banner

 
Omawiano na niej granice solidarności w polityce społecznej i akceptacji nierówności społecznych, zróżnicowanie regionalne w Polsce i na świecie oraz warunki startu zawodowego młodzieży. Uczeni koncentrowali się też na sposobach rozwiązywania problemu ubóstwa oraz kierunkach rozwoju polityki społecznej, w tym - państwem opiekuńczym.

 

Punktem wyjścia do debaty było ogromne zróżnicowanie dochodów w Polsce - charakteryzujące się najwyższym współczynnikiem Giniego w UE i konstatacja, że kluczową sprawą polityki społecznej jest wyjście z tej sytuacji. Rodzi to też pytania o konsekwencje tego stanu rzeczy i wpływ na postawy społeczne oraz na warunki rozwoju kraju. Prof. Jolanta Supińska, omawiając diagnozy nierówności, upośledzenia i wykluczenia społecznego, zastanawiała się: między kim a kim brakuje solidarności? Między kapitałem a pracą? Tymi, którzy mają dochody a tymi bez dochodów, między rządzącymi a rządzonymi? A może miedzy regionami, generacjami, płacami? Między mieszkającymi a bezdomnymi, analfabetami a absolwentami?

Rzecz w tym, że diagnoz jest wiele, ale działań - mało lub wcale. Nie ma bowiem chętnych do usuwania błędów i niesprawiedliwości - nawet ci, którzy widzą nierówności i je potępiają nie chcą ponosić kosztów polityki wykorzeniającej zło. Sądzą, że jeśli będą prowadzić politykę egalitaryzującą to tym samym zahamują wzrost gospodarczy i rozwój społeczny. Argument jest zawsze ten sam: nie stać nas na takie rozwiązania. Przytoczyła tu niepublikowaną nigdzie - poza "Zdaniem" - wypowiedź odpowiedzialnego po części za politykę społeczną min. Boniego, który m. in. antagonizuje dwie generacje, stwierdzając, iż ludzie w wieku emerytalnym stanowią generację roszczeń, w odróżnieniu od młodzieży - generacji aspiracji. A prof. Supińska pyta, czy nie słuszniej byłoby odwrócić tę tezę i przeciwstawić sobie generacje już wniesionych zasług i generację roszczeń zgłaszanych akonto potencjalnych przyszłych zasług? Ci pierwsi bowiem długo udzielali kredytu państwu i teraz należy im się spłata. Polemizuje też z tezą min. Boniego o zrównanie emerytur - czy dobrym pomysłem jest zrównanie wieku emerytalnego dla wszystkich zawodów? Podobnie czy dobrym pomysłem jest nowa reforma emerytalna - utrwalająca w obrębie generacji nierówności dochodowe? I wreszcie: czy niższy poziom świadczeń społecznych (zwłaszcza zasiłków dla bezrobotnych) jest dobrym narzędziem motywacyjnym? Pytań dotyczących polityki społecznej jest mnóstwo, także z obszaru kondycji gospodarstw domowych i związanych z nim nierówności dostępu do świadomego kształtowania własnej dzietności. Nie zawsze, ale nader często, najubożsi i najgorzej wykształceni nie mają tego dostępu i stają się wielodzietni - podkreśliła prof. Supińska. Od dawna dokonuje się rozszerzona reprodukcja biedy i zwężona reprodukcja zamożności. Bieda jest dzielona na więcej głów niż dostatek w zamożnych rodzinach, stąd analogicznie wygląda reprodukcja kapitału kulturowego. Szanse awansu życiowego w takich biednych rodzinach są znikome - mimo pomocy państwa i akcji społecznikowskich, które mogą ochronić te dzieci najwyżej od głodu. Bo i edukacja nie czyni społeczeństwa automatycznie bardziej otwartym i sprawiedliwym. Edukacja jest kluczem, ale raczej do bycia wydajniejszą siłą roboczą. Coraz więcej bowiem wykształconych Polaków po praniu mózgu przez szkołę i swoje środowisko nie akceptuje solidarnościowej polityki społecznej. Jaka zatem puenta? Wiadomo, że niesprawiedliwe nierówności same nie znikną. Konieczna jest interwencja państwa, także finansowa. Jest to wielki zbiorowy obowiązek, gdyż fałszywa jest alternatywa: albo redukcja wydatków, albo rozwój. Egalitaryzacja jest więc imperatywem nie tylko moralnym, ale i ekonomicznym - bilans takich działań może być tylko pozytywny.

Kapitalizm sam się kasuje


Tak skomentował swoje wystąpienie prof. Andrzej Sopoćko, przedstawiając niezwykle interesujące dane dotyczące konsumpcji i zasobów finansowych połączonych z finansową grą ponad potrzebami. W wysokorozwiniętym społeczeństwie - twierdził - konsumpcja wykazuje malejącą użyteczność, bowiem wysokie dochody ludzi, którzy zaspokoili swoje wszystkie potrzeby materialne są kumulowane na rachunkach bankowych. Szwajcarska młodzież np. coraz częściej rezygnuje ze studiów, bo będąc bogata nie musi nic robić. Oczywiście, zasoby finansowe są u najbogatszych - w USA 1% obywateli dysponuje 43% zasobów - w ten sposób najbogatszym poprawia się najszybciej. Czy ten proces można odwrócić, skoro restrukturyzacja gospodarki zmniejsza zapotrzebowanie na pracę? Ta spirala kryzysu - nadmiar rąk do pracy i nadmiar kapitału w nielicznych rękach wróży nieodwracalny upadek systemu. Jedynym ratunkiem mogłoby być uruchomienie spożycia publicznego, które znajduje się poza systemem rynkowym. To oznacza rozwój infrastruktury, nauki, edukacji, zbrojeń. Tyle, że np. w Polsce nie wiadomo, skąd na to wziąć pieniądze? Dzisiaj każdy ruch grozi załamaniem finansów państwa. Jedyną drogą zatem jest zmiana systemu podatkowego - wprowadzenie podatku dla najbogatszych, co budzi opory wszystkich rządzących.

Obserwujemy pogłębianie się różnic nie tylko w dochodach, ale i zasobach - zauważył w dyskusji prof. Wiktor Osiatyński - mamy bowiem do czynienia z kapitalizmem nie przedsiębiorcy, ale rentiera. A co do redystrybucji to mamy parę spraw do przemyślenia w teorii ekonomii. Polska jest w gronie 3-4 państw najsłabiej rozwiniętych - kontynuował sprawy polskie prof. Marek Kozak - nasz kapitał społeczny jest 6 razy niższy niż w Danii i 3 razy niższy niż w UE, o naszej innowacyjności najlepiej mówi 22. miejsce w UE, nakłady na B+R to 0,59 % PKB, podczas gdy w UE - 1,84% PKB, stopa zatrudnienia - 65% (gdy UE stawia wymóg 75% w 2020 r.). Od XVI w. obserwujemy w Polsce zróżnicowanie regionalne - największe ubóstwo i wykluczenie będące skutkiem poważnej deprywacji materialnej mamy w Lubuskiem, Łódzkiem i Świętokrzyskiem, a najniższe - na Śląsku, w opolskim i dolnośląskim. Najwyższy wskaźnik Giniego jest na Mazowszu a najniższy - w kujawskim. Jakie w związku z tym interwencje podejmowały rządy? Były to nieudane próby prowadzenia aktywnej polityki regionalnej. Restrukturyzacja w górnictwie i rolnictwie, polityka transferów do regionów słabiej rozwiniętych, rozwiązania zagrożenia bezrobociem (wcześniejsze emerytury i renty), a od 2004 r. - wprowadzanie alternatywnych narzędzi restrukturyzacji i rynku.

Na czym nam, Polakom, zależy?

Prof. Tadeusz Kowalik, wskazując na globalizację nierówności przypomniał, że jednak są państwa, gdzie nastąpił ich spadek (Francja, Belgia, Węgry, Turcja i Grecja), a w prawie 10 krajach bronią się przed nimi. W ostatnich 20-30 latach w różnych państwach podejmowano próby odwrotu od zwiększających się rozbieżności dochodowych, ale doświadczenia USA i Wielkiej Brytanii wskazują, że jest to bardzo trudne, bo sam rynek dołuje biednych i promuje bogatych. Kapitalizm nie potrafi wykorzystać siły roboczej i powoduje dowolny i niesprawiedliwy podział dochodu narodowego, zatem trzeba przywiązywać wagę do pierwotnego podziału PKB (co robiono w USA w latach 60., gdzie progresywny podatek wynosił do 90% dochodów). Należy więc zapytać: na czym nam, Polakom, zależy? Czy na tym, aby zwiększać nierówności, czy je niwelować? Mamy dostatecznie dużo biedy - wśród 26 państw OECD w 2009 r. najwyższy indeks sprawiedliwości społecznej mieli Skandynawowie - Polska była na 26 miejscu, daleko za Słowacją (14 miejsce), Czechami (15) i Węgrami (16) i słabym pocieszeniem jest fakt, że Wielka Brytania zajęła miejsce 21 a USA - 24.
Polska jest w gronie najbardziej niesprawiedliwych społeczeństw, najmniej egalitarna. Polskie społeczeństwo, biedne, ciągle znajduje się w fazie wielkiej traumy polegającej na tym, że w kraju 10-milionowego ruchu społecznego „Solidarność" - największego ruchu społecznego, jakiego doświadczyła Europa w XX wieku - stworzono tak niesprawiedliwy system, łamiąc ten ruch za pomocą wielkiego bezrobocia. Zatem czy istnieją czynniki, które mogą to zmienić? Tak - twierdzi prof. Kowalik i wskazuje, że taką siłą mogą być polskie kobiety - „dlatego się o nie upominam", dodał. Mogą one nieść rewolucję społeczną. Wydaje się, że widać zapowiedź zmian, że to, co się dzieje w Hiszpanii i Grecji to nie jest tylko bunt oburzonych. Więc może jesteśmy na początku czegoś, co zmusi do myślenia, wyrwie z marazmu nauki społeczne, które są częścią usprawiedliwiania systemu, wielkiej bariery między władzą a społeczeństwem. Ten czynnik winien być brany pod uwagę - tylko strach może uratować socjaldemokrację.

Stracone pokolenie i „pożytki" z ubóstwa

Polska młodzież ma podstawy, aby przyłączyć się do buntu rówieśników z Europy Zachodniej - to też stracone pokolenie - co pokazywał na danych statystycznych prof. Mieczysław Kabaj. U nas absolwent szkoły pozostaje bez pracy i bez zasiłku. Bezrobocie wśród młodzieży, dwukrotnie wyższe niż innych, jest jednym z największych polskich problemów. Biorąc pod uwagę, że w latach 2011-15 będziemy mieli 4,6 mln absolwentów szkół średnich i wyższych, oznacza, że grozi nam wkrótce druga fala emigracji zarobkowej, gdyż rząd nie ma programu tworzenia miejsc pracy.

Eksport bezrobocia naszej młodzieży jest jedną z przyczyn naszego ubóstwa - podkreślił w dyskusji prof. Julian Auleytner, biorący też w obronę nauki społeczne w Polsce, które nie mogą reagować na reformy, jakich rząd nie przeprowadza. Ale choć 59% Polaków żyje poniżej poziomu ubóstwa - i nie jest to spowodowane tylko bezrobociem, jak podał prof. Jarosław Klebaniuk, to może są pożytki z tego ubóstwa?
Prof. Auleytner powoływał się w tym względzie na prace Gaussa, który wykazywał, iż
biedni są tanią silą roboczą, a swoją pracą subsydiują bogatych, sprzyjają też tworzeniu miejsc pracy do ich obsługi, kupują dobra tanie, przecenione i niepotrzebne, stwarzają szansę awansu społecznego, ale i legitymizują istnienie dewiacji i patologii. Czy zatem państwo winno likwidować biedę i ubóstwo, być opiekuńcze, i w jakim zakresie? Skoro na świecie opracowano sposoby zwalczania ubóstwa (m. in. kształcenie, progresywne podatki, dystrybucja wydatków na zabezpieczenie społeczne, dostępność mieszkania), a państwa tworzą narodowe programy walki z ubóstwem (Irlandia) - widocznie ubóstwo jednak nikogo nie „ubogaca". W Polsce po „Okrągłym stole" zainteresowanie tym problemem, niestety, jest żadne, na działania władz w tym zakresie nie wpłynął nawet obchodzony na świecie rok walki z ubóstwem (2010)...
Prof.
Ryszard Szarffenberg, przytaczając wiele danych z różnych państw nie potwierdzał powszechnego w Europie odczucia wycofywania się państw z prowadzenia polityki społecznej, acz przyznał, że dane są sprzed kryzysu. Idea państwa opiekuńczego nie powinna być pogrzebana, bo nie ma jej czym zastąpić, tymczasem raport rządowy „Polska 2030" zapowiada radykalne odejście od państwa opiekuńczego (już obecnie w Polsce wydatki na opiekę społeczną lokują nas na 6 miejscu od końca w UE). Potrzebne zatem byłoby stworzenie alternatywy dla tego raportu, dotyczącej państwa opiekuńczego - z usługami społecznymi, pełnym zatrudnieniem, lokalną pracą społeczną (model integracyjno-redystrybucyjny).
Dobrym podsumowaniem dyskusji byłoby przytoczenie przez
Lesława Michnowskiego stwierdzenia Tofflera: znaleźliśmy się w zupełnie nowym świecie, do którego nie jesteśmy przygotowani. Trzeba dokonać aksjologicznej przemiany - odejść od egoizmu do dobra wspólnego, zwłaszcza, że jak skonstatował dr Jarosław Kebaniuk - bogactwo do szczęścia nie jest ludziom potrzebne, a z psychologicznego punktu widzenia jest bez sensu. Bogaci mogliby łatwo sprawić, aby miliardy ludzi na globie były szczęśliwe.

Anna Leszkowska