banner


ModzelewskiLekturę książki Piotra Skwiecińskiego Kompleks Rosji, będę polecał wszystkim, mimo że tylko z jednym poglądem autora zgadzam się w pełni. Którym? Otóż na stronie 141 pada ważne i głębokie stwierdzenie: „Rosja to jest skomplikowana rzeczywistość”. Nic dodać, nic ująć. Brzmi to jednak dość banalnie. Co więc skłoniło autora do tak odważnej tezy? Spróbuję odpowiedzieć na pytanie, dla kogo Rosja jest zbyt skomplikowana i za trudna. Takich osób jest pod polskim i nie tylko polskim niebem wiele. Pozwolę sobie również nadać im autorskie określenia.

Pierwsza grupa pieczętuje się mianem rusofobów zadeklarowanych. Oni nie bez dumy sami twierdzą, że mają trwałe i nieusuwalne antyrosyjskie fobie. Dla nich Rosja to „azjatycka dzicz”, zaludniona przez pijanych, śmierdzących gnojem „kacapów”, prymitywnych i (jednocześnie) podstępnych, krwawych i nikczemnych, nienawidzących wszystkiego, co polskie, a przede wszystkim „zachodnie”. Ich zdaniem kultura rosyjska to wypociny zamroczonych wódą meneli. Pogardę dla wszystkiego co rosyjskie, łączą z niekłamanym zachwytem dla wszystkiego co zachodnie, a przede wszystkim amerykańskie – to dla nich nieosiągalny szczyt doskonałości i (mroczny) przedmiot pożądania. Ludzie ci poza Polską w zasadzie nie występują, a i u nas nie stanowią istotnej grupy: są głośni, obecni w mediach i niezdolni do jakiejkolwiek dyskusji. Stąd nazwę ich OPĘTANYMI.

Drugą grupę tworzą tzw. antykomuniści. Oni wciąż nienawidzą Związku Radzieckiego, który był tylko nową formą rosyjskiego imperium („od białego do czerwonego caratu”). Dla nich całe zło bolszewizmu ma tylko „rosyjskie korzenie”, w 1920 roku ponoć najechali nas „Rosjanie”, mimo że byli to bolszewicy walczący równocześnie z Rosją. Przez pewien czas antykomuniści przycichli, bo Związek Radziecki sam się rozwiązał, a Rosja odrzuciła bolszewicką spuściznę, np. tam zdelegalizowano partię komunistyczną (a u nas nie). Dla antykomunistów nadeszły trudne czasy, bo ich wróg przeszedł do historii. Siły oczywiście wróciły im wraz z Władimirem Putinem, który ich zdaniem dąży do odtworzenia Związku Radzieckiego („ZSRR – reaktywacja”). Walczą więc ze współczesną Rosją pod sztandarem antykomunizmu, cytują myśli Zbigniewa Brzezińskiego i inne sowietologiczne („kremlinologiczne”) wypociny na temat „kryptokomunistów” rządzących nie tylko w Rosji, tropią ich i demaskują „agentów wpływu”. Wielbią za to „liberalną demokrację”, „wolny rynek” i Balcerowicza. Nie przeszkadza im, że jedynym państwem komunistycznym są Chiny (jedna z dwóch potęg świata) i bez wzgardy używają wszystkiego, co chińskie, mimo że z obrzydzeniem odrzucają wszystko to, co komunistyczne. Ich nie trzeba odrębnie określać, są ANTYKOMUNISTAMI i już.

Trzecią grupą są postPolacy, będący już na wyższym poziomie rozwoju, czyli Europejczycy. Dla nich ojczyzną jest „Zjednoczona Europa”. W niej chcą żyć. Reszta ich nie obchodzi. Europejczycy nie sięgają wyobraźnią na Wschód, dla nich już praska część Warszawy to przedmieścia obcego świata. Nic ich nie obchodzą jakieś stosunki polsko-rosyjskie. Putina trzeba odstraszać, a gdy się nie da, trzeba stąd uciec. Nie chcą żyć w „postkomunistycznym świecie”, tu nie ma przyszłości. Najlepiej uzyskać europejskie obywatelstwo, czyli np. niemieckie, awansować w korporacji do ich central położonych w Starej Europie. Ich też nie trzeba na nowo określać: są to EUROPEJCZYCY.

Czwartą, chyba ostatnią grupę tworzy niedouczona część pokolenia wychowanego w III RP, które nic nie wie i ma wszystko gdzieś („w dupie”). Im się myli Powstanie Styczniowe z Warszawskim, stan wojenny należy do zapomnianej prehistorii, podobnie jak czasy Polski Ludowej i socjalizmu. To oni opowiadają dowcip, że w komunistycznej Polsce w galeriach handlowych był tylko ocet. O Rosji nie wiedzą nic i nie chcą wiedzieć. Najczęściej nazywa się ich LEMINGAMI, i tak już zostanie.

Nie wiem, czy Opętani, Antykomuniści, Europejczycy i Lemingi sięgną po książkę Piotra Skwiecińskiego. Wątpię, bo albo potwierdzi on ich przekonania („to już wiemy”), albo ich to nic nie obchodzi. Te cztery grupy nadobecne w tzw. przestrzeni publicznej nie stanowią jednak większości, przynajmniej chcę w to wierzyć. Książkę tę polecam wszystkim pozostałym, głównie po to, aby wyrobili sobie swój osąd o Rosji, odróżnili fobie od uzasadnionych obaw, a przede wszystkim byli pokoleniem bez „kompleksu Rosji”. Nie musimy tu mieć żadnych kompleksów w stosunku do kogokolwiek. Nie musimy się bać, a przede wszystkim nie wolno nam się bać. Trzeba również pomóc (jeżeli się da) tym, którzy żyją w świecie kompleksów.
Witold Modzelewski