykański wynika w jakimś stopniu z predyspozycji osobowościowych ludzi tam mieszkających, z ich niezdolności przewidywania. Ta niezdolność najprawdopodobniej ma podłoże genetyczne i wynika z tego, że społeczeństwa zwłaszcza białych ludzi zostały wyselekcjonowane przez naturę pod względem zdolności do przewidywania. Jest to rezultat ich zamieszkiwania na terenach o zmiennym klimacie, gdzie jest zima, która przez miliony lat wymuszała na społeczeństwach selekcję tych osób, które miały zdolność do przewidywania. Ci, którzy takiej zdolności nie mieli, zamarzali. Ten proces nie zachodził w społeczeństwach żyjących w ciepłym klimacie, bo nie było takiej potrzeby. Jednak zdolność do przewidywania jest konieczna i w wielu innych sytuacjach, także zagrożenia chorobami zakaźnymi.
Zagrożenia infekcyjne będą zawsze, gdyż walka pomiędzy układem odpornościowym a drobnoustrojami to proces, ale skala zagrożeń jest coraz mniejszy – w miarę upływu czasu.
- Skoro choroby zakaźne nie będą dla ludzi największym problemem, czy z dzisiejszej wiedzy, można spróbować ocenić, jakie kłopoty będą mieli nasi następcy?
- Następna epoka będzie przede wszystkim epoką starości. W społeczeństwach będzie bardzo wielu starych ludzi, przynajmniej w Europie, która ma już ujemny przyrost naturalny. Niestety, nikt nie wie, co kontroluje rozrodczość człowieka, która się zmienia w czasie. Na ogół ona spada wraz ze wzrostem zamożności ludzi. Tu pewnie obok czynników materialnych odgrywają też rolę czynniki kulturowe. Dla człowieka biednego podstawową wartością jest posiadanie dzieci. W społeczeństwach bogatych kobiety pragną rozwijać swoją osobowość, konkurować z mężczyznami. Konkurencja jednak, aby była skuteczna, może odbywać się tylko w pewnym przedziale wieku, na ogół – reprodukcyjnym. I często skutkiem tego jest rezygnacja kobiet z rozrodczości. Z drugiej strony, w bogatej Szwajcarii takiej zależności nie ma ; tam, im rodzina bogatsza – tym więcej dzieci. Ale Szwajcarki nie przejęły modelu kariery zawodowej.
Trzeba jednak pamiętać, że będzie się przesuwała granica wieku emerytalnego, coraz starsi ludzie (metrykalnie) stają się bowiem coraz młodsi (biologicznie). Już dzisiaj 50-, 60-, i 70-latkowie odpowiadają sprawnością ludziom o 20 lat młodszym. Te różnice w stanie biologicznym zacierają się w zależności od statusu materialnego, kultury ogólnej, które rosną. Ludzie starzy będą coraz dłużej sprawni i aktywni. I to jest optymistyczne, bo dzięki temu nie trzeba będzie ponosić na ich utrzymanie specjalnych kosztów.
- Czy w XXI wieku można liczyć na przełom w skutecznym leczeniu raka?
- Biorąc pod uwagę tempo, w jakim opanowywano tę chorobę w XX wieku, z pewnością do tego dojdzie, choć nowotworów będzie dużo więcej niż obecnie z powodu liczby ludzi starych. Prawdopodobnie na nowotwory będzie umierać nie 20% jak obecnie, ale ok. 30%. Inne natomiast będzie ich leczenie. Już dzisiaj chorzy, którzy kiedyś umierali w ciągu 1 – 2 tygodni, żyją 5 – 10 lat, ale przez ten czas wymagają powtarzania leczenia, kontroli. Jeżeli więc dojdzie do opanowania nowotworów, będzie to wynik pracy rzeszy lekarzy umiejących posługiwać się nowoczesnymi technologiami. A zmiany w społeczeństwie będą odwrotne niż podaje Leszek Balcerowicz nazywając służbę zdrowia zbędnym konsumentem dochodu narodowego. Będzie przeciwnie: dla starego człowieka, właśnie leczenie - po odżywianiu – będzie drugą, najważniejszą sprawą w życiu. W związku z tym liczba ludzi zatrudnionych w służbie zdrowia musi się stale zwiększać. Sektor usług zdrowotnych może się stać dominującym sektorem w gospodarce. Tak zresztą się już dzieje w wielu krajach, m.in. skandynawskich, które chcą zatrudniać polskich lekarzy i pielęgniarki, choć wcale nie mają mniej swoich na liczbę ludności niż w Polsce. Ale tam zaczyna się liczyć jakość życia.
- Medycyna zawsze była związana z naukami społecznymi, reagowała na wszystkie zjawiska społeczne. Z tego, o czym Pan mówi wynika, że ten związek w przyszłości będzie jeszcze silniejszy, że cała służba zdrowia będzie podlegała coraz silniejszym presjom społecznym.
- W obszarze medycyny powstaną zapewne dwie grupy: jedna - bardzo wyspecjalizowana, interwencyjna, zajmująca się chorymi na najcięższe choroby, stosująca najbardziej wyrafinowane technologie do zwalczania tych chorób. Druga grupa będzie zajmowała się chorymi w starszym wieku, u których tak nowoczesnych i wysokospecjalistycznych metod nie będzie się używać, natomiast postępowanie lecznicze będzie polegać głównie na stosowaniu psychologii, nauczenia chorego kultury życia z chorobą, zapewnienie mu maksymalnego komfortu w cierpieniu, którego nie można będzie usunąć. Te światy, oczywiście, będą ze sobą współpracować, przenikać się.
- Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 233
Nie ma większej tyranii niż ta, która jest sprawowana pod osłoną prawa i w imię sprawiedliwości
Monteskiusz
Zastanawiasz się, czego możesz się spodziewać po rządzie w 2025 roku?
Na razie wygląda na to, że będziemy świadkami tego samego nierozsądnego, kosztownego, chciwego, finansowanego przez podatników, bezmyślnego przejęcia władzy, potrząsania szabelką, korupcji i programowania na niby, które nie pozostawi nas w lepszej sytuacji niż na początku.
Rzeczywiście, przeszliśmy już tę drogę tyle razy, że nie powinno nikogo dziwić, że niezależnie od tego, kto zasiada w Białym Domu, będziemy musieli stawić czoła temu samemu problemowi, jeśli chodzi o ograniczanie swobód obywatelskich i zwiększanie władzy rządu oraz jego korporacyjnych wspólników w przestępstwie.
Cyfrowe więzienia. Rząd i jego partnerzy korporacyjni nieustannie naciskają na krajowy system cyfrowej identyfikacji. Lokalne agencje policyjne otrzymały już dostęp do oprogramowania do rozpoznawania twarzy i baz danych zawierających miliardy obrazów, prekursora cyfrowej identyfikacji. Ostatecznie, cyfrowa identyfikacja będzie wymagana, aby uzyskać dostęp do wszystkich aspektów życia: rządu, pracy, podróży, opieki zdrowotnej, usług finansowych, zakupów itp. Wkrótce biometria (skan tęczówki, odcisk twarzy, głos, DNA itp.) stanie się de facto cyfrową identyfikacją.
Precrime (prewencja kryminalna). Pod pretekstem pomocy przeciążonym agencjom rządowym w wydajniejszej pracy, technologie predykcyjne i nadzorujące AI są wykorzystywane do klasyfikowania, segregowania i oznaczania ludności, nie zwracając uwagi na prawa do prywatności ani należny proces. Całe to sortowanie, przesiewanie i kalkulowanie odbywa się szybko, potajemnie i nieustannie przy pomocy technologii AI i państwa nadzoru, które monitoruje każdy twój ruch. Narzędzia predykcyjne AI są wdrażane w niemal każdej dziedzinie życia.
Obowiązkowe kwarantanny. Opierając się na precedensach ustanowionych podczas pandemii COVID-19, agenci rządowi mogą być uprawnieni do bezterminowego zatrzymania każdej osoby, co do której podejrzewają, że stwarza zagrożenie medyczne dla innych, bez podania wyjaśnień, poddawania jej badaniom lekarskim bez jej zgody oraz przeprowadzania takich zatrzymań i kwarantann bez jakiegokolwiek rodzaju należytego procesu lub kontroli sądowej.
Oceny zdrowia psychicznego przez personel niemedyczny. W wyniku ogólnokrajowego nacisku na przeszkolenie szerokiego spektrum tzw. gatekeeperów w zakresie pierwszej pomocy w zakresie zdrowia psychicznego, więcej Amerykanów będzie narażonych na zgłoszenie przez personel niemedyczny i zatrzymanie z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym.
Chipy śledzące dla obywateli. Rośnie pęd do tego, aby korporacje i rządy mogły śledzić populację, czy to poprzez wykorzystanie chipów RFID osadzonych w dowodzie osobistym, mikroskopijnych chipów osadzonych w skórze, czy tagów w produktach detalicznych.
Zaangażowanie wojska w kraju. Przyszłość, według filmu szkoleniowego Pentagonu, będzie militarystyczna, dystopijna i daleka od przyjaznej wolności. Rzeczywiście, wszystkie znaki wskazują, że polem bitwy przyszłości będzie amerykański front wewnętrzny. Przewidując to, rząd planuje współpracę wojska z lokalną policją w celu stłumienia niepokojów społecznych w kraju.
Cenzura rządowa wszystkiego, co klasyfikuje jako dezinformację. W trwającym ataku rządu na tych, którzy krytykują rząd — niezależnie od tego, czy krytyka ta przejawia się w słowie, czynie czy myśli — rządowi i korporacyjni cenzorzy, którzy twierdzą, że chronią nas przed niebezpiecznymi kampaniami dezinformacyjnymi, faktycznie przygotowują grunt pod wszelkie „niebezpieczne” idee, które mogłyby podważyć żelazny uścisk elity władzy nad naszym życiem.
Oceny zagrożeń. Rząd ma rosnącą listę — udostępnianą centrom fuzyjnym i organom ścigania — ideologii, zachowań, powiązań i innych cech, które mogą oznaczać kogoś jako podejrzanego i skutkować naznaczeniem go mianem potencjalnych wrogów państwa. Wkrótce każde gospodarstwo domowe w Ameryce zostanie oznaczone jako zagrożenie i otrzyma ocenę zagrożenia. To tylko kwestia czasu, zanim zostaniesz niesłusznie oskarżony, zbadany i skonfrontowany przez policję na podstawie algorytmu opartego na danych lub oceny ryzyka opracowanej przez program komputerowy obsługiwany przez sztuczną inteligencję.
Wojna z gotówką. Rząd i jego partnerzy korporacyjni prowadzą skoordynowaną kampanię, aby przesunąć konsumentów w stronę cyfrowego trybu handlu, który można łatwo monitorować, śledzić, zestawiać, wydobywać dane, hakować, przejmować i konfiskować, kiedy tylko jest to wygodne. Ten nacisk na cyfrową walutę pokrywa się z wojną rządu z gotówką, którą subtelnie prowadzi od jakiegoś czasu. W ostatnich latach samo posiadanie znacznych ilości gotówki może wplątać cię w podejrzaną działalność i nazwać przestępcą.
Rozszerzony nadzór. Nadzór AI wykorzystuje moc sztucznej inteligencji i szeroko rozpowszechnionej technologii nadzoru, aby robić to, czego państwo policyjne nie ma wystarczająco dużo ludzi i zasobów, aby robić to sprawnie lub skutecznie: być wszędzie, obserwować wszystkich i wszystko, monitorować, identyfikować, katalogować, sprawdzać krzyżowo, odsyłać krzyżowo i zmawiać się. Wszystko, co kiedyś było prywatne, jest teraz do wzięcia dla właściwego nabywcy. Z każdą nową technologią nadzoru AI, która jest przyjmowana i wdrażana bez żadnego względu na prywatność, prawa Czwartej Poprawki i należyty proces, prawa obywateli są marginalizowane, podważane i wyniszczane.
Zmilitaryzowana policja. Po przekształceniu lokalnych organów ścigania w rozszerzenia armii, Departament Bezpieczeństwa Krajowego, Departament Sprawiedliwości i FBI przechodzą do kolejnej fazy transformacji, zamieniając funkcjonariuszy policji kraju w techno wojowników, wyposażonych w skanery tęczówki oka, skanery ciała, urządzenia do radarów Dopplera z obrazowaniem termicznym, programy rozpoznawania twarzy, czytniki tablic rejestracyjnych, oprogramowanie do ekstrakcji telefonów komórkowych, urządzenia Stingray i wiele więcej.
Strzelaniny policji do nieuzbrojonych obywateli. W dużej mierze z powodu militaryzacji lokalnych organów ścigania, nie mija tydzień bez kolejnych doniesień o przerażających incydentach policji, która kieruje się postawą niebiorącą jeńców i podejściem do społeczności, w których służy, jak na polu bitwy. Brutalność policji i stosowanie nadmiernej siły nie słabną.
Fałszywe flagi i ataki terrorystyczne. Prawie każda tyrania stosowana przez rząd USA przeciwko obywatelom — rzekomo w celu zapewnienia nam bezpieczeństwa i bezpieczeństwa narodu — jest wynikiem jakiegoś zagrożenia wykreowanego w taki czy inny sposób przez nasz własny rząd. Stało się to modus operandi rządu cieni, niezależnie od tego, która partia jest u władzy: rząd stwarza zagrożenie — doskonale wiedząc, jakie konsekwencje takie zagrożenie może mieć dla społeczeństwa — a następnie, nigdy nie przyznając się do roli, jaką odegrał w uwolnieniu tego konkretnego zagrożenia na niczego niepodejrzewającą ludność, żąda dodatkowych uprawnień, aby chronić „nas, ludzi” przed zagrożeniem.
Niekończące się wojny, aby utrzymać amerykańskie imperium wojskowe przy życiu. Wojskowe i przemysłowe kompleksy bezpieczeństwa, które opowiadały się za tym, aby USA pozostawały w stanie wojny, rok po roku, to te same podmioty, które będą nadal czerpać największe korzyści z rozszerzającego się amerykańskiego imperium wojskowego za granicą i tutaj, w kraju.
Erozja własności prywatnej. Własność prywatna niewiele znaczy w czasach, gdy oddziały SWAT i inni agenci rządowi mogą wtargnąć do twojego domu, wyważyć drzwi, zabić twojego psa, zranić lub zabić ciebie, uszkodzić twoje wyposażenie i terroryzować twoją rodzinę. Podobnie, jeśli urzędnicy rządowi mogą cię ukarać grzywną i aresztować za uprawianie warzyw na podwórku, modlenie się z przyjaciółmi w salonie, instalowanie paneli słonecznych na dachu i hodowanie kurczaków na podwórku, nie jesteś już właścicielem swojej nieruchomości.
Nadmierna kryminalizacja. Rząd coraz częściej przyjmuje autorytarną ideę, że wie najlepiej i dlatego musi kontrolować, regulować i dyktować niemal wszystko, co dotyczy publicznego, prywatnego i zawodowego życia obywateli. Nadmierna regulacja i nadmierna kryminalizacja zostały doprowadzone do tak oburzającego poziomu, że rządy federalne i stanowe wymagają teraz, pod karą grzywny, aby osoby ubiegały się o pozwolenie, zanim będą mogły uprawiać egzotyczne storczyki, organizować wystawne przyjęcia, zapraszać przyjaciół do domu na studia biblijne, dawać kawę bezdomnym, pozwalać swoim dzieciom prowadzić stoisko z lemoniadą, trzymać kury jako zwierzęta domowe lub zaplatać komuś włosy.
Kontrole osobiste i poniżanie integralności cielesnej. Orzeczenia sądowe podważające Czwartą Poprawkę i uzasadniające inwazyjne kontrole osobiste sprawiły, że jesteśmy bezsilni wobec policji upoważnionej do pobierania krwi, pobierania DNA, przeprowadzania kontroli osobistych i intymnego badania. Osoby — zarówno mężczyźni, jak i kobiety — nadal są poddawane temu, co w istocie jest sankcjonowanym przez rząd gwałtem dokonywanym przez policję w trakcie „rutynowych” kontroli drogowych.
Cenzura. Działania Pierwszej Poprawki są miażdżone, uderzane, kopane, duszone, skuwane łańcuchami i ogólnie kneblowane w całym kraju. Strefy wolności słowa, strefy bańki, strefy wtargnięcia, ustawodawstwo antyprzemocowe, polityka zerowej tolerancji, prawa dotyczące przestępstw z nienawiści i wiele innych legalistycznych chorób wymyślonych przez polityków i prokuratorów sprzysięgły się, aby zniszczyć nasze podstawowe wolności. Powody takiej cenzury są bardzo różne, od poprawności politycznej, obaw o bezpieczeństwo i zastraszanie po bezpieczeństwo narodowe i przestępstwa z nienawiści, ale końcowy wynik pozostaje ten sam: całkowite wykorzenienie tego, co Benjamin Franklin nazwał „głównym filarem wolnego rządu”.
Opodatkowanie bez rzeczywistej reprezentacji. Jak wskazuje badanie Uniwersytetu Princeton, nasi wybrani urzędnicy, zwłaszcza ci w stolicy kraju, reprezentują interesy bogatych i potężnych, a nie przeciętnego obywatela. Nie jesteśmy już republiką reprezentatywną. Wraz ze zjednoczeniem Wielkiego Biznesu i Wielkiego Rządu w państwo korporacyjne prezydent i jego odpowiednicy stanowi — gubernatorzy — stali się niewiele więcej niż dyrektorami generalnymi państwa korporacyjnego, które z dnia na dzień przejmuje coraz większą kontrolę rządową nad naszym życiem. Nigdy wcześniej przeciętni Amerykanie nie mieli tak małego wpływu na funkcjonowanie swojego rządu, a tym bardziej dostępu do swoich tak zwanych przedstawicieli.
Rok 2025 wyraźnie wskazuje na konieczność podjęcia decyzji: możemy biernie zaakceptować postępującą erozję naszych swobód albo podjąć wyzwanie i bronić zasad, które uczyniły Amerykę wielką.
Historia pokazała, że nawet w najciemniejszych czasach płomień wolności nigdy nie zgaśnie.
John W. Whitehead , Nisha Whitehead
Prawnik konstytucyjny i autor John W. Whitehead jest założycielem i prezesem The Rutherford Institute.
Nisha Whitehead jest dyrektorem wykonawczym The Rutherford Institute.
Za: Global Research, 9.01.25
https://www.globalresearch.ca/2025-freedoms-go-die/5876728
Od Redakcji Spraw Nauki:
Choć artykuł dotyczy zjawisk w USA i pisany był przed wyborami, pokazuje trendy obecne na całym świecie, wynikające m.in. z postępu technicznego i rozwoju technologii, a także nauk społecznych i przyrodniczych. Osobną sprawą jest jak szybko te procesy będą zachodzić i w jakiej skali.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 652
Siergiej Karaganow - doktor nauk historycznych, politolog, dziekan Wydziału Gospodarki Światowej i Spraw Międzynarodowych Wyższej Szkoły Ekonomicznej (HSE University) na łamach czasopisma Rosja w Polityce Globalnej (Globalaffairs.ru) Nr 1 z 1.01.24 przedstawił pierwszy z zapowiadanego cyklu artykułów „Wiek wojen” dotyczący wyzwań, jakie stoją przed ludzkością. W obliczu groźby wojny światowej, która może unicestwić nasz świat, przedstawiamy obszerne fragmenty tego artykułu. (red.)
[…]
Głównym wyzwaniem jest wyczerpanie się nowoczesnego sposobu zarządzania gospodarką, kapitalizmu, opartego przede wszystkim na zysku i w tym celu zachęca się na wszelkie możliwe sposoby do niepohamowanej konsumpcji dóbr i usług, które są coraz bardziej niepotrzebne w normalnym życiu człowieka. Do tej kategorii zalicza się także fala bezsensownych informacji z ostatnich dwóch, trzech dekad.
Gadżety pochłaniają potworną ilość energii i czasu, który ludzie mogliby wykorzystać na produktywne działania. Ludzkość popadła w konflikt z naturą i zaczęła ją podważać – samą podstawę jej istnienia. Nawet tutaj wzrost dobrobytu oznacza przede wszystkim wzrost konsumpcji.
Drugie wyzwanie jest najbardziej oczywiste. Problemy globalne – zanieczyszczenie środowiska, zmiany klimatyczne, zmniejszenie zasobów słodkiej wody, grunty nadające się pod rolnictwo i wiele innych zasobów naturalnych – nie są rozwiązywane lub są proponowane przez tzw. rozwiązania „zielone”, mające na celu najczęściej utrwalenie dominacji uprzywilejowanych i bogatych zarówno w obrębie ich społeczeństw, jak i na poziomie międzynarodowym. Weźmy pod uwagę ciągłe próby przerzucania ciężaru walki z zanieczyszczeniem środowiska i emisją CO2 na producentów, z których większość zlokalizowana jest poza Starym Zachodem, a nie na samych konsumentów, gdzie nadkonsumpcja nabiera groteskowych cech. 20–30 procent populacji, skupionej głównie w Ameryce Północnej, Europie i Japonii, zużywa 70–80 procent zasobów pochodzenia biosfery [4] , a różnica ta tylko rośnie.
Jednak choroba konsumpcjonizmu rozprzestrzenia się na resztę świata. Sami wciąż cierpimy z powodu ostentacyjnej konsumpcji, która była tak modna w latach 90., która odchodzi (jeśli odchodzi) niezwykle powoli. Stąd narastająca walka o zasoby, wzrost napięć wewnętrznych, w tym na skutek nierówności konsumpcji, w wielu krajach i regionach.
Zrozumienie ślepego zaułka obecnego modelu rozwoju, ale także niechęci i niemożności porzucenia go, jest jedną z głównych przyczyn niepohamowanego wzrostu wrogości wobec Rosji i w nieco mniejszym stopniu wobec Chin (cena zerwania stosunków z Rosją jest znacznie wyższa).
Wróg jest potrzebny, aby odwrócić uwagę od nierozwiązywalnych wyzwań.
[…]
Równoległym procesem jest wzrost nierówności społecznych, który wybuchł po upadku komunistycznego ZSRR, który pogrzebał potrzebę państwa opiekuńczego. W rozwiniętych krajach zachodnich klasa średnia, podstawa systemów demokracji politycznej, kurczy się od półtora do dwóch dekad. Systemy te są coraz mniej skuteczne.
Demokracja jest jednym z narzędzi, za pomocą którego elitarni oligarchowie, posiadający władzę i bogactwo, zarządzają złożonymi społeczeństwami. Stąd wzrost, pomimo wrzasku o obronie demokracji, tendencji autorytarnych, a nawet totalitarnych na Zachodzie. Ale nie tylko tam.
Trzecim wyzwaniem jest degradacja człowieka i społeczeństwa, przede wszystkim na relatywnie rozwiniętym i bogatym Zachodzie. On (ale nie tylko on) staje się ofiarą cywilizacji miejskiej z jej względnym komfortem, ale także izolacją człowieka od tradycyjnego środowiska, w którym został historycznie i genetycznie ukształtowany. Rośnie niekończąca się konsumpcja informacji, która rzekomo powinna była doprowadzić do masowego oświecenia, ale w coraz większym stopniu prowadzi do masowej głupoty, wzrostu zdolności manipulowania masami nie tylko ze strony oligarchii, ale także ze strony społeczeństwa samych mas – do ochlokracji na nowym poziomie.
Ponadto oligarchie, które nie chcą dzielić się swoimi przywilejami i bogactwem, celowo ogłupiają ludzi, przyczyniają się do rozpadu społeczeństw, próbując pozbawić je możliwości przeciwstawienia się coraz bardziej niesprawiedliwemu i niebezpiecznemu dla większości porządkowi rzeczy. A antyludzkie lub postludzkie ideologie, wartości i wzorce zachowań, które zaprzeczają naturalnym podstawom ludzkiej moralności i prawie wszystkim podstawowym wartościom, są nie tylko polecane, ale także narzucane.
Na falę informacyjną nakładają się stosunkowo dostatnie warunki życia – brak głównych wyzwań, które napędzały rozwój ludzkości – głód, strach przed gwałtowną śmiercią. Strach jest zwirtualizowany.
Ograniczenie świadomości grozi ogólną degradacją intelektualną.
Już teraz widzimy niemal całkowitą utratę myślenia strategicznego wśród elit europejskich, których w tradycyjnym, merytokratycznym sensie po prostu nie ma. Na naszych oczach dokonuje się upadek intelektualny elity rządzącej Stanami Zjednoczonymi, krajem o gigantycznym potencjale militarnym, w tym nuklearnym. Przykłady się mnożą. O jednym z tych ostatnich już wspomniałem, co mnie zdumiało. Zarówno prezydent Biden, jak i jego sekretarz stanu Blinken argumentowali, że wojna nuklearna nie jest gorsza od globalnego ocieplenia [5] . Ale taka choroba zagraża całej ludzkości i wymaga zdecydowanych działań. Nasze myślenie staje się coraz mniej adekwatne w stosunku do coraz bardziej złożonych wyzwań. Aby odwrócić uwagę od nierozwiązywalnych problemów i odsunąć je od siebie, lansuje się modę na sztuczną inteligencję. Mimo wszystkich możliwych użytecznych zastosowań nie wypełni próżni inteligencji, ale niewątpliwie niesie ze sobą dodatkowe, ogromne niebezpieczeństwa. Więcej o nich później.
Czwarte wyzwanie. Najważniejszym źródłem rosnącego ogólnego napięcia od półtora dekady jest bezprecedensowo szybka w historii redystrybucja sił ze Starego Zachodu na korzyść wschodzącej większości światowej. W poprzednim systemie światowym płyty tektoniczne zaczęły się poruszać i rozpoczęło się ogólnoświatowe długoterminowe trzęsienie ziemi o charakterze geopolitycznym, geoekonomicznym i geoideologicznym. Jest tego kilka powodów.
Najpierw ZSRR z lat 50.-60. XX w., a następnie Rosja, która podniosła się po piętnastoletniej porażce, wytrąciła swoją podstawę – przewagę militarną – spod pięćsetletniej dominacji Europy i Zachodu. I – powtórzę po raz kolejny – na tym fundamencie zbudowano dominację w światowej polityce, kulturze i ekonomii, która umożliwiła narzucanie własnych interesów i porządków, a co najważniejsze, pompowanie PKB na swoją korzyść. Utrata pół tysiąca lat hegemonii jest podstawową przyczyną wściekłej nienawiści Zachodu do Rosji i prób jej zmiażdżenia.
Po drugie, błędy samego Zachodu, który uwierzył w swoje ostateczne zwycięstwo, odprężył się, zapomniał o historii, popadł w euforię i lenistwo myślenia. Rozpoczęła się seria fantastycznych błędów geopolitycznych.
Początkowo aspiracje większości rosyjskiej elity końca lat 80. i 90. Żeby zintegrować się z Zachodem zostały arogancko odrzucone (zapewne dla nas na szczęście). Chciano, żeby było to na równych zasadach, ale odmówili. Skutek jest taki, że z potencjalnego partnera, a nawet sojusznika, dysponującego ogromnymi zasobami przyrodniczymi, militarnymi, intelektualnymi, mniejszymi, ale jednak znaczącymi możliwościami produkcyjnymi, Rosja stała się przeciwnikiem i stała się wojskowo-strategicznym rdzeniem nie-Zachodu, który najczęściej nazywa się Globalnym Południem, a dokładniej - Większością Światową.
Po trzecie, wierząc, że nie ma alternatywy dla modelu liberalno-demokratycznego globalistycznego kapitalizmu, Zachód nie tylko tęsknił, ale także wspierał rozwój Chin, mając nadzieję, że wielki kraj - cywilizacja pójdzie drogą demokracji, co oznacza, że stanie się gorzej rządzony i dopasuje się do wzorców Zachodu. Pamiętam moje zdumienie, gdy zobaczyłem, że fantastycznie opłacalna oferta rosyjskiej elity lat 90. została odrzucona. Myślałem, że Zachód postanowił wykończyć Rosję. Okazało się, że kierowała nim po prostu mieszanka arogancji i chciwości. Odtąd polityka wobec Chin nie budziła już takiego zdumienia. Poziom intelektualny zachodnich elit stał się oczywisty.
Po czwarte, Stany Zjednoczone zaangażowały się w serię niepotrzebnych konfliktów – w Afganistanie, Iraku, Syrii – i, co było do przewidzenia, przegrały je, wypaczając postrzeganie swojej dominacji militarnej i bilionowych inwestycji w siły ogólnego przeznaczenia. Bezmyślnie wycofując się z Traktatu ABM, być może w nadziei na przywrócenie przewagi w dziedzinie broni strategicznej, Waszyngton ożywił w Rosji poczucie samozachowawczości. Spełniono nadzieje na osiągnięcie polubownego porozumienia. Pomimo biedy, Moskwa uruchomiła program modernizacji swoich sił strategicznych, co umożliwiło to pod koniec 2010 roku po raz pierwszy w historii nie tylko wyrównać, ale także wyjść, choć chwilowo, na prowadzenie.
Piąte wyzwanie - źródło rosnącego napięcia w systemie światowym – wspomniana już, niemal natychmiastowa jak na standardy historyczne, lawinowa zmiana równowagi sił światowych, gwałtowne zmniejszenie zdolności Zachodu do pompowania globalnego PKB na swoją korzyść – wywołało jego wściekłą reakcję. W sferze gospodarczej prowadzi to do zniszczenia samego, przede wszystkim Waszyngtonu, jego niegdyś uprzywilejowanej pozycji w sferze gospodarczej i finansowej. Dzieje się to poprzez militaryzację powiązań gospodarczych – użycie siły w celu spowolnienia, osłabienia własnej pozycji i wyrządzenia szkody konkurentom. Fala sankcji, ograniczeń w transferze technologii i dóbr high-tech, zerwanie łańcuchów produkcyjnych. Bezwstydne drukowanie dolarów, a teraz euro, przyspieszająca inflacja i rosnący dług publiczny. Próbując utrzymać swoją pozycję, Stany Zjednoczone podważają system globalistyczny, który same stworzyły, ale który zaczął dawać niemal równe szanse ożywionym, lepiej zorganizowanym i pracowitym konkurentom Światowej Większości.
Rozpoczęła się deglobalizacja gospodarcza, regionalizacja i kurczenie się starych instytucji globalnego zarządzania procesami gospodarczymi.
Współzależność, która wcześniej była postrzegana jako narzędzie rozwoju i wzmacniania współpracy i pokoju, w coraz większym stopniu staje się czynnikiem podatności na zagrożenia i podważa jej stabilizującą funkcję.
Szóste wyzwanie. Rozpoczynając desperacki kontratak, przede wszystkim na Rosję, ale także na Chiny, Zachód rozpoczął niemal bezprecedensową kampanię propagandową w czasie wojny, satanizując konkurentów, zwłaszcza Rosję, i systematycznie zrywając więzi ludzkie, kulturalne i gospodarcze. Tworzy się żelazna kurtyna, czystsza niż wcześniej. Umacnia się obraz wroga totalnego. Po naszej i chińskiej stronie wojna ideologiczna nie ma tego samego totalnego i złego charakteru. Ale sprzeciw rośnie. W rezultacie wyłania się sytuacja polityczno-psychologiczna, w której Zachód odczłowiecza Rosjan i częściowo, ale jak dotąd znacznie mniej (zerwanie więzi jest droższe) Chińczyków, a my patrzymy na ludzi Zachodu z coraz większą pogardą. Dehumanizacja toruje drogę do wojny. Wygląda na to, że na Zachodzie jest to część jej przygotowań.
Nasza odpowiedź stwarza warunki wstępne do bezwzględnej walki.
Siódme wyzwanie. Przesunięcie płyt tektonicznych, powstanie nowych krajów i kontynentów, odmrożenie starych konfliktów, które zostały stłumione przez system zorganizowanej konfrontacji zimnej wojny, nieuchronnie (jeśli temu trendowi nie przeciwdziała aktywna polityka pokojowa ze strony nowych przywódców) doprowadzi do serii starć. Możliwe jest również, że sprzeczności „międzyimperialistyczne” pojawią się nie tylko między starymi i nowymi, ale także między nowymi. Pierwsze wybuchy tego typu konfliktów są już widoczne na Morzu Południowochińskim, pomiędzy Indiami a Chinami. Jeżeli konflikty będą się nasilać, a na razie jest to bardziej prawdopodobne, doprowadzą do reakcji łańcuchowych, które zwiększą zagrożenie wojną światową. Na razie głównym zagrożeniem jest wspomniany już ostry kontratak Zachodu.
Jednak konflikty mogą nieuchronnie pojawić się niemal wszędzie. W tym na peryferiach Rosji.
Jak można było przewidzieć, na Bliskim Wschodzie konflikt izraelsko-palestyński eksplodował, grożąc przekształceniem się w ogólny konflikt bliskowschodni. W Afryce toczy się seria wojen. Małe konflikty nie kończą się na terytoriach zdewastowanego Afganistanu, Iraku i Syrii. Po prostu wolą nie być zauważane na Zachodzie, który wciąż dominuje w środowisku informacyjno-propagandowym. Ameryka Łacińska i Azja nie są historycznie regionami tak wojowniczymi jak Europa – są wytworem większości wojen i dwóch wojen światowych w ciągu jednego pokolenia. Ale zdarzały się też wojny, a wiele granic jest sztucznych, narzucone przez dawne potęgi kolonialne. Najbardziej oczywistym przykładem są Indie-Pakistan. Ale przykładów są dziesiątki.
Biorąc pod uwagę trajektorię rozwoju Europy, która dotychczas nieuchronnie prowadzi w dół pod względem spowolnienia gospodarczego, rosnących nierówności, pogłębiających się problemów migracyjnych, rosnącej dysfunkcji wciąż relatywnie demokratycznych systemów politycznych, degradacji moralnej, z bardzo dużym prawdopodobieństwem można spodziewać się rozwarstwienia, a następnie upadku Unii Europejskiej w perspektywie średnioterminowej, wzrostu nacjonalizmu, faszyzmu systemów politycznych. Podczas gdy nasilają się elementy liberalnego neofaszyzmu, wyłania się już prawicowy faszyzm narodowy.
Subkontynent powróci do swojego zwykłego stanu niestabilności, a nawet stanie się źródłem konfliktu. Nieuchronne odejście Stanów Zjednoczonych, które tracą zainteresowanie stabilnością na subkontynencie, pogłębi tę tendencję. Musimy poczekać dziesięć lat. Chciałbym się mylić. Ale na to nie wygląda.
Ósme wyzwanie. Sytuację pogarsza faktyczny upadek ładu międzynarodowego, nie tylko w gospodarce, ale także w polityce i bezpieczeństwie. Wznowienie zaciętej rywalizacji między wielkimi mocarstwami i zniszczona struktura ONZ sprawiają, że jest ona coraz mniej funkcjonalna. System bezpieczeństwa w Europie został zniszczony przez ekspansję NATO. Próby Stanów Zjednoczonych i sojuszników łączenia antychińskich bloków w regionie Indo-Pacyfiku oraz walka o kontrolę nad szlakami morskimi zwiększają potencjał konfliktowy również tam.
Sojusz Północnoatlantycki, w przeszłości system bezpieczeństwa pełniący w dużej mierze rolę stabilizującą i równoważącą, przekształcił się w blok, który dopuścił się serii agresji i toczy wojnę na Ukrainie. Nowe organizacje, instytucje, szlaki, mające m.in. zapewnić bezpieczeństwo międzynarodowe – SCO, BRICS, kontynentalny Pas i Szlak, Północny Szlak Morski – na razie tylko częściowo rekompensują rosnące niedobory mechanizmów wsparcia bezpieczeństwa. Deficyt ten pogłębia upadek, przede wszystkim z inicjatywy Waszyngtonu, poprzedniego systemu kontroli zbrojeń, który odgrywał ograniczoną użyteczną rolę w zapobieganiu wyścigowi zbrojeń, ale mimo to zapewniał większą przejrzystość i przewidywalność, a przez to w jakiś sposób ograniczał podejrzenia i nieufność.
Dziewiąte wyzwanie. Odwrót Zachodu, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, z pozycji dominacji w światowej kulturze, ekonomii i polityce, choć satysfakcjonujący w sensie otwierania nowych możliwości dla innych krajów i cywilizacji, niesie ze sobą również nieprzyjemne ryzyko. Wycofując się, Stany Zjednoczone tracą zainteresowanie utrzymaniem stabilności w wielu regionach, a wręcz przeciwnie, zaczynają prowokować niestabilność i konflikty. Najbardziej oczywistym przykładem jest Bliski Wschód po zapewnieniu przez Amerykanów względnej niezależności energetycznej. Nie można sobie wyobrazić, że obecny konflikt palestyńsko-izraelski w sprawie Gazy jest jedynie wynikiem rażącej niekompetencji izraelskich i amerykańskich służb wywiadowczych.
Ale nawet jeśli tak jest, jest to także oznaka utraty zainteresowania pokojowym i stabilnym rozwojem.
Najważniejsze jednak jest to, że Amerykanie, powoli pogrążając się w neoizolacjonizmie, przez wiele lat pozostaną w mentalnym paradygmacie imperialnej dominacji i, jeśli się im na to pozwoli, będą wzniecać konflikty w Eurazji. Amerykańska klasa polityczna pozostanie co najmniej przez kolejne pokolenie w intelektualnych ramach teorii Mackindera, napędzana krótkotrwałą dominacją geopolityczną. W bardziej konkretnym i praktycznym sensie Stany Zjednoczone będą ingerować w powstanie nowych potęg. Przede wszystkim Chin, ale także Rosji, Indii, Iranu, wkrótce Turcji, krajów Zatoki Perskiej. Stąd udana dotychczas prowokacja i podżeganie do konfliktu zbrojnego na Ukrainie, próby wciągnięcia Chin w wojnę wokół Tajwanu (na razie nieudane) i zaostrzenia nieporozumień chińsko-indyjskich, ciągłe wzniecanie konfliktu praktycznie od zera na Morzu Południowochińskim, pompowanie na Morzu Wschodniochińskim, systematyczne torpedowanie wewnątrzkoreańskiego zbliżenia, forsowanie konfliktów na Zakaukaziu, pomiędzy krajami Zatoki Perskiej a Iranem (na razie bezskutecznie).
Można się spodziewać wysiłków zmierzających do wzniecenia konfliktów na wspólnych peryferiach Rosji i Chin. Najbardziej oczywistym wrażliwym punktem jest Kazachstan. Była już jedna próba. Została ona zatrzymana dzięki rozmieszczeniu kontyngentu sił pokojowych OUBZ-Rosja na wezwanie kierownictwa Kazachstanu. Ale to będzie trwało, dopóki nie zmieni się pokolenie elit politycznych w Stanach Zjednoczonych i kiedy do władzy dojdą ludzie mniej globalistyczni, bardziej zorientowani na narodowość. A to co najmniej piętnaście do dwudziestu lat. Choć oczywiście musimy próbować stymulować ten proces w imię międzynarodowego pokoju, a nawet interesów narodu amerykańskiego.
Ale świadomość interesów nie nadejdzie szybko. I tylko wtedy, gdy degradacja amerykańskiej elity zostanie zatrzymana, a Stany Zjednoczone poniosą kolejną porażkę – tym razem w Europie wokół Ukrainy.
W desperackiej walce o zachowanie porządku światowego ostatnich pięciuset, a zwłaszcza trzydziestu - czterdziestu lat, Stany Zjednoczone i ich satelity, w tym nowe, które, jak się wydawało, dołączyły do zwycięzcy, sprowokowały i podżegają do wojny na Ukrainie. Początkowo liczyli na zmiażdżenie Rosji. Teraz, gdy to się nie powiodło, będą przedłużać konflikt, mając nadzieję na jej maksymalne wyczerpanie, zniszczenie naszego kraju - militarno-politycznego rdzenia Światowej Większości, przynajmniej związanie jej rąk, uniemożliwienie rozwoju, zmniejszenie atrakcyjności proponowanej przez nią (jeszcze niejasno sformułowane, ale oczywiste) alternatywy dla zachodniego paradygmatu politycznego i ideologicznego.
Za rok lub dwa SVO musi zakończyć się zdecydowanym zwycięstwem. Między innymi po to, aby obecne elity amerykańskie i stowarzyszone z nimi w Europie pogodziły się z utratą dominacji i zgodziły się na znacznie skromniejsze stanowisko w przyszłym systemie światowym.
Długoterminowym, ale już pilnym zadaniem jest ułatwienie pokojowego wycofania się Zachodu z jego dawnych pozycji hegemonicznych.
Dziesiąte wyzwanie. Przez wiele dziesięcioleci względny pokój na planecie opierał się na strachu przed bronią nuklearną. W ostatnich latach, w miarę jak „przyzwyczajamy się” do świata wspomnianej degradacji intelektualnej i wycinki świadomości społeczeństw i elit, zaczęło narastać „strategiczne pasożytnictwo”. Przestano bać się wojny, nawet nuklearnej.
Pisałem już o tym w poprzednich artykułach. Ale nie tylko ja biję na alarm w tej sprawie. Temat ten regularnie podnosi wybitny rosyjski myśliciel polityki zagranicznej Dmitrij Trenin.
I na koniec jedenaste i najbardziej oczywiste wyzwanie. A raczej grupa wyzwań. Rozpoczyna się nowy jakościowy, ale także ilościowy wyścig zbrojeń. Ze wszystkich stron podważana jest stabilność strategiczna, wskaźnik prawdopodobieństwa wojny nuklearnej.
Pojawiają się lub już pojawiły się nowe rodzaje broni masowego rażenia, które są poza systemem ograniczeń i zakazów. Jest to wiele rodzajów broni biologicznej, skierowanej zarówno przeciwko ludziom, poszczególnym grupom etnicznym, jak i przeciwko zwierzętom i roślinom. Możliwym celem tego rodzaju broni jest wywoływanie głodu i rozprzestrzenianie chorób ludzi, zwierząt i roślin. Stany Zjednoczone stworzyły sieć laboratoriów biologicznych na całym świecie. I pewnie nie tylko oni. Niektóre rodzaje broni biologicznej są stosunkowo dostępne.
Oprócz proliferacji i gwałtownego wzrostu liczby i zasięgu rakiet oraz innej broni różnych klas, rozpoczęła się rewolucja dronów. Są stosunkowo i/lub po prostu tanie, ale mogą przenosić broń masowego rażenia. Ale najważniejsze jest to, że jeśli rozprzestrzenią się masowo, a to już się zaczęło, mogą uczynić normalne życie nieznośnie niebezpiecznym. Granice między wojną a pokojem zacierają się, broń ta jest idealnym narzędziem do ataków terrorystycznych, a nawet zwykłego bandytyzmu. Niemal każda osoba znajdująca się w stosunkowo niechronionej przestrzeni staje się potencjalną ofiarą atakujących. Rakiety, drony i inne rodzaje broni mogą powodować ogromne szkody w infrastrukturze cywilnej, ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami dla ludzi i krajów. Już to widzimy w kontekście konfliktu na Ukrainie.
Precyzyjne systemy broni konwencjonalnej dalekiego zasięgu podważają stabilność strategiczną od dołu. Rozpoczął się (znowu od USA) proces miniaturyzacji broni nuklearnej, niszczenia stabilności strategicznej „od góry”. Coraz więcej widać oznak wyścigu zbrojeń przenoszącego się w przestrzeń kosmiczną.
Hiperdźwięki, w czym my i nasi chińscy przyjaciele, dzięki Bogu i naszym projektantom, jesteśmy dotychczas w czołówce, prędzej czy później się rozprzestrzenią. Czas lotu do celów zostanie skrócony do minimum.
Gwałtownie wzrośnie strach przed „dekapitującym” ciosem w ośrodki decyzyjne. Stabilność strategiczna otrzyma kolejny potężny cios. Weterani pamiętają, jak my i członkowie NATO wpadliśmy w panikę w związku z rakietami SS-20 i Pershing. Teraz sytuacja jest znacznie gorsza. W przypadku kryzysu coraz bardziej precyzyjne i nieodparte rakiety dalekiego zasięgu zagrożą najważniejszej komunikacji morskiej – Kanałom Sueskim i Panamskim, Bab el-Mandeb, Ormuz, Singapurowi i Cieśninie Malakka.
Niekontrolowany wyścig zbrojeń, który rozpoczął się już niemal we wszystkich kierunkach, może spowodować, że systemy obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej będą musiały być rozmieszczone wszędzie. Oczywiście rakiety dalekiego zasięgu i precyzyjne, podobnie jak niektóre inne rodzaje broni, mogą również wzmocnić bezpieczeństwo, np. całkowicie zdeprecjonować wartość amerykańskiej floty lotniskowców, zmniejszyć możliwość prowadzenia agresywnej polityki i amerykańskiego wsparcia dla sojuszników. Ale wtedy oni także będą spieszyć się po broń nuklearną, co jednak jest bardziej niż prawdopodobne w przypadku Republiki Korei i Japonii.
Wreszcie najmodniejsze, ale i naprawdę niebezpieczne.
Sztuczna inteligencja w sferze wojskowej nie tylko znacznie zwiększa niebezpieczeństwo związane z bronią, ale także stwarza nowe ryzyko eskalacji wszelkich lokalnych konfliktów. Po prostu wypuszczenie broni spod kontroli ludzi, społeczeństw, państw.
Na polu bitwy widzimy już autonomiczne rodzaje broni. Temat ten wymaga osobnej, pogłębionej analizy. Na razie w sferze wojskowo-strategicznej więcej zagrożeń stwarza sztuczna inteligencja. Ale być może stwarza także nowe możliwości zapobiegania im. Opieranie się na tym, a także na tradycyjnych sposobach i metodach reagowania na rosnące wyzwania, jest głupotą, a nawet lekkomyślnością.
Można dalej wymieniać czynniki tworzące sytuację militarno-strategiczną na świecie przedwojenną, a nawet wojenną. Świat jest na skraju lub już poza krawędzią serii katastrof, jeśli nie katastrofy powszechnej. Sytuacja jest niezwykle, być może bez precedensu, niepokojąca.[…]
Wszystko jest w naszych rękach, ale musimy zrozumieć głębię, powagę i bezprecedensowy charakter wyzwań i sprostać im. Nie tylko reagując, ale także zachowując się proaktywnie. […]
Siergiej Karaganow
Całość - https://globalaffairs.ru/articles/vek-vojn-statya-pervaya/