Prognozowanie (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 5768
Z prof. Jerzym Kleerem z Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 plus rozmawia Anna Leszkowska
- Wydaje się, że od dawna znamy wszystkie zagrożenia lokalne, które w dużej mierze sami powodujemy. Wiele z nich umiemy przewidzieć i zapobiegać im. Jednak coraz częściej pojawiają się zagrożenia regionalne, a i globalne, wobec których chyba jesteśmy bezradni. I nie dotyczą one tylko przyrody. Pan, organizując cykl konferencji Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 plus na temat zagrożeń, nieco inaczej je opisuje niż robiono to dotąd.
- W całej historii ludzkości w gruncie rzeczy człowiek nigdy nie był w stanie zabezpieczyć się przed zagrożeniami, ale specyfika współczesności powoduje kilka zasadniczych zmian w tym względzie. Pierwsza, która wydaje się podstawową, polega na tym, że kumulacja tych zagrożeń jest większa niż w przeszłości. Największy spokój, przynajmniej w Europie, cechował przełom XIX i XX wieku - między 1860 r. a pierwszą dekadą wieku XX. Później mamy tzw. krótki wiek XX, gdzie zagrożeń o charakterze prawie globalnym było sporo – I wojna, II wojna, eksterminacje społeczności czy narodów, zmiany ustrojowe.
Ale żeby nie zagłębiać się w historię, warto skupić się na charakterystycznych zagrożeniach, które zostały zapoczątkowane w latach 70. XX w. i nie tylko nam towarzyszą, ale i nasilają. Nazywane są zagrożeniami globalnymi. Ich cechy specyficzne można sprowadzić do następujących: są powszechne i charakteryzują się wzrastającą intensywnością. To z kolei prowadzi do ich kumulacji. I wreszcie cechują się wizualnością, przez co stają się coraz bardziej powszechne. Wynika to z dwóch procesów: upowszechnienia się gospodarki rynkowej w skali światowej jako efektu dekolonizacji oraz upadku socjalizmu.
Mamy zatem coś, czego nie było nigdy w przeszłości, tzn. jednolitą podstawę gospodarowania w skali świata, co nie znaczy, że gospodarka rynkowa w każdym zakątku świata wygląda tak samo.
Kolejnym czynnikiem sprawczym powszechności jest rewolucja informacyjna – dzisiaj Internet, czy telefon komórkowy są dostępne na całym świecie. To nie znaczy, że każdy ma te urządzenia i się nimi posługuje, ale informacja stała się czynnikiem przyspieszającym te wszystkie procesy i je upowszechniającym.
- Czyli 6 mld ludzi próbuje teraz nadrobić dystans trzech wieków rozwoju cywilizacji euroatlantyckiej, aby dogonić 1 mld ludzi bogatych. Czy to stwarza nowe zagrożenia dla planety, człowieka?
- To stwarza zagrożenia, które prawdopodobnie będą się przejawiać walką o surowce, żywność, wodę pitną, co widać już dzisiaj. Ale mamy jeszcze inny element: wydawało się, że przejście do jednolitych podstaw gospodarowania i dekolonizacja doprowadzi do powstania państw suwerennych, które będą mieć wspólne cele. Nic z tego nie wyszło. W Afryce, ale także w Azji, czy na pograniczach żydowsko-chrześcijańskich, islamsko-chrześcijańskich toczą się nieustanne wojny, m. in. także o dostęp do surowców.
Zatem do powszechności zagrożeń dochodzi ich intensywność, co wynika z bardzo szybkiego postępu technicznego.
Trzecią cechą współczesnych zagrożeń jest ich kumulatywność. My każde zagrożenie rozpatrujemy z osobna, ale powszechność i intensywność powoduje, że one się kumulują. Otóż nie nauczyliśmy się widzieć systemu zagrożeń łącznie.
Ale jest też czwarta cecha, może najważniejsza - wizualność zagrożeń. Nie jest to nowy rodzaj zagrożeń, ale forma ich przedstawienia. Co innego przeczytać notkę o umieraniu z głodu, a co innego – zobaczyć umierającego z głodu człowieka. Wizualność stwarza wspólny mianownik dla wszystkich tych trzech zagrożeń - strach.
- Że i u nas może być tak samo...
- Że to może się rozprzestrzeniać. A my nie potrafimy zrozumieć strachu. Wizualność sprawia, że patrzymy z innej strony na klęski, które nam towarzyszą i nas dotykają. Ta specyfika połączonych ze sobą zagrożeń stwarza zupełnie nową sytuację - pojawianie się lokalnych zagrożeń pierwotnych pociąga za sobą w reszcie świata wtórne, które mogą wyzwalać różne drzemiące siły. Mamy tutaj dodatnie sprzęgnięcie zwrotne.
- Na jednym z posiedzeń Komitetu Prognoz PAN prof. Kołodko pytany o konieczność powstania rządu światowego, odpowiedział, że przesłanką do jego powstania są globalne zagrożenia, które dzisiaj próbuje się rozwiązywać lokalnie, zatem – bezskutecznie.
- Lokalność bierze się z wartości państwa narodowego. Historycznie państwo narodowe jest skutkiem wojny 30-letniej. W 1648 r. podpisano w Műnster zasadę Cuius regio, eius religio, co dało początek tworzenia państw narodowych. Ukształtował te państwa wiek XIX, mimo że granice państw nie były trwałe. Ale państwo narodowe to język, tradycja, historia, religia.
Zatem są to wartości wystarczające, aby bronić swoich granic terytorialnych. Ale w przypadku ponadpaństwowych zagrożeń, nie jesteśmy przygotowani nawet do tego, żeby te problemy rozwiązywać regionalnie. Jest to bowiem niesłychanie trudne z co najmniej trzech powodów: braku konsensusu, umiejętności porozumienia się co do ważności poszczególnych zagrożeń i ogromnych kosztów.
Mamy tu przykład choćby z emisjami CO2 - protokół z Kioto nie został podpisany przez najważniejsze państwo - USA, mimo że się zgodziło na jego zapisy. Oznacza to, że interes bieżący, krótkookresowy, dominuje nad długookresowym.
Wszyscy mówią, że głód jest jednym z największych zagrożeń, ale go nie eliminują, choćby poprzez liberalizację rynków. Otóż egoizm człowieka, zwłaszcza bogatego, chroniącego swoje dobra jest tak duży, że jego wyeliminowanie jest, obawiam się, niemożliwe.
W gruncie rzeczy tak zawsze było, ale wydawałoby się, że teraz, kiedy świat jest zglobalizowany, kiedy pewne rzeczy są bardziej przejrzyste, zrozumiałe, kiedy pewne reguły stają się powszechnymi, że będzie inaczej. To walka o pozycję w świecie i władzę w kraju.
- Czy zamiast współpracy ludzie mogą wybrać wojnę, jako sposób radzenia sobie z zagrożeniami?
- Nie wykluczam wojen lokalnych, np. o surowce, ale też i takich lokalnych, które mogą się przekształcić w regionalne, bądź globalne. Takie zagrożenie ciągle istnieje, bo ludzie nie uczą się na własnych błędach. To jest sprawa systemów kulturowych, które ludzi ograniczają. Kiedy Samuel Huntington napisał Zderzenie cywilizacji, uznawano go za szalonego. Dzisiaj patrzy się na to inaczej, bo wiadomo że porozumienie między religią chrześcijańską a islamem jest niesłychanie trudne i w najbliższych pokoleniach niemożliwe z dwóch powodów. Agresywność islamu jest napędzana z jednej strony biedą, a z drugiej – dosyć specyficzną wiarą. Religia może być czynnikiem spajającym, ale na poziomie bardzo podstawowym. Kraje rozwinięte, zwłaszcza europejskie, dopuściły imigrację z dawnych kolonii, w których często dominował islam. Pozycja imigrantów w tych państwach wcale nie jest tak dobra, jak oni sobie wyobrażali, nie są ponadto równoprawni w stosunku do obywateli tych państw, czyli ludności etnicznej. To także napędza konflikty.
- Akurat te zagrożenia rządy mają na własne życzenie.
- Często tak jest, że rozwiązania początkowo korzystne dla społeczeństwa czy kraju przekształcają się w swoje przeciwieństwa. Weźmy np. powszechną edukację w Polsce – ona się rozwinęła, ale kto przewidział, że jej poziom będzie tak niski? Społeczeństwa nie potrafią dokonać racjonalnych wyborów akceptowanych przez wszystkich. Bo na czym polega zagrożenie? Na naruszeniu akceptowalnej względnej równowagi. Możemy przyjąć, że społeczeństwo polskie żyje dzisiaj lepiej niż w poprzednim systemie. Ale kiedy popatrzymy na zróżnicowanie dochodowe, to wówczas prawie wszyscy uważają, że jest im źle. Widać jak pewne typy zagrożeń społecznych czy politycznych mają podglebie kulturowe.
- Ale zagrożenie może spowodować powstanie nowej równowagi...
- Rzecz polega na tym, że jednym z czynników utrudniających dochodzenie do nowej równowagi jest m. in. przyspieszony wzrost, który rodzi silne podziały społeczne. Nigdy w historii ten wzrost gospodarczy nie był tak wysoki jak obecnie, i nigdy 0,1% ludzkości nie posiadała aż 37% bogactwa świata. Podstawowy problem polega na tym, że ta sytuacja nie jest akceptowalna i narastają bardzo silne ruchy radykalne. Doszła do tego też dodatkowa przyczyna w postaci zerwania związku między gospodarką realną a wirtualną, gdzie rynki finansowe zaczęły się rządzić innymi prawami. W 1980 r. proporcja między produktem realnym a wirtualnym (tzn. akcjami, pieniędzmi, itd.) wynosiła w 1980 - 1: 1,2, w 1990 –1: 1,5, a w 2007 – już 1:4. Otóż wzrastało bogactwo nie mające realnego podłoża. To musi w pewnym momencie pękać i wówczas pojawiają się kryzysy społeczne, polityczne.
- I zmiany ustrojowe?
- Powiedziałbym inaczej - jesteśmy u progu zmiany cywilizacyjnej – przejście od cywilizacji przemysłowej do cywilizacji wiedzy. Otóż każde przejście cywilizacyjne jest związane z bardzo silnymi niepokojami, zaburzeniami społecznymi, podobnie jak to było przy przejściu z cywilizacji agrarnej do przemysłowej, kiedy robotnicy niszczyli maszyny. Co teraz będzie niszczone – nie wiadomo, ale że takie zagrożenie istnieje, nie ulega wątpliwości.
- Od ponad 20 lat o zagrożeniu pokoju na świecie prawie nikt nie mówi...
- To wynika stąd, że wcześniej pokój gwarantowało istnienie dwubiegunowości. Cała retoryka wojenna potrzebna była obu stronom do zbrojeń. Dzisiaj mamy wielobiegunowość, ale na zbrojenia wydaje się tyle samo - jeśli nie więcej. A kiedyś tę broń trzeba będzie sprzedać...
Dzisiaj nie umiemy odpowiedzieć na pytanie: czy obecny kryzys się skończył, czy będzie jego replika? Nie wyeliminowaliśmy bowiem jego głównego źródła, a nawet go wzmocniliśmy dokapitalizowaniem banków. Trzeba pamiętać, że z kryzysu 1929-33 roku Europa wyszła przez wojnę.
My zapominamy o pewnych zjawiskach i procesach. Niektóre zagrożenia będą wynikały niejako z natury człowieka. Człowiek znacznie szybciej tworzy nowe rozwiązania: techniczne, technologiczne, ekonomiczne, ale znacznie wolniej dostosowuje się do tych zmian, jakie wprowadził, czy spowodował.
- Stąd dzisiaj największym problemem jest zagrażający człowiekowi i planecie rozwój polegający na rabunkowym wykorzystywaniu zasobów naturalnych. Niestety, nie wiemy jak to zmienić...
- Wchodzimy w cywilizację wiedzy, ale nie bierzemy pod uwagę zagrożenia wynikającego z faktu podwajania co 7 lat ilości wiedzy. Wiedza jednak nie ulega zużyciu, zostaje tylko uzupełniana. Często wraca się do pewnych pierwotnych teorii i się je dyskutuje. Jednak nie mamy świadomości podstawowej rzeczy: jakie ryzyka wprowadzi nowa cywilizacja. Żeby umieć im przeciwdziałać, konieczne jest zbliżenie między państwami, czy społecznościami. Zbliżenie bowiem zmusza do rozmowy, ta - do wypracowania kompromisu, a kompromis – do złagodzenia ewentualnego konfliktu. Ale to jest bardzo długi marsz.
- Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Kazimierz Krzysztofek
- Odsłon: 4872
Z licznych raportów, które informują o nowinkach hiperkapitalizmu (te, które dopiero się rodzą w głowach, nie są ujawniane) wyłaniają się cztery megatrendy:
„Myślące przedmioty” (Things that think)
Ekspansja sztucznego środowiska człowieka, które wymaga innego typu adaptacji niż środowisko naturalne. Bogate, nasycone w ICT, media pełną trzy funkcje: są nomadyczne, wędrują razem z użytkownikiem wymuszając jego mobilność, wszędobylskie (Internet wszędzie, dostępny zawsze, użytkownik always on, możliwość podłączenia w każdym miejscu i czasie, niewidoczny), a zarazem umiejscowione (embedded) w obiektach (ambient intelligence), RFID, NFC (Near Field Communication). Będą nas one lokalizować, dostarczając informacji handlowej, kulturalnej i wszelkiej innej. Będą zarazem coraz bardziej „synestetyczne”, współczulne (sentient technologies), uczące się użytkownika, myślące o jego potrzebach i wybierające za niego najlepsze opcje. Wszystko ma być smart: domy, samochody, zmywarki, spłuczki klozetowe, itp.: każde z tych urządzeń ma być samo w sobie „bogate w media”.
Budynki, jakie dziś się wznosi, tworzą soft architecture, wyposażoną w zaawansowaną domotykę, która monitoruje sama siebie i przestrzeń wokół niej z jej użytkownikami włącznie. Komputery w nią wmontowane są ukryte przed naszymi oczami jak silniki i kable, są cichymi agentami obecnymi wszędzie i nigdzie (stąd nazwy: disappearing computers, calm technology, ubicomputing). Można to nazwać przestrzenią monitorowanego komfortu życia. Mark Weiser na początku lat 90. w książce Computing for the 21th century przewidywał, że będzie to nowy paradygmat technologii, napędzający najmocniej przemysł komputerowy.
Hipertekst i interfejs to dwie mantry wyznaczające współrzędne kondycji ludzkiej w epoce cyfrowej. Poszerza się numeryzacja naszego przetrwania. Dla bankomatów i banków jesteśmy oznaczeni przez ciąg cyfr składających się na piny, numery kont; policja identyfikuje nas po numerach rejestracyjnych; przez urzędy jesteśmy identyfikowani jako numery PESEL i NIP; liczne urządzenia rozpoznają nas przez kody dostępu; linie papilarne, siatkówka oka i in. są dekodowane przez czytniki cyfrowe; kolory, rozmiary, producenci, części zamienne, to co na sobie nosimy, wszystko ma swoje kody, kolory; technologia GPS – to wszystko przywoływane jest na interfejsach. W przestrzeni realnej i wirtualnej funkcjonujemy coraz bardziej jako cząstki kodu cyfrowego. Stajemy się zakodowanym społeczeństwem hiperaktywnym.
Imperatyw „szukaj”
Jak pisze autor książki o fenomenie Google’a, John Battelle „…w najbliższej przyszłości wyszukiwanie opuści swoją kołyskę, sieć WWW, rozprzestrzeniając się swobodnie na wszelkiego rodzaju urządzenia …wyszukiwanie zostanie wbudowane we wszystkie istniejące urządzenia cyfrowe. Telefon, samochód, telewizor, wieża stereo, najdrobniejszy przedmiot z układem scalonym i możliwością łączenia się – wszystko będzie umożliwiało wyszukiwanie w sieci”.
Z każdą nową osobą, instytucją czy książką, która znajduje swą drogę do sieci nakaz wyszukiwania staje się coraz bardziej przemożny. W Polsce tego tak mocno nie odczuwamy, skala dygitalizacji zasobów jest bowiem jeszcze relatywnie mała. Tam, gdzie jest wysoka, czuje się siłę Internetu i potencjał jego zasobów. W USA rutyną staje się szperanie za wszystkim - każda decyzja biznesowa, ba, nawiązanie kontaktu z nieznaną osobą, pierwsza randka, zaczyna się od Google, Yahoo! czy MSN. Naturalnie, aby takie wyszukiwanie było skuteczne, nie wystarczy tylko duża skala ucyfrowienia zasobów, ale także transparentność systemu społecznego, wola umieszczania w sieci wszystkiego co zostało ujawnione, każdego wyroku sądowego, problemów ludzi z prawem, obyczajem, przyzwoitością, alkową itp.
Rzecznicy systemu search wskazują na korzyści w sferze bezpieczeństwa. Istotnie, nie ujdzie potencjalnie uwagi żaden podejrzany przedmiot np. podczas kontroli na lotnisku, a to dziś spędza sen z oczu wszystkim. Będzie można wreszcie zrezygnować z pasów cnoty; już dziś są one niepraktyczne, bo naruszają intymność, alarmując wykrywacze metali podczas odpraw. Obiekt będzie chroniony cyfrowo i uprawniony jego użytkownik będzie zawsze wiedział w jakiej jest on (obiekt) kondycji.
Jest jednak pewne zagrożenie: skoro Google zna nasze tajemnice, to może inni też zechcą je poznać, na przykład władza. A to już ociera się o rząd dusz. Bowiem, jak powiada Batelle, Google to nie tylko wyszukiwarka, ale także bank intencji. Oferta jest intrygująca My będziemy Twoim bankiem szwajcarskim – pozwól nam indeksować (zaksięgować) i przechowywać twoją zawartość, a kiedy ktoś ją za naszym pośrednictwem znajdzie, umożliwimy jej sprzedaż z zyskiem dla ciebie. Tu już nie czas, a zawartość to pieniądz. Szefom Google oczywiście zależy na dobrym wizerunku wśród użytkowników, ale jako spółka giełdowa działa w interesie przede wszystkim swych udziałowców oraz CEO. To rządy są odpowiedzialne przed obywatelami i na nich spoczywa obowiązek demokratycznej kontroli i stania na straży praw jednostki.
Google jest pierwszym w dziejach posłańcem, który wiele wie zarówno o posyłającym jak i adresacie. Rejestruje nasze myśli, tworząc w ten sposób wzorce zachowań i portrety, dzięki czemu poszukiwanie jest bardzo skuteczne i pożyteczne. Daje wiele satysfakcji, na przykład, gdy uda nam się odszukać dawną sympatię po latach i dowiedzieć się o jej/jego kolejach losu. Ale co będzie, gdy ktoś to zindeksuje i udostępni?
Masowe wyszukiwanie wszystkiego przez wszystkich zmienia środowisko społeczno-kulturowe, każe przyjrzeć się na nowo sformułowanej przed kilkunastu laty przez francuskich socjologów Michela Callona i Bruno Latoura Actor-Network Theory. ‘Internet ludzi i rzeczy” stale w zasięgu to nowy dyspozytyw techno-ludzki: każdy przedmiot czy symbol mający postać cyfrową staje się medium sam w sobie, elementem Sieci, którą tworzy podmiot (aktor jako podmiot działający i poznawczy) z innymi ludźmi, ale także z przedmiotami, ideami, informacjami i innymi bytami bezosobowymi zawsze dostępnymi. Dziś można powiedzieć, że tych przedmiotów i narzędzi potrzeba obecnie coraz więcej do realizacji każdego projektu. Na procesy poznawcze coraz istotniejszy wpływ mają przedmioty materialne i niematerialne, którymi się otaczamy i w których zawarta jest wiedza (komputery, oprogramowanie, bazy danych itp.). Każdy posługuje się narzędziem, ideami, itp. po swojemu, „przepuszcza” je przez swój filtr mentalny i kulturowy, tworzy ich własne reprezentacje, za pomocą których jednostki organizują otaczający je świat. To efekt kumulacyjny kultury wyszukiwania.
Czy ten megatrend jest pewny, czy nie grozi mu zakłócenie albo załamanie?
Kultura, obyczaj, autonomia jednostki będą się jednak bronić przed upublicznianiem wszystkiego. Ale nie tylko kultura, także a może przede wszystkim, biznes. Przed 6 laty Gary Price i Chris Sherman w książce The Invisible Web, trafnie przewidywali proces rozwarstwiania Internetu na płytki, dostępny dla wszystkich i głęboki, którego zawartość nie jest z różnych względów (komercyjnych, dyskrecjonalnych i in.) indeksowana, a więc jest wyłączona z poszukiwania. Trudno powiedzieć, czy w przyszłości będzie ona dostępna, a jeśli tak, to na jakich warunkach. Chodzi przede wszystkim o kwestie własności intelektualnej, przeciwdziałanie pokusom „skomunalizowania” wszystkiego.
Szefowie Google wypisują na swym sztandarze misję uporządkowania światowych zasobów informacji, aby w każdej chwili były pod ręką (czy raczej pod myszką, a w przyszłości w zasięgu głosu). Jeśli śledzenie naszych prywatnych informacji będzie w interesie Google, to nic go przed tym nie powstrzyma. A osiąga to dzięki oferowaniu programów, które bardzo ułatwiają życie, jak Gmail, Google Desktop, Google BookSearch. Dane z Gmaila to jednak nasze własne myśli, które mogą być analizowane poza naszą kontrolą, podobnie jak Google Desktop – doskonałe narzędzie zarządzania danymi, wiedzą i informacją, które gromadzimy w naszych komputerach. W skali masowej to przebogate i bezcenne pokłady.
„Bycie w zasięgu” stanie się kluczowe w cyfrowym świecie z punktu widzenia szans, uczestnictwa, edukacji, sukcesu ekonomicznego, upowszechniania kultury i czego tam jeszcze. Nie całkiem fantastycznie czy hipotetycznie rysuje się więc taka oto scenka: umierasz w swoim inteligentnym mieszkanku. Czujniki wykrywają zanik tętna, spadek ciśnienia i temperatury ciała. To wszystko jest podłączone do sieci, przez którą komputer łączy się z zakładem pogrzebowym, notariuszem i najbliższą rodziną. A rodzinka już nie może doczekać się otwarcia testamentu. Komu przypadnie w udziale to wspaniałe inteligentne mieszkanko?
Wizjonika – wszechobecne „maszyny widzenia”
Częścią tego zjawiska stają się technologie, nazywane przez Andrzeja Gwoździa, badacza rzeczywistości ekranowej, „maszynami widzenia”. Od dawna toczą się spory o to, czy cywilizacja przyszłości będzie obrazkowa. Ona poniekąd była taką zawsze, człowiekowi od zarania towarzyszyły obrazy naturalne i te, które sam tworzył (malowidła naskalne, malarstwo). Z czasem te obrazy zdejmował z rzeczywistości (fotografia, telewizja), albo je kreował jako fikcyjną wideosferę (kino).
Dzisiejsza cywilizacja, jest ekranowa, ale też coraz bardziej monitorowa. Smart cameras będą wizualizować niemal wszystko w skali makro i mikro. One wydzierają tajemnice światu i ludziom, bez nich lekarz nie jest już w stanie diagnozować stanu organów, inżynier - stanu mechanizmu, konserwator – stanu zabytku, w niedługiej przyszłości rolnik – stanu upraw itp.
Przestrzeń niemonitorowana będzie niepoznana. Jean Baudrillard nazywa to obscenicznością hiperrzeczywistości. Jest ona obsceniczna dlatego, że media czynią ją bardziej widzialną niż rzeczywistość fizyczną, pozbawiają przyrodę jej intymności. Google Earth nie „widzi” jeszcze wszystkiego, ale w przyszłości nic się przed nim nie ukryje w trójwymiarowej cyfrowej kopii świata. To oznacza, że mamy do czynienia z jakąś inwersją kultury: technologie stają się bardziej widoczne, niż człowiek, który się nimi posługuje.
„Komunitacja”
Komutacja (komunikacja plus komutacja) to koniec komunikacji w znanym nam rozumieniu. Na razie poruszamy się bardziej w kręgu wyobraźni niż rzeczywistości. Chodzi o dezintermediację procesu przekazu związaną z bioelektroniczną hybrydyzacją człowieka. Wymaga to nowej wiedzy z zakresu symbiotyki technoludzkiej, której powinny dostarczyć antropo-, psycho- i socjotechnologia oraz cognitive science. To logiczna konsekwencja rozwoju biotechnologii i biometrii.
Wiadomo, że już dziś wydaje się duże pieniądze na eksperymenty z implantami domózgowymi, które mają usunąć dysfunkcje zmysłów (wzroku, słuchu), a także przywrócić zdolności motoryczne osobom sparaliżowanym. Tu także informatyczny biznes medyczny spotyka się z potrzebami ludzi dotkniętych tymi ułomnościami. Ale co będzie dalej? Czy ktoś powstrzyma ten pęd, który w prostej linii prowadzi do komutacji danych z sieci neuronalnej wprost do chipa i z powrotem?
Dotychczas rozwój cywilizacji i kultury wiódł do powiększania obszarów zapośredniczenia; obecnie ten natrafił na wspomnianą kontrtendencję. Co by powiedział Marshall McLuhan, gdyby stwierdził, że medium przestaje być przekazem, bo przekaz wchłania przekaźnik. Koniec medium, tak jak je dotychczas pojmowaliśmy – bezmedialny transfer danych. Nie zabraknie chętnych, którzy zapłacą duże pieniądze, by się w ten sposób intelektualnie doładować. A tam gdzie są pieniądze, tam natychmiast pojawia się oferta rynkowa. Powstaje – na razie bez odpowiedzi - pytanie, czy etyka będzie tu jakimś powściągiem, czy też człowiek dokona kolejnej transgresji i sięgnie po nieznane mu wcześniej moce, nie znając skutków tego przekroczenia granic.
Rozwój tych technologii, zwłaszcza biometrii, bierze się po części z nieufności do człowieka jako źródła wiarygodnych informacji. Postęp badań nad mózgiem będzie temu sprzyjał. Już dziś wydające olbrzymie pieniądza na reklamę korporacje żądają maksymalnie zobiektywizowanych danych o reakcji klientów na komunikaty reklamowe, a najlepiej te reakcje rejestrują ciała migdałowate w mózgu. Wtedy już się nie da niczego konfabulować.
Produktousługa
Komunikacja wszystkiego ze wszystkim zapowiada rewolucję produktywności. Pisał już o niej Peter Drucker. Antonio Negri i Michael Hardt (2004) wiążą to z usieciowieniem wytwarzania, swoistą reakcją łańcuchową. Nie ma sieci, która nie byłaby powiązana z innymi przez jakiś węzeł pełniący funkcje switcha, co czyni z sieci układ policentryczny. W procesie wytwórczym osiągają one olbrzymią energię i akcelerację. Ich efektem są produktousługi:
-
Komunikacja i informacja odgrywają centralną rolę w produkcji.
-
W przestrzeni przepływów dokonują się akty twórcze i wytwórcze.
-
Ciągi komunikacyjne stają się decydującym elementem procesu generowania bogactwa.
-
Faza surowcowa i narzędziowa oraz komunikacyjna są splecione w informacyjnym procesie wytwórczym jak syjamskie bliźniaczki.
-
Produkt/ usługa oparta jest na ciągłej wymianie informacji i wiedzy między wytwórcą a rynkiem,
-
Wymiana informacji przepływa przez komputery i sieci (coraz mniej informacji nie przepływa przez nie). Od szybkości tej wymiany zależy efektywność wytwarzania.
-
Produktywność, bogactwo, wartość dodana wypływają z interaktywności sieci komunikacyjnej, która jest środowiskiem produktousługi.
-
Sieci wymuszają dekoncentrację produkcji, czynią z aparatu wytwórczego „fabrykę epistemologiczną” – fabrykę wiedzy.
-
Taśmę produkcyjną zastąpiła ‘taśma informacyjna’, która przepływy pracy zamienia w przepływy informacji. Wirtualne teamworks - przeniesienie taśmy Taylora do cybeprzestrzeni.
-
Każdy produkt staje się sieciowy. Tak jak wielu poddostawców dostarczało części do produktu finalnego, tak dziś wielu kooperantów sieciowych świadczy usługi przez sieć, w czym kluczową rolę odgrywać będzie technologia RFID, która może usieciowić każdy przedmiot dzięki wszczepionemu weń chipowi.
Druga, pozytywna konsekwencja to szansa na rozwój zrównoważony. Przed wdrożeniem idei postępu, czyli m.in. powszechną industrializacją, środowisko naturalne było niezagrożone, ale był to zrazem cywilizacyjny bezruch. Postęp niszczył środowisko, ale e-postęp może je uratować. Zdaniem Jacquesa Attali, w relatywnie niedługim czasie wynalazki (m.in. nanotechnologie) pozwolą na zastosowanie nowych sposobów przechowywania informacji i energii w małych przestrzeniach. Umożliwi to ograniczenie konsumpcji energii, surowców i wody i przyniesie pozytywne skutki dla środowiska naturalnego.
Postęp techniczny pozwoli zwiększyć wydajność surowców, napędów, aerodynamiki, struktur, paliw, silników i systemów. Nowe technologie w sposób istotny na plus zmienią reżymy produkcji dóbr materialnych. Dzięki temu będziemy zużywać o wiele mniej energii na jednostkę, lepiej zarządzać zasobami wody pitnej, odpadami i emisją zanieczyszczeń. Rezultatem tego będzie amelioracja właściwości produktów spożywczych, mieszkań, ubrań, pojazdów, sprzętu domowego i osobistego ekwipunku informacyjnego go (szybki bezprzewodowy Internet, telefony komórkowe nowej generacji itd.). Technologie umożliwią jednostkom i organizacjom nadzorować i regulować własne zużycie energii, wody, surowców, itd.; pozwolą także na nadzór nad gromadzonymi zasobami.
Kazimierz Krzysztofek
Od redakcji:
Jest to drugi odcinek (pierwszy - Pan Market - opublikowaliśmy w numerze 11/11 SN) tekstu „Hiperkapitalizm jako „najwyższe stadium” zamieszczonego w czasopiśmie „Transformacje” 2007-2008
- Autor: Marek Chlebuś, Leszek Kuźnicki
- Odsłon: 5072
Polska myśl państwowa jest tak niejednorodna i zmienna, że niektórzy wątpią w jej istnienie. Wiąże się to z ogólną niestabilnością polityczną kraju.
W czasie 23 lat III RP – liczonych od połowy 1989 r. do dziś – mieliśmy 15 zmian premiera Polski. W krajach kluczowych dla Polski, podobne zmiany były wielokrotnie rzadsze: 2 razy dochodziło do zmiany kanclerza Niemiec, 3 razy zmiany prezydenta USA, a przywódca Rosji zmieniał się – zależy, jak liczyć – 2 lub 4 razy.
My w ciągu tych 23 lat mieliśmy 17 zmian rządu i 13 zmian koalicji rządzącej, z czego 7 lub 8 zmian burzliwych, głęboko kwestionujących politykę poprzedników. Trudno w takiej sytuacji mówić o strategii czy o stałych kierunkach polityki kraju.
Najbardziej stabilny jest w Polsce urząd prezydenta. W ciągu ostatnich 23 lat, osoba prezydenta zmieniała się tylko 4 razy. Były to jednak zawsze zmiany fundamentalne, przerywające ciągłość wielu kierunków polityki.
Wyliczenie władz Polski w ostatnich 23 latach i porównanie ich zmienności z kluczowymi dla Polski państwami zawiera Załącznik 1.
Niestałość i niekonsekwencja myśli państwowej obniżają naszą rangę i pozycję w świecie oraz utrudniają rozumienie, formułowanie, wyrażanie i realizację własnych interesów. Jest to jedno z najważniejszych zagrożeń przyszłej pomyślności Polski.
Oczywiście, nie można odmówić społeczeństwu prawa do zmiany rządów. Władze będą się zmieniać, będą się też zmieniać wizje polityki. Jednak położenie geograficzne, zasobność w surowce, sytuacja przyrodnicza czy ludnościowa Polski – to czynniki stałe i niezależne od rytmów politycznych, a przy tym bezspornie poznawalne i obliczalne.
Także zagrożenia, przynajmniej te najważniejsze, wydają się bezdyskusyjne. Należą do nich: ubytek ludności kraju, narastające zadłużenie budżetów, obniżanie się potencjału intelektualnego państwa, coraz większy deficyt wody czy spodziewane problemy w zaopatrzeniu w energię. W tych kluczowych sprawach wielokrotnie wypowiadały się komitety Polskiej Akademii Nauk, szczególnie Komitet Prognoz, ale ich głos prawie nie przebija się do debaty publicznej czy politycznej.
W kraju o tej wielkości i takiej historii, jak nasz, musi istnieć stabilna, odporna na cykle polityczne, niezależna od koniunktur politycznych, instytucja studialna i strategiczna, dostarczająca wszystkim władzom państwa, instytucjom naukowym, edukacyjnym, medialnym – konsekwentnych, spójnych, bezstronnych, wielowariantowych, bezspornych merytorycznie analiz, prognoz i studiów strategicznych.
Roboczo przyjmiemy tutaj nazwę Instytut Myśli Państwowej. Oczywiście, możliwe i zapewne nie gorsze są alternatywne nazwy, takie jak: Instytut Myśli Strategicznej, Instytut Badań Strategicznych, Instytut Studiów nad Przyszłością, Instytut Strategii i Planowania, Instytut Planów i Prognoz, a także jeszcze inne.
Instytut powinien stabilizować naszą myśl państwową, jednocząc Polaków wokół wspólnych, prawidłowo określonych racji narodowych. Instytut nie może być bezpośrednio zależny od żadnej z władz państwa, choć musi być z nimi odpowiednio powiązany. Dokument założycielski Instytutu powinien mieć rangę ustawy.
Propozycję usytuowania i konstrukcji Instytutu, zapewniającą, a co najmniej umożliwiającą uznanie jego autorytetu przez główne siły polityczne, intelektualistów oraz grupy interesu, zawiera Załącznik 2.
Zarysowany projekt Instytutu to tylko przykład. Można sformułować wiele innych modeli instytucji myśli państwowej, zapewniających jej stabilność i kompetencję. Żaden z nich nie będzie zapewne doskonały, ale też każdy powinien być lepszy od pozostawania w strategicznej próżni.
Państwo polskie ma wiele instytucji, badających przeszłość, ale żadnej, nakierowanej na przyszłość. Przyszłe pokolenia muszą uznać ten niedostatek myśli państwowej za wielkie i niezrozumiałe zaniedbanie naszych czasów. Marek Chlebuś, Leszek Kuźnicki
Załącznik 1
Władze Polski oraz kluczowych państw w latach 1989-2012
(w nawiasie rok powołania)
POLSKA
Prezydenci:
Jaruzelski (1989), Wałęsa (1990), Kwaśniewski (1995), Kaczyński (2005), Komorowski (2010).
Koalicje sejmowe:
PZPR-ZSL-SD (89), Solidarność-PZPR-ZSL-SD (89), KLD-ZChN-PC-SD (90), PC-ZChN-PSL/PL (91), PSL (92), UD-KLD-ZChN-PPChD-PPPP-PSL/PL (93), SLD-PSL-BBWR (93), SLD-PSL (95), AWS-UW (97), SLD-UP-PSL (01), SLD-UP (04), PiS (05), PiS-LPR-Samoobrona (06), PO-PSL (07).
Premierzy:
Rakowski (1988), Kiszczak (1989), Mazowiecki (1989), Bielecki (1991), Olszewski (1991), Pawlak (1992), Suchocka (1992), Pawlak (1993), Oleksy (1995), Cimoszewicz (1996), Buzek (1997), Miller (2001), Belka (2004), Marcinkiewicz (2005), Kaczyński (2006), Tusk (2007).
NIEMCY
Kanclerze:
Kohl (1982), Schroeder (1998), Merkel (2005).
ROSJA (ZSRR)
Prezydenci (Sekretarze):
Gorbaczow (1985), Jelcyn (1996), Putin (1999), [ew. + Miedwiediew od 2008, Putin od 2012].
USA
Prezydenci:
Bush (1989), Clinton (1993), Bush jr (2001), Obama (2009).
Załącznik 2
Przykładowa konstrukcja Instytutu Myśli Państwowej i jego powiązania z władzami.
Stabilność Instytutu zapewniać będzie zarządzająca nim bezkadencyjna Rada Stała, złożona z przedstawicieli prezydenta, parlamentu, rządu oraz środowisk naukowych i innych, powoływanych indywidualnie na okres wykraczający poza horyzont czasowy instytucji kierującej, na przykład tak:
4 członków powoływanych przez prezydenta, po dwóch na kadencję prezydencką.
2 członków powoływanych przez parlament, po jednym na kadencję parlamentarną.
2 członków powoływanych przez rząd, po jednym na kadencję rządową.
2 członków powoływanych przez środowiska naukowe, po jednym na kilka lat.
2 członków powoływanych przez kooptację.
Przewodniczący Rady Stałej powinien być mianowany przez prezydenta, najlepiej na kadencję zgodną z kadencją głowy państwa. Kooptowani do Rady, przez nią samą, na wniosek nowego przewodniczącego, byliby potrzebni dla jej prac intelektualiści lub przedstawiciele wybranych instytucji oraz sił społecznych.
Według zaproponowanego modelu, w każdym składzie Rady, 1/3 członków miałoby mandat pochodzący od aktualnych władz, 1/3 od władz poprzednich, a pozostała 1/3 reprezentowałaby różne środowiska społeczne, w tym naukowe. Rada byłaby powiązana z wszystkimi władzami publicznymi, lecz nie podlegałaby żadnej z nich.
Rada Stała kierowałaby pracami Instytutu, zatrudniając aparat wykonawczy i badawczy, prowadząc badania własne, zlecając też studia na zewnątrz i zapewniając ich integrację oraz syntezę.
Pierwszym wieloletnim zadaniem Instytutu byłoby sformułowanie strategii państwa, która powinna uzyskać rangę oficjalną, na przykład rozporządzenia prezydenta lub ustawy organicznej.
* Artykuł jest kontynuacją pracy „Polska w perspektywie 2050”, zamieszczonej w numerze 166 1/2012 „Spraw Nauki”
(http://www.sprawynauki.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2089:polska-w-perspektywie-2050&catid=306&Itemid=30.
Tym razem autorzy naszkicowali projekt instytucjonalnego ośrodka myśli państwowej, którego powołanie postulowali w artykule poprzednim. (red.)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2169
Z prof. Jerzym Kleerem, wiceprzewodniczącym Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 Plus rozmawia Anna Leszkowska
- Panie profesorze, czy to, co się obecnie dzieje na świecie jest zmianą cywilizacyjną, czy tylko roszadą geopolityczną, zmianą układu sił?
- Wszystkie te elementy występują i mają znaczenie, ale główny czynnik, który powoduje spiętrzenie się tych wszystkich negatywnych, ale i pozytywnych zjawisk w globalnym świecie to przemiany cywilizacyjne.
My jednak rzadko je badaliśmy, gdyż cywilizacja przemysłowa zrodziła się w Europie Zachodniej trzysta lat temu, była więc dla nas zjawiskiem oczywistym. Także i z powodu jej euroatlantyckiego zasięgu, gdyż zakorzeniła się w USA i tzw. białych koloniach, tzn. w Australii i Nowej Zelandii oraz naskórkowo w dawnych koloniach, gdzie pojawiała się jako elementy gospodarki głównie surowcowej, ale służącej rozwojowi przemysłowemu.
Przechodzenie z cywilizacji przemysłowej do cywilizacji wiedzy, co obserwujemy obecnie w kręgu państw najlepiej rozwiniętych, to czas najnowszy, XX wiek.
Inkubacja nowych rozwiązań technicznych i technologicznych, która zrodziła rewolucję informacyjną – wrota do globalizacji rozpoczęła się bowiem w okresie międzywojennym. To był bardzo ważny element przemian cywilizacyjnych, początkowo wykorzystywany głównie w celach elitarnych i militarnych, ale wkrótce zaczął się upowszechniać w skali światowej.
Kolejnym niesłychanie ważnym elementem najnowszych zmian cywilizacyjnych była powszechna niemal dekolonizacja, w wyniku której dawne kolonie uzyskały – przynajmniej formalnie – status suwerennych państw.
Wreszcie eksperyment socjalistyczny, który upadł, gdyż rozwój przemysłu bez rynku był nieefektywny.
- Mamy więc trzy czynniki składające się na obecne zmiany: globalizację, rewolucję informacyjną i suwerenne państwa.
- Ale postęp techniczny, charakter gospodarki i zmian w krajach rozwiniętych zaczął oddziaływać także na kraje postkolonialne. Tyle, że one funkcjonowały jeszcze w cywilizacji agrarnej i aby mogły imitować rozwój państw Zachodu, niezbędne się stało zburzenie ich dotychczasowej struktury.
Burzenie struktury i nasadzanie nowej zawsze jest zmianą cywilizacyjną, dlatego że to nie jest proces czysto techniczno-społeczny, ale pociąga za sobą zmiany kulturowe.
Obecnie dochodzi więc – prawie jednocześnie – do zmian cywilizacyjnych w społeczeństwach na różnych etapach rozwoju: w państwach bogatych – z cywilizacji przemysłowej na cywilizację wiedzy, a w państwach biednych – z cywilizacji agrarnej do przemysłowej, z elementami cywilizacji wiedzy.
– Ale dotychczasowe zmiany cywilizacyjne odbywały się w sposób liniowy. Czy państwa o cywilizacji agrarnej mogą przeskoczyć etap cywilizacji przemysłowej i przejść do cywilizacji wiedzy? Czy można opuścić w rozwoju jedno z ogniw tego łańcucha rozwojowego?
– Nie można opuścić żadnego ogniwa. Można naskórkowo korzystać z pewnych rozwiązań, jakie przynosi cywilizacja o znacznie wyższym stopniu rozwoju.
Rewolucja informacyjna miała kilka ważnych następstw, i to głównie w krajach rozwiniętych, gdzie panuje przesyt przemysłowy. Okazało się, że eksportować można nie tylko wyroby przemysłowe, ale przemysł. Nastąpiła więc jego delokalizacja. Wielcy producenci przenieśli swoje fabryki do krajów słabo rozwiniętych z powodu taniej siły roboczej, zyskując też nowe rynki zbytu. Dało to możliwości panowania nad danym państwem bez panowania politycznego, poprzez ekonomię.
Eksport przemysłu do krajów o cywilizacji agrarnej tworzy jednak warunki do rozwoju imitacyjnego, a tym samym do zmiany cywilizacyjnej – poprzez dostęp do informacji (Internet), edukację.
W krajach rozwiniętych rewolucja informacyjna całkowicie zmienia rynki pracy, strukturę produkcji - ok. 85% PKB tworzą usługi. To zupełnie nowa sytuacja.
– Dlaczego wobec tego słyszy się w Europie wezwania do reindustrializacji? To w świetle rozwoju cywilizacyjnego przecież krok wstecz.
– Zależy, kto wzywa. Jeżeli mocne państwo, np. Niemcy, to z uwagi na konieczność zatrudnienia ludzi, którym do emerytury jeszcze daleko. A poza tym w świadomości społecznej przemysł – nie usługi - jest ważnym czynnikiem potęgi gospodarczej. To pokazuje, jak wolno zmienia się system myślowy ludzi. Można powiedzieć, że to także wina edukacji, ale ona jest funkcją wiedzy nauczycieli. Żeby zmienił się system kulturowy, trzeba na to trzech - czterech pokoleń.
– Przełom cywilizacyjny – jak wszystkie zmiany - niesie ze sobą destrukcję panującego porządku, zmianę nie tylko ideową, ale i struktur społecznych. W jakich obszarach rysują się największe konflikty w przejściu z cywilizacji przemysłowej do cywilizacji wiedzy?
– Cywilizacja wiedzy to dopiero początki – nigdzie nie ma jej w czystej postaci. Obecnie nawet w najbardziej rozwiniętych państwach, gdzie wysoka technologia ogarnęła już bardzo duże obszary życia, system kulturowy ciągle jeszcze tkwi w starej cywilizacji. System społeczny również, nie mówiąc już o państwie, które jest produktem starej epoki. I tu będą prawdopodobnie największe trudności.
Nowoczesne państwo ma nie więcej jak 200 lat, i to nie wszędzie. Ale to, co się zdarzyło w ciągu ostatniego półwiecza godziło i godzi w państwo narodowe. Rozbija je zarówno globalizacja, jak i rewolucja informacyjna. Państwa przestały być izolowanymi ośrodkami. Co więcej – następuje zderzenie między władzą ekonomiczną w skali światowej (ponadnarodowe koncerny) a władzą polityczną w państwach narodowych.
Globalizacja, chociaż jest anonimowa, stanowi siłę, która wymusza na wszystkich państwach określone zachowania. Ostatni kryzys dobrze to pokazał.
– Ale z drugiej strony są siły dążące do przywrócenia państwu narodowemu jego dotychczasowego miejsca...
– To prawda, ale przypomnę coś innego – powstanie w Wandei. Poczynania państw współczesnych w oporze przeciw globalizacji to jest odpowiednik powstania w Wandei. W niektórych przypadkach to może się udać, ale tylko na jakiś czas, gdyż okopywanie się powoduje izolację. A izolacja w dzisiejszych warunkach jest tożsama z degradacją. I tu mamy problem trudny do rozwiązania.
– Powiedział pan w jednym z wywiadów w SN*, że ludzie cenią sobie państwo narodowe. Czy zatem nowa cywilizacja sprawi, że następne pokolenia już nie będą przywiązane do tej idei?
– Nie wiem, czy idea państwa narodowego zostanie porzucona – to trudno przewidzieć, gdyż ludzie cenią sobie państwo przez tradycję, historię, kulturę – czyli system kulturowy. Tyle, że kiedyś ceniono sobie lokalizm, a dzisiaj – globalizm na równi z lokalizmem. To pokazuje jak różne są zachowania i jak trudne jest współistnienie różnych cywilizacji.
– Jak może się zatem kształtować państwo tam, gdzie istnieją obok siebie: cywilizacja agrarna, przemysłowa i wiedzy?
– Mamy tu różne przypadki. Możemy analizować Chiny, ale i Rwandę, Koreę Północną i Południową. Taki konglomerat mamy np. w Afryce. Jest RPA, która się szybko rozwija i państwa, które były w miarę rozwinięte, z przemysłem, ale które zastygły w rozwoju – np. Egipt, Algieria, Maroko. No i mamy państwa obszaru subsaharyjskiego. Z kolei na bliskim Wschodzie – Iran i Izrael – państwo nasadzone pół wieku temu. Czyli nie widać tu żadnej prawidłowości. Nie jestem zwolennikiem teorii linearnego rozwoju cywilizacyjnego – uważam, że mogą być regresy nie tylko ekonomiczne, ale i polityczne. A czasami nawet kulturowe.
– Gdyby brać pod uwagę ilościowe miary, to cywilizacja wiedzy jest zjawiskiem ekstrawaganckim, obejmuje tylko ok. 15% ludzkości i to najbogatszej...
– Tak, przy czym ten procent będzie malał z powodu eksplozji demograficznej. Przecież te 2 mld ludzi, które się urodzą w ciągu nadchodzących 30 lat zaludnią dwa kontynenty: Afrykę i Azję. Czyli kontynenty o cywilizacji agrarnej i przemysłowej. Istnieje co prawda możliwość skoku cywilizacyjnego, ale nie wszędzie i nie we wszystkich dziedzinach. W 2050 r. na 9 mld ludzi zamieszkujących Ziemię ok. 1,2 – 1,5 mld będzie żyć w cywilizacji wiedzy, a reszta prawdopodobnie w takich warunkach jak obecnie.
– Kiedyś uważaliśmy, że przejście na poziom cywilizacji przemysłowej to umiejętność korzystania z nowoczesnych rozwiązań i urządzeń: wodociągów, kanalizacji, telefonów, itp. Dzisiaj okazuje się, że można nie mieć dostępu do wody pitnej, ale posiadać smartfon, telewizję satelitarną...
– Istnieje coś, co nazywam ciągłością cywilizacyjną. To nie jest tak, że wraz z nową cywilizacją wyrzucamy na śmietnik wszystko, czego używaliśmy do tej pory. Pewne elementy pozostają. Każda cywilizacja wnosi pewien wkład zarówno do warunków bytowania, jak i systemu kulturowego, systemu komunikowania, powiązań, itd.
Problem polega na tym, co zaczyna dominować. Ekonomista powie, że problemem jest główny zasób, który pozwala na zaspokojenie bytowania i utrzymania się ludzi, a więc system produkcji i system pracy. Jeżeli popatrzymy z tego punktu widzenia, to widzimy kraje, które już „liznęły” cywilizacji wiedzy i mogą się w niej utrzymać, choć nie jest powiedziane, że na zawsze. Z kolei niektóre kontynenty nie zapewniają dzisiaj dostatecznej ilości żywności, wody, mają zniszczone środowisko.
Nie można więc wykluczyć, że w warunkach upowszechniania się cywilizacji wiedzy będzie następowała deprecjacja części świata i części społeczeństwa. Nie wykluczam, że w pewnym momencie dla niektórych grup ludności zabraknie dóbr naturalnych: tlenu, wody, uprawnej ziemi.
– Czyli przejście cywilizacyjne to nieuniknione konflikty o dostęp do dóbr naturalnych? Możliwe, że równie krwawe jak procesy powstawania państw narodowych?
– W gruncie rzeczy, gdybyśmy spojrzeli wstecz, to od drugiej wojny światowej mamy non stop lokalne konflikty zbrojne świadczące o przesileniu cywilizacyjnym. Powstawanie systemu socjalistycznego w Rosji, Chinach było likwidacją cywilizacji agrarnej nie poprzez rynek, ale kolektywizację. Wojny w Wietnamie, Korei, Afryce, Afganistanie, Ameryce Środkowej, na Bliskim Wschodzie – to przejaw tych samych mechanizmów, związanych z przemianami cywilizacyjnymi. Mamy z nimi do czynienia także w Europie, tyle że o wojnie na Bałkanach i rozpadzie Jugosławii ciągle niewiele wiemy, nie pisze się o tym, to temat tabu.
A jednocześnie zaczyna się burzenie starych struktur agrarnych na peryferiach, w byłych koloniach.
Czyli przejścia cywilizacyjne okupione są licznymi ofiarami. Widać to zresztą nawet w ramach państwa wielokulturowego, jakim jest USA, gdzie często się chwyta za broń.
Wcześniejsze przejścia cywilizacyjne odbywały się łagodniej, bo dotyczyły mniejszego terytorium i mniejszej liczby ludzi, z których większość zapewne nawet nie wiedziała o nowych wynalazkach cywilizacyjnych. Nie doceniamy bowiem wagi wizualności informacji przy obecnym przejściu cywilizacyjnym, która znacznie zmienia nasze postrzeganie świata i jego ocenę.
– Mimo takich wynalazków przyspieszających obieg informacji jak telewizja, Internet czy telefon komórkowy, wpływ na konflikty związane z przejściem cywilizacyjnym ma zapewne także gęstość zaludnienia, brak wolnej przestrzeni…
– W wielkich miastach i megamiastach zderzają się wielkie grupy społeczne, które nie tylko się wzajemnie uczą, ale i nienawidzą. Następuje zderzenie tych, którzy mają pracę z tymi, którzy jej nie mają, różnych stylów życia, występuje też destrukcja starej przestrzeni publicznej. Czyli mamy tutaj też zderzenia cywilizacyjne, choć w mniejszej skali.
– Czyli można przyjąć, że zarówno obecna roszada polityczna na świecie, jak i wiele innych procesów i konfliktów ma charakter fundamentalny: dotyczący zmian cywilizacyjnych?
– Moim zdaniem, tak. Jeżeli dwa wielkie mocarstwa jak Chiny i Indie weszły do geopolityki, to musiały zmienić układ sił na świecie. Zwłaszcza Chiny - pierwszy eksporter światowy - które są bardziej dynamiczne, społecznie bardziej egalitarne niż Indie (bo nie ma w nich kastowości), lepiej wykształcone. Pojawiają się więc nowe sojusze.
Jeżeli Chiny w ciągu niecałych 40 lat dokonały tak wielkiego skoku technologicznego, to tym samym dokonały skoku cywilizacyjnego w edukacji, postępie technicznym i w społeczeństwie. Bo jeżeli w ciągu tych 40 lat przeszło ze wsi do miast 400 mln ludzi, to społeczność stała się mobilna, a mobilność społeczna jest też przejawem zmian cywilizacyjnych.
Ta naskórkowa warstwa cywilizacji wiedzy docierająca tam, gdzie panuje jeszcze cywilizacja przemysłowa czy agrarna powoduje jednak podniesienie poziomu życia społeczeństw, a zwłaszcza edukacji.
Problem polega na tym, że nie wszyscy będą z tego korzystać w jednym czasie. Do wybrańców na pewno będą należeć w dużym stopniu Chiny i Indie. To będą zmiany wyspowe (to nie muszą być państwa), ale z powodu globalizacji te ośrodki nie będą izolowane.
Co jednak będzie – tego nie wiemy. I tu jest pies pogrzebany.
Dziękuję za rozmowę.