Odsłon: 805


W Pałacu Alexandrinum w Krubkach-Górkach odbyło się 9.02.23 kolejne Seminarium Aleksandryjskie. Jego tematem była wizja przyszłości stosunków polsko-rosyjskich, którą kształtują w istotnym zakresie wydarzenia ostatniego roku. Przyczynkiem do dyskusji była najnowsza książka prof. Witolda Modzelewskiego Katastrofa. Polska i Rosja 100 lat po Rapallo, będąca dziewiątym tomem z serii Szkice polsko-rosyjskie.

Wprowadzenie do dyskusji w imieniu wydawcy książki - Instytutu Studiów Podatkowych - wygłosił Andrzej Sarna, redaktor prowadzący wszystkich dotychczasowych tomów zawierających felietony prof. Modzelewskiego. Zarysowując problematykę tych, jakie są zawarte w ostatnim, obejmującym lata 2021-2022, powiązał ją z wynikami najnowszego sondażu społecznego („Kryzys czy propaganda”, Warsaw Enterprise Institute, 30.01.23) odnośnie postaw Polaków wobec wojny na Ukrainie.
Wynika z niego, że 9% Polaków jest absolutnie przekonanych, że wojnę na Ukrainie wywołały liberalne zachodnie elity, które wcześniej sprowokowały „pandemię” koronawirusa.

Do tego poglądu przychyla się 25% badanych, co oznacza wzrost o 2% i 1% wobec badania z września ub. roku. Jeszcze więcej Polaków uważa, że powodem wojny na Ukrainie jest ekspansja NATO i gdyby do niej nie doszło, wojny by nie było (20% badanych).
40% badanych uważa też, że nie należy drażnić Rosji, o 5% (do 36%) wzrosła również liczba badanych uważających, iż Polska winna spełniać rolę pokojową w regionie i forsować zawarcie pokoju między Rosją a Ukrainą. Natomiast aż 52% uważa, że Polska zostanie wciągnięta w wojnę na Ukrainie.
Co ciekawe, postawy pokojowe są częstsze wśród młodszych respondentów niż starszych, pamiętających lepiej II wojnę światową, choćby z opowieści rodziców.
Oczywiście, wnioski te zostały ubrane przez polską propagandę w kostium rusofobii i „antyputinizmu”, aby zmienić ich wydźwięk, niemniej twardych wyników badań nikt nie zakwestionował.

Przedstawienie wyników tego sondażu było dla wszystkich zebranych o tyle ważne, że pokazywało rosnącą rangę ważności zagadnienia stosunków polsko – rosyjskich, nie tylko obecnych, ale i przyszłych, po zakończeniu konfliktu. Powinno też skłonić do w gruncie optymistycznego wniosku na przyszłość, skoro coraz więcej młodych Polaków zaczyna myśleć racjonalnie o pozycji naszego kraju w regionie i jego polityce zagranicznej. I wreszcie: widać, że coraz pilniejsze jest określenie polskiego interesu narodowego, o którym niewiele wiadomo, poza szykowaniem się rządu do wojny.

Ten ostatni postulat wyrażany był na poprzednim seminarium aleksandryjskim, które odbywało się w warunkach pokoju. O jego sformułowanie występuje też od paru lat w swojej publicystyce politologicznej (także w SN) prof. Stanisław Bieleń, nawołując do racjonalizmu, otrzeźwienia i umiarkowania w relacjach polsko-rosyjskich. Jego wystąpienie na tegorocznym seminarium zabarwione jednak było nutą pesymizmu, uzasadnianego niedostatecznymi skutkami tych apeli. Z jednej strony możemy być dumni, że podjęliśmy takie działania diagnostyczne – mówił o dorobku seminariów – ale z drugiej strony, te spotkania realistów politycznych, jakimi są seminaria skłaniają do refleksji ogólniejszej: a może realizmu politycznego w Polsce nigdy nie było? Czy wobec tego stać nas na realizm w czasach trudnych?

To, co się stało na Ukrainie jest katastrofą, jak uważa prof. Modzelewski, ale przecież jest to przejaw długotrwałego kryzysu, podobnego do kryzysu bliskowschodniego, polegającego na załamaniu relacji, a nawet ich braku. Na szczęście, także na Zachodzie zaczęły się pojawiać głosy realistów odnośnie tego konfliktu, co pokazuje tworzący się ferment w elitach intelektualnych, myślenie o tym, co będzie później.
Często mówiąc o konflikcie uzasadnia się go argumentem terytorialnym i argumentem zmiany granic. Polska, która winna być szczęśliwa z kształtu terytorialnego państwa dzisiaj – poprzez swoich urzędników najwyższego szczebla domaga się nie tylko rewizji swoich granic, ale nawet rozbicia Rosji. To szaleństwo. Jakoś nikt nie myśli, że zmiana granic na wschodzie może pociągnąć zmianę granic na Zachodzie (nb. nie mamy traktatu pokojowego z Niemcami – przyp. AL.), bo prawnicy międzynarodowi zaniechali sprawę granic.
W dodatku nikt z polityków dziś nie myśli o ludności, jakby zmiany granic można było przeprowadzać bez ich zgody i bez skutków dla ich życia. A może narody wcale nie chcą zmiany dotychczasowych granic?
Co dziwniejsze, w tych i innych sprawach dotyczących państw i narodów nie wypowiada się ONZ, co pokazuje kryzys tej organizacji, utratę jej inicjatywności. Ale i fakt skostnienia i niemocy wszystkich instytucji międzynarodowych utworzonych po wojnie.

Czy w obecnych warunkach można coś zrobić? Niewiele, bo najpierw trzeba mieć jakąś strategię. Jednak Polska jest dość dziwnym obiektem poznania z punktu widzenia politologa, bo dotychczas nie wypracowała takiej doktryny. Chodzi o szacunek dla ciągłości państwa, bo mówimy o interesach wieczystych, w których państwa nawiązują do swojej tradycji. Tymczasem polska historia dzieli naszą ciągłość na kawałki, więc nie ma przywiązania do tradycji, interesu narodowego. Na razie jesteśmy jako państwo sterowani z zewnątrz.

Strategia państwa – najbardziej oczywista – polega na wspólnym ładzie kooperacyjnym. Ale państwa mają interesy globalistyczne, partykularne, wobec tego rywalizują ze sobą. To tylko u nas zbudowano mit, że interes Polski jest tożsamy z interesem ukraińskim. Takich działań w stosunkach międzynarodowych nigdy nie było od czasów Tukidydesa. Pisze się o tym także w USA – dlaczego u nas tego się nie czyta? Może dlatego, że u nas ciągle żywy jest mit romantyczny, gdzie strategia państwa motywowana jest nie własnym potencjałem.

Polska „kupiła” mit mocarstwa przygotowany dla niej w tej grze, jaka się toczy na świecie. Europa znalazła się w niewoli geopolityki, a Polska stała się zuchwałym graczem. Polskie elity polityczne grają na uniesieniach i emocjach, podkreślając naszą misyjność, ale te cechy powodują, że stajemy się nieobliczalni w działaniach. Nie wiadomo, gdzie jest granica bezczelności w formułowaniu swoich celów, bo nikt poważny w polityce nie nazywa innych państw wrogami. Polska jest jedynym takim państwem, gdzie premier głosi, iż sensem działań Polski jest rozbicie Rosji. To jest nie tylko przekroczenie granic racjonalności, tu widać, że wpadliśmy w szaleństwo.


O szaleństwie w postawach Polaków mówiła też prof. Maria Szyszkowska, przytaczając zdarzenie dotyczące jednego z profesorów Uniwersytetu Śląskiego, który w swojej pracy przeznaczonej do druku napisał o prezydencie Putinie jako wybitnie inteligentnym przywódcy Rosji. Wydawca, przeczytawszy to stwierdzenie, nakazał je wykreślić pod groźbą nieprzyjęcia pracy do druku (sic!).
Kiedy analizuje się stosunki polsko-rosyjskie widać, że te relacje nigdy wcześniej nie były tak złe jak obecnie. Inwektywy, jakie padają w Polsce pod adresem głowy Federacji Rosyjskiej przekraczają wyobrażenie o skali nienawiści. O dziwo, jakoś nikt w Polsce nie reagował na przywódców USA, które nieustannie prowadzą wojny i wywołują konflikty, często kończąc je zabójstwem głów atakowanych państw.

W Polsce krzewi się także nienawiść do narodu rosyjskiego i kultury rosyjskiej, nie tylko rosyjskich polityków. Takiej nienawiści nie rozpętano nawet wobec Niemców po II wojnie światowej. Kto i jak zatem będzie kiedyś budować relacje Polski z Rosją? Polscy politycy – z urazami osobistymi, którzy tak dalece zdominowali politykę państwa - raczej tego nie zmienią. „Jedyną nadzieję pokładam w tworzeniu ruchów społecznych, które będą domagać się pokoju” – mówiła prof. Szyszkowska.” Ale tu potrzebna jest zmiana świadomości Polaków, przypominania im myślicieli słowiańszczyzny i nowa edukacja, nowe podręczniki, gdyż w istniejących zawarto mnóstwo kłamstw, które dzielą nas z Rosją.
W PRL edukacja była bowiem przesiąknięta ideą pokoju, o czym można się przekonać studiując dzieła prof. Bogdana Suchodolskiego czy prof. Ireny Wojnar, ale i wspominając takie wydarzenie jak Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju w 1948 roku we Wrocławiu”. Dzisiaj takie działania stają się niezbędne, aby myślenie o militaryzmie zastąpić myśleniem o pokoju. Ale w przestrzeni publicznej brakuje przedstawienia innego punktu widzenia niż rządowy i militarny, a pacyfiści są autentycznie „pacyfikowani” (media alternatywne są systematycznie blokowane i usuwane z sieci).

Temperaturę dyskusji wyraźnie podniósł jednak prof. Adam Wielomski swoim wystąpieniem zaczynającym się od barwnego, metaforycznego pytania: „nie wiedziałem, czy na dzisiejsze seminarium zakładać skarpetki czy onuce?” Okazało się, że wygrały skarpetki, a mówca odniósł się do zarzutów formułowanych wcześniej, dotyczących braku oczytania elit politycznych i intelektualnych (chodziło głównie o książki amerykańskich politologów: Johna Mearshermeira i George’a Friedmana). To, że politycy nie czytają prac politologów, nie oznacza że nie kierują się racją stanu. Kierują się, ale cudzą – skwitował. Nasza interpretacja zasad prawa międzynarodowego jest bowiem funkcją interesów USA, a w interesie USA jest, aby wojna na Ukrainie trwała długo, co stwierdził sam prezydent Biden.

O braku naszej podmiotowości – zwłaszcza w obszarze gospodarczym - mówił też dr Mateusz Piskorski zaznaczając, iż jesteśmy narzędziem w rękach świata anglosaskiego i ta sytuacja wcześniej czy później nas zaboli. Natomiast rozważania o tym, czym jest interes narodowy zależą od fragmentacji kontynentu europejskiego.

Ciekawy wątek kulturowy poruszył z kolei dr Artur Bartoszewicz, pokazując stopniową zmianę struktury społecznej w Polsce poprzez przyjęcie milionów Ukraińców i nadanie im wszystkich praw obywatelskich (p. okno Overtona - przyp. AL).
Największym wyzwaniem dla Polski jest kolonializm, który wzmacnia brak u nas myślenia scenariuszami. Myślimy liniowo – że będzie tak, jak było. Przypisywania sobie prawa do zemsty na Rosji świadczy tylko o naszych kompleksach wobec tego państwa – silni ludzie nie potrzebują się definiować poprzez niszczenie innych. Tymczasem my wywyższamy się wobec nawet tych, którzy nami gardzą.
To pokazuje, że jesteśmy w „ciągłej erekcji” – premier oferuje broń jądrową, której nie ma, a politycy mówią o rzeczach, których nie znają, przekonani, że zmieniają świat. Zachód kalkuluje, a my przeżywamy. Zachód prezentuje szczyty egoizmu, natomiast polscy politycy owijają się w cudze flagi. Mamy problem tożsamości – żyjemy w wielkich złudzeniach, wykorzystywani przez Ukrainę. To model czapkowania, braku samodzielności w myśleniu.

Do kolonizacji poruszonej przez dr. Bartoszewicza nawiązał też prof. Witold Modzelewski, mówiąc o dwóch twarzach globalizacji i dekolonizacji. Nasz dobrostan się kończy – stwierdził. USA zyskują, zubożając naszą część świata, natomiast Polska jest wypierana z UE. Jest to też odejście od koncepcji Mitteleuropy. Porozumienia mińskie były w istocie przygotowaniem do wojny.


Do globalnych zjawisk, które mają praźródło w kolonializmie, a skutkują tworzeniem wielobiegunowości świata odniosła się Magdalena Ziętek-Wielomska zauważając, iż nikt na Zachodzie nie traktuje poważnie BRICS, ani sojuszu Federacji Rosyjskiej z Chinami owocującym m.in. nowymi porozumieniami politycznymi i gospodarczymi, a także nową walutą - petrojuanem. Zachód się z tego śmieje, choć to pokazuje jego koniec, koniec neokolonializmu, koniec epoki , która zaczęła się 500 lat temu. Dorobek technologiczny i techniczny Chin jest bezpodstawnie ośmieszany (a wystarczy przypomnieć balon stratosferyczny nad USA – komu było do śmiechu – przyp. AL.).
Nikt nie rozumie chińskiej geopolityki, zasadzającej się na myśleniu kategoriami sieci, nie blokami. Owe bloki charakteryzują bowiem fragmentaryzację świata, co jest cechą kolonializmu i wyzysku. Sieci natomiast to współpraca. Modele współpracy tworzone przez Federację Rosyjską i Chiny to budowa świata na innych regułach i suwerenności państw. Zachód na szczęście nie rozumie tej logiki i zasad działania, postrzega świat takim, jakim był w XIX wieku.
Anna Leszkowska