banner

 

                  Im dalej spoglądamy wstecz, tym bardziej widzimy przyszłość.   
     
                                           Winston S. Churchill

 

Czarnecki-do zajawkiZestrzelenie rosyjskiego bombowca szturmowego SU–24 uczestniczącego w wojnie przeciwko Państwu Islamskiemu (ISIS, albo DAESH) przez tureckie lotnictwo w listopadzie 2015 roku na granicy Turcji i Syrii jest tylko elementem szerszej całości, charakterystycznym dla sytuacji na Bliskim Wschodzie (a może i w całym świecie islamu).
Można się było tego spodziewać z chwilą przystąpienia Federacji Rosyjskiej do bombardowań terenów Syrii zajętych przez dżihadystów z ISIS oraz przez tzw. umiarkowaną opozycję syryjską, (która de facto różni się od wspomnianych fanatyków muzułmańskich wyłącznie retorycznie), mając w pamięci napięcia na linii Zachód – Rosja. Zwłaszcza znając konfrontacyjne pozycje, na jakich usadowiły się NATO i Rosja po wydarzeniach na Ukrainie.
Dlatego porozumienie UE z Turcją w sprawie zatrzymania uchodźców z rejonów objętych wojną, a zmierzających m.in. przez Anatolię do granic Unii, jest humbugiem, demagogią, wyrazem wańkowiczowskiego „chciejstwa”. Nie uwzględnia bowiem ono ani realiów, ani nie wynika z dogłębnej analizy przyczyn problemu. To kolejny ochłap rzucony opinii publicznej, wykazującej z racji masowości zjawiska uchodźczego  krytycyzm wobec elit politycznych, kontestującej coraz wyraźniej samą ideę i formę funkcjonowania Unii Europejskiej.


„Nie można równać kobiety i mężczyzny – to sprzeczne z naturą. Nasza religia określiła miejsce kobiety w życiu – macierzyństwo”

Reçep Tayyip Erdoğan

Zachód ciągle uważa Rosję za głównego przeciwnika, jako główne zagrożenie dla swoich interesów i pryncypiów. To jest materializacja doktryny nazywanej „Wielką szachownicą”, stworzonej przez Zbigniewa Brzezińskiego i egzemplifikującej amerykański punkt widzenia geopolityki,  mającej utrzymać jankeską hegemonię na świecie.
Już raz doktrynę tę zastosowano w Afganistanie, bagatelizując wzrastający wówczas ekstremizm muzułmański i lekceważąc opinię znawców tzw. rewiwalizmu islamskiego, którzy opisywali konflikt w Afganistanie w latach 80. XX w. zupełnie inaczej niż światowy mainstream polityczny.

Światowej sławy izraelski historyk i socjolog, znawca problematyki bliskowschodniej i azjatyckiej (zwłaszcza islamu i jego relacji z  azjatyckimi kręgami cywilizacyjno-kulturowymi) Shmuel Noah Eisenstadt (1923-2012) uważał np., że „komunizm /…./ to silny projekt modernistyczny, wywodzący swe korzenie z Oświecenia i Rewolucji Francuskiej. Podstawowym celem komunizmu była przemiana niemal feudalnych społeczności środkowo- i wschodnioeuropejskich w nowoczesne zbiorowości przemysłowe. Z tym bezpośrednio trzeba wiązać wizję nowej kultury, którą miał wprowadzić ten ustrój”. Dotyczyło to także ówczesnego tzw. Trzeciego Świata.
Stąd jego zdaniem konflikt afgański należało rozpatrywać nie jako zderzenie obozu radzieckiego – czyli komunistycznego – z Zachodem, lecz zapowiedź zasadniczej konfrontacji cywilizacji chrześcijańskiej i muzułmańskiej: w Afganistanie było to zderzenie  fundamentalistycznej wersji religii Mahometa z jednym  elementem cywilizacji przemysłowej, europejskiej, oświeceniowej proweniencji - z radziecką wersją komunizmu.

 

Podobny sąd - w kontekście rozumienia istoty nowoczesności w europejskim, zachodnim stylu - wyraził jeszcze w końcu lat 60. XX w. Raymond Aron, (którego nie można posądzać o sympatie dla systemu radzieckiego i ZSRR), pisząc, iż  „Europa widziana z Azji, nie składa się z dwóch zasadniczo różnych światów: świata radzieckiego i świata zachodniego. Stanowi jedną rzeczywistość: rzeczywistość cywilizacji przemysłowej. Społeczeństwo radzieckie i kapitalistyczne są tylko dwiema odmianami tego samego gatunku, albo dwiema wersjami tego samego typu społecznego – postępowego społeczeństwa przemysłowego”.

Ówczesny flirt z islamskimi mudżahedinami niczego nie nauczył jak widać polityków Zachodu, powtarzających ten sam manewr dziś w przypadku DAESH, czy tzw. umiarkowanej opozycji syryjskiej. Co i nie dziwne, bo jak pisał Georg W.F. Hegel: „historia uczy, że ludzkość niczego się nie nauczyła”. Tyle, że ów afgański romans zaowocował powstaniem al-Kaidy, zamachami na całym świecie (Nowy Jork, Madryt, Londyn, Biesłan, Dubrowka, Bombaj), wyczynami międzynarodówki dżihadystycznej w Bośni i Kosowie, bliskowschodnią ewolucją Bazy (binladenowskiej al-Kaidy) w Państwo Islamskie.

„Nikt nie może powstrzymać rozprzestrzeniania się islamu w Europie. Meczety to nasze okopy”.

Reçep Tayyip Erdoğan

Islamski rewiwalizm (rozpoczęty w zasadzie od zwycięstwa ajatollaha Chomeiniego w Iranie, ale przyczyn pozasymbolicznych znalazłoby się więcej, chociażby efekty wojny 6-dniowej na Bliskim Wschodzie, porażka socjalizmu narodowego – a tym samym i świeckości – w krajach arabskich, boom na ropę w latach 70. XX w. i dochody z tej racji czerpane przez arabskie, purytańskie reżimy w Rijadzie i znad Zatoki Perskiej, etc.) to fundamentalistyczny, religijnie ukierunkowany ruch - protest przeciwko kulturowym podstawom modernizacji utożsamianej z Zachodem.
To zjawisko polityczne, kulturowe i społeczne ilustrujące marzenia o zaprowadzeniu ustroju muzułmańskiego (nizam islamic) opartego o tradycję kalifatu i  religijnie uzasadnianego prawa (szarij’at).
Wyraźna korelacja pomiędzy szerzeniem się europejsko-amerykańskich wzorców kultury masowej, normami oraz wartościami wiązanymi bezpośrednio z Zachodem, a spuścizną pozostawioną w sferze materialnej (ale mentalnej także) przez historię kontaktów Zachodu z islamem (krucjaty, kolonializm, upokorzenie i zacofanie krajów muzułmańskich, skrajne ubóstwo szerokich warstw tamtejszych społeczeństw, problem palestyński) dodawała temu procesowi życiodajnego paliwa, intensywnej motywacji. Nikt nie zwracał uwagi – przez ignorancję, zadufanie i krótkowzroczność – na popularność, jaką cieszyć się poczęły w świecie muzułmańskim tezy Qutba, al-Maududiego, al-Kardawiego czy Chomeiniego, Nasrallaha, bądź Fadlallaha itd. Nie mówiąc o wcześniejszych fundamentalistach w rodzaju ibn Tajmijji czy al-Wahhaba. 

Również flirt dla doraźnych celów politycznych z fanatykami religijnymi nie mógł wyjść na dobre euro-atlantyckim zalotnikom. Wiadomo od dawna, że ruchy religijne o purytańskim, ortodoksyjnym i fundamentalistycznym obliczu zawsze podejmują kroki do zniesienia autonomii sfer sacrum i profanum, podporządkowując wszystko swojemu pojęciu świętości. Zawsze są one natywistyczne, elitarnie samoświadome, ofensywno-agresywne i antymodernistyczne. Stosując zasadę tzw. połowicznej nowoczesności, (korzystanie tylko z technologicznych osiągnięć Zachodu, przy odrzucaniu tzw. nadbudowy), islamiści chcą korzystać z dobrodziejstw postępu, ale kwestie demokracji, wolności osobistych, praw człowieka, stanowionego prawa, odrzucają jako sprzeczne z tradycją.



„Nawet w szczegółach nie może być zgodności miedzy islamem, a demokracją, ponieważ są diametralnie różne. Tam gdzie dominuje polityczny kontekst demokracji i świeckiego państwa narodowego nie ma miejsca dla islamu. Tam, gdzie włada islam takiego systemu nie może być”.
Abu al-Ala al-Maududi
(pakistański teoretyk fundamentalizmu islamskiego)

     

     Jak stwierdza znawca islamu, religioznawca i politolog niemiecki syryjskiego pochodzenia Bassam Tibi, islamizm przejawiający się w ekstremizmie religijnym (warstwa teoretyczna) i terroryzmie (skrajna praktyka tej ideologii) jest zjawiskiem skomplikowanym i wielopłaszczyznowym - o wiele bardziej złożonym niż to wynika z prostackich przekazów medialnych. To po prostu doktryna polityczna (nie religijna), stanowiąca zagrożenie dla wszystkich: przede wszystkim dla samych muzułmanów, gdyż wciąga ich w wojnę z innymi cywilizacjami czy kulturami.
I podobnie ma się rzecz z Turcją od ponad dekady rządzonej przez tzw. umiarkowanych islamistów z Partii Sprawiedliwości i Rozwoju – AKP, choć symptomy reislamizacji, odchodzenia od ideału Atatürka - świeckiego, laickiego państwa tureckiego - zaczęto obserwować już w latach 80. XX w.

Procesy reislamizacji Turcji opisywane były wielokrotnie przez różnych autorów, więc dzisiejsze zaskoczenie w tej mierze jest co najmniej dziwne. Konflikt, jaki ostatnio wybuchł pomiędzy AKP (de facto między Erdoganem, a fundamentalistą z USA tureckiego pochodzenia, Fethullahem Gülenem) pokazuje zakamuflowane oblicze tureckiego fundamentalizmu religijnego.
Prezydent Erdogan, będąc zdecydowanym zwolennikiem islamskiego projektu funkcjonowania państwa, z wolna acz systematycznie steruje podczas swych rządów ku jasnym i  klarownym porządkom muzułmańskim. Jest to o tyle groźne, iż Turcja zawsze miała ambicje, aby pełnić rolę lidera wśród krajów islamskich z racji gospodarczych i wojskowych przewag, strategicznego usytuowania oraz przyjaźni z Waszyngtonem. To echo dawnej roli Turków na tych obszarach od czasów Imperium Osmańskiego i stambulskiego kalifatu. Dotyczy to przede wszystkim ambicji i swoistego narcyzmu (immanentnego każdemu fundamentaliście) obecnego prezydenta Turcji.

 

„On uważa się za kalifa. Za nowego otomańskiego sułtana”.

 Baszar al-Assad

Islamiści bez względu na proweniencję – umiarkowanie, bądź ekstremizm - jak wszyscy fundamentaliści i fanatycy religijni, odrzucają en bloc nie tylko wartości świeckie, ale także ponadcywilizacyjną moralność. Tworzą grupy i wspólnoty ponadnarodowe mające na celu wywołanie buntu przeciwko temu, co nazywamy w Europie demokracją, wolnościami osobistymi i prawami człowieka.
Islam – nie tylko ich zdaniem – to nie jest wyłącznie wiara religijna. To przede wszystkim określony ład społeczny, określone koncepcje polityczne, jurydyczne, swoisty stosunek do kultury, człowieka. Stąd wynikają jednoznacznie ich sądy na temat pojęcia demokracji określającej funkcjonowanie państwa, społeczeństwa, kultury oraz stanowionego prawa.
Nie jest możliwa islamizacja demokracji z wielu – przede wszystkim rudymentarnych – przyczyn. Błąd zachodniego mainstreamu politycznego w tej mierze polega na przywiązaniu do politycznej poprawności próbującej pogodzić wodę z ogniem:  możliwość organizacji i funkcjonowania tzw. islamskiej demokracji (tu poglądy oscylują pomiędzy Johnem Esposito a Tonym Blairem). Dotyczy to przede wszystkim Europy Zachodniej i pozostającej w jej łonie mniejszości, jaką stanowią wyznawcy islamu - mieszkający najczęściej w gettach, zajmujący na drabinie społecznej poślednie szczeble, zwykle bezrobotni.

Jak pogodzić szarijat z demokracją, wolnościami osobistymi, wyborami odnośnie wiary religijnej? Jakikolwiek mesjanizm, prozelityzm, nawracanie na swoją wiarę zawsze osiąga zabójczą, bądź szatańską formę, uderzającą de facto w Innego człowieka.          

 

„Zniszczymy Twitter. I nie interesuje mnie co powie wspólnota międzynarodowa”.

Reçep Tayyip Erdoğan

Jak wspomniano, europejska opinia publiczna wykazuje z racji masowości problemu uchodźczego zdenerwowanie, obawy, krytycyzm. Pojawia się w związku z tym jawna kontestacja samej idei oraz formy funkcjonowania Unii Europejskiej.
Na pewno na taki stan rzeczy mają wpływ nie tylko masy migrantów szturmujących granice UE. De facto dotyczy to głównie kilku krajów, gdzie poziom i jakość życia są najwyższe, jednak z  problemem zapewnienia takiej masie ludzi w miarę przyzwoitych warunków egzystencji – choćby tylko przez jakiś czas – zmagać się będzie musiała cała wspólnota.
Nakłada się na to także społeczne zmęczenie kryzysem ekonomicznym, spadki realnej siły nabywczej dochodów, niepewność jutra i brak poczucia bezpieczeństwa. Na kształtowanie postaw Europejczyków ma także wpływ wzrost siły argumentacji ruchów populistyczno-konserwatywno-prawicowych.

W wyniku porozumienia z Turcją Unia staje się jej zakładnikiem. I to zakładnikiem państwa zmierzającego wyraźnie ku autorytaryzmowi, o ewidentnie religianckim, fundamentalistycznym rysie. I choć islam prezydenta Erdoǧana można określić jako „soft”, to jest to nadal islamizm.

 

„Nie można równać kobiety i mężczyzny – to sprzeczne z naturą. Nasza religia określiła miejsce kobiety w życiu – macierzyństwo”.

Reçep Tayyip Erdoğan

    
 Turcja, uzyskując od UE gwarancje ponad 3 mld euro za zatrzymanie migrantów na swoim terenie, staje się rozgrywającym w przedmiocie demograficzno-etniczno-imigracyjnym na terenie Unii. Zapewnienia w materii  wznowienia (a nawet  przyśpieszenia) negocjacji przyjęcia Turcji do UE są już skrajnie nieodpowiedzialne oraz świadczą o zupełnym braku pomysłów na Europę w głowach brukselskiej elity.   

Ankara otrzymała zatem doskonałą broń do ręki, asa, którym obecnie może razić całą Unię, trzymać ją w szachu przez manipulowanie problemem uchodźców. Zachowywać się obłudnie  zarówno wobec europejskich partnerów  jak i wobec uchodźców pozostających na jej terytorium. Tak, jak to czyni cały czas z Państwem Islamskim –udostępniając z jednej strony bazę Incirlik dla potrzeb lotnictwa NATO, a z drugiej - wspierając islamistów syryjskich na różne sposoby (np. umożliwiając im kontrabandę ropy naftowej).
Powiązania wywiadu wojskowego Turcji z DAESH, wsparcie logistyczne udzielane tej hybrydzie państwowości, przypominają ścisły związek od lat pomiędzy pakistańską służbą specjalną ISI, a afgańskimi talibami. Ów duopol wydał wiele tragicznych owoców w polityce, kulturze, sprawach społecznych subkontynentu indyjskiego i Azji Środkowej.

Każdy flirt, a nawet próby racjonalnie pojmowanej współpracy z fanatykami, ekstremistami, fundamentalistami, musi kończyć się porażką jednostkowej wolności, zrozumienia, spolegliwości i szacunku dla Innego. Mechanizm działania wszelkich ekstremizmów i mentalności im towarzyszących opisano zresztą nader dokładnie.  

 

„Państwo islamskie to rzeczywistość, której nie da się wytępić i którą trzeba zaakceptować”.

Hakan Fidan

(b. szef wywiadu Turcji)

Cytowany były szef tureckiego wywiadu wezwał społeczność międzynarodową (a zwłaszcza „kolegów zachodnich” z NATO), aby zmieniła zdanie i nastawienie względem islamskich prądów politycznych i udaremniła plany zniszczenia rewolucjonistów islamskich przez Rosję. Zapowiedział otwarcie konsulatu (lub przynajmniej biura) Państwa Islamskiego w Stambule dla obsługi prawnej dżihadystów udających się z Europy przez Turcję na wojnę do Syrii.
Z kolei Jonathan Powell (szef sztabu wyborczego b. premiera Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira) napisał ostatnio w artykule dla Guardiana o konieczności rozmów z przedstawicielami DAESH, bo innej drogi – jego zdaniem - do ich ucywilizowania ponoć nie ma.
To jest moim zdaniem niewłaściwie, źle pojęta idea szacunku do Innego, do otwartości i atencji dla innej kultury. W przypadku DAESH nie ma żadnego ze wspomnianych elementów, to zło w czystej postaci, Armagedon, zbrodniczość i barbarzyństwo. Ten twór i mentalność mu towarzysząca nie mieszczą się absolutnie w żadnych kryteriach cywilizowanego, humanistycznego świata. Próba akceptacji tego zjawiska jest motywowana właśnie ową irracjonalną poprawnością polityczną, opacznie rozumianą i niosącą gorzkie owoce.

Bo czy ci najemnicy Proroka Mahometa udający się na dżihad do Syrii, bądź Iraku - głównie Europejczycy powodowani chęcią przeżycia przygody - nie będą w przyszłości po powrocie na Stary  Kontynent siać przemocy i zniszczenia jako „samotne wilki”?

Ale przecież to, co dla jednych jest potrzebą podniesienia adrenaliny nie wyklucza – zwłaszcza u muzułmanów z gett i obrzeży społeczeństw zachodnich, w jakimś sensie wykluczonych – motywacji stymulowanych przez ortodoksyjnych mułłów (importowanych do UE z Arabii Saudyjskiej, Pakistanu czy purytańskich reżimów znad Zatoki Perskiej), uzasadnianych religijnym szałem, miłością, „jedyną” Prawdą. A miłość  potrafi zabijać tak samo jak nienawiść.     

 

                                                                                                                                                   „Nie wierzę w równość”

Reçep Tayyip Erdoğan

Gdzie w świetle przytoczonych w tekście wypowiedzi Prezydenta Turcji miejsce na Unię, wartości oświeceniowe z triadą libertefraterniteegalite? Gdzie miejsce na swoisty agnostycyzm i niezależność stanowionego przez człowieka prawa? Gdzie zmieścić laickość porządku publicznego i sceptycyzm teoriopoznawczy? Gdzie (i jak) ma funkcjonować racjonalizm?
To są bowiem fundamenty, na których zasadza się pojęcie nowoczesnej, modernistycznej  Europy. Chyba, że Turcję trzeba w jakimś stopniu nagrodzić za pryncypialne stanowisko wobec Rosji, wyrażone zestrzeleniem SU-24 (mieściłoby to się w antyrosyjskiej histerii, jaka opanowała elity zachodnioeuropejskie).

 

 

„Radzę Rosji, aby nie igrała z ogniem”.  

Reçep Tayyip Erdoğan

     Turcja to kraj prawie 80-milionowy (z wielomilionową diasporą w krajach UE), czyli prawie tak liczny jak Niemcy, z prężną gospodarką. To też członek NATO posiadający potężną, nowoczesną armię. Ale jej dotychczasowe starania o wejście do Unii były mizerne. Blokowała je zazwyczaj Francja, choć wiele innych krajów było również niechętnych temu kierunkowi rozszerzenia.
Świecki model Turcji – jaki do niedawna jeszcze prezentowała Ankara – będący efektem reform Mustafy Kemala (Atatȕrka) miał dla Europy szczególne znaczenie, jako reklama tego typu organizacji społeczeństwa, sukcesu i ewentualnego stowarzyszenia z Unią wśród krajów islamskich. Jednak od ponad dekady model ów kruszeje w zastraszającym tempie, zwłaszcza odkąd rządzi wspomniana już AKP. Gdy prezydentem został Reçep T. Erdogan, proces ten się nasilił. Turcja steruje wyraźnie ku państwu wyznaniowemu, opartemu o szari’ę. A wypowiedzi Prezydenta są coraz bardziej wojownicze (w duchu ekstremistyczno-islamistycznym), prowokacyjne, butne i jątrzą konflikty, których Turcja z racji swej historii (zwłaszcza na Bałkanach czy Bliskim Wschodzie) raczej powinna unikać.

 

„Kosowo to Turcja. Turcja to Kosowo”.

Reçep Tayyip Erdoğan

     W końcu XX wieku znany orientalista i znawca islamu, wspominany już Bassam Tibi, zastanawiał się ([w]: Fundamentalizm religijny) czy rosnące w siłę szkolnictwo religijne w Turcji – tzw. szkoły imam hatip – mogą zagrozić w przyszłości kemalistowskiej orientacji elit, a tym samym charakterowi państwa znad Bosforu. Dziś widać, że nie miał racji nie widząc w tym modelu zagrożenia.
AKP sprawująca od ponad dekady władzę niemal dyktatorską, wymieniła (lub indoktrynowała) w znacznym stopniu państwowe elity, urzędników, wojsko, policję, etc. Turcja stała się bardziej religijną i to religijną ostentacyjnie, manifestując swój islam i wartości przezeń niesione na co dzień. Jak każdy prozelityzm – a to widać w polityce erdoganowskiej Turcji w ostatnich latach – jest to niebezpieczne, groźne i razi nietolerancją.

Wielu polityków i komentatorów zachodnich uważa, iż niechybne starcie Rosji i Turcji (strącenie SU–24 było tylko, ich zdaniem, epizodem), jakie nastąpiło po rozpoczęciu interwencji Rosji przeciwko DAESH i de facto opowiedzenie się Moskwy po stronie szyizmu będzie tragiczne dla Rosji. Przywołują w tym momencie konflikt rosyjsko-japoński w 1905 roku i klęskę wojsk carskich pod Cuszimą oraz Port Arturem. To są odwieczne życzenia niektórych polityków zachodnich, apriorycznie życzących źle Rosji. Tu też swoją cegiełkę kontrreformacyjno-sarmackiej proweniencji dokłada polska (pożal się Boże)  elita polityczno-mainstreamowa.

Jednak Europa winna zdecydowanie życzyć powodzenia Rosji w jej działaniach przeciwko islamistom i terrorystom muzułmańskim w Syrii i Iraku. Brutalne działania są może jedynym rozwiązaniem problemu wynikającego z pokracznie rozumianego political correctness, mogącego zagrozić całemu kontynentowi, bez względu na światopogląd, polityczne przekonania, kulturę czy wyznanie.
Jeszcze raz należy się odwołać – ale w szerszej perspektywie – do koncepcji prof. Siergieja Karaganowa (p. Rozważania o Europie (3) - Rosja - Polska - Europa), mówiącej o ścisłej współpracy Unii Europejskiej z Federacją Rosyjską.

Polskim elitom, ku przestrodze i refleksji na zakończenie warto tylko przypomnieć wypowiedź nieprzychylnego Polsce i Polakom, (ale admirowanego w Niemczech), polityka CSU Franza-Josefa Straussa, który w czasach podziału Europy na dwa wrogie obozy miał powiedzieć, że pokój i współpraca w Europie zawsze panowały wtedy, gdy Rosja miała wspólną granicę z Niemcami. To znamienne memento dla nieodpowiedzialnych, cierpiących na polityczną ślepotę elit z tzw. Mitteleuropy, śniących o Międzymorzu mającym zepchnąć Rosję za Ural. Oddzielić ją od Europy kodonem sanitarnym. Granie w tym celu tureckim asem – bez względu na zagrożenia -  jest ani bezpieczne, ani mądre. 

 Zwłaszcza, że nigdy to się nie udawało, przynosząc zawsze gorzkie owoce. Dobrze jest o tym dziś pamiętać przy niebezpieczeństwach, jakie niesie globalizacja: terrorze islamistycznym, fundamentalizmie religijnym, groźby zderzenia cywilizacji w wymiarze ponadregionalnym. Miękka, kulturowo-cywilizacyjna siła Unii i twarde, militarne zdolności Rosji winne być w tej sytuacji nie antynomią, ale komplementarnością.  

Radosław S. Czarnecki