banner

 

Przez tysiąclecia istnienia cywilizacji w życiu politycznym, społecznym i kulturalnym dominowali mężczyźni. Patriarchat stanowił podstawową formę organizacji rodziny i jego znaczący wpływ jest widoczny w większości społeczeństw po dziś dzień.
W kulturze Zachodu widać jednak idące zmiany. Można powiedzieć, że rewolucyjne, zważywszy że  od pierwszych wystąpień feministek minęło zaledwie nieco ponad sto lat.

 

Prekursorki - godnie i niegodne

Męska dominacja znacznie umniejszyła rolę kobiety w dziejach, ale nie skazała najwybitniejszych przedstawicielek płci pięknej na całkowite zapomnienie. I nie chodzi w tym miejscu o kobiety, kapłanki domowego ogniska, których ucieleśnieniem były rzymskie westalki, ale o te, które miały realny wpływ na bieżące wydarzenia  państwowe lub spełniały się jako animatorki życia kulturalnego i wybitne artystki. Wszak greckie muzy były kobietami…

Ale od początku. Zapewne pierwszą znaczącą damą na scenie politycznej była królowa Hatszepsut, matka faraona Totmesa III, który na przełomie XVI i XV wieku p.n.e. zawędrował na czele swoich hufców na północ aż po Eufrat, a na południe po IV kataraktę Nilu,  podbijając przy okazji pomniejsze państewka. Zanim jednak zasiadł na tronie imperium, rządy sprawowała jego matka, konsekwentnie odsuwając syna od spraw państwowych. Według źródeł musiała jednak przyprawiać sobie brodę, bowiem nikt z jej poddanych nie zaakceptowałby jako faraona… kobiety manifestującej swoją kobiecość.

Na przełomie VII i VI wieku p.n.e. grecka poetka Safona z Metyleny na Lesbos ponoć zasłynęła Hymnem do Afrodyty, który dał początek  tzw. strofie safickiej, często stosowanej w liryce miłosnej. Z jej osobą wiąże się również szkoła dla dziewcząt na wspomnianej wyspie, gdzie dumne panie miały się oddawać…miłości homoseksualnej. Trudno powiedzieć jak było naprawdę, ale po dziś dzień taką miłość  określa się mianem safizmu lub jako lesbijską.

Realny wpływ na politykę miała również żona przywódcy Aten   Peryklesa Aspazja z Miletu, kobieta nieprzeciętnej urody i inteligencji. Męski establishment nie chciał jej jednak zaakceptować i oskarżył ją o bezbożność i niemoralność, co w owym czasie było dość powszechną praktyką pozbywania się politycznej konkurencji. Oracja jej małżonka i jego szczere łzy ocaliły ją od wyroku surowych sędziów…

I wreszcie Waleria Mesalina,  trzecia żona ułomnego cesarza Klaudiusza. Dama, o której erotycznych wybrykach krążyły legendy, chętnie podejmowane nawet przez tak wybitnych biografów cesarzy jak Swetoniusz. Nie wiadomo, ile jest prawdy w tym, iż wyzwała na „maraton erotyczny” jedną z najbardziej znanych prostytutek w Rzymie. Wydaje się raczej, że padła ofiarą męskiej zmowy dwóch zaufanych współpracowników cesarza, wyzwoleńców Narcyza i Pallasa, którzy obawiali się jej wpływu na decyzje władcy. Była zatem kobietą wyzwoloną ambitną, ale czy można nazwać ją matką feminizmu?

Rzecz jasna w dziejach zapisało się znacznie więcej pań mądrych i szlachetnych jak królowe,  Elżbieta I czy Wiktoria, lub kobiet z ludu w rodzaju Joanny d’Arc, niemniej ich nieliczna reprezentacja na pewno nie oddaje rzeczywistej roli, jaką odegrały w historii.

 

Sufrażystki- zapowiedź zmian

Pierwszym zwiastunem emancypacji kobiet była Deklaracja Praw Kobiety i Obywatelki, autorstwa córki rzeźnika i praczki Olimpii de Gouges, z okresu Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Czasy były jednak burzliwe i postępowa dama za napisanie 30 pamfletów przeciwko rządom Robespierre’a  powędrowała na szafot w gronie jego przeciwników.

Pierwszy krok został jednak poczyniony i w całej Europie Zachodniej oraz Ameryce Północnej zaczęły pojawiać się głosy domagające się dostępu kobiet do edukacji, a także możliwości rozporządzania swoim majątkiem. W II połowie XIX wieku coraz częściej ruchy emancypacyjne zaczęły skupiać się na walce o prawa polityczne. Ponieważ główny postulat dotyczył  praw wyborczych, członkinie owego ruchu nazwano sufrażystkami, od łacińskiego słowa suffragium, oznaczającego zarówno wspomniane prawa, jak i tabliczki do głosowania.

Męska solidarność została jednak złamana dopiero po wojnie secesyjnej, być może za sprawą zniesienia niewolnictwa, i w 1869 roku panie po raz pierwszy mogły pójść do urn w stanie Wyoming. Panowie jednak nadal traktowali ich „wyborcze pomysły” niezbyt poważnie, choć duchowym ojcem emancypantek stał się znany  filozof John Stuart Mill.

Koniec XIX wieku przyspieszył walkę kobiet o prawa obywatelskie. Już w 1893 roku w ślad za stanem Wyoming poszła Nowa Zelandia, a w niespełna dekadę później - Wielkie Księstwo Finlandii, co było o tyle dziwne, że należało do… carskiej Rosji, której obce były w zasadzie wszelkie idee demokratyczne.

Kolejnym obrońcą  praw kobiet stał się znany brytyjski prawnik Richard Pankhurst, który bezskutecznie usiłował przeforsować ustawę o przyznaniu kobietom prawa wyborczego. Nadal więc obowiązywała ustawa z 1866 roku, w myśl której panie są pozbawione zdolności rozumienia arkanów polityki i nie powinny w niej brać udziału.

Nieco lepiej przedstawiał się dostęp pań do edukacji, gdyż już od połowy lat 80. XIX wieku mogły podejmować studia wyższe.

Walka sufrażystek przyjmowała w tym okresie często kuriozalne formy. Damy potrafiły atakować polityków fizycznie, używając szpicrut jako narzędzi wymierzania im kar cielesnych. Ich ofiarami padli nawet tak znamienici mężowie stanu jak premier Herbert Asquith, czy ówczesny minister spraw wewnętrznych, późniejszy premier Winston Churchill. Co ciekawe, wymierzano im za takie działania stosunkowo niskie kary - grzywny z zamianą na kilka tygodni aresztu, zapewne chcąc zdeprecjonować rangę ich protestów. Panie jednak niemal bez wyjątków decydowały się na trudy więziennego życia.

Od 1897 roku walkę o równouprawnienie koordynowała, powołana przez Millicentę Fawcett, Federacja Stowarzyszeń Sufrażystek. Główną rolę w tej organizacji odegrała jednak Emmeline Pankhurst, żona wspomnianego Richarda i jej trzy córki. Jedna z nich, Christabel,  ukończyła prawo i zajęła się fachową obsługą emancypantek.

A w Polsce …

 

Ziemie polskie nie pozostawały w tyle, choć sytuacja tutaj była znacznie trudniejsza ze względu na tradycyjnie restrykcyjną politykę zaborców, którzy w każdym postępowym ruchu dopatrywali się spisków. W 1905 roku udało się przedstawicielkom wszystkich  zaborów spotkać  w Krakowie i sformułować pierwsze wnioski na temat istnienia różnych zasad etycznych dla mężczyzn  kobiet.


W tym czasie sędziwa Eliza Orzeszkowa (zm. 1910) miała już za sobą chrzest bojowy w walce o  przełamanie moralnego tabu, gdyż po unieważnieniu swego małżeństwa związała się z żonatym mężczyzną, prawnikiem Stanisławem Nahorskim. Równie zaciekle atakowała istniejące stosunki Zofia Nałkowska, autorka „referatu programowego” na zjeździe kobiet w Warszawie w 1907, oraz Izabela Moszczyńska przeciwniczka doktora Miklaszewskiego, który oceniał rozkosz płciową jako zwierzęcą chuć i wyraźnie przeciwstawiał jej „wzniosłe uczucie miłości”.

 

Wojna w służbie  kobiet

 

Wybuch I wojny światowej stał się cezurą w rozwoju ruchu emancypacyjnego kobiet. Mężczyźni z pieśnią na ustach dziarsko wyruszyli na front, a biura i fabryki opustoszały. Nikt jednak nie zakładał, że europejski konflikt będzie trwał całe pięć lat, pochłonie dziesięć milionów ofiar, a w jego wyniku upadną trzy największe monarchie, ostoje konserwatyzmu. W czasie działań wojennych coraz większe zapotrzebowanie na rekruta spowodowało konieczność zatrudniania kobiet na tradycyjnie męskich posadach, co w konsekwencji znacznie poprawiło status społeczny płci pięknej.


Po wojnie lawinowo parlamenty europejskie zaczęły przyznawać kobietom prawa wyborcze, a jako jedna z pierwszych, w 1918, uczyniła to Polska. W Wielkiej Brytanii panie musiały poczekać na ten przywilej jeszcze dziewięć lat. Zwycięstwo w walce o pełnię praw politycznych zbiegło się w czasie z pierwszą rewolucją obyczajową, której atmosferę doskonale oddaje obraz Otto Dixa  „Szalone lata dwudzieste”, część tryptyku  „Les Noctambules”. Roztańczone pary w oparach dymu i alkoholu i wyzywające chłopczyce doskonale ukazują gorączkowy pośpiech i pogoń za uciechami doczesnego świata. Nocne kluby i kabarety, z których słynęły Paryż i Berlin stały się symbolem seksualnego wyzwolenia i nieskrępowanej wolności, a radio - znakiem czasu i pokonania komunikacyjnych barier.

II wojna światowa i jej okropności postawiły znak zapytania nad dotychczasowym porządkiem moralnym, a udział kobiet w działaniach wojennych, a zwłaszcza pracy wywiadowczej na zawsze odmienił ich status jako „męskiej własności”.

Rzecz jasna, zmiany te nie następowały równomiernie w całej Europie czy Ameryce Północnej. Konserwatywne społeczeństwa krajów bałkańskich czy fundamentalistyczne grupy protestanckie za oceanem nie przyjmowały do wiadomości zachodzących przemian.
Równie zachowawczy okazali się Szwajcarzy, którzy dopuścili panie do urn w 1974 roku, a w kantonie Appenzell szesnaście lat później.  Ale cóż się dziwić, wciągu ostatnich kilku stuleci w zasadzie nie wojowali, chyba tylko jako najemnicy…

Nawet w krajach socjalistycznych i w samej kolebce rewolucji, ZSRR, w których oficjalnie obchodzono Dzień Kobiet 8 marca, panie rzadko zasiadały w rządowych ławach, nie mówiąc o tym, iż żadnej nie udało się stanąć na czele rządzącej partii, czy nawet wejść do jej ścisłego kierownictwa.


Polska i tym razem okazała się pewnym ewenementem. Tutaj towarzysze, włącznie z pierwszymi sekretarzami, szarmancko całowali kobiety w rękę, a Zofia Grzyb jako pierwsza z nich zasiadła w ławach Biura Politycznego PZPR. Z drugiej strony, silny Kościół katolicki, który akcentował prymat tradycyjnych wartości nad „nowinkami ze świata” mocno przeciwstawiał się tendencjom feministycznym, czego skutki są widoczne do dzisiaj.

 

Rok 1968 -przełom czy przepaść

Rewolta 1968 roku na zawsze pogrzebała marzenia konserwatystów o harmonijnym społeczeństwie opartym o tradycyjny podział  ról na męskie i żeńskie.  Studenci, podbudowani książkami Herberta Marcuse’a i Jeana Paula Sartre’a, rozpoczęli własny marsz ku wolności, do którego przyłączały się kolejne grupy społeczne,  niezadowolone z mieszczańskiego, konsumpcyjnego modelu życia. „Dzieci-kwiaty”, narkotyki, hard rock, życie w komunach i wolna miłość stały się sztandarowymi hasłami zbuntowanego pokolenia.

Groźnym, ubocznym skutkiem radykalizowania się nastrojów stał się rozkwit ruchów anarchistycznych, z których niektóre, jak Frakcja Czerwonej Armii czy Czerwone Brygady, weszły na drogę terroryzmu, dopuszczając się licznych zbrodni. Na uniwersytetach zaczęło dochodzić do palenia tradycyjnych podręczników, a na transparentach dominowały  portrety Che Guevary  i Mao Zedonga. Syndrom wietnamski i wzrost napięcia na Bliskim Wschodzie po wojnie sześciodniowej dopełniły obrazu niszczenia.

Także ruch feministyczny znalazł się w trudnej sytuacji, gdyż w ramach retorsji partie konserwatywne i kościoły znów powróciły do dawnej retoryki podważającej celowość i znaczenie zmian.

 

Quo vadis domina*?

W ostatnich dekadach doszło do znacznej polaryzacji światopoglądowej widocznej zwłaszcza na przykładzie społeczeństwa polskiego. Z jednej strony ruch feministyczny wywalczył sobie parytet na listach wyborczych i zmiany w prawie mające przeciwdziałać przemocy wobec kobiet.
Z drugiej - nagminne łamanie ich praw i wzrost handlu kobietami na całym świecie, którego, według danych La Strady pada także ok.10 000 Polek rocznie, stawia pod znakiem zapytania dotychczasowe działania w zakresie zapobiegania tym zjawiskom jak również aktywność organizacji feministycznych.
Czy ratyfikacja Konwencji Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, przyjęta w Stambule w 2011 r. naprawdę  wpłynie na zmianę mentalności brzydszej połowy ludzkości i poprawi relacje pomiędzy obu płciami?  Czas pokaże.

Leszek Stundis

 

*Domina - łac. pani, władczyni, ale i gospodyni domu czy kochanka