Odsłon: 3461

Linearność i cykliczność (1)

Konflikty kulturowe narastają i dziś są groźniejsze
niż kiedykolwiek na przestrzeni dziejów.
Vaclav Havel


Czarnecki do zajawkiTytuł niniejszego tekstu dotyczy dwóch sposobów patrzenia na świat, kulturę, politykę. A przede wszystkim - na człowieka. Można je streścić w dwóch skrótowo ujętych terminach: zachodnio-europejski (łacińsko-atlantycki) - judaistyczno-chrześcijańsko-islamski (wywiedziony z monoteistycznych religii abrahamowych osadzonych na gruncie tradycji kultury hellenistycznej basenu Morza Śródziemnego) i azjatycki - konfucjańsko-hinduistyczny (z uwzględnieniem wartości buddyzmu, shintō i dżinizmu oraz ich odmian), a także starochińskich wierzeń przedkonfucjańskich.

Te dwa światy różnią się diametralnie w swej istocie, co rzutuje bezpośrednio na spojrzenie ludzi z owych kręgów cywilizacyjno-kulturowych: na ich zachowania, obyczajowość, mentalność, wierzenia czy perspektywę historyczno-dziejową. Taka systematyzacja przeczy poniekąd modnemu od ponad ćwierćwiecza podziałowi świata dokonanemu przez Samuela Huntingtona ujmującego pluralistycznie świat wedle odrębności cywilizacji.
Ma rację Huntingtion w „Zderzeniu cywilizacji” pisząc: „To kultura i tożsamość kulturowa, będąca w szerokim pojęciu tożsamością cywilizacji, kształtują wzorce spójności, dezintegracji i konfliktu na świecie, jaki nastał po zimnej wojnie”. Nie sposób się jednak z nim zgodzić, gdy przypisuje podziałom cywilizacyjno-kulturowym absolutną rozdzielczość i antynomiczność. Ma to między innymi miejsce przy prezentacji konfliktu na linii Zachód – islam.

Chrześcijańsko-judaistyczne korzenie Zachodu są niesłychanie bliskie religijno-kulturowym podstawom islamu, rzutując tym samym na wspomniane poczucie tożsamości i na tej bazie wykształcone zachowania, obyczaje, mentalności. Z oczywistą redukcją perspektyw i ujęć. Przede wszystkim dotyczy to czasu i warunków ich tworzenia (islam to o 7 wieków młodsze dziecko chrześcijańsko-judaistycznej tradycji).
Kult odradzającego się życia, młodości, płodności - charakterystyczny dla kultur agrarnych – jest nierozerwalnie związany z cywilizacjami rolniczymi. Dopóki cywilizacja nie została dotknięta syndromem nowoczesności i nie ukształtowała się mitologia oparta o wizję bóstwa osobowego, spersonifikowanego, materialnego itd., tym bardziej tkwi ona w okowach nie tyle archaiczności, co swoiście pojętego tradycjonalizmu.

De facto we wszystkich kulturach osadzonych w agraryzmie w tzw. przednowoczesności ludzie widzieli świat i siebie poprzez zjawiska cykliczne, gdyż takie spojrzenie wynikało ze zmian w przyrodzie, powtarzalności pór roku i zależności wielkości plonów od warunków naturalnych. To stąd czerpały swe źródła założycielskie mity starożytnych religii: Ozyrysa w Egipcie, Tammuza w Sumerze, Orfeusza w Grecji itd. Przykładem jest mit o wędrówce Orfeusza do zaświatów (zima) i powrót do doczesności (wiosna).
Również kult jelenia u Celtów, zrzucanie i odrastanie rokrocznie jego poroża jest symbolem owej periodyzacji, który legł u podstaw ich kultury. Nie inaczej było w cywilizacjach przedkolumbijskich mieszkańców Ameryki – zwłaszcza u Majów i Azteków.
Echem cykliczności przyrody są też europejskie bajki i legendy o starej kobiecie czy żabie (synonim brzydoty) przemieniającej się pod wpływem pocałunku młodzieńca w młodą, piękną dziewczynę.

Przyjazna absorpcja

Także cywilizacje Azji rozwijały się podobnie. Ale tylko do pewnego momentu. Kultury Chin i Indii (niezwykle stare i permanentnie rozwijające się na zasadach synkretyzmu, czyli przyjaznej absorpcji, a nie antynomiczności i podboju) trwają nieprzerwanie od kilku tysięcy lat. Ich religia i kultura tworzyły postrzegany na zasadach pragmatyzmu i konwergencji konglomerat. Nie nastąpił też – jak na Zachodzie – rozdział władzy: na świecką i duchową (choć te terminy nie do końca adekwatnie opisują mentalność Azjatów), zwłaszcza po okresie Oświecenia. Przez tysiąclecia wytworzył się specyficzny konglomerat społeczno-kulturowo-religijny, rzutujący z kolei na system polityczny.

W Europie nie ma takiego fenomenu. Po upadku Imperium Rzymskiego i pogrążenia się Starego Kontynentu w otchłań „wieków ciemnych”, na gruzach cywilizacji Rzymu wyrasta nowa kultura, która z czasem stała się odrębną cywilizacją, ale budowaną na innych podstawach: chrześcijaństwo w symbiozie z tradycją barbarzyńskich ludów germańskich i słowiańskich, rozproszonych potem na państwa narodowe, mające często różne kultowo-religijne konotacje (chrześcijaństwo zachodnie i wschodnie).

Cywilizacje Chin i Indii wyrastały – jak pisze Christopher Dawson w „Religii i powstaniu kultury Zachodu” – „pospołu z tych samych korzeni socjologicznych i w tym samym środowisku naturalnym”. A weźmy choćby pod uwagę misjonarski charakter kultur azjatyckich, starszy niźli jej judeochrześcijańskie odpowiedniki. Misjonarze, asceci, mnisi byli i w dżinizmie, w całej galaktyce religii hinduistycznych, a przede wszystkim w buddyzmie (który dotarł do Chin i został skonsumowany przez tamtejszą kulturę, de facto - schińszczony) – nie mówiąc o konfucjanizmie czy taoizmie - osobowymi świadkami wiary i nią przyciągali wiernych. To tylko jeden z aspektów, o którym wspomina Dawson.

To nie fratrzy św. Franciszka z Asyżu, (których można zaliczać do tej samej kategorii życia pustelniczo-mniszego co ich azjatyckich odpowiedników), okazali się zwycięzcami, ale templariusze, joannici, nie wspominając o typowo wojowniczych zakonach z czasów hiszpańskiej rekonkwisty (zakon św. Jakuba czy św. Juliana z Pereiro), bądź ….. krzyżakach.
Jak twierdzi Kishore Muhbubani (dyplomata, politolog, jeden z największych mentorów Dalekiego Wschodu, wykładowca na Uniwersytecie w Singapurze), cywilizacje azjatyckie nie posiadły tego syndromu triumfalizmu, jaki charakteryzuje europejski styl i tamtejszą kulturę (p. Nowe centrum świata, Znak nr 646/3-2009). Wiąże się to zapewne z wojowniczym, kolonialnym, a nie synkretycznym, charakterem tej cywilizacji. Podobne zdanie wyraża prof. Kanti Prasad Bajpai (prowadzący niezwykle popularny blog „Czas Indii”).

W podobnym stylu wypowiadali się tacy ważni i zasłużeni dla promowania azjatyckich wartości politycy jak Lee Kuan Yew (twórca potęgi i znaczenia Singapuru) czy Mahathir Mohamad (ojciec-założyciel i podobnie jak Lee w Singapurze, kreator pozycji Malezji na arenie międzynarodowej). Wszyscy oni twierdzą, iż z szacunkiem odnoszą się do uniwersalnych kanonów, jakie legły u podstaw współczesnej cywilizacji Zachodu, które oni także preferują, ale wielu Azjatów (przede wszystkim 1,6 mld muzułmanów żyjących głównie w Azji) ma do Zachodu głęboki żal, widząc podwójne standardy: w kwestii praw człowieka, czy w przedmiocie praktyki nowego kolonializmu.

I dlatego Mahathir Mohamad podkreślał, że wartości azjatyckie są bardziej uniwersalne, niźli zachodnie, gdyż nie są przesiąknięte duchem podboju militarnego, zdobywania. A cytowany Kishore Muhbubani mówi do ludzi Zachodu: „Musicie być bardziej uczciwi”.
Wszyscy oni podkreślają, iż pojęcia triumfalizmu charakteryzującego mentalność ludzi Zachodu, Azjaci w takiej formie nie znają. To m.in. pokłosie owej cykliczności, ciągle obecnej w podświadomości ludzi przynależnych tym cywilizacjom, a także echo religijno-kulturowych konotacji w kulturze Zachodu: absolutyzacja prawdy przynależnej chrześcijaństwu oraz koncepcja „narodu wybranego” (czyli tradycji judeochrześcijańskiej stosowanej w różnych formach i czasach z określoną transpozycją narracyjną).

Na tej bazie już w latach 90-tych XX w. wielu obserwatorów i komentatorów podkreślało rosnącą – i to en bloc, nawet u mocno zwesternizowanych (zdaniem Zachodu) Japończyków – ksenofobię, poczucie własnej wartości oraz niechęć do Zachodu i instytucji takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy etc. Od lat też Azjaci postulują większą otwartość tych instytucji (chodzi o kierownicze stanowiska) na ludzi spoza Europy i USA.

Konserwatywny humanizm

W Chinach buddyjskie koncepcje równości – które przywędrowały tu wraz z koncepcjami Siddharty Gautamy Jedwabnym Szlakiem (z terenów dzisiejszej Azji Środkowej) w I tysiącleciu n.e. - nie przezwyciężyły konfucjańsko-taoistycznych i starochińskich tradycji (koncepcja 5 pierwiastków materii, numerologia, cześć dla zmarłych przodków), a przede wszystkim kultu hierarchii i zenitalnie zorientowanej harmonii (podstawy cesarskiego legalizmu).
Buddyzm został adoptowany do chińskiej tradycji, stapiając się w synkretyczny system filozoficzno-religijny, synkretyczną metafizykę, która dała początek późniejszym zmianom w ramach istniejącego już systemu prawa, administracji, organizacji państwa, a przede wszystkim – mentalności. Jego podstawą - oprócz wyżej wymienionych elementów - uczyniono przede wszystkim szeroko pojęty kolektywizm rodzinny.

To Konfucjusz (551 – 479 r. p.n.e.) nauczał, że naród, społeczeństwo są wielką rodziną. Ten konserwatywny rys mentalności chińskiej, zakuty w ramy cesarskiej biurokracji i ponad dwu i półtysiącletniej historii oraz tradycji wyrodził się w swoisty narcyzm, specyficzną chińską ksenofobię (sinocentryzm) połączoną z kwietyzmem, skutecznie odcinając Chińczyków od nowinek z zewnątrz (najlepszym tego symbolem jest chiński mur).

Unowocześnianie, modernizacja, nowe trendy i mody, jakie dziś są przyswajane i szybko wdrażane w Chinach, to nie wynik zachwytu, bałwochwalczego kultu czy uznawania ich za rodzaj świętości (w języku chińskim świętości nie ma, podobnie jak terminu wolność), ale racjonalnego, czysto doczesnego podejścia do życia. Brak u nich jakichkolwiek religijnych, bądź mistycznych fascynacji - podstawę działania stanowi racjonalne uporządkowanie i jednoczesne zdystansowanie. Owo działanie podyktowane jest zatem wyłącznie doskonaleniem się (najszerzej pojętym) i to ma zasadnicze znaczenie.
Cześć i kult przodków, hołdy oddawane bodhisattwom, mistrzom filozofii, czy różnorodnym guru miało zawsze wyłącznie owo rytualne znaczenie. A głębia quasi-religijnej refleksji skierowana była do wnętrza jednostki, bez politycznego czy społeczno-zbiorowego podtekstu, jak w kulturze Zachodu, opartej o judeochrześcijańskie kanony.

Dobrobyt moralny, który jest najwyższym dobrem podnosi się wraz ze statusem materialnym - tak wynika z nauk Mistrza Kong. Triadę chińskiej cywilizacji budującą jej podstawę stanowią: taoizm, konfucjanizm oraz buddyzm (przeobrażony na modłę tybetańską i zaadoptowany do chińskiej rzeczywistości).

Dziś widzimy, jaką siłę sprawczą posiada pęd Chińczyków do innowacyjności, preferencji dla rozwoju i postępu, ale ma to miejsce w innym niż u ludzi Zachodu wymiarze. Zasada kaizen – doskonalenia się na każdym kroku, w każdej dziedzinie życia z jednoczesnym zachowywaniem hierarchii, (gdyż tylko ona w połączeniu z dążeniem do doskonałości utrzymuje harmonię bytu), święci w Kraju Środka niezrozumiałe przez gros „białych ludzi” triumfy.
Filozofię Konfucjusza można więc streścić w następujących słowach: utylitaryzm, agnostycyzm, umiar w sądach i postępowaniu, kult więzów społecznych oparty na rodzinie i zajmowanie się sprawami doczesnymi, harmonia, posłuszeństwo. Czyli konserwatywny humanizm, będący w praktycznym działaniu kolektywistycznym immoralizmem.
Czynności kultowe mają – jak wspomniano - wyłącznie charakter symboliczny. Brak jest osobowego absolutu. I tak można pokrótce scharakteryzować cywilizację Chin (i wszystko co z nią się wiąże). Jest ona szersza niźli politycznie traktowane Państwo Środka. Diaspora chińska rozsiana jest bowiem wokół całego Oceanu Spokojnego, tworząc w wielu państwach spore ilościowo wspólnoty, mające wielkie znaczenie dla tamtejszych regionów (zwłaszcza ekonomiczne).

Funkcjonowanie państwa

Elementy typowo dalekowschodniej (przede wszystkim – chińskiej) metodologii sprawowania władzy kształtują się w dorzeczach rzek Huang-ho i Jangcy już w latach ok. 2200-1766 p.n.e. za czasów panowania na wpół legendarnej dynastii Xia (kultura Erlitou) i utwierdzone zostają w czasach dynastii Shang (lata 1766 - 1046 p.n.e., upadek po bitwie pod Muye).
Samą strukturę i formę funkcjonowania Państwa Środka, stanowiącą już podwaliny pod cesarski sposób sprawowania władzy zarówno w wymiarze doczesnym (zasadniczym) jak i duchowo-rytualnym (poboczny, funkcjonalno-symboliczny) zawdzięczają Chiny reformom Shang Yanga, potężnego ministra za czasów króla Xiao. To wtedy - od 361 r. p.n.e. - przeprowadzane przez niego radykalne reformy administracyjne, strukturalne i wojskowe staną się podstawą późniejszej potęgi państwa Qin już w okresie panowania pierwszego cesarza zjednoczonych Chin Qin Shi Huanga.

Shang Yang wprowadził m.in. prywatną własność ziemi, zwolnienie od pańszczyzny osób zajmujących się tkactwem i produkcją rolną, nobilitację za zasługi wojskowe przy jednoczesnym odbieraniu szlachectwa starej arystokracji, która nie wykazywała się w boju. Cały kraj został podzielony na jednolite okręgi administrowane przez urzędników państwowych mianowanych przez władcę (nie za zasługi z racji pochodzenia). Ludność wiejską podzielono na grupy po pięć lub dziesięć rodzin. Wprowadzono ścisły system policyjny, obowiązek donoszenia władzy o przestępstwach i odpowiedzialność zbiorową. Włóczęgów i osoby uchylające się od pracy zamieniano w niewolników.
W sposobie funkcjonowania państwa według Shang Yanga, rytuały religijne mają być nie przeżyciem religijnym, emocjonalnym, pojedynczego człowieka, ale powinny nieść sobą podtrzymanie więzi interpersonalnych oraz oddawać cześć władcy, który jest jedynym kontaktem z bóstwem (pojmowanym filozoficznie, nie antropologicznie).
Czyli kult quasi-religijny, duchowy, został sprowadzony do czysto rytualnego zabiegu, wysterylizowanego z jakiejkolwiek ekstatyczności i orgiastyczności. (Podobnie rzecz się miała – choć nie tak konsekwentnie i długo praktykowana przez władzę centralną – wśród arystokracji i wyższego patrycjatu miejskiego w Cesarstwie Rzymskim z ich modą na stoicyzm).

Pluralizm

Azjatyckie systemy filozoficzno-religijne, gdyż trudno je traktować jako religie same w sobie tak jak w świecie zachodnim, są z gruntu pluralistyczne. Ale to inny pluralizm niż Europejczycy pojmują. Charakterystycznym jest tu nurt konfucjanizmu myśliciela i reformatora Fazanga (VII w n.e.), który twierdził, że świat jest całkowicie i wzajemnie przemieszany przez różne pojęcia: zło i dobro, światło i ciemność, piękno i brzydotę itd. Wszystko zależy od kontekstu i sytuacji. Tylko „oświecony władca” może nad tym zapanować, przestrzegając zasad pionowej hierarchii i zachowując harmonię na niej opartej. Czyż nie jest to analogia z niektórymi koncepcjami Niccolo Machiavellego?

Cyklicznie pojmowany czas oddziałujący permanentnie na byt jest syntezą i absorbcją różnych wartości, idei, tożsamości. Teraźniejszość jest tkana przez przeszłość. To jest także egzemplifikacja owej cykliczności obecnej ciągle w tej kulturze. Najlepszym tego symbolem – dla Azji, a przede wszystkim Indii - jest posąg tańczącego w ognistym kręgu Śiwy Nataradźy: okrąg czyli cykliczność, ogień jako oczyszczający demiurg. A Śiwa tańczy wiecznie.

Słynny polski religioznawca i znawca antyku, prof. Witold Tyloch w książce „Bogowie czterech stron świata” podkreśla, iż w kulturach i religiach Indii następuje kolejne odrodzenie, tworząc „łańcuch bez końca. Z jednym w każdym bądź wyrazie wyjątkiem. Kolejne narodziny nie muszą się odbywać w tej samej płaszczyźnie istnienia. Ponowne narodziny czyli wcielenia, mogą zapoczątkować istnienie duszy w różnych formach życia, zwierzęcego, roślinnego czy ludzkiego”.

I tym sposobem patrzenia na rzeczywistość zainfekowane zostały w mniejszym lub większym stopniu inne kultury Azji, zwłaszcza Indochiny i Wyspy Sundajskie. Synkretyzm hinduizmu, owa duchowość w połączeniu z dżinizmem i buddyzmem, zderzona z konfucjańską hieratycznością i hierarchicznym porządkiem rzeczy, dały specyficzną mentalność, którą najlepiej odnajdujemy przede wszystkim w kulturze (i sukcesach) Singapuru.
Buddyjska nirwana jest formą wyrwania się z owego zaklętego kręgu odrodzeń i śmierci, ale zakorzenioną w kulturze i religijności hinduizmu: czymś w rodzaju hinduistycznej mokszy. Świat jest rzeczywistością nieprzezwyciężalnych przeciwieństw, których nie ma sensu zwalczać. Trzeba z nimi żyć tu i teraz, a rytuały, składanie ofiar, modlitwy i recytacje świętych wersetów są tylko powinnością, by móc kiedyś wyrwać się z zaklętego kręgu sansary.
Hinduizm potrafił zaadoptować do specyficznych kulturowo-religijnych wartości wytworzonych przez tysiąclecia istnienia, tradycje niesione przez tak różne od niego wierzenia jak judaizm, chrześcijaństwo czy islam. Podobne procesy spotykamy na obszarze wpływów kulturowych Państwa Środka: sinoizacja buddyzmu czy chrześcijaństwa.

Systemy religijno-kulturowe Azji (traktowane jako synkretyczne mgławice) nie wytworzyły czegoś takiego jak nadprzyrodzony, jedyny, opatrznościowy byt boski. Taki stan rzeczy występuje w religiach abrahamowych, a tym samym kulturach przepojonych tym ideałem (no i na zasadzie antynomii - uznanie realności istnienia spersonifikowanego szatana).
Brak jednoznacznie określonego Absolutu z jednej strony wymuszał religijny pluralizm budowany na zasadach wspomnianego synkretyzmu, z drugiej – władza doczesna stała się mocno sakralizowaną i przebóstwioną. Lecz ma to miejsce nie tak jak w kulturze judeochrześcijańskiej, gdzie mamy przez długi czas dwuwładzę: papieża i cesarza, a polityka staje się dziełem duchowieństwa.

W Azji zbawienia nie było w niebiosach, a Absolut (monistyczny czy pluralistyczny) stawał się niesłychanie odległym bytem, niedostępnym dla wyznawców nawet w formie transcendentnego istnienia, wymagającym jedynie kolejnych ofiar i rytuałów. To wytwarzało raczej tendencje „wsobne”, introwertyczne, działanie ukierunkowanie na tu i teraz, nie na zewnątrz. Mur chiński jest tej wsobności najlepszym symbolem. Z kolei hinduistyczna wielość, immanentny tej kulturze pluralizm i klasyczny przykład synkretyzmu (nie tylko religijnego), pozwalają snuć futurystyczne przypuszczenia jak może wyglądać Unia Europejska za ….. 1000 lat (jeśli przetrwa).

Zasadnicze elementy tego, co zwiemy hinduizmem, będącym systemem doskonale synkretycznym i specyficznym, niepowtarzalnym, wzajemnie się tolerujących i wymieszanych wierzeń, kultów, nurtów filozoficzno-religijnych, konfesji czy zborów spowodowało, że nawet tak hermetyczna w swym wymiarze religia jak judaizm nie oparła się tym tendencjom (tzw. czarni Żydzi w Kerali). Podobnie rzecz się miała z chrześcijaństwem (wielowiekowa obecność rytów syromalabarskiego i syromalankarskiego w Indiach południowych mimo odcięcia się w swoim czasie od tego typu eksperymentów przez papieski Rzym).
Radosław S. Czarnecki

Od Redakcji: Jest to pierwsza część eseju „Linearność i cykliczność”. Drugą zamieścimy w numerze październikowym – SN 10/18