banner

 

Refleksje prof. Lecha W. Zachera (Dyrektora Centrum Badań Ewaluacyjnych i Prognostycznych w Akademii Leona Koźmińskiego) – ekonomisty, socjologa i futurologa - na temat przyszłości.

 

 

zacher-fot. (1)Trzeba zdawać sobie sprawę, że od kilku dekad żyjemy w okresie rewolucyjnych zmian, co jest niedoceniane. Historycznie te rewolucyjne zmiany wiązały się z nauką i techniką, która szczególnie w XX wieku osiągnęła szczyty poznania i zastosowań.
Cywilizacja rolnicza, przemysłowa, obecna naukowo-techniczna odzwierciedlają charakter tych zmian.

 

Ta obecna bardzo gwałtowna zmiana, jest jednak rozciągnięta w czasie, co jest pewnym novum, bo zwykle o rewolucjach mawiano jako o krótkookresowym zjawisku. Teraz jest inaczej. Widzimy pewną transformację – nie wiemy ku czemu ona zdąża i nie bardzo mamy na nią wpływ. Możemy, co prawda, nieco posterować tymi procesami, co czynią rządy, organizacje międzynarodowe, korporacje ponadnarodowe, ale i one nie znają ostatecznego rezultatu zachodzących zmian.

A zmiany dotyczą wszystkiego i są na ogół stymulowane przez naukę i technologie. Ta transformacja kieruje tę rewolucje ku pełniejszej formie, co jest związane z okresem tranzycyjnym, choć trzeba pamiętać, że nie przebiega ona jednakowo na każdym polu i obszarze. To są wyspy zmian. W krajach czołówki  istnieją głównie sektory najbardziej innowacyjne, odkrywcze, dynamiczne. Reszta jest tradycyjna, mniej nowoczesna. 

Czyli nie jest wszędzie równo, bodźce rewolucyjne i wielka potencja nie występują we wszystkich obszarach wiedzy i dziedzinach działalności ludzi. I nie we wszystkich krajach.


Cechą tej rewolucji jest więc wyspowość także pod względem geograficznym. Jest pewna jej dyfuzja związana z rynkiem i handlem, także z dostępnością do informacji, ale mimo to zróżnicowanie jest ogromne i przeważa nad uniwersalizacją zmian.
I nie wiadomo, co w tym jest ważniejsze: czy rewolucja w czołówce świata, czy też to ogromne zróżnicowanie, dysproporcje. To drugie stanowi jednak wielkie zagrożenie dla utrzymania pokoju na świecie.
Kraje przodujące  są ekspansjonistyczne, zapatrzone w siebie i uprawiają – co prawda w rękawiczkach – pewien rodzaj neokolonizacji reszty świata. Jedną z jej cech jest np. wyciąganie z peryferii do centrum najlepszych umysłów (tzw. drenaż mózgów) oraz taniej siły roboczej. A co bardziej widoczne – zawładnięcie rynków, zwłaszcza wielkich, masowych, na których można sprzedać te najnowocześniejsze wyroby. To zjawisko można zresztą wytłumaczyć zasadą termodynamiki.

 

To, co wydaje się obecnie bardzo ważne to skala zmian. Obecnie myślimy i działamy w innej niż kiedyś skali, i to nie tylko dzięki technikom informatycznym, ale i skali innowacji, które stają się natychmiast globalne i są coraz trudniejsze do powszechnego rozumienia. Ta skala trudności jest ważna, bowiem w systemach demokratycznych to obywatele chcą decydować o podziale pieniędzy budżetowych i wiedzieć oraz rozumieć na co je przeznaczają.

Skala zmian obecnie – patrząc na to historycznie – jest bezprecedensowa. Gdyby uwzględnić tysiące lat naszej cywilizacji, to poza wielką skalą angielskiej rewolucji przemysłowej z XVIII-XIX wieku, nie znamy zjawiska o podobnym zasięgu globalnym.

 

Ale drugą cechą obecnej rewolucji jest narastająca szybkość zmian i ogromne przyspieszenie wszystkich procesów. A człowiek jest w środku tych przyspieszających procesów – tak, jakbyśmy byli na jakiejś taśmie coraz szybciej poruszającej się.

Konsekwencją szybkości i przyspieszania zmian jest niepewność oceny ryzyka. Nie mamy pewności ani co do kierunku zmian, ani ich trwałości, ani skutków dla pojedynczego człowieka, nie mówiąc o całych społeczeństwach. O planowaniu już nie wspominając. Ryzyko w niektórych dziedzinach możemy przy pomocy rachunku prawdopodobieństwa z grubsza wyliczyć, ale w wielu jest to bardzo trudne. Dobrze to ilustruje termin społeczeństwo ryzyka wprowadzony przez Becka.

 

Z tym wiążą się nowe elementy świadomości człowieka, przynajmniej takie, które powinny być teraz rozwijane a dotyczącego tego jak widzimy te zachodzące zmiany, jak widzimy świat współczesny.

 

Kolejną cechą czasów, w jakich żyjemy jest rosnąca złożoność oraz chaotyczność. Możliwe, że to było wcześniej, ale dzisiaj chaotyczności jest więcej, choćby z uwagi na sploty działań, sprzężenia, interakcje różnych procesów i ich „zagęszczenie”. I myślenie o przyszłości, o wynikach tych oddziaływań jest bardzo trudne z uwagi na niespodziewane bifurkacje. Nawet, jeśli posiłkujemy się teorią chaosu.

 

Mamy też Talebowskie „czarne łabędzie”, czyli niespodzianki. A tych nie lubimy – obojętnie czy są dobre czy złe, bo te dobre też nam psują plan działania, widzenie świata. A niespodzianek będzie więcej.

Idąc za Habermasem, który pisał o „nowej nieprzejrzystości” – dla naszego wzroku intelektualnego, umysłu, sytuacja jest nieprzejrzysta. Nie widać jasno, co jest, poza tym, że jest szybciej, ale o ile szybciej – nie wiemy. A jeśli jeszcze dodamy usieciowanie i cyberprzestrzeń, to opis świata niezwykle się komplikuje.  Nie ma przejrzystej sytuacji nie tylko dla badań, polityki, gospodarki, ale i człowieka. W dodatku sytuację zaciemniają media z reguły mało kompetentne.

Nie ma takiej sfery rzeczywistości, która mogłaby zapewnić komfort pewności. Zygmunt Bauman mówi tu o płynności, falowaniu, czy przypomina starożytne panta rei – „wszystko płynie”. Nie można więc opisać świata, który zmienia się w każdej chwili. Do lamusa trzeba odłożyć wszystkie opisy świata, jakie tworzyły religie, czy filozofie, bądź ideologie – dzisiaj świat jest ulotny i trudny do zobrazowania. I postmoderniści dość dobrze to zdefiniowali (stąd ich ostra krytyka przez tradycjonalistów).

 

Warto ciągle pamiętać o ogromnej różnorodności świata: ludzi, procesów, państw, pomysłów, strategii, polityk, czego nie docenialiśmy wcześniej. Bo wydawało się nam (naukowcom, filozofom społecznym) kiedyś, że następuje uładzenie wszystkiego, utrwalanie podobnych struktur, wartości, uniwersalizacja, o której mieli, oczywiście, decydować zachodni Europejczycy, czyli dawni kolonialiści, którzy skolonizowali świat nie tylko zbrojnie, ale umysłowo, intelektualnie.

I wydawało się, że świat byłych  kolonii pójdzie tą samą drogą - będzie naśladować, kupować towary, będzie służyć swoimi mózgami i tanią siłą roboczą, czyli będzie rynkiem dla Zachodniej Europy. Ale okazało się, że odprysk Europy – Stany Zjednoczone są jeszcze silniejsze i dynamiczne, bo historycznie młode, bo we wszystkich dziedzinach poszli szybciej i dalej, bo startowali z wyższego pułapu. Nastąpiła więc nie tylko westernizacja, ale i amerykanizacja. Jednak transfer wzorców był dość powierzchowny (jeansy, Cola, McDonald itp.).

 

Warto też zauważyć, że występują  takie zjawiska jak wielopoziomowość i wielotrajektoryjność rozwojowa, czego też nie docenialiśmy w ramach tego uniwersalistycznego spojrzenia. W danym państwie mogą istnieć obszary dobrze rozwinięte obok zacofanych, w ośrodkach naukowych mogą pracować wysoko wykształceni specjaliści, a we wsi obok ludzie mogą nie mieć dostępu do wody. Nie wszyscy też prowadzą podobną politykę, bo są różne uwarunkowania, okoliczności, kultura. To pokazuje wielką złożoność świata, którą trzeba uwzględniać przy jego opisie. Naukowcy próbują to rozgryźć poprzez teorie systemów, cybernetykę, która pokazuje sprzężenia, wzajemne oddziaływania, wcześniej niedoceniane.

Nie doceniano też poziomu życia jednostek, zajmując się społeczeństwem. Jednostki zostawiono psychologom i psychiatrom. Ciekawsze były duże grupy ludzi i procesy niż życie jednostki. A człowiek to przecież konkretna jednostka i jego życie jest przez te procesy kształtowane w sposób przemożny. Podlega sile formatującej, którą jest dziś  Internet,  w mniejszym stopniu telewizja.
Ale tymi sprawami mało kto się zajmuje, bo socjologia jest nauką o społeczeństwie, którego obecnie w tradycyjnym ujęciu (jak społeczeństwo przemysłowe) już nie ma – z wyjątkiem krajów mniej rozwiniętych. Z kolei psychologia zajmuje się często odchyleniami, mniej normalnym życiem codziennym. A ważne jest jak człowiek w tym świecie, który jest radykalnie inny niż kiedyś, sobie radzi. Z jednej strony bowiem on ten świat sobie konstruuje, ale jest sprzężenie zwrotne i to silniejsze – człowiek może być konstruowany przez wytwory swojej myśli i swojego działania. Człowiek sieciowy to coś innego. Niestety w naukach społecznych w Polsce techniką i jej performatywnością prawie nikt się nie zajmuje.


To dotyczy też oddziaływania grup, w tym społeczności (czy plemnion) internetowych, zdecydowanie innych niż w realu, w których przynależność do grupy może być ściśle określona czasowo, a więzi są płytkie i zmienne. Jednostki i grupy się jednak zmieniły, one istnieją inaczej, społeczeństwo znaczy dziś coś innego niż kiedyś. Jest wielokulturowość, inne są więzi i relacje między ludźmi, możliwa jest wielotożsamość, anonimowość.

 

I jest jeszcze ludzkość, nie tylko jako kategoria, ale która istnieje w rzeczywistości. Ludzkość to jest zbiór konkretnych jednostek, ludzi, o określonych życiorysach, nazwiskach i nickach, którzy w danym momencie żyją na planecie hic et nunc. To nie jest nieokreślona „masa”.

Warto zobaczyć nasz świat takim, jakim on jest, choć to bardzo trudne, bo trudne jest jego badanie. Niby jest telewizja, film, Internet, ale to obrazowanie jest z reguły wycinkowe i niekoniecznie reprezentatywne. Badanie nowego świata przez pryzmat dawnych teorii (czyli z nieistniejącego świata) niewiele daje.


Patrząc na wspomniane wyżej zmiany z pozycji ekonomicznych widać, że rewolucja dotyczy również działalności ekonomicznej człowieka, gospodarek. W krajach wysoko rozwiniętych mamy turbokapitalizm, kapitalizm technologiczny, kapitalizm cyfrowy itd., Nazwy te odzwierciedlają ogromną rolę techniki, ale i konkurencji, ekspansji, wielkości działań w gospodarce; mamy transnarodowe korporacje, jako zupełnie nowe podmioty o skali globalnej, także procesy integracji i globalizacji oraz współzależności – a wszystko wspomagane czy generowane przez technologie info-komunikacyjne. Owe zmiany dotyczą także państwa, jako struktury organizacyjnej i politycznej. Państwa są – mimo dawnych przepowiedni – ciągle silne, ciągle jeszcze żywa jest tradycja relacji de facto kolonialna. Co więcej, powstają nowe twory, jak np. ISIS czy republika Doniecka, nie mówiąc o państwotwórczych tendencjach Szkotów, Kurdów, Basków, Katalończyków i in. Przyszłość pokaże czy to jedynie byty tranzycyjne.


Nowymi bytami są zatem organizacje różnego typu i różne struktury ponadnarodowe, o wielkiej skali, korporacyjne, czy polityczno – gospodarcze jak UE, NAFTA. Wcześniej takich bytów nie było, a jeśli były to wynikały z podboju, dominacji. Natomiast dzisiejsze są oparte także na kooperacji i współzależności, dobrowolnym zrzeszeniu, na transferze technologii.

 

Co zatem można powiedzieć o przyszłości świata i gatunku homo sapiens? Świata nie w sensie ludzkości, ale globu czyli ludzkości z jej habitatem, który też inaczej wygląda niż kiedyś. Dzisiejszy świat widziany z kosmosu to infrastruktura, mega miasta, obszary zniszczonej przyrody – wszystko podlegające ciągłym zmianom.
Te zmiany dotyczą też gatunku ludzkiego – homo sapiens nie jest ten sam co dwa tysiące lat temu. Jeśli uwzględnić radykalnie i przeważnie nieodwracalnie zmienione środowisko, w jakim żyje – z wieloma czynnikami chemicznymi i fizycznymi oddziałującymi na jego organizm - człowiek stał się usztuczniony, zmedykalizowany. Podlega technicyzacji – protezowaniu, wymianie narządów. Niektóre procedury medyczne, leki, zmieniają jego fizjologię, metabolizm, nie mówiąc o anatomii. To już jest skomputeryzowany i usieciowiony prawie cyborg funkcjonujący w świecie automatów, sztucznej inteligencji, robotów. Niestety, wielu trudnych i odwiecznych chyba problemów ludzkości, zwłaszcza jej biedniejszej części, technika nie rozwiązuje.

Notowała: Anna Leszkowska