banner

m.dmochowska

 Z dr Małgorzatą Dmochowską z Uniwersytetu w Białymstoku, autorką książki Nowe wspólnoty w Polsce na przełomie XX i XXI wieku. Między Platonem, Amwayem a trollami*, rozmawia Krystyna Hanyga.

 

- Zacznijmy od definicji nowych wspólnot. Potocznie mianem wspólnot określane są bardzo różne grupy ludzi,  często z intencją podkreślenia ich zwartości, bliskości, wspólnych ideałów. Czym nowe wspólnoty różnią się od tradycyjnych, od stowarzyszeń, innych organizacji?
 

- Wspólnota w języku potocznym to grupa ludzi połączonych na przykład więzami przyjaźni. Natomiast w sensie naukowym musi spełniać jeszcze inne warunki, żeby być tak nazwana. Tych ludzi musi łączyć jakaś wspólna tożsamość, poczucie odrębności. Często łączy ich wspólna tradycja, przeszłość, wspólna świadomość, albo wspólne zainteresowania, czyli takie cechy, które będą ją określały jako grupę wyszczególnioną z innych grup i decydowały o jej wspólnym działaniu.
Kolejne rozróżnienie dotyczy podziału na wspólnoty tradycyjne i współczesne. Tradycyjne to wspólnoty powiązane więziami głównie tożsamościowymi, ale także pracownicze, zawodowe, związane ze wspólnym zamieszkaniem oraz wspólnoty religijne. Te ostatnie stanowią prawie idealny typ tradycyjnych wspólnot, są jedynymi, które przetrwały w takiej samej postaci. Natomiast wspólnoty współczesne, te nowe, które powstały na bazie ponowoczesności, zmieniającej się rzeczywistości społecznej, próbują dostosować się do nowych warunków, czyli do tempa życia, modelów komunikacji, do innych potrzeb ludzi.
 

- Czy rzeczywiście w Polsce powstają tak liczne nowe grupy wspólnotowe? Czy -  posługując się pytaniem postawionym w książce – w Polsce u progu XXI wieku zaistniało jakieś szczególne podłoże do powstawania wspólnot nowego rodzaju? Co w Polakach, uchodzących za indywidualistów, wyzwoliło taką potrzebę jednoczenia się w grupach?
 

- Polska okresu transformacji, a szczególnie po nim jest miejscem ze specyficznym podłożem  do zrzeszania się, uwspólnotowiania, tworzenia nowych więzi.
Po pierwsze, zostaliśmy wyrwani z dotychczasowego kontekstu, pozbawieni wcześniejszych  wzorów postępowania, systemu aksjonormatywnego. Obowiązujące przez lata zasady nagle przestały być ważne. Trzeba było jakoś sobie radzić, nawiązywać nowe znajomości, uczyć się na nowo komunikowania miedzy sobą. W Polakach zawsze istniała chęć znalezienia swojego miejsca i ludzi, wśród których będą się czuć bezpiecznie. Ta potrzeba stała się szczególnie silna w okresie po transformacji, kiedy powstało to zagubienie i tak zwana próżnia socjologiczna. I tu obserwujemy pewną sprzeczność.
Z jednej strony, mamy ten pęd ku indywidualizmowi i sukcesowi jednostki, z drugiej - staramy się szukać miejsca, gdzie będzie nam dobrze, bezpiecznie, gdzie będziemy się czuć tacy sami jak inni, chociażby w małym gronie, nawet takim, które będzie trwało chwilę. I stąd te nowe typy wspólnot.
 

- A jak procesy tworzenia się nowych wspólnot przebiegają w starych demokracjach? Jak w innych państwach naszego regionu, które przeszły podobną do nas drogę?
 

- Jest różnie. W starych demokracjach mamy te „putnamowskie” wspólnoty, oparte na typowych, tradycyjnych więziach pomostowych i bardzo silny ideał społeczeństwa obywatelskiego. Demokracja polega na tym, że działamy wszyscy dla dobra wspólnego. Natomiast w Polsce i krajach dawnego bloku wschodniego wykorzeniano społeczeństwo obywatelskie. W związku z tym mamy tu kolejną sprzeczność, bo z jednej strony istniała ta próżnia socjologiczna, o której wspominałam, czyli brak więzi na poziomie mezo, a z drugiej - istniały bardzo silne więzi rodzinne i silne państwowe, bo musieliśmy być dostosowani do ówczesnego życia państwowego, do jednej partii itp. Brakowało tego, co jest pomiędzy. Społeczeństwo obywatelskie w Polsce dopiero powstaje i ten proces pewnie będzie jeszcze trwać przez długie lata. To powoduje, że zachłystujemy się wspólnotami, uczestniczymy w kilku naraz, często ulotnych, ale płynnie przechodzimy od jednej do drugiej, nawet nie analizując, nie wybierając, tylko biorąc wszystko, co się trafi po drodze.
 

- Jak wygląda polski krajobraz wspólnotowy? Co jest dla niego najbardziej charakterystyczne? Wymienia Pani kilka typów bardzo różnych wspólnot. Jakie są ich źródła, mechanizmy powstawania, jak działają, co je spaja?
 

- Wyróżniam trzy podstawowe typy nowych wspólnot, chociaż oczywiście może ich być dużo więcej, to jest kwestia typologii i przyjętych założeń.  Pierwszy typ to wspólnoty ochronne, które powstają z potrzeby przynależności, one w jakiś sposób zapewniają nam azyl przed światem zewnętrznym. Są bardzo różne. W ramach tego typu mieszczą się wspólnoty w rodzaju Amway, którą opisuję w książce, a która właściwie powinna być wspólnotą zawodową, bo łączy ludzi sprzedających jakieś marketingowe dobra.
 

- Amway, firma, której styl działania jest porównywany niekiedy do sekt, ma cechy właściwe dla nowych wspólnot?
 

- Okazuje się, że ma, bo tak naprawdę tych ludzi łączy nie tylko wspólne sprzedawanie produktów, ale przede wszystkim więzi osobiste oraz występująca w Amwayu idea, ważna zwłaszcza na początku, gdy firma pojawiła się Polsce. Kiedy zaczynałam badania nad Amwayem, myślałam, podobnie jak wielu innych, że działające w nim osoby to „oszołomy”. Po pewnym czasie doszłam jednak do wniosku, że  promowana tam idea sukcesu i idea wspólnego działania, żeby było lepiej, pozwalają tym ludziom przetrwać ciężkie czasy, co było ważne zwłaszcza w trudnym okresie po transformacji. Tym, którzy okazali się nieprzydatni, albo którzy nie zdążyli załapać się na ten cud transformacyjny, Amway dał szansę, że jeżeli będą ciężko pracować, nawiązywać kontakty, to coś im się uda. Wydaje mi się, że to, co łączy amwayowców, to jest ta idea sukcesu, ale też poczucie, że każdy może wygrać, że tak naprawdę nie zależy to ani od wykształcenia, ani od tego, czy jesteśmy pełnosprawni czy niepełnosprawni. Ciekawym aspektem działania Amwaya i innych tego typu grup jest to, że przyciągają szereg osób, które gdzie indziej nie poradziłyby sobie, a tutaj nagle dają sobie radę.
Drugą wspólnotą ochronną, którą opisuję jako przykład, to wspólnota przyjaciół LGBT. Ona też stanowi rodzaj azylu przed światem zewnętrznym, który nie do końca ich akceptuje i w ich odczuciu jest wrogi. Patrząc z perspektywy członków tej wspólnoty, ważne jest samo pobycie razem, wspólne  spędzanie  czasu,  dzielenie się swoimi troskami,   kłopotami i radościami. To jest właśnie również rodzaj typowej wspólnoty ochronnej.

O drugim typie wspólnot można powiedzieć, że są czystym tworem ponowoczesności i zmian komunikacyjnych – są to wspólnoty sieciowe, głównie internetowe. W oparciu o Internet powstają wszelkiego rodzaju fora branżowe. Są też fora powstające w oparciu o portale społecznościowe - tworzą je grona przyjaciół poznanych na danym forum i utrzymujących kontakt. To są twory niesamowicie płynne i one są najmniej tradycyjną wspólnotą. Podstawową cechą tradycyjnych wspólnot jest długotrwałość, która tu jest rzeczą zupełnie nieistotną.
 

- Czy Pani zdaniem, te właśnie wspólnoty sieciowe, internetowe to jest przyszłość ruchu wspólnotowego, miedzy innymi dlatego, że najlepiej korespondują z indywidualizmem Polaków?
 

- Wydaje się, że te wspólnoty będą miały coraz większe znaczenie, że ten rodzaj więzi nawiązanych na portalach internetowych będzie również przenoszony do świata rzeczywistego, do tzw. realu.
No i wreszcie mamy trzeci rodzaj wspólnot, które także pojawiły się w okresie upadku modernizmu, albo właśnie w ponowoczesności. To są  tzw. Nowoplemiona - według Maffesolego, wspólnoty oparte o trybalizm, ale nowego typu, czyli jakieś wspólne cechy, wzory kulturowe, a przede wszystkim wspólne zainteresowania, np. grupy rekonstrukcji historycznej, gracze Role Playing Game. Te wspólnoty na pewno będą się rozprzestrzeniały i sądzę, że staną się coraz powszechniejszym modelem, dobrym dla Polaków, bo łączą w sobie indywidualizm z możliwością poszerzonego indywidualizmu.
 

- A jak funkcjonują w nowych warunkach wspólnoty lokalne, które zawsze odgrywały znaczącą rolę w Polsce?
 

- Wspólnoty lokalne są tradycyjnym rodzajem wspólnot, przetrwały podobnie jak wspólnoty religijne. One się zmieniają, dostosowują trochę do rzeczywistości i sądzę, że nasze społeczeństwo obywatelskie będzie się rozwijało właśnie w oparciu o wspólnoty lokalne. Polacy wykazują duże przywiązanie do lokalności, do tego, co jest tutaj i teraz. We wszelkich badaniach socjologicznych widać, jak silny jest związek z miejscem zamieszkania – miastem, osiedlem, wsią, a nawet szerzej – rejonem geograficznym. Jesteśmy w stanie dużo więcej dać z siebie dla swojej wsi czy osiedla niż dla państwa jako takiego, które w ogóle nie jest bytem przez nas szanowanym i tak naprawdę jest dla nas nieistotne. Państwo traktujemy jako coś, co nie jest nasze, jako przeżytek. Bardziej utożsamiamy się z narodem niż z państwem. Znamienne jest to, że jedyną reformą, która naprawdę odniosła sukces w Polsce po 1989 roku jest reforma samorządowa. Widać było, że sprawdzamy się w tej reformie, chcemy działać na poziomie naszych lokalnych małych ojczyzn i to nam przynosi satysfakcję.

- Co łączy nowe wspólnoty z nowymi ruchami społecznymi?

- Ruchy społeczne, zwłaszcza w Polsce, są głównie ruchami buntu. Zrzeszamy się przeciwko czemuś i często te nowe ruchy społeczne trwają tyle, ile trwa bunt. Jest niewiele takich, które skupiają się wokół pozytywnych wartości. Jednym z przykładów jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która jest ruchem tworzącym, a nie przeciwko czemuś. Natomiast ruchy typu obrony Rospudy czy przeciwko budowie autostrady są krótkotrwałe. Nowe wspólnoty zawiązywane są wokół wspólnych zainteresowań, pasji, albo wspólnego poczucia lęku. Łączy je raczej chęć bycia razem niż bycia przeciwko czemuś. Myślę, że to jest podstawowa różnica.
 

- Czy nowe wspólnoty są, Pani zdaniem,  ważnym zjawiskiem społecznym, które wpłynie na formy życia społecznego w przyszłości?
 

- Są bardzo ważne, bo budują tkankę społeczeństwa. Jeśli nie istnieje ta sfera mezo, jeżeli ludzie nie łączą się w grupy większe niż grupy rodzinne i bardzo mało partycypują w makrostrukturach, to mam  nadzieję, że przynajmniej dzięki współdziałaniu w tego typu wspólnotach społeczeństwo obywatelskie zacznie się rozwijać. Powinny procentować więzi nawiązywane we wszelkiego rodzaju wspólnotach, nawet jeśli są one tak trywialne, jak np. miłośników motocykli na forum internetowym. Umiejętność nawiązywania kontaktów, komunikacji, umiejętność wchodzenia w większe struktury, zaowocuje tym, że wreszcie wejdziemy również na poziom makro i będziemy społeczeństwem dojrzalszym, będziemy w stanie coś więcej zrobić.
 

- Nowe wspólnoty nie wydają się jednak być prostą drogą do budowy społeczeństwa obywatelskiego. Nie tworzą szerszych więzi, ograniczają się do swojego środowiska, nie budują kapitału społecznego ani też nie promują cnót obywatelskich.
 

- I tak, i nie. Jeśli chodzi o wspólnoty ochronne, to one rzeczywiście wyciągają nas ze społeczeństwa i zamykają w mniejszych grupach. Natomiast  jeśli chodzi o dwa pozostałe typy wspólnot, jak nowoplemiona i wspólnoty sieciowe, wydaje mi się, że one jednak budują tkankę społeczną. Często ich uczestnicy wykorzystują potem nabyte umiejętności i wspólnotowe więzi w innych grupach, stowarzyszeniach, organizacjach pozarządowych, stają się aktywni na zewnątrz.
 

-To samo można powiedzieć o nowoplemionach, grupach rekonstrukcji historycznej? To są grupy hobbystyczne.
 

- Często jednak jest tak, że z jednego hobby automatycznie przechodzimy do następnego, poszerzając krąg znajomych. Z moich badań wynika, że osoby, które są np. rycerzami, są również graczami i biorą np. udział w konwentach fantastyki. A jak biorą udział w tych kongresach, to zajmują się również grami jako takimi i tu wchodzimy w tworzenie gier dla biznesu czy edukacji. Okazuje się, że nabyte po drodze umiejętności wykorzystują później w swoich szerszych kompetencjach kulturowych. Kapitał społeczny mimo wszystko się tworzy, dzięki temu właśnie, że oni w ogóle chcą coś robić. W Polsce mamy kłopot z tymi osobami, które w niczym nie uczestniczą, nie działają w żadnej organizacji. Więc im bardziej będziemy aktywni nawet na błahych polach, tym bardziej będziemy aktywni w ogóle. Ludziom „zainfekowanym” już działaniem trudno później wrócić do czterech ścian swego pokoju i oglądania „Kiepskich” w telewizji.
 

- Czy nowe wspólnoty są zjawiskiem pokoleniowym?
 

- Zdecydowanie tak. Jedynym rodzajem nowych wspólnot skierowanym do pokolenia wyrosłego w PRL są wspólnoty ochronne. One umożliwiają dostosowanie się do nowych realiów, adaptację do nowych warunków. Natomiast wspólnoty sieciowe, nowoplemiona,  tworzą głównie młodzi ludzie, którzy urodzili się w PRL, albo po transformacji, ale ich świadomość dojrzewała już w zmieniającej się rzeczywistości. Dlatego też dla nich naturalnym sposobem komunikacji jest właśnie sieć, sposobem nawiązywania nowych kontaktów jest Internet i dla nich działanie równocześnie na wielu płaszczyznach, w wielu wspólnotach jest oczywistym modelem funkcjonowania. Na pewno te wspólnoty są tworzone przez ludzi młodych i młodszych, ale oni dojrzewają. W wielu wspólnotach, np. nowoplemionach, są ludzie, którzy zaczęli działać  właśnie jako wspomniani gracze 15-20 lat temu, teraz mają już swoje dzieci, a nadal działają według tego samego modelu. Przenoszą modele funkcjonowania do swojego dorosłego, ustatkowanego życia.
 

- Przyszłość należy więc do wspólnot, społeczeństwo obywatelskie będzie dojrzewać dłużej.
 

- Jedno powstaje na bazie drugiego. Te osoby, które uczestniczą w ruchu obywatelskim, uczestniczą też we wspólnotach. Czasem we wspólnotach tradycyjnych, jak religijne, lokalne czy samorządowe, ale także uczestniczą - lub tylko uczestniczą - w nowych wspólnotach. To są rzeczy, które się zazębiają i jak nie ma jednego, nie tworzy się drugie. Tak też jest w starych demokracjach, że ruch obywatelski powstaje wtedy, gdy te wspólnoty są aktywne.

- Dziękuję za rozmowę.
 

* pisaliśmy o książce w październikowym (SN 10/13) numerze - Nowe wspólnoty w Polsce