banner

Środowiskowy miesięcznik Sprawy Nauki podjął w wydaniach lutowo-marcowych 2013 roku ważną społecznie problematykę stanu polskiego przemysłu.
W numerze 2/2013 ukazał się artykuł „Co się stało z polskim przemysłem”*, a w numerze 3/2013 – artykuł „Budujmy przemysł”.**

Oba artykuły prezentują pesymistyczny obraz transformacji ustrojowej w Polsce, która doprowadziła do deindustrializacji kraju, w tym do zamknięcia większości zaawansowanych technologicznie zakładów przemysłowych. Wskazano również, że w Polsce występuje tendencja do spadku udziału przemysłu wysokiej techniki (high-tech), który jest obecnie niższy niż w 1989 roku przy jednoczesnym zwiększaniu się populacji z wyższym wykształceniem.

Taka sytuacja to bardzo zła prognoza szczególnie dla młodych wykształconych obywateli naszego kraju, którzy będą musieli wyjechać w poszukiwaniu pracy. Zatem postulat reindustrializacji kraju lansowany w obu artykułach, jak i przez inne środowiska, wydaje się być bardzo interesujący.

Pozwoliłem sobie zabrać głos w tematyce reindustrializacji kraju, ponieważ w pewnym sensie jestem praktykiem w tym zakresie. W mikroskali ja już reindustrializację zrobiłem, tworząc od zera małą firmę high-tech (Inframet - www.inframet.com), produkującą zaawansowaną technologicznie aparaturę pomiarową na potrzeby badań naukowych oraz przemysłu kosmiczno-obronnego i eksportowaną do ponad 30 krajów świata . Firma jest wciąż mała - obecny przychód roczny to poziom ok 1,5 mln USD - i z racji wąskiego rynku nigdy nie będzie dużą firmą. Ów przychód roczny to niewiele, ale z drugiej strony jest to prawdziwy eksport produktów hi-tech na rynki światowe, a szczególnie azjatyckie. Jednocześnie z prostej matematyki wynika, że gdyby tylko co dziesiąty pracownik naukowy z dziedziny nauk technicznych, czy stosowanych w sposób pośredni czy bezpośredni wygenerował podobny eksport produktów high-tech, to jesteśmy już w czołówce światowej i nie mamy bezrobocia.

Firmę stworzyłem zgodnie z zasadami, których mnie nauczono w Korei Południowej. Z racji kierowania firmą Inframet, musiałem dobrze poznać kraje azjatyckie (Korea, Chiny, Tajwan, Japonia, Indie), więc widziałem tamtejsze cuda gospodarcze realizowane niekiedy przy stosunkowo niskich nakładach finansowych i raczej przeciętnym potencjale ludzkim. Znam też stosunkowo dobrze sytuację w zakresie funkcjonowania nauki i przemysłu high-tech w czołowych krajach europejskich (Niemcy i Francja).

Na podstawie tych doświadczeń twierdzę, że w Polsce jest technicznie możliwe powstanie sektora przemysłu high-tech generującego duże przychody dla kraju i mogącego radykalnie zmniejszyć bezrobocie, szczególnie wśród młodych absolwentów wyższych uczelni.

Dlaczego z high-tech idzie nam jak po grudzie?

Polska posiada ogromny potencjał naukowy (co najmniej 200 tysięcy profesorów, doktorów hab., doktorów nauk technicznych, czy stosowanych) oraz potężnie rozbudowaną infrastrukturę naukową. Do tego mamy stosunkowo dużo zdolnych, wykształconych ludzi, którzy niekiedy są więcej warci, niż całe azjatyckie zespoły. W Polsce jest też dość dużo małych firm hi-tech o sporym potencjale i realnych możliwościach wejścia na rynki zagraniczne. Mamy też wiele instytucji i programów powołanych do wspierania badań naukowych oraz wdrażania innowacji w gospodarce, które dysponują środkami finansowymi wyższymi niż te, jakie miały kraje na zbliżonym do naszego obecnego etapu rozwoju i o porównywalnej z nami wielkości (Korea Południowa, Tajwan).

Szybki rozwój polskiego sektora hi-tech to jednak tylko teoretyczna możliwość.

Trzeba bowiem sobie odpowiedzieć na pytania, czy silny polski sektor hi-tech może rzeczywiście powstać, dlaczego jeszcze nie powstał i jakie istnieją przeszkody w jego rozwoju? Do znalezienia odpowiedzi potrzebna jest analiza obecnej sytuacji zarówno w nauce jak i w przemysłowym sektorze hi-tech.

Lektura ww. artykułów opublikowanych w miesięczniku Sprawy Nauki prezentuje pesymistyczny obraz kraju, w którym udział produkcji przemysłowej w przychodzie narodowym, a szczególnie w sektorze wysokich technologii, zmalał w przeciągu ostatnich kilku dekad. Z kolei biuletyn MNiSW prezentuje ultra optymistyczny obraz kraju, w którym wydatnie zwiększono nakłady na naukę, powstał potężny system wspierania badań naukowych i wdrażania wyników tych badań przez firmy, a wyniki prac polskich naukowców uzyskują szereg nagród za granicą.

Oba te obrazy są generalnie prawdziwe. W Polsce autentycznie znacznie zwiększono nakłady finansowe na naukę, stworzono rozbudowany system wspierania badań naukowych i komercjalizacji ich wyników, polscy naukowcy są obsypywani gradem wyróżnień na międzynarodowych wystawach wynalazczości/innowacji, ale jednocześnie polski przemysł wysokich technologii zamiast szybko rosnąć, albo wciąż maleje, albo - co najwyżej - bardzo wolno rośnie.

Można wyróżnić wiele przyczyn tej paradoksalnej sytuacji. 

Po pierwsze,

struktura wydatków na wspieranie badań naukowych i wdrożeń wyników tych badań jest wadliwa.


Teoretycznie, głównym celem programów wpierania innowacyjności jest wsparcie dla krajowych firm, a szczególnie - małych i średnich. W praktyce jednak takie firmy otrzymały na badania własne i wdrożenia małe środki finansowe.

Zgodnie z danymi Programu Rozwoju Przedsiębiorstw do 2020 r. (opracowanego w Ministerstwie Gospodarki), struktura dotychczasowych wydatków Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka (str. 9) jest następująca:
- inwestycje kapitałowe - 38%
- B+R - 11%
- instytucje otoczenia biznesu - 40%

Te liczby dają następujący obraz sytuacji: tylko 11% wydano na prace badawczo-rozwojowe mogące doprowadzić do rozwoju własnych technologii. Ale aż 38% wydano na tzw. inwestycje kapitałowe, czyli na wsparcie zakupu nowych technologii, maszyn i urządzeń - prawie zawsze zagranicznych. W ten sposób środki w zdecydowanej większości powędrowały za granicę, a za kilka lat - z uwagi na szybki postęp techniczny - wystąpi przecież konieczność zakupu następnych technologii.

Największą część środków finansowych (40%) z tego programu otrzymały instytucje otoczenia biznesu. Prawie połowa tej ostatniej puli została przeznaczona dla instytucji naukowych na budowę i modernizację infrastruktury badawczej. Dokument nie precyzuje, gdzie się podziała druga połowa ze środków przeznaczonych na instytucje otoczenia biznesu. Można przypuszczać, że trafiły one do firm szkoleniowo-doradczych, marketingowych, reklamowych, banków i różnych organizacji wsparcia innowacyjności, np. sieci aniołów biznesu, itd.

Pewne inwestycje w instytucje otoczenia biznesu są konieczne. Jednakże sytuacja, w której otrzymują one największą część środków nie ma żadnego uzasadnienia merytorycznego i jest nietypowa w skali międzynarodowej. Nie można bowiem uznać za normalne, żeby kwoty przeznaczone na różnego typu usługi systemowego wsparcia wdrażania innowacji były wielkością równe tym, jakie przeznacza się dla instytucji naukowych na budowę i modernizację infrastruktury badawczej!
W praktyce jest jeszcze gorzej, niż wynika z przytoczonych liczb i wcześniejszego komentarza. Należy bowiem zadać pytanie: jaka część z tych 11% przeznaczonych na B+R została wykorzystana przez duże firmy zagraniczne, a jaka przez małe/średnie firmy krajowe? I jaka część z tych 11% była przeznaczona bezpośrednio na badania realizowane przez firmy, a jaka dla zespołów z państwowych instytucji naukowych pracujących pośrednio dla firm? Należy też uwzględnić, że te dane dotyczą PO IG, gdzie wsparcie dla firm produkcyjnych jest znaczące. Znacznie gorzej jest w przypadku pozostałych programów operacyjnych.
Nie jestem specjalistą w zakresie nauk ekonomicznych, nie przeprowadziłem szerszej analizy krajowego systemu wsparcia gospodarki innowacyjnej, oparłem się tylko na niepełnych danych z ww. dokumentu. Mogę się więc mylić, ale w mojej ocenie polski przemysłowy sektor high-tech otrzymał w ramach krajowych programów operacyjnych minimalne środki finansowe na badania naukowe i w tej sytuacji trudno oczekiwać przyśpieszenia tempa jego rozwoju.

Po drugie, w Polsce mamy wadliwą strukturę zatrudnienia naukowców.

Liczba naukowców pracujących w firmach przemysłowych jest marginalna w stosunku do pracujących w publicznych ośrodkach naukowych, czy w szkolnictwie wyższym. Tymczasem badania przemysłowe i prace badawczo-rozwojowe - zarówno w szybko rozwijających się krajach azjatyckich, jak i w rozwiniętych krajach zachodnich - są prowadzone głównie przez zespoły naukowe firm. Wynika to z wyższej efektywności pracy zespołów firmowych względem zespołów państwowych instytucji naukowych. Po prostu, naukowcy zatrudnieni w firmach znają lepiej realne potrzeby firm, które są również mniej zbiurokratyzowane i lepiej zarządzane.


Typowa firma zagraniczna, chcąc realizować badania przemysłowe, tworzy zespół naukowy, zatrudnia specjalistów, w tym osoby ze stopniem naukowym doktora. Po wykazaniu kompetencji takiego zespołu, firma może się ubiegać o duże rządowe środki finansowe przeznaczone na wsparcie badań na potrzeby przemysłu. Firma może również współpracować z państwowymi instytucjami naukowymi, ale jako realny partner doskonale znający swoje potrzeby i w pełni zdolny do współpracy naukowej.
W Polsce firmowe zespoły naukowe to rzadkość, a szczególnie wśród małych i średnich firm. Przyczyny są banalnie proste. Polskie firmy mogą łatwo i względnie tanio utworzyć zespół naukowy z poszukujących pracy (zgodnej z ich wykształceniem) osób ze stopniem doktora, czy też magistra inżyniera, ale napotykają na bariery zniechęcające je do tego. Środki przeznaczone na wsparcie badań prowadzonych bezpośrednio przez firmy są bowiem bardzo małe i wciąż maleją, w przeciwieństwie do państwowych instytucji naukowych, które mają dostęp do wielokrotnie większych środków na ten cel.

W praktyce oznacza to, że istniejący w Polsce system finansowania badań przemysłowych i prac badawczo-rozwojowych generalnie wymusza prowadzenie tych badań za pośrednictwem państwowych instytucji naukowych. Teoretycznie firma może utworzyć tzw. centrum badawczo-rozwojowe i samodzielnie prowadzić badania naukowe. W praktyce jednak uzyskanie i utrzymanie statusu CBR to wybitnie zbiurokratyzowany proces, na który nie mogą sobie pozwolić typowe firmy produkcyjne. Różnice w proporcjach zatrudnienia naukowców w przemysłowym sektorze hi-tech i w publicznym systemie naukowym są szczególnie drastyczne, gdy porównamy sytuację w Polsce z sytuacją w Niemczech. W tym ostatnim kraju nawet małe firmy tworzą zespoły realizujące zarówno krajowe jak i europejskie projekty naukowe.
Chciałbym zaznaczyć, że firmowe zespoły naukowe nie powinny być traktowane jako potencjalna konkurencja dla państwowych instytucji naukowych, ale jako partner do współpracy który pozwoliłby na zwiększenie efektywności krajowego systemu naukowego.


Po trzecie, polski system wspierania badań naukowych i wdrożeń jest bardzo zbiurokratyzowany, mało przejrzysty, bez sprawnie działających mechanizmów weryfikujących końcowe rezultaty projektów.

W tym systemie napisanie wniosku, a później realizacja formalna projektu i jego rozliczenie stają się sztuką samą w sobie. Z kolei system niejawnych recenzji w połączeniu z małą liczbą możliwych recenzentów, a niekiedy wręcz brakiem ekspertów mających realną wiedzę o sytuacji międzynarodowej powoduje, że o powodzeniu wniosku decyduje często tzw. opinia środowiska względem wnioskodawcy.

Co do końcowych rezultatów projektów (wdrożenia, eksport, zwiększenie zatrudnienia), to zaryzykuję twierdzenie, że gdyby wyniki z chociaż 10% zrealizowanych projektów naukowych zostały naprawdę wdrożone (jak obiecywano we wniosku), to już jesteśmy światową potęgą przemysłową.
Jednocześnie polski system wspierania badań naukowych i wdrożeń w zasadzie nie wytworzył mechanizmów eliminujących realizatorów projektów systematycznie nie dotrzymujących złożonych obietnic w zakresie wdrożeń wyników zrealizowanych projektów. Sytuacja taka działa demoralizująco zarówno na ośrodki naukowe jak i na firmy realizujące krajowe projekty naukowe.

Po czwarte, polski system finansowania projektów naukowych nie jest dostosowany do wyzwań globalizacji.

Na obecnym rynku hi-tech nie wystarczy być najlepszym w skali kraju, należy być jednym z najlepszych w skali świata. Aby stać się jednym z najlepszych na międzynarodowym rynku hi-tech, należy m.in. prawidłowo wybrać sektor rynku, w którym to jest możliwe.
Tymczasem w Polsce często finansowane są projekty dążące do opracowania produktów high-tech na rynek krajowy w sytuacji, kiedy takie produkty nie mają żadnych szans rynkowych, ponieważ istnieją już świetnie dopracowane, tanie, konkurencyjne, opracowane w innych krajach.

Inny negatywny przykład to finansowanie projektów naukowych na kierunkach uznanych przez wielkie państwa za strategiczne - bez opracowanej realnej strategii biznesowej, bez krajowego sektora przemysłowego, wewnętrznego rynku na produkty projektu i przy wysokich kosztach ewentualnej masowej produkcji wyników projektu w warunkach polskich. Polska to kraj co najwyżej średniej wielkości i pozytywna realizacja dużych projektów na kierunkach strategicznych jest możliwa, ale bardzo trudna i takie projekty muszą być bardzo dobrze przygotowane.

Po piąte, efektywność pracy polskich instytucji naukowych jest wyznaczana z wykorzystaniem chaotycznego, wiecznie zmiennego zestawu kryteriów.

Przychody z realnych wdrożeń osiągnięć naukowych (najlepiej autentyczny eksport potwierdzony dokumentami sprzedaży) nigdy nie były i nie są jednym z głównych kryteriów oceny. Obecnie można wyróżnić trzy główne kryteria oceny: liczba publikacji, ilość pozyskanych środków finansowych, liczba medali na międzynarodowych wystawach wynalazczości/innowacji, liczba patentów. Jest dla mnie oczywiste, że naukowiec powinien publikować. Najlepiej w znanych czasopismach o zasięgu międzynarodowym, zapewniających dobrą weryfikację prezentowanych wyników. Jednakże publikacje to za mało. Naukowiec powinien dążyć do weryfikacji swojej wiedzy w zastosowaniach praktycznych. W przypadku nauk technicznych czy stosowanych – w przemyśle wysokich technologii. Publikacje oraz praktyczne zastosowania to dwa wzajemnie się uzupełniające obszary pracy naukowej. Łączenie działalności publikacyjnej z praktycznymi wdrożeniami pracy naukowej zawsze było normą w naukach medycznych. Prawdopodobnie jest to przyczyną powstania w kraju wielu firm high-tech założonych przez naukowców z zakresu nauk medycznych.

Sytuacja w zakresie nauk technicznych czy stosowanych jest obecnie nieco lepsza niż była jeszcze dziesięć lat temu. Jednakże oderwanie polskich nauk technicznych od realnych zastosowań przemysłowych jest wciąż bardzo widoczne, szczególnie w porównaniu do Niemiec. W tym ostatnim kraju w zasadzie nie można zostać profesorem nauk technicznych, nie mając doświadczenia przemysłowego. W tej sytuacji przesadne nagradzanie polskiego naukowca za działalność publikacyjną prowadzi w pewnym sensie do deformacji jego aktywności.
Ilość środków finansowych pozyskanych przez polskie instytucje naukowe jest obecnie drugim głównym kryterium ich oceny.

Pozyskiwane środki finansowe są traktowane jako ekonomiczny miernik oceny wyników pracy naukowej, w tym praktycznych wdrożeń ocenianej instytucji naukowej. W praktyce jednak ilość pozyskanych środków naukowych zależy przede wszystkim od pozycji instytucji w krajowym środowisku naukowym, zarządzania kierownictwa, oraz zdolności lobbingowej danej instytucji, a w mniejszym stopniu od realnych wyników naukowych, w tym wdrożeń.


Osiągnięcia polskich naukowców uzyskały ogromną liczbę medali na międzynarodowych wystawach wynalazczości/innowacji. Problem jednak w tym, że obecnie powstał międzynarodowy rynek, na którym de facto kupuje się wyróżnienia poprzez opłacenie udziału w wystawie. Nawet znane międzynarodowe wystawy wynalazczości nagradzają wystawców setkami medali tak, aby za rok opłacili ponownie udział w wystawie. Zaledwie niewielki procent nagrodzonych wyrobów to autentyczne osiągnięcia naukowo techniczne. Ten system nagród dla produktów polskiego systemu naukowego jest wygodny zarówno dla naukowców jak i urzędników rozliczających projekty naukowe, ale takie wyróżnienia są prawie bezwartościowe na realnym rynku międzynarodowym. Tutaj najważniejszym certyfikatem są pozytywne opinie znanych klientów.
Na międzynarodowych wystawach wynalazczości można uzyskać nagrody za produkty, które nie są wynalazkami, czy nawet wzorami użytkowymi. W tej sytuacji uzyskanie patentów, szczególnie tych międzynarodowych, jest na pewno o wiele bardziej wartościowe i jest potwierdzeniem innowacyjności produktu czy technologii. W praktyce jednak zwiększenie liczby patentów wcale nie musi prowadzić do zwiększenia konkurencyjności polskiej gospodarki. Powodem tego są coraz większe ograniczenia przydatności systemu patentowania w skali globalnej z kilku przyczyn.

Pierwsza wiąże się z tym, że świat przyśpieszył. Na początku XX wieku kilkuletnie oczekiwanie na patent nie miało większego znaczenia. Proces wdrażania produktu był znacznie dłuższy. Obecnie, przez okres kilku lat, na bazie informacji ujawnionej w zgłoszeniu patentowym, obca firma może zbudować nowy produkt, zdobyć rynek, zarobić i zmodyfikować produkt tak, aby patent go już nie obejmował.

Druga wynika z faktu, iż świat stał się globalną wioską. Dla zapewnienia ochrony patentowej, firmy operujące w skali globalnej powinny uzyskać ochronę patentową w wielu krajach świata, co znacznie podnosi koszty patentowania i ogranicza jego efektywność ekonomiczną.

A trzecia to przesuwanie się środka ciężkości gospodarki światowej coraz bardziej na Daleki Wschód. System patentowy i pojęcie własności intelektualnej jest natomiast generalnie wytworem cywilizacji zachodniej. System ten został w pełni zaakceptowany tylko przez Japonię, w dużej mierze również przez Koreę Południową. Jednakże w zdecydowanej większości krajów azjatyckich, w tym w Chinach, system patentowania jest postrzegany jako niesprawiedliwy, narzucony przez kraje zachodnie dążące do zapewnienia sobie dużych zysków bez realnej pracy.

W tej sytuacji społeczeństwa tych państw w większości nie respektują patentów, czy też szerzej - pojęcia własności intelektualnej. Patentowanie zwykle nie zapewnia praktycznie żadnej ochrony, a wręcz przeciwnie - stwarza poważne zagrożenie dla firmy, która rozpoczęła proces patentowania.

Duże globalne firmy oferujące produkty przeznaczone na masowy rynek są zdecydowanie mniej wrażliwe na wady współczesnego systemu patentowania. Są one w stanie wymusić na całym świecie respektowanie swoich patentów przez najbliższe dziesięciolecia. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że duże globalne firmy wykorzystują system patentowy dla swoich celów. Niemniej jednak znaczna część mniejszych firm sektora high-tech będzie musiała w najbliższej przyszłości wypracować inny od obecnego patentowania model działania, jeśli chcą efektywnie działać w skali globalnej.


***

Przedstawiony powyżej opis sytuacji pokazuje tylko część z istniejących barier w rozwoju polskiego przemysłowego sektora hi-tech, których istnienie powoduje powstanie paradoksalnej sytuacji: zwiększanie nakładów na badania naukowe nie przynosi większego wzrostu przemysłowego sektora hi-tech. Te bariery tworzą pewien system, w którym polskie firmy przegrywają globalny wyścig, pomimo sporego potencjału ludzkiego.

Jednocześnie można wyciągnąć wniosek, że obecna zła sytuacja polskiego przemysłu wysokich technologii jest konsekwencją nie tylko błędów ma etapie transformacji ustrojowej, ale co najmniej w równym stopniu jest skutkiem istniejących barier dla rozwoju tego przemysłu. Bez ich usunięcia polski przemysł wysokich technologii będzie się rozwijał w wolnym tempie. Natomiast ich likwidacja może wyzwolić spory potencjał i przynieść szybką poprawę sytuacji gospodarczej. Przyszłość pokaże, czy polskie elity polityczne, środowisko naukowe i przemysłowe zechcą podjąć wysiłek utworzenia efektywnego systemu wsparcia krajowego przemysłu wysokich technologii tak jak zrobiono to w wielu krajach świata.

Jestem osobiście pesymistą, co do perspektyw szybkiego usunięcia barier rozwoju krajowego przemysłowego sektora wysokich technologii. Wymaga to bowiem dużej determinacji - zarówno ze strony elit rządzących, środowiska naukowego, przemysłowego, które musiałyby podjąć działania wbrew własnym krótkoterminowym interesom.
Świadkiem takiej determinacji byłem w krajach Dalekiego Wschodu (Korea, Tajwan, Chiny), w których zarówno elity, jak i szersze grupy społeczne, gotowe są do działań wbrew własnym bieżącym interesom, jeżeli tylko dostrzegają w dłuższej perspektywie czasowej znaczne korzyści dla siebie, ale jeszcze bardziej dla następnych pokoleń. Podam kilka przykładów.
System gospodarczy istniejący w krajach dalekowschodnich oparty na filozofii konfuncjańskiej (nawet w komunistycznych Chinach) był bardzo zbiurokratyzowany i mało efektywny. Jednakże w przeciągu prawie jednego dziesięciolecia kraje te były w stanie stworzyć doskonałe warunki do rozwoju własnych firm, w tym firm high-tech.
Tradycyjny system konfucjański dawał bardzo niską pozycję społeczną osobom zajmującym się praktycznym wykorzystaniem wiedzy. Naukowcowi nie wypadało zajmować się wdrożeniami. Z tych względów proch, kompas, porcelana były wynalezione w Chinach, ale wdrożone do produkcji masowej w Europie. Tymczasem obecnie twórcy firm hi-tech, czy naukowcy, których wyniki badań zostały wdrożone przez lokalny przemysł, cieszą się bardzo dużym szacunkiem, jako twórcy dobrobytu tych państw. Sukcesy eksportowe firm high-tech to przedmiot dumy dla lokalnych społeczeństw.

Jeszcze kilka dekad wcześniej społeczeństwa dalekowschodnie miały ogromne kompleksy wobec osiągnięć kultury zachodniej w zakresie nauk ścisłych i technicznych (wystarczy popatrzeć na listę wielkich fizyków, na której prawie nie ma przedstawicieli narodów azjatyckich). Obecnie te kompleksy prawie nie istnieją i zaczyna się trend odwrotny. Społeczeństwa państw azjatyckich szkolą już swoją młodzież w duchu pewnej wyższości kulturowej. Także ze wskazaniem strategicznego celu, jakim jest budowa potęgi gospodarczej poprzez rozwój własnej nauki i przemysłu wysokich technologii.

Gospodarki takich krajów jak Japonia, Korea, Tajwan są teoretycznie w pełni otwarte dla firm zagranicznych. W praktyce jednak istnieje tam system, który formalnie spełniając wszelkie umowy o wolnym handlu daje preferencje dla rodzimych firm. Wspieranie działalności swoich rodaków (dostrzegając pośrednie korzyści dla siebie, czy otoczenia) to naturalne zachowania dla tych społeczeństw. Zjawisko bezinteresownej zawiści jest praktycznie nieznane.


Społeczeństwa dalekowschodnie są zdolne do dużych poświęceń, niewyobrażalnych dla społeczeństw europejskich w przypadku zagrożenia rozwoju kraju. W 1997 roku rząd koreański wezwał społeczeństwo do składania depozytów w bankach koreańskich oraz do darowizn dla przezwyciężenia ówczesnego kryzysu gospodarczego. Koreańczycy autentycznie oddawali własne kosztowności dla ratowania kraju. Rok później kryzysu już nie było. O tym mechanizmie przypomniał mi ostatnio znajomy Koreańczyk, komentując kryzys w EU.

W mojej ocenie, społeczeństwa dalekowschodnie w przeciągu ostatnich kilku dziesięcioleci radykalnie zreformowały swój system społeczny, pozbywając się większości barier utrudniających rozwój gospodarczy. W społeczeństwach europejskich, w tym w Polsce, mamy tymczasem trend odwrotny i dlatego jestem pesymistą co do możliwości szybkiego usunięcia barier rozwoju polskiego przemysłu wysokich technologii. Niemniej podkreślam, że bardzo chciałbym się mylić w swojej pesymistycznej ocenie perspektyw dla polskiego przemysłu wysokich technologii.

Krzysztof Chrzanowski

* http://www.sprawynauki.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2446:co-si-stao-z-polskim-przemysem&catid=303&Itemid=30



**
http://www.sprawynauki.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2472:budujmy-przemys&catid=304&Itemid=30

 

Wszystkie wytłuszczenia w tekście pochodzą od redakcji.