banner


Ostatnie wydarzenia pokazują, że z dialogiem społecznym w Polsce nie jest dobrze, że właściwie załamał się. Jakie są tego przyczyny? Mamy dobre ramy prawne i zaplecze instytucjonalne tego dialogu. Jednak Komisja Trójstronna nie spełnia swoich zadań, choć problemów do negocjacji nie brakuje. Może wyczerpała się dotychczasowa formuła, a może czasy są niesprzyjające?


O opinię na ten temat zwróciliśmy się do prof. Juliusza Gardawskiego, kierownika Katedry Socjologii Ekonomicznej SGH.

GardawskiZgadzam się, że dialog ma dobre ramy prawne i organizacyjne. Mam natomiast wątpliwości odnośnie sformułowania, że dialog w Polsce załamał się. Sugeruje ono, że po okresie rozwoju lub stabilizacji, po czasach dobrego wypełniania zadań przez Trójstronną Komisję, nastąpiło załamanie, wymagające przekształcenia dotychczasowej formuły. Taka sugestia nie oddaje złożonej sytuacji polskiego i europejskiego dialogu społecznego.
Proszę pamiętać, że dialog toczy się w czasach postindustrialnego osłabienia świata pracy i związków zawodowych. To powoduje, że związki zawodowe we wszystkich krajach straciły wpływy, nawet w krajach skandynawskich. Zanika także ich „władza negatywna” – veto power – która pozwalała w przeszłości na skuteczne przeciwstawianie się nieakceptowanym rozwiązaniom ekonomicznym.

Niektórzy analitycy uważają, że w całej Europie nadeszły czasy „dialogu pozornego”. Ocena polskiego dialogu wymaga takiego kontekstu, chociażby z racji naszego uczestnictwa w Unii Europejskiej. Nie zmienia to potrzeby refleksji nad formułą polskiego dialogu.


Na pytanie o aktualną kondycję polskiego dialogu odpowiem tak: w swojej nieomal dwudziestoletniej historii instytucja dialogu przechodziła szereg okresów lepszych i gorszych. Po ostatnich wyborach parlamentarnych nastąpiło kilkumiesięczne zahamowanie dialogu, bowiem poprzedni przewodniczący Komisji, wicepremier Waldemar Pawlak, nie chciał kontynuować tej funkcji a premier nie wyznaczał jego następcy. Od końca stycznia sytuacja unormowała się. Jest nowy przewodniczący Komisji – minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, są wyznaczeni przedstawiciele rządu do Trójstronnych Zespołów Branżowych. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy premier Donald Tusk dwa razy uczestniczył w spotkaniach Komisji. W przeszłości kilkakrotnie były okresy zahamowania działalności Komisji, bywały także dłuższe niż ostatni.


Co do wypełniania przez Komisję zadań, to rzeczywiście istnieje bariera, którą jest różnica interesów między związkami zawodowymi, organizacjami pracodawców i stroną rządową. W rezultacie stosunkowo rzadko dochodzi w Komisji do uzgodnień, a gdy już dochodzi do porozumienia między pracą i kapitałem to zdarza się, że strona rządowa nie zgadza się. Tak właśnie było jakiś czas temu w sprawie poziomu płacy minimalnej. Działalność Komisji i zespołów branżowych spełnia jednak ważne funkcje komunikacji między stronami i, w moim przekonaniu, ogranicza konflikty. Czy można oczekiwać czegoś więcej? Chciałoby się, jednak w naszych warunkach społecznych, ekonomicznych i kulturowych trudno sobie wyobrazić, aby Komisja zdobyła znaczący wpływ na polityki sektorowe. Proszę jednak zwrócić uwagę, że w czasach realnych zagrożeń kryzysem Komisja stawała się miejscem ważnych uzgodnień pakietu antykryzysowego z 2009 roku.


- Nasza demokracja chyba jeszcze nie dojrzała do rządzenia poprzez konsultacje społeczne, dialog, partycypację obywatelską. Dotyczy to zresztą różnych dziedzin.

Rząd woli arbitralnie podejmować decyzje, organizacje pracodawców w Komisji Trójstronnej są słabe i mało reprezentatywne. Decydująca mogłaby być pozycja związków zawodowych, ale one straciły w dużej mierze swoje naturalne zaplecze, są mało elastyczne i nieskłonne do kompromisu.



- Zostawię na stronie kwestie demokracji, to temat osobny i bardzo obszerny. Rząd ma legitymację do rządzenia. Czy w dostatecznym stopniu wykorzystuje konsultacje, czy prowadzi dialog i dopuszcza do partycypacji? Jest bardzo różnie. Gdy rośnie zagrożenie i obawy przed kryzysem, rząd jest bardziej skłonny do słuchania różnych zinstytucjonalizowanych reprezentacji interesu grupowego. Podobnie jest, gdy rząd ma słabą pozycję w parlamencie. Z kolei w czasach mniejszych zagrożeń maleje gotowość rządu do podejmowania debat z partnerami społecznymi w Komisji. Ale jest i inna zależność: gdy są mniejsze zagrożenia ekonomiczne to związki zawodowe i organizacje pracodawców usztywniają swoje stanowiska i tracą motywację do zawierania między sobą kompromisów. Na to nakłada się sytuacja w związkach zawodowych i w organizacjach pracodawców. I u jednych, i u drugich mamy model partykularnego pluralizmu, co utrudnia nie tylko porozumienie wewnątrz stron, lecz niekiedy także między organizacjami reprezentującymi tę samą stronę stosunków pracy.

W związkach zawodowych przez szereg lat panował model konfliktowy, obecnie jest już tylko partykularny, ale nadal utrudnia on związkom ustalanie wspólnej platformy. Ponadto czynniki instytucjonalne i kulturowe są przeszkodą w prowadzeniu przez poszczególne związki zawodowe polityki umiarkowanej. Zdarza się, chociaż coraz rzadziej, międzyzwiązkowe licytowanie się eskalacją żądań. Dodajmy do tego kolejną komplikację w postaci prowadzenia przez rząd polityki reform, które oznaczają uciążliwości egzystencjalne dla świata pracy. Czy podzielone związki zawodowe mogą się zgodzić na te wyrzeczenia?


Mimo tych komplikacji, sytuacja związków zawodowych ulega względnej stabilizacji. Związki dawno straciły możliwość mobilizacji pracowników do akcji czynnych, ale zahamowany został proces kurczenia się organizacji związkowych. Półtora miliona podpisów zebranych przez związki pod wnioskiem o referendum w sprawie emerytur pokazuje, że trzeba się z nimi liczyć, podobnie jak trzeba się liczyć z internautami, o czym przekonał się rząd w praktyce w przypadku ACTA.

Rząd wie, iż związki zawodowe nie pomogą w modernizacji kraju, jednak mogą starać się ją utrudniać bardziej lub mniej. To daje obecnie rządowi motywacje do prowadzenia żmudnych debat, informowania i konsultowania. Proces konsultowania ustawy emerytalnej trwa od kilku tygodni i wiele wskazuje, że trwać będzie jeszcze jakiś czas. Czy długo rząd będzie chciał prowadzić intensywny dialog? To będzie oczywiście zależało od sytuacji społeczno-ekonomicznej i sytuacji politycznej. Wiele jednak wskazuje, że rząd będzie aktywnie podtrzymywał dialog w Trójstronnej Komisji.


- Co wynika z polskich doświadczeń z ostatnich dwudziestu lat? Najważniejsze reformy, tworzące nowy ład gospodarczy i społeczny, były wprowadzane bez społecznych negocjacji. Sukcesem, z dużych porozumień, był późniejszy „Pakt o przedsiębiorstwach państwowych w trakcie przekształceń”, z ustaleń paktu antykryzysowego z 2009 r. strony dość szybko zaczęły rezygnować. Komisja Trójstronna, która wynegocjowała wiele bieżących spraw, zapobiegając niekiedy napięciom społecznym, nie stała się jednak istotnym elementem kształtowania polityki publicznej.



- Proszę nie zapominać o reformie programu wcześniejszych emerytur, w której negocjacje ze związkami miały duży, chociaż mało znany udział. Związki racjonalnie działały w czasie debaty o OFE. Natomiast kształtowanie polityk publicznych wymagałoby trwałego porozumienia stron kapitału i pracy, co nie wydaje się obecnie możliwe. Moim zdaniem wspomniane „wynegocjowanie wielu bieżących spraw” i „zapobieganie niekiedy napięciom społecznym” to bardzo dużo. Powrócę jeszcze do porównań międzynarodowych – w czasach kryzysów finansów publicznych i kryzysów gospodarczych w wielu krajach europejskich związki zawodowe mają obecnie mniejsze osiągnięcia, niż nasze związki.


- Czy teraz, kiedy wisi nad nami groźba kryzysu czy też spowolnienia gospodarczego, jest możliwe wynegocjowanie pewnego rodzaju paktu społecznego? Czy też przeciwnie, kryzys prowadzi do erozji demokracji? Bez konsultacji i negocjacji reformy są szybsze i skuteczniejsze (vide reformy Balcerowicza).


- Doświadczenia ostatnich lat dowodzą czegoś przeciwnego: dotkliwy kryzys, uderzający w pracowników i w pracodawców zwiększa szansę na zawieranie porozumień między kapitałem i pracą. Tak było z pakietem antykryzysowym w 2009 roku. Okazało się później, że kryzys był mniej dotkliwy, niż się spodziewano, co spowodowało pewne usztywnienie stanowiska rządu i częściowe wycofywanie się strony z kompromisu. Taką zależność stwierdzano także w innych krajach europejskich – wspólne zagrożenie mobilizuje do współdziałania.


- A może, mając na uwadze nowe wyzwania, należy zmienić model dialogu, poszerzyć grono uczestników (np. o reprezentację obywatelską), poszerzyć zakres tematyczny tego dialogu, objąć nim programy strategiczne?

Z jakich doświadczeń europejskich możemy czerpać?


- Trwa od dawna spór o rozszerzenie dialogu społecznego o obywatelski. Znając obecne różnice interesów przenikające Komisję Trójstronną nie wydaje mi się, aby NGO-sy – nowe grupy interesu, umożliwiły sprawne osiąganie porozumień w tej instytucji. Sądzę, że albo należy rozszerzyć formułę Wojewódzkich Komisji Dialogu Społecznego, albo rozwijać inne płaszczyzny dialogu i partnerstwa, w których dobrze słyszalny byłby głos organizacji pozarządowych, reprezentujących tzw. trzeci sektor, może także rozwijającą się w Polsce, zwłaszcza dzięki energii prof. Hausnera, ekonomię społeczną. Natomiast uczynienie z Trójstronnej Komisji „worka” obejmującego wszystkie organizacje robi wrażenie apokaliptyczne. Czy można czerpać z zewnętrznych doświadczeń? Bardzo dużo imitowaliśmy tworząc model partnerstwa społecznego. Teraz polska Komisja solidnie się zinstytucjonalizowała i ma własną logikę, własne dodatnie i ujemne strony – przyszłe rozwiązania muszą być odpowiedzią na napięcia tkwiące w naszym partnerstwie, tu niewiele da się przenieść z innych układów instytucjonalnych. (opr.kh)