banner

 

W okresie kilkudziesięciu lat od zakończenia II wojny światowej dwa ważne czynniki zadecydowały o tym, że wojna przestała być ultima ratio polityki. Z jednej strony była to normatywna debellizacja, czyli prawnomiędzynarodowy zakaz użycia siły lub groźby jej użycia (z wyjątkami określonymi w Karcie Narodów Zjednoczonych), a z drugiej - technologiczna rewolucja w dziedzinie zbrojeń, polegająca na stworzeniu broni masowego rażenia.


Mimo rozmaitych konfliktów zbrojnych o zasięgu lokalnym mających charakter wojen (np. wojna koreańska, indochińska, wietnamska, afgańska, wojny izraelsko-arabskie), w okresie „zimnej wojny” nie doszło nigdy do bezpośredniego zbrojnego starcia między wielkimi potęgami. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w okresie trzech mijających dekad, po zakończeniu konfrontacji międzyblokowej.

Wygląda na to, że jest to szczególny okres, w którym negacji ulega zasadność i użyteczność wojen w systemie międzynarodowym, co oczywiście nie oznacza ich całkowitego wyeliminowania.* Można go nazwać turbulentnym „pozimnowojniem”. Nie ma wprawdzie żadnych gwarancji, że w przyszłości nie dojdzie do wybuchu wielkiej wojny hegemonicznej, o czym lubią rozpisywać się rozmaici wizjonerzy geopolityki, ale póki co, pokój, a nie wojna zajmuje głowy przywódców sytego i pewnego siebie Zachodu.

Era zimnowojenna charakteryzowała się stanem „zbrojnego pokoju”. Znajdowało w nim doskonałe odbicie starorzymskie zawołanie si vis pacem, para bellum (chcesz pokoju, gotuj się do wojny). Paradoks sytuacji polegał na tym, że im bardziej dwie przeciwstawne strony szykowały się do wojny, tym bardziej była ona niemożliwa. Broń jądrowa okazała się bowiem bronią „impotentną” w użyciu. Spełniała jednak swoją rolę odstraszającą jak żadne inne bronie w historii. Ze względu na niemożliwość wygrania wojny totalnej sięgano więc do różnych środków pośrednich (tzw. proxy wars), przenosząc starcia zbrojne na obszary peryferyjne przy użyciu broni konwencjonalnych. Choć nie straciły na znaczeniu odwieczne motywy prowadzenia wojen, wyrażające się w poszukiwaniu bogactwa, głoszeniu misyjnych ideologii (świeckich, bądź religijnych) oraz umacnianiu prestiżu i sławy (gold, God, glory), to jednak po raz pierwszy w tak długim okresie system międzynarodowy jako całość ustrzegł się przed kolejną katastrofą i traumą.

Obecny stan rzeczy nie jest wszak całkiem racjonalny. Występuje bowiem powszechne zjawisko militaryzacji opinii publicznej, trwa nakręcanie koniunktury zbrojeń, odwracanie uwagi od realnych problemów, kreowanie wroga i wywoływanie powszechnego strachu. Rządzący ciągle szukają usprawiedliwienia dla stosowania przemocy wobec realnych lub wyimaginowanych przeciwników, a to w obronie niezależności, a to dla zachowania dotychczasowego stanu posiadania (dostęp do bogactw, ochrona terytorium, obrona pozycji i statusu w świecie). W każdym przypadku powołują się na wolę narodu, a odwoływanie się do sentymentu nacjonalistycznego stało się regułą.
Istniejąca w okresie „zimnej wojny” równowaga strachu ciągle odgrywa ważną rolę w utrzymaniu pokoju.
Apologeci hegemonii amerykańskiej w pozimnowojennym systemie stosunków międzynarodowych przypisują jednak przede wszystkim Stanom Zjednoczonym rolę głównego gwaranta pokojowej stabilności systemowej, niezależnie od ich rozmaitych ekspedycji karnych i wojen interwencyjnych o zasięgu lokalnym czy regionalnym. Do tego dochodzą rosnące współzależności gospodarcze oraz postęp w szerzeniu demokratycznych wzorów ustrojowych.

Bezpieczna zimna wojna

Ta liberalna wiara w „pokój przez demokrację i gospodarkę” prowadzi jednak na manowce. Okazuje się bowiem, że hegemon amerykański, mimo głoszonej ideologii liberalnej sam jest źródłem wielu konfliktów i uprawia często politykę konfrontacyjną.** Jej kurs wobec Rosji czy Chin pokazuje prawdziwe oblicze interwencjonistów zza oceanu. Sojusze Waszyngtonu z reżimami autorytarnymi są na porządku dziennym, podobnie jak w czasach „zimnej wojny”. Realpolitik bierze górę nad ideałami demokracji i praw człowieka. A wojny handlowe z Chinami i polityka sankcji wobec Rosji pokazują, jak wzniosłe hasła o współzależności gospodarczej ulegają deprecjacji ze względu na własne egoistyczne interesy.

W okresie „zimnej wojny” strony konfrontacji międzyblokowej wypracowały pewne standardy, które w dziedzinie kontroli zbrojeń oznaczały budowę wzajemnego zaufania. Składały się na nie: jednomyślność w sprawie konieczności regulacji traktatowych, transparentność arsenałów jądrowych i konwencjonalnych oraz defensywny charakter strategii bezpieczeństwa. Wykształciła się świadomość wspólnego bezpieczeństwa, w której największą zdobyczą były środki budowy zaufania. Każda ze stron komunikowała drugiej swoje pokojowe intencje, co oznaczało oddalanie możliwości niespodziewanego ataku.

Jest pewne, że te warunki deeskalacji konfliktu zimnowojennego pomogły w przeprowadzeniu „aksamitnego” demontażu bloku wschodniego, a sukcesorka ZSRR – Rosja - czuła się zobowiązana do przestrzegania wcześniej ustanowionych reguł gry. Błędem Zachodu było jednak pozostawienie jej samej sobie. To spowodowało nie tylko narodziny syndromu „oblężonej twierdzy”, ale także wzrost tendencji rewizjonistycznych.
Rozszerzanie NATO na wschód Rosjanie mieli prawo traktować jako chęć osaczenia ich państwa i jego upokorzenia. Tym bardziej, że Zachód ignorował protesty Rosji, uznając ją za zbyt słabą, aby mogła pomieszać szyki w prowadzonej przez niego grze. Pozimnowojenny triumfalizm Zachodu doprowadził do utrwalenia się przekonania, że Rosja musi pogodzić się z warunkami, jakie dyktuje jej druga strona. Okazało się to największym błędem w postrzeganiu i traktowaniu tego państwa.

Błędy Zachodu i ich implikacje

Ekspansja NATO na wschód pogrzebała jakiekolwiek szanse na demokratyzację Rosji. Ponadto podważyła istniejącą dotąd międzymocarstwową jednomyślność co do traktatowego i wielostronnego uzgadniania reguł gry. Stany Zjednoczone wraz ze swoimi sojusznikami z NATO jednostronnie, w opozycji do Rosji i wbrew jej protestom – zmieniły porządek międzynarodowy, wykluczając ją z niego na wiele lat.
Kłóciło się to z tradycją urządzania świata od czasów wojen napoleońskich, poprzez wojny światowe XX wieku. Każdorazowo pokonane państwa – czy to Francję, czy Niemcy - próbowano mniej lub bardziej skutecznie włączyć do nowego ładu na warunkach wypracowanych przez zwycięzców. Przykład ładu wersalskiego narzuconego pokonanym Niemcom wskazuje jednak, jak surowe warunki pokoju mogą zrodzić groźny resentyment w postaci rewizjonizmu i rewanżyzmu. Jego efektem stało się dojście Hitlera do władzy, proklamowanie III Rzeszy i rozpętanie przez Niemcy kolejnej, jeszcze bardziej krwawej i niszczycielskiej wojny.

Zauważa się, że Zachód potraktował Rosję po zakończeniu „zimnej wojny” właśnie w taki sposób, jak uczyniono to z Niemcami po I wojnie światowej. Zamiast zjednoczenia kontynentu europejskiego doszło do jego ponownego podziału, a Rosja znalazła się znowu w opozycji wobec Zachodu. Interwencja NATO w Bośni i Hercegowinie przeciw Serbom, bez uwzględniania stanowiska Rosji, a także doprowadzenie do secesji Kosowa oznaczało pogłębianie podziałów.
Ameryka jednak brnęła dalej w demontaż dotychczasowych reguł gry. George W. Bush wycofał USA w 2002 roku z układu ABM (o ograniczeniu systemów antybalistycznych), który Rosjanie uznawali przez trzy dekady za gwarancję ich statusu mocarstwa jądrowego. Zlekceważono w Waszyngtonie wyrazy solidarności i wsparcia ze strony Rosjan po ataku terrorystycznym na Nowy Jork i Waszyngton z 11 września 2001 roku. Wyprawa przeciw Irakowi i udział w obaleniu reżimu Muammara Kadafiego w Libii bez autoryzacji Rady Bezpieczeństwa ONZ pokazały światu, że USA wraz z zachodnimi sojusznikami – Francją i Wielką Brytanią - przypisują sobie prawo decydowania o losach dowolnie wskazanych przez siebie rządów faktycznie suwerennych państw. Musiało to wywołać obawy w samej Rosji, że Stany Zjednoczone kierują się nieczystymi intencjami i mogą działać na jej szkodę.

Uwikłanie Rosji na Ukrainie w następstwie obalenia legalnie wybranego prezydenta Wiktora Janukowicza ściągnęło na nią odium agresora. Zachód zaangażowany w przeciąganie Kijowa na swoją stronę wykorzystał zajęcie przez Rosję Krymu i wsparcie przez nią separatystów w Donbasie jako swoiste casus belli. Porozumienia z Mińska z udziałem czterech stron – Ukrainy, Rosji, Francji i Niemiec z września 2014 roku i lutego 2015 roku nie doprowadziły do rozwiązania konfliktu. Rosja została napiętnowana za to, że dokonała napaści, poddała okupacji i anektowała część innego suwerennego państwa. Podkreślano ponadto, że takie wydarzenia miały miejsce po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej.
Oczywiście zapominano w tym kontekście o inwazji tureckiej na Cypr, czy aneksji wschodniej Jerozolimy przez Izrael, nie mówiąc o całkowitym zlekceważeniu przypadku Kosowa, który oznaczał wrogą dezintegrację Serbii.
Politycy świata zachodniego przyjmują w swojej argumentacji tylko wygodne dla siebie wersje historii, a usłużni eksperci dorabiają do tego odpowiednie interpretacje, albo pomijają wiele faktów milczeniem. W ocenach zachodnich wypomina się Rosji także wcześniejszą akcję zbrojną przeciw Gruzji, w obronie Abchazji i Osetii Południowej, które faktycznie zostały wyrwane spod jurysdykcji Tbilisi. Znowu jednak w imię solidarności z rządami o nastawieniu antyrosyjskim zapomina się, że Gruzja uległa dezintegracji już w latach dziewięćdziesiątych ub. wieku, a jakiekolwiek prawo do samostanowienia mniejszych narodów ma szanse realizacji jedynie przy udziale możnego protektora (podobnie, jak w przypadku Kosowa!).

W wojnie na Ukrainie większość komentatorów dopatrzyła się powrotu Rosji do praktyk imperialnych, a także dowodu na chęć zrewidowania geopolitycznego porządku, jaki ustanowiono po rozpadzie ZSRR. Mało kto, poza samymi Rosjanami, jest w stanie przyznać, że działania rosyjskie były odpowiedzią na zamieszanie spowodowane zwrotem Wiktora Janukowycza w stronę Unii Eurazjatyckiej, co wywołało znaną falę społecznego buntu. W świetle późniejszych wydarzeń naiwnie i niewiarygodnie brzmią argumenty o „godnościowym” wyzwoleniu Ukraińców oraz powrocie do demokracji.
Na ile w tej grze były zaangażowane Stany Zjednoczone i inne państwa Zachodu, pozostaje ciągle sprawą politycznych kontrowersji. Nie ulega wszak wątpliwości, że na Ukrainie starły się dwie rywalizujące ze sobą orientacje geopolityczne, a aneksja Krymu i wojna w Donbasie były tego oczywistą konsekwencją.
W rezultacie starcia Rosja udowodniła, że traktuje przestrzeń poradziecką nie tyle jako „strefę swoich uprzywilejowanych interesów”, ile przede wszystkim jako obszar „żywotnych interesów egzystencjalnych”. W ich obronie wykazała najwyższą determinację, łącznie z zastosowaniem siły i gotowością do poniesienia negatywnych konsekwencji w stosunkach z Zachodem. Społeczeństwo rosyjskie przyjęło argumentację o obronie żywotnych interesów za słuszną, co było wynikiem nacjonalistycznej propagandy i euforycznych uniesień, ale i negatywnych doświadczeń o pozostawieniu Rosji samej sobie, jej wykluczeniu i próbach osaczenia. W ten sposób ekspansja NATO na wschód w odbiorze Rosjan stała się przyczyną załamania pozimnowojennego ładu pokojowego.

W ocenach polityki rosyjskiej wskazuje się, że rok po inwazji Ukrainy prezydent Putin wszczął operację wojskową w Syrii, która przywróciła Rosji pozycję ważnego decydenta w grze międzynarodowej. Stając w obronie reżimu Baszara al-Asada Rosja udowodniła światu, że o losach negowanych przez Zachód rządów nie muszą przesądzać Stany Zjednoczone. Jest to jedna z najbardziej bolesnych lekcji dla całego Zachodu, a dla USA w szczególności.

Upadłe teorie

Wielu zachodnich krytyków Rosji dopatruje się przyczyn agresywnej polityki rosyjskiej w dyktatorskim systemie rządów, systemie kleptokracji i korupcji. Wiara liberałów w „teorie demokratycznego pokoju” nie pozwala im dostrzec, że „wzorcowe” Stany Zjednoczone są także źródłem agresywnych interwencji, a demokracja nie jest jedynym katalizatorem pokoju.
Stawianie na wyścig zbrojeń wspierany asertywną dyplomacją i naciskami gospodarczymi nie jest obecnie dobrą odpowiedzią na trapiące świat Zachodu problemy (terroryzm, fundamentalizm islamski, żywiołowe migracje, zagrożenia klimatyczne). Wiele rządów zdaje sobie z tego sprawę, nie widząc w dzisiejszej Rosji takiego przeciwnika i rywala, jakim w czasach konfrontacji zimnowojennej był ZSRR.
Wbrew krytycznej retoryce, Rosję akceptuje się w wielu gremiach międzynarodowych, a groźbę ataku z jej strony uważa się raczej za iluzoryczną. Dowodzą tego rozmaite analizy strategiczne, z których wynika niekorzystny dla Rosji stosunek sił. Dzisiejsza Rosja nigdzie nie definiuje swoich ekspansywnych czy agresywnych zamiarów. Przeciwnie, stawia na powiązania gospodarcze z Zachodem i stosuje się do reguł rynku kapitalistycznego. Wobec Ukrainy zastosowała natomiast strategię samoograniczenia, nie doprowadzając do otwartego konfliktu. Wiązało się to niewątpliwie z przeszacowaniem oczekiwań i niedoszacowaniem ryzyka, jakie wyraziło się choćby w dotkliwych skutkach zachodnich sankcji. Zachód przychyla się obecnie do wyciszenia konfliktu i powrotu do znormalizowanych relacji.
Stanisław Bieleń

*Wojny od stuleci stanowiły sposób dorabiania się jednych grup społecznych kosztem innych. Orędownicy wojny i tzw. podżegacze wojenni uczynili z tej formy uprawiania polityki intratne narzędzie bogacenia się. W świecie kapitalistycznym zbudowano też niby racjonalną filozofię, że „wojna jest kontynuacją polityki innymi środkami” (Carl von Clausewitz, O wojnie). Tymczasem żadna wojna nie jest racjonalną „kontynuacją polityki”. Jest raczej jej zaprzeczeniem i unicestwieniem. Jest absurdalnym nadużyciem rozumu.

**„Ewolucja supermocarstwowej pozycji USA była w znacznym stopniu następstwem militarnego zaangażowania się USA w konflikty zbrojne (w Afganistanie, Iraku, Libii i Syrii) oraz efektem znacznego spadku zaufania do USA, będącego skutkiem nadużywania siły militarnej i łamania podstawowych norm prawnomiędzynarodowych przez administrację George’a W. Busha i w mniejszym stopniu administrację Baracka Obamy (np. naruszenie rezolucji RB ONZ w sprawie zakresu interwencji militarnej w Libii w roku 2011), dążących do „eksportu demokracji” z użyciem środków militarnych” - pisze Mieczysław Stolarczyk (Kierunki ewolucji europejskiego systemu międzynarodowego w pierwszej i drugiej dekadzie XXI wieku, „Studia Politicae Universitatis Silesiensis" 2018” t. 21, s. 11-12.)

 

Wyróżnienia i śródtytuły pochodzą od Redakcji.