Nauka i sztuka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 890
W Muzeum Narodowym w Krakowie do 29.09.19. czynna jest wystawa rysunku pn. Czarne na białym. 200 lat rysunku w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Wystawa pokazuje dorobek krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych najstarszej uczelni artystycznej w Polsce, która w 2018 roku obchodziła 200-lecie swojego istnienia. Na wystawie zaprezentowano blisko 170 rysunków, pochodzących z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum ASP oraz ze zbiorów prywatnych.
Wybór wyłącznie medium rysunkowego ma swoje uzasadnienie. Rysunek od stuleci stanowi bowiem podstawę wykształcenia akademickiego, zarazem sprawdzian umiejętności warsztatowych twórcy, pełniąc zarówno rolę służebną wobec innych dyscyplin artystycznych, jak i stanowiąc rodzaj samodzielnej wypowiedzi twórczej.
Rysunkiem posługiwali się i nadal to czynią kształcący się w murach krakowskiej uczelni: malarze, rzeźbiarze, graficy, projektanci, architekci i konserwatorzy dzieł sztuki. Na wystawie widzowie mają więc okazję zapoznać się zarówno z przemianami stylistycznymi, jakim podlegał rysunek w ciągu ostatnich dwóch stuleci, jak i lepiej zrozumieć przypisywane mu znaczenia i funkcje.
Zostały na niej pokazane rysunki mające charakter studiów akademickich (aktu, draperii), szkiców przygotowawczych do większych kompozycji (malarskich czy rzeźbiarskich), rysunki projektowe czy wykonywane podczas inwentaryzacji zabytków.
Najliczniejszą grupę stanowią rysunki traktowane przez ich autorów jako samodzielne prace, ujawniające nie tylko tajniki warsztatu, ale dające wgląd w zajmujące artystów kwestie osobiste czy zaobserwowane przez nich wydarzenia z otaczającej rzeczywistości.
Na wystawie nie zabrakło też szkicowników, chyba najbardziej intymnej formy wypowiedzi twórców, którą nie zawsze chętnie dzielą się z widzami.
Wśród prac zgromadzonych na wystawie pojawiły się dzieła artystów, którzy już za życia cieszyli się sławą, ale też rysunki zapoznanych twórców. Nie zabrakło rysunków mistrzów m.in. Jana Matejki, Leona Wyczółkowskiego, Wojciecha Weissa, Xawerego Dunikowskiego, Mieczysława Wejmana czy Adama Hoffmanna.
Agnieszka Jankowska-Marzec
Więcej - https://mnk.pl/wystawy/czarno-na-bialym-200-lat-rysunku-w-krakowskiej-akademii-sztuk-pieknych
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2507
Do 1 września 2013 można oglądać w Pałacu Biskupa Erazma Ciołka na Kanoniczej w Krakowie ciekawą wystawę archeologiczną. Składa się na nią ponad 600 przedmiotów – biżuterii, broni, narzędzi – odkrytych w Czermnie (Lubelskie), gdzie prawdopodobnie znajdował się główny ośrodek dawnych Grodów Czerwieńskich.
>
Wystawa „Czerwień – gród między Wschodem a Zachodem" pokazuje kolekcję zabytkowych przedmiotów z okresu między X a XIV wiekiem, odnalezionych podczas badań wykopaliskowych w Czermnie – wsi nad rzeką Huczwą w powiecie tomaszowskim, niedaleko granicy z Ukrainą.
Na wystawie prezentowane są m.in.:
-
srebrna i pozłacana biżuteria – pierścienie, zausznice, naramienniki, bransolety mankietowe i spiralne oraz kołty, czyli efektowne wisiory mocowane przez kobiety do nakrycia głowy;
-
militaria – wszelkiego rodzaju broń i elementy wyposażenia wczesnośredniowiecznego wojownika oraz przedmioty związane z handlem;
-
zabytki obrazujące ówczesne życie codzienne, m.in. elementy wyposażenia domu i narzędzia pracy ówczesnych rzemieślników.
Grodzisko w Czermnie jest przedmiotem zainteresowania badaczy już od XIX wieku. Dwa lata temu archeologowie z UMCS w Lublinie potwierdzili istnienie fundamentów romańskiego kościoła, co może świadczyć, że znajdował się tam główny ośrodek średniowiecznych Grodów Czerwieńskich. Odkryty w Czermnie kompleks osadniczy powiązany z grodem to – według archeologów – najprawdopodobniej znany ze źródeł ruskich Czerwień.
O Grody Czerwieńskie toczyli walki polscy Piastowie z Rurykowiczami, władcami ruskiego Kijowa. Czerwień był wówczas jednym z największych ośrodków w tej części Europy.
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2800
W krakowskim Międzynarodowym Centrum Kultury od 7 maja do 7 września 2014 można będzie obejrzeć wystawę pn. Władcy snów. Symbolizm na ziemiach czeskich 1880–1914.
Po raz pierwszy w Polsce tak szeroko przedstawione zostanie zagadnienie czeskiego symbolizmu – symbolizmu, jaki na tak wielką skalę i na tak wysokim poziomie artystycznym nigdy w Polsce nie zaistniał.
Na wystawie „Władcy snów. Symbolizm na ziemiach czeskich 1880–1914” znajdzie się ponad 130 wybitnych dzieł symbolizmu czeskiego – obrazów, rysunków, grafik, rzeźb i obiektów ceramicznych – pochodzących z kilkudziesięciu kolekcji, zarówno publicznych, jak i rzadko pokazywanych zbiorów prywatnych.
Choć pokazywane prace reprezentują różnorodne stylistyki, to ich wspólnym mianownikiem jest dążenie do wyrażania wewnętrznych emocji, treści duchowych i metafizycznych. To właśnie intuicja, poznanie pozarozumowe, podświadomość stanowiły główny element rodzącego się pod koniec XIX wieku nurtu symbolizmu, który objął nie tylko sztuki plastyczne, ale również literaturę i muzykę. Kierunek, który najpierw rozwinął się na terenie Francji i Belgii, szybko stał się prądem ogólnoeuropejskim i wyraźnie zaznaczył swoją obecność w krajach Europy Środkowej. Doskonałym przykładem recepcji nowego zjawiska jest sztuka z terenu Czech tego okresu.
Podejmowane przez artystów tematy odzwierciedlają nastroje i światopogląd epoki, którą kształtowały teorie Artura Schopenhauera, Fryderyka Nietzschego, Henry Bergsona, czy Zygmunta Freuda. Świat marzeń sennych i mitów, baśniowa fantastyka, wątek śmierci i przemijania, narodzin i schyłku, miłości i erotyki to stale powracające motywy. Artyści rezygnują też wielokrotnie z wykorzystywania konwencjonalnych przedstawień na rzecz języka symboli, aluzji i sugestii.
Prezentowani twórcy należą do dwóch generacji symbolistów; pierwsza tworzyła w latach 80. XIX wieku, druga – dekadę później. Wśród prac z lat 80. prezentowane są silnie zdynamizowane kompozycje Beneša Knüpfera, sięgające do tematyki mitologicznej. Wśród dzieł z lat 90. nie brak prac Jaroslava Špillara, Karela Hlaváčka, Jana Preislera czy Maxa Švabinskiego, które urzekają secesyjną stylistyką i nastrojowością.
Ważne miejsce wśród pokazywanych prac zajmie grafika i rysunek. Pod koniec XIX wieku doszło do podniesienia rangi tych technik. Artyści docenili nowe możliwości artystycznej ekspresji, które otwierały. Na wystawie będą reprezentowane przez takich twórców jak Vojtěch Preissig czy Karel Hlaváček. Integralnym elementem wystawy będzie unikatowa kolekcja książek i czasopism (m.in. Moderní revue, Volné směry).
Polski akcent będą stanowiły czeskie przekłady utworów Stanisława Przybyszewskiego. Literatura odegrała bowiem ważną rolę w rozwoju czeskiego symbolizmu, nie do przecenienia są również bliskie związki wielu artystów ze środowiskiem poetów i pisarzy. Prezentowana kolekcja stanowi doskonały przykład syntezy tekstu literackiego i sztuki książki.
Wystawa jest przygotowywana we współpracy z Muzeum Sztuki w Ołomuńcu i praskim wydawnictwem Arbor Vitae. Będzie stanowić pierwszą, tak szeroką prezentację zagadnienia czeskiego symbolizmu w Polsce.
http://www.mck.krakow.pl/exhibitionPage/o-wystawie-21
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 1452
Ze Stefanem Sutkowskim, twórcą i dyrektorem Warszawskiej Opery Kameralnej rozmawia Anna Leszkowska
Warszawska Opera Kameralna jest postrzegana jako teatr autorski, utożsamiany z Pana osobą i nie tylko dlatego, że jest Pan jej dyrektorem, ale głownie z tej przyczyny, że sam Pan ją wymyślił, stworzył zespół i repertuar, a także przyczynił się do zbudowania obecnej jego siedziby. Wtajemniczeni wiedzą jeszcze, ze stworzył Pan bibliotekę nutową, jakiej pozazdrościć mogą WOK nawet szacowne, profesjonalne wydawnictwa. Jak się buduje teatr?
Mówiąc o budowaniu teatru, trzeba mówić o dwóch budowlach: budowanie zespołu dla określonego programu i o określonym poziomie artystycznym - to jest najtrudniejsze i najważniejsze. I druga rzecz - to budowanie teatru w znaczeniu siedziby i wyposażenia: aby stworzyć dobrą akustykę, widoczność, wygody dla widzów.
Zmierzyłem sobie kiedyś trudność jednego i drugiego przedsięwzięcia i doszedłem do wniosku, że na pełne ukształtowanie zespołu i repertuaru trzeba było poświęcić 25 lat, a na wybudowanie siedziby (ze stanu surowego) - 2,5 roku, czyli proporcje jak 10:1.
Kiedy Pan zaczął budować teatr?
Zaproponowałem stworzenie takiego teatru w 1961r. w Starej Pomarańczarni w Łazienkach. Wcześniej - jeszcze jako oboista Filharmonii Narodowej - utworzyłem Zespół Muzyki Dawnej.
Dołączył do nas - wierny do dziś - scenograf Andrzej Sadowski i zrobiliśmy pierwszy program dla telewizji: La serva padrona Pergolessiego, który wystawiliśmy parę dni później w Pomarańczarni - funkcjonującej wówczas jako scena Kameralna Filharmonii Narodowej. I tak się zaczęło.
Od początku miał Pan koncepcję teatru, wiedział Pan, na co się porywa?
Tak, wiedziałem o co mi chodzi. Jak to będzie możliwe do przeprowadzenia - nie. Była to katorżnicza praca, zwłaszcza, że zespół nie miał przez siedem lat swojej siedziby, ani dotacji państwa. Był zespołem prywatnym.
Z czego się utrzymywał?
Każdy gdzieś pracował, ja także. To jednak nie pozwalało nam normalnie działać, jak innym zespołom teatralnym. Na premiery zdobywałem pieniądze od sponsorów - jakoś się udawało. Tak przetrwaliśmy do 1971roku i wiadomo było, że taka sytuacja trwać dalej nie może, jeśli zespół ma się rozwijać. Potrzebne były stałe dotacje i siedziba.
Ówczesny minister kultury, Lucjan Motyka, zadecydował o przyznaniu nam środków na działalność, gorzej było jednak z siedzibą. Przycupnęliśmy w budynku “Romy” na Nowogrodzkiej, gdzie udostępniono nam sale prób po rozwiązanej Operze i nadal szukaliśmy miejsca na swoją siedzibę - już jako teatru miejskiego. Graliśmy na różnych scenach warszawskich - dwa razy w miesiącu, czasami udawało nam się zagrać na scenie kameralnej Teatru Wielkiego. I tak to trwało do 1986r. Po 25 lata tułaczki mogliśmy wreszcie osiąść na pewnym gruncie. Znalazłem na szczęście budynek po STS-ie, który świetnie nadawał się do tego typu teatru, jaki prowadzę.
Ale skąd muzyk i również menedżer - znał się na sprawach technicznych, którymi sam Pan się zajmował przystosowując ten budynek do potrzeb opery?
Chcę powiedzieć, że artysta to nie jest człowiek z rozwichrzoną głową. Artysta na ogół - i tak było w przeszłości, i tak jest dzisiaj - to człowiek niesłychanie zorganizowany, bo ma pracę wymagającą dyscypliny. Wszystkiego można się nauczyć. Oczywiście, moje formalne wykształcenie muzyczne i historyczne nie było tu pomocne - poza ogólnymi umiejętnościami posługiwania się narzędziami naukowymi w praktyce. Reszta - to lata praktyki, podglądania w teatrach, uczenia się.
Bo nie ma żadnej uczelni, która by w tym kierunku kształciła, także dzisiaj. Kursy niewiele dają. Dziś nie sprawia mi żadnego problemu ocena, co jest dobre, a co złe w tej materii, co można zrobić, w jakim czasie i za ile. I jedno: po osiągnięciu pewnej wiedzy trzeba umieć podjąć decyzję, jaki teatr chce się robić.
Mój wybór teatru kameralnego wynikał nie tylko ze znajomości tego, co stworzyli kompozytorzy w XVII i XVIII wieku. Także i z tego, że repertuar kameralny nibył grany w świecie. Chcieliśmy pokazać współczesnym to, czego nie znali. I w tym byliśmy pierwsi. Mamy dziś w repertuarze ok. 60 oper, gramy jako jedyni na świecie wszystkie dzieła sceniczne Mozarta i Monteverdiego, stworzyliśmy festiwale twórczości tych kompozytorów.
Ile lat trwała budowa siedziby tego teatru?
Dwa i pół roku licząc od stanu surowego. Plany, jakie zrobiono dla tego budynku, który miał być chyba teatrem dramatycznym, okazały się dla nas zupełnie nieprzydatne, ponadto niszczyły architekturę miejsca. Trzeba było je zmienić, tak jak trzeba było wymienić całą widownię. Zdecydowałem zmniejszyć liczbę foteli na rzecz wygody widzów - dzięki temu standard widowni odpowiada normom Unii Europejskiej. Całe wyposażenie elektryczne kupiliśmy w Wiedniu, w znanej firmie Pani, udało nam się też dostać bardzo dobre, ciche wciągarki produkcji polskiej (z elementami zachodnimi) 15-krotnie tańsze niż niemieckie. Cały czas zresztą coś unowocześniamy.
Czy przejście teatru w 1971r. pod opiekę państwa dawało gwarancje spokojnego bytu, czy wówczas też brakowało pieniędzy na działalność?
Pieniędzy zawsze było za mało, ale te, które otrzymywaliśmy, starczały nam na opłacenie bieżącej działalności teatru. Teraz jesteśmy w nowej sytuacji organizacyjnej - nie bardzo jeszcze wiemy, jak będzie wyglądać, choć na razie otrzymujemy pieniądze na funkcjonowanie. Problem będzie pewnie z finansowaniem premier, bo budżet jest prawie taki sam jak w ub. roku. I znów będziemy musieli szukać sponsorów, którzy wskutek światowego kryzysu nie są już tak hojni, choć może chcieliby być.
Czy fakt tylu zaproszeń WOK na występy w świecie wynika tylko ze znakomitego poziomu artystycznego zespołu i unikatowego repertuaru, czy także z Pana zapobiegliwości menedżerskiej, aby chronić dorobek w obliczu możliwej mizerii finansowej?
Poziom artystyczny jest sprawą pierwszorzędną, bo inaczej nas nie zaproszą. Takie zaproszenie to przecież także pokrycie wszystkich kosztów przez zapraszającego: podróży, hoteli, przewozu dekoracji, etc. A rozmowy dotyczące zagranicznych kontraktów toczą się na ogół przez rok, dwa lata.
Jakie cechy i umiejętności musi mieć osoba tworząca teatr? Czym musi się wyróżniać?
Trudno to określić, bo każdy jest inny. Na pewno trzeba mieć wizję artystyczną, tego, co się chce robić. I to wizję bardzo konkretną. Trzeba też wiedzieć, jak ją zrealizować, jakimi siłami i jakie koszty to pochłonie. W związku z tym - skąd wziąć pieniądze na jej realizację. Dyrektor teatru - a zwłaszcza operowego -to jest zawód, o czym zapominają wszyscy proponujący takie stanowiska, ale i ci, którzy podejmują się takiego zadania.
Ale dzisiaj - co widać po innych teatrach - dyrektor teatru to jest menedżer do wynajęcia, który ma tak prowadzić teatr, aby przynosił zyski, niczym przedsiębiorstwo produkujące dobra materialne.
To są błędy w myśleniu. W teatrach dyrektorzy nie mogą zmieniać się co parę lat, bo wiedzę o tym, co się robi, zdobywa się dopiero po 20 latach. To jest umiejętność pracy z artystami, podejmowania trafnych decyzji, dystans do tego, co się robi. Przy dużej rotacji na tym stanowisku trudno mówić o kształtowaniu repertuaru, budowaniu zespołu. Przecież “wyhodowanie” artysty po studiach, wprowadzenie go do zespołu wykonującego określony repertuar trwa ok. 6 lat.
Dziękuję za rozmowę.
99-02-02