Prognozowanie (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1794
Świat, jego państwa i populacje, coraz bardziej się różnicuje, i to na wszystkich możliwych poziomach. Począwszy od niewielkich skupisk, poprzez większe ośrodki, państwa, regiony, a także kontynenty.
Nie jest to zjawisko nowe, jednakże współcześnie nabrało szczególnej dynamiki wskutek globalizacji oraz nowych technologii, pozwalających na bieżąco śledzić bieguny biedy czy wręcz nędzy i porównywać je z biegunami niewyobrażalnego bogactwa.
Współcześnie zróżnicowanie dochodowe i społeczne są uznawane za jedno z najważniejszych, czy wręcz najważniejsze, zagrożeń w warunkach pokojowych. Za większe uznaje się jedynie skutki działań wojennych.
Dla zrozumienia istoty zróżnicowania, a także niemożliwości znaczącego jego zniwelowania, należy rozważyć dwa typy uwarunkowań, jakie istniały w przeszłości, i jakie istnieją również współcześnie.
Można pokusić się o twierdzenie dotyczące trwałości i powszechności zjawiska, jakim jest zróżnicowanie, będące uniwersalną prawidłowością, istniejące we wszystkich społeczeństwach i na wszystkich szczeblach rozwoju.
Współcześnie nauka, a zwłaszcza polityka, próbują wyjaśniać narastające zróżnicowania dochodowe i społeczne głównie przez czynniki systemowo- ustrojowe.
Na istniejące zróżnicowania należy jednak spojrzeć z szerszej perspektywy, uwzględniając dwa różne typy uwarunkowań przesądzających o tym zjawisku.
Pierwszy typ wynika z czynników pozaustrojowych i jest uwarunkowany środowiskiem przyrodniczym, w jakim konkretne społeczności żyją.
Drugi typ zróżnicowania jest związany z systemowymi uwarunkowaniami, zwłaszcza z powstawaniem cywilizacji przemysłowej, związanej ściśle z pojawieniem się nowoczesnego kształtu państwa oraz systemem społecznym i nowymi regułami gry oraz mechanizmami ekonomiczno- politycznymi.
Wskazując na dwa typy uwarunkowań różnicujących świat, państwa i społeczeństwa, należy pamiętać, że podziały te nie funkcjonują w izolacji. Niektóre z tych składników przynależą zarówno do pierwszego, jak i drugiego typu różnicującego się społeczeństwa.
W tym kontekście chciałbym sformułować hipotezę, którą traktuję jako uniwersalną prawidłowość, dotyczącą wszystkich społeczeństw oraz państw.
Społeczeństwa oraz państwa są skazane na nierównomierny rozwój, różnicujący poszczególne społeczeństwa nie tylko między sobą , ale również wewnętrznie, pod wpływem decyzji państwa czy władzy go reprezentującej. W pewnych sytuacjach zróżnicowanie można łagodzić, nie jest jednak możliwe pełna jego eliminacja.
Świat może się rozwijać tylko w sposób zróżnicowany, a dotyczy to nie tylko państw czy większych ugrupowań, ale także społeczeństw, które stale podlegają różnicowaniu.
Naturalno-przyrodniczy typ zróżnicowania
System naturalno-przyrodniczy należy rozpatrywać w swoistym pięciokącie, jaki tworzą: czynniki geograficzne; populacja umiejąca wykorzystać zasoby naturalne, zdolna do współdziałania z innymi grupami społecznymi, a także posiadająca umiejętność kumulacji i przekazywania wiedzy kolejnym pokoleniom, co zapewnia ciągłość ludzkości; wreszcie zalążki wspólnoty duchowej, kształtującej spoisty system kulturowy.
Pierwszy składnik określają takie czynniki geograficzne jak ląd i klimat, czyli ukształtowanie terenu, flora, fauna, charakter klimatu, a przede wszystkim – lokalizacja na globie. Ten zespół czynników, w najogólniejszym stopniu przesądza o charakterze danej społeczności i możliwościach dalszego jej rozwoju;
Drugim jest populacja, jej wielkość, umiejętność oraz zdolność do opanowania przyrody, a przede wszystkim stopień kreatywności poszczególnych jednostek, umiejących zmieniać przyrodę, co z reguły przekłada się na postęp w tworzeniu lepszych warunków życiowych. Ale tego typu jednostki siłą rzeczy zaczynają zajmować uprzywilejowaną pozycję w grupie czy nawet w społeczeństwie.
Trzecim jest zdolność konkretnych populacji do tworzenia warunków oraz umiejętności współdziałania wszędzie tam, gdzie jednostka nie jest zdolna zrealizować wytyczonego celu. Jest to ważna cecha, jaka w poszczególnych populacjach przejawia się w różnym stopniu. Historycznie związana jest z pierwszą i zależy od formy zdobywania żywności, postępu w uprawie rolnictwa, a także innych form działalności gospodarczej, przesądzających nie tylko o warunkach życiowych, ale i możliwościach pewnej ekspansji gospodarczej, początkowo polegającej na wymianie nadwyżek.
Czwartym składnikiem jest zdolność kumulacji wiedzy i umiejętność przekazywania jej kolejnym pokoleniom, także nabytych doświadczeń życiowych, związanych zarówno z opanowaniem przyrody, jak i nowymi zawodami pozwalającymi coraz lepiej gospodarować. Jest to jedna z podstawowych cech przesądzających o tym, że pewnym społecznościom tego typu zdolności udało się lepiej opanować. A to w dużym stopniu przesądzało o postępującym różnicowaniu.
Piąty składnik stanowią związki, jakie wraz z rozwojem konkretnych społeczności, zaczynają się tworzyć i funkcjonować w postaci więzi duchowej czy egzystencjalnej, by stopniowo przekształcać się w system kulturowy, którego głównymi składnikami są zaufanie, uczciwość, stosunek do pracy, a zwłaszcza charakter powiązań w obrębie grupy społecznej, wyznającej wspólne zasady postępowania, w tym także w postaci mitów (tradycji) dotyczących przeszłości oraz wierzeń o charakterze religijnym.
System społeczno-ekonomiczny
Jeśli pierwszy typ uwarunkowań tworzący system zróżnicowania jest w przemożnym stopniu określony przez warunki naturalne, to druga grupa uwarunkowań przesądzająca o zróżnicowaniu, była i jest zależna od wyboru politycznych, społecznych i ekonomicznych systemów.
Również ten typ zróżnicowań można rozpatrywać w swoistym pięciokącie, jaki tworzą: państwo, model polityczny, model społeczno-ekonomiczny, charakter powiązań zewnętrznych oraz typ cywilizacji.
Pierwszy dotyczy państwa. Zróżnicowanie współczesnych państw można z tego punktu widzenia rozpatrywać na dwóch poziomach. Pierwszy poziom wiąże się z warunkami jego powstania, tzn. czasu historycznego, w jakim się ukształtowało; terytorium, jakie obejmuje, a także zakresu jego zmienności; ciągłości władzy czy utraty suwerenności, a także czasu ewentualnego jej odzyskania; wielkości populacji oraz jej charakteru, jednorodności etnicznej czy wielokulturowości, a także relacji wzajemnych między nimi.
Natomiast drugi poziom dotyczy relacji oraz powiązań zewnętrznych, zarówno z państwami ościennymi, jak również kontaktów czy związków z szerszym otoczeniem - regionalnym czy światowym.
Drugi składnik tego pięciokąta to model polityczny. Teoretycznie rzecz ujmując, model polityczny w dłuższej perspektywie charakteryzuje się następującymi cechami:
po pierwsze - zmiennością charakteru władzy (od monarchii, poprzez różne formy autorytarne, aż po różnorodne formy demokracji);
po drugie - model polityczny państwa suwerennego z reguły podlega pewnej ewolucji i dosyć częstej zmienności – z reguły o charakterze nieliniowym. Przejawiało się to w przejściu od bardziej do mniej opresyjnego państwa, ale często bywało odwrotnie - do większej opresyjności, gdyż problem wolności i praw obywateli to zawsze efekt modelu politycznego;
po trzecie wreszcie - model polityczny poszczególnych państw charakteryzował się często naśladownictwem, zwłaszcza w zakresie tworzenia czy modyfikowania instytucji.
Trzecim składnikiem jest model ekonomiczno-społeczny. Stanowi z reguły wypadkową wykształconej w przeszłości charakteru władzy, wywodzącej się z istniejącego modelu politycznego; poziomu ekonomicznego państwa; a także struktury społecznej. Podobnie jak model polityczny, również modele ekonomiczne mają zróżnicowany charakter.
Paradoks modelu ekonomiczno-społecznego polega na tym, że w przemożnym stopniu wpływ na jego kształt ma władza polityczna. Oddziałuje ona na kształt i charakter modelu ekonomiczno-społecznego poprzez tworzenie niezbędnych instytucji, które wpływają na rozwiązania w sferze gospodarki i w społeczeństwie.
Państwo, czy ściślej władza państwowa, dysponuje zarówno przemocą wynikającą z charakteru instytucjonalizacji, jak i narzędzi, jakich dostarcza jej sektor publiczny. Ale na model ten należy spojrzeć jeszcze przez pryzmat specyfiki gospodarki, ponieważ większość modeli ma charakter rynkowy, w którym zróżnicowanie jest wpisane w sposób jego funkcjonowania. Rynek nigdy nie jest do końca przejrzysty, a podejmowane decyzje zawsze są obarczone ryzykiem oraz różnymi efektami, co z kolei przekłada się na mniej lub bardziej gwałtowne różnicowanie.
Trwałym składnikiem określającym wzajemne relacje między państwem a społeczeństwem, a zwłaszcza między różnymi grupami społecznymi, jest system kulturowy. W większości współczesnych państw ma miejsce mniejsze lub większe zderzenie między odmiennymi systemami kulturowymi, różnicującymi poszczególne społeczeństwa. W wielu przypadkach ma to bezpośredni wpływ na kształtowanie hierarchii ważności, czasami symbolicznej, ale często realnej, między dominującą grupą etniczną, wyznającą określony system kulturowy, a pozostałymi grupami wyznającymi inne systemy.
Czwartym składnikiem są powiązania zewnętrzne. Kontakty czy powiązania zewnętrzne zawsze istniały między państwami, chociaż zakres otwartości i intensywności owych powiązań był zróżnicowany i często podlegał zmianie. Powiązania zewnętrzne pełnią różne funkcje i pociągają za sobą czasami pozytywne, a czasami negatywne skutki.
Z punktu widzenia poniższych rozważań należy przyjąć następującą tezę: im zakres owych kontaktów jest szerszy, tym szybszy może być rozwój, który czasami uruchamia procesy konwergencji, zwłaszcza w sferze ekonomicznej. Co nie znaczy, iż proces pełnej konwergencji może być możliwy. Podstawowe bariery zawsze będą związane z systemem kulturowym, a także z charakterem i zakresem gospodarki rynkowej. Niemniej powiązania zewnętrzne mogą łagodzić zróżnicowania, zarówno w porównaniu do innych państw, jak i wewnętrznie.
Ostatnim składnikiem są przesilenia cywilizacyjne. Jest to składnik specyficzny głównie dlatego, że dotyczy raczej zdarzeń rzadkich i co ważniejsze - charakteryzujących się nie tylko długim trwaniem, ale nigdy nie obejmujący jednocześnie wszystkich państw i całych społeczności. Główne cechy odróżniające jedną cywilizację od drugiej, to typ wytwórczości oraz specyfika charakteru ludzkiej pracy oraz formy zatrudnienia. I co szczególnie istotne, nowa cywilizacja nigdy nie pojawia się w postaci w pełni ukształtowanej. Charakteryzuje się długim okresem tworzenia i stałego wzbogacania jej cech, zwłaszcza w zakresie zdolności wytwórczych, stymulując postęp naukowy i edukacyjny, zapewniając rozwój gospodarczy, a także społeczny. Zmiany te nie zmniejszają, a czasami nawet zwiększają zróżnicowanie ekonomiczne i społeczne.
Z ekonomicznego punktu widzenia możemy wyróżnić trzy typy cywilizacji: cywilizację agrarną, przemysłową, i rodzącą się cywilizację wiedzy. Historycznie i teoretycznie istnieje między nimi następczość i ciągłość. Podstawowy jednak problem sprowadza się do tego, że rozwój w skali światowej nie był i praktycznie nie mógł być jednoczesny.
Jeśli cywilizacja agrarna rozwijała się w ciągu kilku tysiącleci, to przejście do cywilizacji przemysłowej trwało blisko wiek, i w osiemnastym stuleciu kilka państw w Europie Zachodniej, wkroczyło w epokę nowej cywilizacji. Do jej powstania niezbędne było z jednej strony państwo suwerenne, a z drugiej maszyna parowa, stwarzająca możliwość masowej produkcji rynkowej. Były to podstawowe koła zamachowe cywilizacji przemysłowej, wspierane przez naukę, postęp intelektualny w postaci myśli oświeceniowej, a także wojny napoleońskie, które umacniały suwerenny charakter państw.
Ale tym co napędzało ową cywilizację był nowy typ wytwarzania oraz gospodarka rynkowa. Skutkiem był rozwój ekonomiczny i cywilizacyjny, ale ograniczony głównie do Europy. Oznaczało to, iż wiele regionów, a przede wszystkim państw, pozostało poza głównym nurtem przemian cywilizacyjnych. A to skutkowało szybkim wzrostem zróżnicowania, pogłębiającym dystans w stosunku do tych państw, którym udało się wskoczyć w ramy cywilizacji przemysłowej.
Cywilizacja przemysłowa upowszechniała się nie tylko poprzez rozwój przemysłu, gospodarki rynkowej, ale także dzięki podbojom kolonialnym mocarstw europejskich. Przez blisko dwa wieki świat dzielił się na państwa przemysłowe i przytłaczającą większość obszarów pozostających ciągle w ramach cywilizacji agrarnej, bezpośrednio lub pośrednio podporządkowanych państwom szybko się uprzemysławiającym. Zróżnicowanie między państwami wzrastało nie tylko wśród państw zakotwiczonych w cywilizacji przemysłowej, ale także w obrębie państw podbitych. Wykształcały się w ich obrębie grupy czy elity miejscowe, korzystające na współpracy z państwami kolonialnymi i podmiotami zewnętrznymi.
To co zasługuje na szczególne podkreślenie, to długotrwałe współistnienie dwóch typów cywilizacji, jako formy dominującej. Jeśli u progu XX stulecia w cywilizacji przemysłowej żyło ok.20% ludności, to pozostałe 80% bytowało w ramach cywilizacji agrarnej.
Rytm zmian cywilizacyjnych nie uległ zmianie, i gdzieś od połowy XX w. daje się zauważyć przechodzenie od cywilizacji przemysłowej do cywilizacji wiedzy, której podstawowymi wyznacznikami stały się globalizacja oparta na gospodarce rynkowej oraz rewolucja informacyjna.
Jednakże współczesne przejście cywilizacyjne, ma kilka cech specyficznych, jeśli nawet nie pod względem charakteru, to zapewne skali. Można tu wskazać na kilka szczególnych wyznaczników. Kolejność ich wymienienia nie ma charakteru wartościującego, natomiast występowała tu po części różnica czasowa w ich pojawieniu.
- To co jest szczególnie ważne, wiąże się z destrukcją cywilizacji agrarnej, a po części również cywilizacji przemysłowej;
- Przeprowadzona została daleko posunięta dekolonizacja, która powołała do życia liczne państwa, podobnie jak nieco późniejszy upadek systemu socjalistycznego. W 1910 r. istniało na świecie 55 suwerennych państw, a w 2010 r. ponad 200;
- Powszechną formą gospodarowania oraz powiązań ekonomicznych stała się gospodarka rynkowa, głównie w wersji modelu neoliberalnego;
- Globalizacja, która stała się głównym systemem powiązań w skali światowej nie jest już oparta głownie na podmiotach państwowych, jak to miało miejsce w I etapie globalizacji, ale na korporacjach ponadnarodowych;
- Paradoks obecnego etapu polega na tym, że powstało sto kilkadziesiąt nowych państw, a jednocześnie następuje ich destrukcja;
- Rewolucja informacyjna ułatwiająca i sprzyjająca zarówno procesowi globalizacji, jak i ukorzenianiu się cywilizacji wiedzy, uruchomiła zjawisko wizualizacji, co obok licznych zalet naukowo-poznawczych stało się również ważnym narzędziem uświadamiania o stopniu zróżnicowania społeczeństw i to w skali światowej. Uruchomiło to proces zazdrości, wrogości i nienawiści.
Częściowy opis procesu przesileń cywilizacyjnych miał głównie na celu ukazanie, iż proces różnicowania społeczeństw oraz państw nie tylko nie maleje, ale wzrasta, zwłaszcza iż jednocześnie pojawiają się zdarzenia wzmacniające go, a także stanowiące samoistne zagrożenia. Są to liczne wojny i wojenki, terroryzm, różnego rodzaju patologie, a także narastający boom demograficzny w Afryce, Azji i po części Ameryce Środkowej, uruchamiający fale uchodźców, itp. itd.
Wszystko to sprzyja różnicowaniu się państw i społeczeństw.
Kilka uwag komentarza
Cały ten wywód koncentrował się głównie na negatywnych cechach związanych ze zróżnicowaniem ekonomicznym, politycznym, społecznym czy kulturowym, jak również na naturalnych jego uwarunkowaniach.
Czy rzeczywiście zróżnicowanie, jako kategoria ogólna, zasługuje jedynie na negatywną ocenę? Wydaje się, że można jednak w tym kontekście przedstawić argumenty uzasadniające, że zróżnicowania różnego typu były i są siłą napędową postępu społecznego, ekonomicznego, nie mówiąc już o naukowo-technicznym i intelektualnym.
Bez zróżnicowania nie byłoby rozwoju. Możliwość osiągnięcia sukcesu jednostkowego czy zbiorowego stanowi potężną siłę napędową zmian, a co zatem idzie, musi prowadzić jednocześnie do zróżnicowania przybierającego różny charakter.
Można zatem pokusić się o przedstawienie różnego typu podziału zróżnicowania, na racjonalne i nieracjonalne, czy uzasadnione i nieuzasadnione. Wszak sam podział pracy w społeczeństwie wprowadza jakąś formę zróżnicowania.
Problem zaczyna się pojawiać dopiero wówczas, kiedy zróżnicowanie staje się nadmierne i uruchamia spiralę napięć, sprzeczności, ruchów kontestacyjnych czy wręcz zamieszek zbrojnych, aż po rewolucje próbujące zmieniać istniejące systemy.
Pytanie zasadnicze brzmi zatem: czy można stworzyć modele dróg dojścia do minimalizacji nadmiernych nierówności, gwarantujące jednocześnie społecznie akceptowalny rozwój?
Dotychczasowa historia społeczeństw na powyższe pytanie odpowiada negatywnie, a przyszłość z tego punktu widzenia nie jawi się różowo. Z tym znakiem zapytania trzeba się jednak zmierzyć. Być może nie będzie to w pełni możliwe w obecnych pokoleniach, ale następne z tym wyzwaniem będą zmuszone się jakoś uporać.
Jerzy Kleer
Powyższy tekst został przygotowany na konferencję pt. „Zróżnicowanie dochodowe i społeczne Europy”, zorganizowaną przez Komitet Prognoz PAN Polska 2000 Plus, jaka odbyła się w Jabłonnie w dniach 21 i 22.06.17. Ukaże się w książce podsumowującej tę konferencję.
- Autor: Marek Chlebuś
- Odsłon: 3959
Mamy nowy system i po staremu kryzys. Bez nowych pomysłów, co dalej. Kiedy upadał poprzedni system, istniały konkretne alternatywy: polityczne, formułowane przez mocarstwo zza oceanu, i filozoficzne, głoszone przez myślicieli z więzień, kawiarń oraz instytutów. Teraz realnych alternatyw nie widać. Ten system okazuje się nadzwyczaj skuteczny w ich tłumieniu. Jakaś jednak możliwość zmiany istnieje. Może nawet konieczność. Nie trzeba jej wymyślać, bo już jest, nie trzeba też narzucać, bo szerzy się sama. Przynosi ją Sieć.
Internet rozwija się od około 30 lat. Już objął trzecią część ludzkości. Stale czuwa w nim od 200 do 500 mln osób. Codzienny wymiar tej ich obecności to jakiś miliard ośmiogodzinnych osobo-dniówek. To więcej, niż absorbuje którakolwiek gospodarka narodowa. To także więcej, niż angażuje którykolwiek sektor globalnej gospodarki. Za kolejne 30 lat Sieć zapewne wchłonie całą ludzkość. Wtedy podane liczby powinny się potroić, a Sieć stanie się większa od całej materialnej gospodarki. Zapewne też narzuci swoje reguły życia i pracy – jako główne środowisko dla ich obu. Jakie to będą reguły?
Sieć jest odmienna od Ziemi. Tutaj mamy świat materii, którą rządzą prawa fizyki. Tam jest świat idei; rządzi nimi raczej logika. Inni też są ludzie na Ziemi i w Sieci. Choćby nawet byli to ci sami ludzie, nie są tacy sami. Inne są ich role, aktywności, postawy i więzi. Zupełnie inna też jest tam gospodarka. Odmienna powinna być zatem myśl ekonomiczna oraz ustrojowa. Jakże naiwnie brzmią skargi niektórych, że w Sieci nie działa takie jak na Ziemi prawo własności. Nie działają tam przecież jeszcze bardziej podstawowe prawa, choćby grawitacji.
W Sieci nie ma pór dnia ani roku, nie ma stref czasowych, nie świeci tam Księżyc ani Słońce. Nie ma pustyń, gór i oceanów. Przestrzeni też nie ma. Tym bardziej geometrii. Ludzie nie mają tam, a przynajmniej mieć nie muszą, rasy, płci, wieku, miejsca zamieszkania, zamożności, pozycji społecznej. Nie ma więc w Sieci takiego jak tu społeczeństwa, takich narodów czy państw. Nie ma też materii, nie ma więc dóbr rzadkich, zwanych na Ziemi ekonomicznymi. Nie działa zatem w Sieci większość praw ekonomii, do których się tutaj przyzwyczailiśmy. Własność, dług, rynek, pieniądz – to pojęcia wymagające w Sieci silnej redefinicji, a może w ogóle tam zbędne.
Gospodarka Sieci nie doczekała się jeszcze uznanego opisu ekonomicznego. Nazywano ją już wikinomią, ekonomią wrażeń, ekonomią uwagi, ekonomią usieciowioną, ekonomią idei, commonizmem i cyber-komunizmem. Rozrzut epistemologiczny jest, jak widać, jeszcze spory. Z kolei, rządy i koncerny dość bezrefleksyjnie traktują Sieć jako po prostu część ziemskiego przemysłu rozrywkowego, anarchiczną i wymagającą zdyscyplinowania.
Encyklopedia Britannica określa ekonomię jako naukę, zajmującą się produkcją, dystrybucją i konsumpcją bogactwa.
Co zatem należy uznać za bogactwo Sieci? Nie ziemię, nie pieniądz, nawet nie po smithowsku rozumianą pracę, bo dobra się reprodukują bez niej. Zatem co? Czym Sieć wabi te miliardy internautów? Ano, bogactwem wirtualnym: utworami, treściami, przekazami, które wzbogacają ludzi, informując ich, edukując, bawiąc.
A jak się to bogactwo produkuje? A tak, że kreatywny internauta, układa pewną porcję bitów w jakiś wzór, który okazuje się wartościowy dla innych.
A jak to się dystrybuuje? A samoistnie, bo sama Sieć jest dystrybucją, i kiedy tylko ktoś wyraża życzenie zapoznania się z jakimś utworem, Sieć stwarza specjalnie dla niego egzemplarz: magiczny stoliczek nakrywa się sam.
A konsumpcja? A konsumpcja jest po prostu otwarciem się internauty na treści, oddaniem im swojego czasu, pozwoleniem, by przenikały przez zmysły, absorbowały jaźń, formowały wiedzę i emocje.
Wszystkie te procesy są z punktu widzenia znanej ekonomii paradoksalne. Produkcja nie wymaga żadnego tworzywa. Jest dla niej potrzebna tylko kreatywność. Produkcja nie skaluje się też liczbą egzemplarzy, jest takim samym aktem kreacji, niezależnie od tego, czy w jej wyniku powstaje tylko prototyp, czy miliony kopii. Dystrybucja zaś stwarza dobra, nie przemieszcza ich, ale pomnaża na użytek konsumpcji, która z kolei w ogóle nie zużywa dóbr. W Sieci można zjeść ciastko i ciągle je mieć. Dobra wirtualne można konsumować wielokrotnie i może to też robić równocześnie wielu ludzi. Nic tu się nie zgadza ze starą, dobrą ekonomią, prawda?
Sieć jest silną alternatywą dla dotychczasowych sposobów życia, odmienną, szokującą i oczywiście budzącą sprzeciw tych, którzy władają materialnym światem. Feudałom też się kiedyś nie podobał przemysł, a wcześniej koczownikom rolnictwo. Moim zdaniem, od Sieci nie ma odwrotu, a próby ograniczenia sieciowych swobód będą nieskuteczne.
To mało prawdopodobne, choć trzeba rozważać i taki bieg dziejów, że władzom ziemskim uda się przerwać ten karnawał wolności, który będzie kiedyś wspominany jako globalny kulturowy NEP. Krótko mówiąc: Sieć zostanie uziemiona.
Znacznie bardziej jest prawdopodobne, że Sieć i Ziemia będą koegzystować, nie zawsze pokojowo, ale raczej handlując niż walcząc. Możliwe, że na jakiś czas trzeba będzie ustanowić granice celne dookoła Sieci i zapewne jakieś władze, które by ich pilnowały.
Najbardziej według mnie prawdopodobna, choć odleglejsza, jest taka perspektywa, że Sieć w końcu narzuci Ziemi swoją wizję człowieka i ludzkości, kształtując na nowo nauki, prawa, instytucje oraz model dziejów.
Raczej nie będzie to wymagało rewolucji, a jeśli, to prędzej typu amerykańskiego, z rozsypywaniem herbaty, niż typu francuskiego, ze ścinaniem głów. Zanim jednak w Sieci ujawni się nowy Jefferson, byłby potrzebny, jeszcze tu, na starej Ziemi, jakiś Locke czy chociaż Smith.
Wiele zależy od tego, jak zrozumiemy Sieć i jak ją potraktujemy. Jeżeli źle określimy jej specyfikę, niewłaściwie będziemy ją opisywać i regulować, możemy zdławić rodzącą się tam cywilizacyjną alternatywę lub przeciwnie – boleśnie się z nią zderzyć. Możemy też ją mniej lub bardziej fortunnie ukształtować, bo przecież Sieć nadal gwałtownie ewoluuje – właśnie pod wpływem naszych idei.
Marek Chlebuś
Artykuł stanowi streszczenie wykładu, wygłoszonego przez autora 20 lutego 2013 r., w ramach posiedzenia Komitetu Prognoz PAN zatytułowanego „Czy świat należy urządzić inaczej?” i dotyczy wpływu Internetu na ustrój społeczny i gospodarczy w perspektywie kilkudziesięciu lat.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2452
Wypowiedź prof. Roberta Gałązki z Instytutu Fizyki PAN
- Panie Profesorze, jak fizyk widzi rozwój sztucznej inteligencji (AI) i związane z tym zagrożenia? W czym sztuczna inteligencja jest przydatna naukom ścisłym, zwłaszcza fizyce?
- Patrzę na sztuczną inteligencję jako obserwator, bo nie uczestniczę w tych badaniach, niemniej kiedy słyszę te wszystkie strachy alarmujące, że może ona zniszczyć ludzi, to wydają mi się one przesadzone. Ja bym się tego tak nie obawiał, bo choć widzę zagrożenia, jakie mogą być efektem rozwoju AI, to jednak jak każda nowa idea, nowy wynalazek, działanie – ma ona i plusy, i minusy.
Plusy są takie, że mnóstwo procesów roboty potrafią wykonać szybciej i lepiej niż człowiek, który w tym obszarze działań staje się stopniowo zbędny. To się już dzieje i nie jest niczym szczególnym, ale to nie ma nic wspólnego ze sztuczną inteligencją – to jest zwykła automatyka.
W ogóle uważam, że nazwa „sztuczna inteligencja” jest nadużywana, bo co to jest inteligencja? Jest to umiejętność rozumowania (z łac. intelligentia – rozum, zdolność uczenia się) i wyciągania wniosków, używania wiedzy, przede wszystkim myślenia. Więc czy taka sztuczna inteligencja będzie myślała? Nie jestem tego pewien.
Sztuczna inteligencja to zresztą stara sprawa – znana jest od 50-60 lat. Początkowo były wielkie nadzieje, że te procesy będą przebiegać bardzo szybko, później jednak okazało się, że to nie jest takie proste. Pokazuje to paradoks Moraveca, który mówi o tym, że skomplikowane dla człowieka procesy myślowe typu dowodzenia twierdzeń, gry w szachy, komputery potrafią rozwiązywać, jest to dla nich stosunkowo łatwe. Natomiast procesy bardzo proste dla człowieka jak system percepcji czy uczenia się są wręcz niemożliwe do zbudowania, wymagają wielkiej mocy obliczeniowej, jakiej jeszcze nie mamy.
W badaniach dotyczących sztucznej inteligencji są dwie drogi. Jedna to algorytmiczna, tzn. buduje się programy komputerowe na podstawie teorii zbiorów rozmytych, logiki rozmytej, kiedy wnioskowanie przeprowadza się z niepełnej liczby danych. I ta droga dla nas wydaje się normalna, choć i ona nie zasługuje na określenie sztucznej inteligencji, bo nie ma nic wspólnego z rozumowaniem. Tu dochodzi do symulacji różnych zachowań, nawet bardzo złożonych, ale to nie jest jeszcze rozumienie, to zaledwie nauczenie maszyny odpowiedniego działania, aby kompilowała wszystkie elementy i wyciągała wnioski na podstawie zaplanowanych procedur.
Druga droga to budowa sieci neuronowych, tj. symulacji działania ludzkiego mózgu. Patrząc od strony fizyki, upakowanie elementów elektronicznych w jednym chipie jest obecnie na poziomie miliarda. Taki chip to dość płaska kostka o wymiarach 5x5 cm, natomiast w mózgu jest 100 razy więcej neuronów, 100 miliardów, czyli 100 takich kostek. Te 100 kostek miałoby objętość mniejszą niż objętość ludzkiego mózgu. To oznacza ,że już obecnie upakowanie elementów elektronicznych jest gęstsze niż neuronów w mózgu. Ale nic z tego nie wynika, bo nawet jeśli połączymy te 100 czy 1000 chipów nie odtworzymy pracy mózgu. Mózg bowiem pracuje na innych zasadach, np. nie zauważamy wszystkich czynności, które wykonujemy automatycznie, jak podnoszenie ręki, powieki, etc. Gdybyśmy chcieli zaprogramować rękę robota np. na chwytanie spadającej ze stołu szklanki, to przy dzisiejszych mocach obliczeniowych jest to zupełnie niemożliwe. Nim robot zrobiłby potrzebne do tego obliczenia, szklanka już by się rozbiła.
W sensie zagrożeń ja bym się tej pierwszej drogi, algorytmicznej, w ogóle nie bał, bo są to de facto deterministyczne sprawy, to jest matematyka. Natomiast sieci neuronowe są ryzykowne, choć już się je robi. Okazuje się bowiem, że do prostych działań naśladujących mózg jak np. ludzkie zachowania, wcale nie potrzeba tak dużo neuronów jak w rzeczywistym mózgu. I to w pewnym sensie jest już niepokojące, bo co one będą robiły – nawet ci, którzy nad nimi pracują nie bardzo potrafią powiedzieć.
Moim zdaniem, są też dwa problemy w zastosowaniach sztucznej inteligencji: pozytywne i negatywne. Jeden z nich to pozbawienie ludzi intymności, prywatności, brak ochrony danych osobowych – właściwie już z tym mamy do czynienia wskutek zaawansowanych technologii np. identyfikacji ludzi w tłumie. Algorytmy używane w mediach elektronicznych potrafią na podstawie zachowania ludzi w sieci wskazać ich preferencje w różnych dziedzinach, a tym samym – posłużyć władzy do wyłuskiwania tych, którzy mogą mieć np. zamiary terrorystyczne. To są groźne skutki zastosowania sztucznej inteligencji, ale są i pozytywne, np. wspomaganie diagnoz lekarskich, leczenia, opieki. Jest jeszcze jeden groźny element - bezkrytyczne zaufanie do wyników pracy komputera. Decyzja o wykorzystaniu wyników nie może należeć do komputera.
Są dwie rzeczy, przy których postawiłbym znaki zapytania. Jedna sprawa dotyczy ogromnej zdolności człowieka do kompilacji danych. To przypomina zabawę z klockami lego – potrafimy je na wiele sposobów łączyć i tworzyć zupełnie różne konstrukcje. I niesłychanie łatwo jest to robić, ale wykreować, stworzyć coś zupełnie nowego – to już jest trudniejsze.
Jako ludzie jesteśmy w tym bardzo słabi - nowe idee, naprawdę nowe, nie wynikające z kompilacji tego, co już wiemy, pojawiają się niezwykle rzadko. To są kamienie milowe ludzkiej cywilizacji.
W fizyce jest taka legenda o Newtonie, który leżąc pod drzewem zobaczył spadające jabłko, co skierowało jego myśli na stworzenie teorii grawitacji. Ludzie przez tysiące lat przed nim też obserwowali spadające jabłka, ale teorii grawitacji nie wymyślili. Chińczycy tysiące lat temu wymyślili kompas wskazujący północ, czyli wszyscy wiedzieli, że są jakieś siły, pola, działania, ale nie wykreowali żadnej teorii opisującej dlaczego tak się dzieje. To samo z teorią Kopernika – przecież przed nim Ptolemeusz miał te same dane, ale stał na nieruchomej Ziemi. Kopernik stanął na Słońcu i zobaczył inny obraz układu planetarnego, z wszystkimi konsekwencjami nie tylko astronomicznymi.
Powstaje więc pytanie, czy sztuczny inteligent potrafi zrobić taki ruch? Wymyślić coś naprawdę nowego? Jeśli pracuje na algorytmach, to zapewne potrafi lepiej zdiagnozować chorobę człowieka niż specjalista, a na pewno zajmie mu to mniej czasu niż człowiekowi. Ale to nie będzie przełomowa jakość w leczeniu.
A takich nierozwiązanych problemów czekających na swoich odkrywców jest mnóstwo: w matematyce, która nie mając weryfikacji eksperymentalnej jaką ma fizyka pozwala wyobrażać sobie wszystko, ale i fizyce, astrofizyce, czy kosmologii – choćby ciemna materia lub ciemna energia. To, co widzimy bowiem i to przez wszystkie urządzenia jakie mamy - to ok. 5% tego, co istnieje we Wszechświecie. Znaków zapytania jest więc bardzo dużo.
W fizyce nie widzę zagrożeń ze strony sztucznej inteligencji, a wyłącznie plusy. Jest ona dobrym narzędziem, a niebezpieczeństwo polega tylko na tym, że komputery mogą nas nieświadomie wprowadzić w błąd. To wynika z naszej nieograniczonej wiary w poprawność działania maszyny, zaufania do algorytmów i poprawności interpretacji wyników przez maszynę. Do weryfikacji wyników z maszyny potrzebna jest wiedza człowieka, bo algorytmy nie mają intuicji. To widać dobrze na przykładzie maszynowego tłumaczenia tekstów literackich, czy poezji, gdzie ważne są konteksty.
Ale jest też jeszcze jedna – poza kreacją nowych idei - rzecz ważna: świadomość własnego istnienia. Sądzę, że żadna maszyna nie będzie jej mieć. Nie będzie w stanie zastanawiać się nad sensem własnego istnienia we Wszechświecie, jaki jest sens jej życia i czy jest coś poza maszynami czy nie? Bo mając taką świadomość, maszyna mogłaby sama o sobie decydować, z jej świadomości mogłyby się rodzić uczucia, emocje, a wówczas mogłaby zagrozić człowiekowi. Może przecież dojść do wniosku, że jest mądrzejsza od człowieka, czegoś od niego chcieć i żądać spełnienia tych oczekiwań.
Gdyby do tego doszło, że maszyna miałaby nie tylko samoświadomość, ale i technologiczne możliwości samodzielnego działania, to byłoby groźne. Ale wtedy to już byłaby prawdziwa a nie sztuczna inteligencja. Myślę jednak, że to nie będzie możliwe.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2517
Jak matematyk widzi rozwój sztucznej inteligencji i związane z nią zagrożenia? Czy nauki ścisłe, dzięki którym rozwój AI stał się możliwy nie wypuściły dżina z butelki? Mówi o tym matematyk, prof. Tomasz Downarowicz z Politechniki Wrocławskiej.
- W tej dziedzinie nawet specjaliści są skrajnie podzieleni, bo to jest pogranicze science fiction i tego, co się naprawdę dzieje. Część z nich uważa, że już wkrótce stworzymy roboty posiadające świadomość i AI zacznie żyć własnym życiem, wymknie się spod kontroli jej twórców, a w dalszej perspektywie może stanowić zagrożenie dla ludzkości.
Elon Musk, znany inwestor i przedsiębiorca, widzi to zagrożenie i apeluje do ludzi o ostrożność. Jednocześnie jednak sam tworzy (finansuje) rozwój AI, acz z humanitarnym przesłaniem, aby robić to w sposób bezpieczny. W swoich hasłach zmierza do tego, aby uniemożliwić przejęcie kontroli nad AI politykom, bankierom i wszelkim siłom, które mogłyby użyć AI do zniewolenia i zmanipulowania całych społeczeństw dla własnych korzyści.
Ale Elon Musk też jest miliarderem, więc nie wiadomo, na ile mu można wierzyć. To może być gra polityczna i finansowa, potrzebne są mu przecież środki na jego projekty typu Tesla, Space X, i inne. Ale tu moja wypowiedź wykracza poza obszar matematyki, więc nie będę dalej w tym kierunku spekulować.
Inni specjaliści (zwłaszcza programiści, którzy na co dzień pracują ze sztucznymi sieciami neuronowymi) uważają, że jesteśmy jeszcze daleko od stworzenia tak wysoko rozwiniętej AI i widzą ją raczej jako narzędzie wspomagające i ułatwiające ludzką pracę.
Oczywiście rozwój jest niewątpliwy – jak się porówna możliwości komputerów sprzed kilkunastu czy nawet kilku lat z tym, co obecnie jest możliwe, to widać, że rozwój jest ogromny. Ale jest to głównie rozwój w dziedzinie hardware'u. Choć oczywiście oprogramowanie czy teoria algorytmów również się rozwija, to jednak jak się popatrzy na konstrukcję sztucznych sieci neuronowych (które są podstawą sztucznej inteligencji), to idea, sam pomysł, nie zmienił się od wielu lat, tylko sieci się rozrastają dzięki coraz lepszym możliwościom sprzętowym. Można symulować coraz większe sieci, z coraz większą liczbą neuronów i synaps, i w związku z tym one potrafią dużo szybciej i sprawniej się uczyć, a efekty tego postępu są niesamowite.
Oczywiście, wyzwaniem dla teoretyków jest stworzenie podstaw teoretycznych do tego, aby sieci te rozwijały się nie tylko od strony sprzętowej, ale również od strony algorytmicznej. I to też się dzieje, ale w znacznie wolniejszym tempie. To przemawia za tym, że stworzenie maszyny mającej świadomość, potrafiącej samodzielnie myśleć, a przede wszystkim mieć swoje zachcianki i ambicje, i je realizować, to wciąż domena science fiction. AI wciąż robi to, do czego zostaje zaprogramowana, choć jej odpowiedzi na zadawane pytanie nie są już ręcznie wprowadzane do systemu, lecz potrafi je ona generować.
Niepewna przyszłość nauczycieli
W związku z tym, na razie największym realnym zagrożeniem dla ludzi, które już daje się poważnie odczuć, to konkurowanie o rynek pracy i wypieranie pracowników z wielu stanowisk. Jest to zjawisko tak dobrze znane, że nie będę go nawet omawiać.
I tu, jako pracownik wyższej uczelni, zastanawiałem się nad tym, na ile sztuczna inteligencja zagraża na przykład nauczycielom akademickim. I dochodzę do wniosku, że zagrożenie jest całkiem poważne. Jeśli chodzi o prowadzenie zajęć dydaktycznych, to sami kręcimy na siebie bicz.
Moi koledzy z Wydziału Matematyki stworzyli na Politechnice Wrocławskiej system e-learning, w którym studenci mogą przyswajać sobie wiedzę z podstawowych kursów z matematyki, jak algebra czy analiza. To jest zamknięta wiedza, którą można ogarnąć w całości i wprowadzić do systemu, włączając w to tysiące zadań, generowanych na bieżąco, tak że to nie są w kółko te same zadania. Każdy student może sobie wygenerować zadanie, w którym dane będą się zmieniać losowo, następnie może wprowadzić swoje rozwiązanie, a system to oceni. Tak więc w pewnym momencie może się okazać, że te podstawowe kursy przestaną wymagać żywego nauczyciela i będzie można e-learningiem zastąpić nauczycieli akademickich do pewnego poziomu. Systemy e-learningowe potrafią też inteligentnie odpowiadać na większość standardowych pytań studentów.
Obecnie ten system jest na tyle duży, a pytań studentów na tyle mało, w dodatku one się powtarzają, że system może na zasadzie FAQ, dysponując dostatecznie dużą bazą danych, odpowiadać sensownie na te pytania. Jeśli student zada pytanie nietypowe, to na razie ten system zgłupieje. Jednak w miarę upływu czasu można tę bazę powiększać. Taki system można wzbogacić o sieć neuronową, która będzie się uczyć, czyli doskonalić swoje reakcje, i po pewnym czasie student będzie mógł z takim systemem rozmawiać prawie tak jak z żywym nauczycielem. Ale to jest możliwe dlatego, że mówimy tu o zamkniętym obszarze wiedzy.
Teoretycy mogą spać spokojnie
Natomiast praca matematyka ma też drugą stronę – działalność naukową. I w tej kwestii wydaje mi się, że zagrożenie konkurencją ze strony AI jest (przynajmniej w najbliższej perspektywie czasowej) znikome. Ja zajmuję się matematyką abstrakcyjną, gdzie rozważa się obiekty powiedzmy algebraiczno-geometryczne, które nie występują w rzeczywistości. Wymagają one kreatywności, myślenia abstrakcyjnego i nieszablonowego. Czy sztuczna inteligencja kiedykolwiek zastąpi matematyków-teoretyków? Czy będzie w stanie np. dowodzić twierdzeń? Czy będzie w stanie stawiać pytania i formułować intersujące otwarte problemy?
Obecnie najbardziej interesujące są pytania, które wybitni matematycy postawili dziesiątki, a nawet setki lat temu i których do dzisiaj nie rozwiązano. I tutaj sprawa się bardzo rozmywa, dlatego że moim zdaniem jesteśmy bardzo dalecy od tego, żeby stworzyć sztuczną inteligencję, która będzie w stanie kreatywnie myśleć w taki sposób, w jaki myśli matematyk, pracując nad otwartym problemem.
Kopiowanie mózgu … mrówki
A co my robimy jako konstruktorzy sztucznej inteligencji? Otóż próbujemy naśladować sieci neuronowe istniejące w naszym mózgu. To jest podstawowy obiekt, na którym wzorowane są sztuczne sieci neuronowe. Największe sieci, które obecnie jesteśmy w stanie wyprodukować, mają rozmiar setki tysięcy razy mniejszy od ludzkiego mózgu, porównywalny do rozmiaru systemu nerwowego mrówki. Mimo to potrafią robić niezwykłe rzeczy. Jak się posłucha wywiadu z robotem humanoidalnym Sofią, to robi to rzeczywiście niesamowite wrażenie. Ona potrafi nawet zażartować, odpowiadać na różne pytania dowcipnie i wymijająco. To nie jest maszyna, która klepie jakieś wyuczone formułki, ale coś rzeczywiście generuje.
Ale z drugiej strony wiemy, że te sieci neuronowe są tysiące razy mniejsze niż nasz mózg, zatem jak to jest możliwe, że ta maszyna zaczyna się tak zachowywać jak człowiek? Otóż jest to możliwe dlatego, że ta sieć jest wytrenowana do wykonania jednego zadania. W przypadku Sofii, ten robot ma za zadanie rozmawiać i symulować rozmowę z żywym człowiekiem, natomiast nie umie na przykład chodzić – on jeździ na kółkach. Potrafi pomachać ręką, ma jakieś umiejętności manualne, to jest sprzężenie kilku – kilkunastu robotów. Ale robot, który jest wyspecjalizowany do tego, żeby chodzić po schodach i robić fikołki, na obecnym poziomie wiedzy i możliwości konstruktorskich – nie będzie jednocześnie rozmawiać. Bo cała jego sieć neuronowa jest skoncentrowana na zachowaniu równowagi, rozpoznaniu terenu i poruszaniu się po nim.
Widać z tego, że obecne sieci neuronowe są budowane do jednego czy kilku zadań, natomiast żywa mrówka jednocześnie musi unikać wrogów, rozpoznawać pobratymców ze swojego mrowiska, musi umieć walczyć, jeśli zachodzi potrzeba, musi zbierać pożywienie, karmić larwy, musi stale kontaktować się ze swoją królową, aby mieć odpowiedni zapach, bo inaczej zaatakują ją mrówki z własnego mrowiska. Musi uczyć się rozpoznawać intruzów wyspecjalizowanych w oszukiwaniu mrówek.
Istnieje gatunek osy, która potrafi wytworzyć feromon danego mrowiska, przybrać ten zapach i wtedy nie atakowana może złożyć swoje jaja w larwach mrówek. Następnie taka larwa jest zjadana od środka, a zamiast mrówki wylęga się osa. Ale w procesie ewolucji mrówki się uczą i potrafią coraz skuteczniej się bronić.
Natomiast nasze roboty nie potrafią wykonywać tylu czynności naraz. Wykonują jedną czynność i jeśli się w niej wytrenują, stają się lepsze od człowieka. W dobie Internetu, taki robot może mieć całą wiedzę Wikipedii w „małym palcu”, w ułamku sekundy dostęp do tych wszystkich danych, a człowiek nie ma szans tak szybko przerabiać takiej ilości informacji. Ale to dlatego, że nasz mózg jest nastawiony na rozwiązywanie wielu zadań jednocześnie. My potrafimy rozpoznać twarz kogoś znajomego, a w tym samym czasie coś jeść i stwierdzić, że jest np. przypalone. Więc podświadomie wykonujemy jednocześnie dziesiątki zadań. A takie zadanie jak znalezienie odpowiedzi na skomplikowane pytanie z historii zajmie nam na pewno więcej czasu niż robotowi połączonemu z Internetem.
Błąd w myśleniu
Mam takie wrażenie – i to dotyka pewnie i specjalistów od prognozowania – że mamy taką skłonność do ekstrapolacji szybkości rozwoju pewnych procesów w nieskończoność. Nam się wydaje, że skoro obecnie rosną one liniowo, albo np. wykładniczo, to tak będzie zawsze. Pewne procesy ewolucyjne rzeczywiście mają etap wykładniczy. Więc przykładowo wyobrażamy sobie, że jeśli stworzymy maszynę, która będzie się sama doskonalić, to za chwilę ona wyprodukuje maszynę, która będzie się sama doskonalić w jeszcze doskonalszy sposób itd. I jeśli to zaczniemy ekstrapolować, czyli przedłużać tę krzywą, to dojdziemy do tzw. osobliwości sztucznej inteligencji, gdzie w krótkim czasie te maszyny będą tak inteligentne, że ludzie dla nich będą jak dzisiaj dla nas mrówki. W pewnym momencie nie tylko nie będziemy w stanie nadążyć za maszynami, ale nie będziemy nawet w stanie zrozumieć, jakie procesy tam zachodzą, na jakiej zasadzie przebiegają ich rozumowania.
Ale nie wiem, czy to tak właśnie jest, bo większość procesów zachodzących w rzeczywistości owszem, ma ten etap wzrostu wykładniczego, ale później następuje tak zwane nasycenie. Różne ograniczenia zaczynają zaginać tę krzywą i ona osiąga poziom nasycenia, i jej wzrost się zatrzymuje. Tak więc trudno jest przewidzieć, czy roboty nam zagrożą, jak to pokazują w filmach science fiction.
Chociaż z drugiej strony, ja lubię się bawić różnymi myślami i taka myśl, że sztuczna inteligencja może się wymknąć spod kontroli człowieka i zacznie stanowić dla nas zagrożenie, nie jest całkiem pozbawiona podstaw. Jednak na razie próbujemy kopiować działanie ludzkiego mózgu i jesteśmy na początku tej drogi. Prognostycy przewidują, że za około 15 lat sztuczne sieci neuronowe dorównają rozmiarem ludzkiemu mózgowi. Ja jednak uważam, że stworzenie istot inteligentniejszych od ludzi wymagać będzie skoku jakościowego, a nie tylko ilościowego, wynalezienia algorytmów działających na zasadach innych (lepszych) niż nasz mózg.
Dlatego wydaje mi się, że za mojego życia sztuczna inteligencja nie zagrozi jeszcze na przykład mojemu stanowisku pracy. Matematycy teoretyczni nie będą jeszcze musieli konkurować z maszynami. Ale nauczyciele akademiccy – tak. Podstawowe kursy z matematyki będą prowadzone przez komputer. Moim zdaniem jest to kwestia dziesięciu lat, może nawet mniej. Po co zatrudniać nauczyciela po studiach, któremu trzeba dać uposażenie i świadczenia, skoro to samo może robić system e-learningowy. W zasadzie to już się dzieje, choć na razie oceny wystawiane przez system nie są uznawane. Jest to traktowane jako system pomocniczy w dydaktyce. Ale niebawem okaże się, że system jest na tyle niezawodny, że będzie można przerzucić na niego odpowiedzialność za kształcenie na poziomie podstawowych kursów i żywych ludzi będzie można, nazwijmy to delikatnie, „odciążyć".
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji SN.