banner

 

Primus in orbe deos fecit timor *
Tebaida, Publiusz P. Stacjusz

 

Czarnecki do zajawkiNapływ do Europy milionów uchodźców z krajów Południa - nie pierwszy tego typu przypadek w dziejach Starego Kontynentu – skutkuje m.in. rosnącą islamofobią. Wynika ona po części z tego, że religia Mahometa jest od kilku dekad najszybciej przyrastającym ilościowo wyznaniem na świecie. Z różnych względów: prostoty i rewolucyjnego antyimperializmu (w swym społecznym i politycznym wymiarze), jak i rosnącego przyrostu naturalnego w krajach niegdyś zwanych Trzecim Światem. Z tego tytułu, a także zmian klimatycznych oraz wojen i chaosu wywoływanego przez de facto kolonialną (eksploatacja bogactw naturalnych) politykę Zachodu – zwłaszcza Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, ale i Francji – ludzie uciekają do spokojniejszych, stabilniejszych i bogatszych krajów.

Ale historycznie rzecz biorąc, uwzględniając jednocześnie wiedzę kulturoznawczą, antropologiczną, socjologiczną - tylko barbarzyńcy zdolni są odmłodzić świat w zmierzchu jego cywilizacji (Fryderyk Engels). Tak było z Rzymem. Dziś wielu myślicieli uważa, iż uwiąd i degradacja kultury Zachodu ciągle postępuje, co skutkuje jego wycofaniem na pozycje obronne i budowaniem murów niczym rzymskie limesy i strażnice nad Renem, Dunajem czy w północnej Brytanii (mur Hadriana). Strach i bojaźń generują nienawiść, uprzedzenia, katastroficzne wizje i spiskowe teorie.

Islamofobia ma szerszą, często głębszą, obecną od dekad (by nie powiedzieć – od wieków) ukrytą genezę: rasistowską, ksenofobiczną, konfesyjną, imperialno-postkolonialną. Podobnie jak wcześniejszy antyjudaizm, XIX- i XX-wieczny antysemityzm, wyrosłą z religijnych argumentów. Otóż brutalizację życia wieków ciemnych, cywilizacyjny upadek we wczesnym Średniowieczu, kompletną deprecjację kultury po upadku Imperium Rzymskiego tłumaczy się… ofensywą islamu w VII, VIII i IX wieku. Nawet doskonale opisany do tej pory obraz mauryjskiej Hiszpanii został uznany za echo chrześcijańskiego Zachodu (czyli postwizygockiego).


Krucjata – narzędzie polityczne i ekonomiczne


Już w końcu ub. wieku znany watykanista Vittorio Messori stwierdził, że wyprawy krzyżowe były uprawnioną obroną chrześcijaństwa przed ofensywą islamu. W podobnym tonie pisała u kresu życia słynna dziennikarka Oriana Fallaci. Izraelski historyk, znawca epoki krucjat, Joshua Prawer zauważa, iż otworzyły one drogę Zachodowi i chrześcijaństwu rzymskiemu, (które siebie utożsamia teraz za jedynego nosiciela prawdy), do hegemonii w skali świata.
Absolutyzacja nauk Rzymu w przedmiocie interpretacji prawd wiary, w połączeniu z militarną siłą rycerstwa zachodniego i agresywnym klimatem oraz rozhuśtanymi emocjami na kanwie wypraw do Palestyny, czyni wrogiem Zachodu nie tylko muzułmanów, ale także chrześcijan wschodnich (wszystkich denominacji). Tym samym chrześcijaństwo zostało utożsamione z Zachodem i kolonializmem, a krucjata stała się mentalnością, narzędziem politycznym, przedsięwzięciem militarnym i zyskowną formą działania w duchu homo oeconomicus.

Kardynał Giacomo Biffi w jednej z enuncjacji (przełom wieku XX i XXI) stwierdzić miał, iż „krucjaty to ogromny wysiłek misyjny szerzący chrześcijaństwo na Wschodzie”. I w tym bon mocie tkwi esencja piętna, jakie odcisnęło się w tej epoce na mentalności ludzi Zachodu: wyższość kulturowo-cywilizacyjna z racji wyznawanej religii oraz posiadanie prawdy implantowanej bezpośrednio z niebios na Ziemię, zmaterializowanej w postaci kultury chrześcijańskiej. To w tym tkwi źródło takiego spojrzenia na rzeczywistość cytowanych niżej ludzi Kościoła, choć odnieść to można do późniejszej 700-letniej historii Europy - kolejnych podbojów, misji, kolonizatorskich zapędów czy jak dziś się mówi – interwencji humanitarnych.

Papież Bonifacy VIII (1294-1303) w tym samym duchu pisał, że „Istnieje jeden katolicki i apostolski Kościół; poza nim nie ma zbawienia, ani przebaczenia grzechów. Była tylko jedna arka, a Noe był jej kapitanem. Istnieją dwa miecze: duchowy i świecki. Świecki miecz ma być używany dla Kościoła, duchowy przez Kościół. Jeden jest w ręku kapłana, drugi w rękach królów i rycerzy, ale ma być używany zgodnie z rozkazami kapłana”.
A dwudziestowieczny, może największy teolog katolicki, Karl Rahner (jeden z koryfeuszy Vaticanum II, czyli osoba nie reprezentująca katolickiej konserwy i ortodoksji w stylu epoki Piusów) napisał, iż „trzeba przy tym wszystkie wypowiedzi na temat osobowego, nieskończonego Boga rozumieć jako wypowiedzi analogiczne, orzekające o niepojętej tajemnicy. Z teologicznego punktu widzenia monoteizm Starego i Nowego Testamentu oznacza, iż ów byt i owa moc, których doświadczamy w historii zbawienia jako działających tu i teraz (nasz Bóg, Bóg ojców) nie reprezentują jakiejś boskiej mocy, ale jednego, jedynego, absolutnego Boga (po prostu Boga, oprócz którego nie ma żadnych innych bogów), jedyną podstawę i wszech mocnego Pana całego świata i całej historii”.

Rzym nie upadł pod ciosami tylko i wyłącznie Germanów. Wieki ciemne to niezwykle złożona kompozycja wynikająca z wielu sumujących się czynników. Mentalność pierwotnych chrześcijan – przede wszystkim tzw. Ojców Kościoła - była tu nie mniej istotnym czynnikiem niż hordy barbarzyńców pustoszące tereny Imperium Romanum od III w. n.e. Szerzenie nowych, „jedynie słusznych” obyczajów i takiego sposobu patrzenia na świat i ludzi (podlane agresywną retoryką i nienawistną narracją), które atakowały wszystko co nie chrześcijańskie, musiało powodować degenerację społecznego myślenia i barbaryzować zachowania oraz relacje interpersonalne.

Modelową ilustracją dla przedstawionej tezy są wyczyny biskupa Aleksandrii św. Cyryla i towarzyszących mu hord mnichów, bojówkarzy i regimentu straży przybocznej podczas III-go, powszechnego soboru ekumenicznego w Efezie (431 r.). Mogą one posłużyć za wzorcowe przykłady agresji, barbarzyństwa i nienawiści wywoływanej przez wysokiej rangi hierarchę kościelnego.
Asysta w postaci zorganizowanych bojówek złożonych ze sfanatyzowanych mnichów, pielęgniarzy, włóczęgów, robotników portowych i marynarzy zawsze towarzyszyła aleksandryjskiemu patriarsze. Stanowiła narzędzie załatwiania nie tylko wszelkich spraw związanych z religijnymi czy teologicznymi sporami, ale też służyła do wymuszania określonych decyzji administracyjnych.

Był to sposób realizowania polityki zgodnej z interesami patriarchy Aleksandrii, trzeciego miasta pod względem znaczenia i ważności po obu stolicach - Rzymie i Konstantynopolu - w całym Imperium. Nie cofający się przed jakąkolwiek formą przemocy, sakro-bojówkarze terroryzowali sądy, atakowali urzędników państwowych oraz przeciwników oficjalnej linii głoszonej przez urzędującego patriarchę, u którego pozostawali na żołdzie. Zamach na cesarskiego namiestnika Orestesa i dramatyczna śmierć filozofki Hypatii są tego widomymi przykładami.
I to jest także jedno ze źródeł upadku Cesarstwa: anarchia, niestosowanie się do obowiązującego prawa, demolowanie porządku administracyjnego, upadek szacunku do urzędu itd.


Tworzenie mitów na potrzeby ideologii

Dlaczego o tym warto wspominać? Otóż odkrycie w 1857 roku koło Toledo zbioru misternie zdobionych wizygockich koron wotywnych inkrustowanych drogocennymi kamieniami żywo przywodzi na myśl opis podany przez arabskich zdobywców i rzeczywistość mauryjskiej Iberii. Wynikać ma stąd, że Maurowie, podbijając w VIII wieku dzisiejszą Hiszpanię, zastali tam kwitnącą, tolerancyjną, bogatą i pełną rzymskich cnót społeczność. I taki miał być według tych mniemań ówczesny Zachód.
Ma ta teza udowodnić, iż islam nic wartościowego i trwałego Zachodowi nie dostarczył, nie wzbogacił go o nic pozytywnego, nie przekazał mu jakiejkolwiek pozytywnej tradycji i wartości. Przeciwnie, zaraził niby-spolegliwe, niby-miłosierne i pełne biblijnej miłości bliźniego i rudymentarnych nauk Jezusa ówczesne chrześcijaństwo oddechem agresji, nienawiści, wojny i przemocy.

Islam miał spowodować powstanie nowych wieków ciemnych? Ale królowie Italii czy Iberii od samego początku wzorujący się na dworze z Konstantynopola, uważając się za sprzymierzeńców czy wręcz funkcjonariuszy i urzędników Bizancjum, bijący złote monety z podobieństwami imperatorów bizantyjskich, mieszkający w okazałych pałacach i willach wcześniej wzniesionych przez rzymskich prokuratorów, konsulów, patrycjuszy byli nadal w zachowaniach i mentalności germańskimi barbarzyńcami. Wraz ze swymi współplemieńcami stanowili zdecydowaną mniejszość w masie postrzymskich populacji we wszystkich prowincjach Zachodu. To były enklawy bogactw i kultury - mizerne echo dawnych czasów rzymskiego imperium - wśród dżungli upadku.

Wielu znawców tematyki, np. analityk geopolityki prof. Andriej Fursow twierdzi, iż końcem Imperium Rzymskiego de facto jest zaprzestanie (ok. 500 r. n.e.) działania ostatniego akweduktu (w dzisiejszej pd. Francji). To jest koniec tzw. technopolu charakterystycznego dla Imperium Romanum. Bogactwo w zamkach, pałacach, siedliskach wcale nie musi świadczyć o odczuwanej jakości życia ludu.


Scenariusz upadku


Ekonomista, politolog i myśliciel (w pewnym sensie wizjoner) z Massachusetts Institute of Technology prof. Lester C. Thurow w swym światowym bestsellerze pt. „Przyszłość kapitalizmu” porównuje aktualną sytuację cywilizacji Zachodu do schyłku Imperium Rzymskiego. Czyni to na podstawie bezpośrednich obserwacji oraz analiz procesów zachodzących w fantastycznych (z punktu widzenia dogmatycznych liberałów i ich bezkrytycznych akolitów) latach przełomu XX i XXI wieku. Emanacją tych poglądów jest m.in. skompromitowana dziś i obśmiana teza Fukuyamy o „końcu historii”, z której sam autor się chyłkiem wycofał.

Średniowieczne „wieki ciemne” zdaniem Thurowa to lata 476 – 1453. Jego zdaniem, w tym okresie sukcesywnie spadały realne dochody, choć w trakcie życia jednego pokolenia było to (i jest) trudne do zauważenia. Technologie były nadal stosowane, choć produkcja spadała mimo unowocześniania starych rozwiązań i jakość życia się obniżała. W późnym Antyku i następującego po nim Średniowieczu, duch wczesnego chrześcijaństwa odrzucił, potępił i zdeprecjonował (jako niezgodny z doktryną ówczesnego Kościoła) cały hellenistyczny dorobek, w tym naukę.

To ideologia, a nie przestarzała technologia zapoczątkowała długotrwały rozkład. Ludzie w stosunkowo krótkim czasie odrzucili to, co wiedzieli. Nawet najpotężniejsi z feudalnych magnatów żyli na poziomie znacznie ustępującym poziomowi przeciętnych obywateli Rzymu. Jako, że nie istniało żadne zabezpieczenie przed wędrownymi bandami rabusiów, a plemienne hordy Germanów czy przypadkowo zebranych łotrzyków przemierzały bezkarnie tereny wczorajszego Imperium, upadł handel, produkcja – zwłaszcza rolnicza. Wyżywienie wielkich miast stało się niemożliwe, stąd skurczyły się one do wymiaru niewielkich miejscowości.
Jak podają roczniki papieskie czy wspomnienia kronikarzy, przez wiele dekad (między VI a IX wiekiem) w rzymskich parkach i ogrodach pasły się krowy, a samo miasto liczyło niewiele więcej niż 10 tysięcy mieszkańców (podczas gdy Konstantynopol, mauryjska Kordoba, Bagdad czy Damaszek miały po ok. 0,8 - 1 mln mieszkańców).*

Przez okres „wieków ciemnych” drogi rzymskie stanowiły nadal cały czas podstawę transportu w zachodniej Europie, bo innych nie budowano, nie utwardzano istniejących. To świadczy o upadku technologicznym i wizjonerskim tamtego świata. Zajęto się ascezą, mistyką, kontemplacją, studiowaniem myśli cenobitów i anachoretów. Wybuchające zarazy tłumaczono gniewem bożym, choć kilka wieków wcześniej greccy i rzymscy lekarze zbudowali racjonalne podstawy współcześnie rozumianej medycyny.
Brak stabilizacji, niepewność, rozprzężenie i upadek dyscypliny społecznej powodowały agresję, którą pogłębiała niemożliwość zaspokojenia konsumpcji indywidualnej (spadek ściągalności podatków). Kryzys i upadek poczęły karmić się sobą samym. I dotknęło to wszystkich dziedzin życia – także edukację i oświatę.

W szczytowym okresie „wieków ciemnych” analfabetyzm stał się powszechny, tak że czytać i pisać potrafiła jedynie garstka mnichów zgromadzonych w klasztorach. Jeszcze w X wieku słynny intelektualista, uczony, człowiek wszechstronnie wykształcony - Gerbert z Aurillac (późniejszy papież Sylwester II), aby pogłębiać wiedzę i odkrywać nowe kierunki myślenia w nauce jeździł do muzułmańskiej Kordoby, Toledo czy Sewilli.
Upadek nauki i oświaty napędzał nienawiść, agresję, myślenie konfrontacyjne, a wojnę forował jako pewne źródło dochodu i sposób na życie.


Skutki rozpadu imperium


Już w latach 20-tych XX wieku Belg, mediewista, Henri Pirenne upadek „wieków ciemnych” złożył właśnie na karb ofensywy islamu w basenie Morza Śródziemnego i jego terytorialnych zdobyczy. Zasadnicze tezy tego stanowiska sprowadzają się do izolacji intelektualnej i ekonomicznej Zachodu Europy.
Równocześnie z paraliżem ekonomicznym przyszła wojna i to ona, według Pirenne’a będąca efektem muzułmańskiej ofensywy, podgrzała do czerwoności kocioł przemocy w Europie. Utrata terytoriów przez chrześcijaństwo rozciągających się od północnej Syrii po Pireneje nastąpiła w przeciągu życia dwóch - trzech pokoleń. Na dodatek, jego zdaniem, przebiegające równolegle najazdy Wikingów stanowiły kolejny element wzmacniający barbaryzację kultury i stosunków społecznych na Zachodzie. Wikingowie jako piraci, agresorzy i łowcy niewolników właśnie na potrzeby wyznawców islamu tworzyli zagrożenie dla chrześcijańskiego Zachodu od północy i zachodu (podbój Wysp Brytyjskich) i byli tym samym sojusznikami muzułmanów.

Rozbój jaki zapanował na morzach (piractwo), ale także chaos związany z upadkiem Imperium Rzymskiego, rozbiciem administracyjnego porządku imperialnego, tworzeniem nowych organizmów państwowych, a nade wszystko powszechnie panujące na olbrzymich obszarach przemoc i bezprawie przyczyniły się do upadku handlu, wymiany towarowej, kultury itd. Nagle ustały dostawy nie tylko produktów luksusowych. Przerwany został płynący ze wschodu strumień złota, co z kolei wpłynęło na obniżenie wartości monet. Wielkie miasta Italii, Galii i Hiszpanii – szczególnie porty, które swoje bogactwo zawdzięczały handlowi na Morzu Śródziemnym – stały się miastami-widmami. Z perspektywy kultury i nauki najgorszym było ustanie importu papirusu z Egiptu.

Groźbę dla Zachodu i chrześcijaństwa (które było wg tych sądów pacyfistyczne, spolegliwe i przyjazne innym wyznaniom) od południa, od strony całego basenu Morza Śródziemnego, stanowili zdaniem tak stawianych tez wspomniani Arabowie (de facto trzeba mówić o wyznawcach islamu, gdyż Arabowie nie byli w Północnej Afryce czy Iberii elementem ilościowo decydującym). W pewnym momencie historii dodatkowo wtargnęli od wschodu do Europy Madziarzy, siejąc grozę i zniszczenie swoimi zagonami z Niziny Panońskiej (która stała się ich nową, europejską ojczyzną). To miało zbrutalizować i zbarbaryzować – na nowo (?) – franko-germańskich, zachodnio-europejskich chrześcijan. Niedawno ochrzczonych.

Wspomniany już katastrofalny wzrost analfabetyzmu w Europie Zach. oraz kulturowa degeneracja we wszystkich dziedzinach życia – w stosunku do tego z czym mieliśmy do czynienia w Cesarstwie Rzymskim – wiązał się nie tyle z naporem islamu, co z rozpadem państwowości imperialnej (i związanego z nią porządku) i napływem plemion germańskich osiedlających się (pokojowo lub zbrojnie) na południe od linii Renu i Dunaju. Wspominany chaos i degrengoladę widać na przykładzie dziejów Wysp Brytyjskich po wycofaniu się Rzymu na kontynent i zostawiającego Anglię na pastwę losu (ataki Piktów, Sasów, potem Wikingów).


Manipulowanie islamem


Przeciwstawne, tradycyjne ujęcie historii Europy od „wieków ciemnych” aż po „jesień Średniowiecza” nadal są prezentowane, ale ów trend tłumaczący współczesną stronniczość opinii niechęcią do religii Mahometa oraz jej wyznawców jest silny. Wspiera go polityczne zapotrzebowanie, jak również odżywające uprzedzenia (często są to trendy sterowane, mające na celu skierować w tę stronę społeczne niezadowolenie) do wszystkiego, co różne od białej, chrześcijańskiej, zachodniej wersji Europejczyka. Różnej kulturowo, religijnie, a także rasowo.
Trzeba tu wspomnieć np. teksty Vincenta Geissera, Johna O’Neila, Bernarda Lewisa czy Johna J. Norwicha opisujące w sposób pozbawiony politycznych oraz utylitarnych manipulacji relacje islamu i chrześcijaństwa na przestrzeni wieków. Szczególnie ciekawe jest stanowisko Geissera pokazujące źródła współczesnej islamofobii w ujęciu klasowym.
O’Neil, powtarzając co prawda argumenty Pirenne’a wykazuje, że islam wpłynął na pewno na kulturę Europy (zarówno Rzymu jak i Bizancjum), lecz dodaje, iż był to nie tylko aspekt ekonomiczny. Wschód wywierał zawsze przemożny wpływ na Zachód, jako ta część Imperium Romanum bardziej rozwinięta i stojąca na wyższym poziomie cywilizacyjno-kulturowym (Konstantynopol, Aleksandria, Antiochia, miasta w dzisiejszej Syrii i Azji Mniejszej, symboliczne stolice chrześcijaństwa).

Po detronizacji Augustulusa Romulusa w 476 r. (ten fakt można traktować jako pewien symbol, ale degrengolada następowała już od przynajmniej 120-150 lat) zachodnia część Imperium pogrążała się sukcesywnie i powoli w chaosie. A do ogłoszenia nauk Mahometa i ekspansji islamu było jeszcze bardzo daleko. O’Neill, podobnie jak Pirenne, uważa, iż wpływ Wschodu był przemożny, lecz teraz oznaczał islam i jego wartości. I to jest koniec cywilizacji klasycznej, dający początek teokracji znanej dziś pod nazwą średniowiecznej Europy. Wraz z nią miało chrześcijaństwo przejąć barbarzyńskie, wojenne i agresywne zachowania Arabów (vel wyznawców islamu).

Nie wolno jednak tak jednoznacznie obarczać islamu za teokratyzację i barbaryzację Europy Zach. (ale też i Bizancjum, gdzie utrata znacznych terytoriów na rzecz islamu – Bliski Wschód, część Azji Mniejszej, a przede wszystkim Egipt) spowodowała długotrwały kryzys tak tożsamości jak i zapaść ekonomiczno-kulturową. Armie arabskie dwukrotnie stały pod murami Konstantynopola, bezskutecznie go atakując. Umocnienia wykonane za czasów Teodozjusza II wytrzymały napór, a techniczna wyższość Bizantyjczyków (np. potężna flota, blokada Złotego Rogu specjalnym łańcuchem i tzw. ogień grecki) skutecznie zablokowała wojska Umajjadów (dynastia kalifów rządząca w Damaszku).

Te dwa oblężenia miasta nad Bosforem (674-678 i 717-718), siedziby cesarza, kontynuatora i spadkobiercy tradycji Imperium Romanum mają zasadnicze znaczenie dla historii Zachodu, a są przemilczane i zapominane. Zwłaszcza czteroletnie starcia w wieku VII pod murami Konstantynopola zakończone ostateczną klęską Arabów pod wodzą kalifa Mu’awiji.
Arabowie „dotychczas posuwali się naprzód jak lawina, która zmiata wszystko na swej drodze i nie napotykali niemal żadnego oporu. Ten triumfalny pochód został po raz pierwszy zatrzymany. Toteż zwycięstwo Konstantyna IV w r. 678 jest punktem zwrotnym w historii zaciekłych zmagań, jakie chrześcijańska Europa toczyła z islamem i może być postawione wspólnie z późniejszym zwycięstwem Leona III w r. 718 z tym, które w r. 732 odniósł Karol Młot na przeciwległym krańcu ówczesnego świata – pod Poitiers. Ale z tych trzech zwycięstw, które uratowały Europę przed zalewem muzułmańskim, zwycięstwo odniesione przez Konstantyna jest nie tylko pierwsze chronologicznie, ale i najbardziej doniosłe w skutkach.
Nie ulega wątpliwości, że żaden atak Arabów na świat chrześcijański nie był tak potężny i uporczywy jak owo uderzenie na Konstantynopol. Stolica bizantyjska była wówczas ostatnią zaporą, która wstrzymywała inwazję arabską; dzięki temu ocaliła nie tylko cesarstwo, ale i całą kulturę europejską” (G. Ostrogski, Dzieje Bizancjum).

Tak to nie bitwa pod Poitiers (23.10.732) jest zaporą i pierwszą porażką postawioną wojującemu, pierwotnemu islamowi, przez Europę. To właśnie pod murami Konstantynopola myśl techniczna i sztuka wojenna Bizantyjczyków – bo dzięki nim zmuszono tu Arabów i islam do odwrotu – postawiły tamę ofensywie wyznawców religii Mahometa.
Przeczy to zupełnie tezom współczesnych islamofobów (a pośrednio i rusofobów – tu jest paralela utożsamiania całego en bloc Wschodu jako wrogiego a priori Zachodowi - jako iż to Moskwa z racji historycznych, kulturowych i religijnych stała się symbolicznie owym trzecim Rzymem) i wyznawców absolutnej wyższości, pod każdym względem chrześcijańsko-rzymskiego Zachodu nad Wschodem, nawet tym chrześcijańskim, prawosławnym.
Daty: rok 732 (Poitiers) i 718 (zakończenie drugiego oblężenia Konstantynopola) są znakomitym i pouczającym – także o zachodnioeuropejskiej megalomanii – przykładem deformacji w widzeniu dziejów Europy. O Poitiers wie każdy średnio wykształcony zachodni Europejczyk jako o starciu powstrzymującym napór islamu na Stary Kontynent, ale o porażce Arabów pod Konstantynopolem i jej znaczeniu – kilku historyków. Clou europejskości stanowi historia Zachodu oraz rzymskiej wersji chrześcijaństwa. Reszta się nie liczy. Jest gorsza, niewarta wspomnienia, do nawrócenia i podporządkowania.
Radosław S. Czarnecki

* Bogów na świecie najpierw stworzył strach

**Jedwabne szlaki – SN 6-7/19 -http://www.sprawynauki.edu.pl/archiwum/dzialy-wyd-elektron/286-recenzje-el/4129-jedwabne-szlaki

Wyróżnienia w tekście pochodzą od Redakcji